Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Zwykłe maseczki chirurgiczne chronią przed zakażeniem równie dobrze, jak maski z filtrem N95

Rekomendowane odpowiedzi

Zwykłe maseczki chirurgiczne chronią przed chorobami zakaźnymi takimi jakim grypa równie dobrze, jak maski z filtrem klasy N95, wynika z badań, których wyniki opublikowano na łamach Journal of the American Medical Association (JAMA).

To ważne spostrzeżenie z punktu widzenia zdrowia publicznego, gdyż mówi nam, jakie rozwiązania powinniśmy rekomendować w obliczu epidemii, mówi główna autorka badań, doktor Trish Perl szefowa Wydziału Chorób Zakaźnych w UT Southwestern Medical Center.

W 2009 roku podczas epidemii świńskiej grypy chorobą zaraziło się niemal 30% pracowników wydziałów ratunkowych w nowojorskich szpitalach. Wtedy to amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) zalecały stosowanie masek z filtrami N95. Lepiej przylegają one do twarzy i nosa niż standardowe maseczki chirurgiczne. Jednak niektóre szpitale miały problemy z uzupełnieniem zapasów, gdy takie maseczki się wyczerpały. Ponadto istnieją obawy, że wielu pracowników opieki zdrowotnej nie będzie stosowało masek z filtrem, gdyż są one mniej wygodne, trudniej się w nich oddycha i jest w nich cieplej.

W ramach randomizowanych badań klinicznych doktor Perlman i jej zespół przyjrzeli się stosowaniu zwykłych masek chirurgicznych oraz masek z filtrem w siedmiu miastach w USA przez pracowników CDC, szpitali uniwersyteckich i szpitali Departamentu ds. Weteranów.  Przeanalizowali dane z sezonów grypowych z lat 2011–2015, badając przypadki grypy i innych chorób układu oddechowego wśród pracowników służby zdrowia. To największe tego typu badania, jakie przeprowadzono w USA.

Badania pokazały, że w grupie używającej masek z filtrem doszło do 207 przypadków zarażenia grypą, podczas gdy w grupie używającej zwykłych maseczek chirurgicznych takich przypadków było 193. Ponadto w grupie używającej masek z filtrem N95 odnotowano 2734 przypadki zarażenia innymi chorobami układu oddechowego, a w grupie korzystającej ze zwykłych maseczek chirurgicznych przypadków takich było 3039.

W ramach prowadzonych badań 1993 losowo wybranych uczestników nosiło maseczki N95, a 2058 osób nosiło zwykłe maseczki chirurgiczne. Zakładać je mieli, gdy znajdą się w pobliżu pacjenta z chorobą układu oddechowego. Z jednej strony badano liczbę przypadków zachorowań na grypę, w z drugiej zaś – liczbę przypadków zachorowań na inne choroby układu oddechowego. Autorzy badań stwierdzili, że wśród personelu służby zdrowia porównanie skuteczności maseczek N95 ze zwykłymi maseczkami chirurgicznymi nie wykazało znaczącej różnicy w ochronie przed zachorowaniami na grypę.

Z badań tych wynika, że żaden z tych sposobów ochrony nie jest lepszy od drugiego, podsumowuje doktor Perl.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

207 przypadków zarażenia grypą, podczas gdy w grupie używającej zwykłych maseczek chirurgicznych takich przypadków było 193. Ponadto w grupie używającej masek z filtrem N95 odnotowano 2734 przypadki zarażenia innymi chorobami układu oddechowego, a w grupie korzystającej ze zwykłych maseczek chirurgicznych przypadków takich było 3039.

No nie wiem, jakoś mnie to nie przekonuje. To że 207 i 193 mogą się nie różnić istotnie jestem w stanie zrozumieć, ale 2734 i 3039 już mniej ;P To jest 10 % różnicy. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

207 i 193 to zachorowanie na:

10 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

przed chorobami zakaźnymi takimi jakim grypa

czyli różnicy nie ma.

