Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Uczestnictwo w uroczystościach religijnych wzmacnia psychicznie i zmniejsza ryzyko zgonu z rozpaczy

Rekomendowane odpowiedzi

Osoby, które co najmniej raz w tygodniu uczestniczą w obrzędach religijnych są narażone na znacznie mniejsze ryzyko zgonu z takich powodów jak samobójstwo, przedawkowanie narkotyków czy zatrucie alkoholem, wynika z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Harvarda. Wykazały one również, że uczestnictwo w obrzędach religijnych silniej zmniejsza ryzyko „zgonu z rozpaczy” u kobiet niż u mężczyzn.

Z rozpaczą ma do czynienia każdy, kto doznał wielkiej straty lub przechodzi wielkie trudności. Chociaż sam termin „śmierć z rozpaczy” został oryginalnie stworzony w kontekście Amerykanów zmagających się z bezrobociem, to jest zjawisko znacznie bardziej szersze. Może dotyczyć ono zarówno biorącego udział w naszych badaniach medyka, który zmaga się z nadmiernymi oczekiwaniami i wypaleniem zawodowym, jak i kogoś, kto doznał olbrzymiej straty. Musimy więc sprawdzić, jakie zasoby będące w dyspozycji społeczeństwa mogą nas przed tym uchronić, mówi profesor epidemiologii Tyler VanderWeele.

Religijność może wpływać na nasze zdrowie. Już wcześniejsze badania wykazały, że uczestniczenie w obrzędach religijnych jest związane z mniejszym ryzykiem zachowań związanych ze złym stanem psychicznym, takim jak nałogowe picie alkoholu czy używanie narkotyków.

Na potrzeby najnowszych badań naukowcy z Harvard T.H. Chan School of Public Health (https://www.hsph.harvard.edu/) i The Human Flourishing Program (https://hfh.fas.harvard.edu/) przeanalizowali dane dotyczące 66 492 kobiet zebrane w ramach Nurses' Healht Study II oraz 43 141 mężczyzn zgromadzonych podczas Health Professionals Follow-Up Study. Wśród badanych kobiet miało miejsce 75 przypadków „zgonów z rozpaczy” – 43 samobójstwa, 20 zatruć używkami oraz 12 zgonów z powodu chorób wątroby spowodowanych spożywaniem używek. Wśród mężczyzn zaś odnotowano 306 „zgonów z rozpaczy”: 197 samobójstw, 6 zatruć i 103 choroby wątroby.

Po uwzględnieniu różnych czynników wpływających na ryzyko zgonu okazało się, że w przypadku kobiet biorących udział w uroczystościach religijnych co najmniej raz w tygodniu ryzyko „zgonu z rozpaczy” jest o 68% mniejsze niż u pań, które w ogóle nie są religijne. W przypadku religijnych mężczyzn ryzyko takie jest o 33% mniejsze.

Naukowcy podkreślają, że uczestnictwo w uroczystościach religijnych może być bardzo ważnym lekiem na rozpacz, może dawać nadzieję i nadawać sens życiu. Religia może też wzmacniać naszą odporność psychiczną poprzez stwarzanie atmosfery pokoju, pozytywnego spojrzenia na świat oraz dzięki zwiększaniu sieci społecznej i wsparcia ze strony innych ludzi.

Uzyskane przez nas wyniki są szczególnie ważne obecnie, w obliczu pandemii COVID-19. To o tyle ważne, że obecnie medycy pracują w bardzo trudnych warunkach, a wiele posług religijnych zostało odwołanych. Musimy zastanowić się, w jaki sposób można pomóc tym, którzy są szczególnie narażeni, mówi współautor badań Ying Chen.

Artykuł Religious Service Attendance and Deaths Related to Drugs, Alcohol, and Suicide Among US Health Care Professionals został opublikowany na łamach JAMA Psychiatry.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlatego właśnie cwaniacy, w różnych szamańskich strojach, wykorzystują religię do uzyskania własnych korzyści materialnych. Dotyczy to każdej religii / sekty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
41 minut temu, Sławko napisał:

Dlatego właśnie cwaniacy, w różnych szamańskich strojach, wykorzystują religię do uzyskania własnych korzyści materialnych. Dotyczy to każdej religii / sekty.

Owszem, ale to jest układ gdzie obie strony zyskują więc jest OK.

U starzejących się kobiet u których zazwyczaj narasta "poziom rozpaczy" zostaje on trochę obniżony. A świadczący usługi religijne dostają środki pieniężne za które też sobie obniżają "poziom rozpaczy". To jest bardzo uczciwy układ.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wątpliwość, co jest skutkiem a co przyczyną. Czy ten objaw zależy od wyznania? W niektórych religiach samobójstwo, alkohol, narkotyki są zakazane - to może ustawiać związki przyczynowe. Ludzie nie rosną od grania w koszykówkę :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
27 minut temu, tempik napisał:

Owszem, ale to jest układ gdzie obie strony zyskują więc jest OK.

[...] To jest bardzo uczciwy układ.

Weź nie żartuj. Zwłaszcza wobec starszych osób, które są bezwzględnie wykorzystywane w sposób cyniczny i bez żadnych skrupułów, bo szamani (i wszyscy cwaniacy, jak Mariusz zauważył) dobrze wiedzą, że takie osoby mają znacznie obniżony poziom oceny sytuacji i łatwo jest je omamić i oszukać. Poza tym, tu jedna strona jest wyłącznie oszukiwana, że coś zyskuje. Nazywanie tego uczciwym układem ma się tak do tego, jakbym wyłudził od ciebie mieszkanie za 10zł (tu też obie strony coś zyskują).

Edytowane przez Sławko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W powiecie słupeckim ksiądz to groźny pseudonim. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
36 minut temu, Jajcenty napisał:

W niektórych religiach samobójstwo, alkohol, narkotyki są zakazane - to może ustawiać związki przyczynowe

Chyba każda (przynajmniej z wiodących) religii zakładają że cierpienie jest dobre i za to że jest się chorym zostanie się wynagrodzonym. Tak samo za biedę i wszystkie inne nieszczęścia i wyrzeczenia/poświęcenia. Obietnica przyszłej nagrody za cierpienie tu i teraz dodaje otuchy i owo cierpienie zmniejsza. Więc to nie tylko są dogmaty wiary.

21 minut temu, Sławko napisał:

Weź nie żartuj. Zwłaszcza wobec starszych osób, które są bezwzględnie wykorzystywane w sposób cyniczny i bez żadnych skrupułów,

Niby tak, z boku tak to widać. Ale niech pierwszy rzucił kamień kto nie oszukał dziecka mówiąc że jak będzie grzeczne cały rok to dostanie prezent od Świętego Mikołaja.

