Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Mamuty przegrały z lasem

Rekomendowane odpowiedzi

Jak donosi belgijska gazeta De Standaard, Adrian Lister, jeden z czołowych ekspertów ds. epoki lodowcowej, uważa, że mamuty nie zostały wybite przez ludzi. Wg naukowca z Londyńskiego College'u Królewskiego, olbrzymie ssaki wyginęły z powodu zwiększania się powierzchni zajmowanej przez lasy. Pod koniec zlodowacenia zanikały połacie ściętej mrozem trawy, a pojawiało się coraz więcej drzew. Praprzodkowie słoni nie mieli po prostu co jeść.

Lister doszedł do takiego wniosku, badając próbki DNA. Zostały one pobrane z setek skamielin. Okazało się, że poszczególne osobniki były do siebie zbyt podobne genetycznie, by móc się przystosować do zmian zachodzących w otoczeniu.

Swoją koncepcję Brytyjczyk przeciwstawia teoriom łączącym wyginięcie mamutów ze skutecznymi technikami polowania hominidów oraz globalnym ociepleniem.

Mamuty pojawiły się jako gatunek w Afryce. Miało to miejsce ok. 7 mln lat temu. Potem wyemigrowały na północ, przystosowując się do niskich temperatur. Wyginęły, ponieważ umiały się zaadaptować do zmian klimatycznych, ale już nie do zachodzących w związku z nimi zmian w wegetacji roślin.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Juuso Nissilä, fizjolog z Uniwersytetu w Oulu, odkrył, że na powierzchni mózgu zwierząt występują światłoczułe białka. Dalsze badania wykazały, że opsyna-3, którą można znaleźć w ludzkiej siatkówce, pojawia się też w 18 regionach naszego mózgu. Stąd pomysł na leczenie sezonowego zaburzenia afektywnego (SAD) za pomocą naświetlania przez kanał słuchowy.
      Sezonowe zaburzenie afektywne, nazywane popularnie depresją sezonową, zatruwa co roku życie wielu osób. Pojawia się w październiku-listopadzie i znika dopiero w okolicach marca-kwietnia. Badania wykazały, że epizody mają związek z temperaturą i ilością światła, dlatego by z nimi walczyć, stosuje się fototerapię.
      Skuteczność fototerapii pozostaje jednak dyskusyjna, a Finowie twierdzą, że mają podejrzenia dlaczego: światłoczułe regiony mózgu mogą w patogenezie sezonowego zaburzenia afektywnego odgrywać ważniejszą rolę niż komórki światłoczułe oczu.
      Jak tłumaczy Nissilä, białka światłoczułe występują w mózgu w dużych ilościach w rejonach zaangażowanych w wytwarzanie i magazynowanie neuroprzekaźników: serotoniny, melatoniny oraz dopaminy. Warto przypomnieć, że odpowiadają one za regulację nastroju oraz rytmu snu i czuwania. Zespół z Oulu przeprowadził testy kliniczne, w ramach których przez miesiąc ochotnicy przechodzili 8-12-minutowe sesje z diodami LED o mocy świecenia rzędu 6-8,5 lm. Gdy polegano na kwestionariuszach samoopisu, remisję odnotowano u 92% badanych z głębokim SAD, kiedy wyniki testu oceniał psychiatra, odsetek spadał do 77%.
      Nie ma żadnych dowodów, że doświetlanie za pośrednictwem oczu ma jakikolwiek wpływ na nastrój, natomiast my mamy dowody, że w przypadku światłoczułych białek powierzchniowych mózgu jest coś na rzeczy. Kość dość dobrze przewodzi światło. Jeśli umieścimy w czaszce latarkę, snop światła będzie doskonale dostrzegalny, dlatego teraz sądzę, że światło docierające do powierzchni mózgu przez czaszkę stanowi ważny czynnik.
      Czemu doświetlanie właśnie przez kanały słuchowe? Finowie podkreślają, że kość wokół nich jest cienka, a w dodatku na powierzchni mózgu w tej okolicy jest niedużo naczyń krwionośnych. To ważne, bo krew silnie pochłania światło.
