Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Chiny agresywnie promują niesprawdzone metody walki z COVID-19 i sprzedają za granicę 'leki' TCM

Rekomendowane odpowiedzi

Chiński rząd intensywnie promuje tzw. tradycyjną chińską medycynę (TCM), która rzekomo ma pomagać w walce z COVID-19. Środki opracowane zgodnie z jej zaleceniami zostały nawet wysłane do Iranu i Włoch. Jednak naukowcy spoza Chin ostrzegają, że stosowanie niezbadanych terapii może być niebezpieczne.

Obecnie nie istnieją żadne specyficzne leki na nowego koronawirusa. Dotychczas tylko w przypadku remdesiviru kontrolowane ślepe testy kliniczne wykazały, że może on w pewnym stopniu wspomagać proces leczenia.

Tymczasem w Chinach zarówno władze, jak i rządowe media twierdzą, że tradycyjna chińska medycyna łagodzi objawy COVID-19 i zmniejsza odsetek zgonów. Brak jednak naukowych dowodów na poparcie tych twierdzeń.

Faktem jest, że niektóre leki TCM są testowane pod kątem ich wykorzystania do walki z epidemią, jednak sposób prowadzenia badań jest krytykowany przez wielu naukowców. Twierdzą oni, że błędy w metodologii badawczej spowodują, że uzyskane wyniki nie będą wiarygodne. Tymczasem władze w Pekinie i osoby praktykujące TCM zapewniają, że środki te są bezpieczne, gdyż są używane od tysięcy lat. Nie przemawia do nich fakt pojawiania się poważnych skutków ubocznych.

Mamy do czynienia z poważną infekcją, która wymaga skutecznego leczenia. Jeśli chodzi o TCM to brak jest dowodów naukowych potwierdzających ich skuteczność. Zatem używanie tego typu środków jest nie tylko nierozsądne, ale i niebezpieczne, mówi Edzrad Ernst, emerytowany naukowiec z Wielkiej Brytanii.

Liderzy w innych krajach również chwalili środki, co do których nie wiadomo, czy działają na COVID-19. Dość wspomnieć prezydenta Trumpa, który mówił o skuteczności hydroksychlorochiny, leku przeciwmalarycznego o poważnych skutkach ubocznych, którego skuteczność przeciwko COVID-19 wciąż jest badana. Z kolei prezydent Madagaskaru Andry Rajoelina stwierdził, że napar z ziół leczy COVID-19. Jednak zarówno w USA jak i na Madagaskarze twierdzenia władz spotkały się z ostrą reakcją i krytyką środowisk naukowych. W Chinach wszelka krytyka jest tłumiona. A Pekin postanowił najwyraźniej agresywnie promować miejscowy przemysł tzw. tradycyjnej medycyny, który już obecnie wart jest miliardy dolarów.

Tradycyjna medycyna ludowa bazuje na teoriach o qi, energii witalnej, która pomaga zachować zdrowie. Niejaki Zhang Boli, rektor Uniwersytetu Tradycyjnej Chińskiej Medycyny Tianjin, który wchodzi w skład państwowego zespołu koordynującego walkę z COVID-19, stwierdził, że poważne przypadki zachorowań są związane ze szkodliwym zawilgoceniem, które zaburza qi.
to jednak nie wszystko. Już w marcu chińskie Ministerstwo Zdrowia umieściło różnego typu wywary, proszki i pigułki na liście środków zalecanych w walce z koronawirusem.

Tymczasem państwowa prasa rozpisuje się o rzekomych pozytywnych wynikach testów takich środków. China Daily informował, że osoby, które przyjmowały Jinhua Qinggan, granulki ziołowe opracowane w 2009 roku do walki z grypą H1N1, zdrowiały szybciej niż osoby, które granulek nie przyjmowały. Nie podano jednak żadnych szczegółów tych badań. Ta sama gazeta opisywała zastrzyki z Xuebijing, wywaru z pięciu ziół, który ma jakoby odtruwać krew i zapobiegać jej bezruchowi. Jak twierdzili dziennikarze, stosowanie tych zastrzyków, w połączeniu z tradycyjnymi lekami, zmniejszało zgony wśród najciężej chorych pacjentów o 8,8%.

Huang Luqi, który zajmuje się TCM i stoi na czele Chińskiej Akademii Chińskich Nauk Medycznych w Pekinie twierdzi, że od stycznia prowadzi testy trzech środków TCM. Badania miały wykazać, że środki te są efektywne i bezpieczne. Problem w tym, że na oficjalnej rządowej stronie dotyczącej badań klinicznych środki te opisano jedynie jako środki TCM, nie wiadomo więc, czym są. Pondto z opisu badań wynika, że zarówno prowadzący badania jak i osoby w nich uczestniczące wiedzą, kto jaki środek otrzymuje. Nie mamy tu więc do czynienia z podwójną ślepą próbą – złotym standardem badań klinicznych. Huang Luqi nie chciał podać więcej szczegółów. Jest działaniem nieetycznym zalecanie metod TCM, co do skuteczności których brak jest dowodów naukowych, mówi Dan Larhammar, biolog komórkowy z Uniwersytetu w Uppsali.

Naukowcy podkreślają, że przekonanie, iż przyjmowanie jakiegokolwiek środka zamiast nieprzyjmowania niczego, jest błędne. Ludzie myślą, że lepiej coś wziąć, niż niczego nie brać. Historia pokazuje, że nie nieprawda, mówi Paul Offit, specjalista chorób zakaźnych ze Szpitala Dziecięcego w Filadelfii. Niektóre ze środków TCM znajdujących się na liście zaleceń chińskiego Ministerstwa Zdrowia, zawierają zioło o nazwie przęśl. W jego skład wchodzi pseudoefedryna, środek pobudzający, której zabroniono w USA i niektórych krajach Europy po tym, jak w latach 90. i na początku obecnego wieku zabiła ona wiele osób przyjmujących zawierające ją środki dietetyczne i energetyczne.

Chiny próbują agresywnie promować środki TCM i zarabiać na nich wysyłając je do innych krajów. Co interesujące, jeszcze na początku epidemii WHO nie zalecało takich środków twierdząc, że nie działają one przeciwko COVID-19 i mogą być szkodliwe. Od tamtego jednak czasu zalecenia zmieniono i ostrzeżenia przeciwko TCM zostały usunięte z witryny WHO.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie artykuły czynią niesamowitą szkodę medycynie, a jeszcze większa farmacji. Bo nie jest mądrym wypowiadanie sie na temat rzeczy, których sie nie liznęło nawet we śnie. 

Przeciętny lekarz medycyny zachodniej ma ok 14 godzin zajęć o ziołach w trakcie całych studiów.  Tyle o ziołach moje dziecko dowiedziało się w ciągu tygodnia. :-)

Tendencyjnośc aż bije w oczy, gdyż brak tu nawet wzmianki, że identyczną (niesprawdzoną) strategię stosuje obecnie cała medycyna zachodnia: wszyscy pacjenci z Covid, o których wiem, mają w terapi dwa niesprawdzone w Covid leki: Tamiflu (oseltamivir) i Ibuprom.  Brak jest jakichkolwiek badań, by ktorykolwiek z nich działał konkretnie w Covid. A jednak się je podaje w nadziei, że zadziałają łagodząco.  Widzimy więc, że ta sama filozofia w wykonaniu jednych jest dopuszczalna, a w wykonaniu innych naganna. Typowe i ordynarne zagranie, by budować atmosferę niechęci do Chińczyków. Typowe, gdy brak argumentów merytorycznych, a chce się wygrać gospodarczo.

