Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Kolejny dowód na pochodzenie Indian

Rekomendowane odpowiedzi

Historyków i antropologów od dawna nurtuje pytanie, w jaki sposób doszło do zasiedlenia przez człowieka obu Ameryk. Wysuwano najróżniejsze teorie: od pojedynczej niewielkiej emigracji przez obecną Cieśninę Beringa, po wielokrotne przejścia tą drogą oraz ludzi przepływających łodziami z Polinezji.

Naukowcy z University of Michigan zdobyli kolejne dowody na to, że ludzie dostali się do Ameryki drogą lądową. Akademicy zbadali 678 kluczowych lokalizacji łańcucha DNA u 29 populacji Indian z obu Ameryk. Dane porównano z badaniami przeprowadzonymi na dwóch grupach mieszkańców Syberii.

Okazało się, że różnorodność genetyczna oraz genetyczne podobieństwo do mieszkańców Syberi zmniejsza się w miarę oddalania się od Cieśniny Beringa. Oznacza to, że ludzie przybyli do Ameryk z północnego wschodu. Ponadto u mieszkańców Nowego Świata znaleziono pewien unikatowy ślad genetyczny, co sugeruje, iż mieliśmy do czynienia albo z jedną dużą falą migracji, albo z kilkoma mniejszymi, ale pochodzącymi z jednego źródła.

Wiadomo więc, że Ameryk nie zasiedlali przybysze z innych części świata, gdyż wspomniany ślad genetyczny występuje tylko i wyłącznie we wschodniej Syberii. Naukowcy sądzą, że pojawił się on u mieszkańców Syberii albo na krótko przed migracją, albo krótko po niej.

Wśród innych, godnych uwagi odkryć, warto odnotować, że naukowcy zauważyli iż mieszkańcy Andów i Ameryki Środkowej są do siebie genetycznie podobni, populacje zamieszkujące zachodnią część Ameryki Południowej są bardziej genetycznie zróżnicowane niż mieszkańcy jej wschodniej części, a u populacji, u których można zauważyć największe podobieństwa genetyczne, występują też podobieństwa lingwistyczne.

Dzięki tym i opisywanym przez nas wcześniej badaniom z coraz większą pewnością możemy mówić o pochodzeniu mieszkańców Ameryk.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może to mieszkańcy syberii pochodzą z Ameryki a nie na odwrót :) ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może to mieszkańcy syberii pochodzą z Ameryki a nie na odwrót :) ?

gdyby tak było inaczej rozłożyłoby się w populacji podobieństwo genetyczne ;P Z resztą udowodniono już, że kolebka ludzi jest w Afryce. Innej drogi pieszej do Ameryki nie było. Chyba że mi wmówisz, że ci ludzie budowali łodzie lepsze od Wikingów

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ojoj, temat pochodzenia Indian jak widzę wciąż wzbudza kontrowersje :)

 

Z tego co wiem sprawa na dzień dzisiejszy wygląda tak: było kilka migracji. Ta najsłynniejsza (przez Beryngię 12 tys. lat temu) nie była ani pierwszą ani ostatnią. Badania genetyczne i lingwistyczne potwierdzają co najmniej 4 a prawdopodobnie 5 lub 6 fal migracji, najprawdopodobniej zaczynających się ok dwudziestukilku- trzydziestu tysięcy lat temu.

 

Jak chodzi o archeologię datowania są zbyt rozbieżne, żeby stwierdzić coś na pewno. Badania w jaskiniach takich jak Pedra Furada (Brazylia) czy stanowisko "Topper" (Południowa Karolina) zdają się wskazywać nawet na 50 tys lat. Najstarsze znane ślady stóp pochodzą ze stanowiska Cerro Toluquilla (ok. 40 tys. lat). Najstarsze szkielety, to ok. 13 tys. lat (ale podane przeze mnie datowania nie są powszechnie uznanymi).

