Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

2 minuty temu, 3grosze napisał:

Ja absolutnie nie neguje istnienia zjawiska zależności międzygatunkowej... chodzi mi o to, że raport sugeruje że ta zależność jest taka, że obecny poziom wymierania gatunków ma bezpośredni i katastrofalny wpływ na jakość życia ludzi. Zmiany klimatu na pewno taki wpływ mają, ale skąd wiemy, że wymarcie takich a takich gatunków wpłynie drastycznie negatywnie na naszą jakość życia? Poza tym, gro (jeśli nie wszystkie!) zależności miedzygatunkowych nas nie dotyczy bo mamy technologię (rolnictwo na przykład). 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
26 minut temu, Warai Otoko napisał:

Nie przekonuje mnie (bez dowodów naukowych lub chociaż jakiejś silnej argumentacji), żeby wymarcie orangutanów z Tapanuli miało spowodować posypanie się jakiegoś ekosystemu (ale jego modyfikację na pewno), a już na pewno nie przekonuje mnie żeby miało to spowodować pogorszenie się jakości życia człowieka.

To, że nie jesteś przekonany, bo tempore brak dowodów na "przydatność orangutanów człowiekowi", to nie znaczy, że jak orangutanów już nie będzie, post factum okaże się że były jednak "do czegoś " przydatne. Nie oto jednak chodzi.:(

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziwne jest to, że ponad 90% ludzi wierzy w jakiegoś boga a przecież każda religia traktuje przyrodę jako świętość i dzieło boga. Jak te bidule wytrzymają w tym raju gdzie raczej będzie zakaz niszczenia?

24 minuty temu, Warai Otoko napisał:

a już na pewno nie przekonuje mnie żeby miało to spowodować pogorszenie się jakości życia człowieka

jak dla ciebie jakością jest zabetonowane,zatłoczone miasto i codziennie ten sam schabowy, albo stek z krowy na sterydach to ok, twoja jakość życia się nie pogorszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, 3grosze napisał:

To, że nie jesteś przekonany, bo tempore brak dowodów na "przydatność orangutanów człowiekowi", to nie znaczy, że jak orangutanów już nie będzie, były jednak "do czegoś " przydatne. Nie oto jednak chodzi.:(

Mi właśnie o to chodzi. Bo jeśli mieszamy wiarygodne informacje z informacjami zniekształconymi to wiarygodność tych pierwszych spada... Jeśli np. wyraźnie powiemy, że wymieranie gatunków wprawdzie nie ma wpływu na jakość życia człowieka ale jest markerem zmian klimatu który już ten wpływa mają + ma to również konsekwencje natury estetyczno-etycznej to wtedy jakość naszego komunikatu rośnie. 

3 minuty temu, tempik napisał:

jak dla ciebie jakością jest zabetonowane,zatłoczone miasto i codziennie ten sam schabowy, albo stek z krowy na sterydach to ok, twoja jakość życia się nie pogorszy.

żałosny i niepotrzebny atak... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
13 minut temu, Warai Otoko napisał:

Mi właśnie o to chodzi.

Czy jak z niego (orangutana )pożytku nie ma, to niech sobie zdycha?

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 minuty temu, Warai Otoko napisał:

żałosny i niepotrzebny atak...

Nikogo nie atakuję, tylko pokazuję że ludzie maja różne potrzeby i są tacy którzy nie zrozumieją, że różnorodność jest dobra. Kogoś kto całymi dniami siedzi w klimatyzowanym domu i zajada mniamuśne wysoko przetworzone śmieciowe jedzenie nie przekonam że czasami fajnie jest zjeść jakąś dziką rybę, wyjechać na jakiś relaks z dala od cywilizacji, zobaczyć dzikiego zwierza, zostać ugryzionym przez pszczołę itd. Niektórzy czują panikę i strach jak nie maja pod nogami betonowego chodnika i dla nich jakość życia to jak jazda na taśmie produkcyjnej w fabryce produkującej milion takich samych bubli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 minuty temu, 3grosze napisał:

Czy jak z niego (np.orangutana )pożytku nie ma, to niech sobie zdycha?

Absoultnie nie! Wyjaśniałem to we wcześniejszych komentarzach przecież. Wiem, że temat jest trudny... mi chodzi o to aby stawiać sprawę jasno. Stosować prawdziwe, rzetelne informowanie - nie wplatać informacji odnośnie wymierania gatunków i jej wpływu na życie człowieka do debaty odnośnie zmian klimatu w taki sposób że sugeruje to (kłamliwie) że jesli bedziemy np. ratować gatunki to to nas uratuje od negatywnego wpływu zmian klimatu. Nie mieszać i nie wciskać lobbingu tam gdzie to nie potrzebne. O to mi chodzi. 

3 minuty temu, tempik napisał:

Nikogo nie atakuję, tylko pokazuję że ludzie maja różne potrzeby i są tacy którzy nie zrozumieją, że różnorodność jest dobra. Kogoś kto całymi dniami siedzi w klimatyzowanym domu i zajada mniamuśne wysoko przetworzone śmieciowe jedzenie nie przekonam że czasami fajnie jest zjeść jakąś dziką rybę, wyjechać na jakiś relaks z dala od cywilizacji, zobaczyć dzikiego zwierza, zostać ugryzionym przez pszczołę itd. Niektórzy czują panikę i strach jak nie maja pod nogami betonowego chodnika i dla nich jakość życia to jak jazda na taśmie produkcyjnej w fabryce produkującej milion takich samych bubli.

Po pierwsze atakujesz, ale doceniam, że chcesz się zreflektować. Po drugie, Twoje osobiste gusta nie mają nic do rzeczy w tym temacie. Ja też lubię przyrodę i dziką rybkę, nie lubię plastiku etc. ale to nie dotyczy w ogóle problemu i tematu jaki tu podjąłem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 minut temu, Warai Otoko napisał:

etc. ale to nie dotyczy w ogóle problemu i tematu jaki tu podjąłem. 

mówisz o jakości życia więc raczej dotyczy.

Gdyby nie istniała cała złożona drabina życia przed tobą to nigdy byś nie powstał, nie miałbyś czym oddychać. Myślenie, że człowiek jest tak wielki i niezależny jest po prostu głupie.  Wystarczy grupka prymitywnych bakterii czy wirusów i giniesz razem ze swoim mitem wielkości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 minuty temu, tempik napisał:

mówisz o jakości życia więc raczej dotyczy.

Gdyby nie istniała cała złożona drabina życia przed tobą to nigdy byś nie powstał, nie miałbyś czym oddychać. Myślenie, że człowiek jest tak wielki i niezależny jest po prostu głupie.  Wystarczy grupka prymitywnych bakterii czy wirusów i giniesz razem ze swoim mitem wielkości.

Czyli mam z wdzięczności za lata ewolucji albo strachu przed kruchością własnego życia przymykać oko na dezinformację ? To by było dopiero głupie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Warai Otoko Wśród ginących gatunków są również te zapylające rośliny i na to są dowody. Gdybyś zamiast czekać w swojej haciendzie aż drzewa zaowocują, musiał latać z pędzelkiem i zapylać kwiatki, odczułbyś to z pewnością jako bezpośrednie pogorszenie warunków życia. Nie mówiąc o konsumentach, którzy musieliby za takie ręcznie zapylane owoce płacić jak za złoto.

Jeśli nawet jednak nie byłoby dowodów, że wymieranie gatunków wpływa negatywnie na jakość życia ludzi, to wiesz doskonale, że ludzie nie reagują na wyważone i suche osądy i uderzanie w alarmistyczne tony jest konieczne, żeby choć przeczytał jeden z drugim, nie mówiąc już o podjęciu jakichś działań. Chodzi o to, żeby u mas wywołać to samo uczucie, które ma naukowiec analizując dane, z których płyną alarmujące wnioski.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
48 minut temu, Daniel O'Really napisał:

@Warai Otoko Wśród ginących gatunków są również te zapylające rośliny i na to są dowody. Gdybyś zamiast czekać w swojej haciendzie aż drzewa zaowocują, musiał latać z pędzelkiem i zapylać kwiatki, odczułbyś to z pewnością jako bezpośrednie pogorszenie warunków życia. Nie mówiąc o konsumentach, którzy musieliby za takie ręcznie zapylane owoce płacić jak za złoto.

Jeśli nawet jednak nie byłoby dowodów, że wymieranie gatunków wpływa negatywnie na jakość życia ludzi, to wiesz doskonale, że ludzie nie reagują na wyważone i suche osądy i uderzanie w alarmistyczne tony jest konieczne, żeby choć przeczytał jeden z drugim, nie mówiąc już o podjęciu jakichś działań. Chodzi o to, żeby u mas wywołać to samo uczucie, które ma naukowiec analizując dane, z których płyną alarmujące wnioski.

No więc własnie, zapylacze również przyszły mi do głowy. Ale tylko one... 

Odnośnie propagandy o której piszesz. Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach jednak liczy się czystość informacji i prawda, która lepiej trafi do ludzi. Ma to też wymiar wychowawczy - lepiej żeby masy poszły na coś bo taka jest prawda, a nie dlatego, że zostały zmanipulowane. Poza tym dla niektórych wymieranie gatunków nie jest własnie alarmujące i mają gdzieś wymieranie gatunków - natomiast nie mieli by gdzieś wpływu na własne życie jakie wywołuje zmiana klimatu. Zresztą idąc tym tokiem rozumowania można by "dorzucić" do tego raportu jeszcze inne informacje wywołujące alarm. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 minutes ago, Warai Otoko said:

w dzisiejszych czasach jednak liczy się czystość informacji i prawda, która lepiej trafi do ludzi

Bardzo bym chciał, żeby tak było, ale niestety propaganda po prostu jest w stosunku do większości ludzi bardziej skuteczna, o czym świadczą liczne badania. Myślisz, że korporacje nadal używałyby reklamy, gdyby mogły po prostu rzetelnie poinformować o wyższości swoich wyrobów nad produktami konkurencji?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
55 minut temu, Warai Otoko napisał:

Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach jednak liczy się czystość informacji i prawda, która lepiej trafi do ludzi. Ma to też wymiar wychowawczy - lepiej żeby masy poszły na coś bo taka jest prawda, a nie dlatego, że zostały zmanipulowane.

