Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Programy edukacyjne mogą szkodzić najmłodszym

Rekomendowane odpowiedzi

Rodzice powinni ograniczać dzieciom dostęp do programów edukacyjnych rozpowszechnianych na DVD i kasetach wideo. Najnowsze badania wykazały, że jeśli dzieci w wieku 8-16 miesięcy oglądają zbyt wiele tego typu programów to wolniej rozwijają swoje słownictwo.

Naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtona i Instututu Badawczego przy Szpitalu Dziecięcym w Seattle zauważyli, że każda godzina dziennie spędzona przed edukacyjnymi DVD czy wideo powoduje, iż dziecko rozumie od 6 do 8 słów mniej, niż maluch, który w ogóle nie ogląda tego typu programów.

Z kolei edukacyjne DVD i wideo nie mają żadnego wpływu (ani negatywnego, ani pozytywnego) na słownictwo dzieci w wieku 17-24 miesięcy.

Najważniejszym wnioskiem z badań jest stwierdzenie, że nie ma żadnych dowodów na pozytywne oddziaływanie programów edukacyjnych, a są powody by sądzić, że mogą one działać szkodliwie – mówi Frederick Zimmerman, jeden z autorów badań. Im więcej dziecko ogląda, tym większe szkody są mu wyrządzane. Główną rolę odgrywa tutaj czas spędzany przy tego typu programach – dodaje.

Badania przeprowadzone przez profesora Zimmermana, doktora Dimitra Christakisa i profesora Andrewa Maltzoffa są częścią większego projektu, którego celem jest sprawdzenie wpływu kontaktu z mediami na pierwsze dwa lata życia człowieka.

Naukowcy przyznają, że uzyskane wyniki ich zaskoczyły, ale „mają sens”. Profesor Meltzoff mówi: Małe dziecko jest obudzone i gotowe do nauki tylko przez określoną liczbę godzin w ciągu dnia. Jeśli spędza te godziny przed ekranem, zamiast z ludźmi mówiącymi do niego w tak melodyjny sposób, jak zwykle mówimy do małych dzieci, maluch nie nabywa takiego samego doświadczenia lingwistycznego.

Rodzice i opiekunowie są pierwszymi i najlepszymi nauczycielami dziecka. Instynktownie dobierają sposób mówienia, mimikę, gesty, ruchy oczu tak, by dzieci jak najlepiej przyswajały. Oglądanie telewizji nie jest nawet namiastką kontaktu społecznego w tak młodym wieku. Inaczej może być w przypadku starszych dzieci, jednak najmłodsze najlepiej uczą się języka od ludzi – mówi Meltzoff.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szkoła obrazkowa

 

Autor: Monika Florek-Moskal

 

Młodzi mają problemy z porozumiewaniem się, bo nie potrafią pisać

 

 

Jedynie co setne dziecko w szkole podstawowej potrafi pisać bez błędów - donosi raport National Commission on Writing w USA. W Polsce trudności sprawiają już nie tylko ?ó",  czy ?ż? czy ?ch?. ?Ciongle, niemóg, zaczełem, pamientam? ?to jedne z najczęstszych błędów uczniów, nawet w klasach maturalnych. To powszechna plaga. W Wielkiej Brytanii czworo na dziesięcioro dzieci kończących szkołę podstawową nie osiąga wymaganego poziomu umiejętności w zakresie pisania.

 

- Piszemy z błędami, niespójnie i niejasno. To nie tylko obraz ubogiego języka, ale też umiejętności wyrażania poglądów i uzasadniania racji. To utrudnia komunikowanie się, bo tak jak myślimy, tak też piszemy - mówi logopeda Władysław Pitak, prezes Towarzystwa Terapii i Kształcenia Mowy Logos w Koszalinie. Rozmowa z dziećmi i czytanie im książek nie wystarcza. Zapisanie wyrazu wzmacnia zapamiętywanie obrazu. Sprzyja rozwijaniu myślenia abstrakcyjnego u dziecka, pomaga mu w nazywaniu tego, co się wokół niego dzieje, w określaniu odczuć i emocji.

