Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Topnienie odsłoniło zmumifikowane pingwiny Adeli z dawnej kolonii

Rekomendowane odpowiedzi

Prowadząc badania na wybrzeżu Morza Rossa, ornitolog Steven Emslie dokonał niespodziewanego odkrycia. Na Przylądku Irízara (znajduje się on na południe od Lodowca Drygalskiego na Wybrzeżu Scotta) znalazł zarówno stare, jak i, wydawałoby się, świeże szczątki pingwinów Adeli, głównie piskląt. Świeże szczątki były jednak zastanawiające, ponieważ od czasów wczesnych eksploratorów nie odnotowano tu aktywnych kolonii pingwinów.

Mimo że Emslie znalazł liczne rozrzucone kości piskląt, a także ślady guana, co sugerowało niedawne wykorzystanie miejsca, taki scenariusz był niemożliwy.

W niektórych przypadkach znaleziono kompletne zwłoki piskląt z piórami (obecnie w stanie rozkładu, jak we współczesnej kolonii), w innych nietknięte mumie. Zespół naukowców zebrał część "powierzchniowych" szczątków do analizy i datowania radiowęglowego. Zabiegi te miały pomóc w ustaleniu, co tu się właściwie stało.

Uczeni znaleźli na przylądku stare kamienie, którymi niegdyś były otoczone gniazda. Gdy pingwiny Adeli opuszczają jakieś stanowisko, kamienie zostają rozwleczone, ale wyróżniają się w krajobrazie, bo wszystkie mają zbliżoną wielkość.

Prowadziliśmy wykopaliska 3 takich stert. By wydobyć zachowane tkanki pingwinich kości i piór, a także skorupki jaj i twarde części ofiar [...] z guana, używaliśmy podobnych technik jak archeolodzy. Gleba była bardzo sucha i pylista, tak jak na bardzo starych miejscach, gdzie miałem okazję pracować w okolicach Morza Rossa [...]. Ogólnie rzecz biorąc, próbkując, uzyskaliśmy mieszaninę szczątków starych i wyglądających na świeże, co wskazywało na liczne epizody zajmowania i porzucania przylądka przez pingwiny na przestrzeni tysięcy lat. Przez te wszystkie lata pracy w Antarktyce nigdy czegoś takiego nie widziałem.

Analizy, których wyniki ukazały się w piśmie Geology, wskazują na co najmniej 3 okresy wykorzystywania przylądka przez rozmnażające się pingwiny Adeli. Ostatni zakończył się ok. 900 lat temu. Gdy pingwiny zniknęły przez narastającą pokrywę śniegową albo inne czynniki (Emslie wymienia np. małą epokę lodową), "świeże" szczątki na powierzchni zostały przykryte śniegiem i lodem i zachowały się nietknięte aż do epizodu topnienia.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2008 roku na średniowiecznym wysypisku śmieci na Starym Mieście w Moguncji znaleziono piękny złocony wisiorek sprzed 800 lat. Już wtedy zauważono, że wisiorek wyposażony jest w mechanizm otwierający, ale przez lata naukowcy nie byli w stanie go otworzyć. Teraz dzięki nowoczesnym technologiom obrazowania i wykorzystaniu źródła neutronów Heinz Maier-Leibnitz (FRM II) na Uniwersytecie Technicznym w Monachium naukowcy mogli zajrzeć do wnętrza zabytku. Odkryli w nim niewielkie kawałki kości.
      Konserwator Matthias Heinzel spędził 500 godzin przy czyszczeniu i konserwacji zabytku. Przy oczku, które służyło do wieszania ozdoby, zauważył fragment tkaniny, którą z czasem zidentyfikował jako jedwab. To pierwszy w historii dowód, że tego typu wisiorki mogły być mocowane na szyi za pomocą jedwabnej wstążki, mówi ekspert. Dzięki FRM II możliwe było zmierzenie grubości nici oraz gęstości splotu. W czasie pracy Heinzel zauważył, że wisiorek o wymiarach 6x6 cm i grubości 1 cm był prawdopodobnie relikwiarzem. Prześwietlenie promieniami rentgenowskimi nie dało jednak odpowiedzi na pytanie, czy wewnątrz coś się znajduje. Trzeba było poczekać wiele lat, na pojawienie się odpowiednich technik badawczych.
