Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Trzy metody wycinania serca. Tak w Mezoameryce składano ofiary z ludzi

Rekomendowane odpowiedzi

W starożytnych religiach jednym z najświętszych rytuałów było poświęcenie człowieka bóstwu. Miało ono na celu pozyskanie przychylności istoty wyższej dla dobra wspólnoty. Ludzka ofiara była wielowarstwowym zjawiskiem religijnym, społecznym i politycznym, które można w pełni zrozumieć jedynie poprzez analizę jej znaczenia w społeczeństwie, w którym była dokonywana.

Ofiary z ludzi stosowało wiele kultur. Wiemy na przykład, że w XXVI wieku przed Chrystusem w mezopotamskim Ur poświęcono około 1800 ludzi, którzy mieli towarzyszyć w życiu pozagrobowym zmarłemu władcy. Podobne ofiary składali Egipcjanie, znamy je też z terenu starożytnych Indii. Ofiary z ludzi składano też w starożytnej Grecji, robili to również Celtowie i Galowie.

Jednak najsilniej z ofiarami z ludzi, a szczególnie z rytualnym wycinaniem serca, kojarzone są kultury Mezoameryki, przede wszystkim zaś Aztekowie. I właśnie temu zwyczajowi postanowili bliżej przyjrzeć się specjaliści z Uniwersytetu w Chicago, którzy chcieli zbadać, jakie techniki były stosowane przez tamtejszych kapłanów.

W czasie badań udało im się zidentyfikować trzy procedury usuwania serca.

Jak czytamy w pracy Open Chests and Broken Hearts Ritual Sequences and Meanings of Human Heart Sacrifice in Mesoamerica opublikowanej na łamach Current Anthropology, ofiary z ludzi były zwykle kontrolowane przez rządzące elity i wykazują one wysoki poziom kodyfikacji. Te ceremonialne akty były zamknięte w bardzo ściśle określonych ramach, co miało zapewniać skuteczną komunikację z bóstwem i zapewnić jego przychylność. Wycinanie serca w Mezoameryce miało też bardziej przyziemny cel, związany z publicznym widowiskiem odbywającym się na oczach wielkich tłumów, co znamy ze źródeł etnohistorycznych dotyczących Azteków czy z monumentalnej architektury stworzonej na potrzeby takiego zinstytucjonalizowanego pokazu na obszarze nizin zamieszkanych przez Majów. Te pokazy miały znaczenie polityczne, religijne i militarne, były też formą widowiska i służyły onieśmieleniu poddanych.

Autorzy najnowszych badań, Vera Tiesler (Universidad Autónoma de Yucatán) i Guilhem Olivier (Universidad Nacional Autónoma de México), przeanalizowali 201 scen rytualnego wycinania serca z kodeksów i porównali te dane ze historycznymi opisami oraz z analizami szkieletów.

Najczęściej stosowaną metodą była torakotomia podprzeponowa. Kapłan dokonywał nacięcia bruzdy pod lewymi żebrami. Ta część tułowia jest dobrze widoczna gdy ofiara leży rozciągnięta na płaskiej, zakrzywionej lub załamanej powierzchni. Cięcia dokonywano siekierą lub nożem, a cała operacja jest o tyle prosta, że nie trzeba przecinać kości. Była to więc metoda wykorzystywana przez Azteków podczas masowych rytuałów, trwających całymi godzinami czy dniami. Najlepiej, gdy ofiara leżała rozciągnięta na plecach na wyniesionym bloku tak, by największe wygięcie uzyskać na poziomie środka klatki piersiowej. Jak opisał brat Diego Duran, cztery osoby rozciągały kończyny ofiary, a piąta odchylała jej głowę w kierunku ziemi. Kapłan wbijał nóż pionowo na środku tułowia i prowadził go na zewnątrz, w lewą stronę ofiary. Jako, że po takim zabiegu praktycznie nie zostawały żadne ślady na kościach, nie mamy więc archeologicznych dowodów na jej przeprowadzenie.

Po przecięciu tułowia kapłan wprowadzał do wewnątrz sierpowato zagięty nóż, którym wyciągał serce, a na koniec przecinał łączące je naczynia krwionośne. Świadkowie opowiadali też konkwistadorom, że kapłan mógł również wyciągać serce dłonią. Podczas takiego rytuału krew gromadziła się w tułowiu i przepływała zgodnie z zasadami grawitacji. Tułów staje się więc naczyniem na krew.