 

Do niedawna kłopoty z pisaniem miały jedynie dzieci niepełnosprawne intelektualnie, z niedosłuchem, niedowidzeniem lub po urazach głowy, zapaleniu opon mózgowych czy z chorobami neurologicznymi. Dziś coraz częściej nie potrafią pisać dzieci o co najmniej przeciętnej inteligencji, sprawnych zmysłach wzroku i słuchu.

- To znak naszych czasów. Skrótowe formy komunikowania się przez SMS-y i e-maile oraz zastępowanie słów obrazkami powoduje, że nasz słownik ubożeje i tracimy umiejętność pisania - mówi prof. Julian Elliott, psycholog z Durham University.

 

Krótko, bez treści

 

Niektórzy psycholingwiści uważają, że cofamy się do kultury pierwotnej, w której porozumiewano się obrazkami. Jakbyśmy zapomnieli, że język pisany rozwinął się z obrazków jako bardziej wyrafinowana forma komunikowania się. Zapis informacji za pomocą wyrazów niosących określone treści pozwala subtelniej wyłuszczyć istotę rzeczy niż uproszczony rysunek. Już starożytni Egipcjanie, pisząc hieroglifami, stawiali na końcu wyrazów znaki znaczeniowe (tzw. determinanty), by uniknąć wieloznaczności.

 

Dziś większość uczniów szkół podstawowych nie opanowuje sztuki wypowiedzi pisemnych w stopniu dostatecznym. Nie stawiają znaków interpunkcyjnych, często nie oddzielają wyrazów i piszą bezładnym ciągiem. Nauczyciele alarmują, że prace pisemne są chaotyczne, składnia - wadliwa, a słownik ubogi.

 

Nawet jeśli maturalne wypracowania są przeładowane wiedzą książkową, mają niedopuszczalny kształt stylistyczny i kompozycyjny. Coraz częściej są pisane w punktach.

 

- Osoby, które nie potrafią poprawnie pisać, nie mają właściwie ukształtowanych zdolności do nazywania rzeczy, zjawisk czy stanów emocjonalnych. Często z tego powodu mają kłopoty z właściwą interpretacją wypowiedzi innych ludzi. To prowadzi do nieporozumień, czego jesteśmy świadkami w rodzinie, szkole, pracy, wśród pośredników handlowych, polityków i niektórych dziennikarzy - mówi Władysław Pitak.

 

Zabawa w teatr

 

Dziecko powinno czytelnie, jasno i bezbłędnie pisać w wieku 12 lat, gdy kończy szkołę podstawową. Wtedy ma wykształcone słuchowe wyobrażenie głosek tworzących wyraz oraz wzrokowe wyobrażenie ich odpowiedników w postaci liter.

 

W celu kształtowania poprawności pisania trzeba kształcić sprawność wzrokową, słuchową i grafomotoryczną. I to już od chwili narodzin.

 

- Dobrym sposobem ćwiczenia tych umiejętności w wieku przedszkolnym jest zabawa w teatr. Podczas niej dziecko trenuje kojarzenie słów z obrazem oraz gestem i uczy się skupiania uwagi - mówi Władysław Pitak. W wieku przedszkolnym bezcenne są ćwiczenia manualne oraz trenowanie pamięci wzrokowej, słuchowej, ruchowej i wyrabianie koncentracji uwagi. W umyśle dziecka powstają skojarzenia między spostrzeżeniami wzrokowymi i ruchowymi narządów mowy oraz ruchów ręki.

 

W wyniku systematycznych ćwiczeń czynności poprawnego pisania automatyzują się i przechodzą w nawyk ortograficzny i bezbłędne pisanie, już bez udziału świadomości. Kończący szkołę podstawową uczeń powinien mieć także wyrobioną czujność ortograficzną oraz odpowiedzialność za napisane słowo. Takie umiejętności jednak udaje się wypracować tylko nielicznym.