      Niedestrukcyjne źródło neutronów było niezwykle przydatne, gdyż nie mogliśmy otworzyć mechanizmu i zajrzeć do środka. Cały mechanizm jest mocno zniszczony przez korozję i otwarcie wisiorka wiązałoby się z jego zniszczeniem, wyjaśnia Heinzel.
      Dzięki badaniu neutronami wiemy, że każdy ze znajdujących się w relikwiarzu fragmentów kości owinięty jest w kawałek materiału. Naukowcy nie potrafią stwierdzić, czy kości należą do świętego, a jeśli tak, to do którego. Zwykle do relikwii dołączano fragment pergaminu z wymienionym imieniem świętego, jednak tutaj tego nie dostrzegamy, stwierdza konserwator dodając, że głównym zadaniem jest zachowanie relikwiarza dla przyszłych pokoleń.
      Naukowcy datują zabytek na późny XII wiek i uważają, że powstał on w warsztacie w Hildesheim w Dolnej Saksonii. Wykonany ze złoconej miedzi relikwiarz zdobiony jest emalią z przedstawieniem Jezusa, Ewangelistów, Marii i czterech świętych kobiet.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Południowych Alpach Ötztalskich na zrównaniu szczytowym Cima Fiammante (Lodner) topniejący lód odsłonił szczątki co najmniej 15 koziorożców alpejskich (czaszki, inne części szkieletu, a nawet sierść). W oparciu o wstępne datowanie radiowęglowe ustalono, że mają ok. 7 tys. lat.
      Odkrycia dokonali w lipcu 4 alpiniści: Stefan Pirpamer, Tobias Brunner, Arno Ebnicher i Luca Mercuri. Zgłosi to stacji leśnej w San Leonardo in Passiria. Leśnicy przeprowadzili inspekcję i wydobyli szczątki. Fragmenty kości, czaszki i resztki sierści przekazano Fondazione Edmund Mach di San Michele.
       

      W laboratorium genetycznym w San Michele all'Adige badania przeprowadził zespół pracujący pod kierownictwem Heidi Christine Hauffe i Mattea Girardiego. Następnie dokumentację dostarczono do laboratrium datowania radiowęglowego Queen's University Belfast.
      Ustalono, że szczątki koziorożców mają ok. 7018 lat; są więc o ok. 1700 lat starsze niż znaleziony w 1991 r. Ötzi.
      Obecnie szczątki koziorożców są przechowywane w stacji leśnej. Wkrótce zostaną przekazane do Biura Dziedzictwa Archeologicznego. Powstała grupa robocza działająca pod egidą Muzeum Historii Naturalnej. To ona zadecyduje o tym, jakie kroki zostaną jeszcze podjęte, np. jakie badania powinno się przeprowadzić, kto się ich podejmie, a także gdzie i jak szczątki będą przechowywane.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ostateczna klęska Napoleona, bitwa pod Waterloo, pochłonęła tysiące ofiar. Ta jedna z najbardziej znanych bitew w dziejach już w chwili jej zakończenia obrosła legendą, stała się tematem sztuki, a z czasem przedmiotem badań naukowych. Ledwie opadł dym wystrzałów, a na polu bitwy pojawili się pierwsi turyści, którzy pozostawili liczne opisy pola bitwy zasłanego ciałami poległych i rannych, ewakuacji rannych oraz grzebania i palenia zwłok. Dotychczas jednak na polu bitwy znaleziono pojedyncze szczątki. Co się więc stało ze zwłokami?
      Tony Pollard z University of Glasgow opublikował na łamach Journal of Conflicts Archeology artykuł, w którym przedstawia wyniki własnej analizy wspomnień, dzienników, gazet i dzieł malarskich z lat po bitwie.
      Pierwszymi turystami, którzy zjawili się na polu bitwy byli mieszkańcy Brukseli, w której w tym czasie żyła spora liczba Brytyjczyków. Był wśród nich James Ker, który pole bitwy pod Waterloo odwiedził już następnego dnia po zakończeniu walk. Szeroko opisał on to, co zobaczył, ale mimo że miał literackie aspiracje, jego wspomnienia nie zostały nigdy opublikowane. Z czasem zaczęli pojawiać się też turyści z zagranicy. Szczególnie z Wielkiej Brytanii, z których część wybrała się do Belgii tylko po to, bo obejrzeć pole bitwy. Najbardziej znanym z tych wczesnych turystów był bez wątpienia sir Walter Scott, który przybył pod Waterloo w sierpniu 1815 roku, dwa miesiące po bitwie.