Drugim sposobem, który również raczej nie zostawiał śladów na szkielecie, była torakotomia międzyżebrowa. W procedurze tej kapłan ciął pomiędzy dwoma żebrami po lewej stronie klatki piersiowej i w ten sposób uzyskiwał dostęp do serca. Co interesujące, miejsce wykonania cięcia była takie, jak obecnie w torakotomii przednio-bocznej, która jest stosowana w nagłych przypadkach, gdy trzeba uzyskać dostęp do serca. Nacięcie wykonywano pomiędzy IV a V lub V a VI żebrem. Procedura wymagała siłowego rozsunięcia żeber celem uzyskania dostępu do serca. Do przeprowadzenia rytuału potrzebna była ławka z oparciem. Ofiara siedziała lub klęczała z ramionami wyciągniętymi do tyłu. Kapłan zaś korzystał z siekiery lub długiego zaostrzonego kija. Serce ofiary wyciągane było ręcznie.

W jednej z prac naukowych czytamy, że najpierw kapłan dokonywał nacięcia tak, że widoczne było płuco, następnie zaś przebijał serce, przez co krew tryskała w stronę Słońca, następnie serce było szybko wyciągane i jeszcze pulsujące i tryskające krwią było pokazywane Słońcu, następnie zaś krwią spryskiwano twarz i szyję posągu bóstwa.

Tiesler i Olivier stwierdzili, że – wbrew oczekiwaniom – w analizowanych przez nich kodeksach nie znaleźli rysunku przedstawiającego ten sposób składania ofiary. Dysponujemy natomiast co najmniej jedną relacją, z której wynika, że ten sposób był stosowany podczas poświęcania ofiary Tezcatlipoce. Znaleźli też scenę, w której przedstawiony został ceremoniał koronacyjny króla Misteków. Przyszły władca siedzi z odchyloną głową, w pozycji, jaką znamy z opisów usuwania serca metodą torakotomii międzyżebrowej i czeka na rytualne przebicie nosa. Król swoją pozycją składa z siebie symboliczną ofiarę bogom, by zapewnić pomyślność swojemu ludowi.

Ostatnią wreszcie metodą była torakotomia dwustronna poprzeczna, gdy przecinany był mostek. Pozycja ofiary była taka, jak w pierwszej opisywanej metodzie. Cięcia dokonywano mniej więcej pomiędzy oboma sutkami, od jednej strony do drugiej.

Wymagało to sporej praktyki i olbrzymiej siły. Jako, że metoda ta pozostawia jednoznaczne w interpretacji ślady na szkielecie, mamy sporo dowodów na jej stosowanie, przede wszystkim z okresu poklasycznego. Wiele takich szkieletów odkryto w obecnej stolicy Meksyku, na terenie dawnego Tlatelolco. Liczne szkielety z rytualnie przeciętnym mostkiem znaleziono też w stanach Campeche i Chiapas. Noszą one ślady pojedynczego potężnego uderzenia całkowicie przecinającego mostek. Wiele ofiar tej metody rytualnego poświęcenie zostało poćwiartowanych, a ich skórę i mięśnie usunięto.

W poklasycznej Mezoameryce pojawiają się liczne rysunki, na których widzimy Xipe Toteca (Nasz pan, obdarty ze skóry), boga m.in. wiosny, walki i cierpienia rodzącej się natury, z raną przecinającą mostek, który ubrany jest w skórę poświęconej mu ofiary. Wiemy, że ofiary poświęcane Xipe Totecowi obdzierano ze skóry, która była noszona przez uczestników ceremonii. Wydaje się, że ten aztecki zwyczaj narodził się w Oaxaca w okresie klasycznym. Samo otwieranie klatki piersiowej przez przecięcie mostka to również prawdopodobnie zwyczaj późniejszy, który narodził się w drugim tysiącleciu naszej ery w centrach, które były pod wpływem ludów posługujących się językiem nahuatl.

