Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Polski naukowiec wytropił migracje starożytnych greckich garncarzy

Rekomendowane odpowiedzi

Problemy z dotarciem do rynku zbytu, a później również zagrożenie związane z zmianami politycznymi przyczyniło się do emigracji garncarzy ok. 1200 r. p.n.e. z wyspy Egina (niedaleko Aten) na północ w głąb lądu, w region Zatoki Eubejskiej – ustalił polski archeolog dr Bartłomiej Lis.

W ostatnich latach archeolodzy sięgają chętnie po różnego rodzaju nowoczesne metody, by śledzić pradziejowe migracje - stosują analizy DNA czy izotopów strontu, zawarte w szczątkach ludzi.

Korzystając z bardziej klasycznych metod, udało mi się rzucić światło na przemieszczanie się garncarzy w starożytnej Grecji już ok. 3200 lat temu – przekonuje w rozmowie z PAP dr Bartłomiej Lis, który swoje badania realizuje w Szkole Brytyjskiej w Atenach w ramach grantu uzyskanego dzięki unijnemu programowi Marie Skłodowska-Curie Actions.

Z jego analiz wynika, że garncarze z wyspy Egina (niedaleko Aten) ok. 1200 r. p.n.e. opuścili swe siedziby i rozpoczęli produkcję charakterystycznych naczyń do gotowania w wielu miejscach rozsianych wzdłuż Zatoki Eubejskiej na północ od Eginy.

Swój wniosek dr Lis wyciągnął na podstawie drobiazgowej analizy naczyń ceramicznych pod kątem sposobów ich wytworzenia – od momentu pozyskania gliny i jej przygotowania, aż po wypalenie naczyń. Dzięki temu poznałem sposób wyrabiania naczyń na Eginie i byłem w stanie porównać te naczynia z tym występującymi w innych regionach Grecji – opowiada naukowiec.

Okazało się, że garncarze pracujący na wyspie Egina wykonywali swe naczynia w sposób bardzo odmienny od innych garncarzy działających w tym samym czasie na terenie Grecji. Odmienność ta dotyczyła zarówno sposobu budowania ścianek naczynia, bez użycia koła garncarskiego, jak również innych szczegółów produkcji. Poza tym, garncarze z Eginy mieli zwyczaj znakowania swoich wyrobów, co zapewne związane było z wspólnym użytkowaniem pieców garncarskich, lecz mogło także stanowić ich znak rozpoznawczy.

To właśnie te obserwacje doprowadziły do zidentyfikowania w wielu miejscach wzdłuż zatoki Eubejskiej, czyli korytarza wodnego wiodącego z Aten i zatoki Sarońskiej na północ, tych samych charakterystycznych naczyń, ale wykonanych z mas ceramicznych odmiennych niż te stosowane na Eginie – powiedział dr Lis.

Analiza mas ceramicznych została pogłębiona przez wykorzystanie petrografii, techniki zapożyczonej z geologii, w której specjalizuje się Laboratorium Fitch przy Szkole Brytyjskiej, gdzie dr Lis poznawał tajniki tej metody pod okiem dyrektorki laboratorium, dr Evangelii Kiriatzi. Petrografia pozwala zarówno na ustalenie pochodzenia naczyń, jak i lepsze zrozumienia technik ich wytworzenia. Polski naukowiec podkreśla, że oba aspekty miały kluczowe znaczeniu dla powodzenia jego projektu.

Naukowiec uważa, że egineccy garncarze opuścili wyspę w co najmniej dwóch etapach na przestrzeni kilku dziesięcioleci. Z kolei duże zróżnicowanie wykorzystanych mas garncarskich wyraźnie wskazuje na pozyskiwanie surowca z różnych miejsc i tym samym produkcję naczyń typowych dla wyspy Egina w wielu lokalizacjach wzdłuż zatoki Eubejskiej.

Pierwszy etap migracji mógł wynikać z problemów ze zbytem wytworzonych naczyń. W tym okresie obserwujemy załamanie w handlu ceramiką, które zapewne dotknęło też garncarzy z Eginy. Sezonowe wędrówki mogły być sposobem na wzięcie losu we własne ręce – przypuszcza archeolog.

