Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Duński rząd wykupił 4 ostatnie słonie występujące cyrkach

Rekomendowane odpowiedzi

Duński rząd kupił 4 ostatnie słonie, Ramboline, Larę, Djungę i Jenny, które występowały w tamtejszych cyrkach. Na ten cel wydano 11 mln koron, czyli ok. 1,6 mln dol.

W Danii jedynymi zwierzętami, które mogą występować w cyrkach, są słonie, lwy morskie i zebry. Jak zaznacza Ministerstwo Rolnictwa i Rybołówstwa, wkrótce parlament ma się jednak zająć nowym prawem, które zakazywałoby występów jakichkolwiek dzikich zwierząt. Miałoby ono wejść w życie w przyszłym roku.

Trzy słonie wykupiono z cyrku Arena, a czwarty pochodzi z cyrku Trapez. Zanim zostaną dla nich znalezione stałe domy, opiekuje się nimi organizacja Animal Protection Denmark. Do 30 września Ministerstwo czeka na aplikacje; zgłaszać się mogą wyłącznie ogrody zoologiczne i podobne instytucje.

Warto przypomnieć, że jakiś czas temu berliński cyrk Roncalli zaczął wykorzystywać w swoich występach hologramy zwierząt. Spektakularne efekty są osiągane dzięki zamontowaniu specjalnych projektorów z nowoczesnymi obiektywami.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Często zapominamy, że Dania jest jednym z największych krajów na świecie. W Europie większa jest tylko Rosja. Należy do niej bowiem Grenlandia, a Duńczycy skolonizowali ją pod wpływem legend o zaginionych osadach wikingów. W 985 roku Eryk Rudy poprowadził grupę islandzkich rolników na Grenlandię. Założyli osadę na zachodnim wybrzeżu wyspy i przez ponad 400 lat utrzymywali kontakty z Europą. Urwały się one w XV wieku, ale legendy o osadnikach oraz ich bogactwie przetrwały i stały się siłą napędową XVIII-wiecznej eksploracji Grenlandii.
      Erik Thorvaldsson, zwany Erykiem Rudym, ze swojej osady został wygnany za morderstwo i skazany na 3-letnią banicję. W jej trakcie trafił na tajemniczy ląd, o którym usłyszał od innych. Nie był pierwszym Europejczykiem, który ujrzał Grenlandię. Był jednak pierwszym, który założył tam stałą, kwitnąca kolonię. Udało mu się to dzięki zręcznej propagandzie. Jak czytamy w XII-wiecznej Księdze o Islandczykach (Íslendingabók), kraj ten nazwał Groenland, bo jeśli będzie miał on dobrą nazwę, zachęci to ludzi do osiedlania się tam. Gdy jego banicja się skończyła, namówił część rodaków do założenia osady na Grenlandii.
      Z dowodów archeologicznych wiemy, że osada przetrwała ponad 400 lat. Później utracono z nią kontakt. W czasie wielkich odkryć geograficznych liczne europejskie narody zdobywały i rościły sobie prawa do różnych części świata. Również Grenlandia była celem eksploracji. Głównymi konkurentami Duńczyków byli Holendrzy i Anglicy. Jednak to Duńczycy przechowywali w pamięci zbiorowej legendy o zaginionych osadnikach. Powstało wiele map, ksiąg i manuskryptów, które nie tylko przypominały konkurencyjnym narodom o duńskich ambicjach, ale też promowały pogląd, jakoby potomkowie osadników wciąż mieszkali na Grenlandii i uprawiali tam ziemię.
      Gdy w XV wieku utracono kontakt z osadą na Grenlandii, pojawiły się liczne spekulacje i legendy, dotyczące losu osadników. Ludzie wciąż wierzyli, że osada istnieje. Wielokrotnie próbowano ją odnaleźć i skontaktować się z tamtejszymi mieszkańcami. Król Christian IV, który panował w latach 1588–1648, zorganizował trzy wyprawy poszukiwawcze. I nie były one motywowane wyłącznie ciekawością. O rzekomym bogactwie grenlandzkich osadników krążyły legendy.