Ok, już nie żartuję. 

WD. Twojej definicji psychoterapeuta to też oszust bo za pieniądze wciska kit że będzie dobrze, jednocześnie w duchu myśląc sobie zupełnie co innego.

To nie moja bajka, ale ja  widzę pozytywne efekty wiary u starszych ludzi.

Za parę złotych miesięcznie dostają efekt jak po lekkich czy średnich antydepresantach i bez skutków ubocznych. Jeśli ktoś nie przegina jak np. właściciel pewnej rozgłośni to ja nie widzę problemu i krzywdy

Edytowane przez tempik

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
20 minut temu, tempik napisał:

niech pierwszy rzucił kamień kto nie oszukał dziecka

OK, nikt pewnie nie jest krystaliczny, ale co innego jest jednorazowe oszustwo, a czym innym jest oszukiwanie non-stop. Moje rozgoryczenie nie jest przypadkowe. Moja babcia była tak oszukiwana przez księdza. Obliczyliśmy, że tylko przez jej ostatnie 10 lat życia, ksiądz wyłudził od niej co najmniej 120-150 tys. zł. Ile było takich babć, to tylko on wie.

20 minut temu, tempik napisał:

Twojej definicji psychoterapeuta to też oszust bo za pieniądze wciska kit że będzie dobrze

Psychoterapeuta udziela porad na postawie analizy konkretnego przypadku. Przyznaję, że nie korzystałem dotąd z usług psychoterapeutów (chociaż jednego nawet znam osobiście), ale traktuję ich jak lekarzy. We wszystkim można się doszukiwać oszustwa. Jak lekarz przepisze ci lek, który nie zadziałał, to też możesz uznać, że cię oszukał.

Edytowane przez Sławko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
22 minutes ago, tempik said:

Chyba każda (przynajmniej z wiodących) religii zakładają że cierpienie jest dobre i za to że jest się chorym zostanie się wynagrodzonym.

Zgoda - każda religia stworzona dla niewolników.

 

6 minutes ago, Sławko said:

 Obliczyliśmy, że tylko przez jej ostatnie 10 lat życia, ksiądz wyłudził od niej co najmniej 120-150 tys. zł.

Doprowadzenie podstępem  do niekorzystnego rozporządzenia ciałem lub mieniem jest obwarowane paragrafem. Są kwity w postaci dowodów wpłaty?

Jeśli psychoterapeutą jest zwykły psycholog (bez studiów medycznych) , to niekoniecznie: ten zawód został wyłączony z listy licencjonowanych i od dawna jest "znachorstwem" :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 hours ago, KopalniaWiedzy.pl said:

Osoby, które co najmniej raz w tygodniu uczestniczą w obrzędach religijnych są narażone na znacznie mniejsze ryzyko zgonu z takich powodów jak samobójstwo

Nie ogólnie osoby tylko konkretnie personel medyczny, bo tylko ich dotyczyło badanie, ale to detal, do którego się przyczepiłem, żeby się przyczepić.

Tak poważnie, z badania wynika tylko tyle, że uczestnictwo w obrzędach religijnych, jest skorelowane z mniejszym prawdopodobieństwem. Nie wynika z niego bezpośrednie połączenie przyczynowo-skutkowe (wprawdzie badacze zarzekają się, że wzięli pod uwagę wszystkie pozostałe uwarunkowania psychologiczne i społeczne, ale nie wydaje mi się to wykonalne na podstawie danych na jakie się powołują).

Sam wniosek jest wprost błędny, ponieważ nie wzięto pod uwagę, jak branie udziału w obrzędach religijnych wpływałoby na osoby niewierzące. Należałoby chyba założyć, że podobny wpływ nie wystąpi, zatem zdanie "Osoby, które co najmniej raz w tygodniu uczestniczą w obrzędach religijnych są narażone na znacznie mniejsze ryzyko zgonu..." jest nieprawdziwe. Nie wzięto też pewnie pod uwagę tego, że zwiększone prawdopodobieństwo "zgonu z rozpaczy" wśród nieuczęszczających może się wiązać z tym, że wyzwolili się z wiary w religijne dogmaty, ale pozostała trauma po wpajanym od maleńkości strachu przed piekłem. Osoby takie nie mogą już uczciwie brać udziału w obrzędach, w które nie wierzą, ale podświadomy strach zostaje, co powoduje ciągły stres.

Dodatkowo, jeśli nawet przyjąć w całości wniosek badaczy, to czy rzeczywiście jest to wystarczający powód, żeby prać od małego mózgi ludziom, w kierunku przyjmowania idei za fakt na podstawie wiary i/lub autorytetu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Są kwity w postaci dowodów wpłaty?

Kpisz? Widziałeś księdza, który daje kwity za cołaski, za cokolwiek? Dostałeś kiedykolwiek paragon od księdza? Nic im nie udowodnisz. Nasze oszacowania wynikały z tego, co babcia dostawała jako emeryturę i ile jej zostawało na życie oraz notatek, które znaleźliśmy po jej śmierci.

3 godziny temu, Jarosław Bakalarz napisał:

niekorzystnego rozporządzenia ciałem lub mieniem jest obwarowane paragrafem

I co z tego? Ilu księży dostało za to celę? Nawet pedofilia jest tu skrzętnie kryta i kara niewielu spotkała. Oni żyją ponad prawem, a ich przestępstwa są praktycznie bezkarne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tekście nie ma niczego, co świadczyłoby o tym, że z tych badań można wywieść jakąś zależność, że "coś z czegoś wynika". Jest opisana tylko koincydencja. Przyczyn występowania tej zbieżności może być wiele i są o tym badania :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 minutes ago, UrodzonyBluźnierca said:

W tekście nie ma niczego, co świadczyłoby o tym, że z tych badań można wywieść jakąś zależność

Moim zdaniem się mylisz. Co powiesz na takie stwierdzenia:

 

7 hours ago, KopalniaWiedzy.pl said:

Osoby, które co najmniej raz w tygodniu uczestniczą w obrzędach religijnych są narażone na znacznie mniejsze ryzyko zgonu z takich powodów jak samobójstwo, przedawkowanie narkotyków czy zatrucie alkoholem, wynika z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Harvarda

Gdzie tu jest zaznaczenie, że chodzi o koincydencję? Gdyby według autorów zbieżność była przypadkowa, napisaliby coś o tym zamiast wprost wyciągać wniosek, że A (uczestnictwo w obrzędach) zmniejsza B (ryzyko zgonu z rozpaczy), czyli B (coś) wynika z A (czegoś).