Tą samą taktykę zastosowano w odniesieniu do 5G - brak jakichkolwiek dowodów 'przeciw' z wyjątkiem straszenia 'złymi żółtkami'.

 

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jest tak do końca, wystarczy wziąć pod uwagę nie wybiórcze tematy tylko osiągniecia medycyny chińskiej vs zachodniej, zachodnia bije na głowę Chińską w skuteczności. Mało tego, są badania wykazujace, że ludzie umierają na nowtwory które za wczasu dałoby się wyleczyć medycyną zachodnią, ale niestety zwlekali zbyt długo stosując w między czasie "medycynę chińską". Dlaczego w cudzysłowie? Dlatego, że medycyna korzysta z metody naukowej, a "medycyna chińska" nie. Ta część ziołolecznictwa która jest potwierdzona badaniami jest jak najbardziej w porządku i również stosuje się na zachodzie. Wiele leków pochodzi z roślin. Tutaj chodzi o podejście, czyli własnie metodę. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 minutes ago, Warai Otoko said:

 zachodnia bije na głowę Chińską w skuteczności. Mało tego, są badania wykazujace, że ludzie umierają na nowtwory które za wczasu dałoby się wyleczyć medycyną zachodnią, ale niestety zwlekali

Rozumiem, co chciałbyś powiedzieć, ale proszę - zapoznaj sie wpierw z rzeczywistością. Tylko dla przykładu: instytuty biochemii w Chinach, zajmujące sie aspektami TCM są jednymi z najbardziej strzeżonych jednostek badawczych. Z powodu skali i istotności badań tam prowadzonych.

Fajnie by było, gdybyś też - zamiast powtarzać slogany - zrozumiał definicję "wyleczyć z nowotworu" , która obowiązuje w medycynie zachodniej. Nie musisz nawet wiedzieć, że kilkukrotnie zmieniono kryteria statystyczne opisujace to "wylecenie", by krzywa wskazywała na efektywność. To ma prawo Ci umknąć.

A tak całkiem PS: w Herba Ephedrae jest efedryna, a nie pseudoefedryna.  Ten lek i jego analogi sa w niejednym syropie na kaszel. A zakaz wziął się stąd, że ćpuny nie odpuszczały.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Tylko dla przykładu: instytuty biochemii w Chinach, zajmujące sie aspektami TCM są jednymi z najbardziej strzeżonych jednostek badawczych. Z powodu skali i istotności badań tam prowadzonych.

Zupełnie nieistotne. 

7 minut temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Fajnie by było, gdybyś też - zamiast powtarzać slogany - zrozumiał definicję "wyleczyć z nowotworu" , która obowiązuje w medycynie zachodniej. Nie musisz nawet wiedzieć, że kilkukrotnie zmieniono kryteria statystyczne opisujace to "wylecenie", by krzywa wskazywała na efektywność. To ma prawo Ci umknąć.

Proszę o porównanie badań naukowych gdzie skuteczność medycyny chińskiej jest wyższa niż zachodniej. Albo chociaż badania wykazujące skuteczność medycyny chińskiej, nie pojedyncze, jakąś metanalizę albo przegląd. Dysponujesz takimi? Bo jeśli nie, to skąd wiesz jaka jest skitecznośc medycyny chińskiej? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
44 minutes ago, Warai Otoko said:

Zupełnie nieistotne. 

Nie jestem w stanie podjąć z Tobą dyskusji, jeśli na merytoryczne stwierdzenie opisujące tajność, wydatki, skalę i złożoność badań odpowiadasz "zupełnie nieistotne".

Badania są w sieci, te złe Chińczyki czasami publikują w obcych językach. Zacznij od uniwersytetów w Chengdu, Pekinie i Szanghaju. Ten ostatni wydaje masę publikacji drukiem. Możesz nawet zakupić za kilka dolców.

Musze też poinformować, że zarzut braku ślepej próby niekoniecznie dotrze do Chińczyków, gdyż naczelną ideą TCM jest indywidualny dobór terapii do symptomów/wzorców. Innymi słowy oni nie szukają leków statystycznie skutecznych, ale skutecznych w konkretnej terapii. Od pewnego czasu nie pozwalają też zachodnim koncernom wykupywać swoich fabryk (z patentami), a potem ich zamykać, gdyż zorientowali się, że właśnie tak zachód walczy z ich opatentowanymi lekami.  Poszukaj, to nie jest wiedza tajna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przypuszczam, że instytut, w którym pracował Łysenko też był chroniony. Co więcej, pewnie za wyniesienie stamtąd jakiejkolwiek "tajemnicy", nawet jeśli tajemnicą nie była, a powszechnie znanym faktem, groziła kulka w łeb. Czy to dowód na prawdziwość łysenkizmu?

Ponadto taki sposób rozumowania zakłada, że zachodnia medycyna jest nic niewarta. Po jej środki, metody, sposoby są bardzo szczegółowo opisane, a badania nie są prowadzone w żadnych "tajnych" laboratoriach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 minute ago, Mariusz Błoński said:

Przypuszczam, że instytut, w którym pracował Łysenko też był chroniony. Co więcej, pewnie za wyniesienie stamtąd jakiejkolwiek "tajemnicy", nawet jeśli tajemnicą nie była, a powszechnie znanym faktem, groziła kulka w łeb. Czy to dowód na prawdziwość łysenkizmu?

Ponadto taki sposób rozumowania zakłada, że zachodnia medycyna jest nic niewarta. Po jej środki, metody, sposoby są bardzo szczegółowo opisane, a badania nie są prowadzone w żadnych "tajnych" laboratoriach.

Szanowny Autorze (założę jednak, że po prostu oparłes tekst o jakiegoś New Yorkera) - pokaz mi proszę w swoim artykule jedno miejsce, gdzie przytaczasz 'dowód' na nieskutecznośc. Operujesz jedynie brakiem dowodu (brakiem dotarcia do dowodu) na skuteczność. Ale obaj wiemy, że brak dowodu to żaden dowód. 

Nie wiem co to jest dowód na prawdziwość łysenkizmu, ale wygląda mi to na przeniesienie platformy rozmowy na pole spisko-absurdu. Tą techniką na pewno mnie dopadniesz; przeniesienie to podstawowy zabieg erystyki dowodzenia :-)

Nie przedstawiłem sposobu rozumowania zakładającego, że medycyna zachodnia jest nic nie warta. Ale owszem, masę badań zachodnich prowadzi się w sposób utajniony, aż do chwili publikacji wyników (uzyskania patentu). Ten, kto wykłada pieniądze na grant ma prawo oczekiwać zysku ze sprzedaży patentu.

Nie idźmy w stronę tak prowadzonych dyskusji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
58 minut temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Szanowny Autorze (założę jednak, że po prostu oparłes tekst o jakiegoś New Yorkera) - pokaz mi proszę w swoim artykule jedno miejsce, gdzie przytaczasz 'dowód' na nieskutecznośc. Operujesz jedynie brakiem dowodu (brakiem dotarcia do dowodu) na skuteczność. Ale obaj wiemy, że brak dowodu to żaden dowód. 

Udowodnij, że nie jesteś wielbłądem :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, Warai Otoko napisał:

"medycyna korzysta z metody naukowej, a "medycyna chińska" nie. Ta część ziołolecznictwa która jest potwierdzona badaniami jest jak najbardziej w porządku i również stosuje się na zachodzie.

