Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Organizacja Narodów Zjednoczonych już przed 3 laty zadecydowała, że 2008 rok ma być Międzynarodowym Rokiem Ziemniaka. Oficjalnie zainaugurowano go 18 października w Nowym Jorku.

Dlaczego właśnie kartofel? To roślina bardzo uniwersalna. Uprawiano ją w Andach już 8 tysięcy lat temu. Kiedy w XVI wieku Hiszpanie sprowadzili ziemniaka do Europy, szybko rozprzestrzenił się po całym globie. Jak podano na witrynie internetowej akcji, jego uprawy zajmują obecnie powierzchnię ok. 195 tysięcy kilometrów kwadratowych. Można je napotkać niemal wszędzie: od wyżyny Yunnan, przez subtropikalne niziny Indii, po stepy Ukrainy. Solanum tuberosum jest 4. najpopularniejszą rośliną uprawną świata. W 2006 roku wykopano 315 mln ton bulw.

Takie zapasy pożywienia bardzo się przydadzą, ponieważ szacuje się, że w ciągu 20 najbliższych lat populacja świata będzie się powiększać o 100 mln osób rocznie. Ponad 95% wzrostu przypadnie na biedne kraje rozwijające się. Ziemniak mógłby dla nich być ratunkiem, rośliną zabezpieczającą przed głodem i ubóstwem. Da się go uprawiać na niewielkiej powierzchni, na plon nie trzeba długo czekać, w dodatku 85% bulwy nadaje się do spożycia (w przypadku ziaren tylko połowa jest jadalna).

Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa wychwala właściwości odżywcze kartofla. Jest on świetnym źródłem energii, zawiera dużo dobrej jakości białek, a skład aminokwasowy odpowiada ludzkim potrzebom. Średniej wielkości kartofel to połowa dziennej dawki witaminy C oraz 1/5 porcji potasu. FAO podkreśla też, że stale wzrasta globalne zapotrzebowanie na ziemniaki, zwłaszcza w Azji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Organizacji Narodów Zjednoczonych prowadzone są prace, które mogą zakończyć się uchwaleniem pierwszej międzynarodowej konwencji o ochronie życia morskiego na otwartych oceanach. Nad konwencją pracują przedstawiciele 193 krajów, którzy będą tam obradowali do 17 września. Pomysłodawcy nowych przepisów chcą, by zaczęły one obowiązywać od 2020 roku.
      O potrzebie ustanowienia takiego prawa niech świadczy chociażby historia tuńczyka błękitnopłetwego. To jedna z największych i najszybszych ryb w oceanie. W pogoni za ofiarą osiąga prędkość przekraczającą 70 km/h, a waga ryby może dochodzić do 230 kilogramów. Ten wielki drapieżnik dominował niegdyś na Pacyfiku, Atlantyku i Oceanie Indyjskim. Jednak w ciągu ostatniego stulecia ludzie tak zdziesiątkowali tuńczyka błękitnopłetwego, że obecnie jego pacyficzna populacja stanowi 2,6% populacji pierwotnej. Wiele innych gatunków spotkał podobny los. Zwierzęta i rośliny żyjące na wodach międzynarodowych, które stanowią 2/3 światowych oceanów, nie są chronione żadną uniwersalną konwencją. To olbrzymia luka, prawdziwa dziura na środku oceanu, mówi Lance Morgan, prezydent Marine Conservation Institute, niedochodowej amerykańskiej organizacji, która walczy o ochronę oceanów.
      Wody międzynarodowe to dom wielu niezwykłych gatunków, takich jak delfiny, wieloryby, rekiny czy żółwie. Znajdują się tam cenne łowiska i niezbędne do prawidłowego funkcjonowania planety ekosystemy, których nie znajdziemy nigdzie indziej. Mimo to do niedawna nie istniał żaden duży obszar chroniony na wodach międzynarodowych. Pierwszy taki rezerwat, na morzu Rossa, zaczął działać w grudniu ubiegłego roku. Inne duże rezerwaty istnieją na wodach i strefach ekonomicznych państw. Wody międzynarodowe nie są chronione, przez co są dostępne dla rybołówstwa i innych gałęzi przemysłu.
