Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Samo się sklei

Rekomendowane odpowiedzi

<!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } --> Francuscy badacze pod wodzą doktora Ludwika Leiblera z Industrial Physics and Chemistry Higher Educational Institution stworzyli syntetyczną gumę o dość niezwykłych właściwościach. Otóż materiał ten potrafi sam się "naprawić", nawet jeśli zostanie przecięty na dwie części. Tak silne przyciąganie powierzchni jest zasługą nietypowej jak na gumę budowy cząsteczkowej. W zwykłym materiale tego typu cała bryła gumy jest właściwie jedną gigantyczną cząstką, utrzymywaną dzięki wiązaniom kowalencyjnym. Po uszkodzeniu mechanicznym, wiązania te zostają trwale zerwane. Tymczasem opisywana substancja składa się z dużej liczby niewielkich cząstek, połączonych wiązaniami wodorowymi. Te z kolei można łatwo odtworzyć po rozerwaniu – wystarczy przyłożyć powierzchnie do siebie i poczekać, aż połączenie nabierze odpowiedniej siły. Oprócz wspomnianej zdolności do samonaprawy, właściwość ta pozwala też na całkowity recykling i dowolną zmianę kształtu przedmiotów wykonanych z nowego materiału. Francuzi produkują swój wynalazek na kilogramy, czyli całkiem sporo jak na warunki laboratoryjne. Opracowana przez nich technologia wytwarzania gumy jest dość "czysta". Bazuje ona na oleju roślinnym oraz jednym ze składników... moczu. Po kilku modyfikacjach metoda ta ma być całkowicie nieszkodliwa dla środowiska. Trwają też poszukiwania praktycznych zastosowań nowego materiału.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie do końca, nitinol to klasyczny memory metal, a tutaj mamy substancję zdolną do odtworzenia struktury nawet po całkowitym rozerwaniu na pół.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe. I to bardzo. Wprowadzanie takiej "samonaprawiającej się" gumy było by swego rodzaju rewolucją w tym dziale.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jedna dobrze dobrana para okularów może służyć przez wiele lat, o ile zostanie zachowana odpowiednia pielęgnacja i konserwacja. W trakcie używania okularów zdarzają się uszkodzenia, z którymi można próbować walczyć bez wizyty u optyka.
      Lekko porysowane szkła czy pęknięte oprawki da się uratować – wypadki zawsze się zdarzają i nie oznacza to, że okulary nadają się już tylko do wyrzucenia. Najpierw powinno się spróbować własnych sił w naprawie, później zgłosić się do optyka i wymienić konkretne części, a dopiero jeśli okulary nie nadają się do naprawy lub cena naprawy przekracza ich wartość – pomyśleć o nowej parze. Jakie są sposoby na naprawienie uszkodzonych okularów?
      Co zrobić z porysowanymi szkłami? Mniejsze lub większe rysy na szkłach zdarzają się zawsze. Często jest to wina materiału i sposobu, w jaki wycieramy zabrudzenia, zwłaszcza przebywając na zewnątrz – wiele osób używa do tego wewnętrznej części bluzki, szalika czy swetra, a to niestety powoduje rysy. Niezawodnym sposobem na unikanie takich sytuacji jest noszenie ze sobą ściereczki z mikrofibry przeznaczonej do czyszczenia szkieł. Warto pamiętać, że pozostawienie rys na szkłach może niekorzystnie wpływać na narząd wzroku i na kondycję okularów, więc jeśli takie się pojawią – trzeba działać.
      Jak usunąć rysy z okularów (https://www.wokularach.pl/jak-usunac-rysy-z-okularow-5-sprawdzonych-sposobow)? Najprostszym sposobem jest umycie okularów letnią wodą z mydłem – część rys powstaje na skutek zabrudzeń, z którymi bez problemu poradzi sobie mydło. Jeśli zarysowania są większe, można spróbować nanieść pastę do zębów z drobinkami na miękką szczoteczkę do zębów i delikatnie potrzeć szkła, a następnie wysuszyć bawełnianą ściereczką. Inną opcją jest użycie sody oczyszczonej lub proszku do pieczenia w ten sam sposób, co pasty do zębów. Takie sposoby zadziałają na niewielkie lub średnie rysy, natomiast na poważniejsze uszkodzenia poradzi wyłącznie optyk i wymiana szkieł.