 

Większość dzieci poświęca pisaniu trzy godziny w tygodniu, czyli prawie dziesięciokrotnie mniej niż oglądaniu telewizji. W szkołach nie pisze się wypracowań, tylko testy, w których wystarczy odpowiedzieć jednym zdaniem lub zaznaczyć odpowiedź. To nie wyrabia sprawności myślenia ani wypowiadania się własnym stylem.

 

Skrótowa nowomowa

 

Unikanie pisania sprawia, że zatraca się lateralizację, czyli specjalizowanie się do określonych zadań lewej i prawej półkuli mózgu. W wypadku braku dominacji jednej półkuli nad drugą pojawia się zaburzenie koordynacji ręka - oko, a w konsekwencji błędne pisanie.

 

Takie zjawisko obserwuje się coraz częściej, bo w krajach rozwiniętych zaczęły dominować czynności wymagające aktywności prawej półkuli mózgu, związanej z obrazem. A za racjonalne myślenie i motorykę wpływające na poprawność pisania odpowiada lewa półkula.

 

Coraz więcej rodziców zgłasza się do poradni psychologicznych po zaświadczenie, że ich dziecko ma dysgrafię lub dysleksję. Zdaniem Elliotta, to listek figowy, którym niektórzy próbują zakryć nieuctwo i lenistwo. Władysław Pitak przyznaje, że jedynie 5 proc. uczniów cierpi na zaburzenia uniemożliwiające poprawne pisanie. Tymczasem do jego poradni zgłasza się z tym problemem trzykrotnie więcej osób. Dwie trzecie z nich nie potrafi poprawnie pisać dlatego, że nigdy tego nie ćwiczyli.

 

Od lat 60. XX wieku, od kiedy kaligrafia przestała być obowiązkowa w nauczaniu początkowym, umiejętność pisania się pogarsza. Wtedy sądzono, że ćwiczenie kaligrafii wyrabia nie tylko charakter pisma, ale także osobowość uczniów, którzy uczyli się cierpliwości i skrupulatności. Teraz skróty i zdawkowe zdania tworzą  ?nowomowę", która zaburza komunikację w społeczeństwie.

 

Tylko nielicznym przyświecają słowa zapisane na papirusie Cheaster Beatty IV, głoszące, że ?pismo jest pożyteczniejsze niźli dom z kamienia". Wyjątkiem są nieliczne firmy we Francji, które od kandydatów do pracy wymagają odręcznie napisanych listów motywacyjnych. Jak twierdzą grafolodzy, w charakterze pisma przejawiają się cechy osobowości. Umiejętność poprawnego i czytelnego pisania może więc zwiększyć szanse na znalezienie pracy.

 

Autor: Monika Florek-Moskal

Wprost Numer: 36/2007 (1289)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
to tylko potwierdza moją teorię że rośnie nam pokolnie przygłupów 

 

