Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Gubernator Małych Wysp Sundajskich Wschodnich, prowincji w Indonezji, gdzie występuje waran z Komodo, zaproponował, by turyści, którzy chcą zobaczyć największą współcześnie żyjącą jaszczurkę w naturalnym habitacie, zapłacili za tę przyjemność 500 dolarów. To 50-krotność obecnej ceny biletu do Parku Narodowego Komodo dla obcokrajowców.

Warany są unikatowe, ale, niestety, także tanie - twierdzi Viktor Bungtilu Laiskodat i snuje plany, jak to zmienić. Gubernator, który korzystając z okazji, nie omieszkał zasugerować, że opłata za wpłynięcie łodzią rekreacyjną w obręb parku powinna wynosić 50 tys. dol., chce porozmawiać o wszystkich swoich pomysłach z jego administratorem, czyli rządem centralnym.

Na razie ani rząd lokalny, ani federalny minister ochrony środowiska nie odnieśli się do próśb mediów o komentarz w tej sprawie.

Warto przypomnieć, że wcześniej rząd centralny chciał ograniczyć liczbę turystów z obawy, że tłumy wywierają presję na środowisko i zagrażają habitatowi warana z Komodo.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zdjęcie warana z Komodo stojącego naprzeciwko ciężarówki z robotnikami i materiałami budowlanymi wywołało obawy o unikatowy gatunek i jego habitat oraz pytania o działania indonezyjskiego rządu. Urzędnicy twierdzą, że zwierzętom nie dzieje się krzywda, ale obrońcy przyrody ostrzegają, że plany budowy olbrzymiego centrum turystycznego na wyspie Rinca zagraża drugiej największej na świecie populacji waranów z Komodo.
      Warany z Komodo, zwane też smokami z Komodo, to największe jaszczurki na świecie. Mogą osiągać długość ponad 3 metrów. Waran z Komodo to zagrożony gatunek żyjący na kilku indonezyjskich wyspach. Szacuje się, że obecnie żyje około 5700 waranów z Komodo. Z danych za lata 2011–2012 wynika, że w Parku Narodowym Komodo występuje 2450 osobników, z czego około 1160 na wyspie Komodo, około 1185 na wyspie Rinca i po kilkadziesiąt na dwóch mniejszych wyspach. Ponadto na wyspie Flores istnieje rezerwat, w którym mieszka około 100 waranów. Szacuje się też, że około 2000 waranów zamieszkuje wyspę Flores na terenach niechronionych.
      Rząd Indonezji porzucił kontrowersyjny plan wysiedlenia z wyspy Komodo około 2000 jej mieszkańców, którzy od dziesięcioleci żyją tam obok waranów. Stwierdził też, że chce ograniczyć ruch turystyczny na Komodo i poinformował, że wizyta na wyspie będzie wymagała wykupienia karty członkowskiej za 1000 USD. Jednocześnie jednak ogłosił plany budowy wielkiego centrum turystycznego na wyspie Rinca. Projekt, po tym jak architekci pochwalili się tym, co mają zamiar zrobić, został nazwany w Indonezji „Parkiem Jurajskim”. Centrum ma powstać do czerwca przyszłego roku.
      Niedługo po tym, gdy poznaliśmy plany budowy centrum na wyspie, na której mieszka jedna z największych populacji waranów z Komodo, do sieci trafiło zdjęcie, pokazujące jak w praktyce wygląda realizacja rządowych planów. Po raz pierwszy warany z Komodo słyszą tutaj ryk silników i czują zapach spalin. Jak ten projekt wpłynie na ekosystem? Czy ktokolwiek jeszcze troszczy się o zachowanie gatunku?, napisali aktywiści z organizacji Save Komodo Now, którzy opublikowali zdjęcie.
      Tak duży projekt budowlany zaburzy interakcje pomiędzy zwierzętami. Zmieni ich habitat, mówi Greg Afioma z Save Komodo Now. Tymczasem przedstawiciele rządu stwierdzają, że podczas prac budowlanych nie ucierpiał żaden waran.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Większość pieniędzy z reklam wyświetlanych użytkownikom internetu trafia do kieszeni małej grupy wielkich graczy, a niewielcy wydawcy zostają praktycznie z niczym. Mozilla postanowiła pomóc małym i pracuje nad systemem, który ma szanse zadowolić i właścicieli niewielkich przedsięwzięć internetowych, i internautów.
      Mozilla zaprosi do testów grupę przypadkowo wybranych użytkowników swojej przeglądarki. Ich zadaniem będzie wypełnienie ankiety, wyrażenie opinii i ewentualnie przetestowanie nowych mechanizmów, produktów lub usług. Niektóre z nich będą wymagały współpracy z partnerami takimi jak firma Scroll, z którą Mozilla już współpracuje.
