Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Naukowcy opisali pierwszy przypadek łamania kołem

Rekomendowane odpowiedzi

3 godziny temu, smoczeq napisał:

Jeszcze nie spotkałem osoby która by w nic nie wierzyła.

Niech kolega się zastanowi jaka jest różnica pomiędzy "wiedzą" a "wiarą", dlaczego te dwa słowa utrzymały odrębne znaczenie.
Wiara naukowców ma zawsze charakter prowizoryczny, w żaden sposób nie chroni przed weryfikacją (w poważnych dyscyplinach, większość miękkich niestety nie różni się niczym od teologii).  Przy czym każdy obraz świata jest prowizoryczny, zawsze może ulec zmianie na skutek nowych doświadczeń i danych, jedyne co się liczy z punktu widzenia nauki to wewnętrzna spójność logiczna i zgodność z doświadczeniem. Inteligentny człowiek tworzy własne abstrakcje na podstawie dostępnych danych, te zewnętrzne zawsze są weryfikowane na podstawie zgodności z resztą wiedzy (bottom-up).

 Religie zmuszają wyznawców aby wierzyli w rozmaite twierdzenia w sposób permanentny i absolutny, mają one bardzo abstrakcyjny charakter. Ponieważ są nieweryfikowalne i niedookreślone nie poddają się weryfikacji w praktyce, u każdego "wierzącego" tak naprawdę znaczą coś innego (każdy wierzy "na swój sposób") i ich znaczenie zmienia się też z czasem nawet u pojedynczych osób : semantyka jest płynna a to co się replikuje to językowe frazy (top-down). Dzięki temu tak jałowa dyscyplina jak teologia zawsze ma coś do roboty, ona bawi się "w poznawanie znaczeń tego co wiadomo".

Nauka jest rozwinięciem zwierzęcego poznania świata, które zawsze musi dać jak najlepszy obraz na podstawie dostępnych doświadczeń osobnika.

Religia nadużywa zdolności do przekazywania abstrakcyjnych idei za po

mocą mechanizmów językowych. To bardzo potężny i użyteczny mechanizm pozwalający wykorzystywać doświadczenia innych, ale wymaga uczciwości. Nauka to zbiór reguł które pozwalają scalać poglądy wielu mózgów, jest w stanie tworzyć wspólny bayesowski obraz świata (czyli to co robi pojedynczy mózg). Bardzo ważnym kryterium jest uczciwość.
W religii liczy się "wierność" przekazu, to co się replikuje to teksty założycielskie. Na nich oparta jest reszta przekonań już bardziej elastycznych.

W nauce niewiele tekstów przetrwało próbę czasu, natomiast religia opierają się na "aksjomatycznej prawdziwości" niezmiennych treści zawartych w świętych księgach, te treści nie dbają o to jak zostaną zrozumiane w mózgach nosicieli, na przykład obecne chrześcijaństwo to całkowicie inna religia od tej sprzed 1500 lat.
Niektóre mechanizmy były intuicyjnie rozumiane przez wyznawców, nie ma lepszego określenia "infekcji memetycznej" widzianej od środka niż "słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami".
Religie wykorzystują mechanizmy bezkrytycznego dziecięcego uczenia, nauka wymaga sceptycyzmu.
Dokładniej, nauka wymaga innego przecięcia cech: potrzebna jest dziecięca ciekawość, ale ze sceptycyzmem ludzi dorosłych. W religii odwrotnie.

Metoda naukowa określa środki nie mówiąc do czego one doprowadzą, religie mają cele nie dbając o środki jakie zostaną użyte.

Godzinę temu, venator napisał:

Po prostestach cerkwi serbskiej, papież Franciszek wstrzymał proces tej skandalicznej kanonizacji

Słabi stratedzy, ja bym pozwolił na kanonizowanie...
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 hour ago, ex nihilo said:

Dla tych, który nie znają się na hakerstwie użyj Wstaw inne media / Wstaw załącznik

A dla tych którzy się znają, ten link wystarczy, haha :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
37 minut temu, peceed napisał:

Wiara naukowców ma zawsze charakter prowizoryczny, w żaden sposób nie chroni przed weryfikacją (w poważnych dyscyplinach, większość miękkich niestety nie różni się niczym od teologii).

