Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Holenderski start-up SpaceLife Origin chce wysłać ciężarną kobietę ok. 402 km nad powierzchnię Błękitnej Planety, by tam doszło do narodzin pierwszego w historii pozaziemskiego dziecka.

Cel misji ma być ściśle naukowy. Chodzi o zbadanie reprodukcji w przestrzeni kosmicznej, stąd poród w warunkach mikrograwitacji. Przedstawiciele SpaceLife Origin przekonują, że od uzyskanych wyników może zależeć przetrwanie naszego gatunku w dłuższej perspektywie czasowej.

Egbert Edelbroek uważa, że opanowanie porodu w kosmosie to swego rodzaju polisa ubezpieczeniowa dla Homo sapiens.
W ciągu 5 lat SpaceLife Origin planuje przeprowadzić całą serię eksperymentów. Ich ukoronowaniem ma być poród zaplanowany na 2024 r.

Edelbroek ujawnia, że spotkał się już z kilkoma firmami zajmującymi się lotami kosmicznymi, które wyraziły chęć wzięcia udziału w projekcie. Co więcej, nie brakuje bogatych ludzi, którzy chcą sfinansować eksperymenty. Wydawałoby się, że problemem mogą być ochotniczki do kosmicznego porodu, ale i tych nie brakuje.

Ciężarna i wykwalifikowana ekipa medyczna będą podróżować kapsułą. Misja potrwa 24-36 godzin. Po narodzinach dziecka kapsuła wróci na Ziemię. Ściśle przygotowany i monitorowany proces ograniczy wszelkie możliwe ryzyka; obojgu, matce i dziecku, zapewnione zostaną ziemskie zachodnie standardy porodowe - napisano komunikacie prasowym start-upu.

Brak grawitacji może stwarzać poważne problemy np. podczas parcia. Nie wiadomo też, jak przebiegnie ewentualne podanie znieczulenia zewnątrzoponowego i wreszcie, co się stanie podczas porodu z lewitującymi płynami ustrojowymi.

Komentatorzy planów Holendrów zastanawiają się również nad stroną prawną eksperymentu, np. aktem urodzenia dziecka z kosmosu. SpaceLife Origin nie przeczy, że niewiadomych jest sporo, ale jednocześnie dodaje, że pionierskie misje są właśnie po to, by dawać odpowiedzi na dręczące ludzkość pytania.

Osoby zaangażowane w projekt uważają, jeśli nie one, to ktoś inny, niekoniecznie etycznie, zajmie się kwestią reprodukcji w przestrzeni pozaziemskiej.

Poszczególne eksperymenty będą, wg Holendrów, zwiększać szanse powodzenia kolejnego etapu. Na 2020 r. zaplanowano Misje Arka (skojarzenia z arką Noego są jak najbardziej uzasadnione), polegające m.in. na wysyłaniu ludzkich komórek rozrodczych w kosmos. Na 2021 r. przewidziano Misje Lotos (zespół pracuje nad specjalnym embrioinkubatorem, w którym ma dochodzić do zapłodnienia i początkowego rozwoju zarodków). Po 4 dniach embriony wracałby na Ziemię, gdzie poddawano by je badaniom. Sama ciąża i poród zachodziłby więc na Ziemi. Po 5 latach powinna zostać wdrożona Misja Kołyska z porodem w warunkach mikrograwitacji.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się jak chcą wynieść na orbitę ów ciężarną. Obecnie to podróż na szczycie trzęsącej się rakiety z przeciążeniem ok 3g. Czy to nie zaszkodzi rodzącej i dziecku?

Poza tym, bardziej ciekawy jest rozwój embrionu w warunkach mikrograwitacji. Ludzka ciąża trwa zbyt długo, lepiej taki eksperyment zrobić na zwierzętach. Aż dziwne, że jeszcze tego nie zrobiono... a może zrobiono, a ja nic o tym nie słyszałem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 9.01.2019 o 13:39, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Ściśle przygotowany i monitorowany proces ograniczy wszelkie możliwe ryzyka; obojgu, matce i dziecku, zapewnione zostaną ziemskie zachodnie standardy porodowe

Każdy szpital na świecie (nie tylko zachodni) ma w standardzie 1g i nie ma opcji żeby nie miał. Więc ten standard będzie taki mniej standardowy - po to tam przecież lecą?  Biorąc pod uwagę, że chcą tam wysyłać ciężarną blisko rozwiązania (misja 24-36h), to mnie to trąci komisją etyki i pozwem na dużą kwotę. Zapłacą solidarnie fundatorzy. Zatem, jakby co to byłem przeciw!

