Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Superwulkan Yellowstone słabnie? Uczeni odkryli ślady jednej z najpotężniejszych erupcji w dziejach

Rekomendowane odpowiedzi

Pod Parkiem Narodowym Yellowstone drzemie jeden z najpotężniejszych i najbardziej niszczycielskich wulkanów na Ziemi. Wiemy, że superwulkan Yellowstone wybuchał co najmniej 10 razy w ciągu ostatnich 16 milionów lat, zmieniając za każdym razem geografię Ameryki Północnej, rozrzucając popiół po całej planecie i znacząco wpływając na klimat Ziemi. Naukowcy poinformowali właśnie o odkryciu dwóch nieznanych dotychczas supererupcji, w tym najpotężniejszej w historii Yellowstone.

Uczeni z University of Leicester, British Geological Survey oraz University of California-Santa Cruz przeanalizowali skały dużych prowincji magmatycznych (wielkich pokryw lawowych) i doszli do wniosku, że dotychczas nie wiedzieliśmy o dwóch supererupcjach Yellowstone.

Do pierwszej z nich doszło 8,99 miliona lat temu. Erupcja McMullen Creek miała w Indeksie Eksplozywności Wulkanicznej (VEI) 8,6 punktu. Na powierzchnię wypłynęło wówcza ponad 1700 km3 magmy, która pokryła obszar co najmniej 12 000 km2. Jeszcze potężniejsza była erupcja Ma Grey's Landing. Jej siłę oceniono na VEI 8,8. Podczas niej wydostało się co najmniej 2800 km3 magmy, która rozlała się na obszarze o powierzchni co najmniej 23 000 km2. Była to najpotężniejsza znana nam erupcja superwulkanu Yellowstone. Supererupcja Grey's Landing to jedna z pięciu najpotężniejszych erupcji w historii, mówi główny autor badań, Thomas Kontt z University of Leicester.

Żeby uświadomić sobie jej moc musimy wiedzieć, że skala VEI jest skalą otwartą i logarytmiczną. Uwzględnia ona ilość materiału wyrzuconego przez wulkan. Każdy kolejny stopień oznacza 10-krotnie więcej materiału. Słynna erupcja Krakatau miała VEI=6. Wspomniane erupcje Yellowstone były więc co najmniej 100-krotnie potężniejsze. Ma Grey's Landing była zaledwie 2-krotnie słabsza od najpotężniejszej znanej nam erupcji w dziejach Ziemi, Wah Wah Springs sprzed 30 milionów lat, kiedy to w ciągu tygodnia wypłynęło ponad 5500 km3 lawy.

Autorzy najnowszych badań, opublikowanych na łamach pisma Geology, stwierdzili również, że wydaje się, iż superwulkan Yellowstone doświadczył trzykrotnego spadku zdolności do wywoływania supererupcji. To bardzo znaczący spadek.

Ostatnia wielka erupcja Yellowstone miła miejsce przed 630 000 laty (VEI 8) i to ona ukształtowała większość obecnego parku. Wiemy też, że inna erupcja miała miejsce 2,1 miliona lat temu (VEI 8). Jednak o wcześniejszych eksplozjach niewiele wiadomo. Znamy ślady jeszcze 4 innych, do których doszło w ciągu ostatnich 12 milionów lat. Jednak przed czterema laty autorzy jednego z badań stwierdzili, że najprawdopodobniej w ciągu tych 12 milionów lat doszło do kilkunastu innych erupcji.

Problem w tym, że znalezienie śladów konkretnych wybuchów tego samego wulkanu jest bardzo trudne, gdyż powstałe wówczas warstwy nakładają się na siebie i wyglądają bardzo podobnie. Jednak Knottowi i jego kolegom się udało. Na terenie Idaho i Nevady znaleziono warstwy o różnych charakterystykach, które różniły się m.in. kolorem skał, ich wiekiem, składem chemicznym czy polaryzacją minerałów.

