Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Część Stonehenge zwrócona po ponad 60 latach

Rekomendowane odpowiedzi

Po 61 latach Robert Phillips, uczestnik prac prowadzonych w Stonehenge w latach 50., oddał fragment rdzenia wywierconego w jednym z głazów megalitu. Mężczyzna najpierw trzymał go w plastikowej tubie w biurze w Basingstoke, a później zabrał do USA. Przed nadchodzącymi 90. urodzinami postanowił, że próbka powinna wrócić tam, gdzie jej miejsce, czyli do Stonehenge.

Organizacja English Heritage, która dogląda Stonehenge, ma nadzieję, że próbka pomoże w dalszych badaniach pochodzenia kamieni.

W 1958 r. archeolodzy podnieśli przewrócony trylit (składa się on z 3 głazów: dwóch pionowych i trzeciego poziomego). Podczas prac w jednym z pionowych głazów odkryto pęknięcia. By go wzmocnić, odwiercono rdzenie i wprowadzono metalowe pręty. Całość zamaskowano "zatyczkami" wyciętymi ze znalezionych w pobliżu fragmentów sarsenu.

W latach 50. Phillips był zatrudniony w firmie Van Moppes specjalizującej się w cięciu diamentów. To jej zlecono wywiercenie otworu w "nadwyrężonym" głazie trylitu. Robotnicy usunęli wtedy 3 rdzenie, a ponieważ były one traktowane jak odpad, Phillips wziął jeden z fragmentów. Snując refleksje przed 90. urodzinami, pan Robert postanowił, że próbka powinna wrócić "do macierzy". Ponieważ stan zdrowia nie pozwalał mu przeprowadzić misji osobiście, do Stonehenge przywieźli pamiątkę jego synowie Lewis i Robin.

Pamiętam, że gdy jako nastolatek odwiedzałem biuro ojca, były tam długa tuba ze szkła akrylowego z rdzeniem oraz zdjęcie przedstawiające wiercenie. Gdy w 1976 r. tata postanowił odejść z firmy i okazało się, że nie ma już nikogo, kto brał udział w projekcie i nikogo nie obchodzi, co się stanie z kamieniem, postanowił zabrać go ze sobą. Zajmował on honorowe miejsce w kolejnych [biurach] i domach rodziców [później państwo Phillipsowie się rozwiedli, a Robert ponownie się ożenił]. Ojciec ma już 90 lat [...] i zaczął się obawiać, że po jego śmierci rdzeń może się zgubić lub że zostanie wyrzucony. Stąd decyzja, że powinien wrócić do Stonehenge - opowiada Lewis i dodaje, że wg niego, Floryda to najbardziej oddalone miejsce, do jakiego zawędrowały "okruchy" Stonehenge.

Przedstawiciele English Heritage podkreślają, że w porównaniu do zwietrzałych głazów ze Stonehenge, rdzeń wygląda bardzo świeżo. Przeprowadzono już wstępne badania za pomocą spektrometru. Prof. David Nash z Uniwersytetu w Brighton podkreśla, że to możliwe, że sarsen do budowy Stonehenge pochodził z kilku różnych lokalizacji.

Losy pozostałych dwóch rdzeni pozostają owiane tajemnicą. English Heritage prosi o kontakt wszystkich, którzy mają na ten temat jakieś informacje.

Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewaliśmy, był telefon od kogoś z Ameryki z informacją, że jest tam kawałek Stonehenge - opowiada Heather Sebire.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      „Ołtarz” Stonehenge nie pochodzi z tego samego źródła, co inne kamienie, uważają naukowcy z Aberystwyth University, wywracając tym samym do góry nogami teorię dotyczącą obszaru, z którego pochodzi materiał na słynny zabytek. „Czas poszerzyć nasze horyzonty geograficzne i stratygraficzne?”, pytają w artykule opublikowanym na łamach Journal of Archaeological Science.
      Głaz 80, zwany „Ołtarzem” to największy ze znajdujących się w Stonehenge tzw. błękitnych kamieni. Na ich istnienie zwrócili uwagę już pierwsi archeolodzy pracujący przy Stonehenge. Kamienie te, tworzące wewnętrzny krąg, to skały magmowe. Są one mniejsze niż głazy tworzące krąg zewnętrzny, a ich potoczna nazwa związana jest z faktem, że gdy są mokre, mają niebieskawy kolor.
      Głazy tworzące krąg zewnętrzny Stonehenge to piaskowiec, sarsen, pochodzący z lokalnego źródła oddalonego od budowli o ponad 20 kilometrów. Natomiast błękitne kamienie przywieziono z zachodniej Walii, z miejsca oddalonego o 225 kilometrów od Stonehenge. Większość z nich pochodzi z okolic Mynydd Preseli. Obecnie uważa się, że „Ołtarz” to głaz z pobliskiej formacji Old Red Sandstone (ORS). Jednak autorzy najnowszych badań twierdzą, że to nieprawda.
      Jedną z najważniejszych cech Ołtarza jest niezwykle wysoka zawartość baru (wszystkie, z wyjątkiem jednaj, ze 106 pobranych próbek wskazują na zawartość baru powyżej 1025 części na milion). Tymczasem spośród 58 próbek ORS tylko 4 wykazują zawartość baru powyżej 1000 części na milion, co przypomina dolną granicę z Ołtarza. Jednak, biorąc pod uwagę odmienność mineralogiczną oraz dane pochodzące z naszych badań przeprowadzonych za pomocą spektroskopii ramanowskiej i SEM-EDS (skaningowy mikroskop elektronowy ze spektroskopią dyspersji promieniowania rentgenowskiego), należy wykluczyć, by te próbki były źródłem Ołtarza. Wydaje się bardzo prawdopodobne, że Ołtarz nie pochodzi z ORS. Czas poszerzyć nasze horyzonty, zarówno pod kątem geograficznym jak i stratygraficznym oraz wziąć pod uwagę młodsze konsynentalne piaskowce, czytamy w artykule.
      Naukowcy zwracają uwagę, że wczesne uznanie Ołtarza za błękitny kamień wpłynęło na myślenie o nim i poszukiwanie jego źródła. Proponują, by przestać klasyfikować Ołtarz w ten sposób, uznać, że nie pochodzi on z okolic Mynydd Preseli i gdzie indziej szukać jego źródła.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Archeolodzy z Uniwersytetów w Birmingham oraz Gandawie odkryli w okolicach Stonehenge setki dużych i tysiące mniejszych prehistorycznych jam. Jedna z nich, o średnicy ponad 4 i głębokości 2 metrów – wykuta w kredowym podłożu – to najstarszy znany nam ślad na użytkowanie przez człowieka ziemi w pobliżu Stonehenge. Dół powstał ponad 10 000 lat temu, we wczesnym mezolicie, gdy Wyspy Brytyjskie zostały ponownie zasiedlone po epoce lodowej.
      Odkrycia dokonano dzięki połączeniu metody indukcji elektromagnetycznej, odwiertów badawczych, wykopów sondażowych oraz komputerowej analizie ukształtowania terenu. Prace te wskazały na możliwe istnienie setek prehistorycznych wykopów, co w znaczący sposób zmienia naszą wiedzę o użytkowaniu przez człowieka okolic Stonehenge.
      Czujniki geofizyczne, jeśli tylko zostaną właściwie użyte, nie kłamią. Oddają fizyczną rzeczywistość. Jednak przełożenie tych danych na wiedzę archeologiczną nie jest już takie proste. Jako archeolodzy potrzebujemy takich informacji jak chronologia i funkcje znalezionej struktury. To dopiero daje nam podstawy do wnioskowania o zachowaniu ludzi sprzed wieków. A informacje takie możemy zdobyć wyłącznie dzięki wykopaliskom, mówi profesor Henry Chapman z University of Birmingham.
      Dotychczas zidentyfikowano ponad 400 możliwych dużych jam , z których każda ma średnice ponad 2,5 metra. Wykopalisk dokonano w 6 z nich. Dzięki temu można je było datować na okres od wczesnego mezolitu (ok. 8000 r. p.n.e.) po środkową epokę brązu (ok. 1300 r. p.n.e.).