      Prawdziwa kolonizacja Grenlandii rozpoczęła się w 1721 roku wraz z założeniem kolonii przez misjonarza Hansa Egede, który chciał nawrócić Inuitów na chrześcijaństwo, a swoją misję miał zamiar finansować dzięki wsparciu legendarnej bogatej osady potomków wikingów oraz eksploracji miejscowych zasobów. Egede nie odnalazł osady, a w XIX wieku opinia publiczna zaczęła akceptować fakt, że na Grenlandii nie ma już potomków wikingów. Wtedy też naukowcy i odkrywcy postanowili rozejrzeć się za innymi częściami Arktyki, do których wikingowie mogli się przenieść. W latach 1870–1920 pojawiło się wiele opowieści przygodowych o izolowanych koloniach potomków wikingów, którzy mieli być niezwykle silni, wytrzymali i imponować wzrostem. W 1912 roku Vilhjalmur Stefansson spotkał na kanadyjskiej Wyspie Wiktorii wysokich Inuitów o rudobrązowych włosach. Wykonał pomiary ich czaszek i stwierdził, że są potomkami zaginionych wikingów, którzy krzyżowali się z miejscową ludnością. Było to sensacyjne odkrycie. Obecne metody DNA wykluczyły jakiekolwiek powinowactwo Inuitów z wikingami.
      A Eryk Rudy? Spłodził syna, Leifa Erikssona, który założył pierwszą europejską osadę w Ameryce Północnej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W wielkiej tajemnicy, przez 8 miesięcy 2021 roku, archeolodzy prowadzili wykopaliska, w wyniku których światło dzienne ujrzał najwspanialszy złoty skarb Danii, skarb z Vindelev. Tworzą go m.in. duże złote brakteaty wielkości spodka. Na jednym z nich odczytano właśnie runiczny napis, dzięki któremu możemy przesunąć datę powstania nordyckiej mitologii o 150 lat wstecz. Widnieje tam bowiem najstarsze na świecie odniesienie do Odyna.
      Lisebeth Imer i Krister Vashuss, którzy badają skarb, odczytali na jednym z brakteatów napis runiczny, brzmiący „To wyznawca Odyna”. Tym samym mamy tu do czynienia z najstarszym, bo pochodzącym z początku V wieku, wspomnieniem tego boga.
      Niezwykłego odkrycia dokonało na krótko przed świętami Bożego Narodzenia 2020 roku dwóch detektorystów. Powiadomili oni władze i do sierpnia 2021 archeolodzy z Vejle Museums w tajemnicy odkopywali złoty skarb. W sumie złote zabytki ważą 800 gramów. To zaś wskazuje, że na początku V wieku w okolicy dzisiejszej wsi Vindelev istniał silny ośrodek władzy. Tylko bowiem lokalny możny mógł zgromadzić tyle złota i wynająć rzemieślników, którzy przetworzyli je na piękne przedmioty. Badania wykazały, że skarb został zakopany w długim domu. Nie wiadomo, dlaczego trafił do ziemi. Czy chodziło o zabezpieczenie na wypadek wojny, czy też była to ofiara dla bogów. Trzeba jednak wiedzieć, że w X wieku w odległym o 8 kilometrów Jelling znajdowało się centrum władzy wikingów w dzisiejszej Danii.
      Rodzi się pytanie, czy właściciel skarbu z Vindelev był wśród pierwszych rodzimych władców tych terenów. Wiemy, że ci pierwsi królowie pojawiają się w źródłach pisanych w V wieku. Zakres ich władzy jest przedmiotem sporów, jednak trzeba zauważyć, że początki Dannevirke, systemu umocnień na południu dzisiejszej Danii, sięgają V wieku, zatem musiała wówczas istnieć władza zdolna do zorganizowania takich robót. Historycy zwracają też uwagę, że królowa Thyra, żona pierwszego historycznego króla Danii Gorma Starego, musiała pochodzić z miejsca znajdującego się w promieniu nie większym niż 40 kilometrów od Vindelev. Być może zatem jej rodzina przez wieki budowała tutaj są pozycję i Gorm poślubił kobietę z lokalnej wpływowej dynastii. Jednak na pytanie o to, czy istnieje związek pomiędzy ośrodkiem w Vindelev z V wieku, a ośrodkiem władzy wikingów i Gormem Starym rządzącym w X wieku w Jelling, być może odpowiedzą dopiero kolejne badania.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed 1000 lat dwóch blisko spokrewnionych wikingów zginęło gwałtowną śmiercią: jeden na duńskiej wyspie Fionia, drugi w Anglii w dzisiejszym Oxfordzie. Teraz ich szczątki możemy oglądać na wystawie zorganizowanej przez Narodowe Muzeum Danii w Kopenhadze.