Fakt, że superwulkan Yellowstone prawdopodobnie stracił sporo ze swojej siły nie oznacza, iż możemy spać spokojnie. Teoretycznie do kolejnej supererupcji może dojść w każdej chwili. Knott uspokaja jednak, że prawdopodobnie dzielą nas od niej setki tysięcy lat.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Komora wulkaniczną pod Kalderą Yellowstone – jednym z największych wulkanów na świecie – zawiera niemal dwukrotnie więcej stopionego materiału skalnego niż dotychczas sądzono. Nie wpływa to jednak na prawdopodobieństwo erupcji. W ciągu ostatnich 2,1 miliona lat doszło do trzech potężnych erupcji tego wulkanu oraz całej serii mniejszych, z których ostatnia miała miejsce 70 000 lat temu.
      Pod kalderą znajdują się dwie komory magmowe. Jedna w pobliżu płaszcza Ziemi, druga kilka kilometrów pod powierzchnią. Znajduje się w nich mieszanina stopionych skał oraz kryształów. Skład zawartości częściowo wpływa na ryzyko erupcji. Im więcej stopionych skał w stosunku do fazy krystalicznej, tym większe prawdopodobieństwo uruchomienia erupcji.
      Ross Maguire i jego koledzy z University of Illinois Urbana-Champaign przeanalizowali dane sejsmiczne z ostatnich 20 lat. Chcieli w ten sposób sprawdzić proporcje stopionych skał do fazy krystalicznej w płycej położonym zbiorniku. Jednak, w przeciwieństwie do autorów wcześniejszych analiz, wykorzystali superkomputery do modelowania trójwymiarowego obrazu fal sejsmicznych przechodzących przez zbiornik. Wcześniej używano prostszych modeli.
      Uczeni zauważyli, że stopione skały stanowią od 16 do 20 procent materiału w zbiorniku. Wcześniejsze badania mówiły o 9%. To oznacza, że zbiornik zawiera około 1600 km3 stopionych skał. To znacznie więcej niż wcześniej szacowane 900 km3.
      Rozbieżność w procentowych szacunkach spowodowana jest przyjętymi założeniami dotyczącymi kształtu przestrzeni pomiędzy fazą krystaliczną. Jednak mimo iż fazy płynnej jest więcej, to jednak wciąż jej proporcje są bezpieczne. Za graniczą wartość, przy której może wystąpić erupcja, przyjmuje się 35–50 procent. To oznacza, że Kaldera Yellowstone potrzebuje znaczną część swojego cyklu stopienie tak dużej ilości skał, by nastąpiła erupcja. Wszystko więc wskazuje na to, że o ile może dojść do niewielkich erupcji, to w najbliższym czasie katastrofa nam nie grozi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Koleje badania pokazują, jak potężna była erupcja wulkanu Hunga Tonga-Hunga Ha’apai ze stycznia 2022 roku. Nie od dzisiaj wiemy, że była to największa erupcja wulkaniczna obserwowana bezpośrednio przez naukę, a do atmosfery trafiło wyjątkowo dużo wody. Międzynarodowy zespół naukowy poinformował, że w wyniku erupcji woda została początkowo wypiętrzona na wysokość 90 metrów. To wielokrotnie więcej niż największe fale powstałe po trzęsieniach ziemi.
      Wybuchy wulkanów rzadko wywołują tsunami, czego nie można powiedzieć o trzęsieniach ziemi. W 2011 roku w wyniku trzęsienia ziemi Tohoku pojawiła się fala tsunami, która zabiła 20 000 osób i uszkodziła elektrownię w Fukushimie. W 1960 roku Chile doświadczyło najpotężniejszego z zarejestrowanych trzęsień ziemi, któremu nadano nazwę Valdivia. W obu przypadkach początkowa fala tsunami miała około 10 metrów. Fale te przyniosły duże zniszczenia. Na szczęście dla nas, Hunga Tonga-Hunga Ha’apai wybuchł daleko od dużych mas lądowych, a wygenerowana przezeń fala była węższa niż powstała w wyniku trzęsień ziemi.
