Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Choroba czy złudzenie?

Rekomendowane odpowiedzi

Amerykański rząd rozpoczął pierwsze badania syndromu Morgellona. Został on zidentyfikowany w 2002 roku, a cierpiące na nią osoby czują, jakby po skórze i pod nią coś chodziło, gryzło. Podobne objawy znane są od dawna i część specjalistów uważa, że mają one źródło w psychice chorego. Tysiące ludzi twierdzą jednak, że są to jak najbardziej fizyczne odczucia.

Dlatego też amerykańskie Centers for Disease Control and Prevention (CDC) zdecydowało się zlecić firmie Kaiser Pemanente przeprowadzenie rocznych badań nad domniemaną chorobą. Będą one kosztowały 338 000 dolarów. Badania będą prowadzone na północy stanu Kalifornia, gdzie wyjątkowo dużo osób uskarża się na opisane powyżej objawy. Kaiser chce przebadać od 150 do 500 osób.

Doktor Michele Pearson, która z ramienia CDC będzie nadzorowała badania, informuje, że uczeni sprawdzą krew i skórę chorych oraz ich psychikę. W ten sposób chcą się dowiedzieć, czy choroba Morgellona jest znanym schorzeniem, podczas którego pacjentowi wydaje się, że jest zarażony robakami, czy też jest to nieznana dotychczas jednostka chorobowa.

O tym, że objawy nie są nowe, świadczy już sama nazwa choroby. Gdy biolog Mary Leitao zidentyfikowała ją w 2002 roku wygrała nazwę Morgellon od dokumentów z 1674 roku, w których po raz pierwszy opisano takie właśnie objawy.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Cztery autonomiczne roboty pobiły rekord świata w pływaniu. Urządzenia przebyły po Oceanie Spokojnym niemal 6000 kilometrów. Docelowo ich podróż będzie miała długość 16 668 km.
      Urządzenia PacX Wave Gliders są dziełem amerykańskiej firmy Liquid Robotics, a ich zadaniem jest dostarczenie informacji na temat składu i jakości wody morskiej. Mają dotrzeć tam, gdzie wcześniej nie wykonywano badań i zebrać informacje na temat kwasowości wody i populacji ryb.
      Roboty rozpoczęły podróż 17 listopada 2011 roku w porcie klubu jachtowego St Francis w San Francisco. Po czterech miesiącach zakończył się pierwszy etap ich podróży - dotarły do Hawajów.
      Każdy robot składa się z dwóch części. Na powierzchni widać coś, co przypomina deskę surfingową. Jest ona połączona kablem z zanurzonymi w wodzie urządzeniami i jednostką napędową. Roboty korzystają z energii słonecznej oraz ruchu fal, które zapewniają im napęd oraz energię dla czujników mierzących co 10 minut zasolenie wody, jej temperaturę, poziom tlenu, warunki pogodowe oraz fluroscencję.
      Po krótkiej przerwie na Hawajach roboty zostaną rozdzielone. Dwa popłyną do Japonii, a dwa do Australii. Ich misja ma zakończyć się na przełomie 2012 i 2013 roku.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Biorąc udział w badaniach, w których pyta się o wagę i wzrost, większość Amerykanów kłamie. Jak można się domyślić, waga jest zaniżana, a wzrost zawyżany, co w sumie daje korzystniejszy wskaźnik masy ciała (BMI). Osoby białe postępują tak częściej niż czarne i Latynosi.
      Mimo że to powszechna praktyka zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn z każdej grupy etnicznej, autorzy raportu opublikowanego na łamach pisma Ethnicity & Disease uważają, że nie zmienia to statystyk dotyczących zakresu otyłości w USA. Na szczęście przedstawiając się w lepszym świetle, ludzie zachowują umiar.
      W studium dr Ming Wen z Wydziału Socjologii University of Utah uwzględniono dane z 2007-2008 National Health and Nutrition Examination Survey (NHANES), uzyskane od 2672 mężczyzn i 2671 kobiet. Badanych mierzono i ważono, a następnie wyliczano wskaźnik masy ciała. Sami uczestnicy NHANES także podawali swoje wymiary. Dane porządkowano wg płci i grup etnicznych. Poza tym naukowcy uwzględniali różne czynniki demograficzne, takie jak wykształcenie, wiek czy status materialny.