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ryzyko przedwczesnego porodu u kobiet, które palą w ciąży, jest dwukrotnie wyższe niż dotychczas sądzono - donoszą badacze z Uniwersytetu w Cambridge. Z ich najnowszych badań wynika, że kobieta paląca w ciąży jest narażona na 2,6 razy większe ryzyko urodzenia wcześniaka, niż kobieta niepaląca. Ponadto, jak dowiadujemy się z badań opublikowanych na łamach International Journal of Epidemiology, palenie oznacza, że dziecko narażone jest na 4-krotnie większe ryzyko, iż będzie zbyt małe, jak na wiek ciąży, a to z kolei grozi licznymi komplikacjami, w tym problemami z oddychaniem i większą podatnością na infekcje.
      Kobiety w ciąży nie powinny w ogóle palić papierosów, powinny też ograniczyć spożycie kofeiny. Palenie tytoniu wiąże się bowiem ze zwiększonym ryzykiem ograniczenia wzrostu płodu, niską wagą urodzeniową i przedwczesnym urodzeniem. Badania wskazują też na związek tytoniu ze stanem przedrzucawkowym. Natomiast wysokie spożycie kofeiny jest powiązane z niższa wagą urodzeniową i, być może, z ograniczeniem wzrostu w okresie płodowym. Kofeiny jest jednak trudniej uniknąć niż tytoniu, gdyż znajduje się ona nie tylko w kawie, ale również w herbacie, czekoladzie, napojach czy niektórych lekach.
      Dotychczas badania nad wpływem tytoniu i kofeiny na rozwój płodu opierały się głównie na informacjach o spożyciu tych substancji uzyskiwanych od samych kobiet. Tego typu prace obarczone są jednak ryzykiem sporego błędu.
      Naukowcy z University of Cambridge i Rosie Hospital zaangażowali do swoich badań ponad 4200 kobiet, które w latach 2008–2012 odwiedzały szpital w ramach programu badawczego Pregnancy Outcome Prediction. Czterokrotnie w czasie ciąży pobrano im próbki krwi do analizy.
      Do analizy wpływu palenia na ciążę wytypowano 914 kobiet. Naukowcy badali u nich poziom kotyniny, metabolitu nikotyny. Okazało się, że tylko 2/3 kobiet, u których wykryto kotyninę, przyznawało się do palenia papierosów. To oznacza, że badania z krwi są bardziej wiarygodne, niż badania oparte na wywiadach. Na podstawie analiz stwierdzono, że 78,6% ciężarnych nie było wystawionych na działanie dymu tytoniowego, 11,7% było wystawionych w pewnym stopniu, a 9,7% podlegało stałej ekspozycji na dym.
      W porównaniu z kobietami, które w ogóle nie paliły i nie były wystawione na dym tytoniowy, panie mający ciągły kontakt z papierosami były narażone na 2,6 razy większe ryzyko przedwczesnego porodu. Dotychczasowe badania, opierające się na metaanalizach, mówiły, że ryzyko takie jest o 1,24 razy większe.
      Dzieci palaczek były średnio o 387 gramów lżejsze niż dzieci kobiet niepalących. To aż 10% mniej niż średnia waga urodzeniowa. To zaś zwiększało ryzyko niskiej wagi urodzeniowej (poniżej 2500 gramów) i związanych z tym problemami rozwojowymi, jak np. gorszy stan zdrowia w przyszłości.
      Od dawna wiadomo, że palenie w ciąży jest szkodliwe dla dziecka. Nasze badania pokazują, że jest bardziej szkodliwe, niż uważano. Narażono ono dziecko na potencjalnie poważne konsekwencje w postaci zbyt powolnego rozwoju płodowego i zbyt wczesnego urodzenia, mówi profesor Gordon Smith.