Już się pogubiłem. Przekaz artykułu do Ciebie nie trafia? Rozumiem, że  jakiemuś burakowi skutki załamywania się ekosystemu na poziomie opisu w artykule  mogą się wydawać niezrozumiałe i obojętne, ale tacy tu nie zaglądają (oprócz silących się na oryginalność sceptyków).

Dla buraka będzie art. przemawiający do poziomu buraka, w którym będzie o smrodzie, sraczkach zatruciowych, pochemicznych wadach rozwojowych, itp.

Przypominam Tobie, że artykuł jest o załamywaniu się ekosystemu planety. Masz wątpliwości, co do tego? 

Czy przeczytałeś jedynie tytuł?

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, Warai Otoko napisał:

No więc własnie, zapylacze również przyszły mi do głowy. Ale tylko one... 

Zależności między różnymi gatunkami w ekosystemie są mocno skomplikowane i często nieoczywiste. M. in. dlatego niemal zawsze sztuczne wprowadzenie jakiegoś gatunku do ekosystemu kończy się źle, chociaż wydawało się, że będzie super. A tu g., problemy albo w ogóle katastrofa. Podobnie z wyeliminowaniem.
Ludzie są zależni od ekosystemu i długo jeszcze będą (jeśli wcześniej szlag tego durnego gatunku nie trafi). A co do szczegółów - trudno w kilku zdaniach, zajrzyj do literatury fachowej, zobaczysz jak skomplikowane często są powiązania i co się dzieje, kiedy zostaną przerwane.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Całe to gadanie o ekosystemie, nawiązuje do środowiska, które nam pasuje. Globalne ocieplenie, plastik, metale ciężkie czy tam jałowienie gleb postrzegamy jako zagrożenie dla przyrody, a to tylko problem koniec końców dla nas. Ziemia to planeta, a my jesteśmy za małe żuczki żeby ziemi zrobić krzywdę z która w dłuższej perspektywie sobie nie poradzi. Nawet "życiu" jako takiemu nie zagrażamy, nie potrafimy dobrze wysterylizować sond kosmicznych co tu dopiero mówić o całej ziemi. Badania eksteremofili nam pokazały że życie może przetrwać w miejscach których jeszcze niedawno się go w ogóle nie spodziewaliśmy. Antropogeniczność zmian na ziemi jest niezaprzeczalna i jeśli ktoś ma problem z globalnym dostrzeżeniem naszego wpływu na klimat wystarczy, że spojrzy na to w skali mikro, na florę i faunę. Ile gatunków wyginęło lub jest na skraju wyginięcia w wyniku bezpośredniego wpływu człowieka ?  Ile ekosystemów zniszczyliśmy lub zredukowaliśmy w znaczny sposób, żeby mieć miejsca na uprawy, miasta, połowy?

A jak poprawić poszanowanie ludzi dla środowiska ? Wg mnie bez poprawy warunków bytowania najbiedniejszych jest to niewykonalne. Człowiek ma czas myśleć o ekologii dopiero jak ma zapewnione bytowanie na pewnym poziomie lub jest do ekologii odgórnie przymuszony. 

Do wyciągnięcia ludzi z ubóstwa wbrew pozorom najlepiej sprawdza się kapitalizm, ale wymaga elementów socjalizmu, bo niektóre globalne problemy trzeba odgórnie regulować. 

Źródło tej tezy znajdziecie poniżej. Temat może trochę odmienny ale debata w niektórych częściach porusza tematy o których tu jest mowa.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
48 minut temu, dexx napisał:

Całe to gadanie o ekosystemie, nawiązuje do środowiska, które nam pasuje. Globalne ocieplenie, plastik, metale ciężkie czy tam jałowienie gleb postrzegamy jako zagrożenie dla przyrody, a to tylko problem koniec końców dla nas. Ziemia to planeta, a my jesteśmy za małe żuczki żeby ziemi zrobić krzywdę z która w dłuższej perspektywie sobie nie poradzi.

Tak i nie. Jesteśmy też częścią ekosystemu, dosyć fancowatą, ale jednak. A drugie - te zwierzaki, które żyją teraz, na ogół mają ochotę żyć, podobnie jak ludzie. I podobnie jak dla ludzi, niewielka dla nich pociecha, że może kiedyś tam jakieś inne będą żyły, kiedy one wykitują z głodu czy przeżarcia plastikiem albo innym skoorvielstwem.

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 godzin temu, 3grosze napisał:

Przypominam Tobie, że artykuł jest o załamywaniu się ekosystemu planety. Masz wątpliwości, co do tego? 

Nie mam. Przeczytaj moje komentarze. Nawet jeśli nie jasno się wyraziłem w jednym komentarzu to moja myśl jest zawarta w kilku kolejnych. 

 

16 godzin temu, ex nihilo napisał:

Zależności między różnymi gatunkami w ekosystemie są mocno skomplikowane i często nieoczywiste. M. in. dlatego niemal zawsze sztuczne wprowadzenie jakiegoś gatunku do ekosystemu kończy się źle, chociaż wydawało się, że będzie super. A tu g., problemy albo w ogóle katastrofa. Podobnie z wyeliminowaniem.
Ludzie są zależni od ekosystemu i długo jeszcze będą (jeśli wcześniej szlag tego durnego gatunku nie trafi). A co do szczegółów - trudno w kilku zdaniach, zajrzyj do literatury fachowej, zobaczysz jak skomplikowane często są powiązania i co się dzieje, kiedy zostaną przerwane.

To są zbyt ogólne i niejasne sformułowania, przez co nie są to dobre argumenty... Odwołanie się do literatury samemu nie podając żadnej informacji referencyjnej, od której można by zacząć - również nic nie wnosi (nie będę studiował całej ekologii żeby na końcu się okazało że nic to nie wniosło). To, że zależności między różnymi gatunkami są skomplikowane nie oznacza, że są tak samo skomplikowane w stosunku do człowieka. Człowiek różni się od innych zwierząt, trzeba to przyznać. Nie chodzi mi tylko o cechy biologiczne zwiazane z mózgiem, ale w tym kontekście, przede wszystkim o technologię. Człowiek posiada technologie rolnicze i sam potrafi wytwarzać sobie żywność oraz chronić się przed negatywnym wpływem środowiska naturalnego. Dlatego wątpliwa jest dla mnie ta zależność od ekosystemu (wpływ wymierania gatunków na jakość życia człowieka), natomiast nie jest wątpliwa zależność od klimatu. 

 

13 godzin temu, ex nihilo napisał:

A drugie - te zwierzaki, które żyją teraz, na ogół mają ochotę żyć, podobnie jak ludzie. I podobnie jak dla ludzi, niewielka dla nich pociecha, że może kiedyś tam jakieś inne będą żyły, kiedy one wykitują z głodu czy przeżarcia plastikiem albo innym skoorvielstwem.

w tym tkwi problem w zrozumieniu o czym mówię. Podkreślam raz jeszcze - zupełnie nie poruszam kwestii estetyczno-etycznych związanych ze zwierzętami. Chodzi jedynie o to, że w artykule powyżej sugeruje się, że wymieranie gatunków ma znaczący, negatywny wpływ na nasze życie (nie chodzi o zmiany klimatu tylko wymieranie gatunków, raz jeszcze podkreślam). Poddaje to pod wątpliwość, nie widzę związku przyczynowo-skutkowego i jak do tej pory nikt z dyskutantów go nie nakreślił. 

22 godziny temu, Daniel O'Really napisał:

Bardzo bym chciał, żeby tak było, ale niestety propaganda po prostu jest w stosunku do większości ludzi bardziej skuteczna, o czym świadczą liczne badania. Myślisz, że korporacje nadal używałyby reklamy, gdyby mogły po prostu rzetelnie poinformować o wyższości swoich wyrobów nad produktami konkurencji?

racja, ale jednak raport naukowy nie powinien zawierać propagandy. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
15 godzin temu, Warai Otoko napisał:

To są zbyt ogólne i niejasne sformułowania, przez co nie są to dobre argumenty...

I tak będzie musiało zostać. Ze 30 lat temu, kiedy tego typu sprawami bawiłem się zawodowo, mógłbym Ci trochę fajnych rzeczy podrzucić (na papierze, bo netu wtedy nie było). Ale teraz nie bardzo mam czas na przeszukiwanie sieci, żeby znaleźć coś co Ciebie przekona, bo przecież to co znajdę przekonać Cię nie musi. Będziesz chciał, to zainteresujesz się tematem i znajdziesz, a jeśli nie, to nie (podpowiedź - zainteresuj się też np. glebą i wszystkim co w niej żyje, poza tym nie tylko rolnictwo jest, ale też leśnictwo, rybki i inne takie w wodach większych i mniejszych itd.). Możesz (to ciekawe), nie musisz, ale bez tego nie masz podstaw do podważania Raportu czy wniosków z niego.
 

15 godzin temu, Warai Otoko napisał:

To, że zależności między różnymi gatunkami są skomplikowane nie oznacza, że są tak samo skomplikowane w stosunku do człowieka. (...) Człowiek posiada technologie rolnicze i sam potrafi wytwarzać sobie żywność

No tak, ma technologie. Efektem takiej supertechnologii są np. hiszpańskie truskawki - wielkie, ładne, ale bez smaku. Jak z ich wartościami odżywczymi itp.? Raczej podobnie jak ze smakiem.
U siebie na wsi mam nieograniczony dostęp do owoców z profesjonalnych sadów (wszelkie certyfikaty itd.). Ale jem je rzadko. Poza kilkoma "dzikusami", które u siebie posadziłem, jeżdżę w parę miejsc w okolicy, gdzie zachowały się dzikie i półdzikie czereśnie, jabłka czy gruszki... i tam się nażeram do oporu - są nieporównywalnie lepsze. Też do słoików pakuję głównie dzikusy. Tego, co w sklepach sprzedają, już ponad 10 lat nie jadłem i mam nadzieję, że do końca mojego żywota do paszczy mi to nie trafi.
A poza tym te współczesne technologie rolnicze są w większości cholernie niszczące dla środowiska. I nie pytaj w sklepach czy na bazarze "czy te jabłka niepryskane?". Na pewno są pryskane - lekko licząc ze 30 razy w ciągu roku ("eko" trochę mniej i czym innym). Część tych oprysków to nawożenie dolistne, nawilżanie itd. Ale reszta...
I jeszcze jedno - raczej niech Cię nie skusi próbowanie owoców czy warzyw z jakiegoś sadu lub pola - nie to, że widłami Cię ktoś pogoni, bo za takie skubnięcie nikt raczej tego nie zrobi, ale mogły być godzinę wcześniej pryskane... Czym? Cholera wie. Bo zdarza się, że nawet właściciel nie wie - nierzadko sprzedawane są podróbki.
 