Tylko, że ta prowizoryczna wiara dotyczy określonego/badanego modelu opisującego rzeczywistość. Jednak u podstaw rozumowania naukowego leży wiara, że raz, rzeczywistość można badać, dwa, jeżeli nawet badany model rzeczywistości jest, bądź może być błędny, to musi istnieć taki model który jest prawdziwy. Bez tej podstawowej wiary - w to, że rzeczywistość podlega badaniom i że istnieje prawdziwy model ją opisujący - nie byłoby nauki.

 

50 minut temu, peceed napisał:

Nauka jest rozwinięciem zwierzęcego poznania świata, które zawsze musi dać jak najlepszy obraz na podstawie dostępnych doświadczeń osobnika.

Oczywiście, tylko, że nauka jako rozwinięcie zwierzęcego poznania świata ma swoje granice. Moim zdaniem zasadne pytania typu: czy wszechświat ma cel? jaki jest nasz cel? co było przed Big Bang? dlaczego rzeczywistość można opisać za pomocą matematyki? jaka jest istota świadomości? co to jest życie? to pytania na które nauka raczej nie odpowie. A jednak my jako część tej rzeczywistości jesteśmy w stanie zadać te pytania. To co w takim razie? Mamy przyjąć, że te pytania są nienaukowe i nie będziemy się nimi zajmować? Albo, że nauka to jedyne narzędzie do poznania rzeczywistości?

 

Godzinę temu, peceed napisał:

 Religie zmuszają wyznawców aby wierzyli w rozmaite twierdzenia w sposób permanentny i absolutny, mają one bardzo abstrakcyjny charakter. Ponieważ są nieweryfikowalne i niedookreślone nie poddają się weryfikacji w praktyce

Nie chcę się wypowiadać na temat religii bo nie mam wiedzy w tym temacie. Jednak chyba zgodzimy się, że wiara bez racjonalnego uzasadnienia jest płytka i nietrwała. Gdyby rzeczywiście wiara bazowała na permanentnym i absolutnym przyjmowaniu twierdzeń to nie byłoby pewnie dziedzin nauki badających Biblię czy osoby jaką był Jezus. Zresztą, czy przetrwałaby do dzisiaj?

 

Godzinę temu, peceed napisał:

W nauce niewiele tekstów przetrwało próbę czasu, natomiast religia opierają się na "aksjomatycznej prawdziwości" niezmiennych treści zawartych w świętych księgach, te treści nie dbają o to jak zostaną zrozumiane w mózgach nosicieli, na przykład obecne chrześcijaństwo to całkowicie inna religia od tej sprzed 1500 lat.

Bo zarówno nauka jak i religia to dziedziny które się cały czas rozwijają. Nauka dostarcza nowych informacji które służą osobom wierzącym do lepszego poznania Stwórcy. Wiara nie przeszkadza nauce ani nauka wierze. Religie to już inny temat.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, smoczeq napisał:

co było przed Big Bang?

Co jest na południe od bieguna południowego?

Godzinę temu, smoczeq napisał:

co to jest życie?

To akurat jest bardzo proste.

Godzinę temu, smoczeq napisał:

dlaczego rzeczywistość można opisać za pomocą matematyki?

A da się opisywać bez pomocy matematyki?

Godzinę temu, smoczeq napisał:

jaka jest istota świadomości?

 

Procesy fizyczne mogą mieć swoje subiektywne odczucia (qualie).

Godzinę temu, smoczeq napisał:

czy wszechświat ma cel?

Nie. Układ izolowany nie ma celu z definicji, ani sensu. Wszechświat jest izolowany z definicji.

Godzinę temu, smoczeq napisał:

Jednak u podstaw rozumowania naukowego leży wiara, że raz, rzeczywistość można badać

Małe dziecko nie potrzebuje wiary w to, że można się zesrać, żeby się zesrać. Z uprawianiem nauki jest podobnie - to się zdarza.

Godzinę temu, smoczeq napisał:

To co w takim razie? Mamy przyjąć, że te pytania są nienaukowe i nie będziemy się nimi zajmować?

Zasadniczo pytania nie mają sensu jeśli pytający nie rozumie o co się pyta, sama poprawna forma gramatyczna nie wystarcza aby coś było sensownym pytaniem!

