Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Pierwszy sztuczny enzym z dwiema niebiologicznymi grupami katalitycznymi

Rekomendowane odpowiedzi

Naukowcy z Uniwersytetu w Groningen przekształcili nieenzymatyczne białko w nowy sztuczny enzym. W tym celu dodali do niego 2 abiologiczne składowe katalityczne: nienaturalny aminokwas i kompleks z miedzią.

Enzymy są naturalnymi katalizatorami, działającymi w łagodnych warunkach reakcji. To czyni z nich atrakcyjną alternatywę dla przemysłowej katalizy chemicznej, która może wymagać wysokich temperatur i ciśnień, a także toksycznych rozpuszczalników lub metali. Niestety, nie wszystkie reakcje chemiczne mogą być katalizowane przez naturalne enzymy. Jedną z dostępnych opcji jest modyfikacja istniejących enzymów, jednak prof. Gerard Roelfes uważa, że warto też tworzyć całkiem nowe.

W 2018 r. jego zespół uzyskał nieenzymatyczne białko, bakteryjny czynnik transkrypcyjny LmrR, który po insercji nienaturalnego aminokwasu p aminofenylalaniny może tworzyć niebiologiczne struktury hydrazonowe. Był to pierwszy enzym, stworzony z wykorzystaniem nienaturalnego aminokwasu jako grupy katalitycznej.

Tym razem Roelfes i dr Zhi Zhou posłużyli się LmrR i dodali do niego aż 2 abiologiczne składniki katalityczne: ten sam nienaturalny aminokwas, co wcześniej i kompleks zawierający miedź. Oba mogą aktywować partnerów do reakcji Michaela. By wydajnie i wybiórczo katalizować tę reakcję, oba muszą się jednak znajdować we właściwej pozycji. Zwykłe dodanie obu komponentów do probówki by nie zadziałało: w rzeczywistości, gdyby znalazły się zbyt blisko siebie, wzajemnie by się znosiły.

Kompleks zawierający miedź "przyczepia się" do LmrR za pośrednictwem oddziaływań supramolekularnych. Jego położenie jest determinowane przez interakcje z białkiem. Na podstawie tej pozycji ustaliliśmy [z kolei], gdzie by uzyskać miejsce aktywne, powinno się przeprowadzić insercję p aminofenylalaniny. Kiedy stworzono już nowy enzym, potwierdziły się przypuszczenia Roelfesa: dostosowane białko było bardzo wybiórczym katalizatorem reakcji Michaela.

To było badanie potwierdzające słuszność koncepcji. Na razie enzym nie jest jeszcze wystarczająco szybki do zastosowań praktycznych, ale za pomocą standardowych technik, takich jak ewolucja ukierunkowana, można to zmienić.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Około 3500 lat temu w pobliżu półwyspu Uluburun u południowo-zachodnich wybrzeży dzisiejszej Turcji zatonął statek wiozący największy znany nam ze starożytności ładunek metali. Jego wrak odkryto w 1982 roku i od tamtej pory jest on badany przez naukowców, którzy chcą dzięki niemu lepiej zrozumieć, w jaki sposób zorganizowany były handel i społeczeństwa późnej epoki brązu. Brąz był wówczas szeroko rozpowszechnionym cenionym metalem, a umiejętność jego produkcji – jednym z wielkich osiągnięć technologicznych ludzkości.
      Do wytworzenia brązu potrzebne są miedź i cyna. O ile jednak miedź jest powszechnie dostępna, a jej złoża znajdowały się we wszystkich istniejących wówczas państwach wschodniej części Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu, to cyna występuje w skorupie ziemskiej aż 30-krotnie rzadziej. Ponadto, w przeciwieństwie do miedzi, złoża cyny znajdowały się z dala od głównych ośrodków miejskich starożytności. Z tego też powodem w II tysiącleciu przed Chrystusem cyna była surowcem strategicznym. Naukowcy od dawna starają się określić źródła pochodzenia i szlaki, którymi cyna była transportowana w Eurazji.
      Na pokładzie wraku z Uluburun znajdowało się 10 ton miedzi w sztabkach pochodzącej z Cypru oraz aż tona cyny w sztabkach. To największy i najlepiej datowany ładunek cyny w starożytności. Głównymi odbiorcami metali były starożytne imperia, wciąż walczące o zwiększenie swojej władzy. Ich roczne zapotrzebowanie na metale było zapewne liczone w setkach ton. Brąz najwyższej jakości zawierał w tym czasie 9 części miedzi na 1 część cyny. Zatem z ładunku z Uluburun można by uzyskać około 11 ton brązu najwyższej jakości, a to np. wystarczyłoby do wyprodukowania niemal 5000 mieczy.
