Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

To nie El Greco był autorem jednego z najpiękniejszych XVI-wiecznych portretów

Rekomendowane odpowiedzi

Specjaliści z zakresu historii sztuki ustalili autorstwo jednego z najpiękniejszych XVI-wiecznych europejskich portretów „Portretu damy w futrzanej etoli”. Długo sądzono, że namalował go El Greco, okazało się jednak, że uznanie należy się innemu malarzowi - Alonsowi Sánchezowi Coello.

Debata dotycząca tego, kto namalował „Panią w futrze”, trwała ponad 100 lat. Ostatecznie pogłębiona analiza dzieła pozwoliła ekspertom zdobyć nowe informacje nt. stylu El Greco i innych artystów malujących w tym samym czasie. Badanie techniczne, przeprowadzone w 2014 r. przez Muzeum Narodowe Prado, gdzie portret wypożyczono z okazji 400-lecia śmierci El Greca, oraz później przez Uniwersytet w Glasgow i Muzea Glasgow, sprawiło, że autorstwo obrazu „przeniesiono” z El Greca (wł. Domenikosa Theotokopulosa) na Alonsa Sáncheza Coello.

Sir William Stirling Maxwell kupił „Portret damy w futrzanej etoli” w 1853 r. W 1967 r. wnuczka Maxwella, Anne Maxwell Macdonald, przekazała go razem z Pollok House miastu Glasgow (obraz stanowi część kolekcji dzieł hiszpańskich). Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, latem przyszłego roku obraz wróci do Pollok House z nowym opisem.

Pani w futrze to fascynujący portret. Techniczne badanie ujawniło niespodziewane elementy, takie jak kryjący się pod powierzchnią rysunek wstępny. To sugeruje, że przed wprowadzeniem przykuwającej wzrok etoli suknia damy była utrzymana w innym stylu. Debata dotycząca dzieła będzie się toczyć nadal, bo choć już znamy tożsamość autora obrazu, nadal nie wiemy, kim była sama dama [...] - podkreśla Duncan Dornan, dyrektor Muzeów Glasgow.

Od początku XX wieku zaczęły pojawiać się wątpliwości co do autorstwa obrazu. Osoby specjalizujące się w malarstwie hiszpańskim coraz częściej zwracały uwagę, że dzieło różni się od innych obrazów El Greca.

Gdy w 2014 roku „Portret damy w futrzanej etoli” został wypożyczony Muzeum Prado z okazji 400. rocznicy śmierci wielkiego malarza, tamtejsi specjaliści postanowili przeprowadzić badania dzieła. Wykorzystano najróżniejsze zdobycze techniki, np. fluorescencyjną fotografię UV, fotografię rentgenowską, steromikroskopię, reflektografię w podczerwieni czy fluorescencję rentgenowską.

Dzięki analizom technicznym powierzchni oraz analizom mikroskopijnych próbek farby wiemy teraz więcej o tym, jak portret został namalowany oraz jak wykorzystane materiały i metody mają się do innych ważnych obrazów z naszej i innych kolekcji - powiedział doktor Mark Richter, odpowiedzialny za koordynację badań prowadzonych na Uniwersytecie w Glasgow. Wszystkie dowody wskazują, że zarówno materiały, jak i techniki malarskie odpowiadają temu, co stosowano w XVI-wiecznym hiszpańskim malarstwie. Jednak kompozycja poszczególnych warstw „Portretu damy w futrzanej etoli” jest inna niż u El Greca. Większość obrazów składa się z wielu warstw. W XVI wieku zwykle były to warstwa gruntu, podmalówki, liczne warstwy właściwego dzieła, a w końcu werniks. Dzięki współpracy Muzeum Prado i Uniwersytetu w Glasgow mogliśmy szczegółowo przeanalizować każdą z warstw. Stwierdziliśmy, że w „Portrecie damy w futrzanej etoli” są one znacząco różne niż w innych dziełach El Greca.

El Greco na płótno pokryte gipsem sztukatorskim nakładał brązowawo-czerwoną podmalówkę. Zwykle zawierała ona cenne pigmenty różnych kolorów. Do jej stworzenia wielki malarz prawdopodobnie używał farb zeskrobanych z własnej palety. W przypadku analizowanego obrazu niczego takiego nie zauważono. Podmalówka jest jasnoszara. Innym bardzo ważnym detalem była technika wykonania samej podmalówki. W „Portrecie damy w futrzanej etoli” reflektografia w podczerwieni ujawniła wyraźnie widoczny szkic. Takie właśnie szczegóły, ważne dla zrozumienia techniki artysty, powodują, że „Portret damy w futrzanej etoli” nie może być dłużej uznawany za dzieło El Greca - stwierdza Richter.

