Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Szczątki setek zgilotynowanych osób, w tym Robespierre'a, złożono pomiędzy ścianami Kaplicy Pokutnej?

Rekomendowane odpowiedzi

Historycy sądzą, że szczątki niemal 500 osób zgilotynowanych w czasie Rewolucji Francuskiej, w tym samego twórcy Wielkiego Terroru Robespierre'a, spoczywają w paryskich katakumbach. Jednak opublikowane właśnie badania sugerują, że szczątki tych osób leżą obecnie w ścianach Chapelle Expiatoire (Kaplicy Pokutnej), XIX-wiecznej kaplicy w 8. dzielnicy Paryża.

Wiele ze wspomnianych osób to arystokraci, których publicznie ścięto na Placu Rewolucji, obecnie Placu Zgody. Była wśród nich zarówno kochanka Ludwika XV, Madame du Barry, jak i wpływowa wczesna pisarka feministyczna i reformatorka społeczna, Olympe de Gouges.

Przed 2 laty administrator kaplicy, Aymeric Peniguet de Stoutz, zauważył, że ściany pomiędzy kolumnami w dolnej kaplicy nie są równe. Wyglądało to tak, jakby pomiędzy nimi była jakaś dodatkowa przestrzeń. O pomoc zwrócił się do archeologów. Badań podjął się Philippe Charlier. Gdy wsunął on w przestrzeń między kamieniami miniaturową kamerę zauważył... kości. Dolna kaplica zawiera cztery drewniane ossuaria wypełnione ludzkimi kośćmi, mówi Charlier.

Jak kości z XVIII wieku trafiły do XIX-wiecznej kaplicy? Otóż Chapelle Expiatoire została wybudowana na początku XIX wieku na miejscu cmentarza Marii Magdaleny. Ten zaś znajdował się w pobliżu Placu Rewolucji, gdzie zabijano ludzi. Cmentarz został zamknięty w 1794 roku z braku miejsca. Był jednym z czterech, na których chowano ofiary gilotyny.

W 1814 roku królem Francji został Ludwik XVIII. Nakazał on przeniesienie szczątków swojego brata Ludwika XVI i Marii Antoniny do bazyliki Saint-Denis. Zarządził też, by na miejscu cmentarza postawić kaplicę. Władca nakazał, by z placu budowy nie usuwano żadnej ziemi wypełnionej ofiarami rewolucji. Mimo to historycy uważali, że szczątki niemal 500 ofiar, w tym najbardziej znanego przywódcy rewolucji, Robespierre'a, zostały w 1844 roku przeniesione do Ossuarium Zachodniego, a stamtąd w 1859 roku trafiły do paryskich katakumb. Teraz okazuje się, że rozkaz władcy został prawdopodobnie skrupulatnie wykonany.

Dotychczas sądziliśmy, że kaplica jest jedynie pomnikiem wzniesionym ku pamięci członków rodziny królewskiej. Teraz wiemy, że to również nekropolia rewolucji, mówi Peniguet de Stoutz.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Białostockie uczelnie we współpracy z monasterem Supraślu i Chrześcijańską Akademią Teologiczną rozpoczęły projekt ratowania i zabezpieczenia XIV-wiecznych unikatowych katakumb znajdujących się w pobliżu monasteru. Kilkadziesiąt lat po tym, jak do Supraśla przybyli mnisi, na południe od monasteru wzniesiono cerkiew Zmartwychwstania Chrystusa, a pod nią zbudowano duże katakumby z niemal 200 niszami grzebalnymi. To miejsce pochówku elity Rzeczypospolitej szlacheckiej, mówi doktor habilitowany Maciej Karczewski.
      W supraskich katakumbach spoczywają Chodkiewiczowie, Czartoryscy, Sanguszkowie, Sapiehowie, Wiśniowieccy, Tyszkiewiczowie czy Siemaszkowie. To są nazwiska, które znamy wszyscy ze szkoły podstawowej i średniej z lekcji historii. Szczątki tych osób obok mnichów z klasztoru były grzebane w tychże katakumbach, mówi Karczewski. Zarówno przedstawiciele potężnych rodów magnackich, jak i mieszczańskich familii uważali za zaszczyt spocząć w pobliżu monasteru.