I dalej:

7 hours ago, KopalniaWiedzy.pl said:

Naukowcy podkreślają, że uczestnictwo w uroczystościach religijnych może być bardzo ważnym lekiem na rozpacz

Jeśli może być bardzo ważnym lekiem, to znów z C (leczniczych mocy obrzędów) wynika D (wyleczenie z rozpaczy), czyli "coś z czegoś wynika" nie sądzisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 hour ago, Sławko said:

Kpisz? Widziałeś księdza, który daje kwity za cołaski, za cokolwiek?

No trochę kpię, bo wiem jak to działa. Ale nie do końca kpię, bo ostatnio ktoś się wyżalał, że mu babcie podobnie "Ojciec jeden" potraktował, ale rodzina miała na to dziesiątki dowódów wpłat na wskazane w listach cele. Nie wiedziałem jak jest u Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 minut temu, Daniel O'Really napisał:

Moim zdaniem się mylisz. Co powiesz na takie stwierdzenia:

[...]

I dalej:

Jeśli może być bardzo ważnym lekiem, to znów z C (leczniczych mocy obrzędów) wynika D (wyleczenie z rozpaczy), czyli "coś z czegoś wynika" nie sądzisz?

Sądzę, że to może wynikać, ale tylko może. W tekście są tylko wnioski. Gdyby były odwrotne, czyli z D wynika C (np.: ludzie stroniący od używek, bez skłonności do samobójstw, o silniejszej psychice częściej są aktywnymi uczestnikami obrzędów religijnych), to nic w tekście temu nie przeczy. Brzmi, jak opinia, jak notka w prasie popularnej, nie jak opis badania.

Mój angielski jest marny, ale wydaje mi się, w linkowany artykule jest mowa raczej o związku pomiędzy uczestnictwem w mszach a ryzykiem zgonu i do tego dotyczy pracowników służby zdrowia. Dopiero na koniec jest mowa o sugestiach i ekstrapolacji na całą populację.

Zakładam, że przyczyny mogą być zupełnie inne. Badacze też to chyba dopuszczają :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 minutes ago, UrodzonyBluźnierca said:

Zakładam, że przyczyny mogą być zupełnie inne. Badacze też to chyba dopuszczają :)

Widzę, że trochę się nie zrozumieliśmy. Zgadzamy się w pełni jeśli chodzi o wnioski wysnute na podstawie lektury tekstu artykułu i badania. Moja uwaga miała charakter formalny. Chodziło mi o to, że wbrew temu co przeczytałem w Twoim komentarzu, w tekście artykułu jest dużo zdań wprost stwierdzających, że z badań wynika zależność między uczestnictwem a spadkiem prawdopodobieństwa. Bardziej precyzyjne byłoby stwierdzenie, że wnioski zawarte w artykule są nieuzasadnione, gdyż z badań, na które tekst się powołuje nie wynika zależność przyczynowo - skutkowa.

 

 

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
W dniu 7.05.2020 o 22:26, Daniel O'Really napisał:

Bardziej precyzyjne byłoby stwierdzenie, że wnioski zawarte w artykule są nieuzasadnione, gdyż z badań, na które tekst się powołuje nie wynika zależność przyczynowo - skutkowa.

Racja. Dokładnie o to chodziło, ale widać niezręcznie to wyraziłem.

Edytowane przez wilk
Nie odpowiadamy cytatem całości osoby tuż powyżej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
18 godzin temu, Jajcenty napisał:

 ... co jest skutkiem a co przyczyną. Czy ten objaw zależy od wyznania? W niektórych religiach samobójstwo, alkohol, narkotyki są zakazane - to może ustawiać związki przyczynowe.  

przyczyną jest promowany przez elity indywidualizm, człowiek pozbawiony stada umiera.  Ideologia liberalna  (indywidualizm i wolność) jest niezgodna z nasza istotą tj stadność. Kościół daje namiastkę wspólnoty, ot i cała filozofia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A to nie jest coś podobnego jak medytacja która też zdaje się wpływa jakoś na mózg, że mamy mniejsze (upraszczając)"lęki"?

Ponadto przychylam się do tezy, że samobójstwo w wielu religiach jest złe więc lepiej go nie popełniać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
16 godzin temu, Jarosław Bakalarz napisał:

dziesiątki dowódów wpłat na wskazane w listach cele

Niestety moja babcia dawała mu kasę w gotówce do rączki. Zapiski, które znaleźliśmy nie mówiły wprost, na jakie to było cele. Notowała sobie tylko wydatki, żeby jej nie brakło "na chleb", czynsz, leki i na księdza. Trudno z czymś takim iść do sądu zwłaszcza, że sądy także często im sprzyjają i prawo ich chroni. Uznaliśmy, że to walka z wiatrakami. Ale od tamtej pory nie dam tym oszustom nawet złotówki.

Zresztą od wielu lat nie uważam się już za osobę wierzącą. Otrząsnąłem się z tej sekty, czuję się wolny, mam więcej czasu dla siebie i dla rodziny. Fizyka także przekonała mnie, że wiara w bóstwa jest ślepa i nie ma żadnych logicznych podstaw. Mógłbym dużo opowiadać jaka jest różnica w światopoglądzie między teistami i ateistami. To jest tak duża zmiana, że teiści nie są chyba w stanie tego zrozumieć. Ten artykuł również o tym świadczy. Nie zrozumie tego ten, kto nie był po obu stronach. A niestety z mojej obserwacji wynika, że również wiele osób, które twierdzą, że są ateistami, w rzeczywistości gdzieś tam tli się w nich niepewność, zwłaszcza ta dotycząca tego, co nastąpi po śmierci. To jest trudne, wiem to, bo też przez to przechodziłem. Wynika to z tego, że teizm jest "nauczany" często od małości, a ateizmu nikt nie uczy, dlatego nawet ludzie, którzy wychowywani byli bez religii są podatni na religijne sugestie, a ci którzy przeszli religijne szkolenie od małego, są tym tak nasiąknięci, że bardzo trudno jest im zmienić sposób myślenia.

Wracając do artykułu, wyniki tych badań mnie nie dziwią. Większość osób, które nazywają się dzisiaj ateistami tak naprawdę nie wyzbyło się "potrzeb duchowych", które wmawiano im od dziecka i nawet po porzuceniu religii czują się zagubieni, nie wiedzą czym wypełnić tą lukę po religii. Nie ma pomocy dla takich ludzi, więc czasami idzie to w złym kierunki i może prowadzić do problemów psychicznych. To są dość złożone sprawy. Mnie zmiana poglądów zajęła ok. 30 lat! W tym czasie miałem mnóstwo różnych wątpliwości, które stopniowo rozwiązywałem. Paradoksalnie księża mi w tym bardzo pomogli, głównie przez swoją chciwość i obłudę, ale najbardziej pomogła mi w tym fizyka i biologia. Zrozumienie zjawisk zachodzących w przyrodzie, badania takich ludzi jak Einstein i Hawking, zrozumienie jak działa mózg, jakie procesy zachodzą w neuronach, jak działa sztuczna inteligencja, jak przetwarza informacje, jak się uczy i jakie problemy występują podczas nauki.

