Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Puszki, monety i smoczek z lat 30. XX w. To wyrzucił z siebie gejzer Ear podczas największej erupcji od 61 lat

Rekomendowane odpowiedzi

Po wybuchu gejzeru Ear z Parku Narodowego Yellowstone, do którego doszło w połowie września, strażnicy znaleźli wokół gorącego źródła ciekawy zestaw obiektów, w tym smoczek z lat 30. ubiegłego wieku. Pracownicy parku podkreślają, że to największa erupcja od 1957 r., bo para i woda były wyrzucane na wysokość 6-9 m.

Przedstawiciele Parku dodają, że nie należy niczego wrzucać do cieplic i gejzerów. Ciała obce mogą je [bowiem] uszkodzić. Mamy nadzieję, że gdy następnym razem Ear Spring wybuchnie, nie znajdziemy nic poza skałami i wodą.

Po rekordowej erupcji Ear nadal wyrzuca materiał na wysokość ok. 60 cm. Źródło nazwano Ear, bo jego wygląd przywodzi na myśl ludzkie ucho. To jedno z najgorętszych źródeł termalnych na terenie Wzgórza Gejzerów. Jego temperatura oscyluje w okolicach temperatury wrzenia.

Oprócz smoczka po erupcji znaleziono trochę puszek, kilkadziesiąt monet (które po oczyszczeniu zostaną poddane analizie), kawałek materiału (najprawdopodobniej koszulkę lub torbę), a także czarny plastik w kształcie, nomen omen, ucha. Przynajmniej część obiektów trafi do archiwum Parku.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

trochę to straszne i dziwne, że w takich niekorzystnych warunkach(temperatura/pH) gumowy smoczek tyle lat przetrwał?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Alpach Berneńskich odkryto rzymskie artefakty, które wg specjalistów, są ofiarami dla bóstw. Skarb odnaleziono dzięki wspinaczowi, który latem 2020 r. zdobywał Ammertenhor poza wyznaczonymi szlakami. Gdy natrafił na monetę, powiadomił Służbę Archeologiczną Kantonu Berno (Archäologische Dienst des Kantons Bern), która przeprowadziła wykopaliska.
      Podczas wykopalisk na wysokości ok. 2600 m n.p.m. odkryto 100 monet, 27 małych kryształów górskich, 59 rzymskich gwoździ do butów, broszę oraz fragment tabliczki wotywnej w kształcie liścia. Znalezione monety datują się na okres od rządów Tyberiusza (22–30) po rządy Arkadiusza (395–408).
      Okazjonalnie znajduje się w Alpach pojedyncze rzymskie monety. To stanowisko jest wyjątkowe z dwóch powodów: lokalizacji i liczby monet - powiedziała Newsweekowi Regula Gubler, menedżerka naukowa projektu. Częściej znajduje się artefakty - monety czy brosze - na przełęczach. Nasze stanowisko leży [jednak] daleko od obszarów zamieszkanych (zarówno w czasach rzymskich, jak i obecnie), na wysokości 2590 m n.p.m., i zdecydowanie nie jest przełęczą.
      Gubler wyjaśniła, że stanowisko jest zlokalizowane na płaskowyżu między dwoma szczytami. W dodatku znajduje się o parę godzin wędrówki od najbliższej drogi i z dala od szlaków wspinaczkowych. Specjalistka podkreśliła, że z tego powodu zaopatrzenie dla mieszkających w obozie archeologów transportowano drogą powietrzną.
      Naukowcy podejrzewają, że mamy do czynienia ze świętym miejscem, do którego ludzie udawali się, by złożyć ofiarę błagalną bądź dziękczynną. Kryształy górskie występują naturalnie w tej okolicy. Wg Gubler, ich obecność mogła sprawić, że lokalizacja wydawała się odpowiednia do celów rytualnych. Rzymianie cenili kryształy górskie, Pliniusz Starszy poświęcił im dużo miejsca w swojej „Historii naturalnej”. A o tym, że mamy do czynienia z ofiarą, a nie z przypadkowo zgubionym mieszkiem z pieniędzmi, świadczy nie tylko odosobnienie miejsca znalezienia, ale przede wszystkim kompozycja skarbu. Wchodzące w jego skład monety odpowiadają temu, co znajdujemy w świątyniach.