      W XIX wieku zrujnowana Cerkiew Zmartwychwstania została rozebrana, a katakumby przykryto. Niestety – o czym informowaliśmy – w połowie lat 80. XX wieku katakumby odsłonięto do prac archeologicznych i pozostawiono niezabezpieczone. Zostały one zniszczone przez wandali.
      To obiekt, który napawa zgrozą – mówi dr hab Andrzej Borkowski, biskup supraski archimandryta Monasteru Zwiastowania Przenajświętszej Bogurodzicy w Supraślu. Z roku na rok katakumby obsypują się, przestają istnieć i to jest już chyba ostatni moment, kiedy możemy wspólnie, przy pomocy Politechniki Białostockiej i naszych uniwersytetów, a więc kadry naukowej, podjąć takie ratownicze zadania, tak aby przynajmniej zatrzymać dewastację.
      Już od dłuższego czasu staramy się zadbać o nasze wielowiekowe dziedzictwo. Prace rozpoczęły zespoły archeologiczne, dokonując opisu tych katakumb. Później katakumby popadły w ruinę. W ostatnich latach, razem z braćmi z Monasteru, razem z wolontariuszami, pod opieką archeologiczną, oczyściliśmy katakumby. Zostały zabezpieczone po to, żeby nie postępowała ich dewastacja. Kolejny etap należy już do specjalistów, dlatego nie możemy sami ingerować w zabytkową strukturę katakumb, które na zewnątrz nie są widoczne, mówi Borkowski.
      Przeprowadzona została wizja lokalna z udziałem naukowców. Eksperci z Politechniki Białostockiej zauważają, że najpierw konieczne jest przeprowadzenie prac zapewniających bezpieczeństwo osobom pracującym w katakumbach. Nie ma sklepienia – części najbardziej niebezpiecznej, która mogłaby spaść na osoby pracujące, ale fragmenty cegieł są na tyle nadwyrężone, szczególnie w elementach podporowych, że należałoby to zabezpieczyć, mówi profesor PB Janusz Krentowski z Katedry Geotechniki i Mechaniki Konstrukcji Wydziału Budownictwa i Nauk o Środowisku.
      Wszyscy zaangażowani w ratowanie unikatowego zabytku zgadzają się, że to ostatni moment, by ocalić katakumby. Naszym celem jest przygotowanie dokumentacji, wytycznych do tego, żeby w następnym etapie wystąpić do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o przyznanie środków na zabezpieczenie katakumby w formie trwałej ruiny, mówi profesor Karczewski.
      Nie mamy zbyt wiele przykładów w naszym kraju tego typu pochówków nawiązujących częściowo do tradycji Wschodniej, do tradycji bizantyjskiej z którą Monaster już począwszy od XVI wieku utrzymywał szerokie kontakty – mówi biskup Borkowski. To element naszej wspólnej tradycji, wspólnego dziedzictwa kulturowego i duchowego. To miejsce modlitwy, gdzie spoczywają szczątki naszych przodków, dlatego nad tym miejscem w sposób szczególny powinniśmy się pochylić.
      W ratowanie katakumb zaangażowały się Politechnika Białostocka, Uniwersytet Medyczny w Białymstoku, Uniwersytet w Białymstoku oraz Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Politechnika Białostocka, Uniwersytet Medyczny w Białymstoku, Uniwersytet w Białymstoku i Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie zadeklarowały, że będą wspierać naukowo ochronę unikatowych katakumb Klasztoru Męskiego Zwiastowania Najświętszej Marii Panny w Supraślu. Będące jednym z najcenniejszych zabytków Podlasia katakumby powstały w połowie XVI w. i obejmują 130 nisz. Zabezpieczenie zabytku o dużej wartości historycznej wymaga szeroko zakrojonych badań.