Godzinę temu, smoczeq napisał:

Albo, że nauka to jedyne narzędzie do poznania rzeczywistości?

Można poznawać rzeczywistość samemu, olać wszelką komunikację z innymi mózgami. Zajmie to miliony razy więcej czasu, ale mózg o odpowiednich zasobach da radę.

Nauka jest udanym protokołem współpracy różnych mózgów w poznawaniu rzeczywistości.

Godzinę temu, smoczeq napisał:

Gdyby rzeczywiście wiara bazowała na permanentnym i absolutnym przyjmowaniu twierdzeń to nie byłoby pewnie dziedzin nauki badających Biblię czy osoby jaką był Jezus.

Można badać religię tak jak to robi teologia albo tak jak to robi religioznawstwo. Badać jedną książkę przez tysiące lat to trochę słabo. A osoba (osoby?)  jaką był Jezus jest od dawna martwa i nie da się jej badać.

 

Godzinę temu, smoczeq napisał:

Nauka dostarcza nowych informacji które służą osobom wierzącym do lepszego poznania Stwórcy.

Bardzo chętnie poznam te informacje, bo na przykład jakoś nie zauważyłem żeby teoria replikatorów zrobiła furorę wśród wyznawców.

Godzinę temu, smoczeq napisał:

Wiara nie przeszkadza nauce ani nauka wierze.

Jeśli dotyczą innych osób nie oddziaływujących na siebie. W przypadku jednej są w ostrym konflikcie co najmniej jako filozofia poznawania świata, do tego rywalizują o zasoby: czas i neurony.
 

 

Edytowane przez peceed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

Kolega wytoczył najcięższe działa. Warto dodać, że Hitler był też cyklistą :)

Toteż dlatego cykliści wydawali mi się zawsze  podejrzani :)

Ale dla wiernych wyznawców ateizmu jeszcze parę innych kąsków za lewacką ale czasami szczerą Wikipedią

"British historian Richard J. Evans, who writes primarily on Nazi Germany and World War II, noted Hitler claiming that Nazism is founded on science: "Science, he declared, would easily destroy the last remaining vestiges of superstition' Germany could not tolerate the intervention of foreign influences such as the Pope and 'Priests', he said, were 'black bugs', 'abortions in black cassocks'."[24]

British historian Richard Overy, biographer of Hitler, sees Hitler as having been a skeptic of religion: "Both Stalin and Hitler wanted a neutered religion, subservient to the state, while the slow programme of scientific revelation destroyed the foundation of religious myth."[25] Overy writes of Hitler as skeptical of all religious belief, but politically prudent enough not to "trumpet his scientific views publicly", partly in order to maintain the distinction between his own movement and the godlessness of Soviet Communism"

oraz

"Speer on Hitler's religious beliefs. In his memoirs, Hitler's confidant, personal architect, and Minister of Armaments Albert Speer, wrote: "Amid his political associates in Berlin, Hitler made harsh pronouncements against the church", yet "he conceived of the church as an instrument that could be useful to him. Hitler, wrote Speer, viewed Christianity as the wrong religion for the "Germanic temperament":[44] Speer wrote that Hitler would say: "You see, it's been our misfortune to have the wrong religion. Why didn't we have the religion of the Japanese, who regard sacrifice for the fatherland as the highest good? The Islam too would have been much more compatible to us than Christianity. Why did it have to be Christianity with its meekness and flabbiness?"[47] Speer also wrote of observing in Hitler "quite a few examples", and that he held a negative view toward Himmler and Rosenberg's mystical notions."

