Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Już neandertalczycy byli wystawieni na zanieczyszczenie ołowiem

Rekomendowane odpowiedzi

Badania zębów dwóch neandertalczyków żyjących przed 250 000 lat, których szczątki znaleziono w południowo-wschodniej Francji dostarczyły dowodów na najwcześniejszy znany nam przypadek wystawienia przedstawiciele gatunku Homo na zanieczyszczenie ołowiem. To pierwszy znany przykład oddziaływania ołowiu na neandertalczyków, a przy okazji pierwsze badania, w których wykorzystano zęby do rekonstrukcji klimatu w czasie, gdy badane osobniki były karmione piersią.

Międzynarodowa grupa naukowa zmierzyła poziom baru, ołowiu i tlenu w zębach, co miało pokazać, jak długo dziecko było karmione piersią, z jakimi związkami chemicznymi się zetknęło oraz jak zmieniał się klimat w czasie jego życia. Badania wykazały, że w chłodniejszych porach roku dochodziło do zwiększonego kontaktu z ołowiem, który pochodził prawdopodobnie z zanieczyszczonej żywności lub wody, albo też był wdychany wraz z dymem z ognisk.

W dzieciństwie co roku tworzy się nowa warsttwa na zębach. Te swoiste „pierścienie wzrostu” wiele mówią o organizmie, gdyż zostają w nich uwięzione związki chemiczne w nim krążące, co pozostawia chronologiczny ślad wystawienia na działanie różnych czynników środowiskowych.

Dzięki temu badacze byli w stanie odnieść poszczególne etapy rozwoju neandertalczyka do pór roku. Stwierdzili, że jeden z badanych urodził się wiosną, a obaj prawdopodobnie byli narażeni na choroby w chłodniejszych porach roku. Odkrycie jest zgodne z tym, co wiemy o ssakach, które zwykle rodzą młode w okresach, gdy jest dużo żywności. Jedno z dzieci było karmione piersią przez 2,5 roku, co odpowiada średniej u ludzi z epoki preindustrialnej. Badacze zastrzegają jednak, że ze względu na małą zbadaną próbkę, ich odkryć nie można przekładać na całą populację neandertalczyków.

Zwykle uważa się, że wystawienie na działanie ołowiu to zjawisko, które pojawiło się dopiero po uprzemysłowieniu. Ale nasze badania pokazują, że zachodziło ono również w prehistorii, zanim jeszcze człowiek uwolnił do środowiska duże ilości ołowiu. Chcemy przeanalizować więce zębów naszych przodków, by zbadań, jak ołów wpływał na ich zdrowie i jak ma się to do współczesnej reakcji naszych organizmów na obecność ołowiu, mówi doktor Christine Austin z Icahn School of Medicine.

Zwyczaje żywieniowe mają dalekosiężne konsekwencje dla naszego zdrowia. Zrozumienie jak ewoluowało karmienie piersią może pomóc w opracowaniu odpowiednich zaleceń dla współczesnych matek. Chcemy wykorzystać nasze odkrycia do badań nad wpływem karmienia piersią na zdrowie układu nerwowego czy układu krążenia, dodaje profesor Manish Arora.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 2.11.2018 o 13:55, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Badania wykazały, że w chłodniejszych porach roku dochodziło do zwiększonego kontaktu z ołowiem, który pochodził prawdopodobnie z zanieczyszczonej żywności lub wody, albo też był wdychany wraz z dymem z ognisk.

Hm, dlaczego żywność czy woda miałyby być bardziej zanieczyszczone zimą? Jak sobie spekulujemy, to na całego, skażenia metalami spodziewałbym się raczej od ozdób, farb, dziwnych rytuałów. Zatem postuluję, że kuzyni lubili zimą się socjalizować: urządzali spędy na których chwalili się  body paintingiem i rytualnie pili na umór bimber na wodzie ze świętej studni ;P

