Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

W stolicy Meksyku działa bibliosamolot. Władze zapowiadają powiększenie floty

Rekomendowane odpowiedzi

W mieście Meksyk na placu u zbiegu ulic Guelatao i Fuerte de Loreto w dzielnicy Iztapalapa stanął barwny biobliosamolot. W Boeingu 737-200 utworzono 29 miejsc do czytania. Zgromadzono tu kolekcję drukowanych książek dla dzieci i młodzieży. Na 26 stanowiskach komputerowych można z kolei korzystać z e-booków i audiobooków. Na chętnych w kabinie pilotów czeka półprofesjonalny symulator lotu z 2 siedzeniami.

W samolocie, na którym umieszczono napis "Lecąc do Utopii", zainstalowano windę dla osób niepełnosprawnych. Bibliosamolot działa od wtorku do niedzieli w godzinach od 9 do 19. Wstęp jest darmowy.

Clara Marina Brugada Molina, szefowa rady dzielnicy, podkreśla, że dla osób oczekujących na swoją kolej w bibliosamolocie będą organizowane warsztaty, a także sesje czytania na głos i opowiadania.

Jak zapowiada Molina, niedługo "flota kulturalna" Iztapalapy powiększy się o kolejny bibliosamolot.

 


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

biobliosamolot.

W pierwszej chwili pomyślałem, że misjonarze zaczęli posługiwać się niekonwencjonalnymi metodami ewangelizacji, ale to jednak nie bibliosamolot tylko bibliotekosamolot.:)

Ed

I zaczynam mieć kłopoty ze wzrokiem: biobliosamolot (samolot biologiczno-biolowy) odczytałem jako bibliosamolot (samolot biblijny).:(

Edytowane przez 3grosze
  • Pozytyw (+1) 2
  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na ateistów zawsze można liczyć że dodadzą swoje żałosne pseudodowcipne trzy grosze w każdym temacie których ich NIE dotyczy - czyli temacie religijnym- nawet jeśli temat nie ma z tym nic wspólnego.

  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 minuty temu, Astro napisał:

3grosze to zdeklarowany (choć może nie walczący) teista.

Dokładnie, ale bez prymitywnego fanatyzmu świadomość ograniczającego, co widać po  Ergo .

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem @3grosze, bo mój kolega podobnie odczytał :) O pomyłkę nie trudno, gdyż Kościół, jak każda prężnie działająca firma, żywotnie zainteresowany jest poszukiwaniem nowych kanałów dystrybucji produktów do perspektywicznego klienta :) Mnie z kolei odwiedziła niedawno piechota konkurencyjnego dostawcy, której przedstawiciel chciał porozmawiać o wskaźniku czytelnictwa fantastyki w mojej rodzinie.

Myślę, że polska nazwa jest trochę myląca. Po angielsku może być B-737 Librarator B-)

  • Haha 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 28.01.2020 o 12:23, KopalniaWiedzy.pl napisał:

W mieście Meksyk na placu u zbiegu ulic Guelatao i Fuerte de Loreto w dzielnicy Iztapalapa stanął barwny biobliosamolot
« powrót do artykułu