      Ratowanie wyjątkowego zabytku
      Nasz wspólny projekt, realizowany przez Klasztor Męski Zwiastowania Najświętszej Marii Panny w Supraślu i teraz wspólnie przez rektorów białostockich uczelni, dotyczy katakumb, czyli wielkiego dziedzictwa historycznego i kulturowego nie tylko klasztoru w Supraślu, nie tylko Kościoła prawosławnego w Polsce, ale też całego regionu i całego naszego kraju – wyjaśnia ihumen Pantelejmon Karczewski.
      Ihumen Karczewski ma nadzieję, że uda się uratować dla następnych pokoleń dziedzictwo, które wymaga szeroko zakrojonych prac badawczo-konserwatorskich. Od 2014 r. katakumby są ogrodzone i zadaszone.
      Dr hab. inż. Marta Kosiuk-Kazberuk, rektor Politechniki Białostockiej, uważa, że w realizacji projektu przyda się z pewnością doświadczenie uczelnianych ekspertów, zajmujących się konserwacją zabytków, budownictwem, inżynierią materiałową czy wreszcie zagospodarowaniem terenu.
      Dr hab. Maciej Karczewski z Uniwersytetu Białostockiego opowiada, że archeolodzy rozpoznają nawarstwienia wokół katakumb. Specjalista liczy też na to, że po podpisaniu listu intencyjnego powstanie naprawdę interdyscyplinarny zespół, który przygotuje dokumentację naukowo-techniczną i zalecenia do prac zabezpieczających.
      To bardzo paląca potrzeba, bo tak naprawdę to niezwykle cenne dziedzictwo. Katakumby są jedynym tego rodzaju obiektem zabytkowym na obszarze nie tylko Polski północno-wschodniej, ale śmiem twierdzić, że naszej części Europy Środkowo-Wschodniej. One wymagają bardzo pilnego zabezpieczenia. Musimy sprawdzić, czy prace ziemne, które są konieczne dla zabezpieczenia katakumb, nie naruszą pochówków na cmentarzu, który znajduje się wokół katakumb. Naszym zadaniem będzie uratowanie katakumb, poprzedzone wykonanymi z odpowiednim pietyzmem badaniami archeologicznymi [...].
      Karczewski dodaje, że zespół powinien również wejść do katakumb, bo w niszach grzebalnych nadal są szczątki i nadal są elementy kultury materialnej, i to bardzo wysokiej kultury materialnej, związanej z klasztorem i z katakumbami.
      Historia katakumb
      Jak wyjaśniono na stronie Monasteru Zwiastowania Przenajświętszej Bogurodzicy, kilkadziesiąt lat po osiedleniu się mnichów w Supraślu, gdzieś między 1532 a 1557 rokiem, na południe od budynków monasterskich wzniesiono z pruskiego muru Cerkiew Zmartwychwstania Chrystusa, a pod nią wymurowano obszerne katakumby [...].
      W kryptach cerkwi pochowano fundatorów, a na przełomie XVI i XVII w. m.in. wojewodę smoleńskiego Bazylego Tyszkiewicza. W kryptach pod cerkwią chowano mnichów, ale i członków rodzin Olelkowiczów, Słuckich i Wiśniowieckich. Bogaci ofiarodawcy z potężnych rodów dawnej Rzeczypospolitej, ale także mieszczańskie familie, uważały za zaszczyt spocząć po śmierci w pobliżu monasteru.
      Na początku XIX w. zrujnowaną Cerkiew Zmartwychwstania rozebrano, a katakumby przykryto.
      W latach osiemdziesiątych katakumby, odsłonięte i źle zabezpieczone - pozostawiono swojemu losowi. Łatwo padły łupem ciekawskich, niepotrafiących uszanować majestatu śmierci, i zwykłych wandali. Mnisi co pewien czas urządzają pogrzeb odnalezionych, przeważnie zbezczeszczonych, kości.