      Kiedy trzeba wymienić szkła w okularach? Powodów do wymiany szkieł jest kilka, m.in. wtedy, gdy wada wzroku się pogorszy – nie zaleca się noszenia zbyt mocnych lub zbyt słabych okularów, bo oprócz szkodliwego oddziaływania na narząd wzroku, może to wpłynąć na błędnik i koncentrację. Osoby, które mają wady wzroku, powinny kontrolować stan swoich oczu mniej więcej raz na dwa lata. Nie oznacza to, że w tym czasie należy wymieniać całe okulary! W salonach optycznych zazwyczaj jest dostępna opcja wymiany samych szkieł, z zachowaniem oprawek. Ceny, w zależności od rodzaju szkła, zaczynają się od 80 złotych za jedną sztukę. Jak wymienić szkła w okularach (https://www.wokularach.pl/wymiana-szkiel-w-okularach-kiedy-warto-to-robic-i-ile-trwa)? Nigdy na własną rękę! Taką naprawą powinien zająć się optyk, zwykle trwa to kilka dni i nowe okulary są gotowe. Wymieniając szkła warto pomyśleć o zainwestowaniu np. w powłokę polaryzacyjną i powłokę antyrefleksową, a jeśli dużo czasu spędzacie przed komputerem – w specjalne szkła, które hamują działanie tzw. niebieskiego światła (emitowanego przez urządzenia elektroniczne).
      Jak poradzić sobie z uszkodzonymi oprawkami? O uszkodzenie okularów nietrudno, zwłaszcza, jeśli po zdjęciu ich z twarzy kładzie się je w przypadkowe miejsca, a nie do etui. Zdarza się, że okulary spadają z biurka albo że się na nie usiądzie – co zrobić, jeśli uszkodzi się oprawki (https://www.wokularach.pl/jak-naprawic-okulary)? Drobne naprawy można wykonać za pomocą kleju do plastiku (zgodnie z instrukcją) lub żywicy epoksydowej, co jednak wymaga więcej wprawy i dokładności. Metalowe oprawki bez problemu można zlutować. Jeśli nie posiadacie ani kleju, ani lutownicy, starym i dobrym sposobem jest sklejenie oprawek plastrem na rany, dzięki czemu okulary będą się trzymać i przetrwają do wizyty u optyka.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Witamina E to znany przeciwutleniacz, który często znajduje się w zażywanych przez nas suplementach. Za co dokładnie odpowiada jednak w organizmie? Okazuje się, że pomaga naprawiać rozdarcia w błonach komórkowych.
      Bez naprawiania mikrouszkodzeń miocyty zużyłyby się np. i obumarły, zaszłyby więc procesy typowe dla dystrofii mięśniowej. Naukowcy z Georgia Health Sciences University (GHSU) dodają też, że kolejnym schorzeniem z niedostatecznym natężeniem naprawy błon komórkowych jest cukrzyca, przy której chorzy dość często uskarżają sie na osłabienie mięśniowe.
      Codziennie bez większego wysiłku spożywamy witaminę E, nie wiedząc przy tym, jaką pracę wykonuje w naszym organizmie - podkreśla dr Paul McNeil. Badania sprzed 100 lat łączyły niedobory witaminy E z problemami mięśniowymi, dotąd nie było jednak wiadomo, jaki mechanizm leży u ich podłoża.
      Witamina E wydaje się wspomagać naprawę błony na kilka sposobów. Jako przeciwutleniacz eliminuje reaktywne formy tlenu (RFT). Ponieważ jest rozpuszczalna w tłuszczach, może się "zakotwiczyć" w błonie, stając się czymś w rodzaju tarczy chroniącej przez RFT. Poza tym witamina ułatwia zachowanie spójności podstawowego budulca błony - fosfolipidów - co sprzyja regeneracji.
      Ćwiczenia powodują, że mitochondria zużywają więcej tlenu niż zwykle. W takiej sytuacji nieuniknione staje się wygenerowanie większych stężeń reaktywnych form tlenu. Dodatkowo siły działające podczas ruchu także uszkadzają błony komórkowe. Mimo ataków RFT, witamina E pozwala na odbudowę błony w odpowiednim zakresie. Jednym słowem - ma wszystko pod kontrolą. Kiedy McNeil odtworzył przebieg zdarzeń podczas ćwiczeń, wykorzystując nadtlenek wodoru, okazało się, że komórki mięśni szkieletowych nie były w stanie naprawić uszkodzeń błon, chyba że wcześniej potraktowano je witaminą E.