      Eksperci skupieni w International Tsunami Commission mówią, że to wyjątkowe wydarzenie powinno być dzwonkiem alarmowym. Przypominają, że system wykrywania tsunami powodowanego przez wybuchy podwodnych wulkanów jest o 30 lat zapóźniony w porównaniu z systemem ostrzegania przed tsunami powstającym w wyniku trzęsienia ziemia.
      Tsunami spowodowane erupcją tego wulkanu zabiło 5 osób i spowodowało zniszczenia na dużą skalę, jednak skutki byłyby bardziej tragiczne, gdyby do erupcji doszło bliżej ludzkich siedzib. Wulkan znajduje się w odległości około 70 kilometrów od stolicy Tonga Nuku'alofa, to znacząco osłabiło falę tsunami, mówi doktor Mohammad Heidarzadeh, sekretarz generalny International Tsunami Commision. To było gigantyczne unikatowe wydarzenie, które pokazuje, że musimy poprawić system wykrywania tsunami pochodzenia wulkanicznego, dodaje.
      Badania dotyczące tsunami wywołanego przez Hunga Tonga-Hunga Ha’apai polegały na analizie danych dotyczących zmian ciśnienia atmosferycznego i oscylacji poziomu oceanu w połączeniu z symulacjami komputerowymi, które potwierdzano danymi zebranymi w terenie.
      Naukowcy odkryli, że mieliśmy w tym przypadku do czynienia z wyjątkowym tsunami. Zostało ono spowodowane nie tylko przez przemieszczenie wody w wyniku erupcji wulkanicznej, ale też przez wielkie atmosferyczne fale ciśnienia, które wielokrotnie okrążyły  Ziemię. Ten podwójny mechanizm działania doprowadził do powstania tsunami składającego się z dwóch części. Początkowe fale powstały w wyniku powstały w wyniku zmian ciśnienia atmosferycznego, a godzinę później pojawiły się fale wywołane przemieszczeniem wody. Systemy ostrzegania przed tsunami nie wykryły początkowych fal, gdyż skonstruowano je z myślą o rejestrowaniu tsunami powstałego w wyniku przemieszczenia wody, a nie zmian ciśnienia w atmosferze.
      Tsunami powstałe w wyniku erupcji Hunga Tonga-Hunga Ha’apai było jednym z niewielu, które obiegło cały świat. Zarejestrowano je na wszystkich oceanach i dużych morzach, od Japonii, przez USA po wybrzeża Morza Śródziemnego.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Erupcja podwodnego wulkanu Hunga Tonga-Hunga Ha'apai była jednym z najpotężniejszych wydarzeń tego typu w czasach współczesnych oraz największą erupcją obserwowaną przez naukę. Teraz dowiadujemy się, że wyrzuciła ona do atmosfery rekordowo dużo wody. Na tyle dużo, że przejściowo może ona wpłynąć na średnie temperatury na całej planecie. Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy, mówi Luis Millán z Jet Propulsion Laboratory, który wraz z zespołem zbadał ilość wody, jaka po erupcji trafiła do stratosfery.
      Na łamach Geophysical Research Letters Millán i jego koledzy informują, że w wyniku erupcji do stratosfery – warstwy atmosfery znajdującej się na wysokości od 12 do 53 kilometrów – trafiło 146 milionów ton wody. To 10% tego, co już było obecne w stratosferze. Naukowcy przeanalizowali dane z urządzenia MLS (Microwave Limb Sounder), które znajduje się na pokładzie satelity Astra. Bada ono gazy atmosferyczne. Po erupcji Hunga Tonga-Hunga Ha'apai pojawiły się niezwykle wysokie odczyty wartości pary wodnej. Musieliśmy dokładnie sprawdzić wszystkie pomiary, by upewnić się, że możemy im ufać, podkreśla Millán.