W naszej pracy powiązaliśmy tryskającą krew przede wszystkim z rytuałem na cześć Xipe Toteca, nawodnieniem Ziemi i powołaniem boga do ziemskiego życia. Otwarcie klatki piersiowej, tak jak samo wyjęcie serca, miało na celu albo nawodnienie Ziemi (jak w przypadku przecięcia mostka w rytuale ku czci Xipe Toteca), albo zapewnienie ruchu Słońca na nieboskłonie. Ta druga potrzeba była spełniana za pomocą uzyskania dostępu do serca spod klatki piersiowej, co nie powodowało  wypływu krwi. Tutaj na pierwszym miejscu stawiano pozyskanie cennego serca, a cenna krew pozostawała w naczyniu ciała. Serce trzymane było wysoko i oferowane dziennym bóstwom, wysoko nad ziemią. Dopiero później, gdy krew ofiary miała zostać rozlana, zrzucono ciało w dół po stopniach świątyni. Rozlewająca się krew zapewniała łączność pomiędzy niebem a ziemią, piszą autorzy w podsumowaniu swoich badań.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe, jak ta pani tłumaczy istnienie tzompantli, rysunków z kodeksów, relacji naocznych świadków, dowodów archeologicznych.... Kobieta jednym wpisem gdzieś w internecie "obala" dziesiątki lat badań, tysiące publikacji naukowych.... to trochę mało :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

@Mariusz Błoński

Ta pani tego raczej na pewno nie neguje. Chodzi o to, że owe rytuały były krawawym epilogiem wojen kwietnych:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kwietne_wojny

Wojny kwietne były na swój sposób mało krwawe. Co też, na marginesie,  rzutowało mocno na taktykę wojsk azteckich - w znacznym stopniu czyniących ich bezradnymi wobec żołnierzy ze Starego Świata.

 Natomiast artykuł  Elizabeth Graham to ciekawe  spojrzenie na następującą kwestię:  Sensem istnienia Azteków, którzy uważali się za naród wybrany, było karmienie Słońca i odwlekanie końca cyklu istnienia, a koniec ten oznaczał unicestwienie. Jeśli bogowie poświęcili sie na ołtarzu (skąd my to znamy?), to czemu mieli sie nie poświęcać ludzie? Nas może to przerażać, ale śmierć na ołtarzu była dla nich  śmiercią honorową. W końcu w ich mniemaniu była to śmierć w bitwie, w zalegalizowanym starciu. 

Ps. Natomaist twierdzenie @antykwant, że to bzdury też nie jest sprawiedliwe. W końcu to artykuł o konkretnej pracy naukowej. 

W zasadzie powinienem dodać, że uznanie się przez Azteków za naród wybrany miało miejsce po reforamch ich wybitnego wodza,  Tlacaelela.

Edytowane przez venator

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...a nie zastanawia Państwa jak to jest, że zawsze omawiamy rytuały ameryki łacińskiej, a tak starannie omijamy rytuały Baala (ofiary dla Ognistego Byka - słońca), rytuały Egiptu (brak cmentarzy biedoty, ale upasione święte krokodyle) lub obszaru wczesnej Persji (olbrzymie pogorzeliska kości) czy zwyczaje Kartaginy?

Wstyd jakoś to badać i tylko ciągłe "brak dowodów" się słyszy.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 godzin temu, venator napisał:

Wojny kwietne były na swój sposób mało krwawe. Co też, na marginesie,  rzutowało mocno na taktykę wojsk azteckich - w znacznym stopniu czyniących ich bezradnymi wobec żołnierzy ze Starego Świata.

...Sensem istnienia Azteków, którzy uważali się za naród wybrany, było karmienie Słońca i odwlekanie końca cyklu istnienia, a koniec ten oznaczał unicestwienie. Jeśli bogowie poświęcili sie na ołtarzu (skąd my to znamy?), to czemu mieli sie nie poświęcać ludzie? Nas może to przerażać, ale śmierć na ołtarzu była dla nich  śmiercią honorową.

To brzmi jak próba wybielenia. Wojny kwietne prowadzono w celu zebrania jak największej ilości jeńców na ofiary dla bogów żądnych krwi. To nie był żaden przejaw humanitaryzmu, tylko chłodnej kalkulacji.