      Rozmiary i kształt jamy z mezolitu sugerują, że był to dół pomyślany jako pułapka na dużą zwierzynę, jak dziki, jelenie czy  tury. Jama ta, datowana na lata 8200–7800 przed Chrystusem, to nie tylko najstarsze stanowisko mezolityczne w okolicy, ale też największa na północnym-zachodzie Europy jama ze wczesnego mezolitu. Mapowanie całej okolicy wykazało, że ludzie odwiedzali te tereny i kopali w nich jamy przez tysiąclecia.
      To, co tutaj widzimy, to nie krótki okres historii. Mamy tutaj ślady pozostawiane przez tysiąclecia. Pomiędzy wykopaniem najstarszej i najmłodszej jamy minęło 7000 lat. Widzimy tutaj historię człowieka od łowców-zbieraczy wczesnego Holocenu po rolników późniejszego okresu epoki brązu. Archeolog widzi tutaj złożone i zmieniające się funkcje krajobrazu, dodaje Paul Garwood z University of Birmingham.
      Ze szczegółowymi wynikami badań możemy zapoznać się na łamach Journal of Archeological Science.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Łazik Perseverance pobrał pierwszą próbkę marsjańskiego gruntu. To rdzeń nieco grubszy od ołówka, który pobrano za pomocą wiertła. Został on przeniesiony do szczelnie zamykanego tytanowego pojemnika, w którym będzie czekał na transport na Ziemię. Jednym z zadań misji Mars 2020 jest pobranie około 35 próbek, które w ciągu dekady zostaną przywiezione na naszą planetę.
      NASA i ESA (Europejska Agencja Kosmiczna) już planują Mars Sample Return, serię wypraw, które przywiozą próbki zebrane przez Perseverance. Będą to pierwsze w historii próbki przywiezione z innej planety na Ziemię. Tutaj zostaną szczegółowo zbadane przez naukowców.
      To historyczny moment dla wydziału naukowego NASA. Tak, jak misje Apollo dowiodły naukowej wartości próbek przywożonych z Księżyca, tak w ramach programu Mars Sample Return uczynimy to z próbkami zbieranymi przez Perseverance. Sądzimy, że dostępne w ziemskich laboratoriach instrumenty naukowe najwyższej klasy przyniosą zaskakujące odkrycia i pozwolą odpowiedzieć na pytanie, czy na Marsie kiedykolwiek istniało życie, stwierdził Thomas Zurbuchen, dyrektor NASA ds. naukowych.
      Pobieranie próbki rozpoczęto 1 września, kiedy to łazik rozpoczął wiercenie w skale nazwanej „Rochette”. Po zakończeniu wiercenia rdzeń został przeniesiony do tuby, a kamera Mastcam-Z wykonała zdjęcia jej wnętrza. Gdy dotarły one na Ziemię i kontrola misji potwierdziła, że próbki znajdują się w tubie, wysłano do łazika polecenie dokończenia całego procesu. Dzisiaj tuba o numerze seryjnym 266 została przeniesiona do wnętrza łazika, gdzie została zmierzona i sfotografowana. Następnie tuba została szczelnie zamknięta, Perseverance wykonał kolejne jej zdjęcie i przeniósł ją do magazynu w swoim wnętrzu.
      Sampling and Caching System składa się z ponad 3000 części. Jest to najbardziej skomplikowany mechanizm, jaki kiedykolwiek został wysłany w przestrzeń kosmiczną. Jesteśmy niezwykle podekscytowani widząc, jak dobrze spisuje się on na Marsie i że pierwszy krok w kierunku dostarczenia próbek na Ziemię został wykonany, cieszy się Larry D. James, dyrektor w Jet Propulsion Laboratory.
      Przypomnijmy, że miesiąc temu Perseverance próbował już pobrać rdzeń skały. Wówczas się to nie udało, a analiza danych wykazała, że skała, w której wiercono, była zbyt luźna, więc nie została pobrana.
      Perseverance znajduje się obecnie w regionie nazwanym Artuby. To szeroka na 900 metrów granica pomiędzy dwiema jednostkami geologicznymi. Naukowcy sądzą, że zawiera ona najgłębsze i najstarsze z odsłoniętych warstw skał krateru Jezero. Pobranie pierwszej próbki z tego obszaru to moment przełomowy. Gdy próbki trafią na Ziemię, zdradzą nam one wiele szczegółów na temat pierwszych rozdziałów ewolucji Marsa. Niezależnie jednak od tego, jak intrygujący materiał trafił do tuby numer 266, musimy pamiętać, że nie opowie nam całej historii. W kraterze Jezero jest jeszcze wiele do zbadania, a my będziemy prowadzili naszą misję jeszcze przez wiele miesięcy i lat, stwierdził Ken Farley, jeden z naukowców pracujących przy misji 2020.
