Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Bielik postanowił zapolować na ośmiornicę i niemal przypłacił to życiem

Rekomendowane odpowiedzi

Pracownicy farmy łososi Mowi Canada West u wybrzeży wyspy Vancouver (Quatsino) uwolnili bielika amerykańskiego ze śmiertelnych, i to dosłownie, objęć ośmiornicy. Początkowo zastanawiali się, czy zareagować, ale obserwując przebieg zdarzeń, zdecydowali się na interwencję.

Hodowcy kończyli w poniedziałek (9 grudnia) pracę, gdy w pewnym momencie do ich uszu dotarło skrzeczenie i odgłosy uderzania w wodę. Okazało się, że to tonący bielik, ściśnięty przez pokaźnych rozmiarów ośmiornicę.

Jeden z mężczyzn, John Ilett, sięgnął po bosak i zaczął za jego pomocą odciągać ramiona mięczaka. To dało bielikowi czas, by się wyswobodzić i odpłynąć [na brzeg]. Musiało minąć ok. 10 min, żeby ptak się "pozbierał" i odleciał.

Koniec końców każde ze zwierząt poszło (czytaj: odpłynęło lub odleciało) swoją drogą. Bielik na pewno dostał zaś nauczkę, bo próbując upolować ośmiornicę, zdecydowanie się przeliczył...

 


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ośmiornice to wyjątkowe stworzenia w świecie bezkręgowców. Wyróżniają się niezwykłą inteligencją i zdolnościami poznawczymi. Pod wieloma względami mają więcej wspólnego z kręgowcami niż bezkręgowcami. Zdolności ośmiornic od dawna fascynują naukowców. Teraz uczeni donoszą, że – być może – za część inteligencji tych zwierząt odpowiada pewne molekularne podobieństwo ich mózgów, do mózgów ludzi. Odkryli bowiem, że w mózgach dwóch gatunków ośmiornic aktywne są te same „skaczące geny” co w ludzkim mózgu.
      „Skaczące geny”, czyli transpozony, to sekwencje DNA, które mogą przemieszczać się na inne pozycje w genomie.
      W 2001 roku odkryto, że ponad 45% ludzkiego genomu składa się z transpozonów, „skaczących genów”, które mogą zmieniać miejsce w genomie. W większości przypadków te mobilne elementy nie są aktywne i utraciły zdolność do przemieszczania się.
      Jednym z najbardziej interesujących naukowców mobilnych transpozonów są te, które należą do rodziny LINE (Long Interspersed Nuclear Elements). Są one potencjalnie aktywne, a w naszym genomie występują setki ich kopii. Początkowo sądzono, że aktywność transpozonów rodziny LINE to kwestia przeszłości, pozostałość po czasach, gdy zachodziły procesy ewolucyjne, w których brały one udział. Jednak w ostatnich latach okazało się, że w mózgu aktywność LINE jest bardzo precyzyjnie regulowana. Obecnie wielu specjalistów sądzi, że transpozony LINE są powiązane ze zdolnością uczenia się  zapamiętywania. Są bowiem szczególnie aktywne w hipokampie, najważniejszej strukturze mózgu odpowiedzialnej za proces uczenia się.
      Genom ośmiornicy również jest pełen transpozonów, z których większość jest nieaktywna. Remo Sanges z SISSA w Trieście i Graziano Fiorito ze Stazione Zoologica Dohrn w Neapolu skupili się na poszukiwaniu aktywnych transpozonów w mózgach ośmiornic. Zidentyfikowali element rodziny LINE, który jest kluczowy dla zdolności poznawczych tych zwierząt.
      Odkrycie elementu z rodziny LINE, aktywnego w mózgach dwóch gatunków ośmiornic [Octopus vulgaris i Octopus bimaculoides – red.] to bardzo ważne wydarzenie, gdyż wspiera hipotezę, że fragmenty te odgrywają jeszcze jakąś rolę poza kopiowaniem się, mówi Sanges. A Giovanna Ponte, dyrektor Wydziału Biologii i Ewolucji Organizmów Morskich w Stazione Zoologica Anton Dohrn dodaje: dosłownie podskoczyłam na krześle, gdy pod mikroskopem zauważyłam bardzo silny sygnał aktywności tego elementu w płacie pionowym, części mózgu, która u ośmiornicy spełnia tę samą rolę co hipokamp u człowieka.
