Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Skrajni przeciwnicy genetycznie modyfikowanej żywności najmniej o niej wiedzą

Rekomendowane odpowiedzi

Osoby, które najbardziej zdecydowanie sprzeciwiają się genetycznie modyfikowanej żywności uważają, że wiedzą o niej najwięcej. Tymczasem badania wykazały, że wiedzą o niej najmniej. W Nature Human Behaviour ukazały się wyniki badań przeprowadzonych przez uczonych z University of Colorado Boulder, Washington University, University of Toronto i University of Pennsylvania.

Specjaliści ds. marketingu i psychologii zapytali ponad 2000 Amerykanów i Europejczyków o ich opinie na temat genetycznie modyfikowanej żywności. Pytano m.in. o to, jak głęboką, wedle siebie samych, wiedzę na temat takiej żywności mają respondenci. Następnie wiedzę tę sprawdzano. Respondenci mieli określić, czy stwierdzenia z zakresu ogólnej nauki i genetyki są prawdziwe czy fałszywe.

Pomimo tego, że z danych naukowych wynika, iż żywność genetycznie modyfikowana jest bezpieczna dla człowieka, ponad 90% osób biorących udział w badaniu w mniejszym lub większym stopni się jej sprzeciwiała.

Głównym wnioskiem z badań jest stwierdzenie, że im bardziej ktoś się sprzeciwia genetycznie modyfikowanej żywności, tym wyższe ma mniemanie o swojej wiedzy na jej temat i tym mniejszą rzeczywistą wiedzę. Wyniki tych badań są zgodne z innymi badaniami na temat psychologii ekstremalnych poglądów. Skrajne poglądy często są wyrażane przez ludzi, którzy sądzą, że rozumieją złożone rzeczy lepiej, niż w rzeczywistości ma to miejsce, mówi główny autor badań, profesor Phil Fernbach.

Inny potencjalny wniosek płynący z badań może być taki, że ludzie, którzy mają najmniejszą wiedzę na dany temat, najprawdopodobniej nie zmienią poglądów, gdyż nie będą poszukiwali nowych danych lub też nie są otwarci na nową wiedzę.

Nasze badania sugerują, że aby poglądy ludzi uległy zmianie, najpierw muszą oni sobie uświadomić to, czego nie wiedzą. Bez tego pierwszego kroku próby uświadamiania mogą nie zadziałać, stwierdza współautor badań Nicholas Light.

Autorzy badań sprawdzili też poglądy i postawy wobec takich zagadnień jak terapia genowa i zaprzeczanie zmianom klimatu. W przypadku terapii genowej uzyskali takie same wyniki, co w przypadku genetycznie modyfikowanej żywności.

Natomiast badanie nad kwestią zmiany klimatu dało inne wyniki. Uczeni wysuwają hipotezę, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, iż debata o zmianach klimatu jest tak upolityczniona, iż ludzkie postawy wobec tego zagadnienia zależą bardziej od identyfikacji z daną grupą polityczną niż od stanu wiedzy.

Fernbach i Light chcą w przyszłości przeprowadzić podobne badania dotyczące takich zagadnień jak szczepionki, energia jądrowa i homeopatia.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo to ludzkie. Ludzie często boją się tego co obce i reagują na to agresją, Dodatkowo zbijają się w stado w celu obrony przed "zagrożeniem".

A dzisiaj rolę zbijania się w stada może pełnić szukanie w internetach podobnych sobie. No i mamy gotowy efekt wzmocnienia. Tu jakiś artykuł, tu posty na forum - coraz tego więcej, więc taki delikwent ma poczucie, że więcej wie. Chociaż zwiększa się nie ilość (zakres) informacji na dany temat a tylko podaż tych samych sloganów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, mniej więcej taki jest mechanizm, ale ta nieufność jest mocno uzasadniona w przypadku tego, co wciskają (jako hasło) korporacje. Dla forsy gotowe są na praktycznie każdy szwindel.  Zagrożeń jest coraz więcej. Negatywne skutki wychodzą często dopiero po latach, kiedy niewiele z tym już można zrobć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 godzin temu, Jarkus napisał:

A dzisiaj rolę zbijania się w stada może pełnić szukanie w internetach podobnych sobie. No i mamy gotowy efekt wzmocnienia. Tu jakiś artykuł, tu posty na forum - coraz tego więcej, więc taki delikwent ma poczucie, że więcej wie.

To  jest chyba największa wada "globalnej wioski" - agregacja i wzmocnienie wszelkiej maści debilizmów.

Przed dobą internetu taki przykładowy płaskoziemiec Kowalski z podkarpackiej wsi(jak kogoś uraziłem to może być z wielkopolskiej) o swoich pomysłach pewnie rozmawiał jedynie z kolegami przy piwie, ale raczej poklasku nie znajdywał.

Teraz jak zbierze się jakaś milionowa grupa ekstremalnych dziwaków to już z efektu skali są pieniądze, zainteresowanie tą grupą, szum medialny i chęć przynależności. I tak głupota się rozrasta.

5 godzin temu, ex nihilo napisał:

Tak, mniej więcej taki jest mechanizm, ale ta nieufność jest mocno uzasadniona w przypadku tego, co wciskają (jako hasło) korporacje. Dla forsy gotowe są na praktycznie każdy szwindel.  Zagrożeń jest coraz więcej. Negatywne skutki wychodzą często dopiero po latach, kiedy niewiele z tym już można zrobć.