15 godzin temu, Warai Otoko napisał:

Podkreślam raz jeszcze - zupełnie nie poruszam kwestii estetyczno-etycznych związanych ze zwierzętami.

Odpowiadałem dexxowi.
 

15 godzin temu, Warai Otoko napisał:

ale jednak raport naukowy nie powinien zawierać propagandy. 

Tak, ale Raport czytałeś, czy tylko prasowe omówienia?

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, ex nihilo napisał:

Tak, ale Raport czytałeś, czy tylko prasowe omówienia?

Nie, odnosze się tylko do artykułu KW nad sekcją komentarzy i zakładam, że nie ma tam znaczących przekłamań a znajduje tam np. taki fragment: 

"

Człowiek w całej swojej historii nie doświadczył tak wielkiego załamania ekosystemu. Zdaniem autorów raportu, obecnie zagrożonych wyginięciem jest około miliona gatunków roślin i zwierząt. Niektóre z nich mogą zniknąć w ciągu kilku dekad. Średnia liczebność gatunków w większości habitatów lądowych spadła od 1900 roku o 20%. Zagrożonych jest ponad 40% płazów, 33% koralowców i ponad 33% ssaków morskich. Mniej jasny jest stan owadów, ale wiemy, że co najmniej 10% gatunków jest zagrożonych. Od XVI wieku wyginęło co najmniej 680 gatunków kręgowców, a do roku 2016 z powierzchni ziemi zniknęło ponad 9% udomowionych ssaków wykorzystywanych jako źródła żywności pracy w rolnictwie. Co najmniej 1000 kolejnych gatunków takich ssaków jest zagrożonych.

Ekosystemy, gatunki, dzikie populacje, lokalne odmiany i gatunki udomowionych roślin i zwierząt stopniowo znikają. Utrzymująca nas sieć życia na Ziemi staje się coraz mniejsza i coraz bardziej dziurawa. Zjawiska te to bezpośredni skutek działań człowieka. Zagrażają one dobrostanowi ludzi na całym świecie, mówi współautora badań profesor Josef Settle."

Najpierw jest o wymieraniu gatunków, a później jest o UTRZYMUJĄCEJ NAS sieci życia na ziemi, która staje się coraz bardziej dziurawa i zagraża to dobrostanowi ludzi. Rozumiem z tego, że wymieranie gatunków w konsekwencji spowoduje zagrożenie dobrostanu ludzi - w sensie zmniejszenie jakości życia. Nie widzę tutaj powiązania przyczynowo skutkowego i dziwi mnie, że skoro zajmowałeś się zawodowo tematami powiązanymi z ekologią nie jesteś w stanie (nie pamiętasz?) podać takiego związku w stosunku do człowieka... Tym bardziej przekonuje mnie to, że takiego związku nie ma, a więc raport zawiera dezinformację (chyba, ze notka na KW jest sfałszowana, w co wątpie). 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
22 godziny temu, Warai Otoko napisał:

Poddaje to pod wątpliwość, nie widzę związku przyczynowo-skutkowego i jak do tej pory nikt z dyskutantów go nie nakreślił. 

Obawiam się, że nikt tego związku przyczynowo-skutkowego nie widzi, ale to nie znaczy, że go nie ma:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Biosfera_2

Kiedyś ten link podesłał 3grosze w innej dyskusji i chyba to jest dość dobry komentarz do sprawy. Po prostu tego nie ogarniamy jako ludzkość, mamy za małą wiedzę, żeby nakreślić wszystkie zależności. Gdyby nasza wiedza była pełna, to bez problemu udałoby się odtworzyć izolowany ekosystem zapewniający przeżycie człowiekowi. A się nie udaje. Więc ten pan piszący, że jest "coraz więcej dziur" też nie wie, gdzie jest granica i przy której dziurze powstanie sytuacja zagrażająca istnieniu naszego gatunku (lub zdrowiu b. wielu ludzi lub tp.). On tylko wie, że dziur jest coraz więcej.

Edytowane przez darekp
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 minut temu, darekp napisał:

Więc ten pan piszący, że jest "coraz więcej dziur" też nie wie, gdzie jest granica i przy której dziurze powstanie sytuacja zagrażająca istnieniu naszego gatunku. On tylko wie, że jest ich coraz więcej...

I ja to rozumiem, ale wtedy wymieranie gatunków jest jedynie MARKEREM zmian np. klimatycznych lub innych zagrażających życiu człowieka, a nie bezpośrednią przyczyną. Jeśli nie znamy związku przyczynowo skutkowego pomiędzy wymarciem większej ilości (większej niż bez ingerencji człowieka) jakiś gatunków (zapewne nie każdy tak samo na nas wpływa; patrz - zapylacze) a naszą jakością życia, to nie można twierdzić, że to wymieranie powoduje to zagrożenie. Można jedynie powiedzieć że koreluje. Mało tego, nie można powiedzieć że wymarcie dowolnego gatunku ma taki sam współczynnik tej korelacji - także wartości liczbowe że miliony gatunków są zagrożone etc. etc. to jest po prostu dezinformacja (bo sugeruje, że wymarcie jakiegoś gatunku orangutana wpływa przyczynowo na zmniejszeni jakości życia człowieka; a prawda może być taka, że miliony gatunków nie mają ŻADNEGO wpływu na jakość życia człowieka, zarówno bezpośrednio jak i pośrednio bo nie wpływają w żaden sposób na życie gatunków np. zapylaczy które mają na nas wpływ). 

Co do projektu Biosfera 2 - projekt "Biosfera 1", czyli życie człowieka na ziemi jest "eksperymentem" który cały czas udowadnia że ludzie ze swoją technologią mogą żyć (bo żyją) na ziemi. Gdyby nie technologie rolnicze nasza populacja skurczyła by się znacznie - czyli większość ludzkości życie dzięki technologii a nie dzięki jakiejś synergii z ekosystemem. Jedyne zwierzęta które grają ważną rolę w tym układzie, jakie przychodzą mi do głowy to mikroorganizmy, bakterie glebowe, może jakieś grzyby, zapylacze, fitoplankton (okrzemki na przykład) i to w sumie tyle. I rozumiem, ze wymarcie jakiegoś konkretnego gatunku może zachwiać równowagę i doprowadzić np. do znacznej redukcji lub nawet wymarcia np. zapylaczy lub okrzemek, ale nie oznacza to że KAŻDY gatunek ma na to istotny wpływ. Zatem nie wiemy jaka jest minimalna ilosć gatunków i jakiego rodzaju to musza być gatunki aby utrzymać te gatunki które są wyjątkowo przydatne lub niezbędne do przeżycia człowieka na ziemi. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
27 minut temu, Warai Otoko napisał:

Jeśli nie znamy związku przyczynowo skutkowego pomiędzy wymarciem większej ilości (większej niż bez ingerencji człowieka) jakiś gatunków (zapewne nie każdy tak samo na nas wpływa; patrz - zapylacze) a naszą jakością życia, to nie można twierdzić, że to wymieranie powoduje to zagrożenie. Można jedynie powiedzieć że koreluje.

Ja nigdy nie potrafiłem zrozumieć, kiedy w takich złożonych sytuacjach jest zależność "przyczynowo-skutkowa" a kiedy 'korelacja" (to jeden z powodów, dla których nie lubię filozofii, filozofowie dużo energii zużywają na wprowadzanie takich nic nie mówiących w praktyce albo zależnych od interpretacji rozróżnień), więc nie komentuję.

27 minut temu, Warai Otoko napisał:

Zatem nie wiemy jaka jest minimalna ilosć gatunków i jakiego rodzaju to musza być gatunki aby utrzymać te gatunki które są wyjątkowo przydatne lub niezbędne do przeżycia człowieka na ziemi. 

Tak, zgadzam się, nie wiemy, jeśli byłyby w tej sprawie jakieś wątpliwości, to eksperyment Biosfera 2 je rozwiał:) To jest wystarczająco ścisłe dla mnie;) 

P.S. Chyba coś załapałem, mówisz, że dopóki zależność przyczynowo-skutkowa nie została odkryta przez naukowców, pokazana palcem, rozpoznana, zbadana i opublikowana w dostatecznie poważnym czasopiśmie naukowym, to nie można nazywać jej zależnością p-s, tylko korelacją, tak?

Jak dla mnie jest to tylko kwestia nazewnictwa. 

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 minut temu, darekp napisał:

Tak, zgadzam się, nie wiemy, jeśli byłyby w tej sprawie jakieś wątpliwości, to eksperyment Biosfera 2 je rozwiał:) To jest wystarczająco ścisłe dla mnie;)

W związku z tym, czy zgadzasz się również, że sugerowanie że wymieranie milionów gatunków POWODUJE spadek jakości życia ludzi jest nadużyciem - a więc dezinformacją? :)

10 minut temu, darekp napisał:

Chyba coś załapałem, mówisz, że dopóki zależność przyczynowo-skutkowa nie została odkryta przez naukowców, pokazana palcem, rozpoznana, zbadana i opublikowana w dostatecznie poważnym czasopiśmie naukowym, to nie można nazywać jej zależnością p-s, tylko korelacją, tak?

Jak dla mnie jest to tylko kwestia nazewnictwa. 

Tzn. powiem tak - korelacja jest wtedy kiedy np. klaszczesz w dłonie i w tym samym czasie latarnie miejskie gasną, a związek przyczynowy jest wtedy kiedy jest fizyczny związek między dwoma zjawiskami np. wysyłasz jakieś promieniowanie elektromagnetyczne lub rzucasz kamieniem w kierunku lampy i dlatego ona gaśnie ;P 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

Zgadzam się, że nie ma pewności, że spowoduje spadek jakości życia. Aczkolwiek taka możliwość istnieje i wydaje się dość prawdopodobne, że im więcej milionów gatunków wymrze, tym większe szanse, że będą wśród nich gatunki, których wymarcie spowoduje wskutek zależności przyczynowo-skutkowej (odkrytej przez naukowców bądź jeszcze nie odkrytej:)) spadek jakości życia ludzi.