 

2734 i 3039 to:

10 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

przypadki zarażenia innymi chorobami układu oddechowego,

różnica istotna.

Te "inne" i to w grupie samych infekcyjnych, to np nieżyt nosa, przeziębienie, zapalenie zatok, oskrzeli, tchawicy, płuc, opłucnej, grużlica. Tytuł artu odnosi się więc do "grypy", co jest zaznaczone w jego pierwszym zdaniu.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
59 minut temu, Warai Otoko napisał:

No nie wiem, jakoś mnie to nie przekonuje. To że 207 i 193 mogą się nie różnić istotnie jestem w stanie zrozumieć, ale 2734 i 3039 już mniej ;P To jest 10 % różnicy. 

Ja bym zgadywał, że maseczki nie chronią przed wirusem grypy, chronią za to przed innymi wspomnianymi przez @3grosze Z drugiej strony wiemy, że mycie rąk jest skutecznym środkiem prewencji :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 minut temu, Jajcenty napisał:

Z drugiej strony wiemy, że mycie rąk jest skutecznym środkiem prewencji :)

+ wyeliminowanie często spotykanej przywary ( a fe! ) dotykania ust nieumytymi dłonmi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
22 minuty temu, Jajcenty napisał:

Ja bym zgadywał, że maseczki nie chronią przed wirusem grypy, chronią za to przed innymi wspomnianymi przez @3grosze 

To właśnie miałem na myśli ;P Wspomniałem o tym bo 

 

11 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Z badań tych wynika, że żaden z tych sposobów ochrony nie jest lepszy od drugiego, podsumowuje doktor Perl.

Co jest chyba niesłusznym wnioskiem skoro wszyscy zauważyliśmy, że skuteczność maseczek z filtrem jest wyraźnie wyższa w przypadku "innych" chorób. 

Doktor Perl chyba bardzo chciał coś udowodnić ;P 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
15 minut temu, Warai Otoko napisał:
11 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Z badań tych wynika, że żaden z tych sposobów ochrony nie jest lepszy od drugiego, podsumowuje doktor Perl.

Co jest chyba niesłusznym wnioskiem skoro wszyscy zauważyliśmy, że skuteczność maseczek z filtrem jest wyraźnie wyższa w przypadku "innych" chorób.

Wniosek dr Perla odnosi się do porównania ich skuteczności przeciw grypie (jest podobny i nierewelacyjny:)), a czy są nieskuteczne w ogóle, (wobec grypy) to dopiero po porównaniu ilości zainfekowan na grypę  bezmaseczkowców w porównywalnym srodowisku,  dałoby odpowiedż  o ich efektywności.

22 minuty temu, 3grosze napisał:
39 minut temu, Jajcenty napisał:

Z drugiej strony wiemy, że mycie rąk jest skutecznym środkiem prewencji :)

+ wyeliminowanie często spotykanej przywary ( a fe! ) dotykania ust nieumytymi dłonmi.

Ech ta logika. Zastosowanie warunku pierwszego, wyklucza przecież konieczność warunku drugiego.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 minut temu, 3grosze napisał:

Wniosek dr Perla odnosi się do porównania ich skuteczności przeciw grypie (jest podobny i nierewelacyjny:))

Inaczej to rozumiem :P

11 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Zwykłe maseczki chirurgiczne chronią przed chorobami zakaźnymi takimi jakim grypa równie dobrze, jak maski z filtrem klasy N95

Powyższe zdanie znaczy dla mnie, że chodzi o WSZYSTKIE choroby zakaźne, a część "takimi jak grypa" to jest jedynie przykład jednej z  tych chorób. 