      Grupa amerykańskich naukowców przeanalizowała 105 sztabek cyny, co stanowi 91% ładunku tego metalu wiezionego przez wrak z Uluburun. Na podstawie badań izotopów ołowiu, cyny oraz pierwiastków śladowych mogli wskazać źródła pochodzenia metalu. Większość, bo 2/3 metalu, pochodziła z pobliskich Gór Taurus w Turcji. Ale źródłem pozostałej części cyny były złoża z dzisiejszych Tadżykistanu i Uzbekistanu, odległe o ponad 3000 kilometrów od miejsca zatonięcia ładunku. To zaś oznacza, że setki kilogramów metalu były nie tylko wiezione na olbrzymie odległości, ale musiały przebyć przez trudno dostępne obszary, a w wymianie musiały uczestniczyć zarówno niewielkie grupy pasterzy zamieszkujące trudno dostępne obszary górskie, jak i rozwinięte społeczności miejskie wielkich imperiów.
      To, co obecnie wiemy o handlu cyną na starożytnym Bliskim Wschodzie opiera się głównie na zapiskach handlowych z XIX wieku p.n.e. znalezionych na stanowisku Kültepe w centralnej Anatolii. Notatki spisane na glinianych tabliczkach pismem klinowym dokumentują handel sztabkami cyny i tekstyliami pomiędzy Mezopotamią a Anatolią, ale zawierają jedynie niejednoznaczne odniesienia do cyny przywożonej do Mezopotamii ze wschodu. Dysponujemy też nielicznymi asyryjskimi zapiskami pochodzącymi z okresu, w którym zatoną statek z Uluburun. Dotyczą one handlu cyną pomiędzy Anatolią a dzisiejszym Irakiem. Brak jest jednak konkretnych lokalizacji miejsc wydobycia cyny.
      Odkrycie, że znaczna część cyny z wraku z Uluburun pochodzi z Azji Środkowej, skąd najprawdopodobniej trafiła do portu znajdującego się na terenie dzisiejszej Hajfy, pokazuje, jak niezwykle złożone i rozbudowane były ówczesne szlaki handlowe. Niewielkie społeczności pasterskie z dzisiejszego Uzbekistanu i Tadżykistanu wydobywały metal, który wędrował drogą lądową aż na wybrzeża Morza Śródziemnego. Odkrycie to jest przykładem złożonej operacji handlu międzynarodowego, w którym brały udział lokalne społeczności i różnorodni uczestnicy. Dostarczyli oni towar z Azji Środkowej na Morze Śródziemne, mówi Michael Frachetti z Washington University w St. Louis.
      Badania wraku z Uluburun odpowiadają na jedne pytania, ale każą postawić sobie kolejne. Po wydobyciu z rud wytapiano metale, które formowano w sztabki i w takiej postaci je transportowano. Sztabki miały różne kształty, wskazujące na ich pochodzenie. Wiele sztabek znalezionych na wraku miało kształt „skóry wołowej”. Dotychczas sądzono, że takie sztabki wskazują na ich pochodzenie z Cypru. Teraz okazuje się, że mogły być wytwarzane na wschodzie. Dlatego też Frachetti i jego koledzy chcą teraz zająć się badaniem kształtów sztabek i odtwarzaniem tras ich transportu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie niszczą ekosystem od czasów biblijnych, donoszą izraelscy naukowcy. Z ich badań wynika, że po zniszczeniach sprzed 3000 lat ekosystem Doliny Timna nie odrodził się do dnia dzisiejszego.
      Naukowcy z Uniwersytetu w Tel Awiwie przyjrzeli się od mikroskopem fragmentom węgla drzewnego, który był używany pomiędzy XI a IX wiekiem przed naszą erą podczas wytopu metali w Dolinie Timna. Odkryli, że węgiel zmieniał się z czasem. Początkowo używano głównie lokalnych gatunków drewna dobrej jakości, m.in. drzewa acacia tortilis oraz janowca. Z czasem jednak jakość opału spada, jest on niskiej jakości, coraz częściej pojawia się drewno importowane. Nasze badania pokazują, że starożytny przemysł wytopu miedzi w Dolinie Timna nie prowadził zrównoważonej gospodarki. Nadmierna eksploatacja lokalnej roślinności doprowadziła do zniknięcia i roślinności i przemysłu. Produkcja miedzi ruszyła w tym regionie dopiero tysiąc lat później, a lokalne środowisko wciaż się w pełni wówczas nie odrodziło, stwierdzają badacze.
