Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Podczas szeroko zakrojonej akcji Europol doprowadził do wyłączenia 30 506 witryn internetowych, które zajmowały się sprzedażą podrobionych i pirackich towarów. Operacja została przeprowadzona we współpracy z US National Intellectual Property Rights Coordination Centre, Eurojust i Interpolem. W jej ramach aresztowano 3 osoby i przejęto 26 000 różnych przedmiotów, w tym podrobione lekarstwa, pirackie firmy, muzykę i oprogramowanie oraz podrobioną elektronikę.

Śledczy zidentyfikowali też na różnych kontach bankowych i platformach płatniczych 150 000 euro należących do przestępców i doprowadzili do ich zablokowania. Działania przeprowadzono w ramach trwającej od 2014 roku operacji IOS X.

Szacuje się, że na rynku Unii Europejskiej aż 5% importowanych dóbr to podróbki. To poważny problem nie tylko dla właścicieli znaków towarowych czy konsumentów, którzy mogą nieświadomie kupować niemarkowe produkty. Tworzeniem takich podróbek najczęściej zajmują się zorganizowane grupy przestępcze, które finansujemy kupując ich towary.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Europol wraz z policjami kilku krajów doprowadził do likwidacji botnetu Emotet, jednego z najdłużej działających i najpoważniejszych zagrożeń w internecie. Śledczy Europolu oraz policja m.in. z USA, Wielkiej Brytanii i Francji przejęli kontrolę nad setkami serwerów, które tworzyły Emotet.
      Śledztwo trwało niemal przez dwa lata, w czasie których zmapowano botnet. Wczoraj zaś przystąpiono do jego likwidacji. W jej ramach dokonano m.in. przeszukań na Ukrainie.
      Brytyjska National Crime Agency (NCA), która odpowiadała za śledzenie przepływów finansowych twórców Emoteta, dowiedziała się m.in. że w ciągu tych dwóch lat przez tylko jedną z platform handlu kryptowalutami przepuścili oni 10,5 miliona dolarów. W tym czasie na utrzymanie botnetu wydali 500 000 USD.
      Początki botnetu sięgają 2014 roku. Narodził się on jako przeciętny trojan bankowy, z czasem jednak urósł do szkodliwego kodu rozprzestrzeniającego inny szkodliwy kod. Wykorzystano go też do stworzenia Qbota, TrickBota oraz ransomware Ryuk.
      Śledztwo wykazało, że w samym tylko grudniu ubiegłego roku Emotet każdego dnia atakował 100 000 internautów, przez co wpłynął na 7% organizacji na całym świecie.
      Emotet stał za jednymi z najpoważniejszych cyberataków w ostatnich czasach. Przechodziło przez niego nawet 70% światowego szkodliwego kodu, mówi dyrektor National Cyber Crime Unit, Nigel Leary. Mamy tutaj dobrzy przykład skali i natury cyberprzestępczości, która umożliwia popełnianie innych przestępstw i czyni olbrzymie szkody zarówno finansowe, jak i psychologiczne, dodaje.
      Twórcy Emoteta wykorzystywali wiele różnych technik unikania wykrycia. Byli m.in. w stanie zarazić całe sieci korporacyjne po uzyskaniu dostępu do zaledwie kilku urządzeń. Do ataku dochodziło często za pośrednictwem e-maila i zarażonych załączników, w tym fałszywych faktur, informacji o rzekomej przesyłce czy alertów dotyczących COVID-19.
      Stefano De Blasi, ekspert z firmy Digital Shadows pochwalił pracę organów ścigania, ostrzegł jednak, że przedsiębiorstwa nie mogą odetchnąć z ulgą. Przypomniał, że w ubiegłym roku US Cyber Command zlikwidowała Trickbota, a niedawno botnet ten znowu powrócił i to w formie bardziej odpornej na likwidację. Wspomniane przez organa ścigania „nowe i unikatowe” podejście do Emoteta mogło polegać na tym, że lepiej poznano jego wewnętrzną strukturę, co może skutkować jego dłuższym wyłączeniem. Jednak trzeba podkreślić, że pomimo przejęcia infrastruktury, jest mało prawdopodobne, by Emotet zniknął na stałe. Botnety są niezwykle elastyczne i jest bardzo możliwe, że jego twórcy wcześniej czy później go odtworzą, mówi De Blasi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Warte fortunę rzadkie książki, które skradziono w styczniu 2017 r. z magazynu tranzytowego w Feltham, zostały znalezione pod podłogą domu w Rumunii. Odzyskanie dzieł, w tym pierwszych wydań prac Galileusza czy Newtona, to kulminacyjny moment 3-letniej operacji Met, Poliția Română i włoskiego Korpusu Karabinierów (policje krajowe wspierały Europol i Eurojust).