22 minuty temu, Warai Otoko napisał:

Tzn. powiem tak - korelacja jest wtedy kiedy np. klaszczesz w dłonie i w tym samym czasie latarnie miejskie gasną, a związek przyczynowy jest wtedy kiedy jest fizyczny związek między dwoma zjawiskami

Ale tu wydaje się, że jest duże prawdopodobieństwo "związku fizycznego": działalność ludzi powoduje wymieranie gatunków nie związanych bezpośrednio z jakością życia ludzi, a wymieranie gatunków nie związanych bezpośrednio z... powoduje zmiany w sposobie życia gatunków takich jak zapylacze, roztocza, co ostatecznie wraca do ludzi jako spadek jakości ich życia. Jaką korelację nie bedącą 'związkiem fizycznym" potrafisz tu podać?? Nie bardzo da się coś wymyślić.

Edytowane przez darekp
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Średniowiecze, którego symboliczny koniec często wyznaczamy arbitralnie na rok 1492, to chyba najbardziej obecna w umysłach współczesnych ludzi epoka historyczna. Jednak nie dlatego, że tak wiele osób się nią interesuje. Wręcz przeciwnie. Dlatego, że tak wiele osób ją odrzuca. Średniowiecze stanowić ma kontrast wobec czasów nam współczesnych. Jest symbolem ciemnoty, zacofania, zabobonu, głupoty, bezmyślności, okrucieństwa, nędzy, klerykalizmu oraz wszechogarniającego terroru Kościoła. Stosunek do średniowiecza, potrzeba jego potępienia – chociażby w formie stwierdzenia, że niepożądane zjawiska społeczne czy niepodobające się nam poglądy są „jak ze średniowiecza” – stał się testem nowoczesności, tolerancji i otwartości.
      Jednym ze współczesnych symboli średniowiecza jest „płaska Ziemia”, popularne przekonanie, jakoby ludzie wówczas uważali, że nasza planeta jest płaska. Cóż bowiem innego mogli myśleć żyjący w zabobonie głupcy, poddani terrorowi kleru, który pilnował, by całe ich życie kręciło się wokół Biblii, a żadna niezależna, niezgodna z Pismem myśl się nie upowszechniła?
      Przekonanie o tym, że w średniowieczu wierzono w płaską Ziemię wiele mówi jednak nie o średniowieczu, a o czasach współczesnych. Ten rozpowszechniony obecnie pogląd jest bowiem mitem stworzonym przed około 200 laty i od tej pory podtrzymywanym.
      Jaki kształt ma Ziemia?
      Model kulistej Ziemi stworzyli pitagorejczycy w VI lub V wieku p.n.e.. Po V wieku p.n.e. żaden grecki autor posiadający jakąkolwiek reputację (z wyjątkiem atomistów, Leukipposa i Demokryta, którzy mieli w pewnym stopniu reakcyjne poglądy na astronomię), nie uważał kształtu Ziemi za inny niż kulisty, stwierdza D.R. Dicks w „Early Greek Astronomy to Aristotle”.  Ziemia jako kula jest obecna w pracach każdego znaczącego filozofa zajmującego się geografią. Od Arystotelesa, przez Eratostenesa, po Klaudiusza Ptolemeusza. Wiedzę tę po Grekach odziedziczyli Rzymianie. Ideę kulistości Ziemi propagował i Pliniusz Młodszy, i Pomponiusz Mela.
      Zachodnioeuropejskie średniowiecze wiedzy tej nie utraciło. Jednak dla chrześcijańskich teologów kwestia kształtu Ziemi nie była sprawą centralną. Już Bazyli z Cezarei (330–379), jeden z Ojców Kościoła, twórca wschodniego monastycyzmu i jedna z najważniejszych postaci ówczesnej teologii, wyjaśniał, że Ziemia znajduje się w centrum wszechświata i masa kosmosu naciska na nią ze wszystkich stron. Z tego wynika, mówi Bazyli, że Ziemia jest prawdopodobnie kulą i przypomina, że filozofowie określili nawet obwód Ziemi. Dodaje jednak, że jeśli czytający i słuchający go mnisi nie rozumieją tej koncepcji, to wcale jej rozumieć nie muszą, powinni się modlić i dziękować Bogu za stworzenie Ziemi, niezależnie od jej kształtu.
      Bazyli wspomina o filozofach, a nie o Biblii, gdyż… Biblia nie wspomina o kształcie Ziemi. Dla Ojców Kościoła i późniejszych teologów Biblia była najwyższym autorytetem, ważniejszym od pism świeckich filozofów. Jednak nie była postrzegana przez nich jako źródło wiedzy naukowej. Tam, gdzie opisy biblijne wydawały się sprzeczne z doświadczeniem empirycznym, uznawano je za alegorię.
      Święty Augustyn (354–430) przypominał, że w Biblii nie istnieje żaden jasny opis fizycznego kształtu Ziemi czy kosmosu. Dlatego też ostrzegał chrześcijan, by nie wyrywali z kontekstu słów Pisma Świętego i nie używali ich do walki z poglądami pogańskich filozofów. W ten sposób bowiem ośmieszą i siebie, i Biblię, i chrześcijaństwo. Skoro Biblia, argumentuje Augustyn, nic nie mówi o kształcie Ziemi, to nie jest to konieczne do zbawienia. Dyskusja na ten temat jest zatem jałowa. Jest to bowiem nie kwestia teologiczna, a należąca do nauk przyrodniczych. A jako, że Pismo nie odpowiada na to pytanie, powinniśmy być otwarci na dowody przedstawiane przez filozofów.
      Augustyn i inni Ojcowie Kościoła zwracali szczególną uwagę na Psalm 104 (PS 104:2-3): Rozpostarłeś niebo jak namiot, wzniosłeś swe komnaty nad wodami. Za rydwan masz obłoki, przechadzasz się po skrzydłach wiatru. Zauważali, że ci, którzy dosłownie biorą te słowa twierdząc, że kształt nieba przypomina namiot, muszą też uznać, że Bóg mieszka w fizycznie istniejącym pałacu na wodzie i jeździ rydwanem, co jest oczywistym absurdem. Dlatego też Augustyn podkreśla, że w wielu miejscach, np. Księgach Hioba (36:29) czy Izajasza (40:22), „namiot” ma znaczenie przenośne.
      O kulistej Ziemi mówi też Doktor i Ojciec Kościoła, św. Ambroży (340-397), który nawrócił i ochrzcił św. Augustyna. W jego „Hexaemeronie” z 389 roku, inspirowanym zresztą dziełem św. Bazylego o tym samym tytule, znajdziemy informację, że Ziemia jest kulą zawieszoną w pustce.
      W VI i VII wieku poglądy o kulistości Ziemi głosili najbardziej poczytni encyklopedyści, św. Beda Czcigodny i św. Izydor z Sewilli. Beda (673–735), ojciec angielskiej historii i wielki uczony wczesnego średniowiecza, zajmował się naukami przyrodniczymi. W traktacie o chronologii „De temporum ratione” pisze, że przyczyną nierównej długości dni jest kulisty kształt Ziemi […] jest faktem, że Ziemia znajduje się w centrum wszechświata nie tylko pod względem szerokości, jak gdyby była okrągła niczym tarcza, ale również we wszystkich kierunkach, jak piłka do gry, bez względu na to, jak jest odwrócona. Uczony wyraźnie więc zaznacza, że Ziemia nie jest okrągła i płaska, ale kulista.
      Święty Izydor (560–636) jest mniej dokładny, przez co próbowano mu przypiąć łatkę „płaskoziemcy”. Izydor, arcybiskup Sewilli, uznany w XVIII wieku za Doktora Kościoła – a tytułem takim uhonorowano dotychczas około 40 osób – jest autorem najbardziej popularnej wczesnośredniowiecznej encyklopedii. Niektórzy współcześni historycy uważają go za najbardziej uczonego człowieka swoich czasów.
      Pewne ustępy jego „Etymologii” – jednej z pierwszych encyklopedii w dziejach – na przykład ten, w którym mówi, że każdy doświadcza rozmiarów i ciepła Słońca w ten sam sposób, są różnie rozumiane. Niektórzy interpretują to jako stwierdzenie, że wszyscy mieszkańcy Ziemi widzą wschód Słońca w tym samym momencie, zatem Ziemia jest płaska. Inni uważają jednak, że ustęp ten mówi, iż kształt Słońca się nie zmienia podczas jego podróży wokół Ziemi. Izydor stwierdzał też, że Ziemia jest okrągła jak koło. Z drugiej jednak strony, w „O istocie rzeczy”, podawał obwód Ziemi i twierdził, że wszechświat jest kulisty. Izydor mógł być niekonsekwentny czy nieuważny, co nie jest niczym dziwnym zważywszy, że swoją 20-tomową encyklopedię pisał przez ponad 20 lat, a była ona jednym z dzieł, jakie stworzył. Jednak trzeba zwrócić uwagę, że – niezależnie od interpretacji niektórych ustępów – cała praca naukowa Izydora jest konsekwentna i logiczna tylko wówczas, jeśli uznawał on kulistość Ziemi.
      Dzieła Izydora, Bedy, Augustyna i Ambrożego były powszechnie wykorzystywane w szkołach klasztornych i katedralnych, które stanowiły podstawę ówczesnego szkolnictwa. Osoby, które tam się uczyły miały okazję zapoznać się z poglądami na kształt Ziemi.
      Powszechny pogląd o kulistości Ziemi znalazł swoje odzwierciedlenie w królewskich regaliach. Chrześcijańscy władcy używali globus cruciger, reprezentującego Ziemię królewskiego jabłka zwieńczonego krzyżem. Symbolizowało ono władzę Chrystusa nad Ziemią. Kulistą ziemią. Globus cruciger znajdziemy też w herbach papieskich, gdzie jest nim przyozdobiona tiara. I większość zachowanych papieskich tiar (najstarsza pochodzi z XVI wieku) jest zwieńczona globus cruciger.
      Jan z Damaszku (675–749) powtarza za Augustem i innymi ojcami Kościoła, że kształt Ziemi i sfery niebieskiej nie mają znaczenia dla bycia chrześcijaninem. Wiedza geograficzna jest bezużyteczną marnością, skoro jednak filozofowie wykazali, że Ziemia jest globem, niech tak będzie. Mniej konkretny i konsekwentny był Raban Maur (776–856), benedyktyński mnich, teolog i encyklopedysta. Podjął on nieudaną próbę pogodzenia na gruncie matematyki biblijnych ustępów mówiących o „czterech krańcach Ziemi” z jej okrągłym lub kulistym kształtem. Maur, opisując kształt Ziemi, czasem używa słowa „koło”, co może sugerować kształt dysku, a innym razem jasno daje do zrozumienia, że jest to kula.