A poważnie, to może być wskazówka, że wędrowali zgodnie z porami roku, i akurat te dwa osobniki spędzały zimy gdzieś, gdzie występuje więcej rud ołowiu.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W niektórych miejscach Europy poziom radioaktywnego cezu w mięsie dzików jest tak wysoki, że ich mięsa nie wolno przeznaczać do konsumpcji dla człowieka. Co gorsza, ten wysoki poziom utrzymuje się od 30 lat, mimo że z zarówno nasza wiedza na temat cezu oraz badania innych zwierząt leśnych wskazują, że powinien on spadać. Problem znany jest jako paradoks dzika i został on szczegółowo opisany przez naukowców z Uniwersytetu Leibniza w Hanowerze i Uniwersytetu Technicznego w Wiedniu.
      Uczeni przyjrzeli się dzikom żyjącym w Bawarii. Poziom cezu w ich mięsie wynosi od 370 do 15 000 Bq/kg (bekereli na kilogram). Przepisy dopuszczają poziom radioaktywności rzędu 600 Bq/kg, zatem normy w mięsie dzików są przekroczone nawet 25-krotnie. Badacze porównali stosunek izotopów cezu 135 i 137 w mięsie dzików z Bawarii i stwierdzili, że za zanieczyszczenie odpowiedzialne są z w znacznej mierze... testy broni jądrowej. To zaskakujące stwierdzenie, gdyż dotychczas sądzono, iż głównym źródłem zanieczyszczeń jest opad radioaktywny pochodzący z Czernobyla. Tymczasem okazało się, że to testy sprzed 60 lat odpowiadają za od 10 do 68 procent radioaktywności mięsa przekraczającego normy, a w niektórych przypadkach to sam opad z testów broni jądrowej wystarczył, by normy zostały przekroczone. W sumie aż 25% zbadanych próbek mięsa zawierało tak dużo radioaktywnego cezu pochodzącego z prób broni jądrowej, że normy w nich byłyby przekroczone nawet wówczas, gdyby nie doszło do katastrofy w Czarnobylu.
      Po wypadku w Czarnobylu poziom zanieczyszczenia gleby w Bawarii znacząco wzrósł, a zanieczyszczenie mięsa dzików nawet o 2 rzędy wielkości przekraczało normy. Mięso innych dzikich zwierząt, jak jeleni, również było zanieczyszczone, ale u nich poziom radioaktywności znacząco spada. U dzików tak szybkiego spadku nie zauważono, co więcej, był on wolniejszy niż tempo półrozpadu cezu.
      Zdaniem naukowców poziom radioaktywnego cezu w mięsie dzików nie spada, gdyż zwierzęta te ryją w ziemi i żywią się m.in. podziemnymi grzybami, które w odpowiednich warunkach mogą akumulować cez. Cez – zarówno ten z testów broni jądrowej, jak i z katastrofy w Czernobylu – wciąż trafia z gleby do pożywienia dzików.
      Również w Polsce mięso dzikich zwierząt zanieczyszczone jest pierwiastkami radioaktywnymi. W naszym kraju regionem o szczególnie dużym poziomie zanieczyszczeń jest region Opola. Po raz pierwszy udowodniliśmy, że rejonie tym, w którym występuje najwyższy poziom promieniowania gamma w Polsce, aktywność cezu-137 w tkance mięśniowej wszystkich trzech badanych gatunków rośnie w czasie, piszą autorzy badań przeprowadzonych w 2022 roku. Badane przez nich gatunki to dzik, sarna europejska i jeleń szlachetny.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Politechniki Gdańskiej, wraz z uczonymi z Danii i Brazylii, pracują nad nową generacją nieszkodliwych dla środowiska materiałów piezoelektrycznych, które mogą posłużyć np. do budowy biokompatybilnych przetworników ultradźwiękowych nowej generacji. Prace koncentrują się wokół niedawno odkrytego podobnego do piezoelektryczności zjawiska elektrostrykcji.
      Piezoelektryczność polega na przekształcaniu energii mechanicznej w elektryczną i odwrotnie. Na co dzień korzystamy z wielu urządzeń piezoelektrycznych, od zapalarek, przez zegarki kwarcowe po głośniki. Piezoelektryki znajdziemy m.in. w głowicach USG czy wagach cyfrowych.
      Koncepcja działania piezoelektryków jest prosta, jednak poważnym problemem, z którym nauka zmaga się od ponad 100 lat, jest znalezienie nieszkodliwych dla środowiska materiałów wykazujących duży efekt piezoelektryczny. W piezoelektrykach powszechnie stosuje się bowiem ołów.