Gdyby chodziło mu tylko o grypę - zdanie powinno brzmieć: Zwykłe maseczki chirurgiczne chronią przez grypą (jedną z chorób zakaźnych) równie dobrze jak...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dopisałem jeszcze jeden akapit, by między walczące węże laskę rzucić :P

A pytanie zapewne brzmi: jak - w praktyce a nie teorii - ludzie się tymi chorobami zarażają. Czy głównie drogą kropelkową czy głównie dotykając twarzy rękoma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

38 minut temu, Warai Otoko napisał:
12 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Zwykłe maseczki chirurgiczne chronią przed chorobami zakaźnymi takimi jakim grypa równie dobrze, jak maski z filtrem klasy N95

Powyższe zdanie znaczy dla mnie, że chodzi o WSZYSTKIE choroby zakaźne, a część "takimi jak grypa"

i to zdanie drP podpiera liczbami 207 i 193. No i  wątpliwości powinno rozwiać podanie póżniej statystyki

12 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

zarażenia innymi chorobami układu oddechowego

i podanie liczb 2734 i 3039. Te inne, to inne wirusy, inna patofizjologia.

 

34 minuty temu, Mariusz Błoński napisał:

A pytanie zapewne brzmi: jak - w praktyce a nie teorii - ludzie się tymi chorobami zarażają. Czy głównie drogą kropelkową czy głównie dotykając twarzy rękoma.

Drogą kropelkową to głownie w obecności smarkającego, kichającego, ewentualnie całującego zakażonego (zakażenie bezpośrednie). Rękoma, to po kontakcie z wydzielinami dróg oddechowych, ( i przeniesieniu do ust, oczu) które mogą być w dużej;) odległości od chorego. Czyli druga metoda zakaża  populację skuteczniej.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
53 minuty temu, Mariusz Błoński napisał:

Dopisałem jeszcze jeden akapit, by między walczące węże laskę rzucić

teraz wszystko jasne :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Warai Otoko napisał:

teraz wszystko jasne :P

nic nie jest jasne :P

14 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Zwykłe maseczki chirurgiczne chronią przed chorobami zakaźnymi takimi jakim grypa równie dobrze, jak maski z filtrem

ja bym w tej konkluzji zamienił "równie dobrze" na "równie niedobrze". Nie będzie to  kłócić się z wynikami badań, a będzie bliższe prawdzie :)

10% załogi zachorowało(mimo masek), a w USA średnio rocznie choruje na grypę 10-20% populacji(przez cały sezon).

Do tego mam obserwację z mojego NZOZ gdzie bywam często. Nikt tam w maseczkach nie chodzi a o dziwo mają bardzo niską absencję chorobową mimo ciągłego przebywania w zarazkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taki wynik może być spowodowany złym używanie półmasek przez personel. Nie ważne czy to N95, N99, FFP2, FFP3, tanie maski jednorazowe ciężko szczelnie dopasować do twarzy, krótki zarost też może to uniemożliwiać, wirus dostaje się również przez oczy. No i jeszcze kwestia zasad dotyczących dotykania części filtrującej, a potem twarzy, z tym też różnie bywa. To wszystko może powodować, że nie będzie większej różnicy co personel będzie zakładać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
19 minut temu, zartan napisał:

To wszystko może powodować, że nie będzie większej różnicy co personel będzie zakładać

Najlepszym rozwiązaniem byłoby zabrać te maski i rozdać chorym. Łatwiej jest zablokować rozpylanie wirusa niż próbować chronić się przed nim z każdej strony.

Ale wiadomo, pacjent zanim zostanie zdiagnozowany zdąży już zarazić innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość kremien

Rutynowo odwiedzam różne lotniska w Europie i od lat widzę niektórych Japończyków w maskach. Odkąd koronawirus się pojawił w Europie to te maseczki zyskały na popularności, również wśród Europejczyków. Tak jak wyżej wspomniano - nie przylegają one szczelnie do twarzy, a ci ludzie nie boją się używać poręczy, itp., itd. Zresztą w samolotach wszystko jest obmacane i jeszcze mamy wentylację jako rozpylacz. Ręce, żeby umyć skutecznie trzeba robić to sumiennie przez 20-30 sekund, a nikt tak nie robi.

Jak myślicie - Czy nie jest tak, że jedynymi funkcjami, jaką te maski spełniają jest pokazanie, kto jest bardziej bojaźliwy od innych, oraz nabijanie kasy producentom na tych strachach?