 Wiadomo, teraz "eko" i "bio" jest modne ;-) 3grosze - trafnie z tym bibliotekosamolotem :-D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od ponad dekady Catia Lattouf de Arída opiekuje się w swoim mieszkaniu w mieście Meksyk chorymi, rannymi i osieroconymi kolibrami. W jej azylu-szpitalu znajduje się jednorazowo nawet kilkadziesiąt tych ptaków.
      Siedemdziesięciotrzylatka poświęca potrzebującym kolibrom większość swojego wolnego czasu i zasobów.
      Misja Catii rozpoczęła się w 2012 roku (wcześniejsze lata nie były dla niej łatwe, bo w 2009 r. przeżyła śmierć męża, a później zdiagnozowano u niej raka jelita grubego). Pewnego razu, idąc ulicą, zobaczyła młodego kolibra z urazem oka. Zabrała go do domu. Nie miała pojęcia, jak się nim zajmować. Znajomy weterynarz zachęcał ją jednak, by się nie zrażała. Zapewnił jej niezbędne informacje nt. opieki, leków czy pokarmu.
      To był początek mojego nowego życia - mówi Catia o swoim pierwszym podopiecznym Guccim (jego imię wzięło się od marki etui na okulary, w którym u niej mieszkał). Ich drogi przecięły się, gdy kobieta przechodziła chemioterapię.
      Gucci, którego udało się ostatecznie wykurować, nadał życiu Catii nowy wymiar. Stał się jej ptakiem terapeutycznym. Dowiedziawszy się o sukcesie mieszkanki dzielnicy Polanco, ludzie zaczęli przynosić do niej ptaki. By dobrze się nimi zajmować, kobieta musiała poznać ich biologię i zwyczaje. Obecnie Lattouf de Arída jest skarbnicą wiedzy dla miłośników ptaków z kraju i zagranicy. Niekiedy, gdy w profesjonalnych instytucjach brakuje miejsca czy środków na zajęcie się kolejnym potrzebującym, ptaki trafiają do Catii.
      Popularność 73-latki bardzo wzrosła 3 miesiące temu, gdy na TikToku zamieszczono nagranie dokumentujące jej pracę.
      W opiece nad stadkiem kolibrów pomaga seniorce asystentka - Cecilia Santos. Początkowo chore/ranne ptaki mieszkają w sypialni właścicielki apartamentu. Gdy czują się lepiej, trafiają do sąsiedniego pokoju. Kolejnym krokiem jest wypuszczenie w lesistym terenie na południe od stolicy Meksyku. Nie wszystkie kolibry udaje się, oczywiście, uratować. Tym ptakom kobieta zapewnia opiekę paliatywną.
      Lattouf de Arída podkreśla, że choć głównym celem jest uratowanie i rehabilitacja jak największej liczby kolibrów, zależy jej też na uświadomieniu ludziom, jak ważną rolę te ptaki spełniają w ekosystemie.
      Catia urodziła się w Libanie. To tam poznała męża, który podróżował po Azji Zachodniej. W związku z sytuacją polityczną para przeprowadziła się w pewnym momencie do Paryża, a następnie do Meksyku. Kobieta najpierw studiowała w Bejrucie, później na Sorbonie. Jej wykształcenie nie miało nic wspólnego z biologią, ale zbieg okoliczności sprawił, że poświęciła ptakom spory kawałek życia...
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Tim Shaddock, 51-latek z Sydney, i jego suczka Bella zostali uratowani po 2 miesiącach dryfowania po Pacyfiku: żywili się surowymi rybami i pili deszczówkę. W kwietniu mężczyzna wyruszył z La Paz w Meksyku do Polinezji Francuskiej. Po jakimś czasie burza uszkodziła elektronikę i system komunikacyjny jego katamaranu.
      Człowiek i pies zostali uratowani, gdy dryfującą jednostkę zobaczyła przypadkowo załoga helikoptera towarzyszącego tuńczykowcowi MARÍA DELIA. Stan Shaddocka i Belli określono jako dobry. Na lądzie miała zostać przeprowadzona pogłębiona diagnostyka.
      Fizjolog prof. Mike Tipton z Uniwersytetu w Porthsmouth, specjalista od przetrwania na morzu, podkreślił w wypowiedzi dla programu Weekend Today stacji Nine Network, że historia Australijczyka to połączenie szczęścia i umiejętności.