3 godziny temu, okragly napisał:

człowiek pozbawiony stada umiera

Coś w tym jest, ale to nie znaczy że musimy być owcami sterowanymi przez "pasterzy", polityków, czy innych samozwańców.

Edytowane przez Sławko
  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
40 minut temu, Sławko napisał:

Większość osób, które nazywają się dzisiaj ateistami tak naprawdę nie wyzbyło się "potrzeb duchowych", które wmawiano im od dziecka i nawet po porzuceniu religii czują się zagubieni,

 

40 minut temu, Sławko napisał:

Niestety moja babcia dawała mu kasę w gotówce do rączki.

Mi się to kojarzy jakoś tak: Źli księża rozbudzają u niewinnych i naiwnych dzieci "potrzeby duchowe", żeby potem doić je (gdy dorosną) z kasy. Przy czym doskonale (ci księża) wiedzą, że żadnych bogów nie ma, więc dają sobie pozwolenie na używanie ile wlezie w zakresie tego dojenia.

(Jeśli nie zrozumiałem, to przepraszam).

Nie przekonuje mnie to w tym (co najmniej) zakresie, że myślę, że sami księża sami też są (z reguły, wyjątki oczywiście się zdarzają). Więc to jest raczej tak, że wiele zachowań księży wynika po prostu z tego, że są niedouczeni (poziom nauki w seminarium pewnie nie jest, zgaduję, wysoki) ani nie są wybitnymi intelektualistami itd. Ale przynajmniej czasami (nie chcę wchodzić w to jak często) mają dobre chęci. I wydaje mi się, że to raczej jest kwestia indywidualna (może nawet genów czy np. przypadkowego ustawienia się jakichś wag w sieci neuronowej mózgu lub czegoś podobnego), czy ktoś jest wierzący, czy nie.

40 minut temu, Sławko napisał:

to nie znaczy że musimy być owcami sterowanymi przez "pasterzy", polityków, czy innych samozwańców.

Więc IMHO skoro to tylko kwestia "genów", czy też tego, że jeden ma a inny być może nie ma wbudowane w swój mózg "potrzeby duchowe", to nie ma powodów, żeby mieć jakieś "niewolnicze" podejście, traktować księży jako przywódców, których polecenia trzeba bezwzględnie wykonywać itd. itd. Trzeba myśleć samodzielnie i krytycznie (to taka po prostu umiejętność, której trzeba się w życiu nauczyć, życie to na nas wymusza i tyle), a nie przerzucać na innych zadanie decydowania o moim życiu, tylko tyle, a z tego nie wynika, że większą wolność daje ateizm, a mniejszą wiara (lub na odwrót). Samodzielny wierzący może być dalej wierzącym, a samodzielny ateista, ateistą;)

48 minut temu, Sławko napisał:

Notowała sobie tylko wydatki, żeby jej nie brakło "na chleb", czynsz, leki i na księdza.

Brzmi trochę tak, jakby przynajmniej się dobrze kalkulować budżet (to dla rozluźnienia atmosfery:)) Ale: czy gdyby wydawała "na chleb", czynsz, leki i "na kulturę", to już nie byłoby powodu do zmartwień? I na jaką "kulturę"? Gdyby wydawała na muzykę jakiejś gwiazdy rockowej zarabiającej miliony to czy byłaby wg Ciebie wykorzystywana, czy nie? Kto powinien decydować, ile ma wydać na kulturę i na jaki rodzaj "kultury"? Ktoś za nią? - To jest tak naprawdę bardzo mętna sprawa (niezależnie od tego, że uważam wydawanie pieniędzy na Rydzyka za bardzo kiepski sposób wydawania).

56 minut temu, Sławko napisał:

Notowała sobie tylko wydatki, żeby jej nie brakło "na chleb", czynsz, leki i na księdza.

Brzmi trochę tak, jakby przynajmniej nuaczyła się dobrze kalkulować budżet (to dla rozluźnienia atmosfery:)) Ale: czy gdyby wydawała "na chleb", czynsz, leki i "na kulturę", to już nie byłoby powodu do zmartwień? I na jaką "kulturę"? Gdyby wydawała na muzykę jakiejś gwiazdy rockowej zarabiającej miliony to czy byłaby wg Ciebie wykorzystywana, czy nie? Kto powinien decydować, ile ma wydać na kulturę i na jaki rodzaj "kultury"? Ktoś za nią? - To jest tak naprawdę bardzo mętna sprawa (niezależnie od tego, że uważam wydawanie pieniędzy na Rydzyka za bardzo kiepski sposób wydawania).

P.S. Jeszcze dla rozluźnienia atmosfery: babcia była wykorzystywana przez księdza, a ja np. jestem wykorzystywany przez... moją żonę - ateistkę;) Bo to ona wydaje większość tego co zarabiam. Były nawet z tego powodu pewne tarcia między nami, ale mam wrażenie, że się stopniowo coraz lepiej układa;)

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
3 hours ago, Sławko said:

od tamtej pory nie dam tym oszustom nawet złotówki

Niestety tak się składa, że dajesz i będziesz dawał (patrz Fundusz Kościelny), dopóki nie przestaniesz płacić podatków lub nie zostanie zlikwidowany FK. Za obecnej władzy  dodatkowo dochodzą różne dotacje na fundacje księdza Tadeusza R.

2 hours ago, darekp said:

I wydaje mi się, że to raczej jest kwestia indywidualna (może nawet genów czy np. przypadkowego ustawienia się jakichś wag w sieci neuronowej mózgu lub czegoś podobnego), czy ktoś jest wierzący, czy nie.

To jest kwestia indywidualna, ale jeśli wiara w dogmaty religijne jako prawdę o świecie jest wtłaczana od małego, trudno się potem przestawić na myślenie logiczne zamiast magicznego, zwłaszcza jeśli duża część otaczającej człowieka społeczności jest również wychowana w ten sposób i utwierdza go w błędnych przekonaniach.