Ironią losu jest to, że np. w Niemczech jest zakaz zakrywania twarzy w miejscach publicznych, który był wycelowany głównie w muzułmanki. I była dość burzliwa dyskusja na ten temat - ma tak być i koniec. I faktycznie Muzułmanki chodzą z odkrytymi twarzami, a teraz bach - każdy może się zakryć maseczką i nikt problemu nie robi ;) 

Edytowane przez kremien

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
37 minut temu, kremien napisał:

Jak myślicie - Czy nie jest tak, że jedynymi funkcjami, jaką te maski spełniają jest pokazanie, kto jest bardziej bojaźliwy od innych, oraz nabijanie kasy producentom na tych strachach?

Niekoniecznie, stosując odpowiednie procedury jesteś w stanie znacząco zredukować ryzyko. Szczelna osłona twarzy i oczu, higiena rąk, twarzy, unikanie zgromadzeń może okazać się wystarczające. A ludzie zakładają zwykłe maseczki, resztę robią źle - z niewiedzy, lenistwa, głupoty.

Z drugiej strony nawet chodząc w kombinezonie pełnej ochrony wrócisz do domu i zjesz chleb z lidla, na który wcześniej jakiś Adaś nacherlał i po zabawie. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
55 minutes ago, kremien said:

Rutynowo odwiedzam różne lotniska w Europie i od lat widzę niektórych Japończyków w maskach. Odkąd koronawirus się pojawił w Europie to te maseczki zyskały na popularności, również wśród Europejczyków. Tak jak wyżej wspomniano - nie przylegają one szczelnie do twarzy, a ci ludzie nie boją się używać poręczy, itp., itd. Zresztą w samolotach wszystko jest obmacane i jeszcze mamy wentylację jako rozpylacz. Ręce, żeby umyć skutecznie trzeba robić to sumiennie przez 20-30 sekund, a nikt tak nie robi.

Widziałem kiedyś w autobusie starszą babkę ze sporą nadwagą. Wcinała pomarańcze i oblizywała palce, a jak wysiadała, dokładnie obmacała wszystkie poręcze, jakie były w zasięgu. Od tego nabawiłem się chyba fobii, bo staram się unikać dotykania czegokolwiek w miejscach publicznych albo dotykać zewnętrzną stroną :) Na przykład wiele drzwi można pchnąć, bez łapania niczego. Dosyć często myję ręce. Może to jest dziwne, ale znaczny odsetek ludzi nie myje rąk po pobycie w łazience na przykład, co zaobserwowałem w biurze, gdzie jest sporo inteligentnych osób.

Mi się podobają nowoczesne maski typu Forsheda F2, ale nie polecam wchodzić tak na lotnisko :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 godzin temu, tempik napisał:

nic nie jest jasne :P

ja bym w tej konkluzji zamienił "równie dobrze" na "równie niedobrze". Nie będzie to  kłócić się z wynikami badań, a będzie bliższe prawdzie :)

10% załogi zachorowało(mimo masek), a w USA średnio rocznie choruje na grypę 10-20% populacji(przez cały sezon).

Do tego mam obserwację z mojego NZOZ gdzie bywam często. Nikt tam w maseczkach nie chodzi a o dziwo mają bardzo niską absencję chorobową mimo ciągłego przebywania w zarazkach.