      W przyszłości naukowcy chcą zbadać naprawę błon komórkowych u zwierząt z niedoborami witaminy E. McNeil chce także przeanalizować zaburzenia regeneracji błony w przebiegu cukrzycy. Była studentka GHSU, dr Amber C. Howard, zademonstrowała (jej artykuł ukazał się w grudniowym numerze pisma Diabetes), że w komórkach pobranych od zwierząt z cukrzycą typu 1. i 2. proces naprawy błon nie przebiega, jak trzeba. Okazało się, że przyczyną jest wysoki poziom cukru. Zanim do tego doszła, Howard przez 8-12 tyg. hodowała komórki w roztworze o dużej zawartości glukozy. W tym czasie pojawił się defekt procesów naprawczych. Sprawę komplikuje fakt, że diabetycy mają podwyższony poziom RFT.
      Zauważono, że podanie witaminy E w zwierzęcym modelu cukrzycy przywraca zdolność odbudowy błony. McNeilowi zależy m.in., by sprawdzić, czy uda mu się zapobiec powstawaniu u żywych zwierząt końcowych produktów zaawansowanej glikacji (w glikacji uczestniczy np. glukoza, której poziom jest przy cukrzycy za wysoki), ponieważ one także upośledzają odtwarzanie błon komórkowych. Lek, który wynaleziono, testowano bowiem wyłącznie na hodowlach tkankowych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Co zrobić, by lepiej wypaść w teście? Oczywiście, uczyć się, ale można sobie nieco pomóc, żując przed egzaminem czy odpytką gumę (żucie w czasie już, niestety, nie działa). Naukowcy sądzą, że ruch związany z żuciem usprawnia krążenie krwi w obrębie głowy, co poprawia pamięć. Efekt utrzymuje się przez kilkanaście minut (Apetite).
      Serge Onyper z St. Lawrence University podkreśla, że nie jest pewien, jak żucie gumy sprawdzi się w przypadku informacji wyuczonych o wiele wcześniej. Gdyby jednak wpływało na pamięć roboczą i epizodyczną (jeden z systemów pamięci długotrwałej, inaczej pamięć zdarzeń) oraz poprawiało ogólną prędkość przetwarzania informacji (a wszystko wskazuje, że tak właśnie jest), wynik powinien być dobry zarówno tutaj, jak i w przypadku uczenia na ostatnią chwilę.
      Amerykanie badali 224 studentów. Podzielono ich na 3 grupy. Pierwsza żuła gumę przed i podczas testu, druga wyłącznie 5 min przed egzaminem, a trzecia (kontrolna) w ogóle. Psycholodzy zauważyli, że żucie przed badaniem poprawiało wyniki osiągane w niektórych testach poznawczych. Najsilniejszy efekt występował bezpośrednio po żuciu i w ciągu 20 minut spadał do zwykłego poziomu.
      W 15-20-minutowym okienku grupa żująca gumę przypominała sobie o 25-50% elementów więcej od grupy kontrolnej. To zjawisko istotne statystycznie, lecz w praktyce oznacza różnicę rzędu 2-3 słów.
      Naukowcy nazwali zaobserwowane zjawisko pobudzeniem wywołanym żuciem. Dzięki niemu mózg tuż przed testem zostaje zasilony krwią i cenną glukozą. Onyper dodaje, że żucie gumy podwyższa na krótko tętno i ciśnienie krwi.
      W grupie żującej gumę przed i w czasie testu nie zaobserwowano podobnej poprawy. Prawdopodobnie dzieje się tak, gdyż przedłużone żucie zużywa energię, która w innym razie zasiliłaby mózg. Onyper przypuszcza jednak, że w sytuacji testowej badani poświęcają żuciu więcej uwagi niż zwykle i poza laboratorium nie wyczerpaliby aż tak dużej części zasobów energetycznych na automatyczną czynność, lepiej rozwiązując zadania testowe.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zespół z Georgia Health Sciences University (GHSU) opracował metodę na ograniczenie zdolności komórek nowotworu do reperowania śmiertelnych uszkodzeń DNA wywołanych radioterapią. Można w ten sposób zwiększyć skuteczność napromienienia, ograniczając przy tym skutki uboczne.
      Radioterapia to wspaniała metoda, problemem są efekty uboczne. Uważamy, że [nasz wynalazek] to metoda na wywołanie śmierci tej samej liczby komórek nowotworowych mniejszą dawką promieniowania lub użycie tej samej dawki i być może wyleczenie pacjenta, który wcześniej nie miał szans na wyzdrowienie - tłumaczy dr William S. Dynan.
      Napromienianie powoduje rozpad podwójnej helisy DNA. Ponieważ jednak z różnym poziomem promieniowania stykamy się praktycznie wszędzie - od jedzenia po powietrze i glebę - wszystkie komórki, w tym nowotworowe, dysponują mechanizmami zapobiegającymi śmiertelnemu rozbiciu DNA.
