Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Zdjęcia satelitarne wskazują, że od kiedy Jair Bolsonaro objął urząd prezydenta Brazylii, gwałtownie zwiększyła się wycinka dżungli amazońskiej. W bieżącym roku wycięto już ponad 3700 kilometrów kwadratowych lasu. Już teraz, przed końcem lipca, wiadomo, że pod topór poszło więcej dżungli niż w rekordowym w ostatnim czasie roku 2016, kiedy to wycięto 3183 km2 lasu.

Amazońska dżungla to nie tylko największy las deszczowy na świecie, dom wielu gatunków roślin i zwierząt zamieszkany przez około 400 różnych plemion indiańskich. To także olbrzymi rezerwuar węgla, a jego zmniejszanie się tylko przyspieszy globalne ocieplenie i utrudni walkę ze zmianami klimatu.

Od czasu objęcia urzędu przez Bolsonaro wycinka dżungli przyspiesza z miesiąca na miesiąc. W ciągu pierwszych 22 dni lipca powierzchnia lasu zmniejszyła się o ponad 1250 kilometrów kwadratowych. To ponad dwukrotnie więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Dane wskazujące na zwiększoną wycinkę pochodzą od brazylijskiej agencji kosmicznej INPE, która opracowała metody szybkiego wykrywania zmian w powierzchni lasu  deszczowego. Dane INPE są używane przez brazylijskie agendy rządowe do egzekwowania prawa.

Prawo w Brazylii nie zmieniło się wraz z dojściem Bolsonaro do władzy. Od dziesięcioleci obowiązuje przepis, który mówi, że właściciele ziemi będą karani grzywnami, jeśli pozbędą się więcej niż 20% drzew na swoim terenie. Jednak zmieniła się retoryka. Bolsonaro niejednokrotnie mówił, że lasy deszczowe należy eksploatować w sposób rozsądny, groził ich rodzimym mieszkańcom przymusową integracją w społeczeństwie, próbował zmniejszyć obszary chronione. I to właśnie ta retoryka spowodowała, że wycinający drzewa czują się bezkarni. Łamią prawo, gdyż wierzą, że nie będzie ono egzekwowane.

To, co obserwujemy obecnie jest szokujące, ale nie jest niczym niespodziewanym, mówi Carlos Rittl z organizacji Climate Observatory w Sao Paulo. Jego organizacja zwróciła się do rządowej agencji ochrony środowiska IBAMA z prośbą o dane i dowiedziała się, że pomiędzy styczniem a kwietniem bieżącego roku liczba rządowych operacji mających na celu egzekwowanie prawa ochrony środowiska w Amazonii zmniejszyła się o 70% w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku. Ludzie czują, że rząd im na więcej pozwala, stwierdziła Erika Berenguer z University of Oxford, która niedawno odbyła spotkanie z właścicielami ziemskimi w Brazylii.

Dżungla amazońska jest wycinana głównie pod hodowlę bydła. Drzewa usuwa się na skalę przemysłową za pomocą łańcuchów ciągniętych pomiędzy dwoma pojazdami. Gdy zwalone drzewa wyschną, podpala się je, oczyszczając teren pod pastwiska.
Kolejny problem to postępowanie brazylijskich agend rządowych. Od 11 lat rządy Norwegii i Niemiec finansują brazylijskie organizacje pozarządowe oraz agencje ochrony środowiska poszczególnych stanów, których celem jest zapobieganie wylesianiu. Nagle w maju bieżącego roku ze strony brazylijskiego ministerstwa ochrony środowiska zaczęły pojawiać się oskarżenia, że fundusze te są defraudowane. Pojawiła się obawa, że rząd Brazylii odetnie niezależne organizacje oraz stanowe urzędy od zagranicznego finansowania.