      Jako że mózg ośmiornicy w wielu aspektach funkcjonalnych przypomina mózgi ssaków, nowo odkryty element LINE może zawierać tajemnice dotyczące ewolucji inteligencji.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Symbol USA, bielik amerykański, jest zagrożony bardziej niż sądzono. Niemal połowa ptaków wykazuje objawy chronicznego narażenia na ołów. Bielik już raz znalazł się na krawędzi zagłady. Populacja zaczęła się odbudowywać po tym, jak w 1972 roku zakazano stosowania DDT. Teraz dowiadujemy się, że w organizmach 46% bielików występują toksyczne poziomy ołowiu. Ptaki zatruwają się amunicją używaną podczas polowań.
      Naukowcy z amerykańskich uniwersytetów oraz instytucji badawczych sprawdzili poziom ołowiu w organizmach 1210 bielików amerykańskich i orłów przednich, w tym u 620 żywych ptaków. Okazało się, że u 46% bielików i 47% orłów przednich badania kości wykazały chroniczne zatrucie ołowiem, a u 27-33% bielików i 7-35% orłów przednich wyniki badań wątroby, krwi i piór wykazały na ostre zatrucie ołowiem. Problem jest więc bardzo poważny i zagraża przede wszystkim populacji bielika amerykańskiego. Naukowcy szacują bowiem, że zatrucie ołowiem spowalnia tempo rozrostu populacji o 3,8%. W przypadku orła przedniego jest to 0,8%.
      To pierwsze badania, w których byliśmy w stanie ocenić poziom zatrucia ołowiem i jego skutki dla całej populacji jakiegokolwiek gatunku w skali całego kontynentu. Zaskoczyło nas, że aż 50% ptaków jest bez przerwy narażonych na kontakt z ołowiem, mówi współautor badań Todd Katzner z U.S. Geological Survey.
      Ołów jest neurotoksyną, która nawet w niewielkich stężeniach zaburza równowagę i wytrzymałość ptaków, upośledzając ich zdolność do lotu, polowania i reprodukcji. W wyższych dawkach wywołuje drgawki, problemy z oddychaniem i śmierć. Naukowców martwi też fakt osłabienia kondycji całej populacji, która w niedalekiej przyszłości będzie musiała stawić czoła takim zjawiskom jak zmiany klimatu czy rozprzestrzeniające się choroby zakaźne.
      Ptaki zatruwają się amunicją używaną przez myśliwych, pozostawioną w szczątkach zabitych zwierząt. Świadczy o tym chociażby fakt, że najwyższy poziom ołowiu w ich organizmach notuje się jesienią i zimą, kiedy to z jednej strony w wielu stanach są sezony łowieckie, a z drugiej, drapieżniki częściej pożywiają się padliną. Weterynarz i dyrektor Raptor Center na University of Minnesota, Victoria Hall, mówi, że u 85–90% ptaków, które trafiają do naszego szpitala ma ołów we krwi, a na prześwietleniach często widzimy fragmenty pocisków w ich żołądkach. Z kolei Laura Hale, prezes Badger Run Wildlife Rehab mówi, że nigdy nie zapomni pierwszego bielika z ostrym zatruciem ołowiem. Ptaka przyniósł człowiek, który znalazł go pod krzakiem. Młody bielik miał kłopoty z oddychaniem, nie mówiąc już o staniu czy locie. To coś okropnego, gdy patrzy się na bielika nie mogącego oddychać z powodu zatrucia ołowiem. Coś naprawdę strasznego, mówi drżącym głosem. Po 48 godzinach w klinice zwierzę dostało konwulsji i zmarło.
      Naukowcy chcieliby przekonać myśliwych, by zrezygnowali z ołowianej amunicji na rzecz np. miedzianej. Od lat bowiem wiadomo, że używanie ołowianej amunicji do polowań jest szkodliwe dla wielu gatunków. Przed kilku laty okazało się, że kondor amerykański, gatunek, który już w przeszłości wymarł na wolności, a którego udało się się uratować, jest zagrożony przez amunicję zawierającą ołów. Zresztą już w roku 1991 zakazano wykorzystywania takiej amunicji podczas polowań na ptactwo wodne. Wówczas chodziło o obawę przed zatruciem wód. Jednak ołowiana amunicja jest powszechnie używana w czasie polowania na inne zwierzęta.
