Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

W przyszłym roku Norwegia planuje zakończenie budowy prototypu pierwszej na świecie elektrowni osmotycznej – poinformowała grupa energetyczna Statkraft.

Jak sama nazwa wskazuje, w elektrowni zostanie wykorzystany naturalny proces osomozy, czyli samorzutnego przenikania rozpuszczalnika przez półprzepuszczalną błonę z roztworu o mniejszym stężeniu (albo czystego rozpuszczalnika) do roztworu o większym stężeniu. Tutaj błona będzie oddzielać wodę morską od słodkiej.

Napływ cieczy do pojemnika z zasoloną wodą powoduje zwiększenie ciśnienia. Zjawisko to wykorzystuje się do generowania prądu za pośrednictwem turbiny.

Energia osmotyczna jest bardzo obiecującą technologią. Jest czysta i nie wiąże się z emisją gazów cieplarnianych. W ciągu kilku lat może się stać konkurencyjna wobec innych metod wytwarzania energii – powiedział w oświadczeniu szef Statkrafta Baard Mikkelsen.

Firma wylicza, że na świecie można by wybudować elektrownie osmotyczne, których łączna moc wynosiłaby 1600 terawatogodzin (TWh) rocznie. Dwieście przypadałoby na Europę, a 12 na Norwegię. W samej Norwegii stanowiłoby to 10% dotychczasowej produkcji. Tysiąc sześćset TWh to 13-krotność rocznej produkcji hydroelektrycznej Norwegii, która niemal całą swoją moc zawdzięcza elektrowniom wodnym.

Skandynawski prototyp będzie wytwarzał 2-4 kilowaty energii. Koszty opracowania technologii oraz budowy zakładu to 18,43 mln dolarów. Powstanie w fabryce papieru w Hurum w pobliżu Oslo. Lokalizacja zapewni łatwy dostęp zarówno do słonej i słodkiej wody, jak i infrastruktury.

Statkraft jest własnością rządu. Specjalizuje się w elektrowniach wodnych, ale wdraża też projekty elektrowni wiatrowych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chyba chodzi o kilowatogodziny bo kilowaty to praktycznie bardziej jednostka mocy a nie energii ale rzeczywiście ciekawe w jakim czasie ona bedzie to produkować. elektrownia na wode morską. nie rozumiem jednaj rzeczy jest tyle możliwych alternatyw a oni wciąż kombinują jakieś dziwadła. tylko niech nikt mi nie mówi że to jest właśnie ta alternatywa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przykro mi to jest włąśnei alternatywa..... 2-4 kWh to mało jak na 18,5 mln dolców ALE przecie to PROTOTYP!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie rozumiem jednaj rzeczy jest tyle możliwych alternatyw a oni wciąż kombinują jakieś dziwadła. tylko niech nikt mi nie mówi że to jest właśnie ta alternatywa.

 

Ty chyba masz jakiś pomysł, tylko nie chcesz powiedzieć. wal śmiało, szejkowie arabscy chętnie poczytają  ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podejrzewam, że tego typu projekty są tylko ciekawostką (były o wiele bardziej interesujące elektrownie wykorzystujęce przypływy, fale morskie). Podstawowym problemem jaki tu widzę, to słodka woda. Żeby taka elektrownia mofła działać, trzeba odgrodzić słodką wodę od słonej. Zagrodzić rzeki można, ale co na to ekolodzy. Zwykłych elektrowni wodnych na rzekach można jeszcze zbudować wiele i podejrzewam, że są one o wiele tańsze niż osmotyczne, ale właśnie ograniczenia ekologiczne stoją na przeszkodzie rozwoju energetyki wodnej.