      Zejścia do przejścia podziemnego, które najprawdopodobniej łączyło katakumby z Cerkwią Zmartwychwstania, są dziś zasypane.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcom udało się bezsprzecznie zidentyfikować szczątki jednego z członków zaginionej ekspedycji Franklina. Dzięki badaniom DNA potwierdzono, że materiał pobrany z kości i zębów należy do Johna Gregorego, inżyniera z HMS Erebus.
      Losy ekspedycji Franklina przez dziesięciolecia poruszały ludzi. John Franklin, doświadczony badacz Arktyki, wyruszył w 1845 roku na czele załóg HMS Erebus i HMS Terror w swoją czwartą wyprawę badawczą. Jej celem było pokonanie nieprzebytego dotychczas fragmentu Przejścia Północno-Zachodniego. Wyprawa, w skład której wchodziło 129 osób, zaginęła. W drugiej połowie XIX wieku zorganizowano wiele wypraw poszukiwawczych, które trafiały na kolejne ślady zaginionej ekspedycji. Trafiono m.in. na groby niektórych członków załogi.
      Poszukiwania, badania i próby szczegółowego odtworzenia losów Franklina i jego ludzi trwają zresztą do dzisiaj.
      Dotychczas znalezione ciała członków ekspedycji Franklina były identyfikowane za pomocą badań archeologicznych czy zapisków. Teraz mamy pierwszą bezsprzeczną identyfikację.
      Szczątki Johna Gregory'ego znaleziono na Wyspie Króla Williama. Teraz wiemy,że John Gregory był jednym z trzech członków ekspedycji, którzy zmarli w tym konkretnym miejscu w okolicach Zatoki Erbus na południowym-zachodzie Wyspy Króla Williama, mówi profesor Douglas Tenton z University of Waterloo.
      Wiemy, że ekspedycja Franklina dotarła do Arktyki w 1845 roku, a w kwietniu 1848 roku 105 wciąż żyjących jej członków porzuciło uwięzione w lodzie okręty, próbując dotrzeć lądem do ludzkich osiedli. Od połowy XIX wieku na Wyspie Króla Williama znaleziono szczątki dziesiątków członków ekspedycji, jednak dotychczas nikogo jednoznacznie nie zidentyfikowano. Gregory jest pierwszy.
      Dotychczas udało się uzyskać DNA 26 członków załogi Franklina. Teraz pierwszy z nich został zidentyfikowany dzięki badaniom genetycznym jego potomków. Ostatnią wiadomością, jaką rodzina otrzymała od Johna Gregory'ego był list z 9 lipca 1845 roku, jaki wysłał do swojej żony Hannah z Grenlandii, zanim wyprawa dotarła do kanadyjskiej Arktyki.
      Szczątki Gregory'ego zostały odkryte w 1859 roku, a pochowano go w 1879. W 1993 grób ponownie odkryto, a w 2013 roku część szczątków zabrano do analizy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Obserwatorzy ptaków z Paryża od lat zauważają, że wielu gołębiom brakuje jednego lub większej liczby palców. Dotąd nie wiadomo było, skąd się biorą te uszkodzenia. Najnowsze badania wykazały jednak, że może chodzić o... ludzkie włosy.
      Wcześniejsze badania sugerowały, że gołębie mogą doznawać uszkodzeń stopy przez zakażenia bakteryjne związane ze staniem we własnych odchodach. Kiedy jednak próbowano dalej drążyć tę kwestię, okazało się, że między palcami tych ptaków dość często znajdują się resztki tasiemek/żyłek i ludzkich włosów. Zina Skandrani, Marion Desquilbet i Anne-Caroline Prévot pisały o tym w 2018 r. w artykule opublikowanym na łamach Natures Sciences Sociétés.
