Sign in to follow this
Followers
0
-
Similar Content
-
By KopalniaWiedzy.pl
NASA oświadczyła, że pierwszy stopień SLS (Space Launch System) – którego gorący test sprzed czterech dni zakończył się znacznie przed czasem – jest w doskonałej kondycji. Po wstępnej analizie danych stwierdzono, że za przerwanie testu po 67,2 sekundy odpowiedzialne było przekroczenie bardzo restrykcyjnych parametrów testu. Zostały one ustawione bardzo rygorystycznie, gdyż NASA zamierza użyć tego samego stopnia w planowanym na bieżący rok bezzałogowym locie testowym SLS i kapsuły Orion.
Przypomnijmy, że w ramach gorącego testu uruchomiono wszystkie 4 silniki SLS i miały one działać przez 8 minut. Tymczasem po nieco 60 sekundach systemy bezpieczeństwa wyłączyły silniki. Teraz przedstawiciele NASA poinformowali, że do przekroczenia założonych parametrów, co skutkowało zakończeniem testu, doszło w systemie hydraulicznym poruszającym silnikiem nr 2 tak, by symulować ruchy silnika podczas sterowania rakietą w czasie wznoszenia się. Układ bezpieczeństwa, który zakończył test, jest częścią naziemnego systemu testowego. Gdyby do podobnego wydarzenia doszło podczas lotu, SLS kontynuowałaby podróż bez przeszkód.
Podczas testu, mimo iż trwał on znacznie krócej niż zakładano, udało się sprawdzić wszystkie główne systemy i działały one bez zarzutu, a silniki osiągnęły 109% mocy. Jednak nie wszystko poszło jak z płatka. Około 1,5 sekundy po uruchomieniu silników czujniki zanotowały wydarzenie typu main component failure (MCF). Okazało się, że silnik 4 stracił jeden z dodatkowych systemów zabezpieczeń, a jego rozruch rozpoczął się o 6 sekund zbyt wcześnie. Warunki testu nie powodowały przerwania próby w razie wystąpienia tego typu awarii, gdyż systemy kontroli silnika mają wystarczająco dużo powtórzonych systemów bezpieczeństwa, by bezpiecznie można było prowadzić test.
Inżynierowie wciąż szukają też źródła „błysku”, o którym poinformowano zaraz po zakończeniu testu. Na osłonie termicznej jednego z silników są widoczne ślady oddziaływania zewnętrznego źródła ciepła. Dane z czujników pokazują jednak, że temperatury w sekcji silników nie odbiegały od normy, a osłony termiczne spełniły swoje zadanie.
Na razie nie wiadomo, ani czy gorący test zostanie powtórzony, ani czy wynik pierwszego testu wpłynie na termin bezzałogowego lotu próbnego.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
NASA uruchomiła najpotężniejszą rakietę, jaka kiedykolwiek działała na Ziemi. Wczoraj o godzinie 21:30 czasu polskiego w Stennis Space Center uruchomiono wszystkie 4 silniki RS-25 głównego stopnia Space Launch System, który ma zawieźć ludzi na Marsa. Silniki miały działać przez 8 minut, jednak po minucie zamilkły. Obecnie specjaliści z NASA analizują dane i szukają przyczyny wcześniejszego wyłączenia się silników.
Ten tzw. gorący test miał być ostatnią z serii prób Green Run. Na potrzeby testu główny stopień rakiety wygenerował 1,6 miliona funtów ciągu. Zbiorniki rakiety napełniono 33 tonami ciekłego tlenu i ciekłego wodoru. Chociaż silniki nie pracowały tak długo, jak zakładano, przeprowadzono udane odliczanie, udane uruchomienie silników i zebrano ważne dane, stwierdził szef NASA Jim Bridenstine, który przyglądał się testowi.
NASA zapewnia, że przyczyną wcześniejszego zakończenia testu nie była awaria samych silników. W czasie testu zmieniano siłę ciągu i przygotowywano się do przeprowadzenia manewru umożliwiającego sterowanie rakietą w czasie lodu. Widzieliśmy niewielki błysk, który pojawił się między osłonami silników gdy rozpoczęliśmy manewr, powiedział menedżer projektu SLS John Honeycutt. W takiej sytuacji kontroler silników wysyła do kontrolera stopnia informację o pojawieniu się nieprawidłowości. Ten zaś podjął decyzję o wyłączeniu. W silnikach każdy parametr, który wykracza poza wyznaczone granice powoduje, że do kontrolera stopnia trafia sygnał o nieprawidłowości, mówi Honeycutt.