 

 Przykro to mówić ale ręce opadają jak czytam takie komentarze. Uzurpowanie sobie prawa do oceny wszystkich zjawisk za pomocą tzw metod naukowych to ignorancja. Metody naukowe stworzyli ludzie znacznie później . Ludzie też stworzyli TCM. 3 tys lat doświadczenia i ogromna baza wiedzy, jeden  nauczycieli TCM powiedział kiedyś że trzeba trzech wcieleń żeby poznać TCM. A tu przychodzi chłopek z mikroskopem i ustawia resztę po kątach . Kpina. Medycyna zachodnia ( akademicka ) leży na łopatkach i kwiczy w porównaniu z TCM. Medycyna akademicka nie wyleczy ,żadnej , ale to żadnej choroby przewlekłej, przyszyje nogę, zrobi , przeszczep, czy uratuje życie w wypadku , owszem ale nic więcej. Przykłady ? wystarczy mój mojej rodziny i znajomych w przeciwieństwie do tych którzy korzystają z medycyny naukowej i nieustannie odwiedzają apteki i napełniają kieszenie farmacji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
18 minut temu, natkan napisał:

Przykłady ? wystarczy mój mojej rodziny i znajomych

No faktycznie, doskonały przykład, całkowicie wystarczający... do dyskwalifikacji dyskutanta, który takiego "przykładu" użył :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
7 godzin temu, Warai Otoko napisał:

Dlatego, że medycyna korzysta z metody naukowej, a "medycyna chińska" nie. Ta część ziołolecznictwa która jest potwierdzona badaniami jest jak najbardziej w porządku i również stosuje się na zachodzie. Wiele leków pochodzi z roślin. Tutaj chodzi o podejście, czyli własnie metodę. 

To jest przykład ogromnej arogancji. Przede wszystkim jak najbardziej w porządku jest ta część ziołolecznictwa która działa, i tylko ta.
Ludzie którzy tworzyli medycynę chińską i ziołolecznictwo jak najbardziej stosowali obserwację i wyciąganie wniosków. Pod wieloma względami byli znacznie uczciwsi od obecnych lekarzy gdyż zioła nie miały wysokiego budżetu na marketing farmaceutyczny a doświadczenia zbierano i korygowano przez wiele tysięcy lat.
Do tego orędownicy "metody naukowej" nie do końca rozumieją potęgę wolnego rynku i konkurencji oraz doboru naturalnego. Lekarze skuteczni byli nagradzani i mieli większą szansę na przekazywanie swojej wiedzy. Ci gorsi nie. Po kilku tysiącach lat taki system wyciska praktyczne maksimum z dostępnej biosfery nie przejmując się indywidualnymi przekonaniami poszczególnych jednostek. Ignorowanie takiej wiedzy jest po prostu głupie.

Jakościowa różnica pomiędzy czystą medycyną zachodnią a wschodnią jest znikoma, smutna prawda jest taka, że 95% postępu zachodniej medycyny pochodzi spoza świata medycyny. Nie wolno też zapominać że zachodnia medycyna w swojej arogancji zwalczała tradycyjne (i skuteczne) metody leczenia w zamian oferując szkodliwe (i nie działające) substancje chemiczne.

Zresztą pojęcie chińska medycyna to bardzo szerokie pojęcie obejmujące wiele zjawisk. Chińska medycyna to bardzo wiele nurtów od naciągaczy przez wioskowych szamanów aż po oficjalną wiedzę akademicką. Mieszanie ich to tak jakby do "zachodniej medycyny" zaliczać też cudowne tabletki na powiększanie penisa.

Z punktu widzenia osoby która ma wokoło zerową wiedzę lepiej trzymać się standardów które funkcjonują w jego otoczeniu, czyli medycyny zachodniej.

57 minut temu, ex nihilo napisał:

No faktycznie, doskonały przykład, całkowicie wystarczający... do dyskwalifikacji dyskutanta, który takiego "przykładu" użył :D

A dlaczego? Anegdotyczne przypadki też tworzą bazę do statystyki. Sam mam w rodzinie osobę której pomógł chiński lek. Zaordynowany przez lek.med. Szanse na to że to przypadek są jak 25 lat do dwóch tygodni. Członka rodziny nie mogłem sobie wybrać post factum.

 

Godzinę temu, natkan napisał:

Uzurpowanie sobie prawa do oceny wszystkich zjawisk za pomocą tzw metod naukowych to ignorancja.

Metoda naukowa dla wielu osób pełni rolę protezy mózgu, dla wielu innych to rodzaj rytuału. Bardzo dobrze widać to w bezmyślnym wykonywaniu schematycznych badań klinicznych, których konstrukcja jest idiotyczna dla każdej osoby orientującej się w statystyce.
Tymczasem tysiące lat temu też żyli fenomenalnie uzdolnieni ludzie interesujący się tworzeniem skutecznych modeli świata, którym udało się tworzyć wielkie cywilizację.
I oni bardzo często stosowali metodę naukową, nie nazywając jej w ten sposób: określenie zdrowy rozsądek było wystarczające.

 

Godzinę temu, natkan napisał:

Medycyna akademicka nie wyleczy ,żadnej , ale to żadnej choroby przewlekłej, przyszyje nogę, zrobi , przeszczep, czy uratuje życie w wypadku , owszem ale nic więcej

Viagra zdecydowanie przebiła sproszkowany róg nosorożca.

Edytowane przez peceed
Powód edycji: COVID-19

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 Ibuprom to podaje konował. Pogarsza on przebieg zapalenia płuc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, peceed napisał:

A dlaczego? Anegdotyczne przypadki też tworzą bazę do statystyki.

Owszem, ale jeśli coś ma być przykładem, argumentem w dyskusji, bazą do statystyki, musi być chociażby w minimalnym stopniu weryfikowalne.

Mnie od lat skutecznie leczy Józek spod spożywczaka - zawsze jak dam mu na piwo mówi mi "Niech ci Bozia w zdrowiu wynagrodzi". No i fakt, nawet jak jakaś zaraza się mnie czepi (b. rzadko), to natentychmiast znika... :D

  • Haha 3
  • Pozytyw (+1) 2

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
17 minut temu, ex nihilo napisał:

Mnie od lat skutecznie leczy Józek spod spożywczaka - zawsze jak dam mu na piwo mówi mi "Niech ci Bozia w zdrowiu wynagrodzi".

Kanał Galaxy Geographic na HoloTube: "Badany obiekt obdarowuje naszego androida drobnymi kwotami pieniędzy. Po zwyczajowym "Niech ci Bozia w zdrowiu wynagrodzi" nanoboty usuwają jego drobne schorzenia. To najpopularniejszy podglądany samiec podgatunku "malkontent polski" co usprawiedliwia naszą ingerencję. Co ciekawe obiekt obserwuje korelację pomiędzy spotkaniem z androidem i poprawą stanu zdrowia ale racjonalizuje ją sobie zbiegiem okoliczności. Nie przeszkadza mu to w poszukiwaniu kontaktu z androidem gdy tylko jego stan zdrowia ulegnie pogorszeniu."

Edytowane przez peceed
Powód edycji: pogoda na karaibach
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 godzin temu, natkan napisał:

Medycyna akademicka nie wyleczy ,żadnej , ale to żadnej choroby przewlekłej,

No to z definicji. Gdyby dawała się leczyć nie byłaby przewlekła. 