      Konieczność ochrony bioróżnorodności wód międzynarodowych staje się coraz bardziej paląca, w obliczu postępu technicznego, który pozwala na eksploatację dotychczas niedostępnych zasobów. Dość wspomnieć, że International Seabed Authority (ISA) przyznała już 29 firmom z 19 krajów prawo do eksploatacji złóż mineralnych znajdujących się w ekologicznie ważnych miejscach oceanów. Będą więc mogły one prowadzić prace górnicze m.in. w oceanicznej strefie spękań Clarion-Clipperton, w której, jak się okazało, co najmniej 50% miejscowych gatunków nie jest znanych nauce, czy też też na polach hydrotermalnych Zaginione Miasto na Atlantyku.
      Zarys traktatu chroniącego wody międzynarodowe ma zostać przygotowany w bieżącym roku. Otrzymają go wszystkie zainteresowane kraje, które będą mogły go przeanalizować przed kolejnym spotkaniem w tej sprawie, przewidzianym na kwiecień 2019 roku. Nowe przepisy będą prawdopodobnie rozszerzeniem Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza (UNCLOS). Została ona uchwalona w 1982 roku, a weszła w życie w 1994 roku. Nie zajmuje się ona jednak ochroną bioróżnorodności.
      Stany Zjednoczone są jedynym dużym krajem, który nie podpisał UNCLOS. Mimo tego, właśnie USA odegrały kluczową rolę w uchwaleniu historycznego dodatku do UNCLOS, który od 1995 roku chroni ryby migrujące. Także i teraz w obradach ONZ bierze duża delegacja z Waszyngtonu, który jest żywotnie zainteresowany uregulowaniem takich zagadnień jak prawa patentowe, handlowe i prawa do połowów.
      Poważnym problemem, który może przeszkodzić w objęciu oceanów ochroną, jest kwestia dzielenia się odkryciami. Obecnie UNCLOS przewiduje, że wszystko, co zostanie odkryte na na lub pod dnem morskim na wodach międzynarodowych stanowi wspólne dziedzictwo ludzkości i powinno służyć dobru wszystkich ludzi. Tymczasem niemiecka korporacja BASF jest właścicielem niemal połowy światowych patentów na sekwencjonowanie genomu organizmów morskich, może komercjalizować te patenty i nie musi się nimi z nikim dzielić. Takie działanie są niemożliwe na wodach terytorialnych. Prawo uchwalone w 2010 roku przewiduje bowiem, że jeśli osoba fizyczna, firma czy kraj korzysta z zasobów genetycznych znajdujących się na wodach innego państwa, musi się z tym państwem nimi podzielić. Kraje rozwijające się są zainteresowane rozszerzeniem tej zasady na wody międzynarodowe. Jednak takim pomysłom sprzeciwiają się potęgi – USA, Japonia czy Wielka Brytania, które nie chcą w żaden sposób rekompensować innym państwom praw patentowych z wód międzynarodowych. Jednak istnieje dobra wola, by rozwiązać te problem.
      Kolejnym skomplikowanym zagadnieniem jest uregulowanie jednym traktatem działalności różnych gałęzi przemysłu. Obecnie kwestiami tymi zarządza około 20 międzynarodowych organizacji, którym podlegają m.in. rybołówstwo, transport morski, wydobycie surowców i inne zagadnienia. Organizacje te i sektory w niewielkim tylko stopniu komunikują się ze sobą.
      Można się spodziewać, że uchwaleniu nowego prawa będzie przeciwny zarówno przemysł, jak i kraje, dla których rybołówstwo na otwartym oceanie stanowi ważną gałąź przemysłu: Chiny, Japonia, Korea Południowa czy Japonia. Jednak przeciwnicy nowych rozwiązań muszą wziąć pod uwagę, że 90% ryb jest nadmiernie lub w pełni wyeksploatowanych, a wiele niezależnych studiów wykazało, że ograniczenie połowów na otwartym oceanie nie wpłynie negatywnie na zyski czy masę złowionych ryb. Wykonaliśmy świetną robotę w doprowadzeniu zasobów morskich na krawędź zapaści. W końcu się budzimy i zdajemy sobie sprawę, że nie możemy zakładać, iż oceany są całkowicie odporne na nasze działania, mówi Liz Karan, ekspertka od wód międzynarodowych pracująca dla The Pew Charitable Trust.
      Czasu zostało naprawdę niewiele. Naukowcy ostrzegają, że jeśli chcemy uniknąć masowego wymierania życia w oceanach, to do roku 2030 powinniśmy objąć ochroną co najmniej 30% oceanów. Obecnie obszary chronione stanowią 2% powierzchni oceanów, z czego połowa to obszary ściśle chronione. ONZ chce do roku 2020 objąć ochroną 10% oceanów.