Z kolei drugi etap, według badacza, był związany ze zmianą siedzib garncarzy na stałe, co miało być efektem zmian ekonomiczno-politycznych około roku 1200 p.n.e. Wówczas Egina, a także jej bezpośrednie okolice, nie były bezpiecznym miejscem do życia.

Wiele z kwitnących wcześniej osad opustoszało, a ludzie najwyraźniej przenieśli się do bardziej bezpiecznych rejonów. Właściwie jedynym śladem tych przemieszczeń są naczynia wytworzone przez garncarzy, którzy byli częścią tych migracji – podkreśla dr Lis.

Naukowcowi nie udało się jednoznacznie rozstrzygnąć kwestii płci wytwórców ceramiki na Eginie. Zarówno specjalizacja widoczna w produkcji naczyń do gotowania, jak i fakt ich wędrownej wytwórczości, której według źródeł etnograficznych nigdy nie podejmowały się kobiety, sugeruje jednak, że byli to mężczyźni – sugeruje naukowiec.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Choć widuje się już bociany białe (Ciconia ciconia) na gniazdach, nie ma pewności, czy to osobniki, które wróciły do Polski, czy też takie, które u nas zimowały. Jak podkreślono w komunikacie Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP), analiza sygnałów z nadajników nie pozostawia złudzeń, jest spore opóźnienie w terminie wędrówki.
      Prof. Piotr Tryjanowski z Katedry Zoologii UPP wyjaśnia, że identyfikację ptaka zajmującego gniazdo ułatwia obrączka ornitologiczna. Najlepiej jednak, gdy bocian ma założony nadajnik GPS/GSM. W tym drugim przypadku nie musimy ptaka widzieć w gnieździe, bo sygnał o jego obecności dociera poprzez satelity.
      Analiza sygnałów z nadajników GPS/GSM zakładanych przez grupę Silesiana (trafiły już one do ponad 120 osobników) wykazała, że ptaki mają spore opóźnienie migracji. Przed kilkoma dniami pierwszy bocian pokonał Morze Czerwone i znajduje się w Izraelu. Parę osobników przygotowuje się do wędrówki w Egipcie. Zasadnicza część populacji jest jednak w Czadzie i Sudanie, a największych maruderów należy szukać na północy RPA. Kiedy C. ciconia dotrą do Europy? Trudno stwierdzić, bo potrzebują sporo czasu, by pokonać samą Afrykę...
      Prof. Tryjanowski, który ostatnio podróżował po południowej Europie - pokonał trasę od Serbii po Polskę - nie zauważył gniazd z bocianami. Cóż, należy uzbroić się w cierpliwość, ale sądząc po tym, jak ptaki zachowują się w Afryce, to będzie to dziwny sezon. Jak zwykle najpierw pojawi się forpoczta, a po niej główna fala (migracja osiągnie szczyt). Może się okazać, że bociany nie zdążą dolecieć ani na św. Józefa (19 marca), kiedy to tradycyjnie ich oczekiwano, ani w pierwszy dzień wiosny (21 marca) i zapewne przyjdzie nam poczekać z obserwacjami bocianów aż do Wielkanocy - przestrzega naukowiec. Jeśli ptaki zmienią szybkość czy trasę wędrówki, specjaliści obiecują, że będą o tym informować. Pod tym adresem można znaleźć mapkę z monitoringiem lotów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wciąż nie wiemy, czy i jak poszczególne gatunki zwierząt poradzą sobie z globalnym ociepleniem. Szczególnie narażone są zwierzęta związane z Arktyką, najszybciej ocieplającym się obszarem globu. Najnowszy numer Current Biology przynosi dobre wieści. Naukowcy zaobserwowali, że w ciągu około 10 lat pojawiła się rosnąca populacja gęsi krótkodziobej (Anser brachyrhynchus), która migruje nie na Svalbard, jak to tradycyjnie miało miejsce, a na Nową Ziemię.