      Skądinąd wiemy, że Rzymianie oddawali cześć lokalnym bóstwom. W pobliskim mieście Thun, które po rzymskim podboju z 58 roku stało się jednym z głównych centrów administracji w regionie, istniał kompleks świątynny, w którym znaleziono tabliczkę z dedykacją dla żeńskich bóstw Alp. Odkrycie wysoko w górach dowodzi, że Rzymianie nie tylko z daleka oddawali cześć bogom Alp, ale wybierali się na długie wędrówki, by złożyć im ofiarę.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawno odbyło się pierwsze spotkanie robocze projektu Timeless. Zrzeszeni w nim naukowcy chcą zachować i przybliżyć społeczeństwu cenne obiekty, znalezione podczas prac nad serialem dokumentalnym o polskich wynalazcach pt. „Geniusze i marzyciele”. W projekcie biorą udział specjaliści z różnych szkół wyższych. Celem zespołu jest m.in. utworzenie ogólnodostępnego wirtualnego muzeum.
      Seria „Geniusze i marzyciele” przywołała historie zapomnianych polskich wynalazców, m.in. Piotra Szczepanika, Jana Czochralskiego, Antoniego Kocjana czy Stefana Bryły.
      Inspirujący research
      Pomysł projektu [Timeless] zrodził się podczas produkcji filmów dokumentalnych - w trakcie szukania dokumentów, notatek, zdjęć, klisz filmowych i memorabiliów pozostałych po ikonach polskiej wynalazczości, które znajdują się w dużej mierze w prywatnych zbiorach rodzinnych i mniejszych lokalnych kolekcjach. Wiele z nich to cenne obiekty dziedzictwa kulturowego, których nie objęto opieką konserwatorską ani nie udostępniono szerszemu gronu odbiorców - podkreślono w komunikacie Uniwersytetu Jagiellońskiego (UJ) oraz Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie (UEK).
      Poza oceną ryzyka deterioracji pamiątek, zarządzaniem jakością powietrza w miejscu ich przechowywania, a także pasywną i aktywną konserwacją, celem projektu Timeless jest również przybliżenie spuścizny polskich wynalazców społeczeństwu. Dlatego też naukowcy zamierzają przeprowadzić digitalizację obiektów i planują udostępnić je we wspomnianym na początku wirtualnym muzeum.
      Skoro nie może powstać muzeum fizyczne, powstanie muzeum wirtualne
      Większość pamiątek po wynalazcach znaleźli twórcy serii „Geniusze i marzyciele”. To kolekcja rozproszona, pamiątki rodzinne. Nie może z nich więc powstać fizyczne muzeum. Stąd pomysł na muzeum wirtualne. Jak tłumaczy Monika Koperska, współzałożycielka Stowarzyszenia Rzecznicy Nauki, doktor nauk chemicznych w dziedzinie chemii w konserwacji sztuki/spektroskopii, niektóre pamiątki - te w przypadku których będzie to miało uzasadnienie - zostaną zeskanowane w 3D. Twórcom zależy, by była to jak najpełniejsza interakcja z zabytkami. Wystawa i informacje zgromadzone podczas jej przygotowania posłużą też naukowcom, którzy w przyszłości będą prowadzili badania.
      Aspekt emocjonalny również ma znaczenie
      Na obecnym etapie projektu naukowcy sprawdzają, które z pamiątek wymagają pilnych prac konserwatorskich, a także zastanawiają się, jak ratować rozproszone kolekcje (specjaliści z Katedry Mikrobiologii UEK mają np. zbadać jakość powietrza w miejscu przechowywania obiektów, a także opracować strategie zarządzania ryzykiem ich skażenia mikrobiologicznego). Później, wraz ze specjalistami od neuromarketingu, będą testować na grupie wybranych osób, które z tego typu pamiątek wzbudzają największe emocje. Zwykle gdy muzea tworzą wystawę, kierują się aspektem estetycznym czy historycznym. Tutaj jednak twórcy chcą uwzględnić aspekt emocjonalny. Ma to ułatwić naukowcom wejście w przestrzeń społeczną. Jeśli bowiem ludzie wskażą, które z obiektów wywołują największe emocje, które należy otoczyć największą opieką, jest też szansa, że się wystawą zainteresują i będą ją odwiedzać.
      Miejsce poza czasem
      Wystawa/muzeum Timeless to miejsce poza czasem, które z jednej strony umożliwi podróż w przeszłość, a z drugiej pozwoli podpatrywać współczesnych naukowców i zabiegi, które trzeba wykonać, by pamiątki dotrwały do przyszłych pokoleń. Znajdą się tam też rady, jak opiekować się cennymi zbiorami w naszych domach.
      Zakończenie projektu zaplanowano na wrzesień przyszłego roku. Jego liderem jest Stowarzyszenie Rzecznicy Nauki.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Członkowie Jadowskiego Stowarzyszenia Historycznego trafili na najprawdopodobniej największy skarb krzyżacki na Mazowszu. Już we wrześniu pasjonaci odkryli 14 krzyżackich monet, które leżały zaledwie 15 centymetrów pod powierzchnią łąki znajdującej się przy kościele. O odkryciu natychmiast poinformowali Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, który zlecił przeprowadzenie prac archeologicznych. Wówczas znaleziono kolejne 4 monety. Dla pasjonatów z Jadowa szczególnie fascynujący jest fakt, że monety są starsze od najstarszej wzmianki o ich miejscowości.