      Erupcje wulkanów rzadko dostarczają znaczące ilości wody do stratosfery. NASA prowadzi odpowiednie pomiary od 18 lat i tylko w dwóch przypadkach – w roku 2008 (wulkan Kasatochi) i 2015 (wulkan Calbuco) – odnotowano wyrzucenie przez wulkany dużych ilości wody do stratosfery. Oba te wydarzenia były jednak niczym, w porównaniu z tegoroczną erupcją, w obu przypadkach para wodna szybko zniknęła ze stratosfery. Teraz jednak może być inaczej. Nadmiarowa wilgoć z erupcji Hunga Tonga może pozostać w stratosferze przez lata.
      Dodatkowa para wodna będzie wpływała na procesy chemiczne w atmosferze, czasowo przyczyniając się do zubożenia warstwy ozonowej. Może też wpłynąć na temperatury przy powierzchni. Erupcje wulkaniczne, wyrzucając do atmosfery popiół, pył i różne gazy, zwykle przyczyniają się do przejściowego schłodzenia powierzchni naszej planety. Tymczasem Hunga Tonga nie dostarczył do stratosfery zbyt dużej ilości aerozoli. Natomiast tak duża ilość dodatkowej wody może przejściowo przyczynić się do niewielkiego zwiększenia temperatury na powierzchni planety, gdyż para wodna jest gazem cieplarnianym. Wpływ ten zaniknie, gdyż ta nadmiarowa para zniknie ze stratosfery.
      Millán i jego zespół stwierdzają, że gigantyczna ilość pary wodnej wyrzuconej przez wulkan to wynik „odpowiedniej” głębokości, na jakiej znajdowała się kaldera wulkanu. Nad nią znajdowało się 150 metrów wody. Gdyby kaldera była płycej, wulkan wyrzuciłby mniej wody, gdyby była głębiej, ciśnienie wody spowodowałoby, że erupcja nie wyrzuciłaby jej aż tyle.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy potwierdzili, że styczniowa erupcja podwodnego wulkanu Hunga Tonga-Hunga Ha'apai była jednym z najpotężniejszych wydarzeń tego typu w czasach współczesnych. Brytyjsko-amerykański zespół naukowy pracujący pod kierunkiem uczonych z University of Bath przeanalizował dane satelitarne oraz z obserwatoriów naziemnych i wykazał, że erupcja była unikatowa zarówno pod względem siły, jak i prędkości.
      Do erupcji wulkanu doszło 15 stycznia, a w jej wyniku powstała chmura pyłu, która wzniosła się na wysokość ponad 50 kilometrów nad powierzchnię planety. Ciepło uwolnione z wody i gorący popiół były przez 12 godzin największym źródłem atmosferycznych fal grawitacyjnych (oscylacji wypornościowych) na Ziemi. Satelity zarejestrowały rozprzestrzenianie się tych fal przez cały Pacyfik, a same fale dotarły aż do granic przestrzeni kosmicznej.
      Wytworzone przez erupcję fale w atmosferze obiegły Ziemię co najmniej 6-krotnie, osiągając przy tym niemal maksymalną możliwość prędkość, która wynosi 320 m/s czyli 1152 km/h. Nigdy wcześniej nie obserwowano takich fal.
      Autorzy badań stwierdzili, że fakt, iż pojedyncze wydarzenie zdominowało tak rozległy region, jest czymś unikatowym w historii obserwacji erupcji wulkanicznych i pomoże w udoskonaleniu modeli klimatycznych oraz pogodowych. To była naprawdę olbrzymia eksplozja, naprawdę unikatowa w porównaniu z tym, co dotychczas naukowcy mieli okazję obserwować. Nigdy wcześniej nie obserwowaliśmy ani fal atmosferycznych okrążających całą planetę, ani fal o tak olbrzymiej prędkości, bliskiej teoretycznego limitu. To był wspaniały naturalny eksperyment. Dane, które zebraliśmy pomogą nam lepiej zrozumieć atmosferę, cieszy się doktor Corwin Wright z University of Bath.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Profesor Charlotte Pearson z University of Arizona jest coraz bliżej rozwiązania zagadki, z którą zmaga się od 25 lat – odkrycia daty erupcji wulkanu Thera. To jedna z największych erupcji wulkanicznych w historii ludzkości. Określenie jej rocznej daty jest niezwykle istotne dla rozumienia przeszłości, gdyż wydarzenie to jest ważnym punktem odniesienia dla chronologii epoki brązu. Pozwoli na precyzyjne datowanie m.in. historii starożytnego Egiptu czy cywilizacji minojskiej.