Jakby jeszcze tego było mało, w brazylijskim rządzie pojawiły się głosy, że dane na których opierane są twierdzenia o zwiększeniu wycinki dżungli zostały zmanipulowane. Krytykujący te dane ministrowie nie wymienili żadnej organizacji, ale wiadomo, że chodzi o rządową INPE. Tymczasem eksperci zauważają, że INPE pracuje zgodnie z najwyższymi światowymi standardami. Agencja prowadzi dwa zestawy danych, DETER, który dostarcza alertów w czasie rzeczywistym i na podstawie których odpowiednie służby są zawiadamiane i mogą interweniować na bieżąco, oraz PRODES, czyli oficjalna baza danych dotycząca corocznego tempa wylesiania. PRODES jest uznawana przez ekspertów za najlepszą na świecie bazę danych tego typu.

Bazując na obecnych danych znajdujących się w DETER, specjaliści uważają, że tegoroczna wycinka drzew będzie o około 10% większa, niż w roku ubiegłym. To i tak niewiele, w porównaniu z przełomem ubiegłego i bieżącego wieku, kiedy wycinano dziesiątki tysięcy kilometrów kwadratowych dżungli. W latach 2004–2018 wycinka dżungli amazońskiej zmniejszyła się aż o 72%. Jednak jej ponowne zwiększanie się to niepokojący trend, będący wynikiem zmiany retoryki rządowej i słabszego egzekwowania prawa.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagłada ludzkości i wielu innych gatunków na tej planecie, zbliża się wielkimi krokami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzkość podcina gałąź na której siedzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Jet Propulsion Laboratory i innych instytucji, stworzyli indeks wrażliwości lasów tropikalnych. Służy on do określania podatności tych ekosystemów na dwa główne zagrożenia: ocieplanie się klimatu oraz konsekwencje związane z wycinką i fragmentacją lasów poprzez budowę dróg, osiedli czy tworzenie pól uprawnych. Okazuje się, że trzy główne obszary lasów tropikalnych są w różnym stopniu podatne na różne zagrożenia.
      Basen Amazonki jest niezwykle wrażliwy zarówno na zmiany klimatu jak i na wywoływane przez ludzi zmiany w użytkowaniu terenów. W Basenie Kongo mają miejsce te same zjawiska co w Amazonii, jednak tamtejsze lasy są bardziej na nie odporne. Z kolei większość azjatyckich lasów tropikalnych w większym stopniu cierpi z powodu wycinki niż z powodu zmian klimatu.
      Lasy tropikalne to prawdopodobnie najbardziej zagrożone habitaty na Ziemi. Są jak kanarek w kopalni, mówi Sassan Saatchi, główny autor najnowszych badań.
      W lasach tropikalnych mieszka ponad połowa gatunków roślin i zwierząt żyjących na Ziemi i przechowują one ponad połowę węgla uwięzionego w roślinach.
      Jednak w XX wieku ludzie wycięli 15–20% tych lasów, a kolejnych 10% uległo degradacji. Tymczasem zmiany klimatu prowadzą do coraz częstszych i poważniejszych pożarów, ograniczają zdolność lasów do wchłaniania dwutlenku węgla i zwiększają emisję CO2 z lasów.
      W 2019 roku National Geographic Society zorganizowało zespół ekspertów, których celem było stworzenie nowego indeksu wrażliwości lasów tropikalnych. Uczeni mieli do dyspozycji dane satelitarne oraz z pomiarów polowych z lat 1982–2018. To na ich podstawie powstał indeks. Dzięki niemu można będzie dokładniej badać procesy zachodzące w lasach tropikalnych, takie jak wchłanianie i uwalnianie węgla, ich produktywność, cykl obiegu wody i bioróżnorodność.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Odkrycie w Amazonii przed kilkunastu laty „ciemnych ziem Indian” sprowokowało cały szereg badań nad amazońskim osadnictwem oraz stopniem rozwoju i zorganizowania tamtejszych społeczeństw przed przybyciem kolonizatorów. Autorzy najnowszych badań, międzynarodowy zespół naukowy z USA, Brazylii i Wielkiej Brytanii, twierdzą na łamach Nature Communications, że te żyzne ziemie nie były dziełem człowieka, a natury. Ludzie je po prostu wykorzystali.
