Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Piraci kradną darmowe

Rekomendowane odpowiedzi

Przed kilkoma dniami byliśmy świadkami niezwykłego eksperymentu w świecie muzycznym. Grupa Radiohead zaoferowała swój album „In Rainbows” w Internecie i pozwoliła użytkownikom decydować, czy chcą zań zapłacić. Początkowo ogłoszono sukces – większość użytkowników płaciła. Album pobrano z witryny aż 1,2 miliona razy. Wkrótce jednak okazało się, że nawet oferowanie muzyki za darmo nie chroni artystów przed piractwem.

Firma Big Champagne, specjalizująca się w śledzeniu serwisów torrent, poinformowała, że w ciągu kilku pierwszych dni w serwisach tych nielegalnie rozprowadzono co najmniej 500 000 kopii „In Rainbows”. Każdego dnia notowane jest 100 000 nowych nielegalnych kopii, co oznacza, że lada dzień album zostanie więcej razy pobrany nielegalnie niż legalnie.

Przypadek ten dowodzi, że piractwo nie ma nic wspólnego z ekonomią. Jeśli zdobycie nielegalnej kopii jest łatwe, to niezależnie od ceny oryginału, piractwo będzie się szerzyło.

Albumy, które są popularne w sprzedaży, są też popularne wśród piratów. Część ludzi, którzy chcą coś zdobyć, zapłaci za to, a część znajdzie sposób, by mieć to za darmo – mówi Eric Garland, szef Big Champagne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość shadowmajk

A to akurat jest ciekawe... osobiscie jak bym mial szanse sciagnac album za darmo ze strony artysty badz zespolu to chetniej bym to zrobil niz uzywajac p2p bo po pierwsze bylo by to legalne po drugie wole Directlink takze nie bardzo rozumiem o co chodzi? swoja droga ludzie sami sobie szkodza "wiekszosc postanowila zaplacic" <- czy jakos tak nie rozumiem skoro daja za darmo to po cholere placic;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę to bez sensu. Jeśli coś mogę ściągnąć za darmo, to jakie ma znaczenie, skąd to ściągnę?

Człowiek, który dowiedział się, że Radiohead pozwala swój album ściągnąć za darmo, nie musi wchodzić na stronę zespołu, skoro woli korzystać z P2P. Może więc być to bardziej kwestia przyzwyczajenia lub wygody aniżeli skłonności do piractwa.

Poza tym - dlaczego darmowe ściąganie przez P2P nazywa się piractwem, a ściąganie tego samego ze strony zespołu - legalnością?

 

Zespół już swoje zarobił. Niewątpliwie więcej, niż gdyby dystrybucja odbywała się poprzez koncern medialny - który kasuje 95% wartości płyty. Muzycy byli świadomi, że tak to mniej więcej przebiegnie, zyskali zaś na tym coś zdecydowanie ważniejszego: ściągający ich płytę pozbyli się poczucia winy. Konsekwencje? Myślę, że wzrost popularności zespołu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam tylko jedno pytanie jaka była prędkość pobierania z serwera. To powinno wszystko wyjaśnić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ktoś pisząc ten artykuł nie zadał sobie trudu by sprawdzić jak wygląda rzeczywistość. Otóż można pobrać "In Rainbow" PRAWIE za darmo - trzeba się zarejestrować i określić ile się chce zapłacić i wtedy otrzymuje się linka do pobierania. Nie mam możliwości po prostu pobrania za darmo ze strony zespołu płyty klikając jakiśtam odnośnik.

Sama procedura jak dla mnie na tej stronie jest nieco zagmatwana, a na pewno bez znajomości angielskiego sobie nikt nie poradzi. I to jest wyjaśnienie dlaczego ta PRAWIE DARMOWA płyta pojawiła się w nielegalnym obiegu.