      Przez dłuższy czas przyjmowano, że wybuch Thery miał miejsce w 1628 roku p.n.e. Jednak z czasem data ta zaczęła budzić kontrowersje. Przed kilku laty informowaliśmy, że autorzy nowego tłumaczenia egipskiej Steli Burzy twierdzą, iż opisuje ona pogodę, jaka występowała po wybuchu Thery. A jeśli tak, to trzeba zmienić całą chronologię Egiptu, przesuwając datowanie różnych wydarzeń o ok. 75–100 lat wstecz. Kilka miesięcy później ukazały się inne badania, niezwiązane z erupcją Thery, których autorzy postulowali przesunięcie końca kultury egejskiej i greckiej epoki brązu o 70–100 lat wstecz. To zaś zgadzało się z badaniami nad Stelą Burzy. Z kolei w styczniu bieżącego roku znaleziono pierwsze ofiary wybuchu Thery, człowieka i psa, zabitych przez tsunami wywołane wybuchem wulkanu.
      Teraz profesor Pearson i jej zespół potwierdzili wyniki ubiegłorocznych badań, z których dowiedzieliśmy się, że ślady erupcji z 1628 r. p.n.e. nie pochodzą z wybuchu Thery, a znajdującego się na Alasce wulkanu Aniakchak II. To zaś pozwala na bardziej ścisłe określenie daty wybuchu Thery. Wybuchu, o którym wiemy na pewno, że miał miejsce przed 1500 r. p.n.e. i pogrzebał minojskie miasto Akrotiri pod 40-metrową warstwą materiału.
      Podczas dużych erupcji wulkanicznych dochodzi do wyrzucenia siarki i materiału piroklastycznego do stratosfery. Tam mogą one krążyć i opadać na odległe tereny. Znajdujące się w stratosferze duże ilości dwutlenku siarki odbijają ciepło promieniowania słonecznego, powodując przejściowe globalne ochłodzenie. Widać je w pierścieniach wolniej rosnących wówczas drzew. Pearson i jej koledzy połączyli dane z pierścieni drzew z danymi z rdzeni lodowych Antarktyki i Grenlandii zawierającymi siarkę i materiał piroklastyczny. Przeanalizowali okres od 1680–1500 r. p.n.e. Wykorzystując techniki geochemiczne potwierdzili, że widoczna w rdzeniach warstwa z 1628 r. p.n.e. to pozostałości po eksplozji Aniakchak II.
      Naukowcy podkreślają, że wobec tego możliwe daty wybuchu Thery to rok 1611 p.n.e., lata 1562–1555 p.n.e. lub rok 1538 p.n.e. Jedna z tych dat to Thera. Jeszcze nie możemy potwierdzić, która, ale wiemy dokładnie gdzie szukać. Problem z Therą zawsze był taki, że istniały niezgodności pomiędzy różnymi zestawami dowodów. Teraz, gdy mamy możliwe daty, jesteśmy w stanie raz jeszcze przeanalizować wszystkie dowody. Jednak wciąż będziemy potrzebowali dowodu geochemicznego, by dokładnie wskazać na jedną z dat, podkreśla uczona.
      Obecnie dostępne dowody archeologiczne wskazują, że do erupcji Thery doszło bliżej roku 1500 p.n.e., podczas gdy niektóre dowody z datowania radiowęglowego wskazują bliżej roku 1600 p.n.e. Jesteśmy  blisko rozwiązania tej zagadki. Musimy być otwarci na wszelkie możliwości, mówi Pearson. Zbieranie dowodów przypomina śledztwo kryminalne, gdy podejrzany musi być powiązany z czasem i miejscem zbrodni. Problem w tym, że pozostawione ślady mają ponad 3500 lat, dodaje jej współpracownik, Michael Sigl z Uniwersytetu w Bernie.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...