      Nic nie wskazuje na to, by monety zostały celowo ukryte, nie znaleziono też kości mogących świadczyć, że ktoś w tym miejscu zginął. Odkrywcy skarbu sądzą, że albo zawędrował w te okolice jakiś krzyżak, albo ktoś, kto otrzymał zapłatę od krzyżaków i w tym miejscu zgubił monety.
      Detektoryści nie spodziewali się takiego znaleziska. Po raz pierwszy też mieli okazję pracować na łące. Dotychczas ksiądz nie zgadzał się na prowadzenie tam poszukiwań, gdy uzyskali zgodę od księdza i od konserwatora zabytków, przystąpili do pracy. Początkowo znajdowali tam niezbyt przedmioty. W końcu trafili na monety. Na początku myśleliśmy, że to nie jest aż tak cenne znalezisko. Myśleliśmy, że są to boratynki, czyli dużo bardziej powszechne, miedziane monety. Po oczyszczeniu okazało się, że są to monety srebrne, bardzo wyraźne. Na większości z nich są krzyże, a z drugiej strony herby, które pozwoliły nam upewnić się, że są to kwartniki krzyżackie, powiedział w rozmowie z RMF24 jeden z odkrywców, Marek Suchocki. Jak się zorientowaliśmy, że są to monety krzyżackie, to się przestraszyliśmy. Te wszystkie przepisy związane z ochroną zabytków są na tyle restrykcyjne, że baliśmy się, żeby czegoś nie zniszczyć, żeby postąpić zgodnie z procedurami, dodał.
      Obecnie monetami zajmują się konserwatorzy z Państwowego Muzeum Archeologicznego. O tym, gdzie ostatecznie trafią, zdecyduje Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków.
      Jadowskie Stowarzyszenie Historyczne zajmuje się nie tylko poszukiwaniami. Przed 2 laty jego członkowie otworzyli muzeum historyczne, zajmują się też relacjami polsko-szkockimi. Pod Jadowem znajduje się bowiem cmentarz szkockich osadników. Dzięki pracy członków Stowarzyszenia udało się określić jego granice.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Koleje badania pokazują, jak potężna była erupcja wulkanu Hunga Tonga-Hunga Ha’apai ze stycznia 2022 roku. Nie od dzisiaj wiemy, że była to największa erupcja wulkaniczna obserwowana bezpośrednio przez naukę, a do atmosfery trafiło wyjątkowo dużo wody. Międzynarodowy zespół naukowy poinformował, że w wyniku erupcji woda została początkowo wypiętrzona na wysokość 90 metrów. To wielokrotnie więcej niż największe fale powstałe po trzęsieniach ziemi.
      Wybuchy wulkanów rzadko wywołują tsunami, czego nie można powiedzieć o trzęsieniach ziemi. W 2011 roku w wyniku trzęsienia ziemi Tohoku pojawiła się fala tsunami, która zabiła 20 000 osób i uszkodziła elektrownię w Fukushimie. W 1960 roku Chile doświadczyło najpotężniejszego z zarejestrowanych trzęsień ziemi, któremu nadano nazwę Valdivia. W obu przypadkach początkowa fala tsunami miała około 10 metrów. Fale te przyniosły duże zniszczenia. Na szczęście dla nas, Hunga Tonga-Hunga Ha’apai wybuchł daleko od dużych mas lądowych, a wygenerowana przezeń fala była węższa niż powstała w wyniku trzęsień ziemi.
      Eksperci skupieni w International Tsunami Commission mówią, że to wyjątkowe wydarzenie powinno być dzwonkiem alarmowym. Przypominają, że system wykrywania tsunami powodowanego przez wybuchy podwodnych wulkanów jest o 30 lat zapóźniony w porównaniu z systemem ostrzegania przed tsunami powstającym w wyniku trzęsienia ziemia.
      Tsunami spowodowane erupcją tego wulkanu zabiło 5 osób i spowodowało zniszczenia na dużą skalę, jednak skutki byłyby bardziej tragiczne, gdyby do erupcji doszło bliżej ludzkich siedzib. Wulkan znajduje się w odległości około 70 kilometrów od stolicy Tonga Nuku'alofa, to znacząco osłabiło falę tsunami, mówi doktor Mohammad Heidarzadeh, sekretarz generalny International Tsunami Commision. To było gigantyczne unikatowe wydarzenie, które pokazuje, że musimy poprawić system wykrywania tsunami pochodzenia wulkanicznego, dodaje.