Jeśli robimy paralele do współczesności to trzeba powiedzieć, że Aztekowie mieli specyficzny kalendarz liturgiczny. W pierwszym miesiącu roku topiono małe dzieci w ofierze dla Tlaloca, aby wybłagać deszcz. Aby ofiara była udana, dzieci w momencie śmierci musiały szlochać, więc wyrywano im paznokcie. W drugim miesiącu na wiosnę z okazji święta Xipe Toteka, boga rodzącej się natury, grabieży, męczarni i zwłok, żywcem obdzierano ze skóry, przebijano strzałami. Krew obficie wsiąkała w ziemię niczym deszcz, tylko to bowiem mogło uratować świat przed suszą albo zapewnić ruch Słońca. W późniejszym okresie doszły do tego opisywane obrzędy wyrywania żywego serca. Tysiące ofiar co roku. Niemal każdy z 19 miesięcy azteckich wymagał wyrafinowanych krwawych ofiar. W następnych miesiącach obrzędy wymagały kolejno: krwawej ofiary z ptaków, puszczania krwi ludziom, ofiar z dzieci. W szóstym miały miejsce obrzędowe kradzieże i odprawiano obrzędy puszczania krwi kapłanom oraz wrzucania ludzkich serc do wody. W kolejnym ofiara z kapłanki. W ósmym składano w ofierze dziewczynę niewolnicę alby po spełnieniu ofiary ludność mogła spożywać nową kukurydzę. W dziewiątym miesiącu ”skromnie". Na cześć boga wojny Huitzilopochtli spożywano indyki, placki, zniesione były niektóre zasady seksualne, mężczyznom wolno było dotykać kobiet. W kolejnych miesiącach kolejno: ofiara całopalna, ofiara z kobiety, ofiara całopalna, ofiary z kobiet i mężczyzn dla Tlaloca, post, przegląd broni, potyczki, ofiary dla boga domowego ogniska, wywoływanie deszczu przez ofiarę z kobiety oraz płacz dzieci i kobiet, składanie ofiar z jeńców i 19 miesiąca zakaz uroczystości. Uff, bogate życie duchowe :|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 hours ago, JTK said:

Wojny kwietne prowadzono w celu zebrania jak największej ilości jeńców na ofiary dla bogów żądnych krwi

Można wiedzieć skąd te informacje? Brzmi trochę jak propaganda mająca w oczach odbiorcy uzasadnić ludobójstwo i przymusową chrystianizację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 godzin temu, JTK napisał:

To brzmi jak próba wybielenia. Wojny kwietne prowadzono w celu zebrania jak największej ilości jeńców na ofiary dla bogów żądnych krwi. To nie był żaden przejaw humanitaryzmu, tylko chłodnej kalkulacji.

Wybielania? Czy w mojej wypowiedzi jest jakaś próba oceny azteckiego postępowania?