      Z wielu wcześniejszych badań wiemy, że pomiędzy XI a IX wiekiem przed Chrystusem w Dolinie Timna przez około 250 lat kwitła produkcja miedzi. Rudy wydobywano w tysiącach miejsc, istniało też około 10 miejsc, w których wytapiano metal. Ten imponujący obszar jest znany opinii publicznej jako „kopalnie króla Salomona”. Wiemy, że produkcja miedzi osiągnęła swój szczyt za czasów Dawida i Salomona, stwierdza dyrektor wykopalisk profesor Erez Ben-Yosef.
      Biblia nie wspomina co prawda o samych kopalniach, ale wiemy z niej, że król Dawid podbił Timnę, zwaną wówczas Edomem, podporządkował sobie Edomitów i ustanowił tutaj garnizony wojskowe, a jego syn, Salomon, wykorzystał duże ilości miedzi podczas budowy Świątyni w Jerozolimie. Możemy tylko przypuszczać, że Dawid zainteresował się tym pustynnym regionem właśnie ze względu na występowanie tutaj złóż miedzi, cennego metalu, z którego wyrabiano m.in. brąz. Wydobycie i przetwórstwo miedzi było prowadzone przez miejscowych Edomitów, a metal eksportowano do Egiptu, Libanu, a nawet do Grecji. Nasze badania wykazały, że przemysł ten nie był zrównoważony, co dobrze pasuje do okupacji tych terenów przez zewnętrzne siły, być może rządzone z Jerozolimy, dodaje Ben-Yosef.
      Przemysł przetwórstwa miedzi w Dolinie Timna był wysoko zaawansowany. Miedź wytapiano w ziemnych piecach w temperaturze 1200 stopni Celsjusza. Wytop trwał około 8 godzin, następnie piec był burzony a z jego podstawy wydobywano miedź. Potrzebny do tego węgiel drzewny produkowano na miejscu.
      Istnienie przemysłu metalurgicznego w Dolinie Timna odkryto przed 200 laty. Od tamtej pory naukowcy zastanawiali się, jakie paliwa używano na tym pustynnym terenie. Chcąc rozwiązać tę zagadkę, zebraliśmy próbki węgla drzewnego i je przeanalizowaliśmy, mówi student Mark Cavanagh. Zebrano je z dwóch starożytnych składowisk odpadów w dwóch miejscach produkcji. W sumie uczeni datowali i analizowali ponad 1000 próbek.
      Próbki z podstawy wysypisk, pochodzące z XI wieku p.n.e. zawierały głównie lokalny materiał opałowy świetnej jakości. W 40% była to acacia tortillis i w 40% janowiec. Zresztą węgiel drzewny z janowca jest wspomniany w Biblii (PS 120,4). Około połowy X wieku dochodzi do zmiany składu węgla. Do wytopu miedzi zaczyna być używany materiał gorszej jakości, jak krzewy i drewno palm. Zaczyna pojawiać się też drewno importowane, jak na przykład jałowiec z odległych o 100 kilometrów obszarów dzisiejszej Jordanii czy pistacja terpentynowa, którą trzeba było przywozić z regionów oddalonych o dziesiątki kilometrów. Nadmierna eksploatacja lokalnych zasobów doprowadziła do zniszczenia środowiska.
      Biorąc pod uwagę ilość odpadów przemysłowych możemy wyliczyć ilość drewna potrzebną do produkcji miedzi. Na przykład w miejscu znanym jako „Wzgórze niewolników”, które było jednym z wielu miejsc wytopu, każdego roku spalano 400 akacji i 1800 janowców. Gdy zasoby zaczęły się kurczyć, przemysł szukał innych rozwiązań, co widzimy w zmianie składu węgla drzewnego. Jednak długodystansowy transport drewna okazał się nieopłacalny i w IX wieku zaprzestano produkcji. Przemysł miedziowy odrodził się w Dolinie Timna dopiero 1000 lat później, w czasach Nabatejczyków, stwierdza profesor Ben-Yosef.