gw

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed rokiem, 21 grudnia, Paweł Bednarski postanowił skorzystać z ładnej pogody, złapał za wykrywacz metali i wybrał się w pobliże Stjørdal. W przypadkowo wybrany miejscu znalazł kilka przedmiotów, które nie wyglądały obiecująco. Dopiero gdy w znalezisko zostali zaangażowani specjaliści z Norweskiego Uniwersytetu Naukowo-Technicznego (NTNU) okazało się, że kilka centymetrów pod powierzchnią gruntu Polak znalazł niezwykły srebrny skarb z epoki wikingów
      Najpierw znalazłem mały pierścionek, który nie wyglądał zbyt interesująco. Później pojawił się kolejny pierścionek i fragment bransoletki, mówi Bednarski. Znalezione przez siebie przedmioty zaniósł do domu. Pokryte były gliną, trudno było stwierdzić, co to jest. Dopiero gdy umyłem jeden z fragmentów wisiorka, zdałem sobie sprawę, że to coś wyjątkowego, dodaje.
      Bednarski powiadomił odpowiednie urzędy, ale o tym, co odkrył dowiedział się dopiero, gdy skontaktowała się z nim Birgit Maixner z Muzeum Nauki NTNU. To wyjątkowe znalezisko. Minęło wiele lat od czasu, gdy na terenie Norwegii znaleziono coś podobnego, powiedziała uczona. Składa się ono z 46 srebrnych elementów. Większość z nich to fragmenty przedmiotów. Mamy tutaj więc dwa pierścionki, arabskie monety, naszyjnik, bransolety i łańcuszki. Wszystko zostało rozkawałkowane.
      Zdaniem Maixner, przedmioty pochodzą z czasów, gdy kawałki srebra służyły jako środek wymiany, a ich wartość była określana według wagi. To okres przejścia od wymiany barterowej do posługiwania się pieniądzem. W Norwegii monety zaczęto wybijać w IX wieku, wcześniej posługiwano się barterem, ale pod koniec VIII wieku pojawia się środek wymiany w postaci kawałków srebra. Taki sposób handlu był znacznie bardziej elastyczny niż barter. W gospodarce barterowej, jeśli chciałeś kupić krowę, musiałeś przyprowadzić ze sobą kilka owiec i znaleźć sprzedawcę krowy, który akurat potrzebował owiec. Srebro łatwo było przechowywać i transportować. Łatwo też było kupić za nie to, czego się potrzebowało, wyjaśnia Maixner.
      Całkowita waga znaleziska dokonanego przez Bednarskiego wynosi 42 gramy. Po przeliczeniu cen zawartych w Gulatingsloven, najstarszym norweskim prawie dotyczącym m.in. umów i roszczeń, możemy przypuszczać, że Polak znalazł około 0,6 krowy w srebrze. To znaczna wartość jak na tamte czasy. Jeszcze do niedawna przeciętne gospodarstwo rolne w Norwegii posiadało 5 krów, wyjaśnia Maixner.
      Znalezisko jest tym bardziej niezwykłe, że typowy skandynawski skarb z epoki wikingów zawiera po jednym fragmencie różnych przedmiotów. tutaj zaś mamy wiele fragmentów tego samego przedmiotu. Na przykład jeden z wisiorków został podzielony na 8 części. To wisiorek typu jaki pojawił się w Danii w VIII wieku. Można więc przypuszczać, że właściciel skarbu podzielił różne srebrne przedmioty, bo przygotowywał się do transakcji handlowych. Fakt, że posiadał całe bransoletki typu duńskiego może świadczyć o tym, iż zanim zawitał do Stjørdal przebywał w Danii.
      Kolejną niezwykłą cechą skarbu jest wiek arabskich monet. Monety takie znajduje się w norweskich skarbach epoki wikingów, a 3/4 z nich pochodzi z lat 890–950. W skarbie Bednarskiego znajdują się fragmenty 7 monet, z czego datowano 4, ale pochodzą one z końca VII lub początku VIII wieku. Wiek arabskich monet, bransoletki i duże pofragmentowanie przedmiotów jest bardziej typowe dla znalezisk z Danii niż Norwegii. Na podstawie tych cech datujemy znalezisko na około 900 rok, dodaje Maixner.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Eystein Østmo i jego zespół archeologów z Nowerskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii dokonali odkrycia, które poruszyło i wprawiło w zdumienie norweskie środowisko archeologiczne. Pod warstwą ziemi o wyraźnie innym kolorze od otoczeni natrafiono na grób sprzed około 1000 lat, z epoki wikingów.
      Oczywiście samo znalezienie takiego pochówku nie jest niczym niezwykłym. Jednak zwykle groby takie występują w większych grupach. Tym razem jednak było inaczej. To jedyny znany grób wikingów w promieniu wielu kilometrów. To był jednak dopiero początek niespodzianek.
      Wykopaliska ujawniły istnienie kwadratowej okrywy. Mieli do czynienia nie ze zwyczajnym grobem, a z komorą grobową. Takie pochówki były zarezerwowane dla mieszkańców miast i wikińskiej elity. Tymczasem Trondelag już od czasów wikingów leżało na wiejskiej prowincji, z dala od większych ośrodków.
      Przedmioty znalezione w grobie wskazują, że pochowano tam kobietę. Archeolodzy natrafili m.in. ponad 300 zielonych i purpurowych koralików, liczne brosze oraz grzebienie. Znaleziono również kości i zęby. Naukowcy mają nadzieję, że ich analiza pozwoli na bliższe określenie tożsamości pochowanej.