      Nissilä założył firmę Valkee, która produkuje specjalne zestawy; w Europie kosztują one 290 dolarów. W każdą "słuchawkę" wbudowana jest biała dioda LED, generująca fale o długości zbliżonej do światła słonecznego.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Implanty "wybrukowane" nanocząstkami metalu zmniejszają ryzyko odrzucenia przez organizm. Naukowcy z Uniwersytetu w Göteborgu jako pierwsi wyjaśnili, czemu implant o nierównej powierzchni łatwiej integruje się z otaczającą tkanką niż jego gładka wersja (International Journal of Nanomedicine).
      Zespół badawczy pracował pod przewodnictwem Hansa Elwinga. Szwedzi wykorzystali technikę, dzięki której na złotej powierzchni można było uzyskać nanostruktury o średnicy 10-18 nm, a następnie związać je z drugą idealnie gładką złotą powierzchnią w ściśle kontrolowanych odległościach. W ten sposób uzyskano coś na kształt wybrukowanego chodnika.
      Okazało się, że wybrukowanie powierzchni implantu zmniejszało aktywację ważnych elementów nieswoistej odpowiedzi odpornościowej. Stało się tak, gdyż nanocząstki miały zbliżone wymiary do kilku białek, które biorą w niej udział . Dzięki temu organizmowi łatwiej zintegrować ciała obce, np. rozruszniki, endoprotezy stawów czy kapsułki z lekami. Spada ryzyko miejscowego stanu zapalnego.
      Niewykluczone, że wrodzony układ odpornościowy został tak zaprojektowany, by reagować na gładkie powierzchnie, ponieważ z jednej strony takowe nie występują naturalnie w organizmie, a z drugiej, niektóre bakterie mają idealnie gładką powierzchnię - wyjaśnia Elwing.
      Współczesna nanotechnologia jest na tyle zaawansowana, że wyprodukowanie implantów lub kapsułek leków o zadanej topografii powierzchni jest dość proste i tanie. Zanim jednak podobne rozwiązania zostaną wdrożone w ludzkiej medycynie, minie kilka lat. Obecnie trwają prace nad modyfikacją różnego rodzaju implantów tytanowych. Rozpoznajemy scenariusz, w którym wykonywalibyśmy tytanowe śruby gęstsze w pobliżu łba, dzięki czemu lepiej zlewałyby się w górnej części [czyli tam, gdzie kość jest twardsza].
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pumeks, wulkaniczna skała magmowa zbudowana z porowatego szkliwa wulkanicznego, mógł odegrać znaczącą rolę w zapoczątkowaniu życia na Ziemi. Prawdopodobnie stanowił on również świetny habitat dla pierwszych społeczności mikroorganizmów.
      Naukowcy uważają tak ze względu na 4 jego cechy. Po pierwsze, w trakcie erupcji uzyskuje on najwyższy stosunek powierzchni do objętości ze wszystkich znanych skał. Po drugie, pumeks to jedyna skała unosząca się na wodzie jak tratwa, która potem utyka na dłuższy czas na plaży w strefie pływowej. Po trzecie, pumeks jest wystawiony na oddziaływanie niezwykle szerokiego wachlarza warunków środowiskowych, z wysuszeniem włącznie. Po czwarte wreszcie, skała ta świetnie adsorbuje (wiąże na powierzchni) metale, związki organiczne, fosforany, a także organiczne katalizatory, takie jak zeolity czy tlenki tytanu.
      Zespół z Uniwersytetu Zachodniej Australii i Uniwersytetu Oksfordzkiego, którego artykuł ukazał się właśnie w piśmie Astrobiology, podkreśla, że mając to wszystko na uwadze, trzeba przeprowadzić eksperymenty laboratoryjne oraz zbadać wczesny zapis geologiczny.