      Ci pierwsi wizytujący skupiali się głównie na opisywaniu trzech wydarzeń: ewakuacji rannych (która trwała ok. 5 dni), pozbywaniu się ciał (co zajęło co najmniej 10 dni) oraz plądrowaniu pola bitwy, które trwało przez tygodnie, miesiące, a nawet lata.
      Z opisów wiemy, że zabici byli grzebani lub paleni nago. Szczególnie cennym nabytkiem były buty. Jednak cenne były również niektóre części ubioru. Brak jednak doniesień, by wkrótce po bitwie widywano miejscowych chłopów w żołnierskich ubraniach. Albo było więc zbyt wcześnie, by je założyć, albo materiał został pocięty i wykorzystany do produkcji innych ubrań, albo też wykorzystano go do produkcji papieru.
      Z relacji wiemy, że poległych chowano w płytkich grobach, z których deszcz wypłukiwał ziemię i trzeba było jej dosypywać. Część zmarłych spalono, ale niedokładnie, ponadto dotyczyło to mniejszości ofiar. Na polu bitwy powinny znajdować się więc tysiące pochówków.
      Z przeprowadzonych przez Pollarda analiz wynika, że odwiedzający pole bitwy wspominają o trzech masowych grobach. W wybierzysku piasku na północ od farmy La Haye Sainte miano pochować 4000 osób, w sadzie posiadłości Hougoumont spoczęło 7000 osób, a pomiędzy obiema farmami powstał trzeci z masowych grobów, gdzie pogrzebano 2000 poległych. Autor analizy stwierdza, że o ile same liczby są zapewne mocno przesadzone, to takie trzy masowe groby prawdopodobnie powstały. Większość zmarłych pochowano jednak w niewielkich pojedynczych lub podwójnych grobach.
      Pomimo tego, że relacje pisemne dość dokładnie opisują okolice, mamy też obrazy przedstawiające te wydarzenia, a farmy La Haye Sainte i Hougoumont wciąż istnieją, dotychczas nie tylko nie trafiono na masowe groby, ale w ogóle dotychczas znaleziono pojedyncze ciała.
      Przez dwie dekady po bitwie pod Waterloo europejskie pola bitew były łatwo dostępnym źródłem kości, które można było zmielić, a które – przed odkryciem w latach 40. XIX wieku superfosfatów – były używane w formie nawozu – czytamy w artykule. Pollard zauważa, że inni autorzy wspominali o takiej praktyce, jednak często z niedowierzaniem, a powszechne używanie kości z pól bitew zaliczano raczej do gatunku miejskich legend. Nawet autorzy, którzy wspominają o usuwaniu zębów poległych pod Waterloo, z których później powstawały protezy zwane „zębami z Waterloo”, nie wspominają o handlu kośćmi na potrzeby rolnictwa.
      Nie ma jednak powodu, jak stwierdza Pollard, by nie wierzyć np. gazecie The London Observer z listopada 1822 roku. Ocenia się, że z Europy kontynentalnej do portu w Hull importowano ponad milion buszli kości ludzi i zwierząt. Okolice Lipska, Austerlitz, Waterloo i innych miejsc, w których 15–20 lat temu rozgrywały się bitwy, zostały wyczyszczone z kości bohaterów oraz koni na których jeździli. Zebrane kości zostały dostarczone do Hull, a stamtąd do młynów kości w Yorkshire, gdzie silniki parowe i potężne maszyny zmieniły je na granulat. W takim stanie wysłano je do Doncaster, jednego z największych targów rolniczych w kraju, gdzie sprzedano im rolnikom, by nawozili swoje grunty.
      Autor tego samego artykułu zauważa, że Brytania wysyła młodych mężczyzn, by walczyli w zagranicznych wojnach, a potem robi z nich nawóz. Martwy żołnierz stał się bardzo wartościowym towarem, a dobrzy farmerzy z Yorkshire zadłużają się, by zamienić kości swoich dzieci w chleb. Siedem lat później London Spectator opisywał, że do szkockiego portu Lossiemouth zawinął statek z Hamburga wyładowanymi kośćmi poległych w bitwie narodów pod Lipskiem (październik 1813).