      Badania dotyczące tsunami wywołanego przez Hunga Tonga-Hunga Ha’apai polegały na analizie danych dotyczących zmian ciśnienia atmosferycznego i oscylacji poziomu oceanu w połączeniu z symulacjami komputerowymi, które potwierdzano danymi zebranymi w terenie.
      Naukowcy odkryli, że mieliśmy w tym przypadku do czynienia z wyjątkowym tsunami. Zostało ono spowodowane nie tylko przez przemieszczenie wody w wyniku erupcji wulkanicznej, ale też przez wielkie atmosferyczne fale ciśnienia, które wielokrotnie okrążyły  Ziemię. Ten podwójny mechanizm działania doprowadził do powstania tsunami składającego się z dwóch części. Początkowe fale powstały w wyniku powstały w wyniku zmian ciśnienia atmosferycznego, a godzinę później pojawiły się fale wywołane przemieszczeniem wody. Systemy ostrzegania przed tsunami nie wykryły początkowych fal, gdyż skonstruowano je z myślą o rejestrowaniu tsunami powstałego w wyniku przemieszczenia wody, a nie zmian ciśnienia w atmosferze.
      Tsunami powstałe w wyniku erupcji Hunga Tonga-Hunga Ha’apai było jednym z niewielu, które obiegło cały świat. Zarejestrowano je na wszystkich oceanach i dużych morzach, od Japonii, przez USA po wybrzeża Morza Śródziemnego.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Erupcja podwodnego wulkanu Hunga Tonga-Hunga Ha'apai była jednym z najpotężniejszych wydarzeń tego typu w czasach współczesnych oraz największą erupcją obserwowaną przez naukę. Teraz dowiadujemy się, że wyrzuciła ona do atmosfery rekordowo dużo wody. Na tyle dużo, że przejściowo może ona wpłynąć na średnie temperatury na całej planecie. Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy, mówi Luis Millán z Jet Propulsion Laboratory, który wraz z zespołem zbadał ilość wody, jaka po erupcji trafiła do stratosfery.
      Na łamach Geophysical Research Letters Millán i jego koledzy informują, że w wyniku erupcji do stratosfery – warstwy atmosfery znajdującej się na wysokości od 12 do 53 kilometrów – trafiło 146 milionów ton wody. To 10% tego, co już było obecne w stratosferze. Naukowcy przeanalizowali dane z urządzenia MLS (Microwave Limb Sounder), które znajduje się na pokładzie satelity Astra. Bada ono gazy atmosferyczne. Po erupcji Hunga Tonga-Hunga Ha'apai pojawiły się niezwykle wysokie odczyty wartości pary wodnej. Musieliśmy dokładnie sprawdzić wszystkie pomiary, by upewnić się, że możemy im ufać, podkreśla Millán.
      Erupcje wulkanów rzadko dostarczają znaczące ilości wody do stratosfery. NASA prowadzi odpowiednie pomiary od 18 lat i tylko w dwóch przypadkach – w roku 2008 (wulkan Kasatochi) i 2015 (wulkan Calbuco) – odnotowano wyrzucenie przez wulkany dużych ilości wody do stratosfery. Oba te wydarzenia były jednak niczym, w porównaniu z tegoroczną erupcją, w obu przypadkach para wodna szybko zniknęła ze stratosfery. Teraz jednak może być inaczej. Nadmiarowa wilgoć z erupcji Hunga Tonga może pozostać w stratosferze przez lata.
      Dodatkowa para wodna będzie wpływała na procesy chemiczne w atmosferze, czasowo przyczyniając się do zubożenia warstwy ozonowej. Może też wpłynąć na temperatury przy powierzchni. Erupcje wulkaniczne, wyrzucając do atmosfery popiół, pył i różne gazy, zwykle przyczyniają się do przejściowego schłodzenia powierzchni naszej planety. Tymczasem Hunga Tonga nie dostarczył do stratosfery zbyt dużej ilości aerozoli. Natomiast tak duża ilość dodatkowej wody może przejściowo przyczynić się do niewielkiego zwiększenia temperatury na powierzchni planety, gdyż para wodna jest gazem cieplarnianym. Wpływ ten zaniknie, gdyż ta nadmiarowa para zniknie ze stratosfery.
      Millán i jego zespół stwierdzają, że gigantyczna ilość pary wodnej wyrzuconej przez wulkan to wynik „odpowiedniej” głębokości, na jakiej znajdowała się kaldera wulkanu. Nad nią znajdowało się 150 metrów wody. Gdyby kaldera była płycej, wulkan wyrzuciłby mniej wody, gdyby była głębiej, ciśnienie wody spowodowałoby, że erupcja nie wyrzuciłaby jej aż tyle.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...