      Gdy później badacze z Centre d'Ecologie et des Sciences de la Conservation obserwowali 1250 gołębi w 46 paryskich kwartałach, ustalili, że 20% ptaków nie ma co najmniej jednego palca. Francuzi zauważyli, że gołębie z większym prawdopodobieństwem miały uszkodzone palce w kwartałach, gdzie zanieczyszczenie powietrza i zanieczyszczenie hałasem były wysokie i gdzie mieszkało więcej osób. Dodatkowo na ryzyko utraty/uszkodzenia palca miała wpływ liczba zakładów fryzjerskich w danym rejonie (im było ich więcej, tym wyższe prawdopodobieństwo). Wygląda na to, że resztki włosów spadają na pobocze i chodniki podczas wywożenia śmieci przez służby oczyszczania. Autorzy artykułu dodają, że sporo zaobserwowanych korelacji wyjaśnia fakt, że zakłady fryzjerskie są zazwyczaj zlokalizowane w gęściej zaludnionych, a więc i bardziej zanieczyszczonych rejonach miast.
      Frédéric Jiguet, jeden z autorów raportu z pisma Biological Conservation, tłumaczy, że gdy gołębie przechadzają się po ulicach i chodnikach, ich stopy mogą się zaplątywać w ludzkie włosy (włosy czy uchwyty worków na śmieci zaś są roznoszone po większym obszarze przez ruch uliczny). Nie jest łatwo wyplątać się za pomocą dzioba. Im bardziej ptak próbuje zdjąć włos czy żyłkę, tym ciaśniej obiekt zaciska się na jego palcu. Następuje odcięcie dopływu krwi i z czasem palec odpada.
      Akademicy podkreślają, że takie deformacje stopy mogą wpływać m.in. na zdolność poruszania się czy na rozmnażanie (samcowi z brakującym palcem trudniej się utrzymać na samicy podczas kopulacji).
      W przyszłości naukowcy chcą sprawdzić, czy podobne zależności między ludzką aktywnością i brakującymi palcami występują także w innych dużych miastach. Planują też położyć na ulicy lepkie maty, dzięki którym będzie można zliczyć włosy, z jakimi stykają się gołębie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Obecnie wiele osób słucha muzyki, wykorzystując do tego telefony komórkowe. Choć wydaje się to nowinką i krzykiem mody, z bardzo podobnej usługi korzystali paryżanie żyjący ponad 100 lat temu. W 1892 r. w piśmie Scientific American Supplement ukazała się wiadomość, że od 2 lat w stolicy Francji obywatele korzystają z urządzenia o nazwie teatrofon. Do tego czasu zainstalowano aż 100 takich aparatów, a do ich obsługi zarezerwowano 11 linii.
      Użytkownicy dzwonili do teatru lub opery, skąd transmitowano dla nich muzykę (oczywiście na żywo). Subskrybenci mogli się nią cieszyć w domach, ale teatrofony montowano także w hotelach, restauracjach i kawiarniach. Za pięć centymów kupowano 5 min muzyki. Tabliczka na aparacie informowała, jaki teatr go obsługuje.
      Theatrophone Company rozmieszczała na scenie mikrofony, skąd dźwięk transmitowano do centralnej stacji. Teatrofon miał 3 kable: 2 do nadawania muzyki i jeden do monitorowania wykupionego czasu "antenowego". Jeśli zdarzyło się, że klient zadzwonił do teatru pod koniec koncertu lub w czasie przerwy, na resztę wykupionego czasu przełączano go do innego miejsca. Gdy zdarzyło się, że w danym momencie nigdzie nie grano, można było wysłuchać nagranych utworów na pianino. Alarm obsługiwało się za pomocą korbki umieszczonej po prawej stronie operatora.
      Za pierwociny teatrofonu można uznać system transmisji telefonicznej, zademonstrowany przez Clémenta Adera w ramach paryskiej wystawy Expo w 1881 r. Jego działanie zainaugurował sam prezydent Francji Jules Grévy. Z przodu sceny Ader ustawił 80 mikrofonów telefonicznych, uzyskując w ten sposób stereofoniczny dźwięk. Był to pierwszy 2-kanałowy system audio.
      Mikrofony zamontowano w Opéra Garnier, a dźwięk transmitowano do pomieszczeń Paryskiej Wystawy Elektrycznej. Posługując się dwiema słuchawkami, odwiedzający mogli wysłuchać przedstawień operowych oraz Comédie-Française.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...