 

2 hours ago, darekp said:

skoro to tylko kwestia "genów", czy też tego, że jeden ma a inny być może nie ma wbudowane w swój mózg "potrzeby duchowe", to nie ma powodów, żeby mieć jakieś "niewolnicze" podejście

To jest, jak w przypadku większości składowych ludzkiej osobowości połączenie wychowania z genami, natomiast zdecydowanie nie ma czegoś takiego jak gen katolicyzmu, hinduizmu czy islamu, a "potrzeby duchowe" to jedynie chęć odczuwania wzniosłych emocji, które można równie dobrze realizować poprzez sztukę, medytację, obserwację świata - wymieniać można bez końca, pomijając konieczność wiary w oczywistą nieprawdę. Moim zdaniem ludzie powinni uczyć się o religiach świata w identyczny sposób, jak uczymy się obecnie o mitologii greckiej czy nordyckiej, jako o zbiorze podań i mitów. Wiara jest po prostu niewłaściwym/zawodnym narzędziem dochodzenia do prawdy/zdobywania przekonań o rzeczywistości.

 

2 hours ago, darekp said:

czy gdyby wydawała "na chleb", czynsz, leki i "na kulturę", to już nie byłoby powodu do zmartwień?

Różnica polega na tym, że wydając na kulturę podejmujesz świadomą decyzję konsumowania tejże i otrzymujesz w zamian za swoje pieniądze produkt zgodny z opisem, a brak konsumpcji nie jest obwarowany groźbą wiecznej męczarni, czy innej równie przerażającej kary. Dodatkowo żaden twórca nie jest od maleńkiego wciskany jako jedyny właściwy, niosący jedyne prawdziwe przesłanie. Natomiast ksiądz/kapłan nie zachęca do udziału w społeczności, skorzystania ze wsparcia "duchowego" i pocieszenia tylko obiecuje wieczne życie, przebaczenie grzechów, często również wyleczenie z ciężkiej choroby. Za brak udziału w jego konkretnej wersji religii natomiast zawsze grozi kara potępienia, wiecznej męki, utraty życia wiecznego. Jednym słowem oszukuje, kłamie, byleby tylko wyciągnąć pieniądze - jak pospolity przestępca, nie usługodawca.

Dodatkowo w Polsce mamy to nieszczęście, że głównym dostawcą tych "usług" jest organizacja przestępcza - kościół katolicki. Z tym stwierdzeniem mógłby się nie zgodzić jedynie ten, kto uważa, że umożliwianie pedofilom kontaktu z dziećmi i ukrywanie ich przed wymiarem sprawiedliwości, a także zastraszanie i nękanie ich ofiar  w celu zatuszowania sprawy, to nie przestępstwo.

Edytowane przez Daniel O'Really
Korekta

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, darekp napisał:

Mi się to kojarzy jakoś tak: Źli księża rozbudzają u niewinnych i naiwnych dzieci "potrzeby duchowe", żeby potem doić je (gdy dorosną) z kasy. Przy czym doskonale (ci księża) wiedzą, że żadnych bogów nie ma, więc dają sobie pozwolenie na używanie ile wlezie w zakresie tego dojenia.

(Jeśli nie zrozumiałem, to przepraszam).

Nie przekonuje mnie to w tym

Przypadki są różne, ale wierz mi, zasada jest taka sama jak u dilerów narkotyków czy sprzedawców homeopatii. profesjonalny diler to taki który nie używa sprzedawanego przez siebie towaru.

Może w seminarium jest wiara i moc i ideały. Ale na plebanii robi się rutyna, zwykłe życie i zwątpienie gdy po latach rozmowa z Bogiem ciągle jest monologiem.

Wszyscy sobie wyobrażają że ksiądz kończy mszę i idzie dalej się modlić w samotności, bzdura.

Większość z nich po pracy przebierają się i jadą do kobiety czy dzieci albo inaczej się realizują nie myśląc o pracy którą skończyli.

Znam paru i mógłbym trochę poopowiadać jakie są z nich równe chłopy z krwi i kości. Ale to wręcz opowieści na sporą książkę :)

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, darekp napisał:

Samodzielny wierzący może być dalej wierzącym

Jak najbardziej. Ja nikomu wierzeń nie odbieram. Niech sobie każdy wierzy w co chce. Mnie nie chodzi o to, że ktoś wierzy w Boga takiego, czy innego, tylko o to, żeby inni tej wiary nie wykorzystywali do okradania wierzących. Ja też mam wiarę. Wierzę, że gdzieś we Wszechświecie poza Ziemią istnieje inne życie, może nawet inteligentne. Ale nie oszukuję ludzi, żeby dawali mi kasę to uchronię ich przed atakiem obcych.

11 godzin temu, darekp napisał:

Ale: czy gdyby wydawała "na chleb", czynsz, leki i "na kulturę", to już nie byłoby powodu do zmartwień?

Także byłby to problem, bo mimo tych notatek zdarzało się, że babci brakło kasy i moi rodzice dokładali jej do leków, albo kupowali jej jedzenie.

A gdyby wydawała na tzw. "wnuczka"? To byłby powód do zmartwień czy nie? To może policja nie powinna ścigać "wnuczków"?