      Scroll to usługa, której celem jest finansowanie dziennikarstwa w sieci. Za jej pośrednictwem użytkownik może zdecydować się na wnoszenie opłat na rzecz swojego ulubionego serwisu, w zamian zaś ma dostęp do pozbawionej reklam wersji serwisu. Usługa działa na wszystkich urządzeniach, z których korzysta danych użytkownik. Rozwiązanie powinno więc usatysfakcjonować obie strony. Mały wydawca nie musi wprowadzać rozwiązań, na które często go nie stać – wyłączenie dla konkretnych użytkowników reklam w zamian za opłaty – a użytkownik może wspomóc serwis, z którego usług korzysta. System ma być prosty z punktu widzenia obu stron i ma zapewnić lepsze finansowanie niewielkim witrynom.
      Mozilla nawiązała współpracę ze Scroll, by lepiej zrozumieć zachowania i postawy internautów oraz zbadać, na ile są oni zainteresowani modelem, w którym zapłacą za usługę, z której korzystają, a w zamian otrzymają serwis bez treści reklamowych.
      Na razie nie wiadomo czy i kiedy Mozilla zaimplementowałaby tego typu rozwiązanie w swojej przeglądarce. Firma już w przeszłości obiecywała uruchomienie usługi subskrypcji i nawiązanie współpracy z małymi wydawcami, niewykluczone zatem, że powoli finalizuje te plany.
      Tymczasem przypominamy, że nasi czytelnicy już teraz mogą nas wspierać za pośrednictwem serwisu Patronite.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dwadzieścia największych europejskich agencji informacyjnych we wspólnym oświadczeniu oskarżyło Google'a i Facebooka o „plądrowanie” zawartości należących doń mediów i domaga się, by obie firmy w większym stopniu dzieliły się swoimi przychodami z mediami. Apel podpisali m.in. szefowie Agence France-Presse, Press Association i Deutsche Presse-Agentur. Wezwali oni też Parlament Europejski do uchwalenia przepisów, które zakończą tę „groteskową nierównowagę”.
      Plądrowanie zawartości mediów i ich wpływów reklamowych, jakiego dopuszczają się giganci internetu, zagraża zarówno konsumentom jak i demokracji, czytamy w oświadczeniu. Jeszcze w bieżącym miesiącu Parlament Europejski ma debatować nad prawem autorskim, które zmusi internetowych gigantów do dzielenia się większą części wpływów ze źródłami, z których pochodzą treści umieszczane na witrynach.
      Pierwsza wersja nowego prawa została w lipcu odrzucona. Zwalczały ją zarówno wielkie koncerny z USA, jak i obrońcy wolności internetu, którzy obawiają się, że nowe prawo zwiększy koszty dostępu.
      Szefowie europejskich agencji informacyjnych twierdzą w wydanym oświadczeniu, że Google czy Facebook mogą pozwolić sobie na płacenie mediom za ich treści bez przerzucania kosztów na klientów. Zauważają, że w ubiegłym roku przychody Facebooka wyniosły 40 miliardów USD, a zyski to 16 miliardów. W przypadku Google'a było to – odpowiednio – 110 miliardów i 12,7 miliarda. Czy w takiej sytuacji ktoś może argumentować, że firmy te nie są w stanie uczciwie płacić za treści, na których zarabiają? Mówimy tutaj o wprowadzeniu uczciwej opłaty dla tych, którzy na tych treściach zarabiają. Ze względu na wolność prasy i wartości demokratyczne prawodawcy w UE powinni dokonać reformy prawa autorskiego, stwierdzają autorzy apelu.
      Walka toczy się o dwa zapisy w nowym prawie autorskim. Artykuł 13 przewiduje, że takie serwisy jak YouTube byłyby odpowiedzialne prawnie za chronione prawem autorskim materiały, które są umieszczane na ich stronach bez wnoszenia opłat na rzecz właścicieli autorskich praw majątkowych. Zaś Artykuł 11 przewiduje, że Google i inne serwisy musiałyby wnosić opłaty za umieszczanie odnośników do treści w gazetach czy witrynach informacyjnych. Bez tego internetowi giganci, jak Google czy Facebook, bezpłatnie wykorzystują olbrzymią liczbę treści, które są tworzone przez innych wielkim nakładem środków, czytamy w oświadczeniu.
      Krytycy takiego pomysłu argumentują, że uchwalenie nowych przepisów prowadziłoby do automatycznej autocenzury i ograniczenia kreatywności, szczególnie w takich serwisach jak YouTube. Ponadto szybko zniknęłyby memy, gdyż ich twórcy nie sprawdzają, kto ma prawa do wykorzystywanej przez nich grafiki.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Grupa naukowa z Kolonii i Nowego Jorku zaprezentowała oryginalną koncepcję poradzenia sobie z korkami na drogach. Ich problem mógłby zostać rozwiązany, zdaniem naukowców, za pomocą dynamicznie zmieniających się opłat drogowych.