      Analiza wykazała, że we wszystkich grupach etnicznych zarówno kobiety, jak i mężczyźni zawyżali swój wzrost. Średnio mężczyźni zawyżali go o 1,41 cm, a kobiety o 0,84 cm. Czarni mężczyźni lekko zawyżali masę ciała, a wszystkie inne grupy ją zaniżały: od ujmujących sobie 0,04 kg białych mężczyzn po niedostrzegające 1,74 kg czarnych kobiet. Biorąc jednocześnie pod uwagę wzrost i wagę, udało się ustalić, że kobiety zaniżały BMI bardziej niż mężczyźni, a kobiety białe robiły to w większym stopniu niż Afroamerykanki i Latynoski. Wg Wen i jej współpracowniczki dr Lori Kowaleski-Jones, wynika to z tego, że w białych społecznościach działa silniejsza presja, by być szczupłą, dlatego białe kobiety "bardziej pragną smukłego ciała" i są bardziej świadome problemów z wagą. Częściej zaniżały BMI osoby z nadwagą, z najstarszej grupy wiekowej (powyżej 60. r.ż.) i z ukończonym college'em.
      Ogólne statystyki nie mogą ulec zmianie, bo choć między podawanymi a mierzonymi wartościami pojawiały się różnice, naukowcy twierdzą, że były one niewielkie i mieściły się w jednostce BMI.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania, które wykazują, że gry wideo przynoszą korzyści dla rozwoju funkcji poznawczych obarczone są poważnymi błędami metodologicznymi, uważają autorzy artykułu opublikowanego we Frontiers in Psychology.
      Czasopisma naukowe i media na całym świecie wielokrotnie informowały o badaniach, zgodnie z którymi gry komputerowe, szczególnie takie, wymagające bardzo szybkiej interakcji jak Grand Theft Auto czy Medal of Honor, rozwijają funkcje poznawcze. Jedne z takich badań, opublikowane w Nature w 2003 roku było cytowane aż 650 razy.
      Tymczasem Walter Boot i jego zespół z Florida State University poddali wyniki tego typu eksperymentów krytycznemu osądowi i doszli do wniosku, że zawierają one podstawowe błędy i nie spełniają kryteriów stawianych przed badaniami klinicznymi.
      Naszym celem było sprawdzenie ostatnich badań dotyczących wpływu współczesnych gier akcji na młodych ludzi. Dotarliśmy do wszystkich znanych nam badań i wszystkie one zawierają błędy - stwierdził Boot.
      Naukowcy zauważyli, że błędy popełniono już na etapie projektowania. Wszystkie one porównują ludzi, którzy bardzo dużo czasu spędzają grając, z takimi, którzy w ogóle nie grają. Uczestnicy byli informowani, w jakiego typu badaniach uczestniczą i po co ich zaproszono. Udzielenie takiej informacji zaburza wyniki, gdyż badani mają większą motywację by dobrze wypaść. Ponadto badacze wiedzą, którzy gracze zostali przypisani do której grupy, przez co mogą nieświadomie już na etapie przygotowań robić założenia wpływające na ocenę wyników.
      Jednak nawet takie badania, w których uczestników losowo przydzielano do grup zawierają poważne błędy. Badacze zakładają w nich bowiem z góry, że efekt placebo będzie porównywalny dla obu grup.
      Na wyniki może też wpływać wybór gier. Autorzy badań nad grami bardzo rzadko brali pod uwagę fakt, że jeśli dwóm różnym grupom badanych damy różne gry, to jedna z nich może być tak skonstruowana, iż będzie bardziej wpływała na zdolności, które chcemy zbadać.
      W końcu, jak zauważają autorzy artykułu we Frontiers in Psychology, wiele zepołów naukowych publikowało następnie liczne artykuły na temat uzyskanych wyników, biorąc w nich pod uwagę różne czynniki, ale omawiając przy tym tę samą grupę badanych, co nie pozwala jednoznacznie stwierdzić, ile razy potwierdzono uzyskane wyniki.