      Pogląd o kulistości Ziemi znajdziemy też w pracach filozofa, teologa i tłumacza Jana Szkota Eriugeny (810–877) jak i u wykształconego w szkołach katedralnych kronikarza i geografa Adama z Bremy (ok. 1050– po 1081). Jest on autorem niezwykle ważnego dzieła historyczno-geograficznego Gesta Hammaburgensis Ecclesiae pontificum, w którym – to warta zapamiętania ciekawostka – znalazła się najstarsza znana nam wzmianka o Winlandii, czyli części Ameryki Północnej, do której dotarł Leif Eriksson.
      Kulistość Ziemi nie jest czymś ani zaskakującym, ani podlegającym dyskusji dla późniejszych autorów. Johannes de Sacrobosco (1195–1256) w traktacie „O sferach” pisze, że Ziemia jest kulą i opisuje jej miejsce we wszechświecie. Jego dzieło przez kolejne wieki była podręcznikiem akademickim. Filozofowie scholastyczni, w tym największy z nich, św. Tomasz z Akwinu (1225–1274), potwierdzają kulistość Ziemi. Dla Akwinaty oczywistym było, że jego czytelnicy uważają Ziemię za kulę. Była to bowiem wiedza przekazywana na średniowiecznych uniwersytetach.
      W średniowieczu nie istniał więc problem „płaskiej Ziemi”. Ówczesna nauka wiedziała, że planeta jest kulista. Jednak poglądu tego nie wyrażali wszyscy autorzy.
      Dysydenci
      Laktancjusz (ok. 240–ok. 320) był pogańskim retorem, który około 300 roku nawrócił się na chrześcijaństwo. Zaczął wytrwale bronić swojej nowej wiary. Jego najważniejszym dziełem jest Institutiones Divinae, które było z jednej strony próbą wykazania błędów pogańskich wierzeń, z drugiej zaś – miało być pierwszym spisanym po łacinie systematycznym podsumowaniem teologii chrześcijańskiej. Autor jednak nie sprostał zadaniu. Z jego dzieła wynika, że nie rozumiał dobrze podstaw chrześcijaństwa i praktycznie nie znał Pisma Świętego. Twierdzenia, zawarte w jego pismach, spowodowały nawet, że po śmierci uznany został za heretyka. Lepiej szło mu wykazywanie niedorzeczności pogańskiego politeizmu niż opisywanie chrześcijańskiej teologii.
      Laktancjusz uważał, że skoro Biblia nie mówi nic o kształcie Ziemi, jest to kwestia nieistotna. Jednak na tym nie poprzestał. Odrzucał całą pogańską filozofię i naukę, jako przeszkadzające w zbawieniu. Nie mógł więc nie skrytykować również koncepcji kulistej Ziemi. Wyśmiewa ją, twierdząc, że kulista Ziemia oznacza, iż gdzieś tam są lądy, na których ludzie chodzą do góry nogami, budynki są do góry nogami, rośliny rosną korzeniami w górę, a śnieg czy deszcz lecą od znajdujących się poniżej niebios do znajdującej się powyżej Ziemi. To oczywiste absurdy, zatem Ziemia nie może być kulą, stwierdzał. Jednak, co należy podkreślić, Laktancjusz nie mówił, jaki Ziemia ma kształt. Nie można go uznać za propagatora płaskiej Ziemi, ale za przeciwnika Ziemi kulistej.
      Zwolennikiem płaskiej Ziemi był za to z pewnością żyjący w VI wieku Kosmas Indicopleustes. Ten mnich, podróżnik i geograf, którego nazwisko oznacza „podróżującego do Indii” dotarł do Cejlonu i Abisynii. Około połowy VI wieku napisał „Chrześcijańską topografię”, dziwne dzieło, w którym prawdopodobnie próbował połączyć dosłowne odczytywanie Biblii z pogańską filozofią. Za fakt naukowy uznał biblijne niebo rozpostarte jak namiot oraz cztery krańce (rogi) Ziemi. Nie zrozumiał naukowych opisów świata, uznając, że Eratostenes i Strabon uważali Ziemię za płaski owal. I na to wszystko nałożył opis Mojżeszowego Namiotu Spotkania jako rzeczywistego odbicia kształtu świata. Tutaj posiłkował się Orygenesem. Jednak Orygenes rozumiał metafory, a Kosmas nie rozumiał Orygenesa. W efekcie powstał obraz płaskiej owalnej Ziemi leżącej na dnie wszechświata, nad którą roztaczało się niebo na kształt namiotu. Noc zapadała, zdaniem Kosmasa, gdy Słońce ukrywało się za wielką górą na północy Ziemi.
      Wiemy, że Kosmas znał Arystotelesowską koncepcję kulistej Ziemi, ale ją odrzucał. Jego opis jest tak niezwykły, że współcześni komentatorzy uznają, iż próbował on opisać świat w kategoriach moralnych i duchowych. Nie zwracał uwagi na to, czy jego opis zgadza się z rzeczywistością fizyczną. Jednak zbytnio skupił się na szczegółach fizycznych, tworząc coś dziwacznego.
      Kosmas jest jedynym autorem, o którym z pewnością wiemy, iż uważał Ziemię za płaską. Jego wpływ na myśl mu współczesnych oraz kolejnych pokoleń był jednak żaden. Nie był poczytnym autorem. Dysponujemy trzema zachowanymi w znacznej mierze rękopisami jego dzieła – z czego jeden mógł należeć do niego samego – oraz kilkoma obszernymi fragmentami. Jest on praktycznie nieobecny w pracach innych autorów. Jeszcze za życia jego dzieło zostało skrytykowane przez Jana Filopona, który przypominał mu, że chrześcijanie nie powinni wyrażać na temat kosmosu opinii sprzecznych z rozumem i obserwacjami, gdyż w ten sposób uchodzą za głupców w oczach wykształconych pogan. Przez kolejnych trzysta lat o Kosmasie nikt nie wspomina. Kolejną krytykę jego poglądów przeprowadził Focjusz I Wielki, patriarcha Konstantynopola w latach 858–867. Na Zachodzie Kosmas pozostaje nieznany. Pierwszy jego przekład na łacinę ukazał się w 1706 roku. Najwyraźniej średniowieczni komentatorzy nie uważali tekstu Kosmasa za wartego uwagi. Pod koniec XIX wieku dzieło Kosmasa przetłumaczono na angielski i wkrótce uznano, że był on typowym przedstawicielem średniowiecznej myśli.
      Kulistość Ziemi odrzucał z pewnością Sewerian (ur. ok. 355), biskup syryjskiej Gabali, który w swoich homiliach prezentował posuniętą do absurdu dosłowną interpretację stworzenia świata, włącznie z namiotem niebios rozciągającym się nad Ziemią. Być może, ale nie jest to jasne, kulistej Ziemi nie uznawał biskup Teodor z Mopsuestii (350–428). Ponadto pośrednie dowody wskazują też na biskupa Tarsu, Diodora (zm. 390 r.), którego Focjusz Wielki krytykował za odrzucanie kulistości na rzecz kształtu namiotu.
      I to prawdopodobnie wszyscy. Chrześcijańskich pisarzy, uczonych i teologów, którzy pomiędzy I a XV wiekiem stwierdzali, że Ziemia nie jest kulą, możemy policzyć na palcach jednej ręki. Jeszcze mniej uważało, że Ziemia jest płaska. Poza nimi są też nieliczni, którym zabrakło konsekwencji lub ich prace możemy dwojako interpretować.
      Co jednak o kształcie Ziemi sądzili ludzie, który nie zajmowali się teologią, filozofią czy innymi naukami? W ich przypadku wnioski możemy wyciągać na podstawie literatury do nich skierowanej. Dante w „Boskiej komedii” niejednokrotnie mówi o sferycznej Ziemi. Pierre d'Ailly, studiowany zresztą z uwagą przez Kolumba, w swoim „Ymago Mundi” porównuje Ziemię do jabłka. W „Legendarzu południowoangielskim”, XIII-wiecznej rymowanej kompilacji żywotów świętych, spisanej w języku średnioangielskim, pada stwierdzenie, że Ziemia jest mniejsza od najmniejszej gwiazdy, a wyliczenie długości podróży św. Michała wyraźnie pokazuje, że autor znał prace Al-Farghaniego, arabskiego astronoma, którego najważniejsze dzieło jest podsumowaniem i uzupełnieniem „Almagestu” Klaudiusza Ptolemeusza. Napisane ok. 140 roku dzieło Ptolemeusza jest jedną z najważniejszych i najbardziej wpływowych prac naukowych w dziejach, kompendium ówczesnej wiedzy astronomicznej. Obowiązywało do czasu obalenia teorii geocentrycznej. Ziemia jest w nim, oczywiście, kulą.
      W jednej z najbardziej poczytnych książek Europy XIV-XVI wieku, „Podróżach Jeana de Mandeville'a do Ziemi Świętej” padają wprost stwierdzenia, że ziemia jest kulą i można ją opłynąć. Również dla Chaucera (ok. 1340–1400) jasnym jest, że jego czytelnicy wiedzą, iż Ziemia jest kulą.
      Obraz Ziemi porównywanej do jajka, piłki czy jabłka jest powszechny w literaturze anglo- i francuskojęzycznej.  Nie zawsze jednak kwestia kształtu Ziemi jest jednoznacznie opisana. Analizy literatury francuskiej XII i XIII wieku pokazują, że język starofrancuski nie odróżniał wyraźnie terminów na określenie kształtu (jak roond/roondece) i Ziemi (monde/terre). Tego samego terminu używano na przykład na określenie „okrągłego stołu”, jak i „okrągłej Ziemi”, zatem tam, gdzie wprost nie ma odwołania do kulistego przedmiotu, nie możemy być całkowicie pewni, czy chodzi o Ziemię w kształcie kuli czy dysku. Jednak, co trzeba podkreślić, nie pada stwierdzenie wprost, że Ziemia jest płaska. Uwagi te nie dotyczą literatury fantastycznej czy satyrycznej. W tego typu dziełach Ziemia mogła przyjmować różny kształt.
      Skąd więc nasze przekonanie, że w średniowieczu uważano, iż Ziemia jest płaska? Wynika ono ze sporów ideologicznych i politycznych oraz niezrozumienia średniowiecznych map.
      Czym jest mapa?