      Przed kilkunastu laty donosiliśmy o indiańskich „miastach” w amazońskiej dżungli, których istnienie było powiązane przed użyźnioną przez ludzi „ciemną ziemią”. O tym, że to ludzie celowo użyźniali ziemię miały świadczyć znajdowane na miejscu artefakty oraz udomowione lub poddawane udomowieniu rośliny.
      Amazońskie ciemne ziemie to niezwykle żyzne gleby charakteryzujące się zwiększoną obecnością mikroskopijnych cząstek węgla, które nadają im charakterystycznego zabarwienia. Częsta obecność w tych ziemiach prekolumbijskich artefaktów spowodowała, że są one często klasyfikowane jako antrosole, czyli ziemie o pochodzeniu antropogenicznym. Nie jest jednak jasne, w jaki sposób rdzenni mieszkańcy tych terenów mieliby stworzyć bardzo żyzne obszary w jednym z najmniej żyznych środowisk na Ziemi, czytamy na łamach Nature Communications.
      Zdaniem autorów najnowszych badań te rzadko rozsiane fragmenty żyznej ziemi powstały w wyniku naturalnych procesów, takich jak powodzie i pożary. Międzynarodowa grupa naukowa, na czele której stał Lucas Silva, profesor z University of Oregon, przeprowadziła datowanie radiowęglowe na 210 hektarach terenu w pobliżu ujść rzek Solimoes i Negro.
      Z opublikowanego artykułu dowiadujemy się, że poziomu fosforu i wapnia na badanych terenach są o rząd wielkości wyższe niż w otaczającej glebie. Naukowcy połączyli te informacje z badaniem 16 innych pierwiastków, w tym izotopów neodymu i strontu. Na tej podstawie doszli do wniosku, że ziemia została użyźniona w wyniku powodzi, do których dochodziło przed jej zasiedleniem.
      Przeanalizowaliśmy zawartość węgla i składników odżywczych w lokalnym kontekście antropologicznym, co pozwoliło nam opisać chronologię zarządzania i gęstość zaludnienia potrzebne, by można było obserwować widoczną tutaj żyzność gleby w porównaniu z otaczającym ją krajobrazem, mówi Silva.
      Większość gleb Amazonii to silnie zerodowane gleby ferralitowe i czerwonoziemy. Są to gleby kwaśne i ubogie w składniki odżywcze. Z kolei wiele artefaktów znaleziono na bogatych w węgiel „ciemnych ziemiach”. Jednak obecne badania wykazały, że gleby te zaczęły tworzyć się około 7600 lat temu. To około 1000 lat wcześniej niż na tych terenach ludzie zaczęli prowadzić osiadły tryb życia.
      Nasze badania wykazały, że duże społeczności osiadłe musiałyby zarządzać żyznością gleby na tysiące lat przed pojawieniem się w tym regionie rolnictwa. Lub też, co bardziej prawdopodobne, ludzie wykorzystali swoją wiedzę do zidentyfikowania żyznych gleb i osiedlenia się na nich jeszcze przed rozpoczęciem żyznością gleby, dodaje Silva.
      Zawartość różnych pierwiastków w glebie oraz badania dotyczące intensywności opadów w przeszłości wskazują, że po długim suchym okresie, który miał miejsce od 8000 do 4000 lat temu doszło do zmiany dynamiki rzek spowodowanej zmianą klimatu. Rzeki częściej wylewały, przynosząc ze sobą składniki odżywcze ze swojego górnego biegu. Jednocześnie rzadziej dochodziło do pożarów, a rzeki przenosiły użyźniony dawnymi pożarami materiał i pozostawiały go w miejscu, w którym wylewały. To również wpływało na szatę roślinną i mogło być przyczyną różnej zawartości węgla w glebie w miejscach zalewanych i niezalewanych, stwierdzają badacze.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Parque Nacional Natural Serranía de Chiribiquete, największym parku narodowym Kolumbii, odkryto jedną z najwspanialszych kolekcji sztuki naskalnej. Pierwsi mieszkańcy tych okolic uwiecznili zwierzęta, które dawno już wyginęły. Badania pochodzącego sprzed co najmniej 12 500 lat niezwykłego dzieła sztuki rozpoczął już w ubiegłym roku brytyjsko-kolumbijski zespół naukowy. Dopiero teraz jednak zdecydowano się upublicznić informację o znalezisku.