      Obecnie istnieje 6 morskich obszarów chronionych o powierzchni powyżej miliona kilometrów kwadratowych. Są to Marae Moana (1.976.000 km2, Wyspy Cooka, ustanowione w 2017 roku), Morze Rossa (1.555.851 km2, Antarktyka, 2017), Papahānaumokuākea Marine National Monument (1.508.870 km2, Hawaje i Midway, USA, 2006), Park Narodowy Morza Koralowego (1.292.967 km2, Nowa Kaledonia, Francja, 2014), Pacific Remote Islands Marine National Monument (1.277.860 km2, centralny Pacyfik, USA, 2009) oraz South Georgia Marine Protected Area (1.070.000 km2, Georgia Południowa i Sandwich Południowy, Wielka Brytania, 2012).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z danych ONZ wynika, że przed końcem bieżącego roku na Ziemi będzie żyło 7 miliardów ludzi. Szacunki mówią, że w roku 2011 umrze 57 milionów osób, a urodzi się 135 milionów. Do roku 2050 liczba ludności ma zwiększyć się o kolejne 2,3 miliarda, a zatem o niewiele mniej niż żyło na planecie w roku 1950. Z kolei do końca wieku populacja ludzi przekroczy 10 miliardów.
      Aż 97% wzrostu liczby ludności będzie miało miejsce w regionach słabiej rozwiniętych, z czego niemal połowa przypadnie na Afrykę. Jednocześnie w najbogatszych krajach liczba ludzi będzie utrzymywała się na mniej więcej tym samym poziomie. Będzie coraz więcej osób starszych i coraz mniej młodszych.
      Oczywiście wszystko to są szacunkowe dane, obliczane na podstawie przewidywanej liczby urodzeń na jedną kobietę. W zależności od tego, jakie liczby weźmiemy pod uwagę, dojdziemy do wniosku, że do roku 2100 na Ziemi będzie żyło od 6,2 do 15,8 miliarda ludzi.
      Jako, że z największą liczbą urodzeń mamy do czynienia w krajach słabo rozwiniętych, już teraz cierpiących na niedobory zasobów koniecznych do utrzymania swojej ludności, pogłębiające się problemy doprowadzą albo do zmniejszenia przewidywanej liczby urodzeń, albo też do masowych migracji.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W amerykańskiej Izbie Reprezentantów złożono rezolucję numer 1775, którą jej autorzy nazywają "ręce precz od Internetu". Ma ona związek z proponowanym przez ONZ powołaniem międzyrządowego panelu, który miałby regulować Internet.
      Rezolucję złożyła Many Bono Mack, a jej celem jest uniemożliwienie organizacjom międzyrządowym regulowania sieci.
      Internet powstał i rozwinął się właśnie dzięki temu, że nie był poddany rządowym regulacjom. Próby kontrolowania przez ONZ czegoś tak istotnego dla gospodarki jak internet, posuwają się zbyt daleko. Już i tak mamy sporo problemów z powstrzymaniem zakusów Federalnej Komisji Komunikacji, która chce regulować internet. W jaki niby sposób mielibyśmy powstrzymywać rządu Syrii, Iranu czy Wenezueli? - mówi pani Mack.
      Kongresmen Mack wezwała też prezydenta i jego administrację do sprzeciwienia się wszelkim próbom przekazania kontroli nad internetem do ONZ-u lub innej organizacji międzyrządowej.
      Mack może liczyć na wsparcie innych członków amerykańskich władz ustawodawczych, którym również nie podoba się, że rządy różnych państw, używając przykładu Wikileaks jako ostrzeżenia, próbują ograniczać swobodę sieci.
      Sprzeciw amerykańskich polityków może mieć znaczenie praktyczne, jednak protestują także i ci, których głos jest przede wszystkim głosem symbolicznym. Propozycję ONZ-u skrytykował też Vint Cerf, uznawany za jego z ojców internetu. Sądzimy, że rządom nie powinno się dawać monopolu na zarządzanie internetem - stwierdził Cerf. Poparł jednocześnie obecny model zarządzania internetem, gdyż ma nań wpływ wiele organizacji, w tym firmy prywatne i uczelnie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak donosi Guardian, przedstawiciele Rosji, USA oraz ONZ-u prowadzą tajne rozmowy mające na celu zapobieżenie ewentualnej cyberwojnie. Celem rozmów jest opracowanie rozwiązań, pozwalających na zmniejszenie liczby ataków, do których dochodzi w Sieci.