Chyba przesadzasz z tymi korporacjami, ja nie pamiętam żadnego dużego szwindla którego można by się czepić. Wiadomo, że każdy jak nie ma kontroli to pokusi się na drogę na skróty, ale od tego są nadzorcy czyli instytucje państwowe. Jedynie do nich można mieć pretensje że nie wypełniają swoich obowiązków.

Chyba żadna korporacja nie wypuściła(ukrywając szkodliwość) niczego co by zabijało rocznie więcej niż kilka tys. osób na świecie. A to są tak małe liczby w stosunku populacji że jest prawie niemożliwe żeby zrobić sensowne badania sprawdzające rzeczywistą szkodliwość. Jaką trzeba by wziąć grupę do badań? 100tys osób? milion?. nawet państwa na to nie stać..... bo za te pieniądze na badania można zaiwestować w szpitale i uratować netto dużo więcej osób.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, tempik napisał:

Chyba przesadzasz z tymi korporacjami, ja nie pamiętam żadnego dużego szwindla którego można by się czepić.

Może nie z tej dziedziny, ale swojego czasu głośno było o leku, który w pewnych warunkach razem z innymi lekami (cukrzyca? ciśnienie?) powodował zejścia. Zarząd wycofał lek z hameryki i..... sprzedawał zapasy w Europie. Mnie zdziwiło, że nikt nie poszedł siedzieć. Wiadomość z filmu BBC (chyba) ale w związku ze swobodnym i kreatywnym podejściem do prawdy, każdy może opublikować dowolną teorię spiskową, nawet w BBC - śledztwo na własną rękę wskazane :)

1 godzinę temu, tempik napisał:

Chyba żadna korporacja nie wypuściła(ukrywając szkodliwość)

Tak właśnie zrobiono. Przestano produkować lek, wycofano go z rynku (bo pozwy), ale żeby się pieniądze nie zmarnowały, wysłano zapasy magazynowe do EU. Skądinąd wiemy, że warstwa top managementu jest bogata w socjopatię, więc Twój optymizm może nie mieć uzasadnienia.

 

Edytowane przez Jajcenty

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
43 minuty temu, Jajcenty napisał:

głośno było o leku, który w pewnych warunkach razem z innymi lekami

Ale takich leków jest całe mnóstwo, których NIE WOLNO podawać z innymi lekami, bo grozi to nawet śmiercią (zależy jeszcze od dawek, rzecz jasna). Lekarze mogą się wypowiedzieć i aptekarze, bo zapewne uczą ich, takich przypadków. Niestety nie wszyscy lekarze się uczą i co więcej nie wszyscy lekarze sprawdzają, jakie pacjent bierze leki. A potem dzieją się takie rzeczy, których sam byłem kiedyś świadkiem w aptece. Kobieta podała farmaceutce recepty, a ta po chwili zapytała, czy to ma być dla tej samej osoby? Po potwierdzeniu odpowiedziała, że w takim razie ona nie może sprzedać tych leków, bo łączenie tych leków zagraża jej życiu (dokładnego uzasadnienia nie pamiętam) i wysłała pacjentkę z powrotem do lekarza. Pacjentka dostała od dwóch różnych lekarzy leki, których nie wolno łączyć. Całe szczęście, że miała te recepty razem i że farmaceutka wiedziała o zagrożeniu. Nagminnie zdarza się też, że różni lekarze przepisują ten sam lek, z tym samym składnikiem, pod inną nazwą. Efekt jest taki, że ludzie przedawkowują leki. Trzeba czytać skład i myśleć, co się bierze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 hours ago, tempik said:

Chyba przesadzasz z tymi korporacjami, ja nie pamiętam żadnego dużego szwindla którego można by się czepić.

VW.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Jajcenty napisał:

Może nie z tej dziedziny, ale swojego czasu głośno było o leku, który w pewnych warunkach razem z innymi lekami (cukrzyca? ciśnienie?) powodował zejścia. Zarząd wycofał lek z hameryki i..... sprzedawał zapasy w Europie. Mnie zdziwiło, że nikt nie poszedł siedzieć.

A mnie to nie dziwi. Kto miał zrobić badania potencjalnie mogące zanegować badania dopuszczające do obrotu? Prokurator? Ile lat takie badania trwają? ile kosztują?

Tak jak napisałeś, korporacje boja się jedynie indywidualnych pozwów o odszkodowania. Ale te też nie są łatwą sprawą.

Tak jak pisałem, jak jest mało ofiar to nie opłaca się dla nich badać sprawy, nawet leków nie opłaca się projektować dla małej grupki osób.

46 minut temu, Krzychoo napisał:

VW.

myślisz że tylko oni optymalizują samochody pod testy gdy dochodzą do granicy normy którą muszą spełnić? raczej robi to każdy, tylko może bardziej subtelnie, ustawiając odpowiednio przełożenia w skrzyni biegów, charakterystykę turbiny itd. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodziło mi o to, że: 

5 hours ago, tempik said:

Chyba przesadzasz z tymi korporacjami, ja nie pamiętam żadnego dużego szwindla

a to:

58 minutes ago, tempik said:

myślisz że tylko oni optymalizują samochody

tylko potwierdza, że korporacje oszukują nagminnie w pogoni za forsą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, tempik napisał:

A mnie to nie dziwi. Kto miał zrobić badania potencjalnie mogące zanegować badania dopuszczające do obrotu? Prokurator? Ile lat takie badania trwają? ile kosztują?