      Tim wiedział, że w ciągu upalnego dnia należy się chronić, bo ostatnią rzeczą, jakiej nam trzeba w sytuacji zagrożenia odwodnieniem, jest pocenie się. Kluczowe było także zapewnienie źródła słodkiej wody. Ekspert porównał uratowanie Shaddocka do znalezienia igły w stogu siana. Ludzie muszą pamiętać, jak mała jest jednostka pływająca i jak wielki jest ocean [...].
      Prof. Tipton dodał, że życie z dnia na dzień wymagało pozytywnego nastawienia; wydaje się więc, że obecność Belli pomogła Australijczykowi w przetrwaniu. Istotne było również posiadanie planu i racjonowanie wody oraz pożywienia. Specjalista wyjaśnia, że teraz Shaddock będzie musiał powoli wracać do normalnej diety.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Trzecia faza badań klinicznych na dzieciach w wieku 1-3 lat pokazała, że 12-miesięczna immunoterapia za pomocą plastra przyklejonego na skórze, bezpiecznie odczula dzieci z reakcją alergiczną na orzechy, zmniejszając tym samym niebezpieczeństwa związane z przypadkową ekspozycją na alergen. Randomizowane badania z wykorzystaniem podwójnej ślepej próby i placebo były prowadzone w kilkudziesięciu ośrodkach uniwersyteckich w USA, Australii, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Austrii i Irlandii. Pozytywne wyniki badań cieszą tym bardziej, że obecnie nie istnieje żadna zatwierdzona terapia odczulająca dla dzieci poniżej 4. roku życia.
      Alergia na orzechy występuje u około 2% dzieci w krajach uprzemysłowionych i często utrzymuje się przez całe życie. Osoby z ciężką alergią narażone są na duże niebezpieczeństwo. Zagrożenie dla ich zdrowia i życia może stanowić nawet niewielki kawałek orzecha, który przypadkowo znalazł się w żywności, w której być go nie powinno.
      Do badań nad plastrami odczulającymi zaangażowano 362 dzieci. U każdego z nich reakcję alergiczną wywoływało mniej niż 300 miligramów orzechów. Dzieci losowo przypisano do dwóch grup, z której jedna była odczulana za pomocą plastra, druga zaś otrzymywała placebo. Grupa z plastrem była 2-krotnie bardziej liczna od grupy placebo. Eksperyment trwał przez 12 miesięcy.
      W ciągu roku poważne efekty uboczne związane z udziałem w badaniach wystąpiły u 0,4% dzieci z grupy badanej, a u 1,6% dzieci z tej grupy wystąpiła anafilaksja. Tego typu skutków testu nie zaobserwowano u żadnego z dzieci z grupy placebo. Jednocześnie jednak stwierdzono, że reakcja alergiczna na orzechy zmniejszyła się 67% dzieci z grupy badanej oraz u 33,5% dzieci z grupy placebo.
      Dzieci, które początkowo niekorzystnie reagowały na niewielki kawałek orzecha, po zakończeniu terapii tolerowały od 1 do 4 całych orzechów. To oznacza, że były dobrze chronione przed przypadkową ekspozycją na orzecy. Co ważne, badania pokazały, że terapia niesie ze sobą bardzo małe ryzyko wystąpienia poważnej reakcji alergicznej. To świetna wiadomość dla rodziców dzieci z alergią na orzechy, cieszy się profesor Melanie Makhija z Northwestern University.
      Badania były finansowane przez producenta plastra, firmę DBV Technologies. Z ich szczegółami można zapoznać się na łamach New England Journal of Medicine.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Mettingen w Nadrenii Północnej-Westfalii mieszkał emerytowany inżynier górnictwa Bruno Schröder. Gdy zmarł w zeszłym roku w wieku 88 lat, świat dowiedział się, że stworzył imponującą kolekcję książek. Składała się ona z 70 tys. egzemplarzy. Opisuje się ją jako największą prywatną bibliotekę w regionie i jedną z największych w Niemczech. By uświadomić sobie, jak duże były zbiory Bruna, dość powiedzieć, że w swoim domu w Mediolanie Umberto Eco zgromadził „tylko” ponad 30 tys. książek.