      Spożywanie kofeiny u ciężarnych oceniano zaś badając poziom jej głównego metabolitu, paraksantyny. Analizę prowadzono u 915 kobiet. Okazało się, że 12,8% badanych miało niski poziom tego metabolitu, u 74,0% występował poziom umiarkowany, a u 13,2% - wysoki poziom. Autorzy badań nie znaleźli dowodów na związek pomiędzy spożyciem kofeiny a niekorzystnym oddziaływaniem na dziecko.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Orangutanicy sumatrzańskiej Eirinie z Denver Zoo pomogła ziołowa herbata łagodząca poranne mdłości ciążowe, z której korzystała kiedyś jej opiekunka.
      Na początku ciąży 15-letnia Eirina źle się czuła. Mniej jadła i stała się osowiała.
      [Eirina] nigdy wcześniej nie była w ciąży. To dla niej zupełnie nowe doświadczenie - podkreśliła w wypowiedzi dla tygodnika People opiekunka Cindy Cossaboon.
      Orangutanica nie chciała wychodzić z gniazda; leżała w nim pod kocami. Odmawiała jedzenia i picia.
      Cossaboon zajmuje się orangutanicą, odkąd ta jako 8-latka przybyła w 2016 roku do Denver z zoo w Dortmundzie. Cindy mieszkała w Niemczech do wieku 14 lat, pomyślała więc, że będzie mówić do swojej nowej podopiecznej po niemiecku. Teraz śmieje się, że ma nadzieję, że pomogło to Eirinie w przeprowadzce i przyzwyczajeniu się do nieznanego otoczenia.
      Widząc złe samopoczucie ciężarnej Eiriny, pracownicy zoo sięgali po różne naturalne rozwiązania. Podawali jej, na przykład, imbir. Niestety, nic nie pomagało. Wtedy przypomniałam sobie herbatę, którą piłam, kiedy sama byłam w ciąży - opowiada Cossaboon. Zawierała ona m.in. liść mięty. Chcąc sprawdzić, czy to może zadziałać, porozmawiałam z menedżerami, a także zespołami weterynaryjnym i zajmującym się żywieniem [zwierząt].
      Uzyskawszy pozwolenie, Cossaboon zaczęła parzyć herbatkę dla Eiriny. Jak się okazało, napar od razu przypadł orangutanicy do gustu.
      Po przyjściu do pracy przygotowuję herbatę. Gdy się parzy, idę sprawdzić, co u Eiriny (zawsze leży u siebie pod kocami) - opowiada opiekunka. Potem idę po napój. Widząc, że się zbliżam, [orangutanica] siada i jest gotowa do sączenia naparu. Po wypiciu herbatki staje się bardziej aktywna i zjada śniadanie - dodaje Cossaboon.
      Pod koniec lipca Eirinie urządzono bociankowe, które wykorzystano jako okazję do tego, by zachęcić zwiedzających (i nie tylko) do wsparcia orangutanów z Denver Zoo.
      Eirina urodzi na dniach. Jej aktywność ponownie się zmniejszyła. Nadal jednak pija rano swoją herbatkę.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Co najmniej 20% kobiet, które przeszły leczenie niepłodności, takie jak zapłodnienie in vitro, zachodzi później w ciążę w sposób naturalny, wynika z badań przeprowadzonych na University College London. Uczeni z Londynu przeanalizowali dane z 11 badań opublikowanych w latach 1980–2011 dotyczących ponad 5000 kobiet. Chcieli dowiedzieć się, jak często po zajściu w pierwszą ciążę w wyniku sztucznego zapłodnienia, do drugiej ciąży doszło w sposób naturalny.
      Okazało się, że co najmniej 20% kobiet, których pierwsze dziecko zostało poczęte metodą sztucznego zapłodnienia, w drugą ciążę zachodziło już naturalnie. Najczęściej miało to miejsce w ciągu 3 lat.
      Zwykle uznaje się, że jeśli kobieta potrzebowała leczenia niepłodności, „rzadko” zachodzi później w ciążę w sposób naturalny. Naukowcy postanowili sprawdzić, co znaczy „rzadko”. Wyniki badań są bardzo ważne. Pokazują bowiem, że wiele kobiet może później zajść w ciążę już bez wspomagania ze strony lekarzy i to szybko po pierwszej ciąży.