Trudno się dziwić skoro gotują godzinami mózgi komórkami, a rzeczywistość przedstawiana w mediach jest tak debilnie płaska że nawet małe dziecko odnosi wrażenie że umie żyć (wie wszystko) 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      „Niezbędnik podróżnika” to pakiet, który dostaje każde dziecko przyjmowanie do Kliniki Hematologii, Onkologii i Transplantologii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Pacjent znajdzie w pakiecie wszystko, co jest niezbędne na pierwsze dni pobytu w szpitalu. A dostępne na oddziale okulary VR mają ten pobyt uprzyjemnić, stanowiąc odskocznię od codzienności i element psychoterapii.
      Pięć par okularów kupiło Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci z Chorobami Krwi w Lublinie, a zakup sfinansowała Fundacja DKMS. Aplikacje uruchamiane na okularach zostały wybrane po konsultacjach z lekarzami i specjalistami od VR.
      Przyjmowanie do USzD dzieci niejednokrotnie spędzają tam kilka lub kilkanaście miesięcy. Tęsknią za rówieśnikami, aktywnością fizyczną i życiem poza szpitalem. Okulary dają im namiastkę normalności. Pozwalają odbywać wakacyjne podróże. Wybrane aplikacje są spokojne i stateczne. Pozwalają dzieciom relaksować się na tropikalnej plaży, obserwować żyrafy, pływać kajakiem czy łowić ryby. Po zabawie dzieci często opowiadają gdzie były i co robiły. Rysują, tworzą plany na przyszłość po szpitalu.
      Zabawa z wirtualną rzeczywistością to część psychoterapii, która jest elementem podróży – stąd „Niezbędnik podróżnika” – jaką jest proces leczenie i dążenie do celu, zdrowia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rodzic bądź opiekun prawny który chce rozpocząć z maluchem jazdę na rowerze z pewnością zanim się tego podejmie z pieczołowitością zapozna się z przepisami wypływającymi z kodeksu drogowego. Większość społeczeństwa zgodzi się z rzymską paremią Ignorantia iuris nocet co w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle że 'nieznajomość prawa szkodzi', jednak należy wiedzieć że Kodeks Drogowy także pewnych kwestii nie reguluje.
      Jakich zapisów nie ma w Kodeksie Drogowym a co należy wiedzieć chcąc jeździć rowerem z dzieckiem?
      Przepisy nie odnoszą się do konieczności jazdy z dzieckiem w kaskach a jest to niezwykle istotne zagadnienie. Co prawda nie ma takiego przepisu, jednak każdy rozsądny rodzic czy szerzej osoba sprawująca pieczę wychowawczą nad młodym człowiekiem z pewnością nie wyobraża sobie sytuacji by ten poruszał się bez kasku.
      Warto pamiętać także o tym że istnieje granica 10 r.ż., poniżej niej cykliści traktowani są jako piesi. W związku z tym dzieci poruszające się na rowerach do czasu ukończenia przez nie 10 r.ż. mogą poruszać się jedynie po chodnikach, gdy takowych nie ma, mają obowiązek jechać lewą stroną jezdni, poboczem. Dziecko poniżej 10 r.ż. poruszające się rowerem musi mieć pełnoletniego opiekuna, co ważne nie musi być nim cyklista, rodzic bądź opiekun prawny dziecka po prostu ma być i sprawować pieczę nad dzieckiem, podyktowane jest to potrzebą zachowania ostrożności.
      Dziecko powyżej 10 r.ż. chcące poruszać się po drogach rowerowych ma mieć Kartę Rowerową, poza kilkoma wyjątkami zakazane jest przemieszczanie się dziecka po chodnikach. Karta Rowerowa nie jest restrykcyjnie wymagana przez stróżów prawa, jednak za nie posiadanie tego dokumentu jeśli trafi się przypadkowo na chcącego przestrzegać przepisów policjanta należy się sankcja w wysokości 200 złotych.
      Co należy wiedzieć ponadto o poruszaniu się rowerem z dzieckiem poniżej 10 r.ż.?
