Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Gdy latem obserwujemy stada bizonów pasące się na Parku Narodowym Yellowstone, może wydawać się, że zwierzęta poruszają się chaotycznie i bez celu. To jednak złudne wrażenie. Z każdym kęsem trawy bizony manipulują pastwiskiem tak, by trawa wzrastała jak najkorzystniej dla nich.

Bez swobodnie pasących się bizonów wiosenny okres wzrostu roślin byłby krótszy, ekosystem byłby mniej zróżnicowany, a trawa mniej pożywna. Co interesujące, odpowiednie gryzienie trawy pozwala bizonom na migracje wedle odmiennych wzorców niż migracje innych gatunków.

Pomiędzy połową a końcem lata stada bizonów przenoszą się na wyżej położone tereny. Dzięki dużej intensywności wygryzania szaty roślinnej, rośliny powracają do wcześniejszych etapów rozwoju. Innymi słowy, bizony cofają zegar biologiczny roślin do czasu wiosennego. Efekt ten jest tak silny, że wykrywają go satelity NASA, których czujniki są w stanie odróżnić regiony, gdzie bizony pasły się bardziej i mniej intensywnie. Gdy wiele bizonów gromadzi się w jednym miejscu i się pasą, wzorzec wzrostu roślin jest tam zupełnie inny i nie ma to nic wspólnego z pogodą czy lokalnymi warunkami terenowymi. Jedyną przyczyną tej zmiany są bizony.

To, jak wielką rolę odgrywają bizony jako „inżynierowie roślin”, odkryli właśnie naukowcy z Yellowstone National Park, Chris Geremia i Rick wallen, który stanęli na czele grupy badawczej złożonej ze specjalistów z University of Wyoming, University of Montana i U.S. Geological Survey.

Badania nad bizonami w Yellowstone trwają od ponad wieku. Jednak ani tutaj, ani nigdzie indziej, nikt nie zauważył, że to bizony, poprzez to gdzie się przemieszczają i jak się pasą, decydują de facto o nadejściu wiosny, mówi Geremia, główny specjalista ds. bizonów w Yellowstone.

Oczywiście specjaliści od wielu lat wiedzą, że wielkie stada roślinożerców przyczyniają się do powstania swoistych żyznych łąk, na których wygryzanie trawy wraz z ich nawożeniem odchodami zwierząt powoduje niemal ciągły wzrost roślin. Jednak dotychczas efekt ten badano w dość małej skali.

Geremia i Wallen założyli bizonom nadajniki GPS i przez 13 lat śledzili ich ruchy. Prowadzili też eksperymenty mające na celu ocenę intensywności wygryzania roślin. Przez te lata naukowcy śledzili bizony na terenie całego parku i badali rośliny, na których się pasły. Analizowali też próbki odchodów.

Dane pokazały, że łąki, na których pasą się bizony, są bardziej produktywne niż te obszary, do których zwierzęta nie mają dostępu. Rośliny te mają wyższy stosunek azotu do węgla, co jest wskaźnikiem ich lepszych właściwości odżywczych. Zazieleniają sie one wcześniej, szybciej, bardziej intensywnie i dłużej pozostają świeże, mówi Matthew Kauffman z U.S. Geological Survey. Uczeni zauważyli też, że to właśnie sposób, w jaki bizony się pasą, determinuje potem ich migracje.

Od mniej więcej dekady naukowcy zdobywają coraz więcej dowodów na to, że duzi roślinożercy w ciągu roku „surfują po zielonej fali”. Ich migracje są zsynchronizowane z zazielenianiem się kolejnych terenów, dzięki czemu mają ciągły dostęp do najbardziej odżywczych roślin.

Głównym celem najnowszych badań było sprawdzenie, jak dobrze bizony radzą sobie z „surfowaniem po zielonej fali”. Okazało się, że nie idzie im to zbyt dobrze.

Naukowcy zauważyli, że zamiast ciągle przenosić się na coraz wyższe tereny, bizony zatrzymują się w dwóch trzecich drogi i pozwalają, by „zielona fala” je ominęła. Jednak, zatrzymując się, tworzą sobie alternatywne pastwiska, dzięki czemu mają dostęp do pożywienia wysokiej jakości i nie są uzależnione od wzorców wzrostu roślinności. To zdecydowanie odróżnia bizony od innych dużych północnoamerykańskich roślinożerców, których migracje są ściśle uzależnione od pory roku, temperatury, opadów i topnienia śniegu. Gatunki takie są „niewolnikami zielonej fali”. Jest to jeszcze bardziej oczywiste, gdy uświadomimy sobie, że o ile zwierzęta takie muszą podążać za „zieloną falą”, to fakt, że się na niej pasą, nie jest istotny dla samej fali.

Inaczej ma się sprawa z bizonami. Duże stada bizonów kształtują „zieloną falę”. Wiedzieliśmy, że bizony migrują, zauważyliśmy, że podążają za „zieloną falą”, ale nie wiedzieliśmy, że oddziaływanie, jakie wywierają na krajobraz, ma wpływ na sposób, w jaki wiosna przesuwa się po górach i dolinach Yellowstone. One nie przemieszczają się w poszukiwaniu najlepszego pożywienia, one tworzą sobie najlepsze pożywienia. Dzieje się tak, gdyż bizony tworzą duże stada liczące setki, a nawet tysiące zwierząt, mówi profesor Jarod Merkle.