      Zdaniem Boota i jego zespołu, każde ze sprawdzanych przez nich badań zawierało podstawowe błędy metodologiczne, a to z kolei każe wątpić, czy posiadamy naukowe dowody na pozytywny wpływ gier komputerowych na zdolności poznawcze. Boot podkreśla, że nie oznacza to, iż autorzy badań wyciągają mylne wnioski. Ale, z powodu błędów, nie można uznać wyników tych badań za jednoznacznie dowodzące prezentowanych tez.
      Zespół Boota sugeruje, że przyszłe badania nad wpływem gier powinny brać pod uwagę większą liczbę osób, po równo kobiety i mężczyzn, badani powinni być przypisani do przypadkowych grup, a sposób rekrutowania badanych oraz szczegółowy projekt eksperymentu powinny być zawarte w opisie wyników badań.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W USA rozpoczęły się badania nad wpływem wycieku ropy z platformy Deepwater Horizon na zdrowie ludzkie. To największe tego typu przedsięwzięcie w historii. Badania potrwają co najmniej 5 lat i pochłoną 19 milionów dolarów. Z tej kwoty 6 milionów pochodzi od BP. Koncern nie ma jednak wpływu na planowanie i prowadzenie badań oraz interpretację ich wyników.
      Badania będzie prowadził National Institute of Environmental Health Sciences (NIEHS). Jego pracownicy skontaktują się z ludźmi, którzy pomagali w oczyszczaniu Zatoki Meksykańskiej i poproszą ich o udział w testach medycznych i wypełnianiu kwestionariuszy. Dale Sandler, odpowiedzialny w NIEHS za wydział epidemiologiczny, przywiązuje dużą wagę właśnie do kwestionariuszy. Mówi, że ludzie mogą się nie skarżyć, nie chodzić do lekarza, ale będą czuli się np. zmęczeni i nie połączą tego z kontaktem z ropą naftową. Eksperci interpretujący kwestionariusze wychwycą tego typu zjawiska.
      Zespół badawczy chce skontaktować się ze 100 000 osób i ma nadzieję, że do udziału w badaniach uda się namówić 55 000. Już rozpoczęto wysyłanie listów z zaproszeniami na badania i kwestionariuszami. Te ostatnie będą też dostępne na witrynie WWW.
      Badania powinny odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób różne typy ekspozycji na ropę naftową - od kontaktu z samą ropą, poprzez kontakt z produktami jej kontrolowanego spalania i chemikaliami używanymi do jej rozpuszczania aż po styczność z pożywieniem skażonym ropą - wpływa na człowieka. Badane będą płyny ustrojowe, koncentracja chemikaliów w krwi, zmiany skórne oraz, w dłuższym terminie, ryzyko pojawienia się nowotworów. Zweryfikowane zostaną też doniesienia o chorobach, na jakie ma cierpieć część osób, które zetknęły się z ropą.
      Naukowców czeka trudne zadanie, gdyż część badanych z pewnością rzadko korzysta z opieki medycznej i są narażeni na wiele innych czynników chorobotwórczych. Nie za wszystkie problemy można więc będzie winić ropę naftową.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Intel postanowił aż pięciokrotnie zwiększyć swoje zaangażowanie finansowe w badania uniwersyteckie. W ciągu najbliższych pięciu lat koncern przeznaczy na finansowanie szkół wyższych aż 100 milionów dolarów. Firma przekaże wybranym centrom badawczym średnio po 2,5 miliona USD rocznie. Najważniejszym beneficjentem będzie centrum obliczeń wizualnych na Stanford University.
      Intel zainteresowany jest sześcioma rodzajami badań. Są wśród nich tematy związane z mobilnością, bezpieczeństwem i systemami wbudowanym. Zainteresowane uczelnie wyższe mogą starać się o dofinansowanie od Intela.
      Do każdego z centrów Intel oddeleguje 4 swoich pracowników. Ponadto koncern będzie mógł zażądać przydzielenia do badań dodatkowych osób.