Szef NASA odmówił nazwania tego, co się stało, awarią. Właśnie dlatego prowadzimy testy. Zanim wsadzimy amerykańskich astronautów do amerykańskiej rakiety wszystko musi dziać perfekcyjnie, stwierdził.
W tej chwili nie wiadomo, czy gorący test zostanie powtórzony, czy też – jak planowano wcześniej – główny stopień rakiety trafi do Centrum Lotów Kosmicznych im. Kennedy'ego, gdzie zostanie przygotowane do pierwszego lotu próbnego. Misja Artemis-1 jest planowana na listopad bieżącego roku. Dziennikarze zapytali Bridenstine'a czy w związku z wynikiem testu termin ten wciąż jest aktualny. Myślę, że jest zbyt wcześnie, by odpowiedzieć na to pytanie. Gdy dowiemy się, co poszło nie tak, będziemy wiedzieli, co przyniesie przyszłość, odpowiedział urzędnik.
Misja Artemis-1 ma być lotem bezzałogowym, w ramach którego zostanie przetestowany SLS i kapsuła Orion. W 2023 roku ma się odbyć test załogowy, w ramach którego astronauci polecą poza orbitę Księżyca.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Chińscy naukowcy stworzyli pierwszą na świecie zintegrowaną kwantową sieć komunikacyjną, łącząc światłowody na Ziemi z dwoma satelitami. Dzięki temu byli w stanie przesłać klucz kwantowy przez cały kraj na łączną odległość 4600 kilometrów. O swoim osiągnięciu poinformowali na łamach Nature.
Komunikacja kwantowa jest uznawana, przynajmniej teoretycznie, za niemożliwą do podsłuchania. Dlatego też jej pojawienia się z niecierpliwością oczekują firmy prywatne, wojsko czy instytucje państwowe. Głównym elementem bezpiecznej komunikacji kwantowej jest możliwość dystrybucji klucza kwantowego (QKD). Dotychczas udawało się go przesyłać na odległość kilkuset kilometrów. Jednym z ważnych osiągnięć technologii QKD była możliwość wykorzystania satelitów.
Z QKD korzysta obecnie ponad 150 firm na ternie Chin. To rodzaj demonstracyjnej sieci, która dowodzi, że w przyszłości kwantowa komunikacja będzie nadawała się do pełnoprawnych praktycznych zastosowań. Może też powstać ogólnoświatowa sieć kwantowa, jeśli różne kraje połączą swoje sieci i powstaną standardowy sprzęt i protokoły do ich obsługi.
Chińczycy intensywnie pracują nad rozwojem swojej sieci kwantowej i właśnie udowodnili, że klucz kwantowy klucz szyfrujący można przesyłać między stacjami naziemnymi a satelitami na odległość 4600 kilometrów i to w tempie 47,8 kilobitów na sekundę. To aż 40-krotnie szybciej niż dotychczas. Co więcej, wykorzystując technologię o nazwie twin-field QKD (TF-QKD) byli też w stanie przesłać klucz na odległość 500 km korzystając przy tym z samych światłowodów.
Zespół z Uniwersytetu Nauki i Technologii w Hefei, na którego czele stoją Jianwei Pan, Yuao Chen i Chengzhi Peng ma coraz bardziej ambitne plany. We współpracy z partnerami z Austrii, Włoch, Rosji i Kanady chcą rozbudowywać sieć w Chinach, rozwijać niewielkie tanie satelity wyspecjalizowane w dystrybucji kwantowych kluczy szyfrujących, pracować nad naziemnymi przekaźnikami, planują też budowę większych satelitów, dzięki którym możliwa stanie się nieprzerwana dystrybucja kwantowych kluczy szyfrujących na odległości liczone w dziesiątkach tysięcy kilometrów.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
NASA i jej partnerzy pracują nad napędem atomowym dla pojazdów kosmicznych. Pomysł na atomowe silniki rakietowe pojawił się w latach 40. ubiegłego wieku. Jednak dopiero teraz dysponujemy technologiami, które czynią realną koncepcję międzyplanetarnej podróży napędzanej energią atomową.
