Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Udało się sfotografować kanczyla srebrnogrzbietego. Najmniejszy kopytny jednak nie wyginął

Rekomendowane odpowiedzi

Naukowcy poinformowali o sfotografowaniu w Wietnamie kanczyla srebrnogrzbietego, jednego z najmniejszych ssaków kopytnych, o którym sądzono, że wyginął. To miniaturowe zwierzę jest tak rzadkie, że nie wiadomo nawet, jaki jest jego zasięg występowania.

Kanczyl srebrnogrzbiety po raz pierwszy został opisany w 1910 roku na podstawie czterech osobników. Pochodziły one z okolic miasta Nha Trang. W 1990 roku myśliwi zabili przedstawiciela tego gatunku w okolicach miast Kan Nack. Od tamtej pory brak jest doniesień o obserwacji kanczyla, dlatego też obawiano się, że zwierzę wyginęło. Teraz zarejestrowała je kamera pułapkowa.

Odkrycie, że kanczyl srebrnogrzbiety wciąż istnieje to pierwszy krok w kierunku uratowania gatunku. Musimy szybko dowiedzieć się, jak go chronić, mówi An Nguyen, naukowiec z Global Wildlife Conservation (GWC).

Obecność zwierzęcia zarejestrowano po tym, jak grupa naukowców pracująca pod kierunkiem Nguyena, dowiedziała się od okolicznych mieszkańców i leśników, iż spotykają zwierzę podobne do opisanego. Uczeni umieścili trzy aparaty pułapkowe. Gdy na 275 zdjęciach zauważono kanczyla, rozmieszczono kolejnych 29 aparatów. W sumie w ciągu 5 miesięcy wykonały one 1881 zdjęć kanczyla srebrnogrzbietego. To naprawdę niezwykłe wydarzenie, gdyż na badanym obszarze rozpowszechnione jest kłusownictwo, szczególnie za pomocą wnyków, które dewastuje przyrodę.

