Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Przechowywane pszenne ciasto podlega brązowieniu enzymatycznemu, przez co upieczone ciastka czy tarty nie wyglądają już tak apetycznie. Naukowcy wynaleźli jednak sposób, by w naturalny sposób zapobiec temu procesowi: wystarczy sięgnąć po białe wino i sok z cytryny. Koniecznie w połączeniu.

Za brązowienie enzymatyczne odpowiada oksydaza polifenolowa (ang. polyphenol oxidase, PPO). To ten sam proces, w wyniku którego ciemnieją banany, a także inne owoce i warzywa.

Piekarze często przygotowują ciasto z dużym wyprzedzeniem, a taka zmiana koloru oznacza nie tylko spadek walorów estetycznych, ale i wymierne straty ekonomiczne. Brązowieniu można zapobiegać za pomocą sztucznych dodatków, ale konsumenci są coraz bardziej świadomi zdrowotnie i wolą naturalny skład. Chcąc nie chcąc producenci musieli więc poszukać alternatywnych metod, które nie wpływałyby na właściwości samego ciasta, np. na smak.

W pierwszym rzędzie zespół Petera Fischera z Politechniki Federalnej w Zurychu przetestował szereg sztucznych dodatków. Okazało się, że niektóre wywoływały lekkie przebarwienie po dodaniu i zapobiegały dalszemu przebarwieniu w trakcie przechowywania, inne zaś podtrzymywały biel ciasta od samego początku. Po serii eksperymentów z białym winem, sokiem winogronowym i sokiem z cytryny Szwajcarzy zaobserwowali, że aktywność PPO i brązowienie enzymatyczne najlepiej hamowało połączenie wina i soku z cytryny.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Drukarki 3D na dobre zadomowiły się w wielu dziedzinach życia, od rozrywki po przemysł kosmiczny. Na łamach NPJ Science of Food ukazał się właśnie artykuł, w którym czytamy, że dotychczas analogowe metody gotowania jak grill, kuchenka, piekarnik czy mikrofala pozostają dominującymi sposobami przygotowywania pokarmów. Wraz z ciągłą ewolucją na polu technologii cyfrowych gotowanie laserowe i druk 3D mogą stać się wygodną i tanią metodą gotowania dostarczającą niezbędnych składników odżywczych.
      Naukowcy z Columbia University zaprezentowali ciasta wykonane za pomocą drukarki 3D. Wykonano je z 7 składników: pasty z ciasteczek, masła orzechowego, dżemu truskawkowego, Nutelli, puree bananowego, sosu wiśniowego i lukru. Oczywiście to, czy smakuje nam potrawa jest kwestią indywidualną. W przypadku tego „wypieku” trzeba lubić pastę z ciasteczek, gdyż stanowi ona ponad 70% gotowego produktu.
      Sami twórcy przyznają, że ich ciasto nie smakuje jak standardowy wypiek. Gdy je gryziesz, masz wrażenie, że różne smaki docierają falami. Myślę, że jest to spowodowane warstwową strukturą naszego ciasta, mówi Jonathan Blutinger. Zdecydowanie smakuje wyjątkowo. Nie przypomina niczego, co wcześniej próbowałem. Raczej mi smakowało, chociaż nie jest to coś standardowego. Nie jesteśmy kucharzami z gwiazdkami Michelina, dodaje uczony.
      Wszystkie składniki pochodziły z lokalnych sklepów. Puree bananowe naukowcy przygotowali sami. Podobnie zresztą jak pastę ciasteczkową, na którą złożyły się zmiksowane krakersy, woda i masło.
      Wcześniejsze wersje ciasta zawierały mniej pasy ciasteczkowej, jednak okazało się, że przy nakładaniu kolejnych warstw, które obciążały ciasto i dodawały mu wilgoci, całość zaczynała się rozpadać. Dlatego po wielu próbach zdecydowano się na zwiększenie udziału dość suchej masy z ciastek. Po zakończeniu pracy przez drukarkę 3D naukowcy użyli niebieskiego lasera, by przypiec wierzchnią warstwę. W sumie przygotowanie kawałka ciasta zajęło 30 minut.
      Ciasto to najlepsze, co możemy w tej chwili pokazać, jednak drukarka może stworzyć wiele innych rzeczy. Można drukować drób, wołowinę, warzywa czy ser. Wszystko, co można zamienić w pastę, płyn lub proszek, twierdzi Blutinger.
      Naukowcy z Columbia University nie są pierwszymi, którzy próbują zaprząc druk 3D do produkcji żywności. Startup Mooji eksperymentuje z drukowaniem „mięsa” opartego na składnikach roślinnych, NASA sprawdza, czy druku 3D nie można użyć do przygotowywania posiłków dla astronautów, a w Londynie działała popupowa restauracja drukująca posiłki.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Państwa wykorzystujące elektrownie atomowe są przygotowane na długotrwałe składowanie odpadów. Jedną z najważniejszych zasad bezpiecznego składowania takich odpadów jest niedopuszczenie do kontaktu z wodą. Jednak, jak się okazuje, współczesne metody przechowywania mogą... ułatwiać skażenie, jeśli już dojdzie do kontaktu z wodą.