Specjaliści z Muzeum Prado porównali wyniki analiz obrazu z dziełami innych malarzy działających na dworze Filipa II, w tym z pracami Sofonisby Anguissoli, której wystawę otwarto niedawno w Madrycie. Doszliśmy do wniosku, że „Portret damy w futrzanej etoli” nie wyszedł spod pędzla El Greca ani Sofonisiby Anguissoli i jego autorem jest Alonso Sánchez Coello. To wspaniałe dzieło Sáncheza Coello - mówi doktor Leticia Ruiz Gomez, kierująca w Muzeum Prado działem hiszpańskiego malarstwa renesansowego.

Jako ulubieniec władcy Alonso Sánchez Coello był głównym portrecistą na dworze Filipa II. Za życia był bardziej znany i podziwiany niż El Greco. Niewłaściwe przypisanie El Greco autorstwa „Portretu” odegrało olbrzymią rolę w zdobyciu przez niego uznania w XIX wieku poza granicami Hiszpanii. Ostatnio, gdy zaczęto mówić, iż dzieło to mogło wyjść spod ręki Sofonisby Anguissoli, odżyło zainteresowanie jej malarstwem. Teraz w końcu powinno się udać doprowadzić do odzyskania międzynarodowej sławy przez właściwą osobę, Alonsa Sáncheza Coello - mówi doktor Hilary Macartney z Uniwersytetu w Glasgow.

Specjaliści przyznają też, że analiza tego obrazu i innych portretów z epoki pozwoliła im stwierdzić, iż Sánchez Coello, któremu było najbliżej do konwencjonalnego formalnego stylu tworzenia portretów królewskich, malował też w mniej formalnym stylu, który łączył intymność i ówczesne ideały kobiecej urody.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe jak to wpłynie na cenę tego dzieła oraz innych dzieł tego artysty