      Biorąc pod uwagę fakt, że sproszkowane kości były powszechnie używane w formie nawozu, możliwości przerobowe urządzeń do ich kruszenia, brak masowych pochówków na polu bitwy pod Waterloo oraz doniesienia prasowe z epoki, możemy z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że używanie ludzkich kości z pól bitew nie było jedynie miejską legendą.
      Można tylko przypuszczać, że jakiś czas po bitwie u właściciela terenu, na którym znajdowały się pochówki, pojawiał się agent firmy produkującej nawozy – takiej jak np. Northern Agricultural Co. Aberdeen, której siedziba mieściła się, nomen omen, przy Waterloo Quay – i składał ofertę. Przynajmniej niektórzy z właścicieli mogli z chęcią pozbyć się ze swojego terenu grobów i jeszcze na tym zarobić. Najbardziej pożądanym celem dla takich agentów mogły być masowe groby, gdzie szybko i tanio można było pozyskać liczne kości. A źródłem informacji o lokalizacji takich grobów mogli być miejscowi, którzy przechowywali pamięć lokalnej społeczności, a część z nich osobiście mogła uczestniczyć w grzebaniu zmarłych.
      Pollard podkreśla, że nie można z całą pewnością stwierdzić, iż kości poległych pod Waterloo zostały przerobione na nawóz. Silnym kontrargumentem wydaje się brak informacji o rozkopywaniu czy niszczeniu grobów w pamiętnikach turystów z kolejnych dziesięcioleci po bitwie. Nawet jeśli sami tego nie widzieli, to mogli słyszeć o tym od miejscowych. Jednak niczego takiego nie zanotowali. Faktem jednak jest, że około połowy XIX wieku z pamiętników i dzienników informacje o grobach stopniowo znikają. Może to świadczyć zarówno o tym, że zostały one zlikwidowane, a kości przerobiono na nawóz, jak i o tym, że zatarła się pamięć o nich.
      Prace archeologiczne pod Waterloo trwają i być może w przyszłości dowiemy się nieco więcej o dalszych losach tysięcy poległych w tym miejscu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania szczątków kostnych z Herkulaneum pokazały, że kobiety i mężczyźni zamieszkujący starożytne miasto nie jedli tych samych produktów. Analiza stabilnych izotopów węgla i azotu z aminokwasów kolagenu kości 17 osób (11 dorosłych mężczyzn i 6 dorosłych kobiet) wskazała, że kobiety spożywały więcej produktów ze zwierząt lądowych i lokalnie hodowanych owoców i warzyw, a w diecie mężczyzn było więcej droższych ryb.
      Autorami publikacji z pisma Science Advances są naukowcy z University of York, Parków Archeologicznych Herkulaneum i Pompejów oraz z Museo delle Civiltà di Roma.
      Za cel tego badania postawiono sobie określenie zmienności dietetycznej w tej unikatowej próbce rzymskiego społeczeństwa z rozdzielczością, która wcześniej była nieosiągalna [...] - napisali naukowcy.
      Szczątki zmarłych w wyniku wybuchu Wezuwiusza w 79 r. dają unikatową szansę na zbadanie stylu życia starożytnej społeczności, która żyła i zginęła razem. Źródła historyczne często napomykają o różnym dostępie do pokarmów w rzymskim społeczeństwie, ale rzadko mamy do czynienia z bezpośrednimi dowodami i danymi ilościowymi - podkreśla prof. Oliver Craig z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Yorku.
      Odkryliśmy znaczące różnice dot. proporcji morskich i lądowych produktów spożywanych przez kobiety i mężczyzn [...].
      Jak wyliczyli naukowcy, w porównaniu do kobiet, mężczyźni uzyskiwali średnio o ok. 50% więcej białka ze źródeł morskich. Spożywali też nieco więcej zbóż. Kobiety pozyskiwały za to więcej białek zwierząt lądowych oraz lokalnie hodowanych owoców i warzyw.
      Mężczyźni z większym prawdopodobieństwem byli bezpośrednio zaangażowani w rybołówstwo i inne działania związane z morzem. Generalnie zajmowali bardziej uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie i byli wcześniej uwalniani od niewolnictwa, co dawało im większy dostęp do drogich towarów, np. świeżych ryb - wyjaśnia doktorantka Silvia Soncin.