Komisja Chorób Przewlekłych przy Światowej Organizacji Zdrowia definiuje chorobę przewlekłą jako "wszelkie zaburzenia lub odchylenia od normy, które mają jedną lub więcej z następujących cech charakterystycznych: są trwałe, ...

Także, ten zarzut nie jest, de facto, zarzutem. Ta fascynacja jakimiś magicznymi proszkami jest mocno niezdrowa i pozwala całkiem sporej liczbie szarlatanów sprzedawać proszek z huby i sesje bioc*rvaenergo przez telefon za nieprawdopodobne kwoty. Za sprzedawanie magicznych proszków tarzałbym w smole i wyganiał z miasta, za recydywę na odzysk, albo na narządy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, natkan napisał:

Ludzie też stworzyli TCM. 3 tys lat doświadczenia i ogromna baza wiedzy, jeden  nauczycieli TCM powiedział kiedyś że trzeba trzech wcieleń żeby poznać TCM. A tu przychodzi chłopek z mikroskopem i ustawia resztę po kątach . Kpina. Medycyna zachodnia ( akademicka ) leży na łopatkach i kwiczy w porównaniu z TCM.

Bańki sobie postaw i całej rodzinie do 3 wcielenia wstecz. z NFZ też się wypisz bo to strata pieniędzy, przecież do lekarzy i aptek nie chodzisz.

A najlepiej jako patriota stawiaj na polskie rozwiązania. Przecież poziom szarlataneri w Polsce jest na poziomie chińskim, jak nie wyższym, wybór jest ogromny! 

Możesz wybierać od zwykłej ale jednak cudownej wody Zbyszka Nowaka poprzez bardziej inwazyjne terapie. Wspieraj polski biznes a nie chiński!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 hours ago, tempik said:

Wspieraj polski biznes a nie chiński!

O!O!!!  Gdyby ta dyskusja (i cały artykuł) była poprzedzona takim zwrotem, to wszystko byłoby jasne i nie trzebaby pluć na rzeczy, których sie nie chce poznawać :D

PS

Nie wiedziałeś, że bańki wywołują silną odpowiedź immunologiczną?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 minut temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Nie wiedziałeś, że bańki wywołują silną odpowiedź immunologiczną?

Czyli co? Można po tym "zabiegu medycznym" wyłysieć? Według ustaleń medycyny zachodniej (tak wiem, żaden autorytet) bańki nie są skuteczniejsze od placebo, akupunktury, akupresury i retrofrenologii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
18 godzin temu, Warai Otoko napisał:

Nie jest tak do końca, wystarczy wziąć pod uwagę nie wybiórcze tematy tylko osiągniecia medycyny chińskiej vs zachodniej, zachodnia bije na głowę Chińską w skuteczności. Mało tego, są badania wykazujace, że ludzie umierają na nowtwory które za wczasu dałoby się wyleczyć medycyną zachodnią, ale niestety zwlekali zbyt długo stosując w między czasie "medycynę chińską". Dlaczego w cudzysłowie? Dlatego, że medycyna korzysta z metody naukowej, a "medycyna chińska" nie. Ta część ziołolecznictwa która jest potwierdzona badaniami jest jak najbardziej w porządku i również stosuje się na zachodzie. Wiele leków pochodzi z roślin. Tutaj chodzi o podejście, czyli własnie metodę. 

Mam wielu znajomych "po tamtej stronie", którzy stosowali wyłącznie metody medycyny akademickiej. Nie żadnego żadnego, kto zrezygnowałby z chemioterapii i radioterapii na rzecz medycyny alternatywnej.  Mam jednego znajomego, który w 2001 roku leczył kilka lat swą bezsenność i częstomocz u lekarza rodzinnego. Dopiero jego szwagier powiedział mu, że dobrze byłoby zrobić sobie PSA skoro w nocy wstajesz. WYNIK? Pierwszy 18, a drugi 19. Pytanie, kto zbyt długo zwlekał? Lekarz pierwszego kontaktu? Diagnoza: rak prostaty z możliwością przerzutów w stronę kości. Chemia... i medycyna tybetańska jak i pan profesor, który stosował medycynę niekonwencjonalną (kryształy itp.) Co go wyleczyło lub raczej utrzymuje ciągle w stanie względnego zdrowia i strachu? Przecież nie medycyna akademicka, skoro lekarz w Chorzowie, gdy pacjentowi wzrosło PSA powiedział: Ma pan szczęście, bo ja nie znam przypadku, by rak prostaty pozwolił pacjentowi żyć prawie 20 lat. A propos "zwlekał". Moja znajoma leczyła się u dermatologa, później trafiła do szpitala psychiatrycznego, gdzie leczono jej stan załamania nerwowego i bezsenność i utratę wagi, by w końcu stwierdzić, że to rak trzustki z przerzutami. Kto miał postawić diagnozę? Kto miał nie zwlekać? Dzisiaj czeka w urnie na lepsze czasy na pogrzeb. Kto ma wiedzieć, że krosty po wewnętrznej stronie ud, z treścią, pozostawiające po sobie brązowy ślad, są objawem chorej trzustki? Dermatolog czy pacjentka? Jak pan myśli, co by się stało, gdyby znachor zastosował maści na te krosty, a co się stało, gdy zrobił to dermatolog? Mogę pana dzisiaj do niego zapisać na prywatną wizytę. Znam dwa przypadki, kiedy pacjent zrezygnował z terapii. Teściowa mego brata uciekła po diagnozie rak wątroby, ze szpitala w piżamie i przeżyła z tym rakiem ponad 20 lat. Umarła na tego raka przed 80, a rokowania były marne. Mój chrzestny po tej samej diagnozie poddał się klasycznej terapii. Żył 1 rok.  Nie wiem czy TCM jest skuteczna w przypadku koronawirusa. Wiem, że jeśli Chińczycy nie fałszują statystyk, dzisiaj mają 404 aktywnych chorych, a Amerykanie około milina. Dzisiaj, swym zwyczajem, szukają winnych, a z pewnością nie znajdą żadnej winy u siebie. A to WHO winne, a to Chiny, mimo że wiedziano o epidemii już wtenczas, gdy w USA były pojedyncze przypadki koronawirusa. Głupia Korea Północna zamknęła granice już w drugiej połowie stycznia. Politycy obawiają się, i słusznie, wzrostu znaczenia totalitaryzmu. Przecież Kim może wyrżnąć pierwszych zarażonych zamknąć granice, do czego jest przyzwyczajony, i mieć tylko tyle ofiar COVID-19, ile zarażonych, które sam zabił. AROGANCJA władz USA i brak służby zdrowia w rozumieniu europejskim (może i chińskim),  to przyczyna rozwoju koronawirusa w tam. Gdyby medycyna akademicka notowała spektakularne sukcesy w walce z chorobami nowotworowymi, nie byłoby żadnych szarlatanów. Po cóż szarlatan, gdy kilka tabletek pozbawia nas choroby? Niestety co jakiś czas pojawia się "chemia nowej generacji" kilka razy droższa..., która w 32% przypadków przedłuża życie o dwa tygodnie, o czym dowiadujemy się od producentów, a nie od niezależnych instytutów, gdy wytrwałość nam pozwoli. Kto zrezygnuje z interesu, który przynosi złote jaja? "Darmowa" chemioterapia mego znajomego, kosztuje 45 tys. złotych za dawkę, serwowaną w Tomaszowie Mazowieckim. Kto okrada NFZ? Nie pomogła. Została radioterapia, a później... ewentualnie zmowy ileś dawek po 45 tys. złotych. A to już drugi nawrót. Ktoś chyba nie poradził sobie z przyczyną, a leczył tylko objawy?  