      Mężczyzna, który zginął na Fioni był ponad 50-letnim rolnikiem. Liczne zagojone rany świadczą, że brał udział w wielu łupieżczych wyprawach. Zginął od pchnięcia w lewą część miednicy. Ten cios kosztował go życie. Wiemy to, gdyż ta rana się nie zagoiła, mówi Jesper Hansen, główny kurator w Muzeum Miejskim Odense. Szkielet tego mężczyzny znaleziono w 2005 roku. Badania wykazały, że miał 180 cm wzrostu, cierpiał na zapalenie stawów i prawdopodobnie gruźlicę.
      Szkielet spokrewnionego z nim 20-latka znaleziono w 2008 roku w masowym grobie pod kampusem St. John's College w Oksfordzie. Został on pochowany z co najmniej 35 mężczyznami w wieku 16–25 lat. Mężczyźni byli prawdopodobnie ofiarami masakry w dniu św. Brykcjusza, która miała miejsce 13 listopada 1002 roku. Gdy król Anglików Ethelred II Bezradny dowiedział się o planowanym zamachu na jego życie, nakazał zabić wszystkich Duńczyków w Anglii. Mężczyzna spokrewniony z rolnikiem pochowanym na Fioni zginął od kilkunastu ran kłutych. Zmarł od wielu ran zadanych różnymi rodzajami broni, mówi Lasse Soerensen z Muzeum Narodowego.
      Eske Willerslev, słynny genetyk z Uniwersytetu w Kopenhadze, mówi, że badania genetyczne wykazały, iż obaj zmarli byli albo przyrodnimi braćmi, albo wujem i siostrzeńcem lub bratankiem. Mogli żyć w tym samym czasie lub mogło dzielić ich pokolenie.
      Trudno powiedzieć, czy żyli jednocześnie czy dzielił ich czas, być może generacja. W ich pochówkach nie znaleźliśmy materiału, który pozwoliłby na precyzyjne datowanie, mówią autorzy badań.
      Największym osiągnięciem jest fakt zauważenia pokrewieństwa między ludźmi pochowanymi w tak odległych od siebie miejscach. Dzięki najnowszym technikom badania DNA oraz izotopów strontu, zyskujemy możliwość badania ruchów ludności na przestrzeni setek lat. Badania, w ramach których zauważono pokrewieństwo pomiędzy 50-letnim wikingiem pochowanym w Danii, a 20-latkiem zabitym na polecenie angielskiego króla, zostały przeprowadzone w 2020 roku. Zsekwencjonowano wówczas DNA 442 osób żyjących w Europie Północnej od epoki brązu po średniowiecze, a ich genomy porównano z ponad 4000 ludzi, których DNA było znane z wcześniejszych badań. Znaleziono wówczas kilkanaście przypadków spokrewnionych ze sobą osób, w tym dwóch wspomnianych wikingów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Słonie mogłyby występować na ponad 60% obszaru Afryki, a zajmują jedynie 17% zdatnego dla nich terenu. Przyjrzeliśmy się każdemu kilometrowi kwadratowemu kontynentu. Stwierdziliśmy, że na 62% z przeanalizowanych 29,2 miliona kilometrów występuje odpowiedni dla słoni habitat, mówi główny autor badań, Jake Wall z kenijskiego Mara Elephant Project. Słonie występują jednak na niewielkiej części tego obszaru. To jednocześnie zła i dobra wiadomość.