      Wiadomo, że ołowiana amunicja zatruwa wiele innych gatunków, w tym jastrzębie, gęsi czy łabędzie. Jednak bieliki są szczególnie na niego wrażliwe. Są jak kanarki w kopalni. To jeden z tych gatunków, który najwcześniej pokazuje, że coś niedobrego dzieje się w środowisku, mówi Jennifer Cedarleaf z Alaska Raptor Center.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Grupa posłów z brytyjskiej Partii Konserwatywnej chce objąć ochroną prawną ośmiornice i homary. Obecnie w Izbie Lordów procedowana jest Animal Welfare (Sentience) Bill, która uznaje, że zwierzęta mają uczucia oraz odczuwają ból i chroni takie zwierzęta. Jednak nie wszystkie.
      Ustawa zakazuje żywego importu większości gatunków (co stało się możliwe po Brexicie), zakazuje importu trofeów mysliwskich i po raz pierwszy w historii uznaje, że zwierzęta mają uczucia. Uznaje np. ryby i wiele innych kręgowców za stworzenia czujące i zakazuje np. zadawania im niepotrzebnych cierpień. Jednak nie obejmuje ona morskich bezkręgowców.
      Jak zauważa w swoim raporcie Conservative Animal Welfare Foundation (CAWF), takie zwierzęta jak homary czy ośmiornice nie są chronione przez ustawę, gdyż nie są kręgowcami, a ich ciało znacznie się różni od naszych. Uważa się zatem, a raczej uważało się, że nie są one zdolne do złożonych uczuć. Raport CAWF stwierdza, że argumenty przeciwko uznaniu wspomnianych bezkręgowców za istoty czujący opierają się wyłącznie na ich wyglądzie zewnętrznym. W raporcie czytamy, że ośmiornica i homary niewątpliwie doświadczają świata w kompletnie odmienny sposób niż my, ale tym, co powoduje, iż zasługują na ochronę jest ich możliwość odczuwania przyjemności czy bólu.
      Pojawia się coraz więcej badań wskazujących, że wiele gatunków zwierząt jest bardziej podobnych do nas, niż chcielibyśmy przyznać. Zwierzęta odczuwają ból, radość, przyjemność, smutek. Biolog morska Emily Sullivan, która zarządza akwarium badawczym w Marine Biological Association mówi, że wiele gatunków, z którymi ma do czynienia, wykazuje inteligencję i z pewnością odczuwa ból, są samoświadome oraz świadome otoczenia. Jej zdaniem np. ośmiornice niewątpliwie odczuwają ból, gdyż pod jego wpływem dochodzi u nich do zmian zachowania. Stają się dość apatyczne, widać zmiany apetytu. Dotyczy to wielu zwierząt morskich, w tym krabów i homarów.
      CAWF zwraca w swoim raporcie uwagę, że każdego roku brytyjscy rybacy poławiają ponad 420 milionów bezkręgowców. Stawką jest więc cierpienie olbrzymiej liczby zwierząt. Wprowadzenie poprawek oznacza, że wszelkie kolejne przepisy dotyczące tych zwierząt będą musiały prać pod uwagę ich dobrostan.
      Rzecznik prasowa Departamentu Środowiska, Żywności i Wsi powiedziała, że Wielka Brytania jest dumna z faktu, że wiele z jej przepisów zawiera najwyższe światowe standardy w dziedzinie ochrony zwierząt. Chcemy ciągle je udoskonalać, by upewnić się, że każde zwierzę będzie mogło uniknąć niepotrzebnego bólu, stresu i cierpienia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Archeolodzy opisali świetnie zachowane przybory - haczyki na ryby i harpuny - rybaków, którzy żyli w okolicy dzisiejszego Jortveit na południu Norwegii w neolicie. Ponieważ wykonano tu prace melioracyjne, artefakty znalezione w latach 30. XX w. i ostatnio nie są, niestety, zachowane równie dobrze...