Abstahując od oceny czym jest humanitaryzm, to fakt,   takie postępownie mogło wynikać  z chłodnej kalkulacji azteckich elit. Być może naczelną ideą Tlacaelela było przekształcenie Trójprzymierza w państwo jak najbardziej jednolite, może stworzenie jednego narodu? Istotna była zapewne  kwestia ujednolicenia regionów podatkowych wokół centralnego ciała jakim miało być Tenochtitlan. Oczywiście co dobre było dla Mexikas nie koniecznie było dobre dla pozostałych sprzymierzeńców oraz ty mbardziej  ludów zależnych . Co też świetnie rozgrywał później Cortez. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Obsydianowe lustro, które do kontaktu z duchami wykorzystywał John Dee, XVI-wieczny mag, astrolog i matematyk,  doradca królowej Anglii Elżbiety I, jest pochodzenia azteckiego, wykazały badania przeprowadzone przez naukowców z Wielkiej Brytanii, Rosji i USA. Uczeni, posługując się metodą rentgenografii strukturalnej, porównali materiał lustra z różnymi źródłami obsydianu na terenie Meksyku i wykazali, że skała, z której zrobiono lustro, pochodzi z okolic Pachuca, 85 kilometrów na północny-wschód od miasta Meksyk. Badania prowadził zespół kierowany przez Stuarta Campbella z University of Manchester.
      Historycy od dawna podejrzewali, że lustro Dee zostało przywiezione do Europy z Meksyku, ale brakowało na to dowodów. Chociaż okrągłe lustra to dobrze znane obiekty używane przez Azteków, dotychczas pochodzenie żadnego z nich nie było dowiedzione technikami analitycznymi, napisali badacze na łamach Antiquity.
      Obsydianowe lustra pojawiają się po raz pierwszy w VII tysiącleciu przed naszą erą na terenie Bliskiego Wschodu. Jednak najbardziej znanymi ich przykładami są lustra azteckie. Lustro, którego Dee używał do kontaktu z duchami, od dawna budziło zainteresowanie naukowców. Pojawiały się zarówno wątpliwości co do tego, czy znajdujące się w zbiorach British Museum lustro należało do Dee, jak i co do jego azteckiego pochodzenia. Mogła to być europejska kopia azteckiego lustra.
      John Dee żył w latach 1527–1608/1609. Był typowym uczonym renesansu. Zajmował się różnymi dziedzinami nauki, w tym alchemią i astrologią. Rozróżniał naturalną „magię”, uważaną za dziedzinę naukową, od magii demonicznej, postrzeganą jako wypaczenie religii. Dee zgromadził bogatą bibliotekę, liczne instrumenty nawigacyjne, używał też licznych luster do demonstrowania działania iluzji optycznych. Dużo podróżował po Europie i miał liczne kontakty z ówczesną elitą intelektualną. W 1558 roku został doradcą naukowym i astrologiem Elżbiety I. W latach 1550–1570 brał udział w przygotowywaniu angielskich wypraw do Nowego Świata, interesował się też hiszpańskimi relacjami z tego regionu. Do lat 80. XVI wieku mocno rozwinął swoje zainteresowania siłami nadprzyrodzonymi, kontaktował się ze słynnymi medium, angażując je jako pośredników między sobą a duchami i aniołami. Prawdopodobnie to właśnie wtedy wszedł w posiadanie wspomnianego lustra.
      Wiemy, że obsydianowe lustra znajdowały się w pierwszych transportach dóbr przysyłanych po podboju Meksyku do Europy. Osiem takich luster znalazło się na Starym Kontynencie w wyniku wyprawy Hernando de Soto. Dee miał wiele okazji, by nabyć lustro czy to poprzez swoje kontakty z dworami Europy, liczne studia czy też, gdy mieszkał w latach 80. XVI wieku na terenie dzisiejszych Czech. W tym bowiem okresie przedmioty z Nowego Świata cieszyły się wielkim zainteresowaniem.
      Przed rokiem 1770 lustro należało już do polityka i antykwariusza Horace'a Walpole'a, który na przyczepionej doń karteczce napisał, że jest to Czarny Kamień, który doktor Dee używał do wywoływania duchów. Kamień ten jest wymieniony w Katalogu Kolekcji Earlów Peterborough, z której trafił do Lady Elizabeth Germaine. Wspomniany katalog zaginął, ale mamy dokumenty świadczące o tym, że kolekcja Earlów Peterborough została przekazana sir Johnowi Germain'e w 1705 roku, a później stała się własnością Elizabeth. O związku lustra z Dee świadczą też dokumenty sądowe z procesu po śmierci Johan Pontoisa, który odziedziczył liczne książki i przedmioty Dee. W procesie tym przedstawiono dokument pochodzący sprzed roku 1618, a zatem z zaledwie dekady po śmierci Dee, w którym wspomniano, że w domu Pontoisa znajduje się płaski kamień jak kryształ, o którym Pontios mówił, że przed oczami doktora Dee pojawiał się w nim anioł. Lustro Dee zmieniało właścicieli wielokrotnie, aż w 1966 roku zostało zakupione przez British Museum.