Weź tylko pod uwagę, że zagęszczenie chorych w szpitalach jest wyższe niż w populacji. Tutaj ew. przydałoby się porównanie z lekarzami, którzy masek nie używali.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      „Niezbędnik podróżnika” to pakiet, który dostaje każde dziecko przyjmowanie do Kliniki Hematologii, Onkologii i Transplantologii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Pacjent znajdzie w pakiecie wszystko, co jest niezbędne na pierwsze dni pobytu w szpitalu. A dostępne na oddziale okulary VR mają ten pobyt uprzyjemnić, stanowiąc odskocznię od codzienności i element psychoterapii.
      Pięć par okularów kupiło Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci z Chorobami Krwi w Lublinie, a zakup sfinansowała Fundacja DKMS. Aplikacje uruchamiane na okularach zostały wybrane po konsultacjach z lekarzami i specjalistami od VR.
      Przyjmowanie do USzD dzieci niejednokrotnie spędzają tam kilka lub kilkanaście miesięcy. Tęsknią za rówieśnikami, aktywnością fizyczną i życiem poza szpitalem. Okulary dają im namiastkę normalności. Pozwalają odbywać wakacyjne podróże. Wybrane aplikacje są spokojne i stateczne. Pozwalają dzieciom relaksować się na tropikalnej plaży, obserwować żyrafy, pływać kajakiem czy łowić ryby. Po zabawie dzieci często opowiadają gdzie były i co robiły. Rysują, tworzą plany na przyszłość po szpitalu.
      Zabawa z wirtualną rzeczywistością to część psychoterapii, która jest elementem podróży – stąd „Niezbędnik podróżnika” – jaką jest proces leczenie i dążenie do celu, zdrowia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W przypadku sztucznej inteligencji z Osaki powiedzenie „wyglądasz na swój wiek” odnosi się nie do twarzy, a do... klatki piersiowej. Naukowcy z Osaka Metropolitan University opracowali zaawansowany model sztucznej inteligencji, który ocenia wiek człowieka na podstawie zdjęć rentgenowskich klatki piersiowej. Jednak, co znacznie ważniejsze, jeśli SI odnotuje różnicę pomiędzy rzeczywistym wiekiem, a wiekiem wynikającym ze zdjęcia, może to wskazywać na chroniczną chorobę. System z Osaki może zatem przydać się do wczesnego wykrywania chorób.
      Zespół naukowy, na którego czele stali Yasuhito Mitsuyama oraz doktor Daiju Ueda z Wwydziału Radiologii Diagnostycznej i Interwencyjnej, najpierw opracował model sztucznej inteligencji, który na podstawie prześwietleń klatki piersiowej oceniał wiek zdrowych osób. Następnie model swój wykorzystali do badania osób chorych.
      W sumie naukowcy wykorzystali 67 009 zdjęć od 36 051 zdrowych osób. Okazało się, że współczynnik korelacji pomiędzy wiekiem ocenianym przez SI, a rzeczywistym wiekiem badanych wynosił 0,95. Współczynnik powyżej 0,90 uznawany jest za bardzo silny.
      Uczeni z Osaki postanowili sprawdzić, na ile ich system może być stosowany jako biomarker chorób. W tym celu wykorzystali 34 197 zdjęć rentgenowskich od chorych osób. Okazało się, że różnica pomiędzy oceną wieku pacjenta przez AI, a wiekiem rzeczywistym jest silnie skorelowana z różnymi chorobami, jak np. nadciśnienie, hiperurykemia czy przewlekła obturacyjna choroba płuc. Im więcej lat dawała pacjentowi sztuczna inteligencja w porównaniu z jego rzeczywistym wiekiem, tym większe było prawdopodobieństwo, że cierpi on na jedną z tych chorób.
      Wiek chronologiczny to jeden z najważniejszych czynników w medycynie. Nasze badania sugerują, że wiek oceniany na podstawie prześwietlenia klatki piersiowej może oddawać rzeczywisty stan zdrowia. Będziemy nadal prowadzili nasze badania. Chcemy sprawdzić, czy system ten nadaje się do oceny zaawansowania choroby, przewidzenia długości życia czy możliwych komplikacji pooperacyjnych, mówi Mitsuyama.