      Mówimy obecnie o „mapach drogowych” firm produkujących chociażby procesory, mapie ciała czy umysłu. Mapa nie musi być zatem graficzną reprezentacją otoczenia geograficznego. Jednak, gdy jedna ze stron wspomnianych sporów ideologiczno-politycznych patrzyła na średniowieczne mapy, widziała w nich reprezentację płaskiej Ziemi.
      Z okresu pomiędzy VIII a XV wiekiem przetrwało do naszych czasów około 1100 map. Wszystkie są płaskie. Całkiem jak współczesne mapy. Wiele z nich przedstawia świat w okręgu. Ponad połowa to mapy O-T, zwane też mapami izydoriańskimi. Po raz pierwszy pojawiły się jako ilustracje do dzieł Izydora z Sewilli. Nie były jego autorstwa, miały w sposób uproszczony ilustrować jego koncepcje.
      Na mapach O-T ocean oblewający cały znany świat. Ocean tworzy kształt litery O, natomiast kontynenty (Azja, Europa i Afryka) przedzielone były literą T, symbolizującą wody rozdzielające kontynenty – rzeki Don i Nil – oraz Morze Śródziemne. Przywoływano je jako dowód, iż średniowiecze wyobrażało sobie Ziemię jako płaski dysk.
      Jednak mapy O-T nie były fizycznymi reprezentacjami świata, a symbolicznymi przedstawieniami jego znanej części. Pokazywały prawdę moralną. W środku tych map umieszczano Jerozolimę. Nie wyrażano w ten sposób przekonania, że Jerozolima fizycznie znajduje się w centrum znanego świata, nie mówiąc już o całym świecie. Przekazywano, że Jerozolima to moralne i duchowe centrum świata.
      Mapy te mają orientację wschodnią, z Azją na samej górze. Na wschodzie bowiem miał znajdować się Raj. Często wpisywano w nie postać Chrystusa, przedstawiano Adama i Ewę, świętych i władców. Litera T, tworzona przez Don, Nil i Morze Śródziemne mogła reprezentować krzyż Chrystusa. Dla twórców tych map prawda moralna była ważniejsza niż rzeczywistość fizyczna. Dlatego też na przykład znamy średniowieczną mapę, na której miasta zajęte przez Turków są oznaczone jako miasta chrześcijańskie. I nie wynika to z niewiedzy ich autora. Podkreślał on w ten sposób, że miasta te – w sensie duchowym i moralnym – są chrześcijańskie. To było ważniejsze, niż kwestie polityczne czy wojskowe.
      Mapy O-T nie miały przedstawiać świata fizycznego i służyć celom praktycznym. Oczywiście średniowiecze posiadało i mapy praktyczne. Jedne z nich to proste, użyteczne przedstawienia tras pomiędzy interesującymi nas miastami, wraz z wymienieniem miejscowości, jakie będziemy mijać po drodze. Drugie, powszechnie używane od II połowy XIII wieku, tzw. portolany, były szczegółowymi mapami dla żeglarzy. Zawierały dane dotyczące długości i szerokości geograficznej, wyrysowaną linię brzegową, zaznaczone miejscowości, korygowano je o obserwacje astronomiczne.
      Humaniści zasiali ziarno
      Petrarka (1304–1374), pierwszy z humanistów, dzielił dzieje na epokę starożytną i nowożytną, „nową”. Żył w czasach, gdy na na zachód Europy szerokim strumieniem docierały dzieła klasyków, czy to w oryginale czy to tłumaczone, przede wszystkim z greki, na łacinę, hebrajski czy arabski. Dostępna stała się olbrzymia część wiedzy świata starożytnego, wraz z bogactwem komentarzy wschodnich autorów. Twórcy rodzącego się renesansu gloryfikowali wielkość starożytnych oraz swoją, jako tych, którzy starożytnych na nowo odkrywają, przywracając ludzkości złoty wiek. Skoro zaś trzeba było go przywrócić, to oznaczało, że został on przerwany, wiedzę utracono, cywilizacja upadła. Dlatego też Petrarka ukuł ok. 1340 roku termin „wieki ciemne” na określenie okresu, jaki upłynął od upadku Cesarstwa Rzymskiego do jego czasów. On i inni humaniści uważali te wieki za czas stagnacji intelektualnej i naukowej, ignorancji i zabobonów. Stworzyli obraz, który pokutuje do dzisiaj. Jednak, co ważne dla naszych rozważań, nie twierdzili, że w średniowieczu wierzono w płaską Ziemię. A cóż by ich powstrzymało przed wyrażeniem i takiej opinii, gdyby miała ona jakiekolwiek podstawy?
      Humanistyczni historycy opisywali albo starożytność, albo czasy sobie współczesne. To stopniowo rodziło wrażenie, że w okresie pomiędzy tymi dwiema epokami zapadła ciemność, utracono wiedzę, wierzono w zabobony, nie znano ani autorów klasycznych ani nawet Biblii, a nad wszystkim rozciągał się złowrogi cień Kościoła i władzy świeckiej.
      Obraz ten przetrwał i rozwija się mimo tego, że od dawna wiadomo, iż nie istniał ani bezpośredni związek między starożytnością, a nowożytnością, że renesans nie odkrył żadnego antycznego autora, gdyż wszyscy byli znani w wiekach go poprzedzających, wiele manuskryptów uznanych przez humanistów za klasyczne oryginały powstało w klasztornych skryptoriach, a mnisi ocalili liczne z nich od zapomnienia.
      Sam termin „średniowiecze” powstał zaś w XV wieku i oznaczał dla jego twórców i posługujących się nim uczonych, niemal ten sam okres, co „wieki ciemne” dla Petrarki – od upadku Rzymu po ich własne czasy.
      Płaska Ziemia
      Nasze przekonanie o wierze ludzi średniowiecza w płaską Ziemię ma dwóch ojców. Pierwszym z nich jest pisarz i historyk, Washington Irving (1783–1859). Już na początku swojej kariery pisarskiej mieszał historię z fikcją. W 1809 roku ukazała się jego niezwykle poczytna „History of New York from the Beginning of the World to the End of Dutch Dynasty”. Wydał ją pod pseudonimem Diederich Knickerbocker. Przed jej publikacją umieścił w nowojorskiej prasie serię ogłoszeń, w którym poszukiwano zaginionego holenderskiego historyka Diedericha Knickerbockera. Miał on zniknąć podczas pobytu w jednym z hoteli. Irving umieścił nawet ogłoszenie od rzekomego właściciela hotelu, że pan Knickerbocker nie wrócił do swojego pokoju, nie uregulował rachunków, w związku z tym właściciel, by odzyskać pieniądze, opublikuje manuskrypt, który Knickerbocker zostawił. Książka była ogromnym sukcesem. Później Irving pracował jako dziennikarz, był poczytnym autorem książek i opowiadań. Dużo podróżował po Europie.
      W 1826 roku amerykański ambasador w Hiszpanii zaprosił Irvinga, by ten dołączył do jego misji. Wspominał przy tym, że pisarz nie będzie się nudził, może bowiem zająć się tłumaczeniem niedawno udostępnionych dokumentów dotyczących podróży Kolumba. Irving, którego ostatnia książka została źle przyjęta, uznał to za dobry pomysł. Szybko jednak stwierdził, że dokumenty są „suche” i musi tchnąć nieco życia w historię. Mimo, że miał dostęp do manuskryptów z epoki, odrzucił je, skupiając się na napisaniu porywającej historii.
      „History of the Life and Voyages of Christopher Columbus”, opublikowana w 1828 roku, nie tylko ukształtowała wyobrażenia ludzi współczesnych Irvingowi, ale wpłynęła też na system edukacji, podręczniki szkolne, historyków i na nasze wyobrażenie o średniowieczu. Najbardziej znaną sceną jest rzekoma konfrontacja pomiędzy Kolumbem, a głupim klerem podczas soboru w Salamance. Irving udramatyzował wymyślone przez siebie wydarzenie dodając, że dopiero co w Hiszpanii powołano do życia Inkwizycję i każda opinia, która pachniała herezją, mogła sprowadzić na Kolumba prześladowania. Kolumb stanął przed zgromadzeniem profesorów, mnichów i kościelnych dygnitarzy, którzy przesłuchiwali go odnośnie planów dopłynięcia do Indii. Przekonywał ich, że jest to możliwe, gdyż Ziemia jest kulą. Ci jednak twierdzili, że jest płaska, cytując przy tym Biblię oraz różnych świętych i wybitnych teologów, w tym Augustyna, Ambrożego czy Laktancjusza.
      Ta wymyślona, udramatyzowana scena przemawiała do wyobraźni. A pozorów prawdziwości dodawała bibliografia, którą podpierał się Irving. Powoływał się na biografię Kolumba autorstwa jego syna Ferdynanda. Autor wspomina w niej o obradach komisji mającej doradzić Królom Katolickim zasadność sfinansowania planów Kolumba, jednak nie informuje o żadnych zastrzeżeniach co do kulistego kształtu Ziemi. W bibliografii Irvinga są też odniesienia do hiszpańskich historyków Antonio de Remesala i Gonzalo Oviedo, jednak nie wspominali oni o żadnym spotkaniu w Salamance. Zresztą nawet sam wybór uniwersytetu w Salamance jako miejsca, w którym prezentowane i uznawane są poglądy o płaskiej Ziemi nie był zbyt szczęśliwy. Uczelnia ta reprezentowała w czasach Kolumba najwyższy poziom naukowy, była ceniona szczególnie za nauczanie geografii i astronomii, a jednym z jej wykładowców był wybitny żydowski astronom, rabbi Abraham Zacuto.
      Być może sugestywny obraz rzekomego wystąpienia Kolumba podczas „soboru w Salamance” nie odbiłby się takim echem, gdyby nie ówczesny kontekst historyczny. W USA na sile zyskiwały sentymenty antykatolickie i antyhiszpańskie, rozpowszechniały się teorie o płaskiej Ziemi i Ziemi pustej wewnątrz, a sam Irving, który dużo podróżował, mógł obserwować, jak na początku XIX wieku zacofany był Kościół w Hiszpanii. Tworzyło to atmosferę, w której dzieło Irvinga świetnie się sprzedawało.