Możemy tylko wyobrażać sobie, jak odmiennie od dzisiejszego wyglądał krajobraz Ameryki Północnej zanim dotarli tam Europejczycy. Po całym kontynencie wędrowały dziesiątki milionów bizonów, zatem musiały być to niezwykle produktywne tereny.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od dawna wiadomo, że wszystko, co robią zwierzęta ma jakiś konkretny cel, więc spodziewałem się, że z bizonami jest tak samo.

  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko człowieki nic nie kumają. Nie potrafią zaczaić, że zapakowana w trzy folijki natka pietruszki to obraz najczystrzej postaci głupoty. I dźwigają śmieci w tę i nazad.

Zamiast w doniczce posadzić i cieszyć się z komunikacji z roślinną świadomością. No ciężcy idioci. I jak tu człowiekom wierzyć w bardziej skomplikowanych sprawach?

  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przywrócenie Arktyce pierwotnego stepowego charakteru mogłoby powstrzymać rozmarzanie wiecznej zmarzliny i zmniejszyć ryzyko związane z globalnym ociepleniem. Aby tego dokonać należy masowo reintrodukować w Arktyce dużych roślinożerców, wynika z badań naukowców z Uniwersytetu w Oksfordzie.
      Duże zwierzęta roślinożerne, jak konie, żubry czy bizony nadają kształt krajobrazowi. Zjadając i zadeptując siewki moga one ograniczać wzrost drzew i krzewów. W wielu miejscach na świecie lasy stanowią ważny element zapobiegania globalnemu ociepleniu, gdyż wycofują węgiel z atmosfery. Jednak w Arktyce zamiana krajobrazu na bardziej trawiasty, stepowy zwiększa ochronę bogatej w węgiel gleby przed rozmarzaniem i uwalnianiem węgla do środowiska.
      Tego typu ekosystem, zwany „mamucim stepem” istniał tam w plejstocenie, jednak wraz z wyginięciem mamutów doszło do jego zmiany. Uczeni z Oksfordu uważają, że konie i bizony mogłyby obecnie zastąpić mamuty. Zwierzęta te, usuwając rośliny drzewiaste, zrobiłyby miejsce dla traw, przywracając „mamuci step”. Zaś dzięki zwiększeniu wzrostu traw i ubijaniu śniegu podczas wędrówek, zwiększyłyby albedo tych terenów, czyli ilość energii słonecznej, jaka jest odbijana a nie pochłaniana. Ponadto trawy, dzięki swojemu rozległemu systemowi korzeniowemu, dobrze odprowadzają węgiel wgłąb ziemi, umożliwiają chłodowi głębiej wniknąć w glebę. Naukowcy uważają, że taka zmiana przyczyniałaby się ochłodzenia Arktyki i opóźniłaby rozmrażanie wiecznej zmarzliny.
      Arktyka bardzo szybko się zmienia. Jeśli nic nie zrobimy, dojdzie do wielkich, nieodwracalnych zmian. Chociaż ekoinżynieria Arktyki nie została przetestowana w sposób naukowy, tkwi w niej olbrzymi potencjał, który warto rozważyć, mówi główny autor najnowszych badań, doktor Marc Macias-Fauria.
      Z badań prowadzonych na Oksfordzie wynika, że w XXI wieku z roztapiającej się Arktyki może trafić do atmosfery 4,35 miliarda ton węgla rocznie. By zmniejszyć tę ilość można, jak twierdzą brytyjscy naukowcy, przywrócić na te tereny dużych roślinożerców. Tym bardziej, że eksperyment o nazwie Park Plejstoceński, prowadzony w północno-wschodniej Rosji, daje obiecujące wyniki. Konieczne jest jednak przeprowadzenie prób na znacznie większą skalę.
      Do oceny gęstości występowania zwierząt na badanym przez siebie terenie naukowcy wykorzystali skamieniałości i stwierdzili, że na każdy kilometr kwadratowy przypadał 1 mamut, 5 bizonów, 7,5 konia, 15 reniferów, 0,25 lwa jaskiniowego i 1 wilk. To zagęszczenie porównywalne z afrykańskimi rezerwatami na sawannach.
      Uczeni proponują, by początkowo przeprowadzić trzy duże eksperymenty i wprowadzić na kontrolowane obszary po 1000 zwierząt na każdy z nich. Szacunkowy koszt prowadzenia takich eksperymentów wyniósłby 114 milionów dolarów w ciągu 10 lat. Emisja węgla z tych terenów powinna zmniejszyć się o nawet 72 000 ton rocznie, co przyniesie w ciągu roku przychód w wysokości 360 000 USD.
      Prowadzenie ekoinżynierii na skalę całej Arktyki byłoby kolosalnym przedsięwzięciem, jednak, jak stwierdzają naukowcy, przyniosłoby olbrzymie korzyści.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...