      Szczegóły badań opublikowano na łamach The Lancet.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pod koniec XIX wieku irlandzki pisarz Bram Stoker stworzył postać przerażającego wampira, hrabiego Drakuli. Niektórzy twierdzą, że jego pierwowzorem był hospodar wołoski Wład III Palownik, zwany Władem Tepeszem lub Władem Drakulą. Władca zyskał złą sławę już w XV wieku, gdyż okrutnie karał swoich wrogów. Podobno zabił nawet 80 000 ludzi, wielu z nich nabijając na pal. Jego przydomek Drakula, czyli syn Drakula, pochodzi od przydomku jego ojca, Włada Drakula. Ten zaś przybrał go, gdy wstąpił do Zakonu Smoka (Societas Draconistratum), powołanego przez Zygmunta Luksemburskiego do obrony chrześcijaństwa przed rosnącą potęgą Imperium Osmańskiego.
      W ostatnich dekadach, dzięki rozwojowi nowych technik badawczych, naukowcy coraz chętnie analizują molekuły z przeszłości – głównie białka. Dzięki temu możemy wiele dowiedzieć się o ewolucji człowieka, diecie naszych przodków, chorobach, jakie ich dręczyły, poznać materiały, jakich używali np. do tworzenia dzieł sztuki. Techniki takie jak spektrometria mass pozwalają wykrywać niewielkie ilości interesujących nas substancji i rozszyfrowywać skład skomplikowanych mieszanin.
      Maria Gaetana, Vincenzo Cunsolo i ich zespół z Uniwersytetu w Katanii i Politechniki w Mediolanie, we współpracy z Rumuńskim Archiwum Państwowym, przeanalizowali trzy listy napisane przez Włada Drakulę. Dwa z nich zostały napisane w 1475 roku i szybko trafiły do istniejącego od 1465 roku archiwum miasta Sybin. Wciąż się w nim znajdują. Są w świetnym stanie, nigdy nie były poddawane pracom konserwatorskim. Są przechowywane w kopertach, oddzielnie od siebie, wolno je dotykać tylko w rękawiczkach, a każdy przypadek ich przeglądania jest odnotowywany. Trzecim z listów, napisanym w 1457 roku, zajmowali się w ubiegłym wieku konserwatorzy w Bukareszcie. Prace prowadzono tak, by zminimalizować ryzyko chemicznego i biologicznego zanieczyszczenia zabytku.
      Naukowcy znaleźli na listach olbrzymią liczbę białek i peptydów powiązanych z różnymi organizmami, od wirusów i bakterii, poprzez rośliny, owady po człowieka. Jednoznacznie zidentyfikowali 16 endogennych (czyli pochodzących z wewnątrz organizmu) białek ludzkich. Wśród nich znajdowały się trzy proteiny pochodzące z układu oddechowego. Szczególnie interesujące były dwie, gdyż mutacje w kodujących je genach są takie same w niektórych ciliopatiach (chorobach rzęsek i wici) układu oddechowego oraz chorobach siatkówki. Znaleziono też 5 protein występujących we krwi. Uwagę naukowców szczególnie przykuła jedna z nich, która występuje w gruczołach potowych oraz w proteomie łez. Analizy wykazały też obecność około 500 peptydów, z czego około 100 pochodziło od człowieka. Tutaj naukowcy zainteresowali się 31. Wiele z nich odkryto w listach z 1475 roku, ale w liście z roku 1457 znaleziono jedynie 11. Na wszystkich listach były peptydy powiązane z krwią i układem oddechowym.
      Zidentyfikowano też peptydy powiązane z białkami zaangażowanymi w rozwój ciliopatii, chorób siatkówki oraz stanem zapalnym. Jednak pochodzące z krwi peptydy związane z białkami z siatkówki i łez zostały odkryte wyłącznie w dwóch późniejszych listach.
      Nie można wykluczyć, że wykrycie większej liczby peptydów na listach z 1475 roku spowodowana jest faktem, iż są one lepiej zachowane. Jednak możliwe jest też po prostu, że z wiekiem stan zdrowia Włada Palownika się pogarszał.