      Brytyjsko-rosyjsko-amerykański zespół specjalistów przeanalizował cztery obsydianowe lustra znajdujące się w zbiorach British Muzeum. Lustro Dee, dwa inne okrągłe lustra i jedno prostokątne. Lustro Dee oraz jedno z okrągłych luster, najbardziej doń podobne, pochodzą z Pachuca. To najbardziej eksploatowane źródło obsydianu znajdowało się pod bezpośrednią władzą Azteków. Tamtejszy obsydian był wyjątkowo czysty. Dwa pozostałe analizowane lustra pochodziły z Ccareo-Zinapecuaro, źródeł obsydianu pod bezpośrednią władzą Tarasków.
      Lustro Dee nie jest wyjątkowym obiektem. W kolekcjach muzealnych znajduje się co najmniej 18 okrągłych obsydianowych luster o azteckim pochodzeniu oraz co najmniej 31 luster prostokątnych. Tym, co czyni je wyjątkowym jest jego właściciel, słynny okultysta i badacz wiedzy tajemnej. Do użycia obsydianowego azteckiego lustra podczas badania świata duchów i aniołów mogło skłonić go znaczenie, jakie obsydianowi nadawali Aztekowie. Obsydian był dla nich bowiem materiałem i medycznym i magicznym. Chronił przed złem, mógł uchwycić obraz duszy, był powiązany ze światem umarłych. A Tezcatlipoca – Dymiące Zwierciadło – aztecki bóg ciemności, zła i zemsty, często był przedstawiany obwieszony lustrami, co świadczyło o jego mocy przewidywania przyszłości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak wyglądał kalendarz Azteków? Jakim bogom Aztekowie oddawali cześć? W jaki sposób rozpoznawano, czy dany dzień jest odpowiedni na prace rolnicze lub do zawarcia małżeństwa? Tego można dowiedzieć się z „Kodeksu Watykańskiego B (Vat. Lat. 3773)”. Międzynarodowy zespół naukowców – kierowany przez dr hab. Katarzynę Mikulską z Wydziału Neofilologii UW – opracował naukową publikację prekolumbijskiego manuskryptu, przechowywanego w Bibliotece Watykańskiej. Dzieło jest jednym z najważniejszych projektów badawczych, które do tej pory zostały zrealizowane w ramach współpracy polsko-meksykańskiej.
      „Kodeks Watykański B” to dokument z grupy Kodeksów Borgia, w którym znajdują się bogato ilustrowane informacje dotyczące 260-dniowego kalendarza Azteków – tonalpohualli. Kodeksy te to jeden z wielu rodzajów ksiąg starożytnego Meksyku, na kartach których spisywano historie, genealogie, rytuały i wierzenia rdzennych mieszkańców Mezoameryki.
      „Kodeks Watykański B (Vat. lat. 3773)” to księga dywinacyjna. Złożona jest z almanachów dotyczących m.in. dni urodzenia, małżeństw, narodzin, almanachów rolniczych czy pogody. To jednak przede wszystkim dokument, który przedstawia informacje dotyczące sił boskich mających wpływ na konkretne dni lub okresy, determinujące działania, jakie można wtedy podejmować – mówi dr hab. Katarzyna Mikulska z Instytutu Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, kierownik międzynarodowego projektu.
      Kodeks powstał kilkadziesiąt lub więcej lat przed przybyciem Hiszpanów do dzisiejszego Meksyku, najprawdopodobniej w międzykulturowym regionie na granicy współczesnych stanów Puebla i Oaxaca. Jak wszystkie dywinacyjne kodeksy z grupy Borgia, został wykonany na skórze zwierzęcej, pokrytej gipsem lub innym związkiem wapnia. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się więcej na temat myśli, wierzeń, kultury oraz finezyjnego systemu komunikacji graficznej Indian środkowego Meksyku.
      Wśród bogów, którzy pojawiają się na kartach „Kodeksu Watykańskiego B”, są bogowie słońca – Tonatiuh, kukurydzy – Cinteotl, deszczu – Tlaloc, jak również boginie płodności i porodów – Tlazolteotl, wody – Chalchiuhtlicue czy kwiatów i miłości – Xochiquetzal.
      Publikacja kodeksu była możliwa dzięki współpracy trzech instytucji: Uniwersytetu Warszawskiego, Narodowego Uniwersytetu Autonomicznego w Meksyku (UNAM) oraz Biblioteki Watykańskiej. Dzieło składa się z trzech części:
      – z wiernej reprodukcji prekolumbijskiego manuskryptu – „Kodeksu Watykańskiego B (Vat. Lat. 3773)”,