      Zdaniem badaczy, afrykańskie słonie mogłyby występować na 18 milionów kilometrów kwadratowych, w tym w wielu miejcach, gdzie ich koegzystencja z ludźmi byłaby bezkonfliktowa.
      Nie od dzisiaj jest jasne, że zasięg występowania słoni – podobnie jak wielu innych gatunków na Czarnym Lądzie – gwałtownie się kurczy. Przyczynami takiego stanu rzeczy są kłusownictwo, utrata habitatów i rozrastająca się populacja ludzka. Wall i jego zespół chcieli lepiej zrozumieć, jak słonie wykorzystują przestrzeń i co powoduje, że zajmują te a nie inne tereny.
      Naukowcy przeanalizowali dane dotyczące każdego kilometra kwadratowego Afryki, sprawdzając, gdzie występują warunki, na których słonie byłyby w stanie żyć. Wykorzystali też dane z nadajników GPS, które przez 15 lat były zbierane od 229 słoni.
      Przyjrzeli się szacie roślinnej, pokrywie drzewnej, temperaturom powierzchni, opadom, dostępności wody, nachyleniu terenu, obecności ludzi oraz obecności terenów chronionych na obszarach, przez które przemieszczały się śledzone słonie. Dzięki temu byli w stanie określić, jakie rodzaju habitatu słonie wybierają i jakie są ekstremalne warunki, które są w stanie tolerować.
      Naukowcy odkryli, że w Republice Środkowoafrykańskiej oraz Demokratycznej Republice Kongo istnieją olbrzymie tereny potencjalnie wiąż nadające się do zamieszkania przez słonie. Jeszcze niedawno żyły tam setki tysięcy tych zwierząt. Obecnie pozostało 5–10 tysięcy. Uczeni określili też główne obszary, na które słonie się nie zapuszczają. Największe tereny, których unikają, to pustynie Sahara, Kalahari, Danakil oraz miasta i wysokie góry. To pokazuje nam, gdzie mogły znajdować się historyczne zasięgi słoni. Jednak pomiędzy końcem okresu rzymskiego a przybyciem europejskich kolonizatorów brak jest informacji nt. statusu afrykańskich słoni, mówi Iain Douglas-Hamilton, założyciel organizacji Save the Elephants.
      Badania wykazały, że słonie żyjące na terenach chronionych zajmują zwykle mniejsze terytorium. Uczeni przypuszczają, że zwierzęta wiedzą, iż wychodzenie poza teren chroniony jest niebezpieczne. Jednocześnie około 57% obecnego zasięgu słoni znajduje się poza obszarami chronionymi.
      Dlaczego jednak słonie zajmują znacznie mniejszy teren niż zdatny do zamieszkania? Dzieje się tak ze względu na presję ze strony człowieka. Zarówno z powodu kłusownictwa jak i zajmowania ich terenów przez ludzi, którzy nie mają zamiaru koegzystować ze słoniami.
      Kluczowym dla przetrwania słoni będzie ochrona ich habitatów, zwalczenie kłusownictwa oraz przekonanie ludzi, że mogą żyć obok tych wielkich zwierząt. Słonie to wielcy roślinożercy. Obszar ich występowania może się zmniejszyć, ale jeśli damy im szansę mogą znowu zająć tereny, na których niegdyś występowały, mówi Wall.
      Niestety, obecne trendy szansy takiej nie dają. Fragmentacja habitatu jest tak wielka, że jedynie 7% dzikich terenów ma obszar większy niż 100 km2. Bardzo pilnie musimy uwzględnić potrzeby zwierząt, które potrzebują dużych, wolnych od wpływu człowieka habitatów, dodają uczeni.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z raportu „Living planet report 2020” [PDF] przygotowanego przez WWF i Zoological Society London dowiadujemy się, że pomiędzy rokiem 1970 a 2016 liczba dziko żyjących ssaków, ptaków, płazów, gadów i ryb zmniejszyła się aż o 64%. Raport został przygotowany w oparciu o badania 20 811 populacji dzikich zwierząt z 4392 gatunków. Dane na ich temat zebrano z niemal 4000 źródeł. Większość z nich jest publicznie dostępnych i można je znaleźć w literaturze naukowej lub online'owych bazach danych.