 

Najsłynniejszym znanym i uznanym za najstarszy szkieletem jest słynna Lucia datowana na ok. 11 tys lat. To by się nawet zgadzało z najpoprawniejszą politycznie teorią berynigii, gdyby nie jeden szkopuł: Lucia ma więcej cech kapoidalnych niż mongoloidalnych! (czyt. bliżej jej do Aborygenów australijskich niż do azjatów!). Zresztą wspomniane przeze mnie badania genetyczne potwierdzają, że ludność o cechach kapoidalnych wcześniej zasiedliła Amerykę niż mongoloidalna. Wszystko wskazuje też na to, że Ci drudzy skutecznie wyparli (wybili?) tych pierwszych. Ostatnie grupki ludności o cechach "aborygeńskich" można dziś jeszcze spotkać na Ziemi Ognistej.

 

Za bardzo się rozpisałam :/ Przepraszam za przydługiego posta i gratuluje tym, którzy dobrnęli do tego miejsca :P

 

Pozdrawiam!

sally

 

Ps. Nie trzeba łodzi lepszych od Wikingów, żeby dopłynąć do Ameryki, Maat :P Odsyłam do teorii "Kelp Highway"- najbardziej prawdopodobnej drogi zasiedlenia Nowego Świata z obszarów Azji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj, nie przepraszaj :) Co prawda historia i archeologia to nie moja domena, ale każda wiedza jest cenna :P dzięki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie. Za to używanie konkretów w dyskusji byłyby bardzo mile widziane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Owszem, pm jest bardzo cenne. Pokazuje, czy ktoś napisał posta przed południem, czy po południu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
PM jest bardzo cenne. Pokazuje, czy ktoś napisał posta przed południem, czy po południu.

 