      Peter Cramton i Axel Ockenfels z Uniwersytetu w Kolonii oraz Richard Geddes z Cornell University opisują, w jaki sposób kierowcy płaciliby zmienną stawkę za korzystanie z dróg. Stawka taka byłaby dostosowywana w czasie rzeczywistym do liczby samochodów na drodze oraz do ich typu i ilości emitowanych spalin. Dzięki niej, jak wierzą naukowcy, nie tylko zmniejszyłyby się korki, ale również redukcji uległoby zanieczyszczenie środowiska.
      Szacuje się, że w ubiegłym roku straty gospodarcze spowodowane korkami drogowymi wyniosły w Niemczech 80 miliardów dolarów. Obecnie ci użytkownicy dróg, którzy przyczyniają się do korków, większego zanieczyszczenia środowiska i innych kosztów, płacą tyle samo co ci, którzy takich zjawisk nie wywołują. Bez odpowiednich opłat oznacza to, że społeczeństwo dopłaca do takich kierowców. A to nie jest uczciwe, mówi Ockenfels. Jeśli opłata drogowa będzie dostosowywana do warunków, na przykład w czasie godzin szczytu będzie wyższa niż poza nimi, każdy wybierze tę porę podróży, która mu najbardziej pasuje. To już działa w przypadku systemów nawigacji. To zmniejszy korki na drogach, usprawni ruch i zmniejszy emisję dwutlenku węgla, dodaje Cramton.
      Z technicznego punktu widzenia tego typu system mógłby powstać już dzisiaj. Naukowcy nie obawiają się, że uderzyłby on w uboższych użytkowników dróg. Ceny musiałyby być dynamicznie zmieniane, a kierowca musiałby mieć wybór. Wyobraźmy sobie, że pobieramy opłatę tylko za poruszanie się lewym, zwykle bardzo obleganym, pasem wielopasmowej drogi. Wówczas zwiększy się ruch na prawym pasie. Wszyscy na tym skorzystają, stwierdza Ockenfels.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawno w Polsce wprowadzono opłaty za torby plastikowe, które wcześniej rozdawano w sklepach za darmo. W wielu krajach podobne rozwiązania prawne pojawiły się już przed laty, a ich celem jest zmniejszenie liczby odpadów. Okazuje się, że tego typu działania przynoszą wymierne korzyści.
      W Science on the Total Environment ukazały się wyniki badań, z których dowiadujemy się, że po wprowadzeniu zakazu rozdawania toreb, liczba tego typu odpadów zalegających na dnie morskim zmniejszyła się o 30%.
      Badania bazowały na obserwacjach dna morskiego rozciągającego się od wybrzeży Wielkiej Brytanii po wybrzeża Norwegii. Były prowadzone w latach 1992-2017. W tym też czasie kolejne państwa Europy Zachodniej zakazywały rozdawania w sklepach plastikowych toreb. Najwcześniej, bo w 2003 roku uczyniły to Dania i Irlandia, najpóźniej, w roku 2017, Wielka Brytania. Po wprowadzeniu zakazu w samej Wielkiej Brytanii liczba plastikowych toreb używanych rocznie przez przeciętnego mieszkańca zmniejszyła się ze 140 do 25. A to pomimo faktu, że zakaz dotyczy tylko wielkich sieci handlowych. Rząd w Londynie zastanawia się obecnie nad rozszerzeniem go na inne sklepy.

      Im mniej toreb używamy, tym mniej wyrzucamy i mniej trafia do środowiska, mówi główny autor badań, Thomas Maes. Jeśli będziemy razem pracowali na rzecz środowiska, to możemy dokonać wielu zmian.
      Wciąż jednak zanieczyszczamy oceany plastikiem. Niedawno dowiedzieliśmy się, że Wielka Pacyficzna Plama Śmieci jest znacznie większa niż przypuszczano, ma bowiem 1,6 miliona kilometrów kwadratowych powierzchni i składa się na nią co najmniej 79 000 ton śmieci. Pojawiły się też doniesienie, że sól morska jest zanieczyszczona mikroplastikiem, a przed rokiem informowaliśmy, że plaże bezludnej, jednej z najbardziej oddalonych od siedzib ludzkich wyspy, są jednymi z najbardziej zanieczyszczonych plastikiem miejsc na Ziemi.
      Z drugiej jednak strony coraz częściej pojawiają się dowody, że wystarczy minimum wysiłku, chęci i odpowiedzialności, by uchronić Ziemię przed katastrofą ekologiczną. Mniej plastikowych toreb na dnie morza to dobra wiadomość. Podobnie jak informacja o tym, że gdy tysiące ochotników poświęciły 96 tygodni na oczyszczenie ze śmieci plaży Versowa w Mombasie, po dwóch latach plaża stała się miejscem lęgowym dla tysięcy żółwi.
      Naukowcy prowadzący opisane na wstępie badania zauważyli, że co prawda liczba plastikowych toreb na dnie morza się zmniejsza, ale rośnie liczba śmieci związanych z rybołówstwem.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...