      Dziecko które nie ukończyło 7 r.ż. należy przewozić na rowerze w foteliku bądź też w specjalnej przyczepce. Przyczepka ma być przystosowana do przewożenia dziecka, nie może być to więc przyczepka towarowa. W tym miejscu niektórzy mogą zastanowić się jaka ma być ta przyczepka oraz gdzie znajduje się wypożyczalnia przyczepek rowerowych, dokąd należy się udać, gdy nie posiadamy swojej przyczepki.
      Rodzice zastanawiają się także nad tym kiedy zakupić dla swojej pociechy pierwszy rower z pedałami. Zwykle powinno wybierać się taki rower pomiędzy 4 a 6 r.ż. dziecka, w zależności od stylu jazdy, nie bez znaczenia będą również wzrost dziecka, staż jazdy oraz obserwacja tego jak młody człowiek radził sobie poruszając się na biegówce. W przypadku kiedy widzisz że Twój trzylatek radzi sobie na biegówce, możesz zdecydować się na zakup lekkiego roweru na kołach 14 cali gdyż najprawdopodobniej Twój maluch na taką zmianę jest już gotowy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Częste wykorzystywanie smartfonów czy tabletów do uspokojenia dziecka może się zemścić. Wielu rodziców, by jak najszybciej uspokoić niegrzeczne czy marudzące dziecko, daje mu do ręki smartfon lub tablet. To zwykle natychmiast działa. Jednak może prowadzić do jeszcze gorszego zachowania i problemów emocjonalnych w przyszłości. Badania przeprowadzone przez naukowców z University of Michigan pokazują, że częste używanie gadżetów elektronicznych w celu uspokojenia dziecka w wieku 3–5 lat jest powiązane – szczególnie u chłopców – z coraz większym rozchwianiem emocjonalnym.
      Wykorzystywanie urządzeń mobilnych do uspokojenia dziecka wydaje się bezpiecznym tymczasowym sposobem na rozładowanie stresu, tymczasem może mieć długoterminowe konsekwencje, jeśli jest to standardowa strategia stosowana przez rodziców. Urządzenia elektroniczne, szczególnie na wczesnych etapach rozwoju, mogą zastąpić u dziecka rozwój niezależnych alternatywnych metod panowania nad sobą, ostrzega główna autorka badań, Jenny Radesky, która specjalizuje się problemach rozwojowych dzieci.
      W badaniach wzięło udział 422 dzieci w wieku 3–5 lat oraz 422 rodziców. Naukowcy analizowali, jak często rodzice wykorzystywali gadżety elektroniczne, by uspokoić źle zachowujące się dziecko i jak wpływało to na przyszłe jego zachowanie. Oznakami rozregulowania emocjonalnego są m.in. nagłe przejścia od smutku do pobudzenia, impulsywność czy nagłe zmiany nastrojów.
      Wyniki badań sugerują, że istnieje związek pomiędzy wykorzystywaniem urządzeń elektronicznych do uspokajania dzieci a ich zachowaniem, a związek ten był silniej zaznaczony u chłopców oraz u dzieci, które już wcześniej były nadaktywne, impulsywne i wykazywały mocne reakcje, jak gniew, frustracja czy smutek. Wykorzystywanie urządzeń w celu uspokojenia dziecka może być szczególnie problematyczne w przypadku dzieci, które już nie radzą sobie ze swoimi emocjami, dodaje Radesky.
      Opiekunowie doświadczają natychmiastowej ulgi, gdy dając dziecku do ręki urządzenie elektroniczne doprowadzą do zmiany jego negatywnego czy trudnego do zniesienia zachowania. To uczucie jest nagradzające zarówno dla dorosłego, jak i dziecka i może motywować obie strony do podtrzymania takich zachowań. Zwyczaj wykorzystywania urządzeń do zarządzania nieodpowiednimi zachowaniami jest wzmacniany z czasem, a u dziecka wzmacnia się mechanizm zapotrzebowania na urządzenie. Im częściej urządzenia są używane, tym rzadziej dziecko i jego rodzice ćwiczą inne sposoby radzenia sobie z takimi sytuacjami, stwierdza uczona.