"Gwen Olsen, laureatka nagrody Human Rights Award, która przez wiele lat pracowała dla największych koncernów farmaceutycznych, powiedziała: "Chcę obalić mit, że przemysł farmaceutyczny ma na celu poprawę zdrowia i leczenie. W rzeczywistości jego celem jest utrzymanie chorób i zarządzanie objawami. Przemysł ten nie jest zainteresowany leczeniem raka, alzheimera czy chorób serca, ponieważ gdyby tak było, działałby na własną szkodę - utraty biznesu, a to nie ma sensu".  Czy np. opłaca się firmom farmaceutycznym produkować lek, uzdrawiający prostatę? Oczywiście, że nie. Najlepiej byłoby, gdyby taki lek usuwał objawy na kilkanaście godzin, nie dopuszczał do rozwoju choroby, stabilizował ją, a jego zastosowanie powinno oznaczać konieczność przyjmowania go co kilka lub kilkanaście godzin do końca życia, a po zaprzestaniu jego przyjmowania, objawy powinny się nasilać.  Żadnego całkowitego wyleczenia, bo to jest nieopłacalne. Proszę popatrzeć na reklamy, w których dominuje zdanie "Wystarczy jedna tabletka dziennie"... do końca życia.  Największą tragedią dla przemysłu farmaceutycznego byłoby znalezienie skutecznego, prostego sposobu na leczenie poważnych chorób (np. onkologicznych), który to sposób kanalizowałby ogromne dochody koncernów farmaceutycznych. Stąd też terapeutyczna moc modlitwy i cuda Jana Pawła II nie są zagrożeniem dla interesów firm, ale już z dietą Gersona, witaminą B17, antyneoplastony, a nawet z badaniami nad modyfikacją genetyczną wirusów, by te zżerały skutecznie komórki nowotworowe, trzeba walczyć. 

A wracając do COVID-19. Po cóż sztuczna inteligencja i projektowanie superleków przez superkomputery, skoro znowu przypadkiem dowiadujemy się, że lek na malarię czy zgagę pozwala na walkę z koronawirusem? Czyżby znowu pierwsza była baba zagniatająca pajęczynę w ciasto (penicylina), a później Fleming? Trochę dystansu i mniej wiary zawsze się przyda. 
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 hour ago, Jajcenty said:

Czyli co? Można po tym "zabiegu medycznym" wyłysieć? Według ustaleń medycyny zachodniej (tak wiem, żaden autorytet) bańki nie są skuteczniejsze od placebo, akupunktury, akupresury i retrofrenologii.

Sam sobie tworzysz wyobrażenie, wkręcasz się w nie,  a potem do niego zadajesz pytania, sugerując, że to są pytania do mnie :D

Uważam, że medycyna zachodnia jest skuteczna w wielu dziedzinach; szczególnie w ratownictwie i traumatologii. W wielu kierunkach nie jest, bo nie jest w tą stronę dostatecznie rozwijana. Ilość chorób przewlekłych rośnie, a nie maleje nie bez powodu.   ...ale pomów o tym ze znajomym lekarzem bo widzę, że musi Ci to wyjaśnić ktoś z conajmniej dyplomem doktora nauk medycznych.

...Z jakiej to publikacji naukowej wziąłeś zestawienie z ostatniego zdania?

Kończmy Waść wątek bo widzę, że świat na patyku nosisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
55 minut temu, helmut napisał:

Gdyby medycyna akademicka notowała spektakularne sukcesy w walce z chorobami nowotworowymi, nie byłoby żadnych szarlatanów. Po cóż szarlatan, gdy kilka tabletek pozbawia nas choroby?

Oczywiście. To normalne mechanizmy rynkowe. Jest nieograniczony popyt na zdrowie, a podaż słaba, w takich warunkach zawsze wkraczają do gry oszuści. Czy to oszukując prawdziwe masło, iphona czy lek na raka.

Ludzi którzy ponieśli fiasko lecząc się jeszcze zrozumiem bo nie mają nic do stracenia próbując czarów i magii, ale też to jest słabe bo pieniądze można lepiej wykorzystać lub przyjemniej przetrwonić.

Ale ludzi którzy na starcie sięgają po takie praktyki nie próbując normalnego leczenia chyba nie zrozumiem nigdy.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
22 minuty temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Z jakiej to publikacji naukowej wziąłeś zestawienie z ostatniego zdania?

Z wiki. A tam znajdziesz źródła. Nie bardzo mi się chce udowadniać, że nie jestem wielbłądem, zwłaszcza że nie wygląda na to, byś dopuszczał jakiekolwiek fakty przeczące Twoim poglądom. Odpuściłbym, gdyby chodziło o wyższość jednej wyższości nad inną wyższością, ale tu jesteś po prostu szkodnikiem. Szkodzisz innym wmawiając im, że magiczny proszek im pomoże. I nie ma znaczenia, że szkodzisz tylko dostatecznie głupim by się na to nabrać. Szkodzisz i już.

25 minut temu, Jarosław Bakalarz napisał:

Kończmy Waść wątek bo widzę, że świat na patyku nosisz.

Bardzo dobry pomysł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 minutes ago, Jajcenty said:

Z wiki.

 Szkodzisz innym wmawiając im, że magiczny proszek im pomoże.

A, 'z wiki'.  Tak, wiki to wybitne źródło naukowe. Jak coś jest na wiki, to można spać spokojnie.

" Szkodzisz innym wmawiając im, że magiczny proszek im pomoże."   Po raz kolejny i jednoznaczny dowiodłeś, że sam wymyślasz rzeczywistość i wkładasz ją w usta innych ludzi :lol:  Z tego zdania jednoznacznie wynika, że nawet nie umiesz przeczytać wypowiedzi rozmówcy, ale świetnie Ci wychodzi konfabulacja.

EOT bo to juz żenadą zalatuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
32 minutes ago, tempik said:

Ale ludzi którzy na starcie sięgają po takie praktyki nie próbując normalnego leczenia chyba nie zrozumiem nigdy.