 

Osobiście wolę posłuchać zanim zapłacę - tu nie ma takiej możliwości. A eksperyment raczej polegał na tym, ze to odbiorcy określali ILE chcą zapłacić, a nie CZY chcą zapłacić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co racja to racja, nie raczyliście sprawdzić jak się ma faktyczny stan rzeczy do tego o czym piszecie. Jestem właśnie po zalogowaniu... i ściągnięciu pliku z nową płytą. Zapłaciłem 0,00 funtów, sam download ok 49MB pliku trwał 10min. O czym wy piszecie?! Płatny donwload?? Trudna rejestracja?  ??? no cóż..w dobie globalizacji i powinności znajomości języka nagielskiego takie pretensje świadczą o piszącym. Płytę ściągnąłem przesłuchałem, gorąco polecam ;-) przy większym natężeniu ruchu na serverze polecam odrobinę cierpliwości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Snobistyczni artyści by chcieli aby w świecie internetu każdy wchodził na ich strone i akurat z niej ściągał pliki. Ja bez googla to nawet nie wiem jaka jest ich strona a tak z p2p mógłbym tą płyte ściągnąć bez zbędnych formalności. Prawda jest też taka że wielu urzytkowników p2p ściąga dane w ilościach hurtowych i często nawet nie przesłuchają pliki ,które ściągneli. Ludzie są leniwi ,klik i się ściąga a tu trzeba się rejestrować czytać jakieś pierdoły co oni chcieli przekazać deklarować ile chce zapłacić po co to komu? Nagrali płyte fani ,którzy chcieli zapłacić zapłacili i wszyscy powinni być zadowoleni. A że po całej operacji i ściągnięciu z ich strony domowej przeciętny internauta otrzymuje kolejne 50 MB niczym się niewyróżniających plików wśród reszty terabajtów mp3 jakie posiada to już nie ważne. Ważne że komuś zaimponuje że ma też legalną muzyke. Heh dziwny jest ten świat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy snobizmem jest oczekiwanie, że ktoś zapłaci Tobie za wykonywaną pracę? Ciekawe, jak Ty byś się czuł, gdybyś pracował (nieważne, jaka to praca) i nie otrzymał zasłużonej wypłaty. A tym razem Radiohead poszli fanom dodatkowo na rękę, bo poprosili o zwyczajowe "co łaska" (bo tak naprawdę przy tradycyjnym obiegu płyt zespół i tak dostaje śmiesznie małe pieniądze - większość zżera dystrybutor i wytwórnia) zamiast określonej kwoty - to taki mały test na zaufanie. Także w tym wypadku argument, że rejestracja to zbyt duży wysiłek jest zwyczajnie marny i niepoważny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mediafar - nie wpadłem na pomysł żeby "płacić" 0,00. Bo to w zasadzie niczym nie różni się od tego, żeby powiedzieć artyście, że jego praca jest nic nie warta.

Jak ktoś bardzo chce to się zaloguje do tej strony (zdarzyło mi się kiedyś zarejestrować nawet na indyjskim forum choć nie rozumiałem tych "szlaczków") ale dla statystycznego użytkownika to proste nie jest. Jest w sieci wiele innych stron, gdzie logowanie rozwiązane w dużo bardziej przejrzysty sposób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy snobizmem jest oczekiwanie, że ktoś zapłaci Tobie za wykonywaną pracę? Ciekawe, jak Ty byś się czuł, gdybyś pracował (nieważne, jaka to praca) i nie otrzymał zasłużonej wypłaty

 

mówiąc o zespole radiohead to zrobili dokładnie to o czym mówisz. widocznie sami stwierdzili że ich praca jest warta "co łaska" więc nie ma co ich bronić.

