Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Dżdżownica zamiast antybiotyku

Rekomendowane odpowiedzi

Większości ludzi dżdżownice kojarzą się z ziemią i brudem, trudno więc uwierzyć w niedawne doniesienia dwóch zespołów, chińskiego i rosyjskiego, że odchody tych zwierząt mają właściwości antybakteryjne (European Journal of Soil Biology).

Filogenetycznie dżdżownice są bardzo starą grupą – wyjaśnia Borys Byzow z Uniwersytetu Moskiewskiego im. W. Łomonosowa. Znajdowano je w osadach z prekambru i ordowiku.

Zespół Byzowa wykopał dżdżownice z gleby bogatej w krowi nawóz. Następnie oszacowano, ile bakterii i grzybów znajduje się w ziemi, a ile w świeżych ekskrementach zwierzęcia. Skład mikroflory odchodów był inny od profilu gleby, zwłaszcza w przypadku grzybów.

Następnie z przewodu pokarmowego dżdżownic pobrano płyn i potraktowano nim różne gatunki grzybów i szczepy bakteryjne.

Dżdżownice wybiórczo zabijają, a następnie trawią niektóre bakterie i grzyby. Inne mikroorganizmy bez przeszkód przechodzą przez ich przewód pokarmowy, a liczebność niektórych zwiększa się nawet w końcowych odcinkach jelita. Wg Byzowa, pomaga to w utrzymaniu równowagi mikroorganizmów glebowych. Okazuje się także, że odchody dżdżownicy zmieniają właściwości absorpcyjne gleby. Dżdżownice powodują, że ziemia staje się bardziej wodoodporna. Dzieje się tak, ponieważ ekskrementy zawierają dużo śluzu.

Żerując, dżdżownice drążą w ziemi korytarze. Tworzą w ten sposób kanały, w które mogą wnikać korzenie roślin. Nadają się one również na mieszkania dla małych zwierząt.

Niezależnie od Rosjan pracowali naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Pekinie. Zespołem kierował Sun Zhenjun. W przypadku Chińczyków dojście do pewnych wniosków mogło być prostsze, ponieważ w medycynie chińskiej od wieków wykorzystuje się te organizmy. Ordynuje się je przy wielu chorobach, od opryszczki po nowotwory.

Naukowcy wprowadzili komórki nowotworowe do tkanek i płynów ustrojowych dżdżownicy. Po tym zabiegu zauważono, że wiele z nich zginęło.

Zhenjun opowiada, że jego zespół przypadkowo zaobserwował, że niektóre substancje z organizmów dżdżownic, zwłaszcza złożone węglowodany i białka, mają właściwości antybakteryjne.

Związki te dodawano do hodowli E. coli, gronkowców, drożdżaków oraz mikrobów wywołujących zapalenie płuc. Okazało się, że odchody dżdżownicy eliminowały wszystkie z nich, z pałeczkami ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa), które są odporne na penicylinę i wiele innych antybiotyków, włącznie.