      Pierwszy nakład 10 000 egzemplarzy rozszedł się od ręki, a na autora spadł deszcz honorów. Jeszcze w tym samym roku Irving został wybrany członkiem korespondencyjnym hiszpańskiej Królewskiej Akademii Historii, w kolejnych latach otrzymał doktoraty honorowe Columbia University, University of Oxford i Harvard University oraz złoty medal brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Literatury. Do końca XIX wieku opis życia i podróży Kolumba pióra Irvinga doczekał się 175 wydań. Z jego książki korzystali nie tylko przeciętni czytelnicy, ale również pisarze i historycy, poszukując w niej informacji o życiu odkrywcy Ameryki.
      Francuski naukowiec i antyklerykał Antoine-Jean Letronne (1787–1848) był dla nauki tym, kim Irving dla opinii publicznej i jej postrzegania poglądów średniowiecza na kształt Ziemi. Na jego postawę wpłynął klimat intelektualny ówczesnej Europy oraz studia geograficzne pod kierunkiem Edme Mantelle, znanego historyka, wyznawcy filozofii Woltera, który wśród młodych czytelników starał się propagować idee Oświecenia. Mantelle uważał średniowiecze za okres ciemnoty, a rozgłos zdobył opisując Jezusa jako szarlatana.
      Inteligencja Letronne'a zrobiła na Mantelle'u duże wrażenie, zaprosił go więc do współpracy, został jego patronem naukowym. Letronne studiował grekę, łacinę, egiptologię i matematykę. Był świetnym erudytą i polemistą, zawsze jednak uważał, by nie zranić uczuć interlokutora. Napisał m.in. krytyczną historię chrześcijaństwa oraz traktat, w którym obalił przekonanie o rzekomej autentyczności relikwii św. Ludwika. Wśród swoich zwolenników uchodził niemal za świeckiego świętego. Zdobył sobie taką pozycję w świecie naukowym, że wielu historyków powtarzało jego poglądy i interpretacje, nie odwołując się do źródeł, z których korzystał.
      W 1834 roku napisał artykuł „O poglądach Ojców Kościoła na kosmografię”. Już pierwsze zdanie ustawiało całą narrację. Letronne stwierdzał bowiem, że jeszcze do niedawna uważano, iż cała nauka powinna opierać się na Biblii. Nie mogąc pominąć powszechnie znanej kwestii, że najbardziej wpływowi z wczesnochrześcijańskich myślicieli, Orygenes i św. Augustyn, nauczali czegoś wręcz przeciwnego, informował swoich czytelników, że byli oni w mniejszości. W kolejnych ustępach swojej pracy stwierdzał, że Augustyn, Bazyli czy Ambroży mieli takie same poglądy jak Laktancjusz i Sewerian. Przekonywał czytelników, że wobec takiej postawy filozofów i teologów, średniowieczni astronomowie zostali zmuszeni do stwierdzenia, że Ziemia jest płaska. Przyznawał, co prawda, że Focjusz skrytykował poglądy Kosmasa, następnie jednak przeszedł do szczegółowego opisu tych poglądów i na koniec stwierdził, iż większość je podzielała.
      Za błyskotliwym i wyrazistym Letronne'em podążyli wkrótce inni, rozpowszechniając jego poglądy na myślenie średniowiecznych autorów o kształcie Ziemi.
      Prawdziwymi twórcami mitu o tym, jakoby w średniowieczu uważano Ziemię za płaską, są więc XIX- i XX-wieczni autorzy. W kolejnych dziesięcioleciach po Irvingu i Letronne'ie zbieg czynników społecznych, politycznych i kulturowych wzmógł zapotrzebowanie na mity pokazujące ciemnotę, zacofanie i uleganie zabobonom w średniowieczu.
      Wcześniejsi myśliciele, równie krytycznie nastawieni do wieków średnich, nie pisali o rzekomym postrzeganiu Ziemi jako płaskiej. Nie mówili o tym ani filozofowie Oświecenia, ani ich prekursorzy, nie ma jej w pracach protestantów, którzy mogli przecież wykorzystać ten argument do walki z katolikami i papiestwem.
      Wzmiankę o płaskiej Ziemi znajdziemy u Woltera, który wspomina – i ma rację – że Ziemię za płaską uważali starożytni hebrajscy astronomowie. Francis Bacon, który z zapałem zwalczał chrześcijańskie przesądy, pisze, że astronomowie, który odkryli kulistość Ziemi i wynikające z niej konsekwencje w postaci istnienia antypodów byli zwalczani przez Ojców Kościoła. Kwestię antypodów znajdziemy też u Thomasa Paine'a, jednego z Ojców Założycieli USA, który stwierdził, że biskup Wirgiliusz z Salzburga został spalony na stosie za przyjmowanie istnienia antypodów, zatem za przyjmowanie kulistości Ziemi. Paine się mylił. Nikt Wirgiliusza nie spalił. Został on napomniany przez papieża Zachariasza za niezgodną z ówczesną teologią wiarę w zamieszkane antypody. Napomnienie to w niczym Wirgiliuszowi nie przeszkodziło i kilka lat później otrzymał sakrę biskupią.
      Nie można tutaj nie przypomnieć, że i Kopernik w przedmowie do swojego najważniejszego dzieła stwierdza, że ci, którzy są przeciwni modelowi heliocentrycznemu, błądzą równie mocno jak Laktancjusz wyśmiewający kulistość Ziemi. Kopernik przypomina, że Laktancjusz nie był astronomem, więc zapewne znajdą się i tacy, którzy nie znając się na astronomii, będą próbowali wykorzystać Pismo Święte do sprzeciwiania się teorii heliocentrycznej. Kopernik nie twierdzi, że poglądy Laktancjusza są typowe dla epoki, czy że w średniowieczu uważano, iż Ziemia jest płaska. Gdy w późniejszych rozdziałach wspomina o płaskiej Ziemi, przywołuje poglądy pogan.
      Z oczywistej, i nieistotnej dla zbawienia kwestii kulistości Ziemi, wynikały konsekwencje w postaci istnienia ewentualnych antypodów, czyli lądów po drugiej stronie kuli. Ta akurat kwestia była istotna, gdyż jeśli lądy takie nawet istniały, to powstawało pytanie, czy były zamieszkane. Z punktu widzenia średniowiecznej teologii, nie mogły być zamieszkane, gdyż wszyscy ludzie pochodzili od Adama i Ewy. Nie mogli więc mieszkać na lądach, na które ludzie nie mogli się dostać. A nie mogli do nich dotrzeć, gdyż uniemożliwiał to bezmiar oceanu, ponadto strefa równikowa była tak gorąca, że ludzie nie mogli jej przebyć. Z tego więc wynikało, że nawet jeśli antypody istnieją, to ludzie zamieszkują tylko znane średniowieczu kontynenty: Europę, Azję i Afrykę.
      Jednak ze sprzeciwu średniowiecznej nauki czy to wobec istnienia antypodów, czy istnienia ludzi na antypodach, nie można wyciągać wniosku – co często w XIX wieku robiono – że jest on jednoznaczny ze sprzeciwem wobec kulistości Ziemi.
      Powszechny pogląd o płaskiej Ziemi odszedł w zapomnienie w V wieku p.n.e. dzięki pracom greckich uczonych i przez około 2400 lat wydawało się, że kwestia kształtu naszej planety została ustalona. Jednak w XIX wieku spór o kształt Ziemi pojawił się w świadomości społecznej i nauce.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Uczestnicy słynnego eksperymentu Milgrama tak bardzo ulegali autorytetowi prowadzącego, że byli w stanie na jego polecenie zadawać silny ból innemu człowiekowi. Takie bezwzględne bezrefleksyjne posłuszeństwo może prowadzić do zbrodni. Naukowcy z Uniwersytetu SWPS powtórzyli eksperyment Milgrama, ale prowadzącym był robot. Okazało się, że ludzie są skłonni podporządkować się poleceniom robota i na jego rozkaz krzywdzić innych.
      W latach 60. XX wieku amerykański psycholog Stanley Milgram, zastanawiając się nad przyczynami, dla których ludzie w czasie II wojny światowej wykonywali zbrodnicze rozkazy, przeprowadził eksperyment, którego celem było wykazanie, na ile H. sapiens ma skłonność do ulegania autorytetom. Osobom, które brały udział w eksperymencie powiedziano, że jego celem jest zbadanie wpływu kar na skuteczność uczenia się. W eksperymencie brał udział uczestnik-nauczyciel oraz uczeń. Eksperymentator zaś kazał nauczycielowi karać ucznia aplikując mu coraz silniejszy wstrząs elektryczny. Uczeń, którym była podstawiona osoba, w rzeczywistości nie był rażonym prądem (ale uczestnik-nauczyciel o tym nie wiedział), jednak w odpowiedzi na rzekomo podawane napięcie elektryczne, krzyczał z bólu. Eksperyment wykazał, że aż 62% uczestników – ulegając autorytetowi eksperymentatora – nacisnęło w końcu na generatorze przycisk 450 V, czyli najwyższy.
      Naukowcy z Uniwersytetu SWPS postanowili sprawdzić, czy ludzie będą równie posłuszni robotowi, jak innemu człowiekowi. Przeniesienie różnych funkcji nadzoru i podejmowania decyzji na robota budzi jednak szczególnie silne emocje, ponieważ wiąże się z różnymi zagrożeniami etycznymi i moralnymi. Pojawia się pytanie, czy wspomniane wyżej posłuszeństwo wykazywane przez badanych zgodnie z paradygmatem Milgrama nadal występowałoby, gdyby to robot (zamiast człowieka, tj. profesora uczelni) kazał uczestnikom zadać elektrowstrząsy innej osobie? Celem naszego badania było udzielenie odpowiedzi na to pytanie, mówi doktor Konrad Maj.