      Wiadomo, że odpady z elektrowni atomowych trzeba przechowywać przez setki lat. Jeśli w tym czasie dostanie się do nich woda, istnieje ryzyko skażenia wód gruntowych radioaktywnymi izotopami i rozprzestrzenienie zanieczyszczeń daleko poza miejsce składowania odpadów.
      Aby temu zapobiec odpady zatapia się w obojętnym chemicznie nierozpuszczalnym szkle, a samo szkło umieszcza się w beczkach ze stali nierdzewnej, które izolują całość od otoczenia.
      Testy wykazały, że każde z tych rozwiązań świetnie się sprawdza. Przynajmniej w teorii. Grupa naukowców z Pacific Northwest National Laboratory, Pennsylvania State University, Ohio State University, Rensselaer Polytechnic Institute oraz francuskiej Komisji Energii Atomowej i Alternatywnych Źródeł Energii, stwierdziła, że jeśli woda w jakiś sposób dostanie się do beczki, to na styk stali i szkła będzie działał jak katalizator przyspieszający degradację obu materiałów i uwalnianie odpadów do środowiska.
      Naukowcy skupili się na zbadaniu scenariusza, w którym woda przedostaje się do beczek. Takiej sytuacji nie można wykluczyć. Nie wiemy bowiem, jak w ciągu setek lat zmieni się otoczenie, w którym przechowywane są odpady. Nie potrafimy przewidzieć, jak zmiany we wzorcach odpadów wpłyną na krążenie wód gruntowych. Zatem nawet tam, gdzie obecnie jest sucho i gdzie składuje się z beczki z odpadami, w przyszłości może pojawić się woda.
      Zatem, jak stwierdzili specjaliści, należy tak przechowywać odpady z elektrowni atomowych, by pozostawały one bezpieczne nawet wówczas, gdy zostaną narażone na kontakt z wodą. Dotychczasowe testy wykazywały, że zarówno stal nierdzewna jak i szkło są długoterminowo stabilne przy kontakcie z wodą. Jednak teraz eksperci testowali, co się stanie, jeśli szkło i stal mają ze sobą kontakt, a pomiędzy nie dostanie się woda.
      Okazało się, że na styku obu materiałów zachodzą inne reakcje chemiczne niż na powierzchni każdego z nich z osobna. Przy długoterminowym kontakcie z wodą tak czy inaczej dochodzi do rozpuszczenia materiału. Na styku stali i szkła lokalna koncentracja takich rozpuszczonych materiałów może być wysoka, co tworzy nowe środowisko chemiczne, przyspieszając korozję. Materiały zaczynają ze sobą reagować w znacznie szybszym tempie niż ma to miejsce normalnie. Pojawia się zjawisko korozji szczelinowej, podczas której zwiększa się lokalna kwasowość, co sprzyja przyspieszeniu korozji stali.
      Naukowcy postanowili sprawdzić swoje przewidywania w praktyce. Zetknęli ze sobą szkło i stal nierdzewną, dodali do tego roztwór chlorku sodu. Całość była przez 30 dni trzymana w temperaturze 90 stopni Celsjusza. Później oba materiały zbadano za pomocą mikroskopu. Okazało się, że z części szkła całkowicie zostały wypłukane metale. To typowe zjawisko wymywania metali ze szkła w kwaśnym środowisku. W pobliżu miejsca prowadzenia eksperymentu zanotowano znaczące zwiększenie ilości żelaza, co pokazuje, że również stal zaczęła się rozpuszczać. Naukowcy uważają, że dodatkowo reaktywność, a co za tym idzie degradacja materiałów, jest zwiększana przez chrom, który w dużych ilościach (m.in. 11%) wchodzi w skład stali nierdzewnej.
      Badania samej stali wykazały, że w wyniku reakcji pokryła się też warstwą aluminium, sodu i innych metali. To wskazuje, że część rozpuszczonego materiału osadziła się na stali. Taka warstwa może z czasem zmniejszyć reaktywność i zmniejszyć tempo korozji stali, jednak potrzebne są dłużej trwające eksperymenty, by to potwierdzić.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do 1,5 doby udało się wydłużyć czas przechowywania wątroby, która ma zostać przeszczepiona. Dzięki nowej metodzie po raz pierwszy udało się bezpiecznie przechowywać ludzki organ w temperaturze poniżej 0 stopni Celsjusza. Nowa technika, która zapobiega tworzeniu się niszczących tkanki kryształów lodu, może zwiększyć liczbę przeszczepianych wątrób i innych organów.
      Transplantologia na całym świecie boryka się m.in. z problemem przechowywania organów. Zwykle są one trzymane w temperaturze 4 stopni i można je przechowywać dość krótko. W przypadku wątroby jest to 12 godzin. W tym czasie organ musi zostać wszczepiony dawcy. To wyścig z czasem, mówi Reinier de Vries z Harvard Medical School.