Po prostu Hitler miał nasrane jak każdy ateista. Można w sieci posłuchać wielu ateistycznych komunistycznych działaczy i feministek tęskniących za islamem :)

Chrześcijaństwo miało swoje złe i dobre strony. Więcej dobrych niż złych (egalitaryzm czy szacunek dla kobiet). Śmieszy mnie tylko że każdy pokręcony ateista na słowo "dobre chrześcijaństwo" natychmiast pozabijałby wszystkich katoli. Żadna religia w swojej historii nie wymordowała tylu niewinnych ludzi w tak okrutny sposób jak zrobili to wyznawcy ateizmu, i to nie wieki temu , ale współcześnie. Brak pokory wobec siły wyższej  (jakiejkolwiek) kieruje całe społeczeństwa w kierunku społeczeństwa socjopatów (patrz sowiety czy czerwoni Khmerzy). Jeśli w nic nie wierzę to czemu nie miałbym zabić staruszki przy bankmacie dla 100zł. Etyka ? - brednie. Dlatego islam który jest najbardziej wyewoluowaną religią (ostatnią z wielkich religii) zauważył tę słabość chrześcijaństwa jakim jest egalitaryzm i wprowadziło ścięcie głowy za ateizm czy apostazję  ( szeroko dzisiaj stosowane) .

 

 

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, gucio222 napisał:

 Jeśli w nic nie wierzę to czemu nie miałbym zabić staruszki przy bankmacie dla 100zł. Etyka ? - brednie. 

Tak, już dawno zauważyłem że bardzo wiele tzw. osób głęboko wierzących bez boga byłoby w stanie się dopuścić najgorszych świństw tak samo, jak są w stanie dopuszczać się ich dla boga.

Godzinę temu, gucio222 napisał:

i wprowadziło ścięcie głowy za ateizm czy apostazję

Kary za ateizm stosowano już w Rzymie, co ważne podpadali pod ten paragraf chrześcijanie którzy negowali istnienie innych bogów. Taki chichot historii...

1 godzinę temu, gucio222 napisał:

miał nasrane jak każdy ateista

To już chyba sobie wyjaśnialiśmy. Ludzie miewają nasrane do głowy masę rzeczy ale nie jest to wyróżnik ateistów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, peceed napisał:

Tak, już dawno zauważyłem że bardzo wiele tzw. osób głęboko wierzących bez boga byłoby w stanie się dopuścić najgorszych świństw tak samo, jak są w stanie dopuszczać się ich dla boga.

Widzę iż masz kłopoty czytania ze zrozumieniem. Poprzedzające to zdanie brzmi - "Żadna religia w swojej historii nie wymordowała tylu niewinnych ludzi w tak okrutny sposób jak zrobili to wyznawcy ateizmu, i to nie wieki temu , ale współcześnie. Brak pokory wobec siły wyższej  (jakiejkolwiek) kieruje całe społeczeństwa w kierunku społeczeństwa socjopatów (patrz sowiety czy czerwoni Khmerzy). Jeśli w nic nie wierzę to czemu nie miałbym zabić staruszki przy bankomacie dla 100zł"

Ot takie są sowiety, raj ateistów i socjalistów. :)

  • Pozytyw (+1) 1
  • Negatyw (-1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Wskutek złożonego przez ojca

ślubu - pisze Hoess - w myśl którego miałem zostać duchownym, zawód mój był już z

góry ustalony. Całe moje wychowanie było nastawione w tym kierunku. Z biegiem

czasu ojciec stawał się coraz bardziej religijny. Gdy tylko czas mu pozwalał, wyjeżdżał

ze mną do różnych cudownych miejsc w moim kraju, do pustelni w Szwajcarii oraz do

Lourdes we Francji. Gorąco błagał o błogosławieństwo niebios dla mnie, abym został

kiedyś świątobliwym kapłanem. Ja sam byłem również głęboko wierzący, o ile to

możliwe u chłopca w tym wieku, i swoje obowiązki religijne traktowałem bardzo

poważnie. Modliłem się z prawdziwie dziecięcą powagą i nader gorliwie pełniłem

obowiązki ministranta."

Takie wspomnienia Rudolfa Höss'a, komendanta obozu Auschwitz-Birkenau  przytacza Antoni Kępiński w "Rytmach życia". Naukowiec uczciwe przyznaje, że posiadał za mało danych aby dokładnie ocenić wpływ religijności w dzieciństwie na działalność jednego z najwiekszych katów ludzkości. Pierwsze zwątpienie  Höss'a w religie nastapiło w wieku 13 lat, gdy jego spowiednik złamał tajemnice spowiedzi. Dokonał oficjalnego  aktu apostazji w wieku 22 lat, po wizycie w Palestynie ; nawrócił się w 1947 r.  przebywając w zakładzie karnym w Wadowicach. Ponoć został nawet rozgrzeszony. Natomiast ogromny wpływa na życie SS-Obersturmannführrera miało surowę wychowanie przez ojca, pruskiego żołnierza, które wbiło mu do głowy zamiłowanie do pedantycznego wręcz porządku, ślepe posłuszeństwo, bezrefleksyjne poczucie obowiązku. Był wszak przeznaczony do stanu duchownego.