      Doktor Maj we współpracy z profesorem Dariuszem Dolińskim i doktorem Tomaszem Grzybem, powtórzył eksperyment Milgrama, ale w roli eksperymentatora osadzono robota. W grupie kontrolnej eksperymentatorem był człowiek. W badaniach wzięli udział uczestnicy, którzy nie wiedzieli, na czym polegał eksperyment Milgrama. Okazało się, że ludzie ulegają też autorytetowi robota i na jego polecenie są skłonni krzywdzić innych ludzi. Co więcej, zarejestrowano bardzo wysoki poziom posłuszeństwa. Aż 90% uczestników w obu grupach – badanej i kontrolnej – nacisnęło wszystkie przyciski na generatorze, dochodząc do wartości 150 V. Od kilku dekad z powodów etycznych te 150 V przyjmuje się za górną wartość przy eksperymencie Milgrama.
      O ile nam wiadomo, to pierwsze badanie, które pokazuje, że ludzie są skłonni szkodzić innemu człowiekowi, gdy robot nakazuje im to zrobić. Co więcej, nasz eksperyment pokazał również, że jeśli robot eskaluje żądania, instruując człowieka, aby zadawał coraz większy ból innemu człowiekowi, ludzie też są skłonni to zrobić, dodaje doktor Maj.
      Już wcześniejsze badania wykazały, że ludzie tak mocno uznają autorytet robota, że podążają za jego poleceniami, nawet gdy nie mają one sensu. Tak było np. podczas eksperymentu, w czasie którego osoby ewakuowane z – symulowanego – pożaru, podążały za poleceniami robota, mimo że wskazał im on drogę ewakuacji przez ciemne pomieszczenie bez widocznego wyjścia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najbliższe Ziemi czarne dziury znajdują się w gromadzie Hiady, informuje międzynarodowy zespół naukowy na łamach Monthly Notices of the Royal Astronomical Society. Hiady (Dżdżownice) to najbliższa Układowi Słonecznemu gromada otwarta. Najnowsze badania pokazują, że znajduje się tam co najmniej kilka czarnych dziur. Gromady otwarte to luźno powiązane grawitacją grupy setek do tysięcy zwykle młodych gwiazd. W Hiadach gwiazd jest około 300, a większości z nich nie widać gołym okiem.
      Dzięki obserwacjom prowadzonym przez należące do ESA obserwatorium kosmiczne Gaia znamy dokładne prędkości i pozycje gwiazd w Hiadach. Naukowcy z Włoch, Hiszpanii, Chin, Niemiec i Holandii przeprowadzili symulacje ruchu wszystkich gwiazd w Hiadach i porównali je z danymi z Gai. "Nasze symulacje odpowiadają rzeczywistej masie i rozmiarom Hiad tylko wówczas, gdy w centrum gromady znajdują się – lub znajdowały się niedawno – czarne dziury", mówi Stefano Torniamenti z Uniwersytetu w Padwie.
      Obserwowane właściwości Hiad najlepiej odpowiadają symulacjom, gdy przyjmiemy, że w gromadzie znajdują się 2-3 gwiazdowe czarne dziury. Symulacje, w których dziury zostały wyrzucone z gromady nie dawniej niż 150 milionów lat temu (Hiady mają ok. 600 milionów lat), także – choć nie tak dobrze – odpowiadają danym obserwacyjnym.
      Czarne dziury znajdujące się w Hiadach lub w pobliżu są zatem najbliższymi nam obiektami tego typu. Ich odległość od Układu Słonecznego wynosi około 45 parseków, czyli ok. 150 lat świetlnych. Dotychczas najbliższa nam znaną czarną dziurą była Gaia BH1 o odległości 480 parseków (1560 l.ś.) od Słońca.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nowo odkryty gatunek wymarłej małpy wzmacnia hipotezę mówiącą, że najwcześniejsi przodkowie człowieka ewoluowali we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego, w Europie i Azji, zanim wyemigrowali do Afryki, gdzie powstał nasz gatunek. Skamieniałe szczątki małp znajdowane we wschodnich częściach Śródziemiomorza stanowią oś sporu na temat pochodzenia małp afrykańskich oraz ludzi. Naukowcy nie są zgodni, jak należy klasyfikować te zwierzęta na drzewie ewolucyjnym.
      Międzynarodowy zespół naukowy uważa, że zidentyfikowany przez nich rodzaj Anadoluvius, który 8,7 miliona lat temu zamieszkiwał centralną Anatolię dowodzi, że migracje małp z regionu Morza Śródziemnego to najstarszy znany przykład rozprzestrzeniania się wczesnych homininów, ssaków z rodziny człowiekowatych, w skład którego wchodzą rodzaje Homo (m.in. człowiek współczesny), Pan (szympansy i bonobo) oraz ich wymarli przodkowie.
      Szczątki przedstawicieli tych gatunków znajdowane są wyłącznie w Europie i Anatolii, zaś powszechnie akceptowani przedstawiciele homininów są znajdowani wyłącznie w Afryce od późnego miocenu po plejstocen. Hominini mogli pojawić się w Eurazji w późnym miocenie lub rozprzestrzenić się w Eurazji od nieznanego afrykańskiego przodka. Różnorodność hominów w Eurazji sugeruje, że do ewolucji doszło na miejscu, ale nie wyklucza hipotezy o afrykańskim pochodzeniu, czytamy w artykule A new ape from Türkiye and the radiation of late Miocene hominines.
      Tradycyjny pogląd, od czasów Darwina, mówi, że tak plemię hominini (Homo, Pan), jak i podrodzina homininae (Homo, Pan, Gorilla) pochodzą z Afryki. To tam znaleziono najstarsze szczątki człowieka. Przedmiotem sporu jest jednak, czy przodkowie wielkich afrykańskich małp, które dały początek przodkom człowieka, ewoluowali w Afryce.
      Hipoteza alternatywna wobec afrykańskiej mówi, że przodkowie europejskich małp mogli przybyć z Afryki i tutaj doszło do ich ewolucji. To właśnie w Europie znajdowane są najstarsze szczątki małp, które przypominają współczesne wielkie małpy Afryki. Później, gdy klimat w Europie zmienił się na niekorzystny, małpy te wyemigrowały do Afryki i tam dały początek naszemu gatunkowi.
      Homininy ze wschodniej części Morza Śródziemnego mogą reprezentować ostatni etap specjacji, wyodrębniania się z jednego lub więcej starszych homininów Europy, podobnie jak parantrop, który prawdopodobnie wyodrębnił się od przodka podobnego do australopiteka. Ewentualnie, biorąc pod uwagę fakt, że europejskie homininy są najbardziej podobne do goryli, możemy mieć tu do czynienia z wyodrębnianiem się wczesnych przedstawicieli kladu goryli. Jest też możliwe, że europejskie homininy reprezentują linie ewolucyjne homininów z Afryki, jednak nie mamy dowodów na istnienie w Afryce pomiędzy 13 a 10 milionów lat temu wielu linii homininów, a wyniki naszych badań nie wspierają tej hipotezy, czytamy na łamach Nature.
      Autorzy badań informują, że wciąż prowadzą analizy, zauważają przy tym, że badania Anadoluvius wskazują, iż zróżnicowanie wielkich małp we wschodniej części Morza Śródziemnego jest większe niż sądzono i że doszło tutaj do podziału na wiele taksonów, na długo zanim pojawiły się one w Afryce.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Loma Linda University, uczelni wyższej prowadzonej przez Adwentystów Dnia Siódmego, przedstawili pierwsze dowody wskazujące, że towarzystwo grzechotnika wpływa uspokajająco na innego grzechotnika. Przeprowadzone badania pokazały, że u zestresowanego węża mamy do czynienia ze zjawiskiem społecznego przekazu emocji – buforowania społecznego – czyli sytuacji w której obecność towarzysza zmniejsza stres. Zjawisko to jest szeroko opisywane głównie u ludzi i innych ssaków. Teraz wiemy, że występuje też u węży.
      Gdy zwierzęta doświadczają silnego lub chronicznego stresu dochodzi do wydzielania hormonów, zmieniających prace układu nerwowego, odpornościowego i zachowanie. Niektóre zwierzęta potrafią modulować reakcję na stres w obecności innych przedstawicieli swojego gatunku. To buforowanie społecznego nie było dotychczas dokładnie badane w przypadku gadów czy innych zwierząt prowadzących samotny tryb życia.
      Lukę tę postanowili uzupełnić naukowcy z Loma Linda University. Wykazaliśmy, że gdy dwa węże są razem i doświadczają stresu, nawzajem buforują swoją reakcję. Podobnie jak ludzie, którzy lepiej radzą sobie, gdy wspólnie doświadczają stresu. Nigdy wcześniej nie zaobserwowano takiego zjawiska u żadnego gatunku gada, mówi doktorantka Chelsea Martin, główna autorka badań.
      Naukowcy prowadzili eksperymenty na 25 przedstawicielach gatunku Crotalus helleri. Zwierzętom przymocowano elektrody monitorujące pracę serca, a testy prowadzono według trzech scenariuszy: gdy umieszczano je w wiadrze same, gdy razem z nimi leżała gruba lina i gdy był tam drugi wąż. Po 20 minutach w zakrytym wiadrze, gdy zwierzę się uspokoiło, naukowcy celowo je stresowali i obserwowali, jak wpływało to na ich puls, jak długo wracał on do normy i jak długo zwierzę porusza grzechotką.
      Okazało się, że buforowanie społeczne nie tylko ma miejsce u węży, ale nie ma różnicy pomiędzy osobnikami żyjącymi na nizinach, które zwykle zimują samotnie, a tymi z gór, zimującymi z innymi wężami. Nie zauważono też różnicy między samcami a samicami, które w czasie ciąży gromadzą się, a następnie pozostają ze swoim potomstwem.
      Eksperyment pokazuje, że grzechotniki wcale nie są takimi samotnikami, za jakie się je uważa. Towarzystwo innego węża ma na nie pozytywny wpływ.
      W kolejnym etapie badań naukowcy chcą sprawdzić, czy na buforowanie społeczne u grzechotników ma wpływ kontakt fizyczny (poczas omawianych badań zwierzęta miały ze sobą kontakt) oraz ewentualna wcześniejsza znajomość.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...