      Podstawowy etap misji Perseverance zaplanowano na kilkaset marsjańskich dni. Taki dzień zwany jest sol. Zakończy się on, gdy Perseverance wróci do miejsca lądowania. W tym czasie łazik przejedzie od 2,5 do 5 kilometrów i pobierze próbki nawet z 8 miejsc. Następnie Perseverance uda się na północ, później skręci na zachód, w miejsce drugiego etapu swojej misji – delty rzeki, która wpadała niegdyś do jeziora w Jezero. Obszar ten może być bardzo bogaty w iły. Na Ziemi w takim materiale mogą być obecne mikroskopijne skamieniałe ślady, które mogą świadczyć o procesach biologicznych sprzed milionów lat. NASA liczy, że i na Marsie trafi na tego typu ślady.
      Głównym zadaniem misji Mars 2020 jest prowadzenie badań astrobiologicznych, w tym poszukiwanie śladów dawnego życia. To pierwsza misja, w ramach której zbierane są i przechowywane próbki marsjańskiego gruntu. Ma ona przetrzeć drogę załogowej misji na Czerwoną Planetę.
      Mars 2020 to część większego projektu o nazwie Moon to Mars. W jego ramach zaplanowano m.in. misję Artemis na Księżyc. Srebrny Glob będzie najprawdopodobniej przystankiem podczas załogowej eksploracji Marsa.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Archeolodzy z University of Bradford poinformowali o odkryciu wielkiego prehistorycznego stanowiska archeologicznego w Durrington Walls niedalego Stonehenge. Naukowcy znaleźli tam liczne neolityczne szyby sprzed około 4500 lat rozciągające się na przestrzeni 2 kilometrów. Znajdują się one pomiędzy znanymi wcześniej neolitycznymi konstrukcjami w Durington Walls i Woodhenge.
      Durrington Walls to duża neolityczne osada i kamienny krąg usytuowane 3 kilometry od Stonehenge. Z kolei Woodhenge do neolityczny kamienny i drewniany krąg w obrębie Stonehenge World Heritage Site.
      Każdy ze znalezionych obecnie szybów ma około 10 metrów średnicy i 5 metrów głębokości. Archeolodzy sądzą, że wyznaczały one granicę i prowadziły uczestników uroczystości religijnych do miejsc ich odbywania.
      Dotychczas odkryto około 20 takich szybów. Początkowo sądzono, że to naturalne zagłębienia w podłożu, dopiero szczegółowe badania geofizyczne całej okolicy pokazały, że ich umiejscowienie nie jest przypadkowe. Spostrzeżenie to potwierdzono dodatkowymi badaniami, podczas których datowano i profilowano materiał wypełniający szyby.
      Badania prowadzono w ramach projektu Stonehenge Hidden Landscape. Obszar wokół Stonehenge to jeden z najlepiej archeologicznie zbadanych obszarów na świecie. Niezwykłe jest to, że nowoczesne technologie pozwalają na dokonywanie kolejnych odkryć tak wielkich prehistorycznych struktur, mówi profesor Vince Gaffney.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Sydney wykorzystali ludzkie indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste (ang. induced pluripotent stem cells, iPSC), by uzyskać uśmierzające ból neurony. Przeszczepiano je do rdzenia myszy z bólem neuropatycznym wywołanym uszkodzeniem nerwu obwodowego, uzyskując w ten sposób trwałą poprawę. Australijczycy nie zaobserwowali skutków ubocznych.
      Kolejnym krokiem mają być testy bezpieczeństwa na gryzoniach i świniach. Potem mogłyby się zaś rozpocząć badania z udziałem ludzi cierpiących na przewlekły ból. Gdyby testy na ludziach wypadły pomyślnie, byłby to przełom w rozwijaniu nowych nieopioidowych, nieuzależniających strategii zarządzania bólem.
      Uszkodzenie nerwu może skutkować wyniszczającym bólem neuropatycznym. Dla większości pacjentów nie ma skutecznych terapii. Ten przełom oznacza, że dla części z nich moglibyśmy przygotować uśmierzające ból przeszczepy z ich własnych komórek [...] - tłumaczy prof. Greg Neely.
      Jak wyjaśniają autorzy artykułu z pisma Pain, w badaniach na myszach wykorzystano ludzkie iPSC. W pełni zróżnicowane interneurony GABAergiczne przeszczepiano do rdzenia gryzoni cierpiących na ciężki ból neuropatyczny.
      Co istotne, neurony te zapewniały długotrwałą ulgę w bólu bez skutków ubocznych - podkreśla dr Leslie Caron.
      Ponieważ możemy wybrać, gdzie umieszczamy nasze neurony, obieramy na cel wyłącznie objęte bólem części ciała. To zaś oznacza, że opisywane podejście może powodować mniej skutków ubocznych - dodaje doktorant John Manion.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...