      Historia zaczyna się od rolników, który na początku lat 30. XX w. postanowili osuszyć mokradła w pobliżu farmy w Jortveit, tak by można było zacząć uprawiać nową ziemię. Podczas kopania rowów na głębokości ok. 170 cm ich oczom ukazały się "dziwne" rzeczy: kości orki (fragment żuchwy) oraz tuńczyka (6 kręgów), a także duży haczyk na ryby i harpuny.
      Ostatecznie narzędzia trafiły do Muzeum Historii Kulturowej w Oslo, gdzie zostały poddane badaniom. Kośćmi zajęli się z kolei geolodzy z Muzeum Historii Naturalnej.
      W późniejszych latach w rowach i na suchym lądzie na pobliskich farmach pojawiały się kolejne artefakty.
      Zgodnie z dokumentacją, w latach 30. żaden z badaczy nie zadał sobie pytania: czemu narzędzia i kości znajdowały się w tym samym miejscu, czy istniał między nimi jakiś związek? Dziewięćdziesiąt lat później Svein Vatsvåg Nielsen, doktorant z Muzeum Historii Kulturowej Uniwersytetu w Oslo, połączył ze sobą wszystkie elementy układanki.
      W 2017 r. chciałem zbadać do mojego doktoratu pewne artefakty z magazynu. Szczególnie interesujące były narzędzia z farmy w Jortveit.
      Nielsen przejrzał dane i wiedział, że narzędzia znaleziono w tym samym miejscu, co kości ryb i waleni. Zaczął się więc zastanawiać, czy kości i narzędzia mogą pochodzić z tego samego czasu. Być może łącznie powiedziałyby coś więcej o znalezisku.
      Doktorant skontaktował się z Muzeum Historii Naturalnej Uniwersytetu w Oslo. Muzeum zgodziło się na datowanie kości, nie było jednak do końca wiadomo, gdzie się obecnie znajdują. Ostatecznie udało się je zlokalizować.
      Naukowcy badali żuchwę orki, jeden z kręgów tuńczyka, dwa harpuny i jeden spalony kij (był on zapewne pochodnią). Okazało się, że datują się one na 3700–2500 cal. BCE.
      Kręgi tuńczyka wskazują na wiek powyżej 13 lat. Szacowana długość ogonowa ryby wynosi ok. 160 cm, a waga ok. 150 kg, a wg współczesnych standardów rybackich, jest to duży tuńczyk. Ocena wieku i rozmiarów orki na podstawie fragmentu żuchwy jest problematyczna, ale zachowany rząd zębów sugeruje, że waleń miał circa 5-9 m długości, a jego maksymalna waga wynosiła ok. 4000 kg. Ślady nacięć sugerują, że kość celowo rozłupano, na przykład w celu wydobycia szpiku.
      Choć wiadomo, że ludzie znajdowali na tutejszych mokradłach kości i miało to miejsce zarówno przed, jak i po odkryciu z 1931 r., nikt nie przeprowadził na stanowisku dodatkowych wykopalisk. Nielsen zaczął się więc zastanawiać, czy nadal znajdują się tam jakieś artefakty. Zasugerowałem kolegom, że wykopaliska można by przeprowadzić w ramach obowiązkowych prac terenowych dla studentów Uniwersytetu w Oslo. Latem 2018 r. plan ten udało się wcielić w życie.
      Archeolodzy przebili się przez warstwę ziemi uprawnej i twardą glinę. Początkowo znaleźli tylko grot. Głębiej glina stała się wilgotna i lepka. Potwierdzały się więc podejrzenia, że to dawne dno morskie. Gdy po pokonaniu metra nadal nie było nic widać, prawie się poddaliśmy. Wtedy jednak, na głębokości ok. 125-130 cm, coś się pojawiło: niespalone kości ryb i waleni, palone drewniane (brzozowe) kije czy kamienne artefakty. Datowanie wskazało na ten sam okres, jak w przypadku znaleziska z 1931 r.
      Podczas 3 sezonów wykopalisk Nielsen dokonał wielu ważnych odkryć. Artykuł na ten temat ukazał się w Journal of Wetland Archaeology. Znaleziono groty, haczyki na ryby i harpuny, ale przede wszystkim kości. Niektóre pochodzą np. z dorsza atlantyckiego (Gadus morhua), ale głównym ich źródłem są tuńczyki (Thunnus thynnus).
