Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Chiny agresywnie promują niesprawdzone metody walki z COVID-19 i sprzedają za granicę 'leki' TCM

Rekomendowane odpowiedzi

35 minut temu, Daniel O'Really napisał:

Taki człowiek z dużą dozą prawdopodobieństwa

...stanie się ogniwem marketingu bezpośredniego, i tak jak ta Goździkowa z reklamy, poleci specyfik rodzinie i znajomym. No bo jak ktoś zapyta czy pomogło odpowiedź inna niż "TAK" oznaczać będzie że dało się d..py i nie było to mądre. Jak spytasz kogoś jaki samochód poleci kupić to większość poleci własne auto jako super auto niepsujące się i które mało pali. No bo przecież nie przyznasz się że jeździsz gratem i ten wybór to porażka. I tak robi się łańcuszek i rośnie legenda która ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Żeby nie było, nie mam nic przeciwko temu. Każdy ma wolną wolę i co ważne obecnie dostęp do wiedzy wszelakiej w internetach.I jak ktoś cieszy się że wygrał życie kupując passata w dieslu i może nim sobie beztrosko pojechać postawić bańki które wyleczą go  z choroby to cieszę się że on się cieszy i gratuluję mu optymizmu i wiary w słuszność swoich decyzji.

Więc jak komuś TCM i tym podobne pomagają to super, ale pacjenci z mniejszą wiarą nie powinni sięgać po statystyki oparte na twardych danych(a nie wywiadach i subiektywnych odczuciach) bo terapia może być mniej skuteczna

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
13 minutes ago, tempik said:

Więc jak komuś TCM i tym podobne pomagają to super...

Zupełnie nie w tym rzecz@tempik.  Na zachodzie choćby pali i pije tyle ludzi, że liczba tych 'dbających o siebie inaczej', odwiedzających "znachorów" jest nawet nie promilem.  Gabinety tatuażu i liftingu mają na zachodzie większy rynek niż medycyna naturalna.

Ten rynek nigdy nie stanowił i nie będzie stanowił zagrożenia dla medycyny akademickiej.  Raz na kilka lat do lekko postrzelonego znachora, który skończył tygodniowy kurs korespondencyjny, przychodzi osoba z poważnymi zaburzeniami poznawczymi i w efekcie takiej koniunkcji raz na dekadę mamy nieboszczyka. W tym samym czasie - w wyniku błędów medycznych - umierają tysiące. Dlaczego tak dużo? Bo do znachorów chodzi promil, a do lekarzy 99,99%. 

I tak naprawde artykuł @MB nie jest o tym.  On jest socjotechniką o budowaniu w ludziach wrogiego nastawienia do "nieznanego i niesprawdzonego".  Czytając go poczułem się jakbym czytał Mosbaherową, która wydała sporo kasy na stołek i teraz musi to odpracować. Celem jest ewidentnie obraz Chin, jako państwa.  Zamiast "TCM" mogłbys wstawić np "5G" i pisać o szpiegowskich algorytmach w sprzęcie HW - nikt i nigdy nie znalazł, ale groza straszna.

Następnie do dyskusji włączają się 'znawcy internetowi', którzy prezentują wyłącznie swoje wizje tego, o czym nie wiedzą. I zaczyna każdy gadać sam do siebie.

Ale na zakończenie mojego udziału w wątku podam przysłowie, które ma już chyba tysiące lat:  Owce zawsze boją sie wilka, ale to nie wilk je wszystkie zabije. Zrobi to ich własny pasterz.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Jarosław Bakalarz napisał:

I tak naprawde artykuł @MB nie jest o tym.  On jest socjotechniką o budowaniu w ludziach wrogiego nastawienia do "nieznanego i niesprawdzonego".  Czytając go poczułem się jakbym czytał Mosbaherową, która wydała sporo kasy na stołek i teraz musi to odpracować. Celem jest ewidentnie obraz Chin, jako państwa.  Zamiast "TCM" mogłbys wstawić np "5G" i pisać o szpiegowskich algorytmach w sprzęcie HW - nikt i nigdy nie znalazł, ale groza straszna.