najważniejszy wniosek - "Przypadek ten dowodzi, że piractwo nie ma nic wspólnego z ekonomią"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, po prostu uznali, że czasem warto zaufać fanom. Poza tym ta płyta ma też wymiar symboliczny, którego wydajesz się nie dostrzegać: jest protestem przeciwko eksploatowaniu artystów przez wytwórnie. To taki prztyczek w nos, pokazanie, że da się żyć i grać bez "pomocy" (sic!) koncernów fonograficznych (nawet jeśli początki bez ich wsparcia są bardzo trudne). To płyta symboliczna, a nie wycenianie siebie na "co łaska".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no dobra ale w tym artykule nie chodzi o radiohead bo jest masa składów które nie grają dla kasy chodzi o piractwo które nie zależy od tego czy cos jest drogie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tej tezy nigdy nie podważyłem, nawet więcej: sam tak sądzę, że nie chodzi w piractwie o kasę. To Ty wysunąłeś jakąś dziwną tezę, której teraz nie potrafisz obronić, jakoby zespół wycenił się na "co łaska".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dalej nie rozumiesz. napisałeś "Ciekawe, jak Ty byś się czuł, gdybyś pracował (nieważne, jaka to praca) i nie otrzymał zasłużonej wypłaty" tak jakbys ich bronił ekonomicznie. żeby ci to wytłumaczyc użyłem sformułowania "co łaska" bo tyle oczekiwali i nie da sie temu w jakikolwiek sposób zaprzeczyc. gadasz o zaufaniu do fanow. jedno nie wyklucza drugiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale moje słowa były bardzo konkretną odpowiedzią na zarzu? (poniekąd absurdalny), że Radiohead prezentują snobistyczne postawy. never mind.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z definicji jak coś jest darmowe to nie można tego spiracić bo to nie możliwe. Na przykład w domu mam linuksa (ubuntu), jak wszyscy wiemy jest to open scure czyli darmocha i co jeśli go ściągnę z p2p to oznacza, że mam pirata? Bo nie ściągnąłem go z oficjalnej strony?...Jeśli radiohead swoją muzykę oferuje za friko to znaczy, że mogę ją ściągać kiedy chcę, gdzie chcę i skąd mi się podoba i nic im do tego a w dodatku jest to zupełnie legalne! Jeśli śmią twierdzić inaczej to znaczy, że utwory nie są darmowe i to jest jeden wielki pic na wodę.

Ten artykół to jakieś kompletne nieporozumienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piotrek - bardzo się mylisz. Darmowe to nie to samo, co niechronione prawami autorskimi. Darmowe Ubuntu jest nie tylko darmowe, ale też wolne, czyli rozpowszechniane na takiej licencji, która pozwala na dalszą dystrybucję. Jeśli zaś np. napiszesz wiersz i rozdasz 100 jego kopii znajomym, a oni go rozprowadzą dalej, to mimo wszystko go spiracą, bo nie zapytali Ciebie o prawa autorskie. Kompletnie mylisz pojęcia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale w tym przypadku nie rozdawali piosenek konkretnej liczbie osób a więc jest to praktycznie nie do udowodnienia skąd utwór został pobrany. był darmowy dla każdego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale to nie daje Tobie prawa do dystrybucji w taki sposób, na jaki Ty masz ochotę. Powtarzam: cena 0,00 $ nie oznacza, że prawa autorskie (w tym prawa do dystrybucji) do dzieła wygasają. Oczywiście z wyłączeniem sytuacji, w której artysta wyraźnie pisze, że zrzeka się jakichkolwiek (lub ściśle określonych) praw do utworu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozprowadzanie legalnych utworów wśród znajomych dla użytku własnego jest legalne czego chyba nie wiesz a co stanowi bardzo ważny punkt obrony wśród piratów