      Książki, które dostarczono z Włoch i Niemiec, skradziono z magazynu tranzytowego; stamtąd miały trafić na aukcję w Las Vegas. Daniel David i Victor Opariuc włamali się przez otwory wycięte w świetlikach dachowych. Mężczyźni spuścili się do środka na linie. Przysiadając na regałach, nie uruchomili systemu alarmowego. W samochodzie czekał na nich Narcis Popescu. Wyczyszczony pojazd został później porzucony.
      Dzięki próbkom DNA udało się zidentyfikować Davida i Popescu. Koniec końców śledczy dotarli do Neamț w Rumunii. Szesnastego września br. miejscowa policja znalazła pakunki z książkami w murowanej skrytce.
      Rumuński gang włamywał się do magazynów na terenie Wielkiej Brytanii. Zawsze stosowano tę samą metodę. Przestępcy unikali kary, bo przylatywali na Wyspy tylko po to, by wykonać skok (wyjeżdżali od razu po wykonaniu zadania). Skradzione dobra były transportowane przez innych ludzi.
      W przypadku opisywanego skoku krótko po kradzieży Popescu wynajął dom w Balham (tam książki były przechowywane). Na rozprawie sądowej prokurator dowodziła, że wywieźli je Marian Mamaliga i Ilie Ungureanu. Pierwszy dotarł do Wielkiej Brytanii vanem przez Eurotunel. Drugi przyleciał samolotem. Ładunek przemycono Eurotunelem. Książki miały być sprzedane na czarnym rynku.
      W czerwcu zeszłego roku przeprowadzono serię zmasowanych aresztowań w trzech krajach. Zatrzymano 13 osób (zarzuty dot. włamań popełnionych między grudniem 2016 r. a kwietniem 2019 r. i nabywania nielegalnych dóbr postawiono im w Wielkiej Brytanii). Met poinformowała, że orzeczono już winę 12 z nich. Proces 13. podejrzanego zaplanowano na marzec przyszłego roku.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dzięki wspólnemu działaniu Interpolu, Europolu, Światowej Organizacji Celnej (WCO) i policji poszczególnych krajów udało się rozbić szajki przemytników i odzyskać ponad 19 tys. artefaktów/dzieł sztuki. Choć obejmujące 103 kraje akcje Athena II i Pandora IV przeprowadzono jesienią zeszłego roku, ze względów operacyjnych wyniki misji utrzymywano w tajemnicy aż do maja br. Wśród odzyskanych przedmiotów znalazły się m.in. prekolumbijska złota maska czy rzymskie figurki.
      Aresztowano 101 osób i rozpoczęto 300 dochodzeń. Rozbite szajki handlowały dobrami archeologicznymi i dziełami sztuki skradzionymi z krajów objętych wojnami, a także z muzeów i stanowisk archeologicznych.
      Pandora IV to ostatnia z serii operacji Pandora. Jak poinformował portal Art Newspaper, w ramach poprzednich takich akcji w latach 2017-19 odzyskano 62.500 artefaktów. W listopadzie 2019 r. Europol poinformował od odzyskaniu podczas operacji Achei 10 tys. artefaktów.
      Athena II miała zasięg globalny i była prowadzona przez WCO oraz Interpol, zaś skoncentrowaną na Europie Pandorę IV koordynowały hiszpańska Guardia Civil i Europol.
      Jak ujawnił w opublikowanym komunikacie Interpol, przed odlotem do Stambułu afgańscy celnicy skonfiskowali w Porcie lotniczym Kabul 971 przedmiotów. W Porcie lotniczym Madryt-Barajas dzięki współpracy policji hiszpańskiej i kolumbijskiej przechwycono bardzo rzadkie artefakty prekolumbijskie, w tym unikatową złotą maskę z Tumaco, a także parę złotych figurek i biżuterię. W Hiszpanii aresztowano 3 przemytników, a w Bogocie przeprowadzono przeszukania w domach. W ten sposób skonfiskowano kolejne prekolumbijskie obiekty (242); to największa konfiskata w historii tego kraju.
      Dochodzenie ws. online'owej sprzedaży doprowadziło z kolei do przejęcia przez Policia Federal Argentina 2500 starożytnych monet. Latvijas Valsts Policija skonfiskowała 1375 monet.
      Oprócz tego na liście odzyskanych obiektów znalazły się skamieniałości, obrazy, ceramika, broń historyczna czy fryz z wapienia.
      Liczba aresztowanych i obiektów pokazuje skalę i globalny zasięg nielegalnego handlu artefaktami. Każdy kraj z bogatym dziedzictwem może się stać potencjalnym celem - podkreśla sekretarz generalny Interpolu Jürgen Stock.
      Ważną częścią operacji był tydzień cyberpatrolowy, zorganizowany przez Departament Ochrony Dziedzictwa Kulturowego Korpusu Karabinierów. Prace zespołu doprowadziły do przejęcia 8670 obiektów przeznaczonych do sprzedaży w Internecie (28% ogółu obiektów odzyskanych w czasie akcji).