Masz rację, też wyczuwam tutaj niewidzialną wojnę Trumpa i Chin na propagandę i obrzucanie się błotem. Już nawet nie pamiętam kto zapoczątkował tą propagandową wojnę, ale przed Trumpem raczej Chiny były ok dla innych i same też koncentrowały się tylko na swoim biznesie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 godzin temu, peceed napisał:

To jest przykład ogromnej arogancji. Przede wszystkim jak najbardziej w porządku jest ta część ziołolecznictwa która działa, i tylko ta.
Ludzie którzy tworzyli medycynę chińską i ziołolecznictwo jak najbardziej stosowali obserwację i wyciąganie wniosków. Pod wieloma względami byli znacznie uczciwsi od obecnych lekarzy gdyż zioła nie miały wysokiego budżetu na marketing farmaceutyczny a doświadczenia zbierano i korygowano przez wiele tysięcy lat.
Do tego orędownicy "metody naukowej" nie do końca rozumieją potęgę wolnego rynku i konkurencji oraz doboru naturalnego. Lekarze skuteczni byli nagradzani i mieli większą szansę na przekazywanie swojej wiedzy. Ci gorsi nie. Po kilku tysiącach lat taki system wyciska praktyczne maksimum z dostępnej biosfery nie przejmując się indywidualnymi przekonaniami poszczególnych jednostek. Ignorowanie takiej wiedzy jest po prostu głupie.

Co za stek bzdur i spekulacji. Po Twoich wcześniejszych postach wnioskowałem, że rozumiesz co to jest metoda naukowa, ale najwyraźniej doznałeś takiej traumy ze strony systemu opieki zdrowotnej, że zaburzyła ona Twoją obiektywną ocenę. Ja też nie lubię arogancji lekarzy i wiele bym zmienił z służbie zdrowia, ale bez przesady...

Po pierwsze, sam napisałem, że istnieje zweryfikowana wiedza z zakresu ziołolecznictwa.

A co do metody naukowej. Metoda naukowa jest najlepszą, znaną nam metodą przybliżającą nas do prawdy. A przynajmniej pozwala odróżnić który model jest dokładniejszy. Odnośnie technologii medycznych - metoda naukowa pozawala nam zweryfikować (w najlepszy znany nam sposób) która technologia/lek jest lepsza. Doświadczenie "zbierane i korygowane przez wiele tysięcy lat" to nie jest metoda LEPSZA od nowoczesnej metody naukowej. Obarczona jest większymi błędami. Możesz zażywać zioło, które zawiera setki substancji, z których część ci pomaga, część jest neutralna a część szkodzi, ale sumarycznie przy danej chorobie troszkę pomaga. Tylko metodą naukową jesteś w stanie stwierdzić jaka to substancja i dokonać optymalizacji procesu leczenia. Prymitywne "Chińskie obserwacje" są po prosty za mało dokładne i za mało precyzyjne aby stawać w szranki z metodą naukową. Nie znaczy, to że ta wiedza jest całkiem bezużyteczna (może stanowić inspirację do badań NAUKOWYCH). Ja mówię jedynie że metoda weryfikacji jest lepsza po stronie medycyny zachodu dlatego kiedy ktoś mi mówi że A. od setek lat jedliśmy to zioło i wielu ludziom się poprawiało jak miał problemy z oddychaniem lub B. zrobiliśmy Tobie badanie, masz nowotwór płuc takiego i takiego typu i przetestowaliśmy substancje z kilku chińskich ziół, i okazuje się że jak sie wizuoluje z nich te i te substancje i poda podczas chemioterapii to masz 80% szans na wyleczenie. Można zadać kolejne pytanie -  A skąd Pan/Pani to wie? opcja A. przeczytałem w Chińskiej książce, której autorem jest znany Chiński szaman, który testował to zioło samodzielnie na setkach ludzi i wszyscy zauważali poprawę, poza tym, metoda ta jest znana również wielu innych szamanom z Chin, od tysięcy lat. Opcja B. Przebadaliśmy różne substancje, wielokrotnie, w różnych instytutach, mamy terie i hipotezy które zweryfikowaliśmy, nie opieramy się również na subiektywnej ocenie Pacjenta, ale na obiektywnych badaniach jego stanu zdrowia aby stwierdzić poprawę. Wszystko mamy udkomuentowane, nie musi nam Pan wierzyć na słowo. Czy opcja B nie jest znacznie bardziej wiarygodna? Mimo iż niedoskonała, że czasem są błędy, że jest czynnik ludzki i ekonomiczny to i tak jest to metoda lepsza, bo te wszystkie czynniki występują również w metodach pseudobadawyczh "medycyny Chińskiej".

4 godziny temu, Jarosław Bakalarz napisał:

On jest socjotechniką o budowaniu w ludziach wrogiego nastawienia do "nieznanego i niesprawdzonego"

I słusznie, bo "nieznane i niesprawdzone" jest często niebezpieczne i należy przed tym ostrzegać. Tylko metoda naukowa pozwala rzetelnie "poznać i sprawdzić".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 hour ago, Warai Otoko said:

I słusznie, bo "nieznane i niesprawdzone" jest często niebezpieczne i należy przed tym ostrzegać. Tylko metoda naukowa pozwala rzetelnie "poznać i sprawdzić".