      – odwzorowania przez dr hab. Katarzynę Mikulską zawartości manuskryptu (wszystkich rysunków opatrzonych podpisami) w formie przezroczystej nakładki (tzw. „Códice Traslúcido Explicativo”) albo „duszek” (tzw. „Fantasma”),
      – 600-stronicowego komentarza zat. „Nuevo Comentario al Códice Vaticano B (Vat. Lat. 3773”, przygotowanego przez międzynarodowy zespół dr hab. Mikulskiej, złożony z naukowców z Polski, Meksyku, Hiszpanii, Włoch, Francji, Stanów Zjednoczonych, Gwatemali i Japonii.
      Praca badaczy to, jak do tej pory, najbardziej kompleksowa analiza przedhiszpańskiego mezoamerykańskiego kodeksu, opierająca się zarówno na analizie treści, nowym podejściu teoretyczno-metodologicznym oraz wynikach badań kodykologicznych (również dzięki współpracy zespołu z grupą MOLAB – Mobile Laboratory z Bolonii) – wyjaśnia dr Joanna Gocłowska-Bolek, która z ramienia UW wspomagała koordynację projektu we współpracy z UNAM i Biblioteką Watykańską. Dzięki publikacji możemy zrozumieć, jak meksykańskie kodeksy były tworzone, jaką odgrywały rolę oraz jak skomplikowany system komunikacji graficznej w nich zastosowany, kodował wyrafinowane znaczenia – dodaje dr Joanna Gocłowska-Bolek.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W stolicy Meksyku znaleziono kolejną część tzompantli, czyli wieży czy też ściany z ludzkich czaszek, której pierwszy fragment odkryto w 2015 roku. Na obecnie znalezionym fragmencie widzimy 119 czaszek. W skład wcześniej znalezionej części wchodziły 484 czaszki. Na Huey Tzompantli trafiły czaszki osób, które złożono w ofierze Huitzilipochtliemu, bogu opiekuńczemu Tenochtitlanu.
      Obecnie wiemy, że wielkie tzompantli powstawało w trzech etapach w latach 1486–1502 za rządów huey tlatoaniego imieniem Ahuizotl. Tlatoani to tytuł najwyższego władcy wśród ludów nahua. Jeśli władał on wieloma miastami-państwami nosił tytuł huey tlatoani.
      Pierwszy fragment wielkiego huey tzompantli znaleziono przed pięciu laty w Mexico City za Katedrą Metropolitalną. Najnowszego odkrycia dokonano podczas wykopalisk przy ulicy Republica de Guatemala 24. Znaleziono tam wschodni koniec tzompantli.
      W przeszłości w centrum Tenochtitlanu, pomiędzy obecnymi ulicami Seminario i Justo Sierra, znajdował się wielki kompleks sakralny, ze świątyniami Tlaloca, Huitzilipochtliego i Quetzalcoatla. Templo Mayor, główna świątynia kompleksu, której ruiny można podziwiać obok katedry, była poświęcona Huitzilipochtliemu, bogowi wojny, oraz Tlalocowi, bogowi deszczu i rolnictwa.
      Templo Mayor nie przestaje nas zadziwiać. Huey Tzompantli to jedno z najbardziej znaczących znalezisk ostatnich lat w naszym kraju. To ważny dowód potęgi, jaką osiągnął Tenochtitlan, powiedziała sekretarz ds. kultury rządu Meksyku Alejandra Frausto Guerrero.
      Dowody, jakimi obecnie dysponujemy, wskazują, że zdobycie Tenochtitlanu przez konkwistadorów położyło kres budowie huey tzompantli. Obecnie znalezioną część konstrukcji odkryto 3,5 metra pod obecnym poziomem gruntu.
      Na podstawie dotychczasowych oględzin można stwierdzić, że wśród znalezionych właśnie 119 czaszek są szczątki mężczyzn, kobiet oraz co najmniej trójki dzieci. Widoczne są też modyfikacje czaszek, wskazujące, że osoby, które zostały złożone w ofierze, należały do kultury praktykującej tego typu zachowania. Każda z tych czaszek jest elementem architektonicznym, tworzy część budynku i ma znaczenie symboliczne, mówi archeolog Lorena Vazquez Vallin.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W centrum Mexico City archeolodzy odkryli resztki azteckiego pałacu oraz domu konkwistadora. Podczas remontu historycznego budynku Nacional Monte de Piedad, znajdującego się przy centralnym placu Zócalo, robotnicy natrafili na podłogę z bazaltowych płyt. Jak poinformował Narodowy Instytut Antropologii i Historii (INAH), to pozostałości po pałacu ojca Montezumy, Axcayacatla. W swoim czasie w pałacu mieszkał Hernán Cortés.
      Axayacatl rządził w latach 1469–1481. Jego pałac, podobnie jak wiele innych azteckich budynków, został zburzony przez Hiszpanów. Teren ten należał później do Cortesa, który miał tutaj swój dom.