Nie o to chodzi. Już nie trzeba było badań. Było wiadomo, że lek trzeba wycofać, więc wycofano z Ameryki a zapasy z całą świadomością szkodliwości zaczęto sprzedawać w Europie. Przyznaję prawo do błędu, nawet tak strasznego jak w przypadku Talidomidu, ale jak nazwałbyś biznesmena, który teraz sprzedałby zapasy Talidomidu np. do Afryki, bo prawo Ugandy nie sięgnie po niego?

Edytowane przez Jajcenty

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
18 minut temu, Krzychoo napisał:

tylko potwierdza, że korporacje oszukują nagminnie w pogoni za forsą.

Ten przykład z VW i samochodami jest nienajlepszy dla poparcia twojej tezy. bo tutaj dostajesz to samo co do tej pory, te same silniki, to samo albo i większe spalanie. Tyle że z naklejką "blue" lub "eco". I Są ochy i achy że to takie ekologiczne przez tą nalepkę.

To jest właściwie sytuacja wymuszona przez samych kupujących.

Taką samą sytuację mam jak idę do lekarza z dzieckiem na kontrole i marudzę że dalej jest katar i nie za dobrze. Wtedy lekarz(jak nie ma sensownych rozwiązań) proponuje mi homeopatię na co mówię nie dziękuję, następnie przepisuje mi jakiś bardzo drogi lek nie do końca pasujący na dolegliwość(ale przynajmniej nie szkodzący). Na mnie to niestety nie działa, ale 99% społeczeństwa odeszła by zadowolona, że ma receptę na drogi lek którego nie zna i to na pewno rewelacyjnie zadziała.

Dla mnie to jest śmieszne jak konsument robi z siebie męczennika co chwilę i udowadnia że np. to przez koncerny tytoniowe dostał raka, mimo że od paru lat już ma nawet na tej paczce fajek obrazkami wytłumaczone skutki(jakby nie umiał czytać). Podobne przykłady mogę mnożyć, tylko po co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 minut temu, tempik napisał:

To jest właściwie sytuacja wymuszona przez samych kupujących.

Czyli wychodzi na to, że zgadzasz się z tezą że korporacje kłamią. Jedyna różnica, to że Ci to nie przeszkadza i jesteś skłonny usprawiedliwić kłamstewka "dla dobrego samopoczucia konsumenta".

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 minut temu, Jajcenty napisał:

więc wycofano z Ameryki a zapasy z całą świadomością szkodliwości zaczęto sprzedawać w Europie. Przyznaję prawo do błędu, nawet tak strasznego jak w przypadku Talidomidu, ale jak nazwałbyś biznesmena, który teraz sprzedałby zapasy Talidomidu np. do Afryki, bo prawo Ugandy nie sięgnie po niego?

wydaje mi się, że ten lek nadal często jest stosowany w Europie, w USA chyba też, zmienił tylko przeznaczenie.

10 minut temu, Jajcenty napisał:

jak nazwałbyś biznesmena, który teraz sprzedałby zapasy Talidomidu

biznesmen jest od biznesu, więc jak ma zbyt to dobry biznesmen. Ewentualne pretensje miałbym do urzędów dopuszczających dany specyfik do obiegu. W tym przypadku(jeśli pacjent nie jest kobietą w ciązy) ten lek może, a nawet ratuje tysiące istnień. 

8 minut temu, Jajcenty napisał:

Czyli wychodzi na to, że zgadzasz się z tezą że korporacje kłamią

Tak. Na tym samym poziomie co "telewizja kłamie", "rząd kłamie", "ja kłamię". Czyli nie jest to jakiś stan permanentny i element jakiegoś spisku i zło wcielone :D

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, tempik napisał:

Tak. Na tym samym poziomie co "telewizja kłamie", "rząd kłamie", "ja kłamię". Czyli nie jest to jakiś stan permanentny i element jakiegoś spisku i zło wcielone

jasna sprawa, zgadzam się, po prostu im się nie chce tak spiskować, w końcu to wydatek energii... Po prostu, tu niedopowiedzenie, tam małe kłamstewko dla świętego spokoju i w sumie duża kupa co jakiś czas. A to ktoś umrze, a to Enron wykreuje księgowość, a to kryzysik światowy na instrumentach pochodnych sie zrobi. Więc co do permanentności zjawiska też nie mam wątpliwości - jest permanentne.

 

1 godzinę temu, tempik napisał:

biznesmen jest od biznesu, więc jak ma zbyt to dobry biznesmen.

Miałem się za ultra utylitarystę, chylę czoła, muszę Ci oddać palmę pierwszeństwa. :)

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 hours ago, tempik said:

Tak. Na tym samym poziomie co "telewizja kłamie", "rząd kłamie", "ja kłamię".

Jednak jest różnica między tym jak ja skłamię a jak skłamał VW lub jak

1 hour ago, Jajcenty said:

Enron wykreuje księgowość

Koszty społeczne też gdy:

2 hours ago, tempik said:

"telewizja kłamie"

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

                                                                                                                  

3 hours ago, tempik said:

Czyli nie jest to jakiś stan permanentny i element jakiegoś spisku i zło wcielone :D

Oszukaństwo, szwindle i inne take były od zawsze - tego nawet człowieki nie wymyśliły, to jest już na poziomie bakterii. I z tym ewoluowały mechanizmy obronne. Jakoś to działało, szanse były równe.