Generalnie zgadzam się z Twoim poglądem na temat medycyny, ale wyobraź sobie człowieka, który przez 10 lat szuka lekarstwa na swoją przypadłość przy pomocy lekarzy medycyny zachodniej, bez skutku, wydając majątek. Pewnego dnia trafia do praktyka medycyny chińskiej i po tygodniu leczenia objawy znikają (powód nie istotny, samoistna remisja, wynikająca z przyjęcia wschodnich praktyk zmiana diety i trybu życia, placebo). Taki człowiek z dużą dozą prawdopodobieństwa przy okazji pojawienia się innej choroby, postanowi ominąć, w jego mniemaniu nieskuteczną i drogą ścieżkę zachodniej medycyny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Tegoroczną Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny otrzymali Katalin Karikó i Drew Weissmann za odkrycia, które umożliwiły opracowanie efektywnych szczepionek mRNA przeciwko COVID-19. W uzasadnieniu przyznania nagrody czytamy, że prace Karikó i Wiessmanna w olbrzymim stopniu zmieniły rozumienie, w jaki sposób mRNA wchodzi w interakcje na naszym układem odpornościowym". Tym samym laureaci przyczynili się do bezprecedensowo szybkiego tempa rozwoju szczepionek, w czasie trwania jednego z największych zagrożeń dla ludzkiego życia w czasach współczesnych.
      Już w latach 80. opracowano metodę wytwarzania mRNA w kulturach komórkowych. Jednak nie potrafiono wykorzystać takiego mRNA w celach terapeutycznych. Było ono nie tylko niestabilne i nie wiedziano, w jaki sposób dostarczyć je do organizmu biorcy, ale również zwiększało ono stan zapalny. Węgierska biochemik, Katalin Karikó, pracowała nad użyciem mRNA w celach terapeutycznych już od początku lat 90, gdy była profesorem na University of Pennsylvania. Tam poznała immunologa Drew Weissmana, którego interesowały komórki dendrytyczne i ich rola w układzie odpornościowym.
      Efektem współpracy obojga naukowców było spostrzeżenie, że komórki dendrytyczne rozpoznają uzyskane in vitro mRNA jako obcą substancję, co prowadzi co ich aktywowania i unicestwienia mRNA. Uczeni zaczęli zastanawiać się, dlaczego do takie aktywacji prowadzi mRNA transkrybowane in vitro, ale już nie mRNA z komórek ssaków. Uznali, że pomiędzy oboma typami mRNA muszą istnieć jakieś ważne różnice, na które reagują komórki dendrytyczne. Naukowcy wiedzieli, że RNA w komórkach ssaków jest często zmieniane chemicznie, podczas gdy proces taki nie zachodzi podczas transkrypcji in vitro. Zaczęli więc tworzyć różne odmiany mRNA i sprawdzali, jak reagują nań komórki dendrytyczne.
      W końcu udało się stworzyć takie cząsteczki mRNA, które były stabilne, a po wprowadzeniu do organizmu nie wywoływały reakcji zapalnej. Przełomowa praca na ten temat ukazała się w 2005 roku. Później Karikó i Weissmann opublikowali w 2008 i 2010 roku wyniki swoich kolejnych badań, w których wykazali, że odpowiednio zmodyfikowane mRNA znacząco zwiększa produkcję protein. W ten sposób wyeliminowali główne przeszkody, które uniemożliwiały wykorzystanie mRNA w praktyce klinicznej.
      Dzięki temu mRNA zainteresowały się firmy farmaceutyczne, które zaczęły pracować nad użyciem mRNA w szczepionkach przeciwko wirusom Zika i MERS-CoV. Gdy więc wybuchła pandemia COVID-19 możliwe stało się, dzięki odkryciom Karikó i Weissmanna, oraz trwającym od lat pracom, rekordowo szybkie stworzenie szczepionek.
      Dzięki temu odkryciu udało się skrócić proces, dzięki czemu szczepionkę podajemy tylko jako stosunkowo krótką cząsteczkę mRNA i cały trik polegał na tym, aby ta cząsteczka była cząsteczką stabilną. Normalnie mRNA jest cząsteczką dość niestabilną i trudno byłoby wyprodukować na ich podstawie taką ilość białka, która zdążyłaby wywołać reakcję immunologiczną w organizmie. Ta Nagroda Nobla jest m.in. za to, że udało się te cząsteczki mRNA ustabilizować, podać do organizmu i wywołują one odpowiedź immunologiczną, uodparniają nas na na wirusa, być może w przyszłości bakterie, mogą mieć zastosowanie w leczeniu nowotworów, powiedziała Rzeczpospolitej profesor Katarzyna Tońska z Uniwersytetu Warszawskiego.
      Myślę, że przed nami jest drukowanie szczepionek, czyli dosłownie przesyłanie sekwencji z jakiegoś ośrodka, który na bieżąco śledzi zagrożenia i na całym świecie produkcja już tego samego dnia i w ciągu kilku dni czy tygodni gotowe preparaty dla wszystkich. To jest przełom. Chcę podkreślić, że odkrycie noblistów zeszło się z możliwości technologicznymi pozwalającymi mRNA sekwencjonować szybko, tanio i dobrze. Bez tego odkrycie byłoby zawieszone w próżni, dodał profesor Rafał Płoski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dynastia Qing rządziła w Chinach przez niemal 270 lat. Jeszcze w roku 1820 Chiny były najpotężniejszą gospodarką świata, a ich PKB stanowił 32,9% światowego produktu brutto. Od tamtej pory pozycja gospodarcza Chin słabła i w 1870 roku PKB Państwa Środka było o ponad połowę mniejsze niż krajów Europy Zachodniej. W 1911 roku dynastia upadła.
      W międzyczasie Chiny doświadczyły zbrojnych interwencji z zewnątrz przegrywając wojny opiumowe, gwałtownego wzrostu liczby ludności, upadku gospodarki i rewolt wewnętrznych w tym powstania bokserów czy najkrwawszej wojny domowej w dziejach – powstania tajpingów, w którym zginęło 20 milionów ludzi. Co jednak się stało, że doszło do tych wydarzeń i że tak potężne państwo upadło? Odpowiedzi na to pytanie postanowił udzielić międzynarodowy zespół naukowy z USA, Chin, Japonii, Wielkiej Brytanii i Austrii.
      Naukowcy wykorzystali metodę SDT (Structural Demographic Theory), która pozwala zrozumieć przyczyny niestabilności społeczno-polityczne na poziomie całych państw. Dzięki niej badacze wyodrębnili trzy czynniki, które doprowadziły do upadku potężnego państwa.
      Pierwszym z nich była eksplozja demograficzna. W latach 1700–1840 liczba ludności Chin zwiększyła się czterokrotnie. Doprowadziło to do znacznego zmniejszenia areału ziemi uprawnej per capita i zubożenia ludności wiejskiej. O tym, jak duże i głębokie było to zubożenie świadczy zmniejszenie się średniego wzrostu ludności w XVIII wieku.
      Drugim z czynników była nadprodukcja elit. W czasach dynastii Qing elity składały się z możnych nieposiadających państwowego egzaminu oraz osób posiadających egzamin państwowy. Najważniejszą część elit stanowiły wykształcone osoby po egzaminie państwowym. Egzamin ten otwierał drogę do pracy i kariery w administracji państwowej. Dynastia Qing odziedziczyła nieelastyczny system po dynastii Ming, za czasów której liczba ludności była znacznie mniejsza. Doszło do wielokrotnego zwiększenia się liczby osób, które zainwestowały w wykształcenie, chciały robić karierę w aparacie państwowym, tymczasem liczba przyznawanych najwyższych stopni akademickich spadała, osiągając najniższy poziom w 1796 roku. Pojawił się więc olbrzymi rozdźwięk pomiędzy liczbą wykształconych ambitnych osób, a liczbą miejsc, gdzie mogły one realizować swoje ambicję. Dość wspomnieć, że przywódcami powstania tajpingów byli właśnie członkowie takich zawiedzionych elit.