;D ;D ;D ;D ;D ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Profesor Paolo Chiesa, ekspert od średniowiecznej literatury łacińskiej, twierdzi, że na 150 lat przed Krzysztofem Kolumbem żeglarze z Genui, rodzinnego miasta odkrywcy, wiedzieli o istnieniu Ameryki Północnej. Według uczonego, w średniowiecznym dziele odkrytym w 2013 roku jego autor, mnich z Mediolanu Galvaneus Flamma, zawarł informacje o Ameryce. Z pracą Chiesy możemy się zapoznać w artykule Marckalada: The First Mention of America in the Mediterranean Area (c. 1340) opublikowanym na łamach pisma Terrae Incognitae.
      Jak informuje uczony, w dziele Cronica universalis Galvaneus Flamma (Galvano Fiamma, zm. ok. 1345 roku) wspomina o terra que dicitur Marckalada, położonej na zachód od Grenlandii. Chiesa utożsamia Marckaladę ze wspomnianym w islandzkich źródłach Marklandem, który naukowcy identyfikują jako atlantyckie wybrzeża Ameryki Północnej. Dzieło Flammy, w którym prawdopodobnie zawarł on informacje zasłyszane w Genui, jest pierwszym w świecie śródziemnomorskim wspomnieniem o Ameryce. To jednocześnie dowód, że informacje o ziemi leżącej za Grenlandią krążyły poza światem nordyckim na 150 lat przed wyprawą Kolumba.
      Zamieszkały w Mediolanie dominikanin Galvaneus Flamma miał powiązania z rodziną Viscontich, która w tym czasie rządziła miastem. Jest on autorem licznych dzieł literackich, dotyczących przede wszystkim historii. Jego twórczość jest ważnym źródłem informacji o współczesnym mu Mediolanie. Jednak tam, gdzie pisze o przeszłości lub wykracza poza Mediolan, korzysta z różnych źródeł. Co prawda skrupulatnie je wymienia, ale podchodzi do nich bezkrytycznie.
      Specjaliści uważają, że Cronica universalis to jego późniejsze dzieło, być może ostatnie. Jest niedokończone i niewygładzone. Mógł je pisać w latach 1339–1345. Z prologu dowiadujemy się, że miało się ono składać z 15 ksiąg, opisujących historię świata od jego stworzenia, do czasów Flammy. Kronika urywa się jednak w połowie czwartej księgi i kończy na dziejach biblijnego króla Joasza. Brak jest dowodów, by powstały dalsze części.
      Cronica Galvaneusa została odkryta w 2013 roku. Przetrwała w jednym egzemplarzu, który znajduje się w rękach prywatnych. To kopia spisana w Mediolanie pod koniec XIV wieku przez Pedro Ghioldiego (Petrus de Guioldis), który przepisywał również inne dzieła Galvaneusa. Skądinąd wiemy, że spisane przez Ghioldiego kopie dzieł Flammy są często obarczone błędami. Wynika to z faktu, że Ghioldi miał do czynienia z licznymi niekompletnymi i nieukończonymi manuskryptami Galvaneusa, czasem trudnymi do odczytania. Dodatkowo na marginesach było sporo notatek. Przez to Ghioldi popełnił liczne błędy, szczególnie podczas przepisywania mało znanych słów (np. nazwisk czy nazw geograficznych). Jego manuskrypty nastręczają sporo trudności. Niektóre zdania są powtórzone, brak jest numerów rozdziałów, stosuje niespójny system odnośników. Jednak był Ghioldi profesjonalnym kopistą, zatem tam, gdzie występowały znane łacińskie słowa czy gdzie pismo oryginału było wyraźne, nie popełniał błędów. Wydaje się, że w dużej mierze był wierny oryginałowi.
      Wzmianka o Marckalada znajduje się w trzeciej księdze, opisującej dzieje ludzkości od Abrahama do Dawida. Galvaneus uzupełnia chronologię biblijną o świecką historię i mitologię. W księdze trzeciej znajduje się długi opis geografii, przede wszystkim obszarów egzotycznych, jak Daleki Wschód, Afryka, wyspy na oceanie i ziemie Arktyki. Korzysta przy tym z wiedzy Solinusa, rzymskiego pisarza z III lub IV wieku, czy Izydora z Charaksu, żyjącego na przełomie er grecko-rzymskiego geografa, jak i współczesnych mu Marco Polo czy Odoryka de Pordenone. Cytuje też mniej znanych autorów. Flamma zna średniowieczne dzieła naukowe na temat stref klimatycznych, interesują go rozważania na temat możliwości mieszkania przez ludzi na terenach o klimacie innym niż umiarkowany. Rozważa tutaj możliwość obecności ludzi na ziemiach południowych i północnych. I właśnie w tym kontekście wspomina o ziemi Marckalada. Oddajmy jednak głos autorowi Cronica universalis.