Podobnie było, kiedy baba na targu sprzedawała oszukaną śmietanę... raz drugi jej się udało, a później albo przestali u niej kupować, albo baba w dyby poszła, bo prawo było w takich przypadkach dosyć ostre, niekiedy nawet brutalne. Czyli...

Teraz sytuacja się zmieniła - nie ma już amatorszczyzny baby na targu. Szwindle stały się sytemem i sprofesjonalizowały do tego stopnia, że przeciętny ludź nie ma praktycznie żadnych szans obrony. I to nawet kiedy wie, że jest robiony w xuja - zwykle po prostu albo nie ma wyboru, albo nie ma możliwości świadomego wyboru. Nie ma szans - po przeciwnej stronie są zawodowcy od robienia kitu z mózgu. Czy to będą banksterzy z umowami, w których nawet mocny prawnik się pogubi, firmy inwestycyjne czy ubezpieczeniowe, które żyją praktycznie tylko z robienia ludzi w ... no wiadomo co. Producenci badziewia, które planowo szlag trafia zaraz po gwarancji. Promocje z serii "kup dwa, zapłać za trzy", rajskie wakacje w baraku***** ze sraczem na plaży (z palmami!), która jest 10 km dalej. Wizualizacje i bajery deweloperów... Itd., itp. A internet to już całkiem pole minowe...

Szwindel całkiem świadomy i zaplanowany przez konkretnych ludzi, firmy itd., to jedno, a drugie, to szwindel "rozmyty", którego z reguły nikt konkretny nie planuje - chociażby to wszystko, co jest związane z plastikiem. Cudowny wynalazek, do wszystkiego, a po latach okazuje się czym to naprawdę jest. Podobnie wcześniej było z DDT, azotoxami różnymi i innymi takimi. Jeśli komuś się wydaje, że teraz jest lepiej, to tylko mu się wydaje - skutki wychodzą po latach. Niekoniecznie są to skutki bezpośrednie, często pośrednie (np. glifosat).

A teraz biotechnologia, nanotechnolocgia... Świat jest cholernie skomplikowany, a do tego mocno nieliniowy. Nie ma możliwości sensownej oceny ryzyka, tym bardziej, że zawsze znajdą się tacy, którzy dla forsy dowolne ryzyko będą mieli... no wiadomo, gdzie.

 

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wpiszcie sobie johnson and Johnson, zasypka, azbest, rąk jajnika i już zobaczycie jak to bezpieczne są produkty korpo. Ile czasu trzeba żeby przestępstwo wyszło i ile ludzi musi umrzeć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 17.01.2019 o 18:16, ex nihilo napisał:

Świat jest cholernie skomplikowany, a do tego mocno nieliniowy. Nie ma możliwości sensownej oceny ryzyka, tym bardziej, że zawsze znajdą się tacy, którzy dla forsy dowolne ryzyko będą mieli... no wiadomo, gdzie.

Dawno już o tym pisałem :)
Szkoda że wtedy tak mało osób to rozumiało :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
13 minut temu, thikim napisał:

Szkoda że wtedy tak mało osób to rozumiało :D

Ponieważ mało tu osób, które z nie do uniknięcia wyjątków,  robią ideologię światowego spisku. Ale widzę, że masz już świeże wsparcie Kikkhulla. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 17.01.2019 o 18:16, ex nihilo napisał:

 A teraz biotechnologia, nanotechnolocgia... Świat jest cholernie skomplikowany, a do tego mocno nieliniowy. Nie ma możliwości sensownej oceny ryzyka, tym bardziej, że zawsze znajdą się tacy, którzy dla forsy dowolne ryzyko będą mieli... no wiadomo, gdzie.

 

21 minut temu, thikim napisał:

Dawno już o tym pisałem :)
Szkoda że wtedy tak mało osób to rozumiało :D

Jasne, zgoda, że świat jest cholernie skomplikowany i zgoda na to, że w obecnych czasach dezinformacja jest znacznie bardziej zintensyfikowana (przez media, w tym internet - czyli niespotykane w przeszłości sposoby dystrybucji informacji). Mimo to jednak jest sensowna metoda oceny ryzyka, bazująca na: nauce, logice oraz umiejętność podejmowania decyzji, która jest zależna od umiejętności filtracji informacji na którą wpływ mają własnie umiejętność logicznego myślenia oraz przede wszystkim korzystanie z naukowych źródeł wiedzy i informacji. Owszem, nie są to narzędzia dostępne dla wszystkich i w każdej sytuacji, ale nie można jednoznacznie i krytycznie stwierdzić, że "nie ma możliwości sensownej oceny ryzyka". 

 

  • Lubię to (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
13 minut temu, Warai Otoko napisał:

zgoda na to, że w obecnych czasach dezinformacja jest znacznie bardziej zintensyfikowana (przez media, w tym internet - czyli niespotykane w przeszłości sposoby dystrybucji informacji). Mimo to jednak jest sensowna metoda oceny ryzyka, bazująca na: nauce, logice oraz umiejętność podejmowania decyzji, która jest zależna od umiejętności filtracji informacji na którą wpływ mają własnie umiejętność logicznego myślenia oraz przede wszystkim korzystanie z naukowych źródeł wiedzy i informacji.

Wężykiem thikim i Kikkhull (w oryginale Jasiu), wężykiem!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 hours ago, Warai Otoko said:

ale nie można jednoznacznie i krytycznie stwierdzić, że "nie ma możliwości sensownej oceny ryzyka". 