Ale co z nieznanym i niesprawdzonym, które takie jest wyłącznie dla ostrzegającego? ...i niechcący wychodzi na głupka, bo ostrzega przed solidnie zweryfikowaną naukowymi metodami wiedzą. 

Zauważ, że większość badań, które są cytowane nawet tutaj ma w spisie naukowców z Chin. To są z zasady dwuetatowcy. Czasem pod nazwiskiem widzisz jednak, ze on jest wyłącznie z chińskiego instytutu.  Nic nie stracisz jeśli pójdziesz tym tropem i sam ustalisz liczbę solidnych naukowych badań dla dowolnego zielska: weź choćby ww. Efedrę i zobacz ile jest w Chinach naukowych publikacji o jej skladnikach aktywnych. 

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
26 minut temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Ale co z nieznanym i niesprawdzonym, które takie jest wyłącznie dla ostrzegającego? ...i niechcący wychodzi na głupka, bo ostrzega przed solidnie zweryfikowaną naukowymi metodami wiedzą. 

Zaprzeczasz sam sobie. Pisałem chyba w każdym moim poście, że właśnie o metodę weryfikacji się rozchodzi. Jeśli coś jest solidnie zweryfikowane, to nie jest jednocześnie "nieznane i niesprawdzone".

28 minut temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Nic nie stracisz jeśli pójdziesz tym tropem i sam ustalisz liczbę solidnych naukowych badań dla dowolnego zielska: weź choćby ww. Efedrę i zobacz ile jest w Chinach naukowych publikacji o jej skladnikach aktywnych. 

Pisałem też z dwa razy chyba, że nie mam nic przeciwko lekom czy w ogóle technologiom medycznym z Chin, czy też nawet żywcem wyciągniętych z tradycyjnej medycyny chińskiej o ile są to metody leczenia naukowo zbadane i zweryfikowane jako skuteczne. Natomiast co do publikacji "o składnikach aktywnych" jak to ująłeś ;P Nie wiem czy to tylko skrót myślowy (jak tak to nie ma sprawy), ale jesli nie, to chciałem zauważyć że "o składnikach" to sobie można pisać, ale to nijak się ma do tego czy dany składnik faktycznie pomaga i jeszcze na co pomaga. W ogóle tutaj dochodzi też aspekt diagnostyczny. Badania labolatoryjne oraz obrazowe oraz kryteria daignostyczne są nieporównywalnie bardziej wiarygodne i bardziej falsyfikowalne niż tradycyjne, niestety prymitywne metody Chińskie polegające w sumie nie wiem na czym, na dotyku? W ogóle bez nowoczesnych technologii nie da się zbadać stanu zdrowia człowieka na pewnym poziomie, bo po prostu ludzki organizm nie posiada odpowiednich narzędzi żeby to uczynić. Chyba, ze wierzymy w moce nadprzyrodzone, ale to oznacza koniec racjonalnej dyskusji.

  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba mamy problem nie z tym że medycyna chińska może nie działać lub działa, ale z tym że ktoś kręci biznes na granicy prawa, bo sugeruje lub kreuje słuszność tych metod i robi to sposobem reklam suplementów diety. Być może jest tak, że działają ale tak samo jak reklamowane suplementy diety, wspomagają w pewnych niejasnych okolicznościach. Tutaj właśnie jest pole i to szerokie na rozwinięcie legalnego biznesu. Pytanie, kogo to zaboli? Czy zachodowi zależy na samej prawdzie, czy już wszystko co chińskie jest złe? Może problemem jest również wyścig w słuszność metod i o niezłe pieniądze. Przecież badania kliniczne produktów nie są za darmo. W Europie inwestują w badania kliniczne miliony, a tutaj wpada chińczyk i mówi że jego zioła robią lepszą robotę. Kto by się nie wkurzył. Do tego wpadają zwolennicy ziół i medycyny akademickiej i kłócą się kto ma rację. Rację ma ten komu uda się wyleczyć wszystkich. Na razie takiego nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Te kilka tysięcy lat skutecznego ziołolecznictwa i nieprzebranej wiedzy miało okazję na swoje pięć minut w Europie podczas dżumy, ale się nie popisali, bo zabrakło szamanów z DEET ;) Po kilku wiekach przyszedł pan z mikroskopem i porozstawiał ich po kątach.