      Pod podłogą domu Cortesa, na głębokości ponad 3 metrów, odkryto kolejną podłogę z bazaltowych płyt. Tym razem pochodzącą z czasów prehiszpańskich. Na podstawie jej cech charakterystycznych specjaliści stwierdzili, że była to otwarta część byłego pałacu Axayacatla, prawdopodobnie dziedziniec, oświadczyli przedstawiciele INAH.
      Cortés najpierw mieszkał w samym pałacu, który dostosował do swoich potrzeb, np. do odprawiania mszy. To w tym pałacu więzionych było wielu azteckich władców, w tym sam Montezuma. Gdy w 1521 roku Hiszpanie zdobyli Tenochtitlan, pałac Axayacatla został zburzony. Na jego miejscu postawiono dom dla Cortesa.
      Obecnie stoi tam Nacional Monte de Piedad, XVIII-wieczny budynek instytucji charytatywnej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed ponad 3000 lat, pomiędzy rokiem 1174 a 1102 przed Chrystusem, mieszkańcy Etlatongo w dzisiejszym Meksyku rytualnie zakończyli używanie placu do gry w piłkę. Po odbytej ceremonii pozostały fragmenty spalonych roślin, rozbita olmecka ceramika, kości zwierząt, muszle oraz nieco ludzkich kości. Teraz Jeffrey Blomster i Victor Salazar dokonali zaskakującego odkrycia. Pod szczątkami boiska z XII wieku p.n.e. znaleźli bowiem kolejne, jeszcze starsze, datowane na 1374 rok przed naszą erą.
      Tym, co tak bardzo zaskoczyło naukowców był fakt, że tak stare boisko do rytualnej gry w piłkę znajdowało się właśnie w Etlatongo, w górskim stanie Oaxaca. Tego typu zabytku należałoby się spodziewać raczej na zdominowanych przez Olmeków tropikalnych nizinach. Tam bowiem najprawdopodobniej narodziła się gra.
      Najstarsze znane boisko w Mezoameryce pochodzi z 1650 roku p.n.e. Znajduje się ono w Paso de la Amanada w stanie Chiapas, na pacyficznym wybrzeżu Meksyku. To boisko ma podłoże z ziemi. Tymczasem podłoże boiska z Etlatongo jest wyłożone kamieniem. Dotychczas sądzono, że kamienne boiska pojawiły się około 1000 lat po powstaniu gry. W tym czasie była ona już szeroko rozpowszechniona w Mezoameryce.
      Tymczasem najnowsze odkrycia każą zrewidować dotychczasowe poglądy na rozwój gry, tak ważnej dla Olmeków, Majów i Azteków. Oznacza ono bowiem, że do roku 1374 przed naszą erą gra była już na tyle istotnym elementem kultury, iż boiska zajmowały centralne miejsca osad, a ich zbudowanie wiązało się z olbrzymim wysiłkiem, skoro budowano je z kamienia. To zaś sugeruje, że ludy zamieszkujące góry miały swój wkład w rozwój gry, jej reguł oraz architektury boisk. Blomster i Salazar nie wykluczają, że wśród różnych społeczności istniały różne odmiany gry, które w końcu połączono w jedną, powszechnie uznawaną.
      Odkrycie wskazuje również, że już wówczas istniał rozwinięty handel długodystansowy. Używana w grze piłka była wykonana z twardego kauczuku z drzew rosnących na wybrzeżach. To m.in. dlatego specjaliści uważają, że grę wymyślili Olmekowie. Jeśli więc 3400 lat temu w Etlalongo grano w piłkę, to musiał istnieć długodystansowy handel kauczukiem lub – co bardziej prawdopodobne – kauczukowymi piłkami. A biorąc pod uwagę znaczenie, jakie miała gra, musiała też ona kształtować stosunki pomiędzy społecznościami.
      Możemy przypuszczać, że na długo zanim gra w piłkę stała się sformalizowana i zanim powstały pierwsze boiska, ludzie grali w nią po prostu na wolnej otwartej przestrzeni. Dopiero z czasem, gdy gra nabierała znaczenia i reguł, zaczęto budować specjalne boiska. A im ważniejsza się ona stawała, w tym bardziej prominentnych miejscach boiska powstawały. Sama gra jak i budowa boisk służyły konsolidacji społeczności, a lokalni liderzy mogli w ten sposób dowieść swojego statusu, bogactwa i wpływów.
      Boisko z 1374 roku przed Chrystusem było zaskoczeniem. Ale to nie koniec niespodzianek. Blomster i Salazar zauważyli, że posadowiono je na jeszcze starszej strukturze. Jest ona wąska, długa, przebiega w tym samym kierunku co boisko i została włączona w jedną ze ścian boiska. Naukowcy nie mieli jednak dotychczas okazji, by przeprowadzić dodatkowe badania, nie wiedzą więc, czy ta starsza struktura również była boiskiem. Nie wiedzą też, z jakiego okresu pochodzi, gdyż dotychczas nie znaleźli tam niczego, co pozwoliłoby ją datować.
       


      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...