      Radesky podaje kilka przykładów takich sposobów. Mogą to być na przykład techniki sensoryczne, takie jak przytulenie dziecka, ukołysanie, pozwolenie mu na poskakanie na trampolinie, ściskanie gumowej piłeczki, słuchanie muzyki czy czytanie książki, w zależności od tego, co uspokaja nasze dziecko. Rodzice mogą też zastanowić się, co dziecko czuje, nazwać emocje i porozmawiać o nich z dzieckiem, pokazując mu, że je rozumieją. Im bardziej są przy tym spokojni, tym bardziej pokazują dziecku, że da się nad tymi emocjami zapanować.
      Uczona radzi też zastosować kolory. Dla małych dzieci nazywanie emocji może być trudne. Dlatego zastosowanie różnych kolorów, np. niebieskiego gdy się nudzi, zielonego gdy jest spokojne, czerwonego gdy zaraz się rozpłacze itp. itd. może ułatwić mu opisanie swojego stanu i zastanowienie się, co należy zrobić, by z koloru czerwonego powrócić do zielonego. Kolejnym rozwiązaniem jest zaproponowanie bezpieczniejszego sposobu komunikowania negatywnych emocji. Gdy na przykład dziecko w złości ma zwyczaj bić innych, można mu wyjaśnić, że to boli i zaproponować, by zamiast pięści czy twardych przedmiotów, użyło wówczas poduszki, a gdy chce zwrócić na siebie uwagę, nie musi rzucać zabawkami, może np. podejść i dotknąć rodzica.
      Radesky zauważa, że o ile rzadkie i doraźne używanie gadżetów w celu uspokojenia dziecka nie jest niczym złym, to problem pojawia się, gdy urządzenia stają się podstawowym lub często używanym środkiem uspokajania. Dziecko i rodzice powinni wypracować metody radzenia sobie z emocjami. Dawanie dziecku urządzenia elektronicznego nie powoduje, że uczy się ono radzić sobie z negatywnymi emocjami. Urządzenie mobilne nie uczy dziecka nowych umiejętności, ono po prostu odciąga jego uwagę od tego, co czuje. Dzieci, które w odpowiednim wieku nie nabędą umiejętności radzenia sobie z emocjami, będą miały większe problemy emocjonalne w szkole i w późniejszym życiu, dodają naukowcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wystarczy jeden dzień kontaktu z powietrzem zanieczyszczonym przez spaliny samochodowe czy dymy z pożarów lasów, by nasze dziecko było w przyszłości narażone na większe ryzyko chorób serca i innych schorzeń. Badania przeprowadzone m.in. przez naukowców z Uniwersytetu Stanforda są pierwszymi, podczas których oceniono wpływ zanieczyszczenia powietrza na pojedyncze komórki, a jednocześnie zbadano jego wpływ na układy krążenia i odporności u dzieci.
      Badania te potwierdzają, że zanieczyszczone powietrze wpływa na sposób działania naszych genów w sposób, który ma negatywne długoterminowe skutki zdrowotne. Mamy tutaj wystarczające dowody, by powiedzieć pediatrom, że zanieczyszczenie powietrza wpływa nie tylko na astmę i choroby układu oddechowego, ale również na układy krwionośny i odpornościowy, mówi główna autorka badań, Mary Prunicki. Wygląda na to, że nawet krótkie wystawienie dziecka na oddziaływanie zanieczyszczonego powietrza zmienia regulację oraz ekspresję genów i być może ciśnienie krwi, kładąc w ten sposób podstawy pod zwiększone ryzyko chorób serca w późniejszym życiu.
      Naukowcy zbadali dzieci w wieku 6–8 lat mieszkające we Fresno w Kalifornii. Powietrze w tym mieście należy – ze względu na okoliczną działalność rolniczą, przemysłową, pożary lasów i inne czynniki – do najbardziej zanieczyszczonych w całych USA. Uczeni wykorzystali dane z monitoringu powietrza do oceny średniej ekspozycji na zanieczyszczenie, którą obliczono dla każdego z dzieci na 1 dzień, 1 tydzień oraz 1, 3, 6 i 12 miesięcy przed rozpoczęciem badań. Po raz pierwszy też przy takich badaniach wykorzystano spektrometrię mas do oceny komórek układu odpornościowego.