      Z badań wynika zatem, że już 3000 lat temu ludzie poważnie zniszczyli środowisko Doliny Timna i do dzisiaj się ono nie odrodziło. Zniszczenia te były spowodowane przez nadmierną eksploatację głównie akacji i janowca, które – jako kluczowe gatunku ekosystemu – wspierały istnienie wielu innych gatunków, stabilizowały glebę i ułatwiały przechowywanie w niej wilgoci. Ich zniknięcie wywołało efekt domina, doszło do zniszczenia całego ekosystemu. Trzy tysiące lat później wciąż się on nie odrodził. Część powszechnych niegdyś gatunków, jak janowiec, jest obecnie rzadkością w Dolinie Timna, inne całkowicie stąd zniknęły, dodaje doktor Dafna Langgut.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rozpoczęła się rozbudowa i modernizacja kompleksu Polskiej Stacji Antarktycznej. Pierwsze elementy konstrukcyjne (bloki fundamentowe pod 2 hale magazynowe i pod budynek główny oraz konstrukcje metalowe hal) zostały już dostarczone statkiem na Wyspę Króla Jerzego. Inicjatorem przedsięwzięcia, a zarazem inwestorem jest Instytut Biochemii i Biofizyki (IBiB) PAN. Oddanie nowej Stacji do użytku zaplanowano na przełom 2023 i 2024 r.
      Generalnym projektantem modernizacji Stacji Arctowskiego jest biuro Kuryłowicz & Associates. W przypadku nowego budynku głównego i latarni morskiej jesteśmy autorami koncepcji wielobranżowej (wspólnie z biurem inżynieryjnym Buro Happold i specjalistami od akustyki EWKAkustika), która stanowi podstawę do wykonania dokumentacji technicznej. W odniesieniu do pozostałych obiektów jako generalny projektant konsultujemy rozwiązania projektowe. Dokumentację techniczną budynku głównego, jak i pozostałych obiektów wykonuje konsorcjum [poznańskich] biur DEMIURG i home OF houses. Nadzór inwestorski zapewnia firma Project Management - wyjaśnia wiceprezes zarządu, architekt Piotr Kuczyński.
      Harmonogram prac
      W sezonie poprzedniego lata antarktycznego 2019/20 zostały wykonane badania geologiczne, w tym odwierty rdzeniowe, sondowania presjometrem i sondowania georadarowe. Opracowana została także dokumentacja badań podłoża i opinia geotechniczna na potrzeby kompleksowej przebudowy Polskiej Stacji Antarktycznej (firma GEO4Tech). W sezonie letnim 2020/21 przetransportowano statkiem część materiałów i maszyny pod przyszłą budowę. Wykonano też posadowienie fundamentów zaplecza magazynowego w postaci hal. Jak poinformował nas dr Dariusz Puczko z IBiB, w ramach realizacji inwestycji kompleksowej przebudowy infrastruktury Polskiej Stacji Antarktycznej im. H. Arctowskiego zostały przetransportowane następujące elementy służące inwestycji: maszyny (dźwig, koparkoładowarka, ładowarka teleskopowa, spycharka gąsienicowa, kuter KH200, elementy mostu pontonowego) oraz materiały budowlane, czyli prefabrykaty betonowe - bloki fundamentowe pod dwie hale magazynowe oraz pod budynek główny - i konstrukcje metalowe hal.
      Jak dowiedzieliśmy się od firmy DEMIURG, inwestycja składa się z wielu elementów, a przetargi na ich realizację będą ogłaszane w pierwszym półroczu br. Na przełomie 2021/22 r. (czyli w sezonie letnim) przewiduje się sporo działań: uzbrojenie terenu, a także montaż oczyszczalni ścieków, posadowienie fundamentów pod budynek główny oraz przygotowanie w Polsce jego konstrukcji. Rok później w sezonie letnim 2022/23 ma nastąpić transport i złożenie w miejscu docelowym budynku głównego. Jeśli wszystko pójdzie z planem, podczas antarktycznej zimy 2023 r. w jego wnętrzu powinny być prowadzone prace wykończeniowe. Wreszcie na sezon 2023/24 zaplanowano prace rozbiórkowe, porządkowe i zakończenie modernizacji pozostałej infrastruktury.