      W końcu trzecim czynnikiem upadku były przyczyny finansowe: wydatki budżetu państwa rosły w związku z kosztami tłumienia różnych rebelii, produktywność spadała, krajem targały kryzysy finansowe, z powodu spadających zasobów srebra i importu opium zwiększał się deficyt budżetowy, a działania wywierane przez potęgi zewnętrzne dodatkowo pogarszały sytuację.
      Qingowie zdawali sobie sprawę z problemów. Przeprowadzili liczne reformy mające na celu walkę z głodem, znacząco zwiększyli sieć placówek edukacyjnych, umożliwiając zdobycie przynajmniej niższych stopni wykształcenia, ustalili kwoty przyjęć dla mniejszości narodowych. Jednak nie uratowało to dynastii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najstarszy w Chinach system odwadniający, wykonany z ceramicznych rur, dowodzi, że neolityczni mieszkańcy stanowiska Pingliangtai byli zdolni do tworzenia złożonych struktur inżynieryjnych bez potrzeby odwoływania się przy tym do scentralizowanej władzy. Naukowcy z University College London (UCL) opisali na łamach Nature Water pochodzący sprzed 4000 lat, z okresu kultury Longshan, system, który powstał dzięki współpracy lokalnej społeczności. Nie znaleziono tam śladów istnienia władzy centralnej.
      Odkrycie ceramicznych rur odprowadzających wodę pokazuje, że ludzie z Pingliangtai zbudowali i utrzymywali złożony system zarządzania wodą, dysponując przy tym jedynie narzędziami dostępnymi w epoce kamienia i bez zorganizowanej władzy centralnej. Jego budowa wymagała dobrego planowania i koordynacji, ale wszystko to zostało zrobione na poziomie lokalnej społeczności, mówi doktor Yije Zhuang z Instytutu Archeologii UCL. Ceramiczne rury ułożono wzdłuż dróg i ścian. Przekierowywały one wodę opadową, nie dopuszczając do pojawienia się obszarów podmokłych. To najstarszy znany z terenu Chin system tego typu.
      Tym, co najbardziej zaskoczyło naukowców jest fakt, że w Pingliangtai nie znaleziono dotychczas śladów hierarchii społecznej. Wszystkie tamtejsze domy były jednakowo małe, nie zauważono, by istniały różne warstwy społeczne czy znaczące nierówności wśród mieszkańców. Również pochówki nie wskazują na istnienie takiego zróżnicowania, co stanowi wyraźny kontrast z innymi miejscowościami w tej okolicy.
      Jednak mimo braku władzy centralnej mieszkańcy potrafili porozumieć się odnośnie zaprojektowania i wyprodukowania rur, ich ułożenia i utrzymania całego systemu. Poziom złożoności prac, które zostały wykonane, każe ponownie zastanowić się nad rozumieniem rozwoju społeczeństw. Dotychczas uważano, że jedynie scentralizowana władza i rządzące elity były w stanie zorganizować ludzi i zasoby niezbędne do stworzenia złożonego systemu zarządzania wodą. Widać to zresztą w innych starożytnych miejscach, w których tego typu systemy istniały. Zawsze występowała tam silniejsza, bardziej scentralizowana władza, często była to władza despotyczna. Pingliangtai dowodzi, że istnienie takiej władzy nie zawsze jest warunkiem koniecznym i bardziej egalitarne społeczności są w stanie poradzić sobie z takim zadaniem.
      Pingliangtai to wyjątkowe miejsce. Istniejąca tu sieć rur dowodzi zaawansowanego zrozumienia problemów inżynieryjnych i hydrologicznych, dodaje współautor badań, doktor Hai Zhang z Uniwersytetu w Pekinie.
      Pingliangtai to stanowisko archeologiczne w środkowych Chinach. Około 2500 lat przed naszą erą powstała tam neolityczna osada zamieszkana przez około 500 osób. Chroniła ją fosa i szeroki wał ziemny. W tym czasie obszar ten charakteryzował się dużą sezonową zmiennością klimatyczną. Latem monsunowe deszcze przynosiły miesięczne nawet pół metra wody. Zarządzanie tą wodą było niezbędne do utrzymania lokalnych społeczności. Mieszkańcy Pingliangtai zbudowali bezprecedensowy dwustopniowy system odwadniania. Składał się on z wykopanych wzdłuż domów rowów, które przekierowywały wodę do rur wyprowadzających ją do fosy chroniącej miejscowość. Ceramiczne rury były bardzo zaawansowane jak na ówczesny poziom rozwoju technologicznego. Każda z nich miała średnicę 20–30 centymetrów i długość 30–40 cm. Łączono je, dzięki czemu można było transportować wodę na duże odległości.
      System odwadniający z Pingliangtai jest unikatowy. Nigdzie na świecie nie znaleziono podobnego systemu pochodzącego z podobnego okresu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pojawienie się ludzi w obu Amerykach – ostatnich kontynentach zasiedlonych przez H. sapiens – jest przedmiotem intensywnych badań, a ostatnio naukowcy mogą korzystać z coraz bardziej wyrafinowanych narzędzi genetycznych. Nie od dzisiaj wiemy, że Amerykę zasiedlili mieszkańcy wschodniej Syberii, jednak zdobywamy coraz więcej danych wskazujących, że migrowali tam ludzie z różnych części Eurazji. Naukowcy z Chińskiej Akademii Nauk przedstawili właśnie dowody, na migrację z dzisiejszych północnych wybrzeży Chin do Ameryki oraz na Wyspy Japońskie.
      Naukowcy skupili się na dziedziczonym w linii żeńskiej mitochondrialnym DNA. Typ D4h3a (typowa dla mieszkańców Ameryki) oraz D4h3b (zidentyfikowany dotychczas tylko we Wschodnich Chinach i Tajlandii) sugerują, że źródło genomu wczesnych mieszkańców Ameryk było bardziej zróżnicowane. Przeanalizowaliśmy 216 współczesnych i 39 prehistorycznych D4h. Nasze badania ujawniły, że doszło dwóch epizodów migracji D4h z północnych wybrzeży Chin. Jeden miał miejsce podczas maksimum ostatniego zlodowacenia, a drugi podczas wycofywania się lodowca, co ułatwiło rozprzestrzenianie się ludzi na różne obszary, w tym do Ameryk i na Wyspy Japońskie. Dystrybucja wzdłuż wybrzeży amerykańskiego typu D4h3a i japońskich D4h1a oraz D4h2, w połączeniu z archeologicznymi podobieństwami pomiędzy północnymi Chinami, Amerykami i Japonią, wspiera hipotezę o takim rozprzestrzenianiu się ludzi, czytamy na łamach Cell Reports.
      Historia zasiedlania Ameryk jest więc bardziej złożona, niż się wydaje. Do poprzednio opisywanych przodków z Syberii, Australomelanezji i Azji Południowo-Wschodniej należy dodać też pulę genetyczną z północnych wybrzeży Chin, mówi główny autor badań, antropolog molekularny Yu-Chun Li.
      Chińscy naukowcy poszukiwali śladów genetycznych, które mogły połączyć paleolitycznych mieszkańców Azji Wschodniej z mieszkańcami Chile, Peru, Boliwii, Ekwadoru, Brazylii, Meksyku i Kalifornii. Przyjrzeli się ponad 100 000 współczesnych i 15 000 starych próbek DNA i znaleźli w nich próbki pochodzące od 216 współczesnych i 39 prehistorycznych przedstawicieli wspomnianego typu genetycznego. Zidentyfikowali dwa epizody migracji z północnych wybrzeży Chin do Ameryki. W obu przypadkach migracja odbyła się drogą prowadzącą wybrzeżem Pacyfiku, a nie śródlądowym korytarzem wolnym od lodu.