      Wnioski z badań są alarmujące. Okazało się, że wystawienie na oddziaływanie pyłu zawieszonego PM2.5, tlenku azotu oraz ozonu są powiązane ze zwiększoną metylacją DNA. To zmienia aktywność genów, a zmiana ta może być przekazywana kolejnym pokoleniom. Naukowców zauważyli też korelację pomiędzy zanieczyszczeniem powietrza a wzrostem liczby monocytów, które biorą udział w odkładaniu się blaszek miażdżycowych w naczyniach krwionośnych. To może narażać dziecko na większe ryzyko chorób serca w przyszłości.
      W badaniach brały udział przede wszystkim dzieci o hiszpańskich korzeniach. Z innych badań wiemy, że z jednej strony są one narażone na ponadprzeciętne poziomy zanieczyszczeń powietrza spalinami samochodowymi, z drugiej zaś, że dorośli o hiszpańskich korzeniach częściej niż inne grupy etniczne cierpią na nadciśnienie. Wiemy też, że choroby układu oddechowego każdego roku zabijają coraz więcej osób i są drugą najczęstszą przyczyną zgonów na całym świecie.
      To problem każdego z nas. Niemal połowa Amerykanów i większość ludzi na świecie oddycha niezdrowym powietrzem. Poradzenie sobie z tym problemem może ocalić życie wielu osobom, mówi profesor Kari Nadeau.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nie od dzisiaj wiadomo, że obecność zieleni w okolicy, w której mieszkają dzieci, pozytywnie wpływa na rozwój ich funkcji poznawczych oraz na zachowanie. Autorzy najnowszych badań dowiedli, że obecność zieleni zwiększa też inteligencję dzieci. Im więcej zieleni w sąsiedztwie, tym lepiej dla rozwoju dzieci. Związek ten zauważono w miastach, ale już nie na przedmieściach i wsiach. Pozytywny wpływ zieleni w miastach był widoczny zarówno w ubogich jak i bogatych okolicach.
      Na podstawie badań 620 belgijskich dzieci w wieku 10–15 lat stwierdzono, że zwiększenie o 3% powierzchni terenów zielonych w promieniu 3000 metrów od miejsca zamieszkania dziecka, jest związane z IQ wyższym średnio o 2,6 punktu.
      Mamy coraz więcej dowodów wskazujących, że życie wśród zieleni poprawia funkcje poznawcze, takie jak pamięć czy uwagę. Nasze badania pokazują, że dotyczy to również inteligencji, mówi profesor Tim Nawrot.
      Naukowcy wykorzystali dane satelitarne, dzięki którym określili powierzchnię zajmowaną przez zieleń w otoczeniu każdego z badanych dzieci. Średnie IQ dla całej badanej grupy wynosiło 105, ale naukowcy zauważyli, że tam, gdzie zieleni było najmniej, 4% dzieci miało IQ poniżej 80. Tam, gdzie zieleni było więcej, IQ żadnego z dzieci nie było niższe niż 80.
      Wpływu zieleni na różnice w inteligencji nie zauważono na obszarach podmiejskich i wiejskich. Nawrot uważa, że jest tam na tyle dużo zieleni, iż pozytywnie wpływa to na wszystkie dzieci, stąd brak różnic.
      Badacze wzięli pod uwagę zamożność oraz poziom wykształcenia rodziców i wykluczyli sugestię, jakoby ludzie o lepszym wykształceniu i większej zamożności mieszkali w bardziej zielonych miejscach. Wykluczono też, że widoczne różnice były wynikiem różnic w zanieczyszczeniu powietrza.
      Uczeni sugerują, że różnice wynikaja z faktu, iż tam, gdzie więcej zieleni, jest mniej hałasu, a obecność zieleni wpływa na zmniejszenie stresu oraz daje dzieciom większe możliwości jeśli chodzi o zabawę i aktywność fizyczną. Gdy połączymy to z faktem, że badania przeprowadzone w 2015 roku w Barcelonie wykazały, iż więcej zieleni wokół wiąże się z lepszą pamięcią i lepszą koncentracją uwagi, to wszystkie te czynniki mogą wyjaśniać wyższą inteligencję dzieci mieszkających w bardziej zielonych okolicach.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...