Ale chcę już zakończyć ten wątek, bo się za bardzo rozbujał. Co chciałem powiedzieć, już powiedziałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Legenda filmów kung-fu, Bruce Lee, zmarł 20 lipca 1973 roku w Hongkongu w wieku zaledwie 32 lat w tajemniczych okolicznościach. Przyczyna śmierci nie jest znana, więc szybko pojawiły się różne hipotezy: od zabójstwa przez mnichów, których tajemnice miał rzekomo zdradzić w swoich filmach, przez morderstwo dokonane przez triady, po – wysuniętą w 2018 roku – hipotezę, że zmarł z powodu przegrzania organizmu. Grupa naukowców z Wydziału Medycyny Uniwersytetu Autonomicznego w Madrycie opublikowała na łamach Clinical Kidney Journal nową hipotezę dotyczącą śmierci aktora.
      Wiemy, że w dniu śmierci Bruce Lee zażywał marihuanę, ćwiczył do scen w kolejnym filmie. Około 19:30, po tym, jak napił się wody, doświadczył zawrotów głowy i jej bólu. Jego znajoma, u której w domu był, podała mu lek o nazwie Equagesic. To połączenie aspiryny i meprobamatu, które Lee już wcześniej przyjmował. Aktor położył się do łóżka. O 21:30 kobieta znalazła go nieprzytomnego. Zadzwoniła po producenta Raymonda Chow, który próbował go obudzić. Następnie wezwano lekarza. Ten przez 10 minut resuscytował Lee. Aktor trafił do szpitala, gdzie stwierdzono zgon.
      Autopsja nie wykazała żadnych zewnętrznych ran, zmarły nie miał też przegryzionego języka. Stwierdzono za to poważny obrzęk mózgu. Organ, który powinien ważyć 1400 gramów ważył u Lee 1575 gramów. Oficjalnie stwierdzono, że przyczyną śmierci był obrzęk mózgu spowodowany nadwrażliwością na Equagesic.
      Autorzy artykułu zwracają uwagę, że Lee przyjmował Equagesic wcześniej, ponadto w dniu śmierci wziął go po tym, jak poczuł się gorzej, gdy już miał objawy mogące świadczyć o obrzęku mózgu (ból głowy). Ponadto, gdyby aktor zmarł z powodu leku, obrzęk mózgu nie byłby jedyną stwierdzoną nieprawidłowością. Hiszpanie wykluczają też epilepsję jako przyczynę śmierci. Co prawda 10 maja 1973 roku Lee doświadczył izolowanego epizodu epilepsji, ale 29 i 30 maja przeszedł pełne badania neurologiczne, które nie wykryły żadnych nieprawidłowości. Aktorowi jednak przypisano przeciwdrgawkową fenytoinę, którą zażywał. Nagłe zgony z powodu epilepsji zdarzają się głównie u osób cierpiących na chroniczną epilepsję, a sekcje zwłok wykazują pogryziony język, obrzęk mózgu i obrzęk płuc. Fakt, Lee nie cierpiał na chroniczną epilepsję, przyjmował lek przeciwdrgawkowy i nie miał przegryzionego języka, każą wykluczyć tę hipotezę.
      Zdaniem autorów badań, które opierają się na publicznie dostępnych informacjach, Bruce Lee zmarł z powodu hiponatremii, czyli obniżonego poziomu sodu w surowicy krwi. Jest on spowodowany nadmiarem wody. Hiponatremia to częsta przypadłość, dotyczy nawet 40% hospitalizowanych osób, a nadmiar wody może zabić nawet młodą zdrową osobę. Fakt, że w 60% składamy się z wody nie chroni nas przed potencjalnie śmiercionośnymi konsekwencjami picia wody w tempie szybszym, niż nasze nerki są w stanie się jej pozbyć.
      Hiszpańscy naukowcy połączyli wiele dostępnych danych na temat Lee. Aktor miał 171 cm wzrostu, ale jedynie 1% tłuszczu w organizmie, podczas gdy WHO rekomenduje, by stanowił on 10-20 procent masy naszego ciała. Podczas pracy nad „Wejściem smoka” stracił 10 kg i ważył jedynie 60 kilogramów.
      Do hiponatremii może dojść, gdy w krótkim czasie przyjmiemy dużą ilość wody. Ale nie jest to jedyny przypadek. Lee, zdaniem badaczy, miał wiele czynników ryzyka, które powodowały, że jego nerki mogły mieć problem z usuwaniem wody. Pił dużo wody, jego dieta składała się w dużej mierze z płynów, np. soku marchewkowego, niewiele jadł i zażywał dużo marihuany, która wzmaga pragnienie. Przyjmował też przeciwbólowe opioidy oraz diuretyki, jak furosemid, mówi Maria Vanessa Perez-Gomez. Opisuje, jak mogło dojść do śmierci.
      Nadmiar ćwiczeń fizycznych, jak to miało miejsce w jego przypadku, mógł zwiększyć wydzielanie hormonu antydiuretycznego, co utrudniło pozbywanie się wody z organizmu. Kilka tygodni przed śmiercią doświadczył obrzęku mózgu i ostrego uszkodzenia nerek. Poziom mocznika w jego krwi wynosił 92 mg/dl. Poziom powyżej 40 mg/dl jest alarmujący, a 100 mg/dl to śmiertelne zagrożenie. Gdy dwa tygodnie później Lee udał się do lekarza, poziom mocznika wrócił do normy. Widzimy zatem, że niedługo przed śmiercią aktor doświadczył obrzęku mózgu oraz ostrej niewydolności nerek.
      Z dostępnych informacji wynika, że Lee nie tylko przyjmował sporo płynów, zarówno wody, jak i soków, ale miał niezbilansowaną dietę, w której było niewiele sodu. Ponadto w ostatnich miesiącach przed śmiercią pił więcej alkoholu, który wzmaga pragnienie. Zażywał też, również zwiększającą pragnienie, marihuanę. Żona Lee wspominała, że często był zmęczony i kręciło mu się w głowie. Sytuację zapewne pogarszały też duże ilości diuretyków, jakie przyjmował. Pozbywał się w ten sposób wody, dzięki czemu miał lepszą rzeźbę. Jednak diuretyki przyczyniają się do wytwarzania przez organizm hormonu antydiuretycznego, co może prowadzić do hiponatremii szczególnie wtedy, gdy przyjmujemy dużo wody, a wchłanianie sodu jest niskie. Wiadomo też, że leki przeciwdrgawkowe predysponują do hiponatremii. Bruce Lee okresowo przyjmował również sterydy anaboliczne w połączeniu z diuretykami. Gdy odstawiał sterydy, mogła się u niego pojawiać niedoczynność kory nadnerczy. A jednym z jej objawów jest hiponatremia.
      Podsumowując, wysuwamy hipotezę, że Bruce Lee zmarł z powodu szczególnej dysfunkcji nerek: ich niezdolności do pozbycia się odpowiedniej ilości wody i utrzymania homeostazy. Mogło to doprowadzić do hiponatremii, obrzęku mózgu i śmierci w ciągu kilku godzin jeśli nadmiar wody nie został wydalony wraz z moczem. To zgadza się z sekwencją zgonu Lee.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wiele osób nie akceptuje teorii ewolucji. Powszechnie uważa się, że czynnikiem najsilniej wpływającym na jej odrzucenie jest religijność. Włosko-brazylijski zespół naukowy przeprowadził badania na temat poziomu akceptacji teorii ewolucji wśród uczniów w wieku 14–16 lat, biorąc pod uwagę nie tylko ich religię, ale również inne czynniki społeczno-kulturowe, jak narodowość, postrzeganie nauki czy poziom dochodów.