      Biorąc pod uwagę naturę znalezionych przedmiotów i bogate wyposażenie grobu, naukowcy sądzą, że kobieta była wpływowym członkiem lokalnej społeczności. Na razie jednak nic więcej na jej temat nie wiadomo.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Norweska państwowa firma Statnett, odpowiedzialna za budowę i utrzymanie sieci energetycznej, odkryła na dnie Morza Północnego wrak niemieckiego lekkiego krążownika Karlsruhe, zatopionego w 1940 roku.
      Niemiecką jednostkę zauważono w 2017 roku. W sierpniu bieżącego roku postanowiono przyjrzeć się lepiej znalezisku. Do jego zbadania wysłano zdalnie sterowany pojazd. Gdy zauważyliśmy, że jednostka została storpedowana, zdaliśmy sobie sprawę, że pochodzi ona z czasów wojny. Widoczne były też działa, więc jasnym się stało, że mamy do czynienia z dużym okrętem, mówi inżynier Ole Petter Hobberstad, odpowiedzialny za prowadzenie projektu. Wrak leży na głębokości 490 metrów, w odległości 24 kilometrów od portu Kristiansand.
      Krążownik Karlsruhe został zwodowany w 1927 roku. Miał 174 metry długości, a jego maksymalna prędkość wynosiła 32 węzły (59 km/h), czyli dość sporo, jak na tamte czasy. Jego uzbrojenie stanowiło m.in. dziewięć 15-centymetrowych dział.
      W roku 1930 okręt służył jako jednostka szkoleniowa, w 1936 brał udział w patrolach u wybrzeży Hiszpanii w czasie wojny domowej. Po wybuchu II wojny światowej został przekształcony w jednostkę bojową i 9 kwietnia 1940 roku był okrętem flagowym grupy bojowej, która wzięła udział w inwazji Niemiec na Norwegię. Głównym celem ataku był port Kristiansand. Okręt odegrał ważną rolę w istotnym momencie najnowszej historii Norwegii, mówi archeolog Frode Kvalo z Norweskiego Muzeum Morskiego w Oslo. Wiadomo, że w czasie ataku Karlsruhe został trafiony pociskami norweskiej artylerii, nie wiemy jednak, na ile mu one zaszkodziły.
      Tego samego dnia, po zdobyciu Kristiansand krążownik skierował się w stronę Niemiec. Wówczas został trafiony torpedami przez brytyjski okręt podwodny Truant. Dwie godziny później dowódca rozkazał załodze opuścić uszkodzony okręt, który został następnie zatopiony przez niemiecką torpedę.
      Karlsruhe to imponujące znalezisko. Większość dużych okrętów wojennych, ze względu na swoją budowę, obraca się stępką do góry gdy tonie. Jednak Karlsruhe zatonął nie obracając się i spoczywa na kilu. Nie licząc dzioba, który wyleciał w powietrze, gdy niemiecka torpeda trafiła w magazyn z amunicją, okręt jest praktycznie nietknięty, mówi Kvalo.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Międzynarodowej Federacji Przemysłu Fonograficznego (IFPI) nie udało się zmusić jednego z największych światowych telekomów do zablokowania serwisu The Pirate Bay. To jedno z nielicznych w ostatnim czasie "zwycięstw" piratów.
      W ubiegłym roku IFPI pozwało do sądu norweską firmę Telenor, gdyż odmówiła ona blokowania The Pirate Bay. Organizacja przegrała sprawę i złożyła apelację. Dzisiaj sąd odmówił jej rozpatrzenia, podtrzymując tym samym poprzedni wyrok.
      "Zgodnie z duchem prawa o ochronie własności intelektualnej, Telenor nie bierze udziału w zachowaniu, które jest naganne lub też może być podstawą do żądania odszkodowania za umożliwienie klientom dostępu do The Pirate Bay" - stwierdził sąd.
      Norweski wymiar sprawiedliwości zajął więc inne stanowisko niż sądy w innych krajach. W ubiegłym tygodniu duński sąd nakazał firmie Tele2 zablokować dostęp do TPB, a niedługo później we Włoszech sąd wydał podobny wyrok obowiązujący wszystkich dostawców internetu.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas pierwszego od 1981 roku spotkania przedstawicieli państw graniczących z Arktyką (Rosja, Norwegia, Kanada, USA i Dania), norweski minister ochrony środowiska poinformował, że największym zagrożeniem dla niedźwiedzi polarnych nie są już polowania urządzane przez człowieka. Zwierzętom najbardziej zagraża globalne ocieplenie.
      Musimy bronić ekosystemu, którego częścią jest niedźwiedź. Jeśli chcemy odnieść sukces, musimy powstrzymać globalne ocieplenie - mówił Erik Solheim.
      Wymienione państwa już w 1973 roku doszły do porozumienia w sprawie ochrony niedźwiedzi polarnych. Teraz jednak topniejący lód powoduje, że cały gatunek, liczący od 20 do 25 tysięcy osobników, znalazł się w niebezpieczeństwie. Los niedźwiedzi zależy od pokrywy lodowej, gdyż to z lodu właśnie polują na foki.
      Norweski minister ostrzegł też, że ocieplanie klimatu może doprowadzić do uwolnienia olbrzymich ilości metanu uwięzionych w glebie Arktyki, co spowoduje przyspieszenie ocieplania klimatu.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...