Chodzi o możliwość "sensowną", czyli:
1. dostępną
2. dającą w miarę pewny wynik.

Z jednym i drugim jest bardzo duży problem, i nie chodzi tu o celowe dezinformacje, jakieś spiski i inne takie. Taka jest po prostu obiektywna sytuacja.
Przez kilkanaście lat siedziałem w tych sprawach (medycyna, farmacja, ale gdzie indziej jest podobnie). Obserwowałem to na wszystkich poziomach - od badań szczegółowych do praktyki. Miałem kontakt i z "wyrobnikami", i z największymi autorytetami, a do tego z jedną z największych firm farmaceutycznych. Im dłużej w tym byłem, tym "pewność wyniku" była mniejsza... Teraz rozkład na poziomie 60:40 uważam za bardzo mocny,  prawie nieosiągalny. Nie będę wchodził w szczegóły, bo kilka ekranów by nie wystarczyło.

A przechodząc bezpośrednio do ryzyka: długoterminowe skutki wprowadzania nowych technologi czy produktów są praktycznie niemożliwe do przewidzenia i oceny. Działa tu taki sam mechanizm, jak w przypadku np. prognozy pogody. To jest ta sama nieliniowa dynamika, przy czym w przypadku prognoz pogody czynniki są znane, problemy są w zasadzie głównie obliczeniowe. W przypadku nowych technologii itd. te czynniki nie są znane. Kiedy zostaną poznane, może być już za poźno.