      Niektóre z historycznych doniesień mówią, że Drakula „płakał krwawymi łzami”. Badania listów zdają się to potwierdzać. Zidentyfikowane przez naukowców białka i peptydy sugerują, że – przynajmniej w późniejszych latach życia – hospodar cierpiał na zapalenie układu oddechowego i/lub skóry oraz hemolakrię, charakteryzującą się obecnością krwi we łzach.
      Oczywiście listy były dotykane przez więcej osób, niż tylko Wład. Możemy jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że najbardziej wyraźne ślady pozostawił na nich sam autor. Ponadto ze wszystkimi trzema listami musiałyby mieć kontakt osoby cierpiące na podobne schorzenia.
      Ze szczegółami analizy można zapoznać się w artykule Count Dracula Resurrected: Proteomic Analysis of Vlad III the Impaler’s Documents by EVA Technology and Mass Spectrometry opublikowanym na łamach Analytical Chemistry.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mózg chroniony jest przez czaszkę, opony mózgowo-rdzeniowe i barierę krew-mózg. Dlatego leczenie chorób go dotykających – jak udary czy choroba Alzheimera – nie jest łatwe. Jakiś czas temu naukowcy odkryli szlaki umożliwiające przemieszczanie się komórek układ odpornościowego ze szpiku kości czaszki do mózgu. Niemieccy naukowcy zauważyli, że komórki te przedostają się poza oponę twardą. Zaczęli więc zastanawiać się, czy kości czaszki zawierają jakieś szczególne komórki i molekuły, wyspecjalizowane do interakcji z mózgiem. Okazało się, że tak.
      Badania prowadził zespół profesora Alego Ertürka z Helmholtz Zentrum München we współpracy z naukowcami z Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium oraz Uniwersytetu Technicznego w Monachium. Analizy RNA i białek zarówno w kościach mysich, jak i ludzkich, wykazały, że rzeczywiście kości czaszki są pod tym względem wyjątkowe. Zawierają unikatową populację neutrofili, odgrywających szczególną rolę w odpowiedzi immunologicznej. Odkrycie to ma olbrzymie znaczenie, gdyż wskazuje, że istnieje złożony system interakcji pomiędzy czaszką a mózgiem, mówi doktorant Ilgin Kolabas z Helmholtz München.
      To otwiera przed nami olbrzymie możliwości diagnostyczne i terapeutyczne, potencjalnie może zrewolucjonizować naszą wiedzę o chorobach neurologicznych. Ten przełom może doprowadzić do opracowania bardziej efektywnych sposobów monitorowania takich schorzeń jak udar czy choroba Alzheimer i, potencjalnie, pomóc w zapobieżeniu im poprzez wczesne wykrycie ich objawów, dodaje profesor Ertürk.
      Co więcej, badania techniką pozytonowej tomografii emisyjnej (PET) ujawniły, że sygnały z czaszki odpowiadają sygnałom z mózgu, a zmiany tych sygnałów odpowiadają postępom choroby Alzhaimera i udaru. To wskazuje na możliwość monitorowania stanu pacjenta za pomocą skanowania powierzchni jego głowy.
      Członkowie zespołu badawczego przewidują, że w przyszłości ich odkrycie przełoży się na opracowanie metod łatwego monitorowania stanu zdrowia mózgu oraz postępów chorób neurologicznych za pomocą prostych przenośnych urządzeń. Nie można wykluczyć, że dzięki niemu opracowane zostaną efektywne metody ich leczenia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dżuma trapi ludzkość od 5000 lat. W tym czasie wywołująca ją Yersinia pestis ulegała wielokrotnym zmianom, zyskując i tracąc geny. Około 1500 lat temu, niedługo przed jedną z największych pandemii – dżumą Justyniana – Y. pestis stała się bardziej niebezpieczna. Teraz dowiadujemy się, że ostatnio bakteria dodatkowo zyskała na zjadliwości. Pomiędzy wielkimi pandemiami średniowiecza, a pandemią, która w XIX i XX wieku zabiła około 15 milionów ludzi, Y. pestis została wzbogacona o nowy niebezpieczny element genetyczny.