Teraz GWC chce wysłać misję terenową, której zadaniem będzie ocena wielkości populacji i obszaru jej występowania.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania genetyczne jednoznacznie potwierdziły, że zwierzę złapane w październiku 2020 roku w Wietnamie to samica żółwiaka szanghajskiego (Rafetus swinhoei). To bardzo dobra wiadomość, gdyż oznacza, że na świecie pozostał co najmniej jeden samiec i jedna samica. Trwa dramatyczna walka o ocalenie tego najbardziej zagrożonego żółwia na świecie.
      W 2013 roku informowaliśmy, że naukowcy z zoo w Suzhou zebrali jaja złożone po kopulacji ostatniej pary żółwiaków szanghajskich. Trzy lata później Wietnam opłakiwał śmierć Cu Rua, jednego z czterech ocalałych żółwiaków. Ciało Cụ Rùa (dosł. żółwiego prapradziadka), tamtejszego symbolu pomyślności, unosiło się na jeziorze Hoan Kiem w historycznym centrum Hanoi. Kolejna wiadomość była jeszcze bardziej tragiczna. W 2019 roku padła samica z zoo w Suzhou. Gatunek, z którego pozostały tylko samce, wydawał się skazany na zagładę.
      Jednak w październiku 2020 roku w jeziorze Dong Mo złapano żółwiaka i okazało się, że jest to samica. Jest więc ona drugim, obok samca z Suzhou, znanym i żywym przedstawicielem swojego gatunku. Niewykluczone jednak, że w jeziorze Dong Mo pozostał jeszcze jeden żółwiak, a kolejny żyje w pobliskim jeziorze Xuan Khanh. Wiosną bieżącego roku wietnamscy specjaliści spróbują złowić oba żółwiaki.
      Timothy McCormack, dyrektor programowy organizacji ATP/IMC, która wspomaga rząd Wietnamu w wysiłkach na rzecz ocalenia żółwiaka szanghajskiego, mówi, że bardzo ważnym jest odłowienie jeszcze żyjących zwierząt oraz sprawdzenie ich płci. Tym bardziej, że nie można wykluczyć, iż w innych regionach Wietnamu przetrwali pojedynczy przedstawiciele gatunku. Gdy uda się zgromadzić odpowiednią liczbę zwierząt, będzie można żywić nadzieję, że gatunek ocaleje.
      Taką nadzieję budzi już sam fakt istnienia jednej pary żółwiaków.
      Żółwiak szanghajski to gatunek dużego żółwia osiągającego ponad 100 cm długości i do 140 kg masy ciała. Występujący głównie w północnym Wietnamie gatunek został niemal całkowicie wytępiony przez ludzi. Żółwie były zabijane dla mięsa, a części ich ciała wykorzystywano w medycynie ludowej. Ludzie zniszczyli też habitaty żółwi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Narastająca wojna handlowa pomiędzy USA a Chinami ma coraz poważniejsze konsekwencje. Groźba nałożenia 25-procentowych ceł na produkty z Chin spowodowała, że wiele japońskich, amerykańskich, koreańskich i tajwańskich przedsiębiorstw opuszcza Chiny i przenosi produkcję do Azji Południowo-Wschodniej. Podobnie zaczynają postępować chińskie przedsiębiorstwa robiące interesy w USA, które przenoszą część, a czasem wszystkie swoje linie produkcyjne poza Państwo Środka.
      Chiny, największy światowy rynek elektroniki, od dawna były miejscem walki i magnesem dla zagranicznych przedsiębiorstw, które chciały skorzystać na taniej chińskiej sile roboczej. Z czasem pensje w Chinach zaczęły rosnąć, a gdy na to nałożyło się pogorszenie stosunków gospodarczych Chin i USA, firmy zaczęły coraz powszechniej opuszczać Chiny.
      Eksodus nie dotyczy jednak całości działań zagranicznych przedsiębiorstw. Większość ponadnarodowych koncernów przemieszcza poza Chiny jedynie te wydziały swoich firm, które mają związek z robieniem interesów z USA. Pozostałe wydziały i fabryki wciąż pracują, dostarczając towary na rynek chiński oraz inne rynki z wyjątkiem amerykańskiego. Zyskują na tym takie kraje jak Wietnam, Indie, Tajlandia czy Malezja, gdzie powstają fabryki obsługujące rynek USA.
      Wraz z przenoszeniem produkcji zmienia się też cały łańcuch dostaw. Dotychczas był skoncentrowany on w Chinach, jednak stopniowo rozprasza się po całej Azji Południowo-Wschodniej i do Indii. Wietnam stał się centrum intensywnej produkcji, w Malezji zagościły przedsięwzięcia związane z testowaniem i pakowaniem półprzewodników, a Indie stały się mekką dla producentów smartfonów i ich dostawców.
      Na amerykańsko-chińskim sporze handlowym wygrywa przede wszystkim Wietnam. W ubiegłym roku wartość zagranicznych inwestycji ulokowanych w tym kraju wyniosła 35,46 miliarda USD, a przemysł prywatny wytwarza już nawet 70% wietnamskiego PKB. Wietnam stosuje preferencyjne stawki podatkowe, jest członkiem WTO i TPP, a w październiku ubiegłego roku podpisał porozumienie o wolnym handlu z Unią Europejską. Ponadto firmom IT Wietnam oferuje 4-letnie zwolnienia podatkowe, a przez kolejnych 9 lat płacą one połowę normalnej stawki podatkowej. POnadto zagraniczni inwestorzy, który na własne potrzeby samodzielnie sprowadzają towary, jakich nie można kupić w Wietnamie, nie płacą ceł. Dotyczy to maszyn, pojazdów, urządzeń i wyposażenia linii produkcyjnych itp. Jakby jeszcze tego było mało, średni koszt siły roboczej w Wietnamie jest o 70% niższy niż w Chinach, niższe są też ceny ziemi. Swoją produkcję do Wietnamu przenoszą Foxcon, Compal, Liteon, Intel, LG, Lens Technology, Luxshare, Samsung czy Lumens.
      Dobrym przykładem skutków wojny celnej jest historia firmy Luxshare Precision, która dostarcza podzespołów dla Apple'a i Huawei. Już w 2016 roku firma zainwestowała 21 milionów dolarów w budowę fabryki w Wietnamie. Jej rzecznik prasowy informował, że krótkoterminowo przedsiębiorstwo jest w stanie dostarczyć towar swoim klientom bez potrzeby zmiany łańcucha dostaw, jeśli jednak spór na linii USA-Chiny będzie trwał, to w średnim i krótkim terminie firma zostanie zmuszona do przeniesienia produkcji poza Państwo Środka. Obecnie anonimowe źródła informują, że Luxshare rozważa zwiększenie możliwości produkcyjnych swojej wietnamskiej fabryki.
      Firmy uciekają też z Chin do Malezji. W latach 2017–2018 chińscy producenci półprzewodników Suzhou Good-Ark, Tongfu Microelectronics i Huatian Technology przejmowali kolejne malezyjskie zakłady testowania i pakowania półprzewodników. Fabryki w Malezji budują już Intel, Infineon, ASE i ST. Inwestują tam też Samsung, Jinjing Science & Technology i OSRAM. Rząd Malezji już w 2010 roku wprowadził liczne ułatwienia dla zagranicznych inwestorów.
      Inny przykład to Indie, które zwiększają produkcję smartfonów w obliczu osłabienia rynku tych urządzeń. Produkcja smartfonów w Indiach rośnie, a rząd zwiększa cła na sprowadzane telefony, co jest dodatkowym impulsem do lokowania produkcji w Indiach. Swoje urządzenia wytwarzają już tam Xiaomi, Huawei, OPPO czy Vivo, a ich dostawcy, tacy jak Yington Telecommunication, Holitech, Everwin Precision i inni podążają za klientami. Indyjska siła robocza jest tańsza niż chińska, a do budowy nowych fabryk w Indiach dodatkowo zachęca fakt, że te istniejące rzadko spełniają standardy oferowane przez chińskie fabryki, zatem bardziej opłaca się kupno ziemi i wybudowanie nowej fabryki niż przejmowanie już istniejącej.
      Wietnam, Malezja i Indie to główne kierunki migracji firm z Chin. Część z nich przenosi1 też produkcję do Tajlandii, Indonezji, na Filipiny, a nawet do USA i Meksyku. Wiele międzynarodowych koncernów unika koncentrowania zbyt dużych mocy produkcyjnych w jednym kraju. W obliczu ostatnich zawirowań politycznych uznają bowiem, że bardziej zdecentralizowane operacje są bezpieczniejsze i bardziej odporne na kryzysy polityczne.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...