      Nasze wyniki wskazują, że naturalna ciąża po urodzeniu pierwszego dziecka ze sztucznego zapłodnienia nie jest czymś rzadkim. Stoją one w sprzeczności z powszechnym przekonaniem – żywionym zarówno przez kobiety, jak i lekarzy – powtarzanym często przez media, że taka naturalna ciąża jest bardzo mało prawdopodobna, mówi główna autorka badań doktor Annette Thwaites.
      Technika in vitro została po raz pierwszy użyta w 1978 roku. Dotychczas za jej pomocą urodziło się ponad 10 milionów osób. To od 1 do 6 procent wszystkich dzieci urodzonych w krajach rozwiniętych do roku 2020.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wysokie ciśnienie krwi w czasie ciąży jest powiązane z wyższym ryzykiem wystąpienia problemów poznawczych u matki w późniejszym życiu, czytamy na łamach Neurology. Badacze zauważyli też, że panie, u których wystąpił stan przedrzucawkowy były narażone na jeszcze wyższe ryzyko pojawienia się problemów poznawczych.
      Wysokie ciśnienie krwi podczas ciąży, w tym stan przedrzucawkowy, są uznanymi czynnikami ryzyka choroby serca i udaru. Nasze badania wskazują, że mogą być też czynnikami ryzyka spadku zdolności poznawczych, mówi autorka badań, doktor Michelle M. Mielke z Wake Forest University School of Medicine w Winston-Salem w Karolinie Północnej.
      Doktor Mielke i jej zespół prowadzili badania na grupie 2239 kobiet. Średnia ich wieku wynosiła 73 lata. Naukowcy przeanalizowali dane dotyczące ciąż i ich przebiegu. Stwierdzili, że 83% z badanych (1845 panie) było w ciąży co najmniej raz, a 385 kobiet (17%) albo nigdy nie była w ciąży, albo ciąża zakończyła się przed 20. tygodniem. Wśród pań, których ciąża rozwinęła się poza 20. tydzień, było 100 kobiet, u których wystąpiło wysokie ciśnienie krwi i 147 gdzie stwierdzono stan przedrzucawkowy lub rzucawkę. U pozostałych 1607 badanych ciśnienie krwi w czasie ciąży pozostawało w normie.
      Kobiety biorące udział w badaniu rozwiązywały następnie 9 różnych testów sprawdzających pamięć oraz myślenie. Testy powtarzano co 15 miesięcy przez kolejnych 5 lat. Badano za ich pomocą umiejętności zapamiętywania i myślenia, w tym ogólne zdolności poznawcze, tempo przetwarzania informacji, funkcje wykonawcze oraz przetwarzanie językowe i wizualne.
      Okazało się, że panie, u których podczas ciąży stwierdzono wysokie ciśnienie krwi, doświadczyły większego spadku zdolności poznawczych niż panie, u których ciśnienie krwi było w normie lub które nie rodziły.
      Po uwzględnieniu takich czynników jak wiek czy poziom wykształcenia, stwierdzono, że u pań, które miały podwyższone ciśnienie, spadek zdolności poznawczych w badanym okresie 5 lat wyniósł 0,4 punktu, a u pań, które nie doświadczyły problemów z ciśnieniem spadek był kilkukrotnie mniejszy i wyniósł 0,1 punktu. Z kolei panie, u których wystąpił stan przedrzucawkowy lub rzucawka, utraciły w tym czasie 0,5 punktu zdolności poznawczych.