      W trzech schronieniach skalnych na klifie o długości około 12 kilometrów widzimy figury ludzi i zwierząt. Są wśród nich mastodonty, palaeolamy, gigantyczne leniwce czy wymarli przodkowie koni, a także żółwie, ryby, jaszczurki, ptaki i ludzie. Dziesiątki tysięcy rysunków, a niektóre z nich umieszczono tak wysoko, że obejrzeć je możemy tylko na zdjęciach zrobionych za pomocą drona.
      Rysunki to dzieło jednych z pierwszych ludzi, którzy dotarli do Amazonii. Powstawały one przez setki, może tysiące lat, a zanim je stworzono trzeba było specjalnie przygotować skałę, oczyszczając ją z roślinności. Ludzie dotarli na ten teren w czasach wielkich zmian klimatycznych, gdy Amazonia zmieniała się znany nam obecnie las deszczowy, mówi Mark Robinson z University of Exeter.
      Niezwykłą galerię – która już zyskała przydomek „Kaplicy Sykstyńskiej starożytnej Amazonii” – odkryto na obszarze Serrania de la Lindosa, znanym z wcześniejszych znalezionych tutaj przykładów sztuki naskalnej.
      Szef zespołu badawczego, profesor Jose Iiarte z Exeter University, jeden z czołowych specjalistów w dziedzinie Amazonii i sztuki prekolumbijskiej nie był w stanie ukryć ekscytacji: mówimy tutaj o wielu dziesiątkach tysięcy rysunków. Ich stworzenie zajęło wiele pokoleń. Gdziekolwiek się nie obrócisz, widzisz kolejne rynku. Widzimy zwierzęta, które dawno wyginęły. Obrazy są tak naturalne i tak dobrze wykonane, że nie można mieć wątpliwości, iż patrzymy np. na konia. Konia epoki lodowcowej, a jego dzikim ciężkim pyskiem. Jest tam tyle szczegółów, widać nawet grzywę. To fascynujące.
      Twórcy niezwykłej galerii uwiecznili też ludzi.Jest postać w masce przypominającej ptasi dziób, są ludzie tańczący, trzymający się za ręce. Widzimy też wieże z drewna, a niektórzy ludzie wyglądają, jakby skakali na bungee, co może dawać pojęcie, w jaki sposób powstały wysoko położone rysunki.
      Niezwykła galeria znajduje się w odległym trudno dostępnym regionie Kolumbii. Znana była miejscowym, którzy pomogli naukowcom w dotarciu tutaj. Archeolodzy i ekipa filmowa wyruszyli z miasta San Jose del Guaviare, jechali samochodami przez 2 godziny, a później czekała ich 4-godzinna wędrówka przez dżunglę. Badań i podróży nie ułatwia fakt, że w Kolumbii przez 50 lat toczyła się wojna domowa. Porozumienie pokojowe zawarto stosunkowo niedawno. Obszar, na którym znajduje się niezwykły klif z rysunkami jeszcze do niedawna był całkowicie niedostępny. Również i teraz, by tam dotrzeć, trzeba wynegocjować z bojownikami FARC zgodę na pobyt.
      Profesor Iriarte mówi, że rysunki wykonano za pomocą ochry. Nie wiadomo, jakie miały one znaczenie. Interesujący jest fakt, że widzimy tutaj wiele dużych zwierząt otoczonych przez małe ludzkie postaci, które mają wzniesione ramiona, jakby oddawały cześć tym zwierzętom. Widoczne są też przedstawienia drzew i roślin halucynogennych. Dla mieszkańców Amazonii zwierzęta i rośliny mają duszę, a ludzie mogą się z nimi skontaktować za pośrednictwem rytuałów i praktyk szamańskich.