Teraz Chińczycy próbują wyizolować najsilniej antybakteryjne i antyrakowe składniki ekskrementów tych zwierząt. W przyszłości będzie je można wykorzystać jako leki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Bryłka odchodów lamparta morskiego przeleżała ponad rok w zamrażarce nowozelandzkiego Narodowego Instytutu Badania Wody i Atmosfery (NIWA). Gdy odtajała, okazało się, że kryła się w sobie niespodziankę - pendrive'a ze zdjęciami baraszkujących uchatek.
      Odchody zwierząt są dla naukowców źródłem cennych informacji o diecie, stanie zdrowia oraz o tym, jak długo przebywają w nowozelandzkich wodach. Nic więc dziwnego, że zespół z LeopardSeals.org i dr Krista Hupman z NIWA prowadzą grupę ochotników, którzy zbierają kał i wysyłają go do analizy.
      To właśnie z tego powodu miejscowy weterynarz, który badał chudego lamparta morskiego odpoczywającego na plaży Oreti w Invercargill, zabrał próbkę i przesłał ją dr Hupman. W listopadzie 2017 r. Hupman wrzuciła "przesyłkę" do zamrażarki. Dopiero 3 tygodnie temu ochotniczki Jodie Warren i Melanie Magnan wyjęły ją do analizy.
      Najpierw próbkę trzeba rozmrozić. Potem zasadniczo się ją przesiewa/przepłukuje pod zimną wodą. Po lekkim rozbiciu śmiecie są odrzucane, a kości, pióra, wodorosty itp. oddzielane - wyjaśnia Jodie.
      Podczas prac nad ostatnią próbką stało się coś nieoczekiwanego - głęboko w środku znajdował się bowiem klips USB. To smutne, że te wspaniałe antarktyczne zwierzęta mają w sobie plastik tego rodzaju.
      Ponieważ klips był w zadziwiająco dobrym stanie, zostawiono go do wysuszenia. Potem okazało się, że nadal działa i znajdują się na nim zdjęcia... uchatek nowozelandzkich z Porpoise Bay oraz nagranie baraszkujących na płyciźnie matki z młodym (również uchatek). Jedyną wskazówką, kto zrobił zdjęcia, jest uwieczniony przypadkowo dziób niebieskiego kajaka.
      Naukowcy z NIWA mówią, że jeśli ktoś rozpoznaje swoją własność, może wykupić pendrive'a, dostarczając kolejne odchody do badań.
      Na witrynie LeopardSeals.org jest szczegółowa instrukcja, jak odchody wyglądają i jak je bezpiecznie zebrać (za pomocą rękawiczek i co najmniej 20 m od zwierzęcia).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy kończy się przepoczwarzenie, wyłaniający się z kokonu trzmiel jest bardzo głodny. Jego pierwszym pokarmem są odchody innych trzmieli. Dzięki nim owad zdobywa bakterie wspomagające układ odpornościowy w walce z pasożytami (Proceedings of the National Academy of Science).
      W kokonie larwa jest sterylizowana, dlatego owad doskonały rozpoczyna życie bez naturalnej bakteryjnej ochrony. Hauke Koch i Paul Schmid-Hempel z Instytutu Technologii Federacji Szwajcarskiej podkreślają, że bakterie jelitowe pozyskane w wyniku zjedzenia czyichś odchodów działają jak przenoszony układ odpornościowy.
      Bakterie jelitowe chronią trzmiele przed pasożytem Crithidia bombi. Koprofagia pozwala na szybkie przekazywanie środków do walki z nim w obrębie kolonii.
      C. bombi jest świdrowcem. Prawdopodobnie pochodzi z Europy. Po raz pierwszy spotkano się z nim w Kanadzie w latach 70. ubiegłego wieku. Infekcja ma wpływ zarówno na poszczególne osobniki, jak i całą kolonię: zarażone robotnice zbierają np. mniej pyłku.
      Koch i Schmid-Hempel zauważyli, że gdy trzmiele są hodowane w sterylnym środowisku i nie mogą zjeść odchodów, częściej cierpią na parazytozy. Podczas badań na dzikich populacjach Szwajcarzy stwierdzili, że przed C. bombi najlepiej chronią Betaproteobacteria i owady, w których jelitach jest najwięcej tych mikroorganizmów, są wolne od pasożytów.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najdroższą kawą świata jest kopi luwak. Wytwarza się ją z nasion kawy, wydobytych z odchodów łaskuna muzanga. Niedługo smakosze herbaty będą sobie mogli kupić coś podobnego, ponieważ An Yanshi, były wykładowca Uniwersytetu Syczuańskiego, opatentował herbatę nawożoną odchodami pandy wielkiej. Wg doniesień medialnych, jej cena sięga 69 tys. dol. za kg, zatem kopi luwak za ok. 1360 dol. za tę samą ilość wydaje się naprawdę tania.
      Chińczyk wychwala bogaty aromat specjalnej mieszanki, a także orzechowy posmak naparu i wyjaśnia, że pandy mają słaby układ pokarmowy i wchłaniają zaledwie 30% tego, co jedzą. Oznacza to, że ich odchody są bogate w błonnik i składniki odżywcze.
      Yanshi dodaje, że podobnie jak zielona herbata, pędy bambusa, podstawowy pokarm pand, zawierają związki przeciwnowotworowe (przeciwutleniacze). Dodanie pandzich bobków do gleby, na której rośnie herbata, wzmacnia więc jej właściwości prozdrowotne.
      Dumny z siebie Yanshi zamierza pobić rekord Guinnessa (warto dodać, że dotąd najdroższą herbatą świata była Zhu Ye Qing, ale i tak kosztowała 10-krotnie mniej od najnowszego chińskiego wynalazku). Na wiosnę do sprzedaży ma być gotowa pierwsza partia mieszanki. Korzystając z uprzejmości władz centrum rozmnażania pand w Chengdu, 41-letni biznesmen zebrał aż 6 t niedźwiedzich odchodów, dlatego jeśli nowa herbata przypadnie konsumentom do gustu, przez długi czas będą mogli liczyć na nieprzerwane dostawy.
      Profesor to prawdziwy pasjonat. Na zdjęciach, które obiegły świat, stoi w czarno-białej bluzie z kapturem wyglądającym jak pysk jego ulubionego zwierzęcia. W tle widać ciężarówkę po brzegi załadowaną bobkami pandy.
      Jak tłumaczy pasjonat Panda Tea, sadzonki trafią do ogrodu herbacianego Ya An Lu Shan w pobliżu Chengdu. Ze względu na lokalizację, odchodów nie trzeba więc będzie transportować na duże odległości. Zgodnie z planami, co roku Yanshi zamierza sprzedawać zaledwie 500 g luksusowego produktu, podzielonego na dziesięć 50-gramowych porcji.