Jałowe, samotne dzieciństwo, wypełnione modlitwą, w trakcie którego  jedynym przyjacielem małego Rudolfa był kucyk, ukształtowało przyszłego SS-mana. Już w dzieicństwie ultra-pedantyczne zamiłowanie do porządku ujawniało się w postaci częstego mycia wyimaginowanego brudu. Wg. Kepińskiego, przypuszczalnie było to tłumienie rodzącej się agresji.

Mimo apostazji, przebywając w więzieniu w latach 20-tych,  dręczyły go wyrzuty sumienia z powodu wystąpienia z Kościoła. Przeżył załamanie nerwowe, najsilniejsze w życiu. Rozpoznano u niego psychozę więzienną. Być może wiary w boga nie pozbył się nigdy. Nie jest to zresztą  takie istotne.

Ważniejsze jest to, że został ukształtowany do życia w stanie duchownym, w ścisłym podporzadkowaniu i gotowości do wypełniania rozkazów. Jego świat miał być uporządkowany, instytucjonalny. Bo Kościół to przede wszystkim instytucja, dość pazernie broniąca swego stanu posiadania. Nie ma mowy w nim o nieposłuszenstwie, nie bez powodu utrzymywany jest celibat - bezżennymi mężczyznami łatwiej się rządzi - zawsze można ich przeniesć w dowolny zakątek świata, nie mają wszakże bagażu w postaci żony, dzieci. 

Całe dorosłe życie  Höss'a, doskonale uzasadnia postawioną hipotezę. Nawet w polskim więzieniu:

 "Pisał również z

własnej inicjatywy, gdy zauważył, że jakieś zagadnienie poruszane na marginesie

przesłuchań interesuje przesłuchującego" - notuje J. Sehn. Ta chęć wykonania

polecenia celująco jest dla Hoessa dość charakterystyczna. Chciałby jak gdyby

uprzedzić życzenia przełożonych, niezależnie od tego, kim jest ten przełożony, może

nim być nawet Polak"

 Z "Rytmów życia"

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 13.04.2020 o 16:52, gucio222 napisał:
W dniu 13.04.2020 o 13:35, cyjanobakteria napisał:

Kolega wytoczył najcięższe działa. Warto dodać, że Hitler był też cyklistą :)

Toteż dlatego cykliści wydawali mi się zawsze  podejrzani :)

Ale dla wiernych wyznawców ateizmu jeszcze parę innych kąsków za lewacką ale czasami szczerą Wikipedią

"British historian Richard J. Evans, who writes primarily on Nazi Germany and World War II, noted Hitler claiming that Nazism is founded on scienc

Prawo Godwina wciąż działa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
On 4/11/2020 at 10:15 AM, gucio222 said:

Cieszę że żyję w kraju chrześcijańskim,  a nie rządzonym przez ateistów gdzie takie pierdoły jak łamanie kołem byłyby humanitarną metodą.