      Czy nowa Stacja będzie "kosmiczna", jak ta belgijska, trudno powiedzieć. Na pewno będzie to bardzo ładny obiekt. Dobrze wkomponuje się w przestrzeń. Ona będzie uniesiona nad powierzchnię lądu. Przy postępującej recesji lodowców, ich topnieniu, poziom morza się podnosi, a chcielibyśmy być przygotowani na przynajmniej najbliższych 50 lat - powiedział w audycji "Eureka" radiowej Jedynki dr Puczko.
      Dawna Stacja
      Polska Stacja Antarktyczna działa nieprzerwanie od 1977 r. Jej patronem jest Henryk Arctowski - w latach 1897–99 współorganizator i uczestnik (wraz z innym Polakiem, Antonim Bolesławem Dobrowolskim) belgijskiej wyprawy na Antarktydę na statku "Belgica"; statek ten jako 1. w dziejach zimował w lodach Antarktydy. Całoroczna Stacja naukowo-badawcza leży na Wyspie Króla Jerzego nad Zatoką Admiralicji. To jedyna działająca polska placówka badawcza w tej części świata. Niestety, w ostatnich latach zaobserwowano [...] wzmożoną erozję linii brzegowej i obecnie część istniejących zabudowań Stacji znajduje się kilka metrów od linii wody Zatoki Admiralicji, a skraj głównego budynku mieszkalnego dzieli metr od linii wody wysokiej - podkreślono w komunikacie IBiB-u. W praktyce oznacza to, że dziś w czasie sztormu wezbrane wody Zatoki prawie pukają do drzwi Stacji. Ona jest umiejscowiona zbyt blisko brzegu. I [w skrajnie niekorzystnych warunkach klimatycznych] uległa naturalnemu zużyciu - wyjaśniał już przed dwoma laty prof. Piotr Zielenkiewicz (w owym czasie dyrektor IBiB).
      Nagrodzony projekt koncepcyjny
      W 2015 r. inwestor, wspomniany wcześniej Instytut Biochemii i Biofizyki PAN, zwrócił się do biura Kuryłowicz & Associates z propozycją zaprojektowania nowej Stacji. Jak ujawnili w wywiadzie dla Culture.pl Ewa Kuryłowicz i Piotr Kuczyński, mimo niewielkiej skali obiektu od razu było wiadomo, że to projekt wyjątkowy. W pracach uczestniczyli m.in. specjaliści z biura inżynierskiego Buro Happold czy pracowni akustycznej EWKAkustika. Kuryłowicz i Kuczyński podkreślili, że IBiB dostarczył precyzyjny opis oczekiwań i potrzeb. Służył także opowieściami o Antarktydzie. Przecież nam trudno sobie wyobrazić, jak odbiera się panujące tam warunki, co człowiek czuje w tej śnieżnej pustce, jakie emocje towarzyszą pobytowi w tak niezwykłym otoczeniu. Tego nie da się odczytać z map czy zdjęć - powiedzieli Annie Cymer z Culture.pl.
      Biuro Kuryłowicz & Associates przygotowało aż 3 koncepcje z makietami, zestawami rysunków oraz dokumentacją. IBiB wybrał jedną z nich. Warto przypomnieć, że w 2019 r. projekt nowej siedziby polskiej Stacji antarktycznej został nagrodzony srebrnym medalem w konkursie WAN Awards (w kategorii Future Projects: Education).
      Nowy budynek będzie oddalony od starego budynku Stacji o 150 m; ma się znajdować bliżej magazynów i generatorów. Z czasem stary budynek Arctowskiego zostanie częściowo rozebrany. Reguły antarktyczne mówią, że cokolwiek się tam przywiezie, trzeba zabrać z powrotem - podkreślał prof. Zielenkiewicz. Po starej Stacji pozostanie wyłącznie najstarsza jej część zbudowana 40 lat temu. Zgodnie z planem, ma tam powstać tzw. muzeum Stacji Arctowskiego.
      Aerodynamiczny pawilon ma być mocno przytwierdzony do podłoża. Przewidziano 37 miejsc noclegowych. W części całorocznej zaplanowano 11 pokojów jednoosobowych i 1 dwuosobowy, zaś w części letniej - 4 pokoje czteroosobowe i 4 pokoje dwuosobowe. Pod względem funkcjonalnym budynek pomyślano w taki sposób, by zimą, w czasie której w Stacji przebywa mniej osób, poszczególne części dało się zamknąć i wyłączyć z użytku.