      Zespół de Vriesa opracował metodę, która pozwala na przechowywanie wątroby w temperaturze -4 stopni Celsjusza bez jej zamrażania. Organ jest podłączony do maszyny, która tłoczy do jego wnętrza środki chemiczne obniżające temperaturę, a z pojemnika, w którym znajduje się wątroba, usuwane jest powietrze.
      Nową metodę przetestowano dotychczas na trzech wątrobach, które pobrano w celu przeszczepu, jednak okazało się, że organy są w zbyt złym stanie, by je przeszczepić. W czasie testów temperaturę organów obniżono poniżej 0 stopni, później wątroby ogrzano, a gdy przepuszczono przez nie krew, zaczęły one wytwarzać żółć.
      De Vries zapowiada, że teraz jego zespół spróbuje przedłużyć okres przechowywania ludzkiej wątroby powyżej 1,5 doby. Będą prowadzone też eksperymenty z nerkami i sercami. Uczony mówi, że problem będą stanowiły płuca, gdyż są one wypełnione powietrzem. Im większa objętość organu, tym trudniej go przechowywać. Wątroba to największy ludzki organ o zwartej budowie, stwierdza uczony.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Osoby, które lubią słodycze, wydają się bardziej prospołeczne i przyjazne (Journal of Personality and Social Psychology).
      Smak jest czymś, czego doświadczamy każdego dnia. W ramach naszych badań sprawdzaliśmy, czy metafory, które łączą preferencje smakowe z prospołecznymi doświadczeniami, mogą być wykorzystane do określenia rzeczywistych cech czyjejś osobowości i zachowania - wyjaśnia dr Brian Meier z Gettysburg College.
      Psycholodzy z kilku amerykańskich uczelni przeprowadzili serię 5 eksperymentów. W jednym z nich stwierdzili, że badani, którzy jedli słodycze, byli bardziej skłonni zgłosić się na ochotnika, by komuś pomóc niż ludzie jedzący niesłodkie pokarmy (krakersy) lub w ogóle nieczęstowani jedzeniem. W kolejnym eksperymencie naukowcy dowiedzieli się, że wg uczestników studium, osoba lubiąca słodycze, np. cukierki albo ciasto czekoladowe, jest bardziej pomocna i miła, ale już nie bardziej ekstrawertywna czy neurotyczna od ludzi preferujących któryś z czterech pozostałych smaków.
      Autorzy badania zauważyli, że osoby, które lubiły słodycze, zdobywały dużo punktów w skali ugodowości (jednym z 5 wymiarów osobowości w modelu Wielkiej Piątki Paula Costy i Roberta McCrae), a także chętniej zgłaszały się na ochotnika do sprzątania miasta po powodzi.
      Co ważne, w naszych studiach kontrolowaliśmy nastrój, dlatego zauważone efekty nie są związane z zadowoleniem lub nagradzającymi wrażeniami po zjedzeniu czegoś słodkiego [innymi słowy: ludzie jedzący łakocie nie są mili i pomocni, bo spotkało ich coś przyjemnego]. Zamiast tego dr Michael Robinson z Uniwersytetu Stanowego Północnej Dakoty uważa, że wyniki sugerują, że istnieje prawdziwy związek między zamiłowaniem do słodyczy a zachowaniem prospołecznym. Takie odkrycia ujawniają, że przenośnie ["Ona jest taka słodka"] mogą prowadzić do wyjątkowych i prowokujących przewidywań odnośnie do czyjegoś zachowania i cech osobowości.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jedzenie pieczonego rabarbaru - rzewienia - okazuje się korzystne dla zdrowia. Dwudziestominutowa obróbka cieplna znacznie zwiększa bowiem stężenie antynowotworowych polifenoli w tej bylinie warzywnej z rodziny rdestowatych. Na podwieczorek i nie tylko warto więc sięgnąć po drożdżowe ciasto lub tartę z rabarbarem...
      Naukowcy z Sheffield Hallam University i Scottish Crop Research Institut wyjaśniają, że polifenole wybiórczo zabijają bądź nie dopuszczają do wzrostu komórek nowotworowych. Wg nich, można opracować mniej toksyczne metody terapii, które byłyby skuteczne nawet w niepoddających się dotąd leczeniu przypadkach. Akademicy zamierzają wykorzystać uzyskane wyniki podczas studiów nad wpływem rabarbarowych polifenoli na leukocyty zmienione w przebiegu białaczki. Naukowcy planują wypracować jak najlepsze połączenie polifenoli i standardowych chemioterapeutyków.
      W ramach omawianego studium skupiono się na brytyjskim rabarbarze ogrodowym, zwłaszcza na odmianie z południowego Yorkshire. Warto przypomnieć, że przed wiekami Chińczycy pilnie strzegli tajemnic rzewienia i dopiero w XVI stuleciu pierwsze rośliny posadzono właśnie na Wyspach Brytyjskich. Wtedy jednak okazało się, że w odróżnieniu od odmiany orientalnej, ani rabarbar ogrodowy, ani kędzierzawy nie miały korzeni o osławionych właściwościach medycznych. Jak widać, nic straconego, bo uda się je zapewne wykorzystać w nieco inny sposób.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...