  • Haha 1
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Tegoroczną Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny otrzymali Katalin Karikó i Drew Weissmann za odkrycia, które umożliwiły opracowanie efektywnych szczepionek mRNA przeciwko COVID-19. W uzasadnieniu przyznania nagrody czytamy, że prace Karikó i Wiessmanna w olbrzymim stopniu zmieniły rozumienie, w jaki sposób mRNA wchodzi w interakcje na naszym układem odpornościowym". Tym samym laureaci przyczynili się do bezprecedensowo szybkiego tempa rozwoju szczepionek, w czasie trwania jednego z największych zagrożeń dla ludzkiego życia w czasach współczesnych.
      Już w latach 80. opracowano metodę wytwarzania mRNA w kulturach komórkowych. Jednak nie potrafiono wykorzystać takiego mRNA w celach terapeutycznych. Było ono nie tylko niestabilne i nie wiedziano, w jaki sposób dostarczyć je do organizmu biorcy, ale również zwiększało ono stan zapalny. Węgierska biochemik, Katalin Karikó, pracowała nad użyciem mRNA w celach terapeutycznych już od początku lat 90, gdy była profesorem na University of Pennsylvania. Tam poznała immunologa Drew Weissmana, którego interesowały komórki dendrytyczne i ich rola w układzie odpornościowym.
      Efektem współpracy obojga naukowców było spostrzeżenie, że komórki dendrytyczne rozpoznają uzyskane in vitro mRNA jako obcą substancję, co prowadzi co ich aktywowania i unicestwienia mRNA. Uczeni zaczęli zastanawiać się, dlaczego do takie aktywacji prowadzi mRNA transkrybowane in vitro, ale już nie mRNA z komórek ssaków. Uznali, że pomiędzy oboma typami mRNA muszą istnieć jakieś ważne różnice, na które reagują komórki dendrytyczne. Naukowcy wiedzieli, że RNA w komórkach ssaków jest często zmieniane chemicznie, podczas gdy proces taki nie zachodzi podczas transkrypcji in vitro. Zaczęli więc tworzyć różne odmiany mRNA i sprawdzali, jak reagują nań komórki dendrytyczne.
      W końcu udało się stworzyć takie cząsteczki mRNA, które były stabilne, a po wprowadzeniu do organizmu nie wywoływały reakcji zapalnej. Przełomowa praca na ten temat ukazała się w 2005 roku. Później Karikó i Weissmann opublikowali w 2008 i 2010 roku wyniki swoich kolejnych badań, w których wykazali, że odpowiednio zmodyfikowane mRNA znacząco zwiększa produkcję protein. W ten sposób wyeliminowali główne przeszkody, które uniemożliwiały wykorzystanie mRNA w praktyce klinicznej.
      Dzięki temu mRNA zainteresowały się firmy farmaceutyczne, które zaczęły pracować nad użyciem mRNA w szczepionkach przeciwko wirusom Zika i MERS-CoV. Gdy więc wybuchła pandemia COVID-19 możliwe stało się, dzięki odkryciom Karikó i Weissmanna, oraz trwającym od lat pracom, rekordowo szybkie stworzenie szczepionek.
      Dzięki temu odkryciu udało się skrócić proces, dzięki czemu szczepionkę podajemy tylko jako stosunkowo krótką cząsteczkę mRNA i cały trik polegał na tym, aby ta cząsteczka była cząsteczką stabilną. Normalnie mRNA jest cząsteczką dość niestabilną i trudno byłoby wyprodukować na ich podstawie taką ilość białka, która zdążyłaby wywołać reakcję immunologiczną w organizmie. Ta Nagroda Nobla jest m.in. za to, że udało się te cząsteczki mRNA ustabilizować, podać do organizmu i wywołują one odpowiedź immunologiczną, uodparniają nas na na wirusa, być może w przyszłości bakterie, mogą mieć zastosowanie w leczeniu nowotworów, powiedziała Rzeczpospolitej profesor Katarzyna Tońska z Uniwersytetu Warszawskiego.
      Myślę, że przed nami jest drukowanie szczepionek, czyli dosłownie przesyłanie sekwencji z jakiegoś ośrodka, który na bieżąco śledzi zagrożenia i na całym świecie produkcja już tego samego dnia i w ciągu kilku dni czy tygodni gotowe preparaty dla wszystkich. To jest przełom. Chcę podkreślić, że odkrycie noblistów zeszło się z możliwości technologicznymi pozwalającymi mRNA sekwencjonować szybko, tanio i dobrze. Bez tego odkrycie byłoby zawieszone w próżni, dodał profesor Rafał Płoski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dynastia Qing rządziła w Chinach przez niemal 270 lat. Jeszcze w roku 1820 Chiny były najpotężniejszą gospodarką świata, a ich PKB stanowił 32,9% światowego produktu brutto. Od tamtej pory pozycja gospodarcza Chin słabła i w 1870 roku PKB Państwa Środka było o ponad połowę mniejsze niż krajów Europy Zachodniej. W 1911 roku dynastia upadła.