Tak przy okazji - biotechnologia stała się już dostępna praktycznie dla każdego. Całkiem przyzwoite laboratorium można sobie za klka tysięcy dolców urządzić we własnej piwnicy i różne frankensztajny w niej produkować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Brak aktywności fizycznej to wielki problem współczesnych społeczeństw. Nauka wiąże z siedzącym trybem życia coraz więcej problemów zdrowotnych, co skłania część badaczy do wysunięcia hipotezy, że nasze organizmy nie są ewolucyjnie przystosowane do takiego trybu życia. Jednak z najnowszych badań wynika, że współcześni łowcy-zbieracze spędzają na siedząco tyle samo czasu co mieszkańcy krajów uprzemysłowionych.
      Na łamach PNAS ukazał się artykuł autorstwa naukowców z Uniwersytetu Południowej Kalifornii, Duke University, Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, University of Houston i Uniwersytetu w Dar es-Salaam, którego autorzy informują o wynikach swoich badań prowadzonych na plemieniu Hadza. Piszą w nim, że łowcy-zbieracze spędzają równie dużo czasu w pozycji siedzącej, co ludzie z krajów uprzemysłowionych. Jednak czas, jaki łowcy-zbieracze spędzają w pozycji siedzącej jest często spędzany w pozycjach takich jak kucki, które wymuszają większą aktywność mięśni niż podczas siedzenia na krześle. Dlatego też uważamy, że ludzka fizjologia ewoluowała z uwzględnieniem długich okresów braku aktywności, ale ze zwiększoną aktywnością mięśniową w czasie siedzenia. To zaś sugeruje, że negatywne skutki braku aktywności mają związek z pozycją siedzenia na krześle we współczesnych społeczeństwach uprzemysłowionych.
      Z siedzącym trybem życia wiążą się takie negatywne zjawiska zdrowotne jak zanik masy mięśniowej i związana z tym redukcja metabolizmu mięśniowego. Występowanie tych ryzyk to paradoks, gdyż presja ewolucyjna faworyzuje minimalizowanie wydatkowania energii.
      Dlatego też naukowcy postanowili przyjrzeć się współczesnym łowcom-zbieraczom, plemieniu Hadza z Tanzanii, by lepiej zrozumieć okresy braku aktywności u nieuprzemysłowionych społeczeństw. Chcieli w ten sposób zbadać hipotezę mówiącą, że niezwiązane ze spacerowaniem okresy odpoczynku u łowców zbieraczy wymagają aktywności mięśniowej różnej od aktywności związanej z siedzeniem na krześle, typowym dla społeczeństw uprzemysłowionych.
      Szczegółowe badania wykazały, że mediana czasu braku aktywności fizycznej u dorosłych Hadza wynosi – nie licząc okresu snu – 9,9 godziny na dobę (± 2,36 godziny), czyli jest podobna do okresu braku aktywności w społeczeństwach uprzemysłowionych. Z innych badań wiemy bowiem, że np. w Holandii dorośli spędzają w pozycji siedzącej średnio 9,3 godziny na dobę, w USA jest to 9,0 godziny, a w Australi – 8,8 godziny. Co więcej, okresy intensywnej aktywności fizycznej podczas siedzenia wynoszą o u Hadza 15,22 (±8,77 ) minuty na dobę, czyli są podobne do takich samych okresów aktywności np. u Europejczyków (11,1, ±3,5 minuty). Również liczba dziennych zmian pozycji pomiędzy siedzącą, a aktywną, która wynosi u Hadza 49,98 (±15,57) jest podobna do takich zmian u Europejsczyków (37,6, ±8,5).
      Jednak dorośli Hadza podczas okresów braku aktywności fizycznej przyjmują zupełnie inne pozycje, niż dorośli w krajach uprzemysłowionych. Najczęściej siedzą na ziemi. Jednak średnio 18% czasu braku aktywności fizycznej spędzają w kucki, a 12,5% czasu klęcząc. A pozycje te wymagają większej aktywności mięśni nóg. Na przykład podczas siedzenia w kucki, gdy pięty spoczywają na ziemi, a człowiek siedzi na małym kamieniu, zauważono większą aktywność mięśni płaszczkowatych niż podczas siedzenia na krześle. Z kolei w czasie pełnego siedzenia w kucki, gdy pięty dotykają ziemi, a pośladki znajdują się nad ziemią i nie są niczym podparte, dochodzi do zwiększonej aktywności mięśni płaszczkowatych, mięśni obszernych bocznych oraz mięśni piszczelowych przednich.
      Pomimo tego, że okresy braku aktywności u Hadza są podobne, co u osób z krajów uprzemysłowionych, u ludu tego niemal nie występują biomarkery ryzyka chorób układu krążenia, takie jak podwyższony poziom cholesterolu, trójglicerydów czy glukozy. Jako, że inne badania, w tym i wcześniejsze prowadzone przez tę samą grupę naukową, wykazały, że częste zmiany pomiędzy umiarkowaną a wysoką aktywnością zmniejszają ryzyko wystąpienia tych biomarkerów, uczeni doszli do interesujących wniosków.
      Naukowcy opracowali Inactivity Mismatch Hypothesis mówiącą, że ludzka fizjologia jest przystosowana do bardziej stałego poziomu aktywności mięśniowej pochodzącej zarówno z aktywności fizycznej jak i z okresów nieaktywności, kiedy to przyjmowane są pozycje wymagające wyższej aktywności niż podczas siedzenia na krześle. Zgodnie z tą hipotezą, społeczeństwa uprzemysłowione szkodzą swojemu zdrowiu nie poprzez wydłużenie okresu braku aktywności fizycznej, ale poprzez nieodpowiednią, niewymuszającą aktywności mięśni, postawę podczas odpoczynku.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Im politykowi bliżej do myślistwa, tym gorsze jego nastawienie do wilków. Wskazują na to analizy wypowiedzi parlamentarzystów zawarte w sejmowych stenogramach.
      Niewiele jest gatunków dzikich zwierząt, które by tak rozpalałyby dyskutantów, jak wilk. Polskie organizacje pozarządowe już od początku lat 90. XX wieku prowadziły kampanie na rzecz jego ochrony. Dzięki temu, po wiekach eksterminacji, a następnie dekadach intensywnej eksploatacji łowieckiej, wilk jest ściśle chroniony w całym kraju od 1998 r. Jednak nieustannie trwa ożywiona debata na temat jego statusu prawnego.
      Nastawienie polityków do ochrony wilka nie jest zależne od ich politycznych barw, lecz od związku z łowiectwem. Im polityk był bliższy myślistwu, tym bardziej negatywnie wypowiadał się na temat samego drapieżnika