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BZDURA, po wielokroć BZDURA. "Legalny" to taki, który jest wyjęty spod prawa autorskiego dotyczącego wyłączność dystrybucji. Cena utworu w tej sytuacji nie ma żadnego znaczenia, bo autor nie zrzekł się prawa autorskiego i dlatego to on decyduje, jakie są dozwolone kanały dystrybucji albumu. Poczytaj nieco o tematyce praw własności intelektualnej, a potem się wypowiadaj. Poza tym ten album nie jest z definicji darmowy, tylko kosztuje "co łaska", a to też znaczna różnica.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poza tym ciężko będzie udowodnić przed sądem, że osoba z drugiego końca świata, która ściągnęła od Ciebie plik, to Twój znajomy. Owszem, czym innym jest pożyczyć kopię np. na wypalonej płycie - ale publiczne udostępnienie pliku w świetle interpretacji większości sądów jest dowodem, że celem nie było wcale podzielenie się plikiem z konkretną osobą, tylko puszczenie płyty w obieg bez kontroli tożsamości ściągjaących dany plik, co jest niedozwolone.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś takiego jak odkrycie samodzielne czegokolwiek jest niemożliwe (zbyt mało energii) , potrzeba wielu ludzi badających to zjawisko i rozwijających pole by na końcu ktoś mógł zakrzyknąć mam ale z niewiedzy uważa to za swoje odkrycie , po czym sprzedaje i szuflada. Stary mechanizm niszczacy współczesny świat - prawo patentowe i duża kasa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      MPAA, amerykańskie stowarzyszenie przemysłu filmowego, które w głównej mierze przyczyniło się do zamknięcia Megaupload, wzięło na celownik kolejny serwis. Do sądu okręgowego na Florydzie trafił wniosek o wydanie nakazu zamknięcia Hotfile. Działa on na podobnych zasadach jak Megaupload, a MPAA twierdzi, że ponad 90% przechowywanych tam materiałów stanowią treści chronione prawami autorskimi. Co ciekawe, to niepierwsze starcie Hotfile z przemysłem filmowym. W ubiegłym roku serwis zapowiedział, że pozwie do sądu firmę Warner Bros., gdyż miała ona naruszyć zasady korzystania z narzędzi antypirackich Hotfile doprowadzając do usunięcia z serwisu treści, do których nie posiadała praw.
      MPAA od lat prowadzi działania mające nakłonić władze i prawodawców, że serwisy umożliwiające hostowanie i współdzielenie plików powinny być zamykane. Teraz, niewątpliwie zachęcona skutecznym zamknięciem Megaupload, organizacja postanowiła udać się do sądu. MPAA twierdzi, że Hotfile celowo zachęca użytkowników do nielegalnego dzielenia się chronionymi prawem treściami oraz im w tym pomaga. Prawnicy Hotfile odpowiadają, że zasady działania serwisu są zgodne z  opracowaną przez Bibliotekę Kongresu ustawą DMCA.
      Jeśli jednak MPAA udowodni, że serwis celowo umożliwia łamanie prawa, sąd prawdopodobnie nakaże jego zamknięcie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Megaupload został zamknięty przez władze Nowej Zelandii na wniosek amerykańskich organów ścigania. Kim Dotcom, jego założyciel, poinformował, że wśród użytkowników serwisu znajdowało się wielu urzędników amerykańskiego rządu.
      Prawnicy Megaupload ciężko pracują, by użytkownicy odzyskali dostęp do swoich danych. Prowadzimy negocjacje, by mogli oni odzyskać dane. I wiecie co. Odkryliśmy, że wielu użytkowników Megaupload to amerykańscy urzędnicy rządowi, wśród nich pracownicy Departamentu Sprawiedliwości i Senatu - powiedział Dotcom.
      Za użytkownikami Megaupload wstawiła się też organizacja Electronic Frontier Foundation, która prowadzi stronę MegaRetrieval w odzyskaniu dostępu do danych.
      Megaupload pozwalał użytkownikom na przechowywanie na swoich serwerach ich własnych plików. Oczywiście znaczną część stanowiły pliki naruszające prawa autorskie, jednak nie wszyscy użytkownicy łamali prawo.
      Po aresztowaniu Dotcoma i zamknięciu serwisu użytkownicy stracili dostęp do swoich plików. Co prawda serwery, na których są przechowywane dane zostały już dawno przeszukane i firmy hostujące mogą zrobić z nimi co chcą, jednak domena Megaupload.com została przejęta przez amerykańskie organa ścigania. Firmy hostujące dotychczas Megaupload zgodziły się przez jakiś czas nie kasować danych, mimo że nie otrzymują już pieniędzy za ich przechowywanie. Obecnie trwają starania o to, by użytkownicy mogli przynajmniej przenieść pliki na swoje własne dyski. Ich udostępnienie nie będzie jednak proste. Uruchomienie domeny, która pozwoli na dostęp do tych plików może skończyć się jej ponownym zablokowaniem, jeśli będzie ona oferowała materiały naruszające prawa autorskie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Studenci najsłynniejszej uczelni technicznej świata - MIT-u (Massachusetts Institute of Technology) - mogą otrzymać od władz uczelni certyfikat ukończenia kursu... piractwa. I nie chodzi tutaj o piractwo komputerowe, a to prawdziwe, morskie.