      Po tym jak jego ostatni biznes upadł 3 lata temu, Yanshi uczył kaligrafii na Uniwersytecie Syczuańskim, obmyślając w międzyczasie herbatę nawożoną pandzimi odchodami. Teraz zrezygnował z posady akademickiej i całkowicie poświęcił się realizacji marzenia.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wody zanieczyszczone odchodami świń, drobiu i bydła stanowią rezerwuar genów antybiotykooporności i to zarówno znanych, jak i nowych. Maite Muniesa z Uniwersytetu w Barcelonie uważa, że mogą one być przekazywane różnym gatunkom bakterii przez bakteriofagi, czyli wirusy atakujące bakterie.
      W wodach skażonych nieczystościami trzody chlewnej, drobiu i bydła odkryliśmy duże ilości bakteriofagów przenoszących geny antybiotykooporności. W warunkach laboratoryjnych wykazaliśmy, że po wprowadzeniu do innych bakterii geny przenoszone przez bakteriofagi były w stanie wywołać oporność na określony antybiotyk - opowiada Muniesa.
      Choć często uważamy, że geny antybiotykooporności ewoluowały pod wpływem leków stosowanych do zwalczania infekcji u ludzi oraz podawanych zwierzętom hodowlanym, nie jest to wcale współczesne zjawisko. Wcześniej w 2011 roku naukowcy z kanadyjskiego McMaster University wykazali, że lekooporność jest naturalnym zjawiskiem, które o wiele, wiele lat poprzedza zastosowanie antybiotyków w praktyce klinicznej. W artykule opublikowanym w Nature powołali się na przykład antybiotykooporności sprzed co najmniej 30 tys. lat. Mikroorganizmy od dawien dawna wykorzystywały zatem antybiotyki i geny oporności na nie w ramach współzawodnictwa międzygatunkowego.
      Mając to wszystko na uwadze, Hiszpanie stwierdzili, że nowo opisany wodny rezerwuar genów antybiotykooporności jest wynikiem właśnie współzawodnictwa mikrobów, a nie leków stosowanych przez ludzi, tym bardziej że wypasanemu bydłu nie podawano przyspieszających wzrost antybiotyków. Zespół Muniesy podkreśla, że nawet po wprowadzeniu zakazu podawania zwierzętom paszy z antybiotykami mogą się pojawiać nowe geny antybiotykooporności, a stare rozprzestrzenią się na bakterie zakażające ludzi. Akademicy z Barcelony zaznaczają, że należy ustalić, jak geny oporności są przekazywane z faga na kolejne gatunki bakterii. Tylko wtedy będzie można opracować strategie blokowania transmisji.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Grupa Eco Himal apeluje do nepalskiego rządu, by rozważył postawienie na Mount Evereście przenośnych toalet. Jak przekonują ekolodzy, najwyższa góra świata pozostałaby czystsza, gdyby wspinacze wyruszający z South Base Camp w Nepalu mogli skorzystać z zainstalowanych przy szlaku systemów sanitarnych.
      Ludzkie odchody stanowią [poważny] problem - twierdzi szef grupy Phinjo Sherpa. O ile członkowie ekspedycji dość często dysponują przenośną toaletą, o tyle tragarze udają się za potrzebą na pobliski śnieg.
      Czomolungmę pokrywa detrytus z poprzednich wypraw, m.in. odpady i ciała himalaistów, które ze względu na panujący tu chłód będą się rozkładać przez wiele lat. Sherpa dodaje, że instalowanie toalet powinno być przedyskutowane jako część szerszego planu zarządzania odpadami na terenie kilku popularnych celów turystycznych.
      Nie wszyscy zgadzają się z sugestiami Eco Himal. Lód przemieszcza się w ciągu roku. Jeśli w bazie zbuduje się toalety, a lód się przesunie, wszystko spadnie - wyjaśnia Wangchhu Sherpa, prezes Everest Summiteers Association.
      Mount Everest nazywa się niekiedy najwyższym śmietnikiem świata. Nie ma w tym przesady, jeśli weźmie się pod uwagę, że Eco Everest Expedition, nepalska koalicja obrońców środowiska, zebrała tam w ciągu 3 lat ponad 13 ton śmieci, 400 kg odchodów oraz 4 ciała.
      Teoretycznie obecnie ekspedycje wpłacają przed wyruszeniem w góry kaucję w wysokości 4 tysięcy dolarów. Jest im zwracana, gdy wykażą, że przyniosły z powrotem wszystko, co spisano na początku. W praktyce wymagalność tego zapisu pozostaje ograniczona. Wangchhu Sherpa twierdzi, że na zboczach pozostało jeszcze co najmniej 10 ton odpadów i proponuje, by wyprawy, które nie umieją się rozliczyć ze swoich śmieci/stanu ekwipunku, wpisywać na czarną listę.
      Świadomość stopnia zaśmiecenia Himalajów jest coraz wyższa. Warto przypomnieć, że Apa Sherpa, 51-letni Nepalczyk, który w pierwszej połowie maja tego roku pobił swój własny rekord, wspinając się po raz 21. na Mount Everest, miał też poprowadzić ekspedycję znoszącą z Czomolungmy porzucone przez ludzi odpady: 4 tony z niższych partii góry i tonę z okolic samego szczytu.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...