      Naukowcy zwracają uwagę na przedstawioną na rysunkach megafaunę. Ludzie nie zdają sobie sprawy z faktu, że Amazonia zmieniła swój wygląd. Nie zawsze był tutaj las deszczowy. Gdy patrzymy na konie czy mastodonty, to wiemy, że były one zbyt duże, by żyć w lesie. To nie tylko pokazuje nam, kiedy te rysunki powstały – już sam ten fakt jest niesamowity – ale daje nam również pogląd, jak te okolice mogły w przeszłości wyglądać: bardziej przypominały sawannę, dodaje paleoantropolog Ella Al-Shamahi.
      Znalezisko jest tym cenniejsze, że zachowało się w świetnym stanie. Czy to z powodu wiszących nad rysunkami skał czy też deszczów padających z innej strony i wiatrów inaczej wiejących, rysunki są znacznie bardziej wyraźne niż inne podobne zabytki.
      Największy zbiór rysunków, na który składają się trzy gigantyczne panele z tysiącami ludzi, zwierząt, odcisków dłoni i kształtami geometrycznymi, znajduje się w Cerro Azul. Jest on też najlepiej zachowany. Rysunki w Cerro Montoya i Limoncillos są bardziej wyblakłe.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zręby wykonane trzy lata temu w Puszczy Białowieskiej zajmowane są przez inwazyjne gatunki roślin. Jeden z obcych gatunków inwazyjnych – erechtites jastrzębcowaty – stwierdzono w Puszczy po raz pierwszy.
      Jego obecność w Obszarze Światowego Dziedzictwa Ludzkości niepokoi botaników – gatunek pojawia się już w chronionych siedliskach leśnych na południu kraju.
      W 2017 roku w Puszczy Białowieskiej wykonano ok. 500 hektarów rozległych zrębów, które według założeń leśników miały przyczynić się do ochrony bioróżnorodności – przypomina Fundacja Dzika Polska (FDP) w informacji przesłanej serwisowi Nauka w Polsce. Z prowadzonego przez nią monitoringu roślinności na zrębach w Puszczy Białowieskiej wynika, że wiele powierzchni pozrębowych zostało skolonizowanych przez gatunki inwazyjne, które zgodnie z planem zadań ochronnych Natura 2000, ale również według Światowej Unii Ochrony Przyrody, stanowią zagrożenie dla siedlisk przyrodniczych i rodzimych gatunków. Kilka gatunków inwazyjnych było notowanych w Puszczy już wcześniej. Jeden z gatunków – erechtites jastrzębcowaty (Erechtites hieracifolius) – nie był dotąd obserwowany w Puszczy. Erechtites od dawna kolonizuje zbiorowiska roślinne w południowej części kraju, konkurując skutecznie z gatunkami rodzimymi.
      Na Dolnym Śląsku erechtites był notowany sporadycznie już na przełomie XIX i XX wieku, ale przez ponad 100 lat był tylko ciekawostką florystyczną. Jednak ostatnie 10 lat to okres jego gwałtownej inwazji. Początkowo kolonizował zręby na niżu, w roku 2020 stwierdzono już jego masowe pojawianie się w niektórych regionach Pogórza Sudeckiego. Niestety gatunek nie ogranicza się do kolonizowania miejsc zniekształconych wskutek antropopresji i wkracza także do zbiorowisk rodzimych. W tym roku odnotowaliśmy go np. w świetlistych dąbrowach w rezerwacie ‘Góra Radunia’ – mówi dr Krzysztof Świerkosz z Uniwersytetu Wrocławskiego.