      Testy w laboratorium mają pokazać, czy pumeks adsorbuje związki organiczne z wody i czy może doprowadzić do powstania katalizatorów i nowych substancji. W tym celu akademicy zamierzają symulować cykle termiczne, natężenie promieniowania ultrafioletowego oraz inne warunki, które panowały na Ziemi, kiedy egzystowały obok siebie mikroby i pierwsze organiczne polimery.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Samce i samice pandy wielkiej przez większość czasu przebywają w innych habitatach. Samice wolą położone na stokach lasy iglaste i mieszane, ponieważ tam mogą znaleźć nory zdatne do urodzenia młodych, a także schronienie wśród bambusów. Samce lubią zaś swobodnie przemierzać stosunkowo duże obszary, które przeważnie są kilkakrotnie większe od areałów samic.
      Dunwu Qi i Fuwen Wei z Instytutu Zoologii Chińskiej Akademii Nauk badali przemieszczanie się pand żyjących w górach Liangshan. Odnotowywano pandy, które udało się zobaczyć oraz odchody tych zwierząt. Na podstawie DNA z ekskrementów można było określić płeć wydalającego.
      Dotąd biolodzy dysponowali ogólnymi informacjami nt. ulubionych habitatów pand. Wiadomo było, że upodobały sobie lasy na wysokości powyżej 1500 m n.p.m. i unikają szczytów pozbawionych bambusów oraz położonych niżej rejonów zamieszkanych przez człowieka. Gdy wzięto pod uwagę płeć, okazało się, że i samce, i samice wybierają położone wyżej obszary z wyższym lasem. Samice wydają się jednak ograniczać swoje wędrówki do położonych wysoko lasów iglastych i mieszanych, a także lasów, gdzie kiedyś dokonano wyrębu zupełnego. Najbardziej lubią stoki nachylone pod kątem 10-20 stopni, ponieważ sprzyjają one wychowaniu młodych. Często wybierają jamy u podstawy dużych drzew iglastych, których wiek przekracza 200 lat. Naukowcy uważają, że będą zatem rzadziej występować na terenach objętych wyrębem.
      Osoby zajmujące się ochroną tego gatunku muszą wziąć pod uwagę fakt, że samice mają bardziej sprecyzowane gusta odnośnie do miejsca zamieszkania i prawdopodobnie utrata habitatu i działalność ludzka w tutejszych lasach wpływają na nie silniej niż na samce.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Firma Ise Kogyo z miasta Mie w Japonii opatentowała w swojej ojczyźnie oraz Indiach niecodzienny sposób na zmniejszenie siły tajfunów. Plan przewiduje wykorzystanie ok. 20 łodzi podwodnych, które ustawia się naprzeciw gromadzących się chmur burzowych.
      Każda jednostka jest wyposażona w osiem pomp o wydajności 480 ton wody na minutę. Zgodnie z ideą racjonalizatorską dyrektora wykonawczego firmy Koichi Kitamury, łodzie powinny zejść na głębokość 30 metrów i przepompowywać zimną wodę ku górze, by obniżyć temperaturę powierzchniową. Szef Ise Kogyo wyliczył, że w godzinę dywan z 20 łodzi mógłby obniżyć wskazania termometru na obszarze 57 tys. metrów kwadratowych. Pokrzyżowałoby to plany tajfunu, który do utworzenia i "funkcjonowania" potrzebuje temperatury 25-27 stopni Celsjusza.
      Przewiduje się, że wniosek patentowy złożony w USA zostanie wkrótce zaakceptowany, nie można jednak zaprzeczyć, że wdrożenie japońskiego rozwiązania nastręcza nieco trudności. Jak np. przewidzieć trasę tajfunu, nazywanego poza wschodnią i południowo-wschodnią Azją cyklonem tropikalnym lub huraganem? I jak zgromadzić we właściwym miejscu oraz czasie tak dużą liczbę łodzi podwodnych? Niektórzy kwestionują też samą zasadność powstrzymywania tajfunów. Stanowią one bowiem mechanizm transportu gorącego powietrza, czyli odpowiadają za rozpropagowanie energii cieplnej na naszej planecie. Koniec końców można podejrzewać, że Kitamura nie przez przypadek wpadł na pomysł pompowania, gdyż jego firma wyspecjalizowała się w hydraulice.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...