      W relacji prasowej DEMIURGA przypomniano, że projekt nowej Stacji otrzymał [w 2018 r.] dofinansowanie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w wysokości 88 mln złotych z przeznaczeniem na budowę nowego budynku głównego oraz modernizację całej infrastruktury i budynków współtworzących bazę.
      Wyzwania dla projektantów: silny wiatr i warunki sprzyjające korozji
      Projektanci wyjaśniają, że wbrew pozorom to nie niskie temperatury są tu wyzwaniem. Problemem są warunki sprzyjające korozji i silny wiatr wiejący przez większość roku, z dużą zmiennością kierunku działania i prędkością dochodzącą w porywach do 60 m/s.
      By uwzględnić silne wiatry, które zimą niosą ze sobą śnieg, a w innych miesiącach żwir, piasek czy kamienie, pracownia Kuryłowicz & Associates zbudowała specjalny symulator. Algorytm symulował siłę i kierunek wiatru (wiatr generowano za pomocą wiatraków), a ekipa sypała biały proszek, by sprawdzić, jak śnieg zachowa się w kontakcie z bryłami o różnych kształtach.W ten sposób szukaliśmy optymalnej formy budynku i jego ustawienia względem kierunków świata - wyjaśnili dziennikarce Culture.pl architekci. Nie wolno też zapominać, że parametr ten ma wpływ na wielkość projektowanych fundamentów; te muszą bowiem zapewniać stabilne przytwierdzenie konstrukcji do podłoża.
      Gdy silny wiatr niesie ze sobą piasek i lód, następuje szlifowanie wszelkich powierzchni. Jak podkreślają specjaliści z DEMIURGA, w połączeniu z agresywną atmosferą wynikającą z nadbrzeżnej lokalizacji prowadzi [to] do przyspieszonej korozji materiałów budowlanych. Biorąc to wszystko pod uwagę, należy więc zastosować materiały o wysokiej odporności, a także specjalne środki zabezpieczające. Na tej zasadzie przewidziano, że zewnętrzna obudowa głównego budynku będzie wyprodukowana z niezwykle odpornego na korozję żółtozłotego stopu aluminium i miedzi (wybór koloru nie był bynajmniej przypadkowy, ponieważ dotąd polska Stacja była pomalowana właśnie na żółto i dlatego polarnicy tak Arctowskiego kojarzyli). Z kolei obudowa obiektów towarzyszących, mniej reprezentacyjnych, została zaprojektowana z blach stalowych, ale zabezpieczonych odporną na ścieranie i wysoce korozyjne środowisko powłoką.
      Dobrze opracowana logistyka i modułowość to podstawa
      Duże znaczenie ma także logistyka. Należy, na przykład, pamiętać, że na miejscu statek przybija 100-150 m od brzegu i wszystko dostarcza się powojskową barką. Nie ma portu ani nabrzeża rozładunkowego. Z tego powodu jedną z głównych idei przyświecających projektantom w przypadku tej inwestycji jest modułowość, powtarzalność i możliwa prostota proponowanych rozwiązań, pozwalających na sprawny transport i realizację. Kolejnym warunkiem do spełnienia jest zapewnienie bezawaryjnej eksploatacji budynków przy ograniczeniu do minimum niezbędnych prac serwisowych w przyszłości. Dobór materiałów i rozwiązań technicznych musi zapewnić trwałość w trudnych warunkach klimatycznych panujących na miejscu - mówi Rafał Mysiak, prezes i główny architekt home OF houses.
      Dbałość o dobrostan mieszkańców
      Projektując stację, architekci musieli wziąć również pod uwagę specyficzne uwarunkowania psychologiczno-społeczne. Było to bardzo ważne dla IBiB, gdyż stara Stacja nie uwzględniała tego aspektu. Pracownia Kuryłowicz & Associates konsultowała się z psychologami; dzięki temu miała powstać przestrzeń, w której ludzie czują się dobrze, bezpiecznie. Choć myśląc o wpływie hodowli roślin na ludzki dobrostan, architekci chcieli dać taką możliwość mieszkańcom Stacji, musieli z tego zrezygnować ze względu na zapisy Protokołu Madryckiego. Na Stacji zaplanowano więc jedynie niewielką szklarnię, która pozwala hodować podstawowe warzywa na własne potrzeby.