      Jak czytamy w podsumowaniu raportu bioróżnorodność jest podstawowym czynnikiem do utrzymania się człowieka na Ziemi, a dostępne dowody są jednoznaczne. Ulega ona zniszczeniu w bezprecedensowym tempie. Od czasu rewolucji przemysłowej ludzie coraz bardziej niszczą lasy, mokradła, tereny trawiaste i inne ważne ekosystemy, zagrażając w ten sposób samej ludzkości. Dotychczas w znaczącym stopniu zmieniliśmy 75% powierzchni lądów wolnej od lodu, większa część oceanów jest zanieczyszczona, utraciliśmy też 85% powierzchni mokradeł.
      Sytuacja z roku na rok się pogarsza. Jeszcze do roku 1970 ludzkość zużywała zasoby Ziemi na tyle wolno, że planeta była w stanie je odtworzyć.Jednak od 50 lat tempo zużywania zasobów jest szybsze, niż tempo ich regeneracji. Na przykład w bieżącym roku Earth Overshoot Day, czyli dzień, w którym zużyliśmy wszystkie zasoby, jakie Ziemia jest w stanie zastąpić do końca roku, nastąpił już 22 sierpnia. To i tak wyjątkowo późno, gdyż z powodu pandemii gospodarka pracowała na wolniejszych obrotach.
      Najbardziej niszczącym elementem działalności człowieka jest zmiana użycia ziemi i wód. Powodujemy takie modyfikacje terenów, na których żyją gatunki, że ich habitaty zostają albo całkowicie zniszczone, albo też zostają pofragmentowane i zdegradowane. W każdym z pięciu wyodrębnionych regionów (Ameryka Północna, Europa i Azja Środkowa, region Azji i Pacyfiku, Afryka oraz Ameryka Łacińska i Karaiby) zmiany te były odpowiedzialne za od 43% (Azja-Pacyfik) do 57,9% (Europa i Azja Środkowa) zniszczeń ekosystemu.
      Kolejnym poważnym problemem jest nadmierne eksploatacja gatunków, od polowań i połowów, poprzez kłusownictwo. Jeszcze inny problem to wprowadzanie gatunków inwazyjnych na nowe tereny. Gatunki takie konkurują z gatunkami rodzimymi o żywność czy przestrzeń życiową, mogą też dziesiątkować gatunki rodzime czy to poprzez polowania czy wprowadzając do ich ekosystemów nowe choroby. Zanieczyszczenie środowiska jest jednym z mniejszych problemów. Odpowiada ono za od 2,3% (Ameryka Południowa i Karaiby) po 11% (Azja-Pacyfik) utraty bioróżnorodności. Ostatnim z wymienionych powodów utraty bioróżnorodności są zmiany klimatyczne. W tej chwili odpowiadają one za od 4% (Europa/Azja Centralna) do 12,5% (Ameryka Południowa i Karaiby) utraty bioróżnorodności.
      Nie we wszystkich regionach świata utrata bioróżnorodności jest taka sama. Najgorzej jest tam, gdzie dotychczas bioróżnorodność była największa. W Ameryce Południowej i na Karaibach doszło do 94% spadku, w Afryce spadek sięgnął 65%, region Azji i Pacyfiku odnotował 45-procentowy spadek, w Ameryce Północnej wyniósł on 33%, a w Europie i Azji Środkowej – 24%.
      Niestety, mimo – jakby się pozornie wydawało – rosnącej świadomości ludzkości, coraz bardziej niszczymy Ziemię. Od 30 lat monitorujemy sytuację i stwierdzamy, że spadek bioróżnorodności przyspiesza. Wszystko idzie w złym kierunku, mówi dyrektor generalny WWF International, Marco Lambertini. W raporcie z 2016 roku (obejmującym lata 1970–2012) spadek populacji dzikich zwierząt wynosił 58%. W ciągu zaledwie 4 lat liczba dzikich zwierząt spadła aż o 6 punktów procentowych. A trzeba pamiętać, że te 4 lata to mgnienie oka w porównaniu z milionami lat, jakie gatunki te przetrwały na Ziemi.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...