      Do pierwszej migracji doszło pomiędzy 26 000 a 19 500 lat temu, podczas maksimum zlodowacenia. Druga migracja miała zaś miejsce między 19 000 a 11 500 lat temu. W tym czasie populacja człowieka szybko się zwiększała, co sprzyjało pojawianiu się impulsów migracyjnych. Prawdopodobnie na wzrost populacji wpływ miał koniec zlodowacenia i polepszające się warunki klimatyczne.
      Niespodzianką było zaś odkrycie związku genetycznego pomiędzy mieszkańcami Ameryki i Japonii. Wszystko wskazuje na to, że podczas drugiego epizodu migracji część ludzi przeszła do Ameryki, a część na Wyspy Japońskie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na 1500 lat przed Czyngis-chanem, który zapoczątkował budowę największego lądowego imperium w historii ludzkości, mongolscy nomadzi stworzyli swoje pierwsze imperium. Konfederacja Xiongnu powstała w III wieku p.n.e. i przez kilka wieków dominowała na stepach Azji Wschodniej, rzucając wyzwanie imperialnym Chinom i skłaniając je do rozbudowy Wielkiego Muru. Konfederacja Xiongnu była państwem wieloetnicznym o wysokim zróżnicowaniu genetycznym nawet wśród elity rządzącej. Kobiety zajmowały tam najwyższe stanowiska, a największe zróżnicowanie genetyczne zaobserwowano u męskiej służby o niskim statusie społecznym.
      Xiongnu nie rozwinęli własnego systemu pisma, z tego względu to, co o nich wiemy, pochodzi przede wszystkim od ich wrogów, głównie od kronikarzy dynastii Han, z którą przez wieki walczyli. W kronikach tych znajdziemy niewiele użytecznych informacji na temat pochodzenia Xiongnu, ich struktury społecznej czy organizacji politycznej. Dlatego też międzynarodowy zespół naukowy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej oraz Instytutu Geoantropologii im. Maxa Plancka, Uniwersytetu Harvarda, University of Michigan i Narodowego Uniwersytetu w Seulu postanowił przeprowadzić szczegółowe analizy genetyczne szczątków z dwóch cmentarzy elity Xiongnu: arystokratów pochowanych w Takhiltyn Khotgor oraz lokalnej elity, która spoczęła na pobliskim cmentarzu Shombuuzyn Belchir. Wiedzieliśmy, że Xiongnu byli bardzo zróżnicowani pod względem genetycznym, ale ze względu na brak danych lokalnych nie było jasne, czy zróżnicowanie to pochodziło od wielu homogenicznych lokalnych społeczności, czy też te społeczności były wysoce zróżnicowane, mówi główny autor badań, doktorant Juhyeon Lee z Narodowego Uniwersytetu w Seulu. Chcieliśmy też wiedzieć, jak to zróżnicowanie genetyczne przekładało się na strukturę społeczną i polityczną oraz jakie miało związki z władzą, zamożnością i płcią.
      Okazało się, że zróżnicowanie genetyczne osób spoczywających na tych dwóch cmentarzach było równie wielkie, jak w całym imperium Xiongnu. Dzięki temu wiemy, że państwo Xiongnu było bardzo mocno zróżnicowane na każdym poziomie: od całej konfederacji, przez lokalne społeczności, po rodziny. Jednak zróżnicowanie genetyczne nie rozkładało się równomiernie. Osoby o najniższym statusie – pochowane w pobliżu grobów elity, przez co uznano tych ludzi za służących – były najbardziej zróżnicowane genetycznie. Prawdopodobnie pochodziły z dalekich krańców konfederacji.
      Z kolei elity, zarówno te lokalne, jak i z cmentarza arystokratów, były mniej zróżnicowane genetycznie i posiadały więcej komponentu genetycznego wskazującego na przodków pochodzących ze wschodniej Eurazji. To wskazuje, że władza i status elity – a jej przedstawicieli chowano w drewnianych trumnach składanych w kwadratowych grobowcach otoczonych kamiennymi kręgami – były skoncentrowane wokół konkretnych grup etnicznych. Jednak nawet wśród elit widoczne jest duże zróżnicowanie genetyczne, sugerujące istnienie mieszanych małżeństw, zawieranych zapewne w celu cementowania sojuszy. Szczególnie widoczne jest to na cmentarzu Shombuuzyn Belchir. Teraz mamy pewien obraz Xiongnu, którzy rozszerzali swoją konfederację poprzez przyjmowanie do niej różnych grup i budowali imperium metodą strategicznych małżeństw, wyjaśnia profesor Choongwon Jeong z Seulu.
      Drugim z ważnych wniosków płynących z badań genetycznych jest wysoka pozycja społeczna kobiet. W grobach elit Xiongnu pochowano nieproporcjonalnie dużo pań. Naukowcy odkryli, że na cmentarzu arystokratów w Takhiltyn Khotgor monumentalne grobowce zostały wybudowane właśnie dla kobiet. Każdy z nich otoczony był licznymi grobami mężczyzn o niskim statusie. Kobiety chowano w wyrafinowanych trumnach zdobionych symbolami władzy Xiongnu – złotymi emblematami Słońca i Księżyca. W jednym z takich kobiecych grobowców znaleziono nawet sześć koni i resztki rydwanu. Na pobliskim cmentarzu lokalnej elity, Shombuuzyn Belchir, kobiety również zajmowały najbardziej wyrafinowane i ozdobne groby, w których ze zmarłymi złożono drewniane trumny, złote i złocone obiekty, szklane i fajansowe paciorki, chińskie lustra, jedwabne ubrania i zwierzęta gospodarskie. Znaleziono tam nawet przedmioty zwykle wiązane z męskimi wojownikami konnymi: chiński kubek na wino wykonany z laki, żelazną złoconą sprzączkę od pasa oraz rząd koński.
      Znaleziska te potwierdzają pisemne świadectwa mówiące o tym, że kobiety odgrywały ważną rolę polityczną wśród Xiongnu. Kobiety miały wielką władzę jako przedstawicielki konfederacji Xiongnu na granicach, często posiadały własne tytuły szlacheckie, podtrzymywały tradycję Xiongnu, angażowały się zarówno w politykę, jak i handel na Jedwabnym Szlaku, wyjaśnia profesor Bryan Miller z University of Michigan.
      Naukowcy mieli też okazję przyjrzeć się roli dzieci wśród Xiongnu. Sposób dziecięcych pochówków był zróżnicowany pod względem wieku i płci, co daje nam pewne pojęcie o tym, w jakim wieku nadawany był status społeczny w zależności od płci, mówi profesor Christina Warinner z Uniwersytetu Harvarda. Dowiadujemy się, na przykład, że chłopcy w wieku 11–12 lat – ale nie młodsi – byli chowani wraz z łukiem i strzałami, w sposób podobny do pochówków męskich. To wskazuje, że status myśliwego i wojownika chłopiec zyskiwał pod koniec dzieciństwa czy też na początku wieku młodzieńczego.
      Państwo Xiongnu rozpadło się w I wieku, a po V wieku brak doniesień o istnieniu tego ludu. Jednak jego tradycje przetrwały. Nasze badania potwierdzają, że długotrwała tradycja księżniczek odgrywających zasadniczą rolę w rozwoju politycznym i ekonomicznym imperiów nomadów – szczególnie w ich regionach przygranicznych – rozpoczęła się wraz z Xiongnu i przetrwała ponad 1000 lat, gdy była kontynuowana w Imperium Mongolskim. Powszechnie uważa się, że imperia stworzone przez nomadów są słabe i krótkotrwałe, jednak ich silna tradycja przetrwała, dodaje Jamsranjav Bayarsaikhan z Instytutu Maxa Plancka.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...