      W ostatnich latach ryzyko cyfrowego konfliktu znacznie wzrosło. Doszło m.in. do wielkich ataków na Estonię i Gruzję, które weszły w konflikt z Rosjanami. Do dzisiaj jednak nie wiadomo, czy w ataki był zaangażowany rząd Federacji Rosyjskiej, czy też przeprowadziły je gangi działające na własną rękę.
      Regularnie dochodzi też do ataków na amerykańskie sieci wojskowe i rządowe. Przed paroma miesiącami ktoś włamał się do dwóch komputerów i ukradł plany myśliwca konstruowanego przez USA, Izrael, Holandię i Wielką Brytanię. Z kolei przed dwoma laty chińska armia przeprowadziła atak na systemy Pentagonu i Whitehallu.
      Z nieoficjalnych doniesień na temat toczonych osób wynika, że Rosji zależy przede wszystkim na "cyfrowym rozbrojeniu", podczas gdy Stany Zjednoczone chcą zacieśnić współpracę w zwalczaniu cyberprzestępczości. Amerykańscy eksperci uznają ją bowiem za największą bolączkę internetu. Cyfrowe przestępstwa przynoszą straty liczone w dziesiątkach miliardów dolarów, dlatego też USA chce ułatwić zwalczanie tego typu działań, a bez współpracy takich krajów jak Rosja i Chiny, gdzie działają szczególnie aktywne cybergangi, walka z online'ową przestępczością się nie powiedzie.
      Analitycy zgadzają się co do faktu, że USA, Rosja i kilka innych krajów, posiada niezwykle zaawansowane technologie umożliwiające prowadzenie cyberwojny. Brak jednak bliższych szczegółów na ten temat, jako że żadne dokumenty nigdy nie trafiły w ręce osób postronnych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zgodnie z raportem ONZ State of World Population, odcisk węglowy kobiet jest słabszy, jako grupa są jednak bardziej podatne na skutki globalnego ocieplenia.
      Panie rzadziej prowadzą samochody i latają samolotami, kupują też mniej nieprzyjaznych środowisku produktów. Obywatelki krajów uprzemysłowionych nabywają za to chętniej żywność ekologiczną/organiczną, z większym prawdopodobieństwem segregują też śmiecie i są bardziej zainteresowane efektywnym wykorzystaniem energii.
      W raporcie ONZ-etu powołano się na badania, które wskazywały, że kobiety reagują pozytywniej niż mężczyźni na reklamy produktów, które wg wytwarzających je firm, są mniej szkodliwe dla środowiska. Poza tym panie są mniej skłonne wierzyć, że rządy i korporacje rozwiążą problemy ekologiczne i wolą wziąć sprawy w swoje ręce. Międzypłciowa różnica w postawie wobec ekologii staje się coraz wyraźniej zaznaczona wraz ze wzrostem dochodów.
      Kiedy w zeszłym roku na przedmieściach Sydney przeprowadzono sondę dotyczącą ekorozwoju, okazało się, że do inicjatyw obejmujących współpracę i działania społeczne łatwiej było przyciągnąć właśnie panie. Mężczyźni angażowali się w ekorozwój mniej chętnie, a podczas dyskusji na tematy związane z ochroną środowiska generalnie bardziej pociągały ich rozwiązania techniczne i biznesowe niż osobiste.
      Na tym jednak nie koniec. Autorzy raportu zwracają uwagę na różnice dietetyczne, które obniżają odcisk węglowy kobiet. Panie nie tylko jedzą mniej w stosunku do rozmiarów ciała, ale – przynajmniej w niektórych krajach – konsumują więcej warzyw i mniej mięsa. W Danii mężczyźni spożywają średnio 139 g mięsa dziennie, podczas gdy kobiety tylko 81 g.
      Czemu zmiany klimatyczne miałyby silniej uderzać w kobiety? Twórcy dokumentu State of World Population podkreślają, że jeśli chodzi o pracę na roli, w biednych krajach to panie stanowią główną siłę roboczą i nie mają dostępu do wielu zarezerwowanych dla mężczyzn sposobów zarobkowania. Kobiety zajmują się gospodarstwem domowym i dbają o członków rodziny, co często ogranicza ich mobilność i zwiększa podatność na związane z pogodą katastrofy naturalne. Susza i nieregularne opady zmuszają je do cięższej pracy, by zdobyć jedzenie, energię i wodę. Poza tym to córki częściej porzucają szkołę, by pomóc matkom w realizacji tych zadań.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...