A jak sobie wytłumaczyłeś zabawy z georadarem w szkołach katolickich z internatem w Kandzie? Znowu trzeba kopać. Wychowankowie gwałtownie podupadali na zdrowiu od kiedy siłą zostali zaciągnięci do internatów. Można pomyśleć, że pociechy powinny kwitnąć i tryskać zdrowiem w takich miejscach, będąc pod szczególnym troską duchownych i nadzorem samego najwyższego, tymczasem znowu trzeba kopać. Dużo kopać. I to nie wspominając o innych uciechach życia doczesnego, jak tortury i gwałty.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy od dziesięcioleci dyskutują, czy wyjątkowo drastyczna tortura opisana w średniowiecznych poematach i sagach, rzeczywiście była stosowana. Mowa tutaj o „krwawym orle” (blóðǫrn), spopularyzowanym ostatnio w kulturze masowej przez gry i filmy. Początkowo, na podstawie licznych nordyckich źródeł, uznawano, że rytuał „krwawego orła” był praktykowany. Jednak od lat kolejni naukowcy kwestionują autentyczność dawnych przekazów.
      Autorzy najnowszych badań, specjalista od historii wikingów dr Luke John Murphy z Uniwersytetu Islandzkiego oraz naukowcy z Wydziału Medycyny Keele University,  profesor anatomii Peter L.T. Willan, Heidi R. Fuller i Monta A. Gates, postanowili przekonać się, czy wykonanie „krwawego orła” na żywym człowieku w ogóle jest możliwe.
      Badacze wykorzystali dziewięć tekstów, osiem w języku staronordyckim i jeden łaciński (Gesta Danorum), pochodzących z XI-XIII wieku. Znajdziemy w nich opisy tortur i egzekucji za pomocą „krwawego orła” czterech osób: syna króla Haralda Pięknowłosego Halfdana Długonogiego, króla Elli z Northumbrii, Lyngviego Hundingssona oraz Brúsiego z Sauðey.
      Źródła nie są zgodne co do tego, jak przebiegał „krwawy orzeł”. Ze wszystkich dowiadujemy się, że ofiary zostały schwytane w czasie konfliktu zbrojnego, a na ich plecach wycięto orła. Z trzech tekstów – Knútsdrápa, Ragnars saga loðbrókar i Reginsmál – nie dowiadujemy się niczego ponad to, że ofiary wkrótce zmarły. Z kolei w Gesta Danorum czytamy, że po wycięciu kształtu, który z grubsza przypominał orła, rany ofiar posypano solą.
      Z pięciu kolejnych źródeł – Haralds saga ins hárfagra, Orkneyinga saga, Orms þáttr Stórólfssonar, Norna-Gests þáttr oraz Ragnarssona þáttr – dowiadujemy się, że żebra ofiar odcięto od kręgosłupa, rozciągnięto tak, by przypominały skrzydła, a następnie wyjęto płuca. Opisy te sugerują, że „krwawy orzeł” nie polegał na wycięciu kształtu ptaka na skórze, ale na uformowaniu ciała ofiary.
      Powstaje pytanie – i na tym skupiali się dotychczas badacze tego zagadnienia – skąd bierze się różnica w opisach. Być może we wcześniejszych tekstach nie było potrzeby szczegółowego opisu całej procedury, gdyż współcześni autorom wiedzieli, jak ona wyglądała, albo też autorzy byli ograniczeni stylem, wymogami artystycznymi czy innymi czynnikami. Jest też możliwe, że pojawiające się w późniejszych tekstach szczegółowe opisy tortury są spowodowane chęcią wywołania sensacji, przyciągnięcia uwagi czytelnika, nieprawidłowym odczytaniem tekstów wcześniejszych czy zwykłym wymysłem autorów. Rozstrzygnięcia sporu nie ułatwia fakt, że najczęściej dysponujemy kopiami tekstów starszych o kilkadziesiąt lub kilkaset lat, a jakby tego było mało, teksty te opisywały wydarzenia jeszcze wcześniejsze, których ich autorzy nie mogli być świadkami.
      Murphy, Willan, Fuller i Gates postanowili skupić się na anatomicznej stronie wykonalności tortury. Nie próbowaliśmy rozstrzygnąć, czy „krwawy orzeł” miał miejsce w epoce wikingów, ale czy mógł mieć miejsce, piszą autorzy badań.