      Żeglarze, którzy przemierzają morza Danii i Norwegii mówią, że na północy, za Norwegią, jest Islandia. Jeszcze dalej znajduje się wyspa zwana Grolandią, gdzie Gwiazda Polarna zostaje za plecami, na południu. Gubernatorem tej wyspy jest biskup. Na tym lądzie nie ma zboża, ani wina, ani owoców. Ludzie żywią się tam mlekiem, mięsem i rybami. Mieszkają w podziemnych domach i nie odważają się mówić głośno czy czynić hałas w obawie, że dzikie zwierzęta ich usłyszą i pożrą. Żyją tam wielkie białe niedźwiedzie, które pływają w morzu i wloką na brzeg marynarzy z rozbitych okrętów. Żyją tam białe jastrzębie, zdolne do dalekich lotów, wysyłane do cesarza Kataju. Jeszcze bardziej na zachód jest inna ziemia, zwana Marckalada, gdzie żyją olbrzymy. Są tam budynku wzniesione z tak wielkich kamiennych płyt, że nikt inny nie mógł ich zbudować, jak tylko giganci. Są tam zielone drzewa, zwierzęta i olbrzymia ilość ptactwa. Jednak żaden żeglarz nie wie nic pewnego o tym lądzie.
      Wszystko wskazuje na to, że źródłem informacji o Marckaladzie są marynarze pływający po morzach Danii i Norwegii. Autor nie nazywa tej ziemi wyspą i zaznacza, że niewiele o niej wiadomo.
      O ziemi zwanej Markland wspominają średniowieczne źródła nordyckie, jak Saga o Eryku Rudym, Saga o Grenlandczykach oraz manuskrypty AM 420 A 4to oraz AM 736 II 4to. To źródła islandzkie, a nazwa Markland nigdy nie pojawia się poza światem nordyckim. Naukowcy zaś są zgodni, że Markland to – podobnie jak Vinland i Helluland – któraś z części atlantyckiego wybrzeża Ameryki Północnej. Zwykle Markland utożsamiany jest z Labradorem lub Nową Fundlandią.
      Na opis Flammy mogły mieć wpływ sagi, gdzie Markland również jest opisywany jako ziemia z rosnącymi drzewami i żyjącymi zwierzętami. Jednak równie dobrze może być to standardowy opis żyznych ziem. Jest jednak bardzo znaczący, gdyż ziemie północne są zwykle przedstawiane jako ponure i niemal pozbawione życia. Tak właśnie Galvenus opisuje Grenlandię. Natomiast wzmianka o mieszkających gigantach różni się od nordyckich opisów Markland. Chiesa uważa, że Flamma „zanieczyścił” swój opis Marcalady informacjami z nordyckiej tradycji literackiej, wedle której giganci mieszkali w krainach położonych na północnym-wschodzie, a nie północnym-zachodzie.
      Dzieło Flammy jest pierwszą w świecie śródziemnomorskim wzmianką o Ameryce. Skąd jednak o nim wiedział, skoro nigdy nie opuścił północnej Italii? Autor zawsze skrupulatnie powołuje się na źródła swoich wiadomości. Jednak w tym przypadku nie wymienia żadnego źródła pisanego. Wspomina, że informacje ma od żeglarzy pływających po morzach Danii i Norwegii. Chiesa nie widzi żadnego powodu, by mu nie wierzyć. Uczony zauważa jednak, że sam Mediolan nie jest położony nad morzem. Jego zdaniem, źródłem informacji o Marckaladzie byli marynarze z najbliższego portu – Genui. Wszystko więc wskazuje na to, że w I połowie XIV wieku – na 150 lat przed rokiem 1492, rokiem odkrycia Ameryki – marynarze z rodzinnego miasta Krzysztofa Kolumba zdawali sobie sprawę z istnienia tego lądu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      To potencjalnie przełomowe odkrycie, mówi archeolog Loren Davis z Oregon State University. Jeśli bowiem datowanie śladów ludzkich stóp z Nowego Meksyku jest prawidłowe, to mamy najsilniejszy dowód, że ludzie przybyli do Ameryki w środku epoki lodowej, tysiące lat wcześniej niż sądziliśmy. Jeśli to prawda, to będziemy mieli do czynienia z rewolucją w myśleniu o archeologii w Amerykach, dodaje uczony, który nie był zaangażowany w najnowsze badania.
      Z badań, opublikowanych na łamach Science, wynika bowiem, że odciski ludzkich stóp, które w przeszłości powstały na bagnistym wybrzeżu jeziora w dzisiejszym stanie Nowy Meksyk, liczą sobie od 21 d0 23 tysięcy lat.