      Kolonizacja Nowej Ziemi była możliwa dzięki ociepleniu się klimatu na tej wyspie, a liczba migrujących tam gęsi liczy już 3-4 tysiące osobników. Autorzy badań argumentują, że zmiana zachowania społecznego gęsi zaszła dzięki wymianie kulturowej pomiędzy ptakami. Co więcej, do wymiany tej doszło też z innymi gatunkami, dzięki czemu wraz z gęsiami migrują inne gatunki.
      Mamy fascynującą możliwość obserwacji szybkiego pojawienia się nowych celów migracji oraz szlaku migracyjnego i obserwujemy to u gatunku, który uznawany jest za bardzo konserwatywny jeśli chodzi o zachowania i użytkowanie konkretnego miejsca. To daje nadzieję, że w czasach radykalnych zmian środowiskowych wywołanych zmianami klimatu, więcej gatunków będzie mogło poradzić sobie w ten sposób, mówi Jesper Madsen z Uniwersytetu w Aarhus.
      Madsen i jego zespół od ponad 35 lat badają gęsi krótkodziobe ze Svalbardu. Około 20 lat temu zaczęli otrzymywać pierwsze raporty o gęsiach z tej populacji, które pojawiły się w Szwecji i Finlandii. W latach 2018–2019 naukowiec wybrał się do Finlandii, gdzie wraz z kolegami złapali niektóre ptaki i wyposażyli je w nadajniki. Byliśmy niezwykle zdumieni, gdy okazało się, że połowa z oznaczonych zwierząt migrowała na Nową Ziemię, dodaje Madsen. Svalbard i Nową Ziemię dzieli około 1000 kilometrów, zatem doszło do znacznej zmiany szlaku migracyjnego.
      Bliższe badania wykazały, że do zmiany szlaku migracji doszło w ciągu 10–15 lat. Zwierzęta, które lecą na Nową Ziemię nie są jeszcze genetycznie czy demograficznie odmienne, ale już kwalifikują się do uznania ich za osobną populację.
      Naukowcy zauważyli, że nowa trasa ma pewne wady. Jest na przykład dłuższa. Ale przypuszczają, że inne zalety trasy oraz zalety ocieplającej się Nowej Ziemi muszą przewyższać wady. Dlatego pojawia się tam nowa populacja. Madsen podkreśla, że odkrycie pokazuje, jak ważne jest dla zwierząt społeczne uczenie się i wymiana kulturowa. Dotyczy to na pewno ptaków społecznych, ale prawdopodobnie również parzystokopytnych, wilków oraz waleni.
      W czasie, gdy ocieplenie klimatu i inne działania człowieka zagrażają wielu gatunkom, społeczne uczenie się może pozwolić im przetrwać. Przynajmniej w krótkim terminie, dodaje Madsen.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      We wczesnym średniowieczu doszło do wielkiej migracji na teren wschodniej Anglii. Były nią objęte duże połacie Europy. Do takich wniosków doszli naukowcy, którzy przeprowadzili największe jak dotąd badania wczesnośredniowiecznej populacji. Przeanalizowania szczątków ponad 400 osób z Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemiec, Danii i Holandii podjął się zespół archeologów i genetyków z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka oraz University of Central Lancashire.
      W V wieku Rzymianie porzucili Wyspy Brytyjskie. Zapoczątkowało to głębokie zmiany w kulturze materialnej, architekturze, wytwórczości i rolnictwie, którym towarzyszyły zmiany w języku. Badania archeologiczne i lingwistyczne pokazują, że w regionie Morza Północnego, szczególnie na wschodnich i południowo-wschodnich wybrzeżach Anglii, w Dolnej Saksonii i Szlezwiku-Holsztynie, Fryzji oraz na Jutlandii pojawiły się wspólne elementy kulturowe. Były to podobne nazwy, półziemianki, wielkie cmentarze z kremacjami, ozdoby na urnach itp. W VI i VII wieku na Wyspach rozpowszechniły się brosze i bransolety pochodzące z południowych regionów Skandynawii. Obok tego istnieje materiał kulturowy, który nie ma odpowiednika poza Wyspami, a niektóre miejsca, jak np. rzeki, zachowały nazwy o pochodzeniu celtyckim i łacińskim