      Jak podkreśla Nielsen, łącznie kości i narzędzia wskazują na pewien scenariusz. Prawdopodobnie ludzie z pobliskiej osady łowili w lagunie (w oparciu o wcześniejsze badania poziomu mórz w przyległych rejonach można przypuszczać, że późniejsze mokradła w Jortveit stały się osłoniętą laguną ok. 3900/3800 cal. BCE). Od czasu do czasu tuńczyk podążył do laguny za ławicą śledzi lub makreli. Wtedy tutejsi mieszkańcy próbowali polować na niego z łodzi. Kości pozostały na dnie, bo ludzie sprawiali ryby przed powrotem na brzeg. Mogą to również być szczątki ryb, które uciekły, ale poniosły śmierć w wyniku odniesionych ran.
      To nieprawdopodobne, by tyle tuńczyków znalazło się tam przez przypadek - zaznacza Nielsen. Gdyby do śmierci ryb w lagunie doprowadziło jakieś zjawisko naturalne, byłyby tu kości wielu różnych gatunków, a nie prawie samych tuńczyków.
      Harpuny znalezione na mokradłach w bardzo dużym stopniu przypominają harpuny, w przypadku których archeolodzy wiedzą, że wykorzystywano je wyłącznie do chwytania dużych ryb bądź małych waleni. Byłby to niesamowity przypadek, gdyby rzadkie harpuny i kości ryb nagromadziły się tu losowo.
      Choć jak żartuje Nielsen, nie znaleziono ryby z haczykiem w pysku, archeolog jest przekonany, że odkrycia z Jortveit zapewniają cenny wgląd w codzienne życie we wczesnym-środkowym neolicie skandynawskim. Zazwyczaj wiemy tylko, co ludzi robili na lądzie, w pobliżu miejsca, gdzie żyli. Typowo prowadzimy wykopaliska setek metrów kwadratowych wokół domostw. Gdy tylko ludzie opuszczali swoje domy, [...] dla nas znikali we mgle. To, co znaleźliśmy [w Jortveit], pokazuje nam jednak, co robili w swoich łodziach.
      Skoro istnieją dowody na aktywność, która utrzymywała się w tym miejscu ponad 1000 lat, w tym czasie do wody mogło trafić wiele rzeczy, nawet całe łodzie.
      Jak napisał Nielsen w przesłanym nam mailu, by dokładniej określić chronologię, konieczne są dalsze wykopaliska. Trzeba się jednak spieszyć, bo osuszenie terenu w ubiegłym wieku pogorszyło warunki. Obiekty znalezione w latach 30. są zachowane o wiele lepiej niż te odkryte niedawno.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Supermarket w Vancouver postanowił zawstydzić klientów korzystających z plastikowych toreb. W sklepie pojawiły sie jednorazówki z hasłami, które mają spowodować, że klient dobrze się zastanowi, zanim po nie sięgnie. Ci z kupujących w sklepie spożywczym East West Market, którzy mimo wszystko zdecydują się zapakować zakupy w plastikową torbę, będą musieli paradować po mieście z takimi hasłami jak: Centrum handlowe z dziwacznymi filmami porno, Spółdzielnia 'Dbamy o okrężnicę' czy reklamującymi rzekomy krem na kurzajki doktora Taewsa. Sklep ma nadzieję, że w ten sposób skłoni swoich klientów, by ci pamiętali o zabieraniu z domu toreb wielorazowego użytku. Oczywiście torby nie są rozdawane za darmo. Każda z nich kosztuje 5 centów.
      Vancouver, w przeciwieństwie do innego kanadyjskiego miasta, Victorii, nie wprowadziło całkowitego zakazu używania jednorazowych toreb plastikowych. Miasto przyjęło jednak Singe-Use Item Reduction Stragety, w ramach której domaga się od firmy, by same opracowały metody na zmniejszenie użycia plastikowych toreb.
      Właściciel East West Market przyznał, że niektórzy klienci specjalnie kupili torby, by pokazać je znajomym. Ma jednak nadzieję, że jego inicjatywa przyczyni się do ożywienia dyskusji na temat jednorazowych reklamówek i spowoduje, że część klientów rzeczywiście zacznie pamiętać o zabieraniu z domu własnych toreb na zakupy.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...