      W międzyczasie Chiny doświadczyły zbrojnych interwencji z zewnątrz przegrywając wojny opiumowe, gwałtownego wzrostu liczby ludności, upadku gospodarki i rewolt wewnętrznych w tym powstania bokserów czy najkrwawszej wojny domowej w dziejach – powstania tajpingów, w którym zginęło 20 milionów ludzi. Co jednak się stało, że doszło do tych wydarzeń i że tak potężne państwo upadło? Odpowiedzi na to pytanie postanowił udzielić międzynarodowy zespół naukowy z USA, Chin, Japonii, Wielkiej Brytanii i Austrii.
      Naukowcy wykorzystali metodę SDT (Structural Demographic Theory), która pozwala zrozumieć przyczyny niestabilności społeczno-polityczne na poziomie całych państw. Dzięki niej badacze wyodrębnili trzy czynniki, które doprowadziły do upadku potężnego państwa.
      Pierwszym z nich była eksplozja demograficzna. W latach 1700–1840 liczba ludności Chin zwiększyła się czterokrotnie. Doprowadziło to do znacznego zmniejszenia areału ziemi uprawnej per capita i zubożenia ludności wiejskiej. O tym, jak duże i głębokie było to zubożenie świadczy zmniejszenie się średniego wzrostu ludności w XVIII wieku.
      Drugim z czynników była nadprodukcja elit. W czasach dynastii Qing elity składały się z możnych nieposiadających państwowego egzaminu oraz osób posiadających egzamin państwowy. Najważniejszą część elit stanowiły wykształcone osoby po egzaminie państwowym. Egzamin ten otwierał drogę do pracy i kariery w administracji państwowej. Dynastia Qing odziedziczyła nieelastyczny system po dynastii Ming, za czasów której liczba ludności była znacznie mniejsza. Doszło do wielokrotnego zwiększenia się liczby osób, które zainwestowały w wykształcenie, chciały robić karierę w aparacie państwowym, tymczasem liczba przyznawanych najwyższych stopni akademickich spadała, osiągając najniższy poziom w 1796 roku. Pojawił się więc olbrzymi rozdźwięk pomiędzy liczbą wykształconych ambitnych osób, a liczbą miejsc, gdzie mogły one realizować swoje ambicję. Dość wspomnieć, że przywódcami powstania tajpingów byli właśnie członkowie takich zawiedzionych elit.
      W końcu trzecim czynnikiem upadku były przyczyny finansowe: wydatki budżetu państwa rosły w związku z kosztami tłumienia różnych rebelii, produktywność spadała, krajem targały kryzysy finansowe, z powodu spadających zasobów srebra i importu opium zwiększał się deficyt budżetowy, a działania wywierane przez potęgi zewnętrzne dodatkowo pogarszały sytuację.
      Qingowie zdawali sobie sprawę z problemów. Przeprowadzili liczne reformy mające na celu walkę z głodem, znacząco zwiększyli sieć placówek edukacyjnych, umożliwiając zdobycie przynajmniej niższych stopni wykształcenia, ustalili kwoty przyjęć dla mniejszości narodowych. Jednak nie uratowało to dynastii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najstarszy w Chinach system odwadniający, wykonany z ceramicznych rur, dowodzi, że neolityczni mieszkańcy stanowiska Pingliangtai byli zdolni do tworzenia złożonych struktur inżynieryjnych bez potrzeby odwoływania się przy tym do scentralizowanej władzy. Naukowcy z University College London (UCL) opisali na łamach Nature Water pochodzący sprzed 4000 lat, z okresu kultury Longshan, system, który powstał dzięki współpracy lokalnej społeczności. Nie znaleziono tam śladów istnienia władzy centralnej.