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

powinno się powiesić tego, kto śmiał znieważyć królewskiego malarza :D Swoją drogą ciekawe, czy ta dama w futrze to jakaś ulubienica FIlipa II czy po prostu sztuka dla sztuki. W końcu podobno o Bethovenie też każdy mówił, że to wspaniałe, co on pisał, różni eksperci zachwycali się nad wspaniałością jego dzieł wynikającą zapewne z jakichś wzniosłych momentów itd. a on sam dementował to mówiąc: Brzuch mnie bolał i postanowiłem to opisać :D 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 1909 roku Berlińskie Muzeum Królewskie (Berlin Royal Museum) kupiło woskowe popiersie Flory. Na dzieło wydano aż 185 000 goldmarek, gdyż jego autorem miał być sam Leonardo. Zakup od razu wywołał burzę w świecie sztuki. W ciągu zaledwie 2 lat od zakupu w całej Europie ukazało się 730 artykułów, których autorzy sprzeczali się o autorstwo dzieła. Dopiero teraz, po ponad 100 latach, spór został definitywnie rozstrzygnięty.
      Wilhelm Bode, który był dyrektorem muzeum w latach 1905–1929 był przekonany, że Flora wyszła spod ręki wielkiego mistrza renesansu, gdyż przypominała figurę z jednego z jego obrazów. Jednak wielu specjalistów w to powątpiewało, mówiąc, że nie znamy żadnych innych woskowych rzeźb z renesansu. Bode i inni historycy sztuki przypominali, że Leonardo da Vinci był znany z ciągłych eksperymentów z materiałem, na którym pracował.
      Gustav Pauli, dyrektor muzeum w Hamburgu, uważał, że rzeźba może być dziełem Richarda Cockle Lucasa, znanego ze stworzenia wielu rzeźb w kości słoniowej, marmurze i wosku. Lucas był odnoszącym sukcesy utalentowanym rzeźbiarzem, rysownikiem, grawerem i fotografem, a do tego architektem-amatorem, który samodzielnie zaprojektował swoje dwa domy w Chilworth w Wielkiej Brytanii. Lucas był też niezwykłym ekscentrykiem. Syna nazwał Albert Dürer, wierzył we wróżki, fotografował się w strojach z różnych epok i podróżował w okolicach Southampton w replice rzymskiego rydwanu.
      W 1910 roku jego syn poinformował, że Flora to dzieło jego ojca. Miał on je wykonać w 1846 roku z resztek świec. Opowiadał, jak pomagał swojemu ojcu wypchać rzeźbę gazetami i kawałkami drewna, które rzeczywiście znaleziono wewnątrz Flory. Bode miał i na to odpowiedź, Stwierdził, że gazety i drewno wsadzono w rzeźbę w XIX wieku podczas prac konserwatorskich. Badania prowadzone przez specjalistów nie dały jednoznacznej odpowiedzi o autorstwo dzieła. Jedni uważali je za pochodzące z XIX wieku, inni zaś stwierdzali, że rzeczywiście jest renesansowe, ale nie wyszło spod ręki Leonarda.
      Teraz Ina Reiche we współpracy z francuskimi laboratoriami specjalizującymi się w badaniu dzieł sztuki zbadała wosk, wykorzystując przy tym datowanie radiowęglowe.
      Okazało się, że badany materiał to spermacet, czyli półpłynna substancja występująca w głowie kaszalota nad prawym przewodem nosowym. Po kontakcie z powietrzem substancja zastyga. Dawniej ze spermacetu wytwarzano świece, maści czy kremy. Spermacet był powszechnie używany w XIX wieku. Jednak datowanie nie jest tutaj takie proste, gdyż spermacet domieszkowano niewielką ilością wosku pszczelego. Jak wyjaśniają autorzy badań, "węgiel wchłaniany przez organizmy z głębokich i płytkich wód oceanicznych jest starszy niż ten konsumowany przez organizmy żyjące na lądzie". Jakby jeszcze tego było mało, by dokładnie datować węgiel pochodzący z oceanu, konieczna jest znajomość miejsca jego pochodzenia, gdyż wówczas dopiero można skalibrować instrumenty pomiarowe. Tymczasem kaszaloty przebywają olbrzymie odległości.
      Naukowcy poradzili sobie jednak z tym problemem, chociaż ich datowanie nie jest zbyt precyzyjne. Badania wykazały, że materiał użyty do stworzenia rzeźby pochodzi z lat 1704–1950. Z pewnością więc można stwierdzić, że nie jest to materiał renesansowy, co wyklucza, by autorem Flory był Leonardo. Uczeni porównali próbki pobrane z Flory z próbkami reliefu Leda i Łabędź autorstwa Lucasa. Okazało się, że spektra obu wosków są niemal identyczne.
      Wiemy więc, że Wilhelm Bode się mylił, a Albert Dürer (syn Lucasa, oczywiście) najprawdopodobniej miał rację.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Problemy z rzetelnością informacji naukowej są znane nie od dzisiaj. Dotychczas informowaliśmy o drapieżnych wydawnictwach pseudonaukowych publikujących wszystko, za co im się zapłaci. Teraz pojawiło się nowe zjawisko. Okazuje się, że jedna z rosyjskich witryn sprzedaje... autorstwo artykułów naukowych, które mają zostać opublikowane.
      Firma o nazwie International Publisher oferuje do sprzedaży miejsca na listach autorów artykułów wymienionych m.in. w bazach Scopus czy Web of Science. Dziennikarskie śledztwo wykazało, że w tej chwili gotowych są do publikacji 344 artykuły, których autorstwo można sobie kupić. Wiadomo, że 73 z tych artykułów mają zostać opublikowane w pismach wydawanych w Indiach, 54 mają być wydane w Wenezueli, 48 w USA, 33 w Rosji i 28 w Pakistanie. Przedstawiciele International Publisher twierdzą, że wszystkie artykuły zostały już zatwierdzone do publikacji.
      Jednak to, co bardziej niepokoi od działalności takich organizacji jak International Publisher jest fakt, że znajdują oni klientów. Autorzy bloga retractionwatch.com, którzy tworzą bazę danych artykułów naukowych jakie zostały po publikacji poprawione lub z różnych powodów wycofane, informują, że mają dowody na to, iż 10 000 naukowców zapłaciło za dopisanie ich jako autorów ponad 2000 artykułów, z którymi tak naprawdę nie mieli niczego wspólnego. Dowiedzieli się oni również, że wpisanie nazwiska jako głównego autora artykułu kosztuje nawet 500 USD.
      Nazwisko nieuczciwego naukowca może trafić nawet do znanego pisma naukowego. Jak to możliwe? Często wystarczy, że z pracownikiem wydawnictwa skontaktuje się oszust podający się za głównego autora publikacji i poprosi o dopisanie współautora, o którym wcześniej zapomniał wspomnieć. Jako, że chodzi tu o artykuły, które są właśnie przygotowywane do publikacji i przeszły już weryfikację, nazwisko może zostać dodane bez wzbudzania podejrzeń czy pytań ze strony recenzentów.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...