      Uczelnia postanowiła uczynić oficjalnym zwyczaj, który był praktykowany przez jej studentów przez co najmniej 20 lat. MIT wymaga, by uczący się ukończyli w czasie studiów co najmniej 4 różne kursy wychowania fizycznego. Teraz ci, którzy z powodzeniem ukończą strzelanie z pistoletu, łuku, żeglarstwo i szermierkę otrzymają oficjalny certyfikat
      Carrie Sampson Moore, dziekan wydziału wychowania fizycznego, mówi, że co roku kontaktowali się z nią studenci, prosząc o wydanie zaświadczenia o ukończeniu kursu pirata. Zawsze mówiłam im, że to inicjatywa studencka i byli bardzo rozczarowani - stwierdziła Moore.
      Od początku bieżącego roku postanowiono, że uczelnia zacznie wydawać oficjalne certyfikaty. Drukowane są one na zwoju pergaminu z równą starannością jak inne uczelniane dyplomy. Właśnie otrzymało je czterech pierwszych piratów, a w kolejce czekają następni.
      Mimo, iż cała ta historia może brzmieć niepoważnie, to certyfikat i warunki jego uzyskania są traktowane przez uczelnię całkiem serio. Przyszli piraci nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową, a otrzymanie świadectwa ukończenia kursu wiąże się ze złożeniem przysięgi. Stephanie Holden, która znalazła się w czwórce pierwszych piratów, zdradziła, że musiała przysiąc, iż ucieknie z każdej bitwy, której nie będzie mogła wygrać i wygra każdą bitwę, z której nie będzie mogła uciec.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do nowozelandzkiego sądu wpłynął wniosek o ekstradycję do USA Kima Dotcoma i trzech innych osób pracujących dla serwisu Megaupload.Dotcom i jego współpracownicy oskarżani są o umożliwienie użytkownikom nielegalnego pobierania chronionych prawem treści.
      Amerykanie dodatkowo stawiają im zarzuty wymuszenia, prania brudnych pieniędzy i defraudacji.
      Kim Dotcom odrzuca oskarżenia i w wywiadzie dla jednej z nowozelandzkich stacji telewizyjnych stwierdził: „Nie jestem królem piractwa. Oferowałem online’owy system przechowywania danych. I to wszystko“.
      Dotcom przebywa obecnie na wolności, musi jednak nosić elektroniczną bransoletkę. Nie wolno mu opuszczać Nowej Zelandii i korzystać z Internetu.
      Proces ekstradycyjny rozpocznie się 20 sierpnia.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nowozelandzki sąd zgodził się na zwolnienie za kaucją założyciela serwisu Megaupload, Kima Dotcoma. Idę do domu zobaczyć się z trójką moich małych dzieci i z ciężarną żoną - powiedział czekającym na niego reporterom Dotcom.
      Mężyczyzna pozostawał w areszcie od 20 stycznia, kiedy to policja dokonała nalotu na jego dom. Megaupload został zamknięty na podstawie międzynarodowego nakazu wystawionego w USA.
      Po wyjściu na wolność Dotcom będzie musiał mieszkać w niewielkim domu obok posiadłości, którą wynajmował oraz nosić elektroniczną bransoletkę. Ograniczono mu swobodę poruszania się, a sędzia zabronił też helikopterom lądowania w miejscu zamieszkania Dotcoma.
      Prokuratura twierdzi, że stoi on na czele grupy, która od 2005 roku zarobiła 175 milionów dolarów na nielegalnej dystrybucji filmów, muzyki i innych treści chronionych prawami autorskimi.
      Prawnicy Dotcoma odrzucają oskarżenia twierdząc, że firma ich klienta oferowała jedynie przestrzeń dyskową.
      Dotcom dwukrotnie starał się o zwolnienie za kaucją. Tym razem sąd uznał, że ryzyko jego ucieczki jest mniejsze niż wcześniej. Sędzia podkreślił też, że nie ma żadnych dowodów, jakoby Dotcom posiadał gdzieś nieujawnione konta, z których środki mogłyby pomóc mu w ucieczce. Dodał, że prokuratura nie znalazła żadnych śladów majątku, który nie zostałby jeszcze przez nią zajęty, a sam fakt, że Dotcom jest bogaty nie wystarczy, by stwierdzić, że powinien przebywać w areszcie.
      Dotcom czeka na decyzję dotyczącą wniosku ekstradycyjnego wystawionego w USA. Decyzja w tej sprawie zapadnie nie wcześniej niż 20 sierpnia.
      Formalnie wniosek jeszcze nie wpłynął do nowozelandzkiego sądu. Prawdopodobnie trafi tam na początku marca. Tymczasem w USA wielka ława przysięgłych dodała w ubiegłym tygodniu kolejne zarzuty przeciwko Megaupload. Stwierdzono, że serwis nielegalnie pobierał chronione prawami autorskimi treści udostępnione na YouTube.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...