      Szczyt ostatniego zlodowacenia przypadł na okres ok około 26 500 do 19 000 lat temu. Pomiędzy Azją a Ameryką Północną istniał wówczas pomost lądowy zwany Beringią. Obecnie obszar ten jest w większości zatopiony, jednak wtedy można było go przejść suchą stopą. Przynajmniej teoretycznie, gdyż drogę blokowały potężne lodowce. Dlatego też sądzono, że pierwsi ludzie dotarli do Ameryki około 13 500 lat temu, gdy otworzyły się przejścia pomiędzy lodowcami. Jednak od kilkudziesięciu lat pojawia się coraz więcej dowodów świadczących, że ludzie przybyli do Ameryki co najmniej 16 000 lat temu. Opisaliśmy nawet badania z jaskini Chiquihuite, których autorzy wysunęli śmiałe twierdzenie, że ludzie mogli przebywać w Amerykach już 30 000 lat temu, jednak znaczna część specjalistów je kwestionuje, powątpiewając czy to w datowanie czy w samą identyfikację fragmentów skał jako kamiennych narzędzi.
      Natomiast odciski ludzkich stóp to już zupełnie inny, niepodważalny, rodzaj dowodu, zauważa Ciprian Ardelean, autor badań z Chiquihuite. Jedną wątpliwość może budzić ich datowanie, dlatego też specjaliści będą z pewnością powtarzali badania.
      Najnowszego odkrycia dokonano w White Sands National Park w Nowym Meksyku. W czasie wieloletnich prac znaleziono tam tysiące śladów ludzi i zwierząt, które zachowały się w wyschniętym obecnie podłożu. Autorzy wspomnianego na wstępie artykułu skupili się na 60 odciskach ludzkich stóp, które znaleziono w siedmiu warstwach osadów. Matthew Bennett z Bournemouth Univeristy uważa, że ślady te zostawiły dzieci lub nastolatki, które bawiły się na brzegu jeziora.
      Jako, że nie ma wątpliwości, iż są to ślady Homo sapiens, pozostaje pytanie o ich wiek. I tutaj właśnie mamy do czynienia z największą sensacją. Na podstawie badań nasion znalezionych w warstwach stwierdzono, że ślady powstały w okresie pomiędzy 23 a 21 tysięcy lat temu. Jeśli zaś ślady rzeczywiście są tak stare, to ludzie musieli dotrzeć do Ameryki zanim jeszcze potężne lodowce zablokowały drogę. Odkrycie jest tak sensacyjne, że jego autorzy wielokrotnie powtarzali datowanie i wielokrotnie otrzymywali podobne wyniki.
      Jednak Loren Davis mówi, że nasiona mogą być starsze niż same odciski stóp. Uważa on, że mogły znajdować się w starszych osadach, a w wyniku erozji trafiły do warstwy, w której ludzie pozostawili odciski. Dlatego też jego zdaniem należy przeprowadzić badania metodą optycznie stymulowanej luminescencji, która ujawni, kiedy kryształy kwarcu obecne w osadach były ostatnio wystawione na działanie światła słonecznego. Wiedzielibyśmy wówczas, kiedy ludzkie ślady zostały przykryte kolejną warstwą osadów.
      Z wynikami badań można zapoznać się w artykule Evidence of humans in North America during the Last Glacial Maximum.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W ramach projektu naukowego Nasze Genomy udało się stworzyć bazę wariantów genetycznych populacji Polski, umożliwiając badaczom z całego świata dalsze porównywanie zebranych danych. To wyniki analizy ponad 1000 genomów 0150 poinformowano w czwartek 8 lipca na konferencji prasowej w Warszawie.
      Realizacja przedsięwzięcia była możliwa dzięki współpracy Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie oraz naukowego startupu MNM Diagnostics z Poznania.Do udziału w projekcie zostali zaproszeni naukowcy, bioinformatycy, klinicyści, a także specjaliści z różnych ośrodków w kraju. Badania, które wykonali, pozwoliły na utworzenie bazy danych polskich wariantów genetycznych.
      Jak wyjaśniła dr Paulina Dobosz dyrektor ds. rozwoju naukowego MNM Diagnostics, najważniejsze wnioski wynikające z projektu wskazują, że Polacy nie różnią się znacząco od innych populacji europejskich, ale najbardziej podobne do nas są subpopulacje europejskie GBR (brytyjska) i CEU (osoby pochodzenia europejskiego zamieszkujące amerykański stan Utah).
      Okazało się, że w naszej populacji predyspozycje do posiadania blond włosów są dość znaczne. Najprawdopodobniej Polacy mają większe szanse na piegi i na łysienie typu męskiego. Rzadziej kichamy na słońcu i wcale nie różnimy się pod względem genetycznych uwarunkowań do metabolizmu alkoholu od pozostałych mieszkańców Europy, choć radzimy sobie z tym lepiej niż Azjaci.