      Z jednej strony to duża szansa dla uczelni i samych naukowców, gdyż większa niż kiedyś ich liczba będzie mogła brać udział w pracach nad najnowszymi technologiami. Z drugiej jednak istnieje obawa, że może to oznaczać zbytnie powiązanie uczelni z jednym koncernem.
      Dużo o tym dyskutowaliśmy. Intel chce, by badania były otwarte i by rozwiązywały te problemy, nad którymi będą zastanawiali się sami naukowcy, a więc nie będzie nacisków na to, byśmy robili coś, czego nie będziemy uznawali za ważne - mówi profesor Pat Hanrahan, który stanie na czele wspomnianego już centrum przetwarzania wizualnego na Stanford. Jego laboratorium będzie pracowało nad symulacjami w czasie rzeczywistym, opracowaniem technik łatwiejszego tworzenia treści wirtualnych, rozpoznawaniem obrazów, rzeczywistością rozszerzoną, rzeczywistością wirtualną, inteligentnymi kamerami i grafiką komputerową.
      Profesor Hanrahan zauważa sporą różnicę pomiędzy finansowaniem badań przez prywatne firmy oraz z pieniędzy podatników. Państwo przeznacza pieniądze zwykle na badania krótkoterminowe i obarczone stosunkowo małym ryzykiem. Większość pieniędzy od firm prywatnych otrzymujemy na najbardziej szalone, ryzykowne badania - mówi uczony.
      Justin Rattner, prezes ds. technologicznych Intela, rozwiewa wątpliwości. To nie będą zamknięte laboratoria. Rozmawiamy właśnie z naszymi partnerami, ale jeszcze nie jesteśmy gotowi ujawnić listy firm, które będą uczestniczyły w finansowaniu laboratoriów. Jesteśmy otwarci na propozycje ze strony innych przedsiębiorstw oraz instytucji stanowych i federalnych. Rattner nie wyklucza nawet współpracy z bezpośrednimi konkurentami Intela, jak AMD czy Nvidią. Wszystko zależy od tego, jakie będą ich cele i jakiego wsparcia finansowego będą gotowi udzielić - mówi.
      Dodatkową zaletą nowego programu Intela jest fakt, iż wymusza on współpracę pomiędzy uczelniami. Laboratorium profesora Hanrahana będzie współpracowało z uczonymi z siedmiu różnych placówek naukowych - z uniwersytetów Cornell, Harvarda, Princeton, University of Washington oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego z Berkeley, Davis i Irvine. W samym Stanford University centrum będzie zatrudniało 50 świeżo upieczonych magistrów i 30 pracowników naukowych.
      Nigdy nie miałem do czynienia z sytuacją, w której z zewnętrznego źródło finansowano 50 osób. To bezprecedensowa decyzja dotycząca finansowania badań uniwersyteckich z pieniędzy prywatnych. Później ci ludzie [zatrudnieni w takich centrach - red.] trafią do różnych firm, co i im przyniesie wielkie korzyści - mówi Hanrahana.
      Oczywiście Intel będzie wymagał od finansowanych przez siebie centrów uzyskiwania wyników. Po trzech latach pracy każde z centrów zostanie ocenione i wówczas zapadnie decyzja, czy otrzyma ono pieniądze na kolejne dwa lata działalności.
      Niezwykle ważnym punktem projektu jest oddelegowanie specjalistów Intela do pracy na uniwersytetach. Intel chce pobudzić ducha wspólnoty pomiędzy uczelniami. Wypisywanie czeku i wpadnięcie od czasu do czasu na uczelnię, by sprawdzić postępy prac, nie rodzi interakcji wymaganej do tego, by osiągnąć jak najlepsze rezultaty. Chcemy stworzyć klimat uniwersyteckiej współpracy, która będzie miała duży wpływ na przyszłe badania nad nowymi technologiami - mówi Rattner. Zauważa przy tym, że właśnie zbyt słaba współpraca pomiędzy uczelniami a przemysłem powoduje, iż często świetnie pomysły rodzące się w głowach uczonych nie zostają w praktyce zrealizowane.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...