      Odkrycie ceramicznych rur odprowadzających wodę pokazuje, że ludzie z Pingliangtai zbudowali i utrzymywali złożony system zarządzania wodą, dysponując przy tym jedynie narzędziami dostępnymi w epoce kamienia i bez zorganizowanej władzy centralnej. Jego budowa wymagała dobrego planowania i koordynacji, ale wszystko to zostało zrobione na poziomie lokalnej społeczności, mówi doktor Yije Zhuang z Instytutu Archeologii UCL. Ceramiczne rury ułożono wzdłuż dróg i ścian. Przekierowywały one wodę opadową, nie dopuszczając do pojawienia się obszarów podmokłych. To najstarszy znany z terenu Chin system tego typu.
      Tym, co najbardziej zaskoczyło naukowców jest fakt, że w Pingliangtai nie znaleziono dotychczas śladów hierarchii społecznej. Wszystkie tamtejsze domy były jednakowo małe, nie zauważono, by istniały różne warstwy społeczne czy znaczące nierówności wśród mieszkańców. Również pochówki nie wskazują na istnienie takiego zróżnicowania, co stanowi wyraźny kontrast z innymi miejscowościami w tej okolicy.
      Jednak mimo braku władzy centralnej mieszkańcy potrafili porozumieć się odnośnie zaprojektowania i wyprodukowania rur, ich ułożenia i utrzymania całego systemu. Poziom złożoności prac, które zostały wykonane, każe ponownie zastanowić się nad rozumieniem rozwoju społeczeństw. Dotychczas uważano, że jedynie scentralizowana władza i rządzące elity były w stanie zorganizować ludzi i zasoby niezbędne do stworzenia złożonego systemu zarządzania wodą. Widać to zresztą w innych starożytnych miejscach, w których tego typu systemy istniały. Zawsze występowała tam silniejsza, bardziej scentralizowana władza, często była to władza despotyczna. Pingliangtai dowodzi, że istnienie takiej władzy nie zawsze jest warunkiem koniecznym i bardziej egalitarne społeczności są w stanie poradzić sobie z takim zadaniem.
      Pingliangtai to wyjątkowe miejsce. Istniejąca tu sieć rur dowodzi zaawansowanego zrozumienia problemów inżynieryjnych i hydrologicznych, dodaje współautor badań, doktor Hai Zhang z Uniwersytetu w Pekinie.
      Pingliangtai to stanowisko archeologiczne w środkowych Chinach. Około 2500 lat przed naszą erą powstała tam neolityczna osada zamieszkana przez około 500 osób. Chroniła ją fosa i szeroki wał ziemny. W tym czasie obszar ten charakteryzował się dużą sezonową zmiennością klimatyczną. Latem monsunowe deszcze przynosiły miesięczne nawet pół metra wody. Zarządzanie tą wodą było niezbędne do utrzymania lokalnych społeczności. Mieszkańcy Pingliangtai zbudowali bezprecedensowy dwustopniowy system odwadniania. Składał się on z wykopanych wzdłuż domów rowów, które przekierowywały wodę do rur wyprowadzających ją do fosy chroniącej miejscowość. Ceramiczne rury były bardzo zaawansowane jak na ówczesny poziom rozwoju technologicznego. Każda z nich miała średnicę 20–30 centymetrów i długość 30–40 cm. Łączono je, dzięki czemu można było transportować wodę na duże odległości.
      System odwadniający z Pingliangtai jest unikatowy. Nigdzie na świecie nie znaleziono podobnego systemu pochodzącego z podobnego okresu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pojawienie się ludzi w obu Amerykach – ostatnich kontynentach zasiedlonych przez H. sapiens – jest przedmiotem intensywnych badań, a ostatnio naukowcy mogą korzystać z coraz bardziej wyrafinowanych narzędzi genetycznych. Nie od dzisiaj wiemy, że Amerykę zasiedlili mieszkańcy wschodniej Syberii, jednak zdobywamy coraz więcej danych wskazujących, że migrowali tam ludzie z różnych części Eurazji. Naukowcy z Chińskiej Akademii Nauk przedstawili właśnie dowody, na migrację z dzisiejszych północnych wybrzeży Chin do Ameryki oraz na Wyspy Japońskie.
      Naukowcy skupili się na dziedziczonym w linii żeńskiej mitochondrialnym DNA. Typ D4h3a (typowa dla mieszkańców Ameryki) oraz D4h3b (zidentyfikowany dotychczas tylko we Wschodnich Chinach i Tajlandii) sugerują, że źródło genomu wczesnych mieszkańców Ameryk było bardziej zróżnicowane. Przeanalizowaliśmy 216 współczesnych i 39 prehistorycznych D4h. Nasze badania ujawniły, że doszło dwóch epizodów migracji D4h z północnych wybrzeży Chin. Jeden miał miejsce podczas maksimum ostatniego zlodowacenia, a drugi podczas wycofywania się lodowca, co ułatwiło rozprzestrzenianie się ludzi na różne obszary, w tym do Ameryk i na Wyspy Japońskie. Dystrybucja wzdłuż wybrzeży amerykańskiego typu D4h3a i japońskich D4h1a oraz D4h2, w połączeniu z archeologicznymi podobieństwami pomiędzy północnymi Chinami, Amerykami i Japonią, wspiera hipotezę o takim rozprzestrzenianiu się ludzi, czytamy na łamach Cell Reports.