      Literatura politologiczna wskazywała, że zagadnienia ochrony przyrody są bliższe partiom lewicowym, podczas gdy partie prawicowe mają do przyrody bardziej utylitarne podejście. Naukowców intrygowało więc, czy podobnie jest w kwestii ochrony wilka. Aby to sprawdzić, przeanalizowali wypowiedzi polityków od 1989 r., zawarte m.in. w stenogramach sejmowych. Wyniki badań ukazały się w najnowszym numerze czasopisma Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies.
      Rezultaty naszych analiz nie potwierdziły przewidywań wynikających z wcześniejszych badań na temat nastawienia polityków do ochrony przyrody – wyjaśnia główny autor badań, Michał Figura, absolwent politologii na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi, cytowany w materiale przesłanym PAP. Okazało się, że nastawienie polityków do ochrony wilka nie jest zależne od ich politycznych barw, lecz od związku z łowiectwem. Im polityk był bliższy myślistwu, tym bardziej negatywnie wypowiadał się na temat samego drapieżnika.
      Eksperci w swoim artykule podkreślili także rolę, jaką w ochronie dzikich zwierząt pełnią organizacje społeczne. Zaraz po przemianach demokratycznych w 1989 r. w Polsce zaczęły powstawać oddolne ruchy społeczne, skupiające się na zachowaniu resztek dzikiej przyrody – podkreśla współautor badań dr hab. Robert Mysłajek z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. I to właśnie im zawdzięczamy ochronę wielu cennych gatunków, w tym wilka i rysia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kwestie dotyczące szczepień i szczepionek są ostatnio przedmiotem gorących sporów. Ruchy antyszczepionkowe odnoszą sukcesy, wskutek czego notuje się wzrost zachorowań np. na odrę. W dyskusjach na temat szczepień często padają argumenty o inteligencji czy wykształceniu. Raport Wellcome Trust pozwoli rozstrzygnąć przynajmniej ten aspekt sporu.
      Wellcome Global Monitor 2018 to raport, którego celem było zbadania, jak ludzie odnoszą się do nauki i kwestii związanych ze zdrowiem. To największe tego typu badania na świecie, w ramach których zebrano ankiety od ponad 140 000 osób z ponad 140 krajów świata. Osobny rozdział poświęcono kwestii szczepień.
      Ankietowanych pytano przede wszystkim, czy słyszeli o istnieniu szczepionek. Okazało się, że 89% światowej populacji jest świadomych ich istnienia, nie słyszało o nich 10%, a 1% albo nie wiedział, albo odmówił odpowiedzi. Największą świadomość na temat istnienia szczepionek mają ludzie ze świata zachodniego. W Ameryce Północnej, Australii i Nowej Zelandii 98% mieszkańców wie, że szczepionki istnieją. W Europie Zachodniej odsetek ten wynosi 95%, zaś w Europie Wschodniej 92%. Bardziej świadomi są mieszkańcy Europy Południowej (97%) i Północnej (96%).
      Obraz naszego kręgu kulturowego nie jest już tak różowy, gdy zapytamy o bezpieczeństwo szczepionek. Na pytanie „czy szczepionki są bezpieczne” odpowiedź była silnie zróżnicowana w zależności od regionu. Światowa średnia odpowiedzi „zdecydowanie tak” oraz „tak” wynosiła 79%, natomiast odpowiedzi „nie” i „zdecydowanie nie” udzieliło 7% mieszkańców Ziemi.
      W Ameryce Północnej odsetek odpowiedzi „zdecydowanie tak” i „tak” wyniósł 72%, a 11% uważało, że szczepionki nie są bezpieczne. Dla Australii i Nowej Zelandii odsetek osób twierdzących, że szczepionki są bezpieczne wyniósł 82%, a niebezpieczne – 7%. W Europie Wschodniej jedynie 50% mieszkańców uważa, że szczepionki są bezpieczne, a 17% uznaje je za niebezpieczne. Wśród mieszkańców Europy Zachodniej z opinią, że szczepionki są bezpieczne zgadza się co prawda 59%, ale aż 22% uważa, że są niebezpieczne. Dla Europy Północnej odsetek ten wynosi, odpowiednio, 73% i 10%, a dla Europy Południowej jest to 76% i 10%. Największe zaufanie do szczepionek mają zaś mieszkańcy Azji Południowej, którzy w 95% zgadzają się, że szczepionki są bezpieczne. W Afryce zaufanie do szczepionek waha się od 77 do 85%.
      Nietrudno zauważyć, że największe zaufanie do szczepionek mają mieszkańcy tych krajów, w których szczepionki są najczęściej stosowane i gdzie ratują miliony istnień. Z opinią „szczepionki są bezpieczne” zgadza się najwięcej mieszkańców Bangladeszu i Egiptu (po 97%), następnie Etiopii, Liberii i Tanzanii (po 69%), Indii (95%), Afganistanu i Rwandy (94%) czy Tajlandii, Sierra Leone, Uzebkistanu i Wenezueli (93%). Na pytanie o to, czy szczepionki są efektywne, najczęściej twierdząco odpowiadają mieszkańcy Rwandy (99%), Bangladeszu, Etiopii i Islandii (97%), Afganistanu i Egitpu (96%), Indii, Tadżykistanu i Uzbekistanu (95%), Kambodży, Komorów, Malawi, Tajlandii i Wenezueli (94%) oraz Mjanmy, Norwegii i Sierra Leone (93%). Z kolei z opinią, że szczepienie dzieci jest ważne najczęściej zgadzają się mieszkańcy Egiptu, Etiopii, Nikaragui i Cypru (100%), Bangladeszu, Burundi, Kambodży, Kolumbii, Dominikany, Ekwadoru, Hondurasu, Islandii, Jordanii, Nepalu, Palestyny, Rwandy, Sierra Leone, Tanzanii i Wenezueli (99%). Brazylii, Salwadoru, Iraku, Kenii, Libanu, Liberii, Madagaskaru, Mozambiku, Nigerii, Norwegii, Tadżykistanu, Tajlandii i Ugandy (97%).
      Światowym rekordzistą w odsetku sceptyków jest zaś Francja. Tam aż 33% ankietowanych odpowiedziało, że szczepionki nie są bezpieczne. Na drugim miejscu znajdziemy Gabon (26%), następnie Togo (25%), Rosję (24%), Szwajcarię (22%), Armenię, Austrię, Belgię i Islandię (po 21%) i Burkina Faso oraz Haiti (po 20%). Z opinią, że szczepionki są bezpieczne nie zgadza się 28% mieszkańców Liberii, 19% mieszkańców Francji, a kolejne kraje to Nigeria (16%), Namibia i Peru (15%) oraz Uganda (13%), Armenia, Gabon, Rosja, Togo (po 12), Austria, Indonezja i Holandia (po 11%). Z kolei na pytanie, czy szczepienie dzieci jest ważne, najczęściej przecząco odpowiadali mieszkańcy Armenii i Austrii (12%), Francji (10%), Rosji i Szwajcarii (9%), Azerbejdżanu, Białorusi i Włoch (8%) oraz Bułgarii, Mołdowy i Czarnogóry (7%).