      Nierzucający się w oczy dom mieszkańca Mettingen był wypełniony książkami aż po dach (i to dosłownie). Pan Schröder samodzielnie budował półki na książki; w jego piwnicy znajdował się specjalny warsztat. Zawołany bibliofil katalogował książki w komputerze. Zapisywał wszystkie dane na ich temat.
      Pan Schröder przez wiele lat był naszym najlepszym stałym klientem. [...] Książki były dla niego bardzo ważne. Traktował je jak skarb - powiedziała Silke Meyer, właścicielka lokalnej księgarni. Od kiedy przeszedł na emeryturę i nie pracował już w kopalni w Ibbenbüren, przychodził niemal każdego ranka i spędzał w sklepie po kilka godzin. Czasem zamawiał nawet 20 książek tygodniowo. Miał w zwyczaju wycinać recenzje z gazet.
      Ponieważ wdowa po panu Schröderze mieszka w domu seniora, zainteresowanych kolekcją Bruna szuka opiekunka prawna Renate Abeln. Jedno jest pewne: musi to być ktoś, kto będzie kochał książki tak samo mocno, jak pierwszy właściciel. Choć zbiorami zainteresowało się parę bibliotek oraz instytucji, mało kto może sobie pozwolić na przyjęcie kolekcji w całości. Pewnym problemem są również gusta czytelnicze Bruna, który np. kupował całe serie wydawnicze i uwielbiał kryminały.
      Abeln, która była pielęgniarką Bruna, opisuje go jako bardzo specyficzną, skrytą osobę. Bez wątpienia był miłośnikiem książek: nie mówił za dużo, ale podczas nielicznych rozmów stawało się jasne, że dogłębnie zna twórczość pisarzy i orientuje się w trendach w różnych krajach. Choć nie mogę, oczywiście, zagwarantować, że przeczytał wszystko ze swoich zbiorów. Więcej czasu niż na czytanie poświęcał na powiększanie kolekcji i na znajdowanie odpowiedniego miejsca dla książek...
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ponad 600 ochotników pomagało w przeprowadzce Rawickiej Biblioteki Publicznej do nowego budynku Multibiblioteki. Utworzono ludzki łańcuch i z rąk do rąk podawano sobie paczki z książkami. Nową i starą siedzibę dzieli odległość ok. 400 m.
      Akcja odbyła się w piątek, 25 listopada. Rozpoczęła się w południe i potrwała do 14. Wzięli w niej udział uczniowie rawickich szkół (to ich było najwięcej), przedstawiciele służb (policjanci i strażacy), studenci Rawickiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, a także inni mieszkańcy miasta. Do pomocy zgłosiło się również Koło Gospodyń Wiejskich z Dębna Polskiego. Adrianna Kaczmarek, dyrektorka Rawickiej Biblioteki Publicznej, podkreślała: Przyświecają nam dziś słowa Franklina Roosevelta: „Ludzie pracujący razem - jako jedna grupa - potrafią dokonać rzeczy, których osiągnięcie nie śniło się nikomu z osobna”. Jestem więc szczęśliwa, że jesteście z nami.
      Do przeniesienia przygotowano aż 3400 paczek. Dwudziestego piątego listopada do nowej siedziby dotarła połowa z nich. Z resztą bibliotekarze poradzą sobie sami.
      Otwarcie Rawickiej Multibiblioteki przy ulicy Szarych Szeregów, w budynku po byłym gimnazjum, zaplanowano na pierwszy kwartał przyszłego roku. Do nowej siedziby mają trafić księgozbiory z siedziby głównej w Domu Kultury przy ul. Targowej, a także z filii z ulic Staszica i Przyjemskiego. Goście będą tu mogli skorzystać z wielu dodatkowych atrakcji, w tym z centrum eksperymentów i wyobraźni stworzonego przez Centrum Nauki Kopernik.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...