      Naukowcy z Uniwersytetu Chrystiana Albrechta w Kilonii i Instytutu Biologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka przeanalizowali genom Y. pestis od neolitu po czasy współczesne. Mieli dostęp m.in. do szkieletów 42 osób, które zostały pochowane pomiędzy XI a XVI wiekiem na dwóch duńskich cmentarzach parafialnych.
      Wcześniejsze badania pokazały, że na początkowych etapach ewolucji patogen nie posiadał genów potrzebnych do efektywnej transmisji za pośrednictwem pcheł. Taka transmisja jest typowa dla współczesnej dżumy dymieniczej. W wyniku ewolucji Y. pestis znacząco zwiększyła swoją wirulencję, co przyczyniło się do wybuchu jednych z najbardziej śmiercionośnych pandemii w historii ludzkości, mówi doktor Joanna Bonczarowska z Instytutu Klinicznej Biologii Molekularnej na Uniwersytecie w Kilonii. Podczas naszych badań wykazaliśmy, że przed XIX wiekiem żaden ze znanych szczepów Y. pestis nie posiadał elementu genetycznego znanego jako profag YpfΦ, dodaje uczona. Profag, jest to nieczynna postać bakteriofaga, fragment DNA wirusa, który został włączony do materiału genetycznego zaatakowanej przez niego bakterii.
      Te szczepy Y. pestis, które mają w swoim materiale genetycznym YpfΦ, są znacznie bardziej śmiercionośne, niż szczepy bez tego profaga. Nie można więc wykluczyć, że to jego obecność przyczyniła się do wysokiej śmiertelności podczas pandemii z XIX/XX wieku.
      Naukowcy z Kilonii chcieli szczegółowo poznać mechanizm zwiększonej wirulencji Y. pestis z profagiem YpfΦ. W tym celu przyjrzeli się wszystkim białkom kodowanym przez tę bakterię. Okazało się, że jedno z nich jest bardzo podobne do toksyn znanych z innych patogenów.
      Struktura tego białka jest podobna do enterotoksyny wytwarzanej przez Vibrio cholerae (ZOT - zonula occludens toxin), która ułatwia wymianę szkodliwych substancji pomiędzy zainfekowanymi komórkami i uszkadza błonę śluzową oraz nabłonek, dodaje Bonczarowska. Uczona wraz z zespołem będą w najbliższym czasie badali wspomniane białko, gdyż jego obecność prawdopodobnie wyjaśnia zjadliwość współczesnych szczepów Y. pestis.
      Badacze zwracają uwagę, że szybka ewolucja patogenu zwiększa ryzyko pandemii. Nabywanie nowych elementów genetycznych może spowodować, że pojawią się nowe objawy. To zaś może prowadzić do problemów z postawieniem diagnozy i opóźnienia właściwego leczenia, które jest kluczowe dla przeżycia. Co więcej, niektóre szczepy Y. pestis już wykazują oporność na różne antybiotyki, co dodatkowo zwiększa zagrożenie, stwierdza doktor Daniel Unterweger, który stał na czele grupy badawczej. Naukowcy przypominają, że u innych bakterii również odkryto elementy podobne do YpfΦ, co może wskazywać na ich zwiększoną wirulencję.
      Zrozumienie, w jaki sposób patogen zwiększał swoją szkodliwość w przeszłości, a czasem robił to skokowo, pomoże nam w wykrywaniu nowych jego odmian i w zapobieganiu przyszłym pandemiom, wyjaśnia cel badań profesor Ben Krause-Kyora z Instytutu Klinicznej Biologii Molekularnej.
      Dżuma to wciąż jedna z najbardziej niebezpiecznych chorób. Śmiertelność w przypadku szybko nieleczonej choroby wynosi od 30% (dżuma dymienicza) do 100% (odmiana płucna). Obecnie najczęściej występuje w Demokratycznej Republice Konga, Peru i na Madagaskarze. Zdarzają się jednak zachorowania w krajach wysoko uprzemysłowionych. Na przykład w USA w 2020 roku zanotowano 9 zachorowań, z czego zmarły 2 osoby.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...