      Dzięki nowemu podejściu akademicy byli w stanie dokładniej opisać starożytną dietę, tak by porównać ją z późniejszymi nawykami żywieniowymi. Zespół sugeruje, że ryby i owoce morza stanowiły większą część diety mieszkańców Herkulaneum niż przeciętnej współczesnej diety śródziemnomorskiej. Zboża miały zaś mniejsze ogólne znaczenie w porównaniu do typowej diety śródziemnomorskiej (wg definicji sformułowanej w latach 60.). Trzeba będzie jeszcze ustalić, czy wzorzec ten był charakterystyczny dla starożytnych społeczeństw śródziemnomorskich, czy też raczej cechował miejscowości przybrzeżne, takie jak Herkulaneum.
      Dieta mieszkańców Herkulaneum nie tylko wskazuje na nawyki żywieniowe, ale i konfrontuje nas ze społeczeństwem zorganizowanym według innych reguł niż współcześnie. Był to świat, gdzie rutynowy dostęp do określonych pokarmów zależał nie od głodu czy możliwości zakupu, ale od [...] płci, warunków społecznych czy pochodzenia etnicznego - podkreślił dyrektor Parku Archeologicznego Herkulaneum.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Metastatyczne nowotwory piersi najczęściej dają przerzuty do kości. Przerzuty takie często udaje się ustabilizować i zarządzać nimi przez długi czas. Czasem jednak dochodzi do wznowy. Badania prowadzone właśnie przez naukowców z Baylor College of Medicine pomagają wyjaśnić, dlaczego nowotwory piersi z receptorem estrogenowym (ER+) dają wznowy w kościach, a następnie innych tkankach
      Naukowcy pracujący na modelach zwierzęcych zauważyli, że komórki kości otaczające guz ER+ tworzą środowisko, które zmniejsza ekspresję receptorów estrogenowych w tych komórkach, co prowadzi do oporności na terapię endokrynną. Wyniki tych badań opublikowano w piśmie Developmental Cell. Podczas innych badań ten sam zespół naukowy stwierdził – o czym możemy przeczytać na łamach Cell – że mikrośrodowisko kości prowadzi do takiego przeprogramowania komórek nowotworowych, które wspomaga przerzuty.
      Przerzuty do innych organów to główna przyczyna zgonów z powodu nowotworów. Moje laboratorium interesuje się tym od wielu lat, mówi profesor Xiang H.-F. Zhang. Nowotwory piersi najczęściej dają przerzuty do kości. Tajemnicą jednak pozostaje, dlaczego w ponad 2/3 przypadków, przerzuty nie ograniczają się do kości, ale pojawiają się też w innych organach, prowadząc do śmierci.
      Naukowcy wykorzystali cały szereg technik badawczych, dzięki którym stwierdzili, że mikrośrodowisko kości ułatwia dalsze przerzutowanie nowotworów piersi i prostaty do kolejnych organów. Odkryliśmy, że mechanizm ten jest napędzany przez epigenetyczne przeprogramowanie, które nadaje komórkom nowotworowym rozprzestrzeniającym się z kości właściwości podobne do komórek macierzystych.
      Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że gdy komórki nowotworu z receptorem estrogenowym (ER+) umiejscowią się w kościach, zmniejszają ekspresję receptora estrogenowego, co czyni je mniej podatnymi na terapie skierowane nakierowane na ten receptor. Odkryliśmy, że do zmiany takiej prowadzą komórki osteogenne, dodaje doktor Igor Bado.
      Interakcja komórek nowotworowych z komórkami osteogennymi prowadzi też do zainicjowania zmian w ekspresji genów, które nadają komórkom nowotworowym właściwości podobne do komórek macierzystych, takie jak możliwość odnawiania się i różnicowania w różne typy komórek.
      Odkryliśmy, że mikrośrodowisko kości działa jak stacja zasilająca dla komórek nowotworowych, zwiększając ich możliwość przerzutowania do innych organów. Badania te wspierają hipotezę mówiącą, że wiele przerzutów może być inicjowanych nie w guzie pierwotnym, ale w guzach wtórnych, dodaje Weijie Zhang.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...