      Historia zasiedlania Ameryk jest więc bardziej złożona, niż się wydaje. Do poprzednio opisywanych przodków z Syberii, Australomelanezji i Azji Południowo-Wschodniej należy dodać też pulę genetyczną z północnych wybrzeży Chin, mówi główny autor badań, antropolog molekularny Yu-Chun Li.
      Chińscy naukowcy poszukiwali śladów genetycznych, które mogły połączyć paleolitycznych mieszkańców Azji Wschodniej z mieszkańcami Chile, Peru, Boliwii, Ekwadoru, Brazylii, Meksyku i Kalifornii. Przyjrzeli się ponad 100 000 współczesnych i 15 000 starych próbek DNA i znaleźli w nich próbki pochodzące od 216 współczesnych i 39 prehistorycznych przedstawicieli wspomnianego typu genetycznego. Zidentyfikowali dwa epizody migracji z północnych wybrzeży Chin do Ameryki. W obu przypadkach migracja odbyła się drogą prowadzącą wybrzeżem Pacyfiku, a nie śródlądowym korytarzem wolnym od lodu.
      Do pierwszej migracji doszło pomiędzy 26 000 a 19 500 lat temu, podczas maksimum zlodowacenia. Druga migracja miała zaś miejsce między 19 000 a 11 500 lat temu. W tym czasie populacja człowieka szybko się zwiększała, co sprzyjało pojawianiu się impulsów migracyjnych. Prawdopodobnie na wzrost populacji wpływ miał koniec zlodowacenia i polepszające się warunki klimatyczne.
      Niespodzianką było zaś odkrycie związku genetycznego pomiędzy mieszkańcami Ameryki i Japonii. Wszystko wskazuje na to, że podczas drugiego epizodu migracji część ludzi przeszła do Ameryki, a część na Wyspy Japońskie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na 1500 lat przed Czyngis-chanem, który zapoczątkował budowę największego lądowego imperium w historii ludzkości, mongolscy nomadzi stworzyli swoje pierwsze imperium. Konfederacja Xiongnu powstała w III wieku p.n.e. i przez kilka wieków dominowała na stepach Azji Wschodniej, rzucając wyzwanie imperialnym Chinom i skłaniając je do rozbudowy Wielkiego Muru. Konfederacja Xiongnu była państwem wieloetnicznym o wysokim zróżnicowaniu genetycznym nawet wśród elity rządzącej. Kobiety zajmowały tam najwyższe stanowiska, a największe zróżnicowanie genetyczne zaobserwowano u męskiej służby o niskim statusie społecznym.
      Xiongnu nie rozwinęli własnego systemu pisma, z tego względu to, co o nich wiemy, pochodzi przede wszystkim od ich wrogów, głównie od kronikarzy dynastii Han, z którą przez wieki walczyli. W kronikach tych znajdziemy niewiele użytecznych informacji na temat pochodzenia Xiongnu, ich struktury społecznej czy organizacji politycznej. Dlatego też międzynarodowy zespół naukowy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej oraz Instytutu Geoantropologii im. Maxa Plancka, Uniwersytetu Harvarda, University of Michigan i Narodowego Uniwersytetu w Seulu postanowił przeprowadzić szczegółowe analizy genetyczne szczątków z dwóch cmentarzy elity Xiongnu: arystokratów pochowanych w Takhiltyn Khotgor oraz lokalnej elity, która spoczęła na pobliskim cmentarzu Shombuuzyn Belchir. Wiedzieliśmy, że Xiongnu byli bardzo zróżnicowani pod względem genetycznym, ale ze względu na brak danych lokalnych nie było jasne, czy zróżnicowanie to pochodziło od wielu homogenicznych lokalnych społeczności, czy też te społeczności były wysoce zróżnicowane, mówi główny autor badań, doktorant Juhyeon Lee z Narodowego Uniwersytetu w Seulu. Chcieliśmy też wiedzieć, jak to zróżnicowanie genetyczne przekładało się na strukturę społeczną i polityczną oraz jakie miało związki z władzą, zamożnością i płcią.