      Niezwykle interesująco wygląda rozkład pod kątem poziomu wykształcenia.
      Opinię, że szczepionki nie są bezpieczne, wyraża 7% ludności świata. Dla osób z wykształceniem co najwyżej podstawowym odsetek ten wynosi 7%, dla osób z wykształceniem średnim jest to 8%, a dla osób z wykształceniem wyższym wzrasta do 10%.
      W Ameryce Północnej odsetek osób twierdzących, że szczepionki nie są bezpieczne, wynosi 11%. Wśród osób z wykształceniem podstawowym jest to 20%, ze średnim – 12%, a z wyższym – 9%. W Europie Zachodniej aż 22% osób twierdzi, że szczepionki nie są bezpieczne. Uważa tak 25% osób z wykształceniem podstawowym, 22% ze średnim i 17% z wyższym. Zupełnie inny obraz widzimy w Europie Wschodniej. Tutaj 17% ankietowanych twierdzi, że szczepionki są niebezpieczne i odsetek ten rośnie wraz z wykształceniem. Dla osób o wykształceniu podstawowym wynosi on 12%, dla tych z wykształceniem średnim jest to 15%, a z wyższym aż 20% i jest to najwyższy odsetek w tej grupie na całym świecie.
      Podobne, zaskakujące dla niektórych, wyniki przynosi badanie ze względu na miejsce zamieszkania.
      Na całym świecie 9% mieszkańców wielkich miast i ich przedmieść twierdzi, że szczepionki są niebezpieczne. Dla małych miasteczek odsetek ten wynosi 7%, a dla wsi spada do 6%. Jeśli spojrzymy na Amerykę Północną, to zauważymy, ze tam 9% wielkich miast uważa szczepionki za niebezpieczne, odsetek ten rośnie do 15% w przypadku miasteczek i spada do 10% wśród mieszkańców wsi. Z kolei w Europie Zachodniej aż 20% mieszkańców wielkich miast twierdzi, że szczepionki nie są bezpieczne. W małych miasteczkach jest to 22%, a na wsiach – 25%. Inne zjawisko widzimy w Europie Wschodniej. Tutaj 19% mieszkańców wielkich miast uważa szczepionki za niebezpieczne, w miasteczkach jest to 14%, a na wsiach 16%.
      Wygląda więc na to, że w naszym regionie ruchy antyszczepionkowe znajdują największy posłuch wśród wykształconych mieszkańców dużych miast.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Amerykański sąd federalny zakazał firmie Monstanto rozprowadzania nasion genetycznie zmodyfikowanych buraków cukrowych. To konsekwencja wyroku wydanego w 2009 roku w którym sędzia Jeffrey White uznał, że Departament Rolnictwa wydał zgodę na sprzedaż takich nasion bez przeprowadzenia wystarczających badań dotyczących wpływu modyfikowanych buraków na środowisko.
      Ponad połowa cukru sprzedawanego w USA pochodzi z buraków cukrowych, a aż 95% nasion stanowią nasiona genetycznie modyfikowane. Jednak decyzja sędziego z pewnością nie oznacza, że cukru zabraknie. Wyrok nie odnosi się bowiem do nasion, które już znajdują się na rynku. Ponadto rolnicy z łatwością mogą powrócić do organizmów konwencjonalnych. Jednak decyzja sędziego White'a jest poważną porażką dla Monsanto, a obecnie trudno jest odgadnąć wszystkie długoterminowe implikacje dla rynku GMO.
      Sprawa przeciwko burakom GM została wniesiona przez organizacje obrońców środowiska naturalnego. Argumentują oni, że stosowanie roślin uprawnych odpornych na stosowanie niektórych herbicydów, spowodowało zwiększenie ilości używanych herbicydów i zwiększenie ilości upraw GMO.
      Monsanto, próbowało wpłynąć na decyzję sądu argumentując, że zakaz oznacza dla firmy straty rzędu 2 miliardów dolarów, które poniesie ona w latach 2011-2012.
      To nie pierwsza sądowa porażka Monsanto. W czerwcu Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok sądu federalnego, który wstrzymał decyzję Departamentu Rolnictwa zezwalającą na sprzedaż genetycznie modyfikowanej lucerny przed pełnym zbadaniem jej wpływu na środowisko.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Genetycznie modyfikowane rośliny wydostały się na wolność. Po raz pierwszy w historii na terenie USA znaleziono dziko rosnące organizmy tego typu.
      Podczas konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Ekologicznego poinformowano, że w Północnej Dakocie znaleziono dziko rosnący transgeniczny rzepak.
      Naukowcy, którzy dokonali odkrycia uważają, że przyczyną jest nieodpowiednie monitoring i kontrola upraw roślin GM.
      Dotychczas w USA na tyle dobrze pilnowano tego typu upraw, że nie znajdowano dziko rosnących roślin GM, pomimo iż to właśnie ze Stanów Zjednoczonych pochodzi niemal połowa produkcji genetycznie modyfikowanych roślin. Rośliny GM na wolności znajdowano już w Kanadzie, Japonii i Wielkiej Brytanii.
      Cynthia Sagers, która wraz z kolegami z University of Arkansas, odkryła wspomniany rzepak na wolności mówi, że znaleziono trzy odmiany roślin. Pierwsza z nich była zmodyfikowana tak, by być odporną na działanie herbicydu Roundup firmy Monsanto, druga została uodporniona na herbicyd Liberty firmy Bayer. Znaleziono też rośliny odporne na oba środki, co wskazuje, że doszło do rozmnażania się pomiędzy oboma wcześniej wymienionymi odmianami.
      Sagers mówi, że na terenie USA mamy do czynienie z niekontrolowanym rozprzestrzenieniem się transgenicznych roślin na dużą skalę. Zwykle bowiem "roślinni uciekinierzy" znajdowani są w pobliżu upraw. Sagers znalazła je wzdłuż dróg czy przy stacjach benzynowych, w dużej odległości od pól.
      Uczona zauważa też, że fakt znalezienia roślin odpornych na oba herbicydy wskazuje, iż do niekontrolowanego rozmnażania się dochodzi od wielu generacji. Jej zdaniem konieczne jest zbadanie skutków, jakie dla środowiska naturalnego mogą mieć dziko rosnące modyfikowane rośliny.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...