      Uczeni zauważają, że istnieją trzy poważne anatomiczne problemy, które należałoby pokonać, by wykonać blóðǫrn, szczególnie na żywej ofierze. Pierwsze z nich to szybkie usunięcie skóry i mięśni, co byłoby konieczne, żeby odciąć żebra od kręgosłupa i je rozciągnąć. Problem drugi to negatywny wpływ otwarcia klatki piersiowej zarówno na integralność ważnych naczyń krwionośnych, jak i na utrzymanie odpowiedniego ciśnienia, by płuca mogły być wciąż wypełnione powietrzem. W niektórych opisach „krwawego orła” autorzy twierdzą, że po wykonaniu „skrzydeł” z żeber ofiary wciąż oddychały. Ostatnim wyzwaniem byłoby samo rozciągnięcie żeber i wyjęcie płuc.
      Naukowcy doszli do wniosku, że z anatomicznego punktu widzenia wykonanie blóðǫrn narzędziami dostępnymi wikingom było możliwe. Jednak ofiara już na wczesnych etapach tortury zmarłaby z powodu wykrwawienia bądź uduszenia. Tym samym, pełne wykonanie „krwawego orła” można by przeprowadzić wyłącznie na zwłokach.
      Uczeni dodają, że nie wiadomo, czy do rytualnego uznania, że „krwawy orzeł” został wykonany, konieczne było przeprowadzenie wszystkich etapów tortury. Porównywalne dowody z epoki wikingów sugerują, że stosowali oni spektakularne okaleczanie ciał przed i po śmierci, w tym brutalne zrytualizowane egzekucje. Tym samym nie można wykluczyć, że „krwawy orzeł” był jedną z takich praktyk.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Około 2 tys. lat temu na wyspie Tasos przeprowadzono egzekucję za pomocą precyzyjnego pchnięcia włócznią. Stracony został umięśniony ~50-letni mężczyzna, który przed śmiercią musiał być więziony. W jego mostku widniał niemal idealnie okrągły otwór, co początkowo zmyliło antropologa Anagnostisa Agelarakisa z Adelphi University, który podejrzewał, że to anomalia rozwojowa pod postacią wrodzonego ubytku w mostku (sternal foramen, SF).
      Choć pracuję od 40 lat, nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Chodzi mi o sposób, w jaki włócznia spenetrowała [tkanki] w stosunku do kości [mostka]. To kąt prawie 90 stopni.
      Włócznia (stryrax) nie została rzucona z odległości, ale przyłożona i precyzyjnie wbita. To uraz, który w ciągu minuty doprowadził do zatrzymania krążenia.
      Szczątki mężczyzny oraz innych 56 osób odkryto w 2002 r. podczas wykopalisk starożytnej nekropolii. Straconego pochowano w wapiennym ossuarium (ang. kist).
      Ofiara była wysoka jak na tamte czasy i mierzyła 170,5 cm. Badanie uzębienia wykazało, że w chwili zgonu mężczyzna miał co najmniej 50 lat. Ślady na kościach pozostawione przez przyczepy mięśniowe pozwoliły wnioskować, że był umięśniony. Trudno powiedzieć, co robił, ale można podejrzewać, że trenował w palestrze. Niewykluczone również, że spędzał dużo czasu, pływając, biegając albo na zadaniach związanych z żeglarstwem.
      Powtarzalne czynności zebrały swoje żniwo - u zmarłego rozwinęły się bowiem spondyloartropatia i osteoartroza.
      Najbardziej intrygujący był jednak dla antropologów otwór w mostku. Początkowo wskazywano na SF. Ostatecznie jednak okazało się, że dziura o wymiarach 1,5 na 1,1 cm to nie wada rozwojowa, ale uraz penetrujący, najprawdopodobniej zadany siedmiokątnym stryraksem.
      Profesor Agelarakis doszedł do tego przy pomocy swojej żony, która zajmuje się zarówno antropologią, jak i ilustracją naukową. Para wyprodukowała parę replik włóczni z brązu. Dzięki temu okazało się, że rzucona broń nie robiła w celu idealnego otworu. Działo się tak prawdopodobnie przez paraboliczny tor lotu.
      Gdyby mężczyznę trafiono podczas bitwy czy walki, uraz także byłyby inny, bo zapewne próbowałby się uchylić. Wszystko wskazuje więc na to, że najpierw został on unieruchomiony: ustawiono go przy ścianie z rękami związanymi z tyłu albo położono na plecach. Potem zadano śmiertelny cios.
      Eksperymenty przeprowadzone we współpracy z fizykami z Adelphi University zademonstrowały, że by przebić mostek, trzeba było zadziałać z siłą przekraczającą 2200 niutonów.