Co bardzo ważne, pomysły nad którymi pracuje NASA, zakładają wykorzystanie silników o napędzie atomowym poza Ziemią. Pojazdy mają być wynoszone za pomocą silników na paliwo chemiczne i dopiero poza niską orbitą okołoziemską ma uruchamiać się silnik atomowy.
Głównym wyzwaniem było zawsze zaprojektowanie bezpiecznego i lekkiego silnika o napędzie atomowym. Nowe paliwa i reaktory to zapewniają. Nadzieje z nimi związane są na tyle duże, że NASA myśli nawet o misjach załogowych korzystających z energii rozpadu jąder atomowych. Napęd jądrowy bardzo się przyda, jeśli myślimy o podróży na Marsa i z powrotem w czasie krótszym niż dwa lata, mówi Jeff Sheehy, główny inżynier w Space Technology Mission Directorate. Głównym wyzwaniem jest tutaj dokonanie odpowiedniego postępu w dziedzinie paliwa, dodaje.
Paliwo takie musiałoby wytrzymać bardzo wysokie temperatury oraz warunki panujące w silniku. Dwie firmy, z którymi współpracuje NASA, zapewniają, że mają odpowiednie paliwo i reaktor.
Silniki atomowe mają wykorzystywać energię z rozpadu jąder atomowym do podgrzania ciekłego wodoru do temperatury 2430 stopni Celsjusza. To aż 8-krotnie więcej niż wynosi temperatura rdzenia reaktora w typowej elektrowni atomowej. Tak podgrzany wodór ma się rozszerzać i z olbrzymią prędkością wydobywać z dysz silnika. W ten sposób będzie powstawał 2-krotnie większy ciąg na jednostkę masy paliwa niż w przypadku obecnie stosowanych paliw chemicznych. To zaś pozwoli pojazdowi poruszać się szybciej i lecieć dłużej. Dodatkową zaletą wykorzystania silnika o napędzie atomowym byłby fakt, że po dotarciu na miejsce – na przykład na orbitę jednego z księżyców Saturna – reaktor może przełączyć się z trybu pracy napędu w tryb źródła energii i przez wiele lat zasilać instrumenty naukowe umożliwiając np. wysyłanie wysokiej jakości fotografii.
Uzyskanie odpowiedniego ciągu z silnika atomowego będzie wymagało użycia wysoce wzbogaconego paliwa. Paliwo takie, jak w elektrowniach atomowych, byłoby bezpieczniejsze w użyciu, jednak w warunkach wysokiej temperatury silnika oraz obecności wysoce reaktywnego wodoru, stałoby się kruche.
Firma Ultra Safe Nuclear Corp. Technologies (USNC-Tech), która współpracuje z NASA, informuje, że wzbogaca swój uran do poniżej 20%. To więcej niż w reaktorach atomowych, ale mniej niż w broni jądrowej. Jej paliwo to mikroskopijne pokryte ceramiką kapsułki uranu umieszczone na macierzy z węglika cyrkonu. Mikrokapsułki utrzymują w miejscu produkty uboczne reakcji, a jednocześnie pozwalają na uchodzenie ciepła.
Dość podobną konstrukcję proponuje firma BWX Technologies. Pracuje ona nad mikrokapsułkami ceramicznymi oraz eksperymentuje z paliwem zamkniętym w metalowej matrycy.
Główna różnica pomiędzy projektami obu przedsiębiorstw polega na wykorzystaniu różnych moderatorów. Zadaniem moderatora jest spowolnienie neutronów z rozpadu atomowego tak, by podtrzymywały one reakcję łańcuchową. BWX umieściło swoje bloki z paliwem pomiędzy wodorkami, natomiast w projekcie USNC-Tech wykorzystano beryl w roli moderatora.
Warto tutaj wspomnieć jeszcze o jednej propozycji. Naukowcy z Plasma Physics Laboratory na Princeton University wykorzystują eksperymentalny reaktor USNC-Tech podczas prac nad własną koncepcją napędu atomowego. Reaktor służy im do podgrzewania plazmy do temperatury powyżej miliona stopni Celsjusza.