      Przed około 10 laty odkryto podobny do piezoelektryczności efekt elektrostrykcji i okazało się, że w tlenku ceru jest on znacznie większy niż zjawisko piezolektryczne w większości materiałów. Dlatego też profesor Sebastian Molin z Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej pracuje nad bazującymi na tlenku ceru bezołowiowymi biokompatybilnymi materiałami elektrostyrykcyjnymi. Zadaniem mojego zespołu jest wytworzenie nowych materiałów na bazie tlenku ceru o określonych właściwościach, natomiast nasi duńscy partnerzy będą badali je pod kątem ich możliwości piezoelektrycznych oraz zastosowania w praktycznych układach generacyjnych. Nasza grupa będzie stosować różne parametry syntezy materiałów, różne domieszki i modelować te materiały, by uzyskać najlepsze efekty, mówi uczony.
      Badania odbywają się w ramach międzynarodowego projektu m-era.net, a partnerami Polaków są naukowcy z Duńskiego Uniwersytetu Technologicznego, CTS Ferroperm oraz Universidade Federal do ABC.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pierwsze ogólnoświatowe badania zanieczyszczeń pyłem zawieszonym PM2.5 wykazało, że jedynie na 0,18% powierzchni Ziemi stężenie pyłu zawsze jest niższe niż określona przez WHO granica bezpieczeństwa. A czystym powietrzem oddycha zwykle tylko 0,001% ludzkości.
      Autorzy badań, naukowcy z kanadyjskiego Monash University zauważyli również, że o ile w ciągu dwóch pierwszych dekad XXI wieku stężenie PM2.5 w powietrzu nad Europą i Ameryką Północną zmniejszyło się, to wzrosło nad Azją Południową, Australią, Nową Zelandią, Ameryką Południową i Karaibami. Średnio globalnie normy PM2.5 są przekroczone przez 70% roku.
      Za pomocą metod maszynowego uczenia zintegrowaliśmy wiele danych meteorologicznych i geologicznych, by ocenić dzienną koncentrację PM2.5 na obszarach o wymiarach 10x10 kilometrów obejmujących całą planetę. Braliśmy pod uwagę lata 2000-2019 i skupiliśmy się na miejscach, gdzie poziom PM2.5 przekraczał 15 µg/m3, czyli poziom bezpieczeństwa określony przez WHO. Trzeba dodać, że poziom ten budzi kontrowersje, mówi główny autor badań Yuming Guo.
      Naukowcy zauważyli też, że globalna ilość PM2.5 nieco spadła w badanym okresie. Do roku 2019 koncentracja pyłów powyżej 15 µg/m3 utrzymywała się przez ponad 70% dni w roku, ale na południu i wschodzie Azji było to ponad 90% dni.
      Średnia globalna koncentracja w latach 2000–2019 wynosiła w skali globu 32,8 µg/m3. Najwyższa była zaś w na wschodzie (50,0 µg/m3) i południu (37,2 µg/m3) Azji. Na trzecim miejscu znajdowała się północna Afryka ze średnim stężeniem 30,1 µg/m3. Najniższe średnie roczne stężenia zanotowano zaś w Australii i Nowej Zelandii (8,5 µg/m3), Oceanii (12,6 µg/m3) oraz Ameryce Południowej (15,6 µg/m3).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2007 roku naukowcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka stwierdzili, że neandertalczycy z Uzbekistanu i Ałtaju przybyli z Europy. Narodziło się więc pytanie, którą drogą przeszli w te regiony. Komputerowe modelowanie możliwych dróg pokazało właśnie, że najprawdopodobniej nasi kuzyni przeszli do Uzbekistanu i na Syberię południowym wybrzeżem Morza Kaspijskiego. A to oznacza, że w słabo poznanych archeologicznie regionach północy Iranu i Azji Centralnej mogą czekać na nas interesujące odkrycia dotyczące historii paleolitycznego człowieka.
      Autorzy najnowszych badań połączyli opensource'owy system informacji geograficznej (QGIS) z danymi na temat przeszłego klimatu, by w ten sposób odtworzyć najłatwiejszą drogę, Least-Cost-Path (LCP). LPC nie zawsze jest drogą najkrótszą, ale powinna być – ze względu na warunki – najmniej kosztowną do przebycia. Badacze zastosowali analizę LCP do modelu prawdopodobnego przemieszczenia się neandertalczyków pomiędzy jaskiniami na Kaukazie, a jaskiniami w paśmie Ałtaj. W jednej z kaukaskich jaskiń, położonej na północy, znaleziono narzędzia kultury mikockiej, a w jaskini na południu – ślady kultury mustierskiej. To sugeruje obecność dwóch linii neandertalczyków.