      Beda Czcigodny (ur. 672/673 – zm. 735), jeden z największych umysłów swoich czasów, był jednym z tych uczonych, w którego dziełach możemy przeczytać o migracji Jutów na Wyspy Brytyjskie. Tutaj jednak pojawia się problem braku materiału archeologicznego. Na terenie Kentu znajdowane są przedmioty pochodzące w Francji Merowingów oraz Niemiec, a nie z reszty Anglii czy Danii. Specjaliści od dawna zastanawiali się, co to oznaczało, jak duża była to migracja, jaka była jej natura i wpływ na miejscową populację. Skłaniano się raczej ku hipotezie niewielkich grup zbrojnych najeżdżających Wyspy, które tworzyły lokalne elity wpływające na kulturę miejscowej ludności.
      Kwestia anglosaskiego osadnictwa to jeden z nierozstrzygniętych tematów historycznych. Zwykle dyskusja na ten temat skupia się wokół dwóch najważniejszych źródeł pisanych. Historia ecclesiastica gentis Anglorum (Historia kościelna ludu angielskiego) autorstwa Bedy Czcigodnego to kronika opisująca historię Brytanii od czasów inwazji wojsk Julisza Cezara z 55 roku p.n.e. po rok 731. Drugim z dzieł jest Kronika anglosaska, skompilowany w IX wieku zbiór roczników dotyczących dziejów anglosaskiej Brytanii.
      Przeprowadzone właśnie badania genetyczne pokazały, że około 75% mieszkańców wschodnich i południowych części Anglii stanowili potomkowie ludzi, którzy pochodzili z regionów graniczących z Morzem Północnym, z terenów współczesnych Niemiec, Holandii i Danii. Ludzie ci krzyżowali się z miejscową populacją, ale – co ważne – stopień integracji był różny w różnych regionach.
      Dzięki zbadaniu 278 genomów z Anglii i kolejnych setek z Europy zyskaliśmy fascynujące wgląd zarówno w historię populacji jak i poszczególnych osób żyjących w czasach po opuszczeniu Wysp przez Rzymian. Teraz nie tylko wiemy, jak duża była to migracja, ale również, jaki wpływ miała ona na społeczności i poszczególne rodziny, mówi główny autor badań Joscha Gretzinger z Instytutu Maxa Plancka. Naukowcy nie tylko przeanalizowali ponad 400 genomów, ale również skorzystali z dostępnych danych genetycznych dotyczących ponad 4000 genomów ludzi żyjących w przeszłości i 10 000 genomów współczesnych Europejczyków.
      Migranci po przybyciu na Wyspy, łączyli się z miejscowa ludnością. W jednym z przypadków, odnoszących się do anglosaskiego cmentarza w Buckland w pobliżu Dover, naukowcom udało się zrekonstruować drzewo genealogiczne co najmniej 4 pokoleń jednej rodziny i wyłowić momenty, w których dochodziło do małżeństw pomiędzy miejscowymi a migrantami.
      Interdyscyplinarny zespół, badając cmentarze, stwierdził, że kobiety o pochodzeniu imigranckim częściej były chowane w towarzystwie różnych artefaktów, niż kobiety miejscowe. Szczególnie dotyczy to chowania wraz z nimi brosz i koralików. Różnic takich nie widać wśród mężczyzn o pochodzeniu migranckim i miejscowym. Równie często byli oni chowani z bronią. Jednak widoczne są różnice regionalne. W Cambridgeshire w towarzystwie pochowanej kobiety złożono całą krowę. Kobieta miała mieszane pochodzenie, z przewagą miejscowych genów.
      Widzimy znaczne różnice w poziomie wpływu migracji na różne obszary. W niektórych miejscach widoczne są wyraźne sygnały integracji, jak w Buckland w pobliżu Dover czy Oakington w Cambridgeshire. W innych miejscach, jak Apple Down w West Sussex, migranci i miejscowi byli grzebani osobno. Być może wskazuje to, że na tym obszarze miał miejsce jakiś rodzaj separacji społecznej, mówi Duncan Sayer, archeolog z University of Central Lancashire.