Samuel Cohen z Princeton mówi, że jest jeszcze jeden sposób na małe bezpieczne silniki o napędzie atomowym: reaktory termojądrowe. Obecnie podczas prac nad nimi wykorzystuje się zwykle deuter i tryt. Jednak zespół Cohena pracuje nad reaktorem fuzyjnym korzystającym z deuteru i helu-3. Do reakcji dochodzi w plazmie o bardzo wysokiej temperaturze, dzięki czemu powstaje bardzo mało neutronów. Nie lubimy neutronów, gdyż mogą one zmienić materiały konstrukcyjne, jak stal, w coś na podobieństwo sera szwajcarskiego i spowodować, że staną się one radioaktywne, mówi Cohen. Co więcej koncepcja nad którą pracują w Princeton – Direct Fusion Drive – wymaga znacznie mniej paliwa niż standardowa fuzja, a samo urządzenie może być 1000-krotnie mniejsze niż standardowe.
Napęd wykorzystujący reakcję termojądrową może, przynajmniej teoretycznie, znacząco przewyższać napęd jądrowy. Dostarczy on bowiem aż 4-krotnie więcej energii. Jednak technologia reakcji termojądrowej wciąż jest słabo rozwinięta, a specjaliści muszą pokonać wiele przeszkód jak uzyskanie i utrzymanie plazmy oraz efektywna zamiana uzyskanej energii w ciąg. Dlatego też, jak przyznaje Cohen, technologia napędu termojądrowego raczej nie będzie gotowa do końca lat 30., do czasu startu proponowanej misji załogowej na Marsa.
Tymczasem USNC-Tech ma już niewielkie prototypy oparte na swoim paliwie. Jesteśmy na najlepszej drodze, by spełnić wymagania NASA i do roku 2027 zademonstrujemy gotowy do użycia system w skali 1:2, zapewnia Michael Eades dyrektor ds. inżynieryjnych USNC-Tech. Później firma ma zbudować gotowy do marsjańskiej misji system napędowy w pełnej skali.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
W Chinach znaleziono wyrzeźbiony w skale 9-metrowy posąg Buddy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że odkrycia dokonano pomiędzy dwoma blokami mieszkalnymi w dystrykcie Nan'an w Chongqingu. Ludzie, którzy mieszkają w okolicy od kilkudziesięciu lat nie mieli pojęcia o istnieniu posągu. Odkryto go ostatnio, podczas oczyszczania terenu ze śmieci i roślinności.
Ze znalezionych w archiwach dokumentów wynika, że głowa posągu została zniszczona w latach 50., a świątynia Leizu, wybudowana w latach 1910–1940 została wyburzona w 1987 roku, a w 1990 roku na jej miejscu postawiono dwa bloki. W urzędowych dokumentach z lat 90. znalazł się zapisek, że posąg Buddy uznano za dziedzictwo kulturowe, jednak urzędnicy nie są w stanie powiedzieć, co zrobili, by go chronić.
Posąg, wyrzeźbiony w klifie, przedstawia siedzącego Buddę trzymającego przed brzuchem skałę. Fragmenty zabytku są mocno uszkodzone.
Kobieta, która mieszka w sąsiedztwie od 70 lat powiedziała mediom, że w latach 50. powiedziano jej, iż wewnątrz świątyni znajdował się posąg Buddy, ale jej samej wydaje się, że głowa posągu nigdy nie została wykonana. Prace nad rzeźbą przerwano, gdy w 1949 roku powstała Chińska Republika Ludowa, stwierdziła pani Deng.
O samym posągu niewiele wiadomo. Spekulacje w internecie mówią, że może on pochodzić z czasów północnej dynastii Song, południowej dynastii Song lub dynastii Qing. W tej chwili nie można dać żadnej profesjonalnej odpowiedzi, powiedziała pracownica wydziału kultury Nan'an. Rozrzut dat jest imponujący. Północna dynastia Song rządziła bowiem w latach 960–1127, rządy dynastii południowej przypadają na lata 1127–1279, a Qing była ostatnią chińską dynastią, rządzącą Chinami w latach 1644–1912.
« powrót do artykułu
-
-
Recently Browsing 0 members
No registered users viewing this page.