      Na podstawie danych paleoklimatycznych naukowcy stwierdzili, że najbardziej przyjazne warunki migracji, z dość łagodnym, wilgotnym i stabilnym klimatem, panowały na południu Morza Kaspijskiego. Ich zdaniem, tamtejsze regiony były nie tylko idealnym przejściem z Europy, ale również mogły być miejscem, przez które przeszedł H. sapiens migrujący na Stary Kontynent z Afryki przez Lewant. Jeśli mają rację, to południowe wybrzeża Morza Kaspijskiego mogły być ważnym regionem wymiany kulturowej i genetycznej pomiędzy oboma gatunkami człowieka.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po zbadaniu szczątków słoni sprzed 125 000 lat naukowcy z Uniwersytetu Johannesa Gutenberga z Moguncji i Uniwersytetu w Lejdzie doszli do wniosku, że neandertalczycy musieli żyć w większych grupach, niż się powszechnie uważa. Szczątki około 70 zwierząt zostały odkryte z latach 80. w pobliżu Halle w wielkiej odkrywce górniczej, zamienionej obecnie w sztuczne jezioro. Należą one do gatunku Palaeoloxodon antiquus, największego zwierzęcia lądowego plejstocenu. Gatunek ten był większy od mamuta, a waga dorosłego osobnika mogła sięgać 13 ton.
      Mamy tutaj najstarsze pewne dowody, że ludzie polowali na słonie. Zabijanie tych zwierząt i podział mięsa były jednymi ze sposobów na zdobywanie żywności przez żyjących tutaj neandertalczyków, mówi współautor badań, profesor Wil Roebroeks z Uniwersytetu w Lejdzie. Z przeprowadzonych badań wynika, że przez 2–4 tysiące lat zamieszkujący te tereny neandertalczycy byli miej mobilni i tworzyli znacznie większe grupy społeczne, niż się dotychczas wydawało. Nie poddawali się naturze. Kształtowali ją, np. za pomocą ognia, i mieli olbrzymi wpływ na populację największych zwierząt żyjących wówczas na lądzie.
      Na podstawie wieku oraz płci słoni, których szczątki badano, naukowcy doszli do wniosku, że neandertalczycy nie korzystali z mięsa słoni, które padły, tylko aktywnie na nie polowali. Szczątki należały bowiem głównie do samców i niewiele było wśród nich szczątków młodych słoni. To wskazuje, że wybierano największe i najzdrowsze sztuki, by je upolować. Samce słoni prowadzą przeważnie samotniczy tryb życia, łatwiej jest więc je upolować niż poruszające się w stadach i chroniąc młode samice. Dostarczają też dużo mięsa. Dorosłe 10-tonowe zwierzę mogło zapewnić co najmniej 2500 porcji pożywienia. Neandertalczycy musieli sobie jakoś z tym poradzić, albo konserwując żywność na dłuższy czas – a na ten temat nie mamy żadnej wiedzy – albo przez prosty fakt, że żyli w znacznie większych grupach, niż sądzimy.
      Na kościach zwierząt znaleziono typowe ślady oddzielania mięsa. Odkryto też ślady ognisk, a naukowcy wysunęli hipotezę, że neandertalczycy budowali rusztowania, na których wieszali mięso i suszyli je nad ogniem, w ten sposób je konserwując.
      Trudno jest jednak powiedzieć, w jak dużych grupach żyli neandertalczycy. Współcześni łowcy-zbieracze tworzą grupy od 15 do 30 osób. Średnio jest to 25 osób. Uznaje się, że grupy neandertalczyków były mniejsze.
      Zdaniem autorów badań, rozebranie tuszy Palaeoloxodon antiquus zajmowało 25 ludziom od 3 do 5 dni. Myśliwi musieli się spieszyć, by mięso nie zaczęło się psuć. A musimy pamiętać, że nie mogli jeść tylko mięsa. Dieta oparta wyłącznie na białku zwierzęcym grozi poważnymi komplikacjami, które pojawiają się bardzo szybko w wyniku niedoboru węglowodanów oraz tłuszczów i może doprowadzić do śmierci. Dlatego też musieli zajmować się również zdobywaniem innego pożywienia. Biorąc zaś pod uwagę, jak olbrzymią ilość mięsa pozyskiwali z jednego zabitego P. antiquus można przypuszczać, że było ono dzielone wśród dużej grupy. Wystarczało go bowiem na 3 miesiące dla 25 osób, pod warunkiem, że grupa potrafiła przez tak długi czas przechować zdobycz.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...