      Uwarunkowania środowiskowe i zrównoważony rozwój
      Projektując stację, należało także zadbać o środowisko (zgodność z zapisami Protokołu Madryckiego). Jak tłumaczy Hubert Maciejewski, kierownik projektu Stacji Antarktycznej i główny konstruktor w DEMIURG Project SA, zgodnie z nim, ochrona środowiska, włączając w to dziką przyrodę, wartości naukowe i estetyczne, jest kluczowa przy planowaniu tego przedsięwzięcia. Dobierając materiały i technologie, musimy brać pod uwagę ich potencjalnie niekorzystny wpływ na środowisko naturalne. W praktyce oznacza to np. ograniczenie do minimum użycia luźnych arkuszy folii, wełny mineralnej czy styropianu, które mogłyby zostać porwane przez wiatr, wykorzystywanie niepylących metod oczyszczania istniejących elementów konstrukcyjnych, stosowanie odpowiednich rozwiązań technologicznych, chociażby w zakresie oczyszczania ścieków, zabezpieczających przed przedostawaniem się do środowiska substancji i materiałów biologicznie czynnych.
      By pozostać w zgodzie z polityką zrównoważonego rozwoju, pomyślano o modernizacji systemu energetycznego Stacji. Układ funkcjonalny oraz projektowane rozwiązania instalacyjne pozwolą na wyłączenie części nowo projektowanego budynku z eksploatacji na czas zimowy i tym samym ograniczenie zapotrzebowania na energię. Pojawią się wysokosprawne agregaty i większa powierzchnia paneli fotowoltaicznych. Nadwyżki produkowanej energii trafią do banków energii. Kolejnym ważnym elementem jest nowoczesna oczyszczalnia ścieków.
      Nowa latarnia morska
      Pierwszą rzeczą, jaką widzą ludzie przybywający na Polską Stację Antarktyczną, jest niewielka latarnia morska. Znajduje się ona ok. 220 m na wschód od zabudowań bazy (na bazaltowym bloku skalnym na Przylądku Kormornanów). Uznaje się ją za najważniejszy punkt orientacyjny zarówno dla pracowników, jak i gości Stacji. Ma ona zasięg 8 mil morskich i ułatwia nawigację w Zatoce Admiralicji. Jej budowę rozpoczęto w grudniu 1977 r. Uruchomienie nastąpiło 16 marca 1978 r. Mimo modernizacji z 2006 r. po 40 latach użytkowania w ekstremalnych warunkach klimatycznych latarnia nadaje się do całkowitej rozbiórki.
      Nowa latarnia ma być zbudowana z najlepszej jakości stalowych prefabrykatów, pokrytych specjalną powłoką antykorozyjną (zapewni to odporność na wysoką wilgotność powietrza). Obiekt ma być pomalowany w biało-czerwone barwy; pojawi się też napis Arctowski. Jednym słowem, dizajn zaproponowany przez architektów z firmy Kuryłowicz & Associates nawiązuje do dotychczasowej kolorystyki latarni. Pracując nad schodami, postanowiono podejść kreatywnie do ukształtowania terenu. Zaproponowaliśmy poprowadzenie konstrukcji schodów wzdłuż naturalnych bazaltowych szczelin skalnych. W projekcie uwzględniliśmy również nowy balkon, który będzie służył jako doskonały punkt obserwacyjny dla przyszłych użytkowników – wyjaśnia Karolina Czumaj.
      Kibicujemy powstawaniu nowej Stacji i z pewnością będziemy Was informować o kolejnych etapach realizacji tego przedsięwzięcia. By nakreślić okoliczności, w których wszystko się rozegra, wystarczy przypomnieć, jak IBiB opisał lokalizację Stacji: Polską Stację Antarktyczną im. Henryka Arctowskiego od kontynentu Antarktydy dzieli 120 km, a od Warszawy, gdzie znajduje się jednostka nią zarządzająca — Instytut Biochemii i Biofizyki PAN – ponad 14 tysięcy km.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Hiszpańscy konkwistadorzy byli uzależnieni od mezoamerykańskiej technologii wytopu miedzi. Hiszpanie potrzebowali miedzi by móc używać artylerii, wytwarzać naczynia czy monety. Nie mieli jednak odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, by samodzielnie pozyskiwać ten metal. W samej Hiszpanii od wieków nie zajmowano się produkcją miedzi, importowano ją z Europy Środkowej. Tym trudniej było więc konkwistadorom.