      Dr Dobosz podkreśliła jednak, że priorytetem, dla którego powstała baza wariantów jest cel medyczny. Baza ma służyć przede wszystkim naukowcom, klinicystom i diagnostom jako referencja dla prawidłowej interpretacji wyników badań genetycznych. Populacje różnią się bowiem częstością alleli patogennych - czyli takich wariantów danego genu, które powodują choroby. Jak podała, na przykład w polskiej populacji znacznie częściej może występować NBS (Nijmegen Breakage Syndrome) oraz Zespół Smitha-Lemliego-Optiza (SLOS), znany także jako niedobór reduktazy 7-dehydrocholesterolu, który charakteryzuje się licznymi wadami wrodzonymi, a także niepełnosprawnością intelektualną oraz problemami behawioralnymi. Zespół Smitha-Lemliego-Optiza jest jedną z najczęstszych chorób metabolicznych w Polsce.
      Analizie w projekcie poddano genomy ponad 1000 osób - ta pula całych genomów powstała z połączenia zasobów MNM Diagnostics oraz CSK MSWiA. Część materiału pochodziła z projektu “Odporni na COVID”, którego uczestnicy wyrazili zgodę na udział również w innych projektach.
      Jak zauważył dr n. med. Zbigniew J. Król, zastępca dyrektora do spraw klinicznych i naukowych CSK MSWiA w Warszawie, mając tak wiele próbek zebranych w czasie pandemii, uznano, że warto na bazie tak unikalnego materiału zrobić coś więcej. Tak zrodził się pomysł projektu Nasze Genomy. Najstarsza osoba, której genom przeanalizowano w ramach tego przedsięwzięcia naukowego, miała 99 lat. Średni wiek uczestnika to 44,7 lat.
      Zdaniem dr. Króla, w Polsce nie ma wielu badań obejmujących całe genomy. Według niego wyjątkowość Naszych Genomów polega też na tym, że baza zostanie udostępniona wszystkim zainteresowanym naukowcom. Dzięki projektowi możliwe będzie porównywanie naszej populacji z różnymi nacjami m.in. pod kątem zapadalności na różne choroby.
      Dr Dobosz dodała, że dane mogą być użyte w takich badaniach jak analizy porównawcze i epidemiologiczne (jak często występuje dany wariant patogenny w danej populacji), w analizach genealogicznych i antropologicznych oraz w badaniach medycznych.
      Dr Król wyraził nadzieję, że baza wariantów genetycznych będzie wykorzystywana w analizach dotyczących tego, jakie leki w określonych schorzeniach mogą przynieść lepsze lub gorsze efekty i co będzie najbezpieczniejsze dla polskich pacjentów.
      Konferencja zbiegła się w czasie z publikacją w czasopiśmie Nature, w którym naukowcy wskazali 13 obszarów w genomie człowieka mających wyraźny związek z infekcją COVID-19 lub jego ciężkim przebiegiem. Zespół prof. Króla jest jednym z partnerów tych ustaleń. Wspomniane 1 000 genomów od pacjentów biorących udział w projekcie „Odporni na COVID” zasiliło bazę uczestników badania z całego świata.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2015 roku u mieszkańców Amazonii znaleziono ślad genetyczny świadczący o ich kontaktach z ludnością zamieszkującą Australazję. Od tamtego czasu pojawiło się wiele hipotez próbujących wyjaśnić istnienie tego śladu. Tym bardziej, że nie zauważono go u wczesnych mieszkańców Ameryki Północnej. Teraz okazuje się, że wspomniany ślad genetyczny jest bardziej rozpowszechniony, niż się wydawało.
      Obecnie uznaje się, że Ameryki zostały zasiedlone przez ludzi, którzy przybyli z Azji przez Alaskę i powędrowali na południe, rozprzestrzeniając się po obu kontynentach. Tymczasem naukowcy z brazylijskich Universidade de São Paulo i Universidade Federal do Rio Grande do Sul oraz hiszpańskiego Universitat Pompeu Fabra informują na łamach PNAS, że australazjatycki ślad genetyczny odkryli też u ludów mieszkających poza Amazonią.
      Po przeanalizowaniu próbek krwi od 383 osób i sprawdzeniu 438 443 znaczników okazało się, że wspomniany ślad – marker Y (Ypikuera) – występuje u ludzi zamieszkujących wyżynę w centrum Brazylii, zachodnią część tego kraju oraz u ludu Chotuna z Peru.
      Zdaniem naukowców świadczy to nie tylko o napływie ludności z Australazji, ale o istnieniu dwóch fal takiej migracji. To zaś każe się zastanowić, nad tym, w jaki sposób ludzie ci trafili do Ameryki Południowej oraz dlaczego sygnału świadczącego o ich obecności nie stwierdzono w Ameryce Północnej. Niektórzy sugerują, że populacja z markerem Y mogła wyginąć po przybyciu Europejczyków na kontynent północnoamerykański. Inni zaś uważają, że dokładniejsze badania genomu rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej wykaże obecność markera Y również i tam.