      Naukowcy z GHSU przezwyciężyli te naturalne mechanizmy, opakowując przeciwciała folanami, które z łatwością dostają się do większości komórek, zwłaszcza nowotworowych. Sporo komórek nowotworowych, w tym badanych przez Amerykanów komórek raka płuc, dysponuje dużą liczbą receptorów folanów, przez co to do nich trafia gros "ładunku".
      Wcześniej badania nad ograniczeniem szkodliwości radioterapii koncentrowały się na receptorach na powierzchni. Dynanowi zależało jednak na stworzeniu konia trojańskiego o bardziej bezpośrednim działaniu. Akademicy połączyli fragment przeciwciała ScFv 18-2 z folanami. Po związaniu z receptorem folanowa główka opakowania nakierowuje się na jądro komórkowe. Zmiana warunków chemicznych we wnętrzu komórki prowadzi do rozerwania wiązania między ScFv 18-2 a folanem, dzięki czemu przeciwciało może zaatakować regulatorowy region kinazy białkowej zależnej od DNA - enzymu przeprowadzającego naprawę uszkodzeń DNA.
      Łączymy docelową molekułę z transporterem - tłumaczy Dynan. Strategia ta obiera na cel jeden z kluczowych enzymów, dlatego naprawa staje się trudniejsza - uzupełnia Shuyi Li.
      Naukowy duet podkreśla, że w ten sposób bezpośrednio do komórek nowotworowych można dostarczyć dowolną ilość i liczbę leków. W przyszłości panowie zamierzają poszukać innych punktów dostępu do komórek oraz najskuteczniejszych form opakowania. Ponieważ zakończył się etap badań na hodowlach komórkowych, teraz rozpoczną się eksperymenty na zwierzętach.
      Podejście Dynana i Li naśladuje endocytozę. Pozwala ona na przetransportowanie do komórki np. białek, które ze względu na rozmiary nie dostałyby się tu inną drogą, muszą więc polegać na tworzeniu się wakuol.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Studium naukowców z Uniwersytetu Północnej Karoliny sugeruje, że najlepiej ograniczyć opalanie na dworze czy wizyty w solarium do godzin porannych. Ze względu na nasilenie procesów naprawy DNA w organizmie ekspozycja na promieniowanie ultrafioletowe poczyni wtedy najmniejsze szkody. Zwracając uwagę na działanie zegara biologicznego i rytmy dobowe, możemy więc zmniejszyć ryzyko nowotworów skóry.
      Amerykanie prowadzili badania na myszach. Stwierdzili, że w porównaniu do opalania popołudniem, ekspozycja na identyczną dawkę promieniowania UV rankiem zwiększa u gryzoni ryzyko nowotworu skóry aż o 500%. Dr Aziz Sancar tłumaczy, że choć u myszy i u ludzi występują 24-godzinne cykle, zegary biologiczne zwierząt prowadzących nocny i dzienny tryb życia mają odwrócone fazy. Oznacza to, że ludzie są najbardziej wrażliwi na szkodliwe działanie ultrafioletu po południu, a myszy o poranku.
      Sancar sądzi, że ze względu na wyniki uzyskane przez jego zespół przedstawiciele naszego gatunku zrobią najlepiej, opalając się głównie w godzinach przedpołudniowych. Przed kategorycznym sformułowaniem zaleceń konieczne jednak będą dalsze badania na ludziach.
      Skąd pomysł na najnowsze studium? Przed 2 laty Sancar zauważył, że poziom białka XPA (ang. xeroderma pigmentosum group A), które odpowiada za naprawę uszkodzonego DNA, zmienia się sinusoidalnie w ciągu doby. Zaczęto się więc zastanawiać, czy cykliczna natura enzymu ma wpływ na wystąpienie nowotworu skóry.
      W ramach eksperymentu dwie grupy myszy wystawiano na oddziaływanie promieni UV: jedną o godzinie 4, drugą o 16. Okazało się, że zwierzęta napromieniowywane gdy zdolności naprawy były ograniczone do minimum (rano), zapadały na nowotwory skóry szybciej i 5-krotnie częściej, w porównaniu do ekspozycji w godzinach najintensywniejszej naprawy DNA (po południu).
      W kolejnym etapie badań naukowcy z Północnej Karoliny zamierzają sprawdzić na skórze ludzkich ochotników, jak szybko zachodzi naprawa DNA o różnych porach i czy poranki są rzeczywiście bezpieczniejsze od godzin późniejszych.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...