      Udało się też ocenić wpływ opisywanej migracji na współczesnych mieszkańców Anglii. Okazuje się, że 40% ich genomu pochodzi od migrantów o których pisał Beda Czcigodny. Kolejnych 20–40 procent pochodzi z Francji lub Belgii. Ten komponent genetyczny jest widoczny też w materiale archeologicznym i we wczesnośredniowiecznych grobach osób pochowanych z frankijskimi przedmiotami, szczególnie w Kent. Nie wiadomo, czy ten komponent, powiązany z Francją epoki żelaza, pochodzi od kilku większych epizodów migracji, jak np. normański podbój, czy też to wynik trwającej przez wieki migracji przez Kanał La Manche, stwierdza Stephan Schiffels. Kwestię tę mogą rozstrzygnąć przyszłe badania.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niemiecko-nowozelandzki zespół wykorzystał nowatorskie metody obliczeniowe oraz dane lingwistyczne, by odtworzyć historyczne szlaki migracji użytkowników setek języków z grupy bantu. Autorzy badań doszli do wniosku, ze przed 4400 laty wcześni użytkownicy bantu przeszli przez las tropikalny środkowej Afryki.
      Ekspansja wczesnych użytkowników bantu zmieniła obraz językowy, kulturowy i gospodarczy Afryki Subsaharyjskiej. Obecnie ponad 500 językami z tej grupy posługuje się ponad 240 milionów mieszkańców Afryki.
      Przyjmuje się, że przed 5-6 tysiącami lat przodkowie Bantu żyli na pograniczu dzisiejszych Nigerii i Kamerunu. Nie wiadomo jednak było, kiedy i w jaki sposób udało im się przekroczyć gęsty las deszczowy i osiedlić na południu Afryki.
      W ramach ostatnich badań naukowcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka w Lipsku i nowozelandzkiego Uniwersytetu w Auckland przeanalizowali dane lingwistyczne dotyczące ponad 400 języków bantu i języków pokrewnych. Na tej podstawie, wykorzystując nowe metody, stworzyli drzewo genealogiczne z datowaniem poszczególnych języków i zrekonstruowali rozprzestrzenianie się użytkowników bantu. W przeciwieństwie do obecnie przeważającego poglądu, wcześni użytkownicy tych języków ruszyli na południe około 4400 lat temu, na długo, zanim otworzył się korytarz sawann prowadzących przez las tropikalny. Dotychczas uważano, że ludy pastersko-rolnicze, jak wcześni Bantu, nie byliby w stanie utrzymać swojej rolniczej kultury w ekosystemie gęstego lasu tropikalnego.
      Autorzy badań wykorzystali nowatorską metodę, zapożyczoną z genetyki, by za jej pomocą zidentyfikować dotychczas popełnione błędy w rozmieszczeniu geograficznym języków bantu. Okazało się, że obecnie istnieje ponad 600 języków bantu i języków pokrewnych, jednak dla około 1/3 z nich nie posiadamy wystarczających danych leksykalnych. Dlatego też wykorzystaliśmy nową metodę, by poradzić sobie z tym problemem i stworzyć bardziej wiarygodną rekonstrukcję rozmieszczenia geograficznego języków bantu, mówi Ezequiel Koile.
      Naukowcy wykorzystali też w swoich badaniach model, zgodnie z którym na każde rozdzielenie się języka na drzewie genealogicznym, użytkownicy jednego z nich pozostawali na miejscu, a użytkownicy drugiego migrowali. Taki scenariusz wydaje się bardziej realistyczny, niż model mówiący o tym, że obie grupy musiały migrować, wyjaśnia Remco Bouckaert.
      Dotychczas sądzono, że ludy praktykujące rolnictwo, takie jak wcześni Bantu, miałyby poważne problemy z przekroczeniem gęstych tropikalnych lasów Afryki Centralnej. O ile w ogóle by im się to udało. Sądzono, bowiem, że w gęstym lesie tropikalnym transport i odnawianie zapasów ziarna oraz bydła, co charakteryzowało ekspansję Bantu, byłoby bardzo trudne.
      Dlatego też obecnie dominowało pogląd, że do migracji Bantu doszło przez tzw. Sangha River Interval, sawannowy korytarz, który otworzył się około 2500 lat temu.