      Badani mieli za zadanie zgodzić się lub nie zgodzić z szeregiem stwierdzeń dotyczących znaczenia skamieniałości, wieku Ziemi czy pochodzenia gatunków. Były to stwierdzenia takie jak: „Ziemia powstała 4,5 miliarda lat temu”, „Ludzie pochodzą od innych gatunków naczelnych” czy „Różne organizmy mogą mieć wspólnego przodka”.
      Analiza statystyczna wyników wykazała, że religia wcale nie była najsilniejszym czynnikiem decydującym o stosunku do teorii ewolucji. Znacznie większe znaczenie miała narodowość. Okazało się bowiem, że włoscy katolicy częściej akceptowali teorię ewolucji niż katolicy brazylijscy, a wzorzec odpowiedzi wśród brazylijskich katolików był podobny do wzorca odpowiedzi brazylijskich protestantów.
      Rozdźwięk pomiędzy włoskimi a brazylijskimi katolikami był większy, niż między brazylijskimi katolikami a protestantami należącymi do różnych Kościołów. Włoscy katolicy w większym stopniu akceptowali ewolucję i lepiej ją rozumieli niż katolicy brazylijscy. Głównymi czynnikami wpływającymi na akceptację dla pracy Darwina były narodowość, system edukacji, poziom dochodów, kapitał kulturowy rodziny i społeczne nastawienie względem nauki. Oba kraje są zamieszkane przez katolicką większość, jednak istnieją między nimi duże różnice kulturowe i społeczne powiązane z takimi czynnikami jak edukacja, mówi główny autor badań, profesor Nelio Bizzo z Uniwersytetu w São Paulo.
      Takie wnioski wspiera chociażby fakt, że teoria ewolucji jest kontrowersyjna zarówno wśród wierzących, jak i niewierzących, a np. w ostatniej dekadzie w USA wzrosła akceptacja dla teorii ewolucji, a główną rolę zdaje się odgrywać edukacja.
      Uczony przypomina, że np. badania przeprowadzone wśród europejskich uczniów liceów wykazały, że religia jest najważniejszym czynnikiem akceptacji bądź nie teorii ewolucji. Różnice w uzyskanych wynikach mogą wynikać z różnych metod. Jak wyjaśnia Bizzo, większość badań tego typu wykorzystuje kwestionariusze ze skalą Likerta, w której badani udzielają odpowiedzi na 5-stopniowej skali od „zdecydowanie nie zgadzam się”, przez "raczej się nie zgadzam” po „zdecydowanie się zgadzam”. Zatem pytani o to, czy zgadzają się, że Ziemia powstała 4,5 miliarda lat temu, mogliby odpowiedzieć, że „raczej się nie zgadzają”.
      Problem w tym, że ten instrument przypisuje wiele nieprecyzyjnych odpowiedzi do faktów naukowych. Zróżnicowanie odpowiedzi może prowadzić do nieprecyzyjnego wyliczenia danych. Dlatego też w tego typu kwestionariuszach lepiej zawrzeć tylko odpowiedzi „tak” i „nie”, uważa Bizzo. Jego zdaniem skala Likerta w ogóle nie powinna być używana do badań nad stwierdzeniami naukowymi.
      Ważnym jest, by pamiętać, że nasze badania oddają tylko niewielki fragment rzeczywistości, gdyż poglądy i wartości zmieniają się bardzo szybko, nawet w grupach religijnych. Na przykład poziom akceptacji dla teorii ewolucji znacznie zwiększył się wśród członków niektórych konserwatywnych Kościołów chrześcijańskich. Jednocześnie jednak widoczna jest też zmiana w przeciwnym kierunku. Antyewolucyjne grupy i Kościoły zwiększają swoje wpływ na całym świecie, w tym w Brazylii, podsumowuje Bizzo.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy mężczyźni się starzeją, tracą nie tylko włosy czy masę mięśniową, ale również chromosomy Y. Ich utrata wiąże się zaś z licznymi chorobami i większym ryzykiem zgonu. Dotychczas jednak dowody na związek pomiędzy oboma zjawiskami opierały się na poszlakach. Teraz naukowcy poinformowali, że samce myszy, którym usunięto chromosomy Y, umierały wcześniej, prawdopodobnie dlatego, że ich serca stawały się mniej elastyczne.
      Chromosom Y, który determinuje płeć męską, zawiera zaledwie 78 genów. To 15-krotnie mniej niż chromosom X. I być może z powodu tych niewielkich rozmiarów nie zawsze jest przekazywany dalej podczas podziału komórkowego. Komórki mogą przeżyć i dzielić się bez chromosomu Y, ale mężczyźni którzy go tracą, są bardziej podatni na choroby serca, nowotwory, chorobę Alzheimera i inne schorzenia związane z wiekiem. A traci go wielu mężczyzn wraz z wiekiem. Analizy krwi wykazały, że chromosomu Y brakuje przynajmniej w niektórych leukocytach u 40% mężczyzn w wieku 70 lat i u 57% mężczyzn 93-letnich. U niektórych badanych w aż 80% komórek stwierdzano brak chromosomu Y. Być może to utrata chromosomu Y tłumaczy, dlaczego mężczyźni zwykle żyją krócej od kobiet.
      Kenneth Walsh i jego koledzy z University of Wirginia postanowili sprawdzić, czy rzeczywiście istnieje zależność pomiędzy brakiem chromosomu Y a stanem zdrowia i długością życia. Naukowcy wykonali przeszczepy szpiku kostnego u 38 samców myszy. Najpierw jednak komórki szpiku poddali edycji genetycznej, w wyniku której chromosom Y został usunięty z od 49 do 81 procent leukocytów biorców. Grupę kontrolną stanowiło 37 samców, którym również przeszczepiono szpik, ale nie usuwano z niego chromosomu.
      Obie grupy myszy były obserwowane przez 2 lata. Okazało się, że zwierzęta, którym usunięto chromosom Y z części komórek, częściej umierały. Okres 600 dni od przeszczepu przeżyło tylko około 40% myszy z grupy z usuniętym chromosomem i około 60% myszy z grupy kontrolnej.
      Bliższe badania wykazały, że myszy, którym usunięto chromosom, miały słabsze serca. Po około 15 miesięcy od zabiegu siła skurczu mięśnia sercowego była u nich o około 20% mniejsza niż w grupie kontrolnej. U zwierząt tych zaobserwowano proces włóknienia mięśnia sercowego, co jest jednym z kluczowych czynników wpływających na niewydolność serca.
      Manipulacja genetyczna, jakiej poddano szpik myszy, nie wyeliminowała chromosomu Y z komórek serca zwierząt. Jednak makrofagi, które są wytwarzane w szpiku kostnym przedostają się do serca. Naukowcy odkryli, że wiele z makrofagów pozbawionych chromosomu Y stymulowało komórki serca do tworzenia tkanki łącznej. Niewykluczone, że podobny mechanizm zachodzi też u ludzi.