      Przestępczość zorganizowana ma wiele twarzy. Handel dobrami kulturowym jest jedną z nich. To nie wytworny biznes, prowadzony przez ekstrawaganckich fałszerzy-dżentelmenów, ale międzynarodowe siatki przestępcze. Nie można tego rozpatrywać oddzielnie od zwalczania przemytu narkotyków i broni - podsumowuje dyrektorka wykonawcza Europolu Catherine de Bolle.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Neil Felahy z Newport Coast w Kalifornii przyznał się przed sądem do sprzedania Marynarce Wojennej USA tysięcy podrobionych układów scalonych. Felahy wraz z żoną i szwagrem kupowali chipy w Chinach. Następnie ścierali z nich oznaczenia, obudowy poddawali działaniom kwasów, by nadać im pożądany wygląd. Tak przygotowane kości sprzedawano pod marką Intela, VIA, Fujitsu, National Semiconductor i Analog Devices. Część z nich rzeczywiście pochodziło od tych producentów, a oszuści zmieniali na nich oznaczenia tak, by wyglądały na bardziej wydajne, a więc droższe, układy.
      Wiadomo, że oszuści sprowadzili ponad 13 000 układów o wartości ponad 140 000 USD.
      Trafiły one później do Naval Sea Systems Comand oraz nieujawnionego producenta odkurzaczy.
      Felahy'emu grozi do 51 miesięcy więzienia i milionowa grzywna. Mężczyzna poszedł na ugodę i przyznał się do winy w zamian za odstąpienie przez prokuraturę od oskarżenia jego żony. Będzie jednak musiał współpracować z władzami podczas oskarżenia szwagra.
      Podrabianie układów scalonych wykorzystywanych przez wojsko to bardzo intratny biznes. Tego typu kości, ze względu na swoją specyfikę, osiągają wyższe ceny, a więc oszuści mogą liczyć na wyższe zyski. W Chinach istnieją całe fabryki, których pracownicy zajmują się rozbieraniem starego sprzętu, przerabianiem obudów układów scalonych i sprzedawaniem ich jako nowych kości.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Fałszerz, który zdecydował się rozprowadzać wśród wikingów fałszywe miecze, musiał być nie lada śmiałkiem. Z drugiej strony, nie ryzykował aż tak bardzo, ponieważ różnica stawała się widoczna, a właściwie wyczuwalna, dopiero w bitwie. Podrabiany oręż rozpadał się w niwecz, podczas gdy oryginalne wyroby sprawują się doskonale po dziś dzień.
      Dr Alan Williams, archeometalurg i konsultant Kolekcji Wallace'a, londyńskiego muzeum mogącego się poszczycić jedną z największych kolekcji broni starożytnej na świecie, od jakiegoś czasu zastanawiał się, skąd takie różnice w jakości, skoro wszystkie miecze Skandynawów były sygnowane przez niejakiego Ulfberhta. W rozwiązaniu zagadki pomógł mu Tony Fry, badacz z Narodowego Laboratorium Fizycznego.
      Podpis mistrza widniał zawsze w pobliżu rękojeści. Ponieważ jedne miecze zachowały się w całości, a inne znajdowano w częściach na polach bitew lub grobach, było jasne, że musiały się czymś różnić. Gdy klient brał je do ręki, oba zachwycały ostrością klingi, lecz jeden nie sprawdzał się w warunkach bojowych. Czemu?
      Wykonano je z różnych rodzajów metalu. Podróbki wykuto w Europie Północnej z miejscowego żelaza, a dzieła mistrza powstały ze sprowadzanej w sztabkach irańskiej i afgańskiej stali. Oryginalne miecze Ulfberhta zawierały nieprawdopodobnie dużo węgla: 3-krotnie więcej od fałszywych i tylko o połowę mniej od współczesnej broni białej.
      Podróbki produkowano przy zastosowaniu zaawansowanych jak na owe czasy technik metalurgicznych. Naśladowca (lub naśladowcy) uciekał się do hartowania. Zanurzanie rozpalonej do czerwoności klingi w zimnej wodzie zapewniało odpowiednią ostrość, ale miało też jedną poważną wadę: skutkowało łamliwością.
      Techniki pozyskiwania broni zmieniły się, gdy w XI wieku Rosjanie zablokowali szlaki handlowe ze Wschodem i nie można już było importować stali. Prawdziwe miecze Ulfberhta znajdowano najczęściej w rzekach, ale Williams nie sądzi, że były to rytualne ofiary. Bardziej prawdopodobna jest, wg niego, zupełnie inna wersja wydarzeń. Ponieważ broń leżała na dnie w pobliżu dawnych osad, została zapewne zgubiona przez wracającego po pijanemu do domu żołnierza, który wpadał do wody i wydostawał się stamtąd, tyle że już bez oręża.
      Testy wykazały, że wiele mieczy Ulfberhta ze znanych kolekcji na całym świecie to podróbki.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...