      Nasze modele filogeograficzne z najwyższą precyzją odtwarzają historyczne zależności pomiędzy językami bantu i ich użytkownikami. Co najważniejsze, modele te pozwalają nam rozwiązać jedną z największych zagadek historii Afryki Subsaharyjskiej. Znaleźliśmy decydujące dowody na wsparcie hipotezy o wczesnej migracji ludów Bantu, do której doszło przez las tropikalny przed około 4400 laty. To zaś kolejny z coraz liczniej pojawiających się dowodów, że lasy tropikalne nie muszą być nieprzekraczalną barierą w rozprzestrzenianiu się rolnictwa. Obecny brak śladów na intensywną działalność rolniczą w lasach tropikalnych Afryki Centralnej wskazuje, że ludy Bantu przyjęły podczas migracji elastyczny styl życia. Adaptację do takiego stylu życia mogły ułatwiać lokalne zmiany środowiskowe wywoływane pojawieniem się ludzi – co szeroko omawiane jest w literaturze przedmiotu dotyczącej „konstruowania ludzkiej niszy” – jednak wiele jeszcze musimy dowiedzieć się na temat powiązanych z tym zjawiskiem zmian kulturowych. Potencjalne konsekwencje wynikające z naszej pracy wykraczają daleko poza tematykę migracji Bantu. Rzucamy bowiem wyzwanie poglądowi, jakoby rozprzestrzenianie się rolnictwa było całkowicie uzależnione od warunków środowiskowych i możliwości uprawy konkretnych roślin, podsumowują autorzy badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pierwsza fala przylotów bocianów jest już faktem. Na główną falę migracji trzeba jednak jeszcze poczekać. Zgodnie z informacjami pochodzącymi od Grupy Badawczej Bociana Białego, ciągle mamy bowiem do czynienia z pojedynczymi osobnikami, przeważnie bez obrączek. Mogą to być ptaki, które w ogóle nie poleciały na zimowiska do Afryki i przezimowały w Polsce albo w Bułgarii, w której od dawna powiększa się zimująca frakcja, złożona także z polskich osobników.
      Dlaczego w tym roku bociany zjawią się nieco później niż zwykle? Prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP) podkreśla, że przyczyną nie jest raczej wojna. Wiele bowiem ptaków, w tym nasze z nadajnikami zakładanymi przez Grupę Badawcza Silesia, ciągle jest jeszcze w Afryce, a tylko pojedyncze już w Izraelu. Pewnie czekają na lepsze wiatry, umożliwiające lot szybowcowy. Okazuje się też, że tydzień temu tureckie serwisy ornitologiczne doniosły, że przez śnieg bociany „utknęły” w okolicach Stambułu.
      Oczekiwanie na przylot bocianów ma też aspekt terapeutyczny. Prof. Tryjanowski, współautor książki pt. „Ornitologia terapeutyczna - Ptaki - Zdrowie - Psychika”, od dawna udowadnia, że aktywne podglądanie natury, a zwłaszcza ptaków, w istotny sposób oddziałuje zarówno na zdrowie fizyczne, jak i psychiczne. Bocian to gatunek dobrze znany, a więc potrafimy go bezbłędnie rozpoznać i nazwać – co już może być swoistą nagrodą (troszkę jak w szkole za wykonanie łatwego zadania). [...] Ponadto to ptak życia i nadziei, tak bardzo potrzebnych w tych niestabilnych czasach, który budzi silne skojarzenia z wiosną.
      Bardzo ciekawe informacje na temat bocianów trafiły do książki "Plamka mazurka" Marka Pióry. Dzięki zbliżeniu do ludzi bocian przykuwał uwagę od bardzo dawna, znalazł swoje miejsce w legendach, mitologiach czy religii. Warto przypomnieć, że w starożytnej Tesalii zabójcę bociana karano np. tak samo, jak zabójcę człowieka. Już w prawie rzymskim znane też było powiedzenie „lex ciconaria”, zobowiązujące do opieki nad starymi rodzicami na wzór bocianów.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...