      Okazało się, że zróżnicowanie genetyczne osób spoczywających na tych dwóch cmentarzach było równie wielkie, jak w całym imperium Xiongnu. Dzięki temu wiemy, że państwo Xiongnu było bardzo mocno zróżnicowane na każdym poziomie: od całej konfederacji, przez lokalne społeczności, po rodziny. Jednak zróżnicowanie genetyczne nie rozkładało się równomiernie. Osoby o najniższym statusie – pochowane w pobliżu grobów elity, przez co uznano tych ludzi za służących – były najbardziej zróżnicowane genetycznie. Prawdopodobnie pochodziły z dalekich krańców konfederacji.
      Z kolei elity, zarówno te lokalne, jak i z cmentarza arystokratów, były mniej zróżnicowane genetycznie i posiadały więcej komponentu genetycznego wskazującego na przodków pochodzących ze wschodniej Eurazji. To wskazuje, że władza i status elity – a jej przedstawicieli chowano w drewnianych trumnach składanych w kwadratowych grobowcach otoczonych kamiennymi kręgami – były skoncentrowane wokół konkretnych grup etnicznych. Jednak nawet wśród elit widoczne jest duże zróżnicowanie genetyczne, sugerujące istnienie mieszanych małżeństw, zawieranych zapewne w celu cementowania sojuszy. Szczególnie widoczne jest to na cmentarzu Shombuuzyn Belchir. Teraz mamy pewien obraz Xiongnu, którzy rozszerzali swoją konfederację poprzez przyjmowanie do niej różnych grup i budowali imperium metodą strategicznych małżeństw, wyjaśnia profesor Choongwon Jeong z Seulu.
      Drugim z ważnych wniosków płynących z badań genetycznych jest wysoka pozycja społeczna kobiet. W grobach elit Xiongnu pochowano nieproporcjonalnie dużo pań. Naukowcy odkryli, że na cmentarzu arystokratów w Takhiltyn Khotgor monumentalne grobowce zostały wybudowane właśnie dla kobiet. Każdy z nich otoczony był licznymi grobami mężczyzn o niskim statusie. Kobiety chowano w wyrafinowanych trumnach zdobionych symbolami władzy Xiongnu – złotymi emblematami Słońca i Księżyca. W jednym z takich kobiecych grobowców znaleziono nawet sześć koni i resztki rydwanu. Na pobliskim cmentarzu lokalnej elity, Shombuuzyn Belchir, kobiety również zajmowały najbardziej wyrafinowane i ozdobne groby, w których ze zmarłymi złożono drewniane trumny, złote i złocone obiekty, szklane i fajansowe paciorki, chińskie lustra, jedwabne ubrania i zwierzęta gospodarskie. Znaleziono tam nawet przedmioty zwykle wiązane z męskimi wojownikami konnymi: chiński kubek na wino wykonany z laki, żelazną złoconą sprzączkę od pasa oraz rząd koński.
      Znaleziska te potwierdzają pisemne świadectwa mówiące o tym, że kobiety odgrywały ważną rolę polityczną wśród Xiongnu. Kobiety miały wielką władzę jako przedstawicielki konfederacji Xiongnu na granicach, często posiadały własne tytuły szlacheckie, podtrzymywały tradycję Xiongnu, angażowały się zarówno w politykę, jak i handel na Jedwabnym Szlaku, wyjaśnia profesor Bryan Miller z University of Michigan.
      Naukowcy mieli też okazję przyjrzeć się roli dzieci wśród Xiongnu. Sposób dziecięcych pochówków był zróżnicowany pod względem wieku i płci, co daje nam pewne pojęcie o tym, w jakim wieku nadawany był status społeczny w zależności od płci, mówi profesor Christina Warinner z Uniwersytetu Harvarda. Dowiadujemy się, na przykład, że chłopcy w wieku 11–12 lat – ale nie młodsi – byli chowani wraz z łukiem i strzałami, w sposób podobny do pochówków męskich. To wskazuje, że status myśliwego i wojownika chłopiec zyskiwał pod koniec dzieciństwa czy też na początku wieku młodzieńczego.
      Państwo Xiongnu rozpadło się w I wieku, a po V wieku brak doniesień o istnieniu tego ludu. Jednak jego tradycje przetrwały. Nasze badania potwierdzają, że długotrwała tradycja księżniczek odgrywających zasadniczą rolę w rozwoju politycznym i ekonomicznym imperiów nomadów – szczególnie w ich regionach przygranicznych – rozpoczęła się wraz z Xiongnu i przetrwała ponad 1000 lat, gdy była kontynuowana w Imperium Mongolskim. Powszechnie uważa się, że imperia stworzone przez nomadów są słabe i krótkotrwałe, jednak ich silna tradycja przetrwała, dodaje Jamsranjav Bayarsaikhan z Instytutu Maxa Plancka.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...