      Nowy gatunek biolodzy z fundacji stwierdzili w ośmiu wydzieleniach leśnych, w obrębie dwóch nadleśnictw PB. Zdecydowana większość inwazyjnych roślin znajduje się w obrębie rozległych zrębów, wykonanych w 2017 r. z wykorzystaniem harwesterów, jednak w dwóch przypadkach skupiska inwazyjnych roślin znajdują się pod koronami drzew. Inwazja wygląda niepokojąco – w jednym ze skupisk znajduje się ponad 1500 egzemplarzy erechtitesa. Jego lekkie nasiona przenoszą się na duże odległości – mówi biolog z FDP Adam Bohdan, który wraz z Andrzejem Sulejem ze stowarzyszenia Partnerstwo Dzikie Mazury zidentyfikował inwazyjny gatunek na terenie PB.
      Niektóre rośliny są masywne i osiągają wysokość 1,7 metra. Jedno ze stanowisk znajduje się zaledwie 2 km od Białowieskiego Parku Narodowego. Gatunek zajmuje głównie siedlisko borowe (drzewostany świerkowe i sosnowe).
      Oprócz erechtitesa jastrzębcowatego zręby kolonizowane są przez całą paletę innych wcześniej stwierdzonych obcych gatunków inwazyjnych: nawłoć kanadyjską, nawłoć późną, przymiotno kanadyjskie, przymiotno białe, niecierpka drobnokwiatowego. W Puszczy Białowieskiej pogarszają one stan ochrony najważniejszego siedliska – grądu, chronionego w ramach sieci Natura 2000, w obrębie którego stwierdzono dwa stanowiska nowego gatunku.
      W informacji prasowej przyrodnicy podkreślają, że leśnicy – zobligowani przepisami Natura 2000 do walki z gatunkami inwazyjnymi – przez lata nie robili nic w tym kierunku. Inicjatorzy nielegalnych w świetle wyroku TUSE w sprawie C–441/17) wyrębów wykonanych w 2017 roku zapewniali, że zręby przyczynią się do ochrony przyrody. Zamiast tego stały się ostoją inwazyjnych gatunków obcych polskiej florze.
      Przypominają też, że LP w ostatnim czasie zdecydowały się na walkę z jednym z inwazyjnych gatunków na Obszarach Natura 2000 – niecierpkiem drobnokwiatowym, przeznaczając na ten cel ponad 30 mln. złotych. Zdaniem przyrodników przy takiej skali kosztów zwalczania gatunków inwazyjnych zdecydowanie bardziej ekonomiczne wydaje się być pozostawienie puszczy bez ingerencji, niż zdecydowanie bardziej ekonomiczne wydaje się być pozostawienie puszczy bez ingerencji, niż walka z konsekwencjami nieprzemyślanych wyrębów.
      Fundacja Dzika Polska o stwierdzeniu gatunku poinformowała Instytut Ochrony Przyrody PAN, przedłożyła publikację o nowym gatunku do specjalistycznego czasopisma przyrodniczego, zgodnie z przyjętą metodyką założyła stanowiska monitoringowe nowego gatunku w Puszczy. Przekazaliśmy stanowiska nowego gatunku nadleśnictwom, wnioskując o podjęcie natychmiastowych i zdecydowanych działań mających na celu wyeliminowanie gatunku. Dotychczasowe publikacje i wyniki inwentaryzacji gatunków obcych z obszaru Puszczy nie wymieniają Erechtitesa, dlatego wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z początkowym etapem kolonizacji Puszczy, kiedy walka z inwazją jest jeszcze stosunkowo łatwa i może okazać się skuteczna – podkreślają przedstawiciele fundacji w informacji prasowej.
      Przedstawiciele fundacji podejrzewają, że nasiona nowego, inwazyjnego gatunku zostały do Puszczy Białowieskiej przetransportowane wraz z ciężkim sprzętem do wycinki drzew (tzw. harwesterami), które w 2017 r przybyły do Puszczy Białowieskiej z Giżycka na Mazurach, gdzie znajduje się jedno ze stanowisk erechtitesa stwierdzonych w ostatnich latach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Tapiry amerykańskie (Tapirus terrestris), a właściwie ich odchody, mogą być kluczem do odtworzenia lasów deszczowych w południowo-wschodniej Amazonii, którym zagrażają fragmentacja, pożary podszytu czy ekstremalne zdarzenia klimatyczne. By przedsięwzięcie się udało, tapiry muszą jednak wesprzeć koprofagi.