      Czemu mężczyzna został stracony? Możliwe, że miało to miejsce w czasie niepokojów albo po zmianie władzy. Analiza uzębienia ujawniła pogorszenie diety tuż przed śmiercią, co sugeruje przetrzymywanie w więzieniu.
      Kości mężczyzny znajdują się w Muzeum Archeologicznym Tasos.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Archeolodzy odkryli miejsce zbiorowej egzekucji, które może potwierdzać legendę o wojnie sprzed 350 lat, która rozpoczęła się podczas... wypadku w czasie chłopięcej zabawy..
      W XVII wieku przez Alaskę przetoczyła się seria konfliktów znana z historii jako „wojny łuku i strzały”. Jedna z legend ludu Yup'ik mówi, że konflikt rozpoczął się od wypadku w czasie gry w rzutki, gdy jeden z chłopców trafił innego w oko. Zgodnie z legendą, ojciec poszkodowanego wybił sprawcy oboje oczu. Wówczas krewny chłopca pozbawionego oczu się zemścił. W konflikt włączali się kolejni członkowie rodzin obu chłopców, w końcu seria wojen ogarnęła Alaskę i Yukon.
      To seria różnych opowieści. Na pewno wiemy, że wojny łuku i strzały toczyły się w okresie małej epoki lodowej, kiedy to temperatury w krótkim czasie spadły z tych nieco wyższych niż obecnie, do niższych, mówi Rick Knecht z University of Aberdeen. Ochłodzenie klimatu i mniejsza dostępność pożywienia są uważane za prawdziwe przyczyny wojen.
      Jednak teraz odkryto coś, co wpisuje się w serię legend o grze w rzutki. Knecht i Charlotta Hillerdal kierują wykopaliskami w pobliżu miasta Agaligmiut (Nunalleq). Znaleźli tam masowy grób, do którego trafiło 28 osób oraz ok. 60 000 dobrze zachowanych artefaktów. Pochowano w nim osoby, które zostały związane liną, a następnie zamordowane. Zwłoki leżały twarzami w dół, a niektóre z ofiar mają z tyłu czaszki dziurę, która może pochodzić od włóczni lub strzały. Datowanie miejsca pochówku nie jest pewne, jednak wiemy, że Agaligmiut był dużym kompleksem obronnym, który został zbudowany pomiędzy 1590 a 1630 rokiem, a zniszczeniu uległ w wyniku ataku i podpalenia pomiędzy rokiem 1652 a 1677.
      Wedle przekazów ustnych mieszkańcy Agaligmiut, dowodzeni przez człowieka imieniem Pillugtuq, zaatakowali wieś, której nazwa jest różnie przekazywana. Mieszkańcy wsi wcześniej dowiedzieli się o szykowanym ataku, przygotowali zasadzkę i zabili wszystkich lub prawie wszystkich wojowników przeciwnika. Jedna z legend mówi, że w walce brały też udział kobiety z zaatakowanej wioski przebrane za wojowników. Inna legenda wspomina szamana, który na krótko przed tym, jak wojownicy opuścili Agaligmiut, miał ostrzec Pillugtuqa, że jego miejscowość zostanie spalona. Ostrzeżenia zostały zignorowane.
      Po tym, jak Pillugtuq został pokonany, wojownicy ze zwycięskiej wioski ruszyli na Agaligmiut, zabili jego mieszkańców, a samą miejscowość spalili. Jako, że wcześniej pokonali wojowników, legendy mówią, że w Agaligmiut przebywały tylko kobiety, dzieci i starcy. Wykopaliska potwierdzają tę wersję. W zbiorowym grobie pochowano właśnie kobiety, dzieci i starców. Był tam tylko jeden mężczyzna w wieku, w którym mężczyźni byli wojownikami, mówi Knecht.
      Wśród 60 000 artefaktów znaleziono m.in. lalki, figurki, maski, kosze oraz groty strzał. Dzięki wiecznej zmarzlinie zabytki były bardzo dobrze zachowane. To niezwykłe. Wiele z tych rzeczy wciąż nadaje się do użytku. Czasami drewno jest wciąż jasne, nie pociemniało z upływem czasu, mówi Knecht.
      Najbardziej interesującymi artefaktami są drewniane maski używane w obrzędach tanecznych. Często przedstawiają one osobę zamieniającą się w zwierzę lub zwierzę zamieniające się w człowieka, dodaje uczony. Figurki i lalki miały różne przeznaczenie. Były używane w rytuałach religijnych oraz podczas zabawy.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...