      Jak dowiadujemy się z pisma Latin American Antiquity, w kwestii wydobycia rudy i wytwarzania miedzi Hiszpanie byli przez co najmniej 100 lat, a prawdopodobnie dwukrotnie dłużej, uzależnieni od miejscowych robotników. Jak stwierdzili naukowcy pracujący pod kierunkiem profesor Horoty Hosler z MIT oraz Johana Gracii Zaidui z Uniwersytetu w Porto, pozycja południowoamerykańskich rzemieślników zajmujących się wytopem miedzi była tak silna, że mogli oni domagać się zwolnień podatkowych.
      Specjaliści doszli do takich wniosków na podstawie badań na stanowisku El Manchón w Meksyku. Znaleziono tam artefakty pozwalające na datowanie ludzkiej aktywności w latach co najmniej 1240–1680.
      El Manchón to duża i odległa osada. Początkowo nie widać tam obecności Hiszpanów. Są za to trzy wyraźne części. Dwie z nich noszą dowody budowy długich budynków, z których część była podzielona na osobne pomieszczenia, w tym przeznaczone do rytuałów religijnych. Układ budynków jest zgodny z tym, co widzimy w innych miejscach Mezoameryki, jednak nie można go przypisać do żadnej konkretnej grupy etnicznej. Pomiędzy częściami z budynkami widoczny jest obszar zawierający hałdy żużlu pozostałego po wytopie metalu.
      Hiszpanie potrzebowali dużej ilości miedzi i cyny, z których powstawał brąz potrzebny do produkcji dział i innej broni. Jednak jak wiemy z licznych źródeł, sami nie znali się na technice wytopu. Jednocześnie wiemy, że południowoamerykańscy rzemieślnicy od setek lat zajmowali się wytopem miedzi. Tworzyli z niej bogate ozdoby. Potrafili też łączyć ją ze srebrem, arsenem czy cyną.
      Hiszpanie potrzebowali jednak znacznie większych ilości miedzi, niż tradycyjnie wytwarzali miejscowi rzemieślnicy. Hosler i jej zespół odkryli tajemniczą strukturę, składającą się z dwóch równoległych ścianek kamiennych prowadzących do dużej hałdy żużlu. Naukowcy doszli do wniosku, że mamy tu do czynienia z udokumentowanym po raz pierwszy połączeniem miejscowej technologii z technologią z Europy. Ich zdaniem to, co odkryli, jest hybrydowym miejscem wytopu miedzi, w którym technologia znana w Mezoameryce została wzbogacona o zmodyfikowany europejski miech. Już wcześniej istniały przesłanki, że takie systemy istniały. Teraz po raz pierwszy udało się odkryć pozostałość takiej konstrukcji. W identyfikacji znaleziska wykorzystano m.in. analizę żużlu. Okazało się, że powstał on w temperaturze 1150 stopni Celsjusza. Nie udałoby się jej osiągnąć używając jedynie dmuchawek ustnych, z jakich korzystali miejscowi. To zaś potwierdza nie tylko, że łączono technologie z Nowego i Starego świata, ale że miejsce wytopu było używane przez długi czas po podboju przez Hiszpanów.
      Naukowcom nie udało się szczegółowo datować poszczególnych warstw żużlu. Jednak ich obserwacje potwierdzają archiwalne dokumenty. Były one wysyłane przez konkwistadorów do Hiszpanii i dowiadujemy się z nich o dostępności miejscowej miedzi, o prowadzonych testach i o udanej produkcji artylerii z miejscowych materiałów. Znajdujemy tam też informacje o zwolnieniach podatkowych.
      Z dokumentów wiemy, że Europejczycy zdali sobie sprawę, iż jedynym sposobem na uzyskanie miedzi jest współpraca z miejscowymi rzemieślnikami. Musieli więc dojść z nimi do porozumienia, mówi Hosler.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas budowy drogi w Lingbao we wschodnich Chinach odkryto duży kompleks grobowców sprzed ok. 2000 tys. lat. Poinformował o tym Instytut Dziedzictwa Kulturowego i Archeologii Sanmenxii. Na podstawie cech strukturalnych kompleksu i znalezionych artefaktów stwierdzono, że datuje się on na Zachodnią i Wschodnią Dynastię Han.
      Archeolodzy doliczyli się 76 grobowców (wiele z nich to grobowce rodzinne), a także ponad 720 artefaktów, w tym przedmiotów z brązu i żelaza oraz ceramiki. Znaleziono także unikatową pieczęć właściciela jednego z grobów.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...