      Prof. Lucas Paolucci z Instituto de Pesquisa Ambiental da Amazônia Paolucci, współautor artykułu z pisma Biotropica z marca zeszłego roku, podkreśla, że odchody tapirów są pełne nasion. Tapiry są znane jako ogrodnicy lasów. Żerują na owocach ponad 300 gatunków roślin, a później przemieszczają się po dżungli z żołądkiem pełnym nasion, w tym należących do dużych, magazynujących dwutlenek węgla drzew.
      W 2016 r. Paolucci dołączył do badaczy analizujących rolę tapirów w regeneracji siedlisk leśnych zmienionych/zniekształconych (dotkniętych zjawiskami klęskowymi). Ekipa przeprowadziła eksperyment we wschodnim Mato Grosso, gdzie w latach 2004-10 dwie powierzchnie leśne wypalano według różnych schematów: jedną palono każdego roku, a drugą co trzy lata. Trzecie poletko (kontrolne) zostawiano nietknięte.
      Naukowcy odnotowali położenie 163 kupek nawozu i porównywali je z nagraniami tapirów z kamer pułapkowych. Następnie oddzielili z odchodów nasiona, łącznie 129.204 (należały one do 24 gatunków roślin). Nagrania pokazały, że tapiry spędzały na spalonych obszarach o wiele więcej czasu niż w nietkniętym lesie. Paolucci sądzi, że prawdopodobnie korzystają ze słońca. Co więcej, T. terrestris znacznie częściej wypróżniały się na spalonym obszarze, zostawiając tam ponad 3-krotnie więcej nasion w przeliczeniu na hektar (9.822/ha vs. 2950/ha).
      Kilka miesięcy po publikacji wyników, w sierpniu zeszłego roku, w Amazonii wybuchła seria pożarów o niespotykanym nasileniu. To w jeszcze większym stopniu zmotywowało Paolucciego do zrozumienia roli tapirów w regeneracji lasów. Paolucci wiedział jednak, że tapiry nie zrobią wszystkiego same. Muszą im pomóc koprofagi, które roznoszą odchody, a przy okazji nasiona. Jak napisał Paolucci w przesłanym nam mailu, pomóc może właściwie każdy gatunek usuwający nawóz, a w konsekwencji nasiona.
      Owady zakopują małe grudki odchodów jako zapasy na później, a to jak można się domyślić, wspomaga kiełkowanie nasion.
      Na początku 2019 r. Paolucci wrócił do Amazonii, by zebrać 20 kg odchodów tapirów. Podzielił je później na 700-g kupki. Do każdej włożył koraliki z tworzywa sztucznego, które miały przypominać nasiona. Na końcu przetransportował wszystko z powrotem w teren. Po upływie doby naukowiec zebrał resztki i policzył, ile koralików zostało. Brakujące zostały zapewne rozniesione przez chrząszcze. Paolucci liczy, że wyniki jego badań zostaną opublikowane w przyszłym roku.
      Amazońscy ranczerzy są zazwyczaj zobowiązani do zachowania na swoim terenie 80% naturalnej pokrywy leśnej, jednak wiele drzew jest wycinanych nielegalnie, a nowe nasadzenia nie mają już miejsca. Tapiry mogą, wg profesora, być tanim sposobem na wspomaganie reforestacji.
      Naukowcy przypominają jednak, że liczebność populacji tapira amerykańskiego, jedynego szeroko rozpowszechnionego tapira w Amazonii, spada i obecnie gatunek jest uznawany za narażony na wyginięcie. Dzieje się tak przez utratę habitatu i polowania.
       

       


      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...