      Jeśli jednak uznamy, że ślad ten nie występuje i nigdy nie występował w Ameryce Północnej, będziemy musieli rozważyć możliwość, iż ludzie z Australazji dotarli do Ameryki Południowej drogą morską, pokonując tysiące kilometrów otwartego oceanu.
      Hipoteza taka wydaje się szczególnie uprawniona w świetle najnowszych badań. Brazylijsko-hiszpański zespół informuje bowiem, że marker Y pojawił się w Ameryce Południowej najpierw na wybrzeżu Pacyfiku, dlatego też brakuje go w Ameryce Środkowej i Północnej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Największe z dotychczasowych badań nad genetyką seksualności pozwoliły na zidentyfikowanie pięciu miejsc w genomie, które są powiązane z zachowaniami homoseksualnymi, jednak żadne z tych miejsc nie jest na tyle silnym markerem, by na jego podstawie przewidzieć orientację seksualną człowieka.
      W ostatnim numerze Science ukazały się wyniki badań bazujących na genomach niemal 500 000 osób. Potwierdzają one stwierdzenia tych naukowców, którzy uważają, że o ile genetyka wpływa na orientację seksualną, to żaden pojedynczy gen nie ma na nią znaczącego wpływu. Nie ma 'gejowskiego genu', mówi główny autor badań, Andrea Ganna, genetyk z Broad Institute.
      Naukowcy stwierdzili, że genetyka odpowiada za nie więcej niż 25% zachowań seksualnych, reszta jest ukształtowana przez czynniki środowiskowe i kulturowe. To potwierdzenie wyników uzyskiwanych podczas wcześniejszych badań na mniejszą skalę.
      Autorzy podkreślają jednak, że wyników nie można przekładać wprost na całą populację. Wykorzystane genomy pochodziły bowiem głównie od osób o europejskich korzeniach, a badani byli w wieku 40–70 lat. Ponadto pod uwagę wzięto wyłącznie osoby, których płeć biologiczna i autoidentyfikacja płciowa nie były ze sobą zgodne.
      Naukowcy od dawna sądzili, że orientacja seksualna jest przynajmniej częściowo zapisana w genach. Już w latach 90. wykazano, że bliźnięta jednojajowe z większym prawdopodobieństwem mają tę samą orientację seksualną niż bliźnięta dwujajowe czy rodzeństwo adoptowane. Wyniki niektórych badań sugerowały, że o orientacji seksualnej mężczyzn decyduje region Xq28 w chromosomie X. Jednak inne poddawały tę informację w wątpliwość.
      Dotychczas problemem był fakt, że większość badań prowadzono na mężczyznach i to na małych grupach.
      Tym razem wykorzystano duże bazy danych genetycznych oraz metodę badań asocjacyjnych genomu (GWAS). Naukowcy podzielili badanych na dwie grupy: w pierwszej znalazły się osoby, które przyznały się do kontaktu seksualnego z osobą tej samej płci, w drugiej osoby, które takich kontaktów nie miały. Uczeni skupili się na polimorfizmie pojedynczego nukleotydu (SNP), czyli szukali zmian w sekwencji DNA polegających na zmianie pojedynczego nukleotydu (A, G, T lub C) pomiędzy poszczególnymi osobami. Po analizie i porównaniu genomów stwierdzono, że genetyka może odpowiadać za 8–25 procent zmienności zachowań seksualnych. Podczas kolejnej, jeszcze bardziej szczegółowej analizy, naukowcy próbowali zidentyfikować geny odpowiedzialne za zachowania seksualne. Udało im się znaleźć 5 takich genów, jednak wspólnie pozwoliły one na wyjaśnienie mniej niż 1% zachowań seksualnych.
      Ganna mówi, że wyniki badań sugerują, iż istnieje wiele genów mających wpływ na zachowania seksualne człowieka, a wielu z nich jeszcze nie odkryto. By je znaleźć potrzebne będą badania na jeszcze większej próbce. Uczony mówi jednocześnie, że metoda SNP może być tutaj nieprzydatna, gdyż żaden gen nie ma znaczącego wpływu na ludzkie zachowania seksualne.
      Co prawda udało się odnaleźć pojedyncze SNP powiązane z zachowaniami seksualnymi, jednak nie wiadomo, za co odpowiada każdy z nich. Jeden z tych genów jest powiązany z węchem, a ten, jak wiadomo, odgrywa rolę w atrakcyjności płciowej. Inny z nich jest powiązany z łysieniem u mężczyzn, które – jak wiemy – jest z kolei związane z poziomem hormonów płciowych. Na tej podstawie można wnioskować, że hormony są jakoś powiązane z zachowaniami homoseksualnymi.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...