      Uzyskane wyniki powinny zostać jeszcze potwierdzone podczas kolejnych badań, mówią naukowcy. Jednak sugerują one, że odpowiednie monitorowanie i zarządzenie ciśnieniem krwi w czasie i po ciąży jest ważnym czynnikiem wpływającym na zdrowie poznawcze kobiety w późniejszym życiu, mówi Mielke.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pląsawica Huntingtona, niebezpieczna choroba genetyczna ośrodkowego układu nerwowego, której cechami charakterystycznymi są zaburzenia ruchowe, otępienie i zaburzenia psychiczne, zwykle objawia się pomiędzy 3. a 5. dekadą życia. Naukowcy z Rockefeller University donieśli właśnie o znalezieniu śladów tej choroby u 2-tygodniowego ludzkiego embrionu. Odkrycie sugeruje, że pląsawica Huntingtona może nie być chorobą neurodegeneracyjną, a zaburzeniem rozwojowym.
      Obecnie nie istnieje sposób leczenia pląsawicy Huntingtona. Stosuje się jedynie terapie osłabiające objawy choroby. Pacjent trafia do lekarza, gdy padła już ostatnia kostka domina. Ale pierwsza kostka zostaje przewrócona w fazie rozwojowej. Dzięki temu, że poznaliśmy tę drogę rozwoju, możemy być w stanie zablokować postępy choroby, mówi Ali Brivanlou, dyrektor Laboratory of Synthetic Embryology, którego naukowcy opublikowali wyniki swojej pracy na łamach pisma Development.
      Pląsawicę wywołuje mutacja w pojedynczym genie IT15 zwanym huntingtinem. W jej wyniku powstają nadzwyczaj długie proteiny. Do ekspresji tego genu dochodzi już w zapłodnionej komórce jajowej, a następnie w każdej komórce organizmu. Jednak rola tego genu nie została do końca poznana, a podstawowe pytanie brzmi: dlaczego zmutowany gen działa negatywnie tylko na neurony w konkretnej części mózgu.
      Naukowcy z laboratorium Brivanlou już wcześniej zauważyli, że nieprawidłowości związane z mutacją IT15 pojawiają się kilkadziesiąt lat wcześniej zanim neurony zaczynają obumierać. Stwierdzili, że we wczesnych etapach rozwoju mózgu, gdy powstają nowe typy komórek i struktur mózgu, wprowadzenie mutacji we wspomnianym genie skutkuje nieprawidłowym rozwojem neuronów i struktur mózgu.
      Teraz uczeni zbadali wpływ mutacji w huntingtinie na jeszcze wcześniejszym etapie, podczas gastrulacji. Wtedy to dochodzi do zgrupowania komórek pełniących w organizmie podobne funkcje.
      Na potrzeby badań stworzono w laboratorium uzyskano ludzki zarodek, który tworzy się z komórek macierzystych i naśladuje on zachowanie prawdziwego zarodka. Następnie za pomocą techniki CRISPR/Cas9 wprowadzono do zarodka mutacje, obecne u ludzi z pląsawicą Huntingtona. Po porównaniu zarodków z mutacjami i bez mutacji naukowcy odkryli pewien wzorzec. Okazało się, że mutacje wpłynęły na rozmiary listków zarodkowych. A im więcej mutacji, tym większe różnice pomiędzy zarodkami z mutacjami i bez nich. Bliższa analiza wykazała, że różnice te biorą się ze zmian szlaków sygnałowych kierujących rozwojem komórek zarodka.
      W tej chwili nie wiadomo, w jaki sposób zmiany te wpływają na późniejszy rozwój zarodka. Wiemy natomiast, że ludzie z takimi mutacjami rodzą się i funkcjonują normalnie przez całe dekady. Naukowcy podejrzewają, że rozwijający się zarodek posiada jakieś mechanizmy, które kompensują mu niekorzystny wpływ mutacji. Zrozumienie tych mechanizmów może stać się kluczem do rozwoju przyszłych terapii, które pozwolą na odroczenie pojawienia się objawów choroby, a może nawet całkowicie ją wyleczą, mówi Bivanlou.
      Naukowcy już zaczęli wykorzystywać sztuczne zarodki do poszukiwania leków, które mogłyby skorygować nieprawidłowości spowodowane mutacją. Mają nadzieję, że dzięki temu opracują terapię nakierowaną na przyczyny pląsawicy Huntingtona, a nie tylko na jej objawy.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...