      Walsh i jego zespół przeanalizowali bowiem dane ponad 15 000 mężczyzn pochodzące z wielkiej bazy danych UK Biobank. Okazało się, że mężczyźni, którzy utracili chromosom Y z co najmniej 40% leukocytów byli narażeni na o 31% większe ryzyko zgonu z powodu chorób układu krążenia, niż mężczyźni, którzy nie doświadczyli tak dużej straty.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wymioty nudności, ból brzucha, dzwonienie w uszach, pragnienie, biegunka, skurcze mięśni nóg oraz duża utrata wagi (12,7 kg) to objawy, z którymi do lekarza zgłosił się mężczyzna w średnim wieku. Jak się okazało, dolegliwości spowodowane były przedawkowaniem witaminy D, której przyjmowanie – wśród innych suplementów – zalecił mężczyźnie dietetyk. Przypadek opisano w British Medical Journal Case Reports.
      Mężczyzna, który cierpiał na wiele schorzeń, w tym na gruźlicę kręgosłupa pochodzenia krowiego czy niezłośliwy nowotwór nerwu przedsionkowo-ślimakowego, za radą dietetyka zaczął przyjmować suplementy. Przyjmował ich ponad 20, w tym witaminę D (375 µg, dzienne zapotrzebowanie do 10 µg), K2, C, B2, B6, selen, cynk i wiele innych. Miesiąc po rozpoczęciu ich przyjmowania pojawiły się nieprzyjemne objawy, które nie ustąpiły mimo odstawienia suplementów.
      Przeprowadzone badania krwi wykazały, że pacjent miał bardzo wysoki poziom wapnia oraz nieco podwyższony poziom magnezu. A poziom witaminy D był 7-krotnie wyższy, niż norma. Okazało się również, że doszło do poważnego uszkodzenia nerek.
      Mężczyzna pozostał w szpitalu przez 8 dni, w tym czasie podawano mu dożylnie płyny mające oczyścić organizm oraz leczono bisfosfonianami, używanymi do obniżenia poziomu wapnia we krwi.
      Dwa miesiące po wyjściu ze szpitala poziom wapnia we krwi powrócił do normy, ale poziom witaminy D pozostał wysoki. Na całym świecie mamy do czynienia z hiperwitaminozą D, objawiającą się podwyższonym poziomem witaminy D3 w serum, piszą autory raportu. Najbardziej narażone na hiperwitaminozę są kobiety, dzieci oraz osoby po zabiegach chirurgicznych.
      Odpowiedni poziom witaminy D można zapewnić sobie dietą, spożywając grzyby czy tłuste ryby, dzięki ekspozycji na Słońce oraz za pomocą suplementów. Przedawkowanie witaminy D, jak widać, może mieć nieprzyjemne, długotrwałe skutki. Jako, że poziom witaminy D spada powoli – o połowę w ciągu mniej więcej 2 miesięcy – objawy zatrucia mogą utrzymywać się przez długi czas. A są one bardzo zróżnicowane i w dużej mierze spowodowane podwyższonym poziomem wapnia. Wśród objawów hiperwitaminozy D znajdziemy problemy z nerkami, wysokie ciśnienie, bóle brzucha, pocenie się, apatię, psychozę, sztywność stawów czy głuchotę.
      Wiele z objawów jest jeszcze nie do końca rozpoznanych, gdyż hiperwitaminoza D wciąż zdarza się rzadko, jednak liczba jej przypadków rośnie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy skupieni w organizacji Global Alliance on Health and Pollution z siedzibą w Szwajcarii dokonali ogólnoświatowej oceny wpływu zanieczyszczeń na śmiertelność wśród ludzi. W roku 2019 zanieczyszczenia zabiły około 9 milionów osób. Są więc największym środowiskowym czynnikiem ryzyka przedwczesnego zgonu. Zanieczyszczenia środowiska odpowiadają za 15% wszystkich zgonów na świecie.
      W poprzednim takim raporcie opisano zgony z powodu zanieczyszczeń w roku 2015. Również wtedy zmarło około 9 milionów osób. Jednak w międzyczasie zmieniła się struktura zanieczyszczeń zabijających ludzi.
      Z najnowszego raportu dowiadujemy się, że zmniejszyła się liczba zgonów związanych z zanieczyszczeniami z powodu skrajnego ubóstwa. Mniej ludzi umiera obecnie z powodu zanieczyszczeń powietrza w pomieszczeniach, spowodowanych np. używaniem otwartych palenisk. Odnotowano też mniej zgonów z powodu zanieczyszczonej wody pitnej. Jednak więcej osób umiera z powodu zanieczyszczeń powietrza na zewnątrz oraz z powodu zanieczyszczeń toksynami, np. ołowiem. To nowoczesne czynniki ryzyka, spowodowane zwiększoną industrializacją i urbanizacją. Od roku 2015 liczba zgonów spowodowanych tymi właśnie nowoczesnymi czynnikami ryzyka zwiększyła się o 7%, a od roku 2000 jest to aż 66-procentowy wzrost.
      Zanieczyszczenia środowiska to jedne z najpoważniejszych zagrożeń dla zdrowia ludzi i całej planety. Fakt ich istnienia zagraża podstawom rozwoju nowoczesnych społeczeństw. Zanieczyszczenia te to m.in. pyły zawieszone, ozon, tlenki siarki i azotu, zanieczyszczenia wody pitnej i oceanów przez rtęć, azot, fosfor, plastik, odpady przemysłu naftowego czy też zatrucie gleby ołowiem, pestycydami, przemysłowymi związkami chemicznymi czy odpadami elektronicznymi. Zanieczyszczenia nie tylko zabijają ludzi, ale powodują też olbrzymie straty gospodarcze. W roku 2015 z powodu zanieczyszczeń światowa gospodarka straciła 4,6 biliarda USD, czyli 6,2 całej wartości światowej produkcji. Największy koszt zanieczyszczeń ponosi ludność krajów o niskich i średnicy dochodach. To tam notuje się aż 92% zgonów z powodu zanieczyszczeń i tam dochodzi do największych strat gospodarczych.
      Jak wyliczają eksperci, w roku 2019 zanieczyszczenia powietrza – zarówno wewnątrz pomieszczeń, jak i na zewnątrz – zabiły 6,7 miliona osób. Kolejnych 1,4 miliona zmarło z powodu zanieczyszczonej wody, a zanieczyszczenia ołowiem były odpowiedzialne za 900 000 zgonów. Z kolei toksyny związane z miejscem pracy przyczyniły się do 870 000 przedwczesnych zgonów.
      Dane pokazują, że mężczyźni są w większym stopniu narażeni na zgon z powodu zanieczyszczeń powietrza na otwartej przestrzeni, zatrucia ołowiem i zanieczyszczeń w miejscu pracy. Z kolei kobiety i dzieci są narażeni na większe ryzyko zgonu z powodu zanieczyszczonej wody.
      W wyniku zanieczyszczenia środowiska na całym świecie umiera wielokrotnie więcej osób niż z powodu przemocy, wypadków drogowych, AIDS, malarii i gruźlicy, niedożywienia i nadużywania alkoholu i narkotyków. Równie dużą liczbę zgonów powoduje jedynie palenie papierosów oraz bierne palenie.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...