Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

W Grecji znaleziono najstarszy fragment „Odysei”

Rekomendowane odpowiedzi

Greckie Ministerstwo Kultury poinformowało, że odkryta niedawno gliniana tabliczka może być najstarszym w Grecji zabytkiem zawierającym tekst „Odysei” Homera. Tabliczka, znaleziona w pobliżu świątyni Zeusa w Olimpii jest datowana na czasy rzymskie. Zawiera ona 13 wersów z 14. Pieśni, w których Odyseusz zwraca się do przyjaciela Eumaeusa.

„Odyseja”, skomponowana przez Homera w VIII wieku przed Chrystusem, była przez setki lat przekazywana drogą ustną.
Dokładna data powstania tabliczki musi jeszcze zostać potwierdzona, ale już teraz wiadomo, że jest ona – jak stwierdziło Ministerstwo – wielkim historycznym, archeologicznym i literackim zabytkiem kultury Grecji.

Cała „Odyseja” złożona jest z około 12 000 wersów.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gliniana tabliczka sprzed 3600 lat z fragmentem tekstu Eposu o Gilgameszu, która była przedmiotem kilkuletniej batalii sądowej pomiędzy amerykańskimi władzami, domem aukcyjnym Christie's i siecią sklepów z antykami Hobby Lobby, została zwrócona Irakowi. Ceremonia przekazania zabytku odbyła się w Smithsonian Institution w Waszyngtonie.
      Przedstawiciele UNESCO uważają, że tabliczka z zapisaną językiem akkadyjskim sekwencją snu ze słynnego poematu, została ukradziona z muzeum w 1991 roku podczas Wojny w Zatoce. W 2003 roku w Londynie kupił ją amerykański handlarz antykami. W 2007 roku sprzedano ją z fałszywym świadectwem, na którym czytamy, że pochodzi ona „ze skrzyni z różnymi artefaktami z brązu” zakupionymi w 1981 roku. Tabliczka wielokrotnie zmieniała właściciela, trafiła z powrotem do Londynu. I to właśnie tam na aukcji w 2014 roku kupili ją przedstawiciele Hobby Lobby. Właściciel tej sieci, Steve Green wydał na zabytek niemal 2 miliony dolarów. W 2018 roku trafiła ona do założonego przez niego Muzeum Biblii, a rok później została zajęta przez amerykańskie władze i prokuratura wydała nakaz jej konfiskaty. Przedstawiciele Hobby Lobby nie sprzeciwili się nakazowi, gdy dowiedzieli się, że zabytek został dwukrotnie nielegalnie wwieziony na teren USA. Nielegalnie, gdyż z fałszywym świadectwem pochodzenia.
      Hobby Lobby wytoczyło jednak proces domowi aukcyjnemu Christie's twierdząc, że doszło do złamania warunków umowy, gdyż świadomie wystawiono na aukcję zrabowane dzieło sztuki. Sąd jednak nie znalazł dowodów na to, by przedstawiciel Christie's, kupując tabliczkę w 2007 roku wiedział, że istnieją podejrzenia co do jej pochodzenia.
      Hobby Lobby ma w ostatnich latach wyraźnego pecha odnośnie swoich zakupów. Przed rokiem okazało się, że wszystkie 16 rzekomych fragmentów zwojów znad Morza Martwego, będących w posiadaniu Muzeum Biblii, to fałszywki. Tutaj firma padła ofiarą oszustów. Natomiast w 2017 roku, gdy władze USA skonfiskowały firmie tysiące glinianych tabliczek i pieczęci, które na zamówienie Hobby Lobby trafiły do USA, okazało się, że przedsiębiorstwo wykazało się co najmniej niefrasobliwością, gdyż podczas transakcji działy się rzeczy, które od razu powinny wzbudzić podejrzenia. Ale nie wzbudziły. Efekt? Firma zapłaciła 1,6 miliona dolarów za ponad 5500 tabliczek, pieczęci i innych zabytków, zostały one skonfiskowane przez władze, na Hobby Lobby nałożono w ramach ugody grzywnę w wysokości 3 milionów USD i poddaną ją szczególnemu nadzorowi.
      Z kolei przed 3 miesiącami firma pozwała do sądu byłego profesora Uniwersytetu Oksfordzkiego twierdząc, że sprzedał on jej za 7 milionów dolarów egipskie papirusy, które wcześniej ukradł z uniwersyteckiego archiwum.
      Tabliczka fragmentem eposu o Gilgameszu to najważniejszy z ponad 17 000 zabytków, które władze USA przejęły w ostatnich latach na swoim terenie i zwróciły Irakowi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W VI wieku p.n.e. Grecy założyli na Półwyspie Iberyjskim kolonię Empòrion. Kilkaset lat później Rzymianie wykorzystali tamtejszy port do lądowania na Półwyspie w czasie wojen z Kartaginą. To tam Katon Starszy założył obóz wojskowy, który stał się zalążkiem nowego rzymskiego miasta. Za czasów Augusta istniało tu Municipium Emporiae. Jednak niecałe 100 lat później, miasto zaczęło tracić na znaczeniu. I to właśnie okres późnej starożytności Emporiae (obecnie Empúries) postanowili, z zaskakującym wynikiem, zbadać archeolodzy.
      Ostatnie wykopaliska, prowadzone w kwietniu i maju, odsłoniły wspaniałą bazylikę-katedrę pochodzącą z końca IV wieku po Chrystusie. Stanowiła ona część zabudowań należących do tamtejszego biskupstwa. Wówczas budynki znajdowały się u ujścia rzeki Ter.
      Kierujący wykopaliskami badacze z Muzeum Archeologicznego Katalonii mówią, że mamy tutaj do czynienia z wyjątkowym budynkiem, który miał trzy poziomy i ponad 20 metrów długości. Wewnątrz znaleziono m.in. 184 monety z brązu wybite pomiędzy IV a V wiekiem, które być może zostały tutaj celowo ukryte. Innym wyjątkowym znaleziskiem jest podstawa rzeźby z rzymskiego forum. Rzeźba prawdopodobnie była poświęcona Maniusowi Corneliusowi Saturninusowi, zarządcy Emporiae w II wieku. Piedestał rzeźby został wykorzystany w bazylice do wsparcia ołtarza.
      Wewnątrz znaleziono też około 10 pochówków w kamiennych sarkofagach. Dotychczas otwarto dwa z nich i okazały się one puste. To oznacza, że osoby w nich pochowane zostały poddane ekshumacji i pochowane gdzie indziej, prawdopodobnie ze względu na swój wysoki status społeczny. Co interesujące, na jednym z pochówków widzimy napis „Secundus”. Nie wiadomo, co on oznacza, gdyż w spisach biskupów nie ma nikogo o takim imieniu. Jednak musiał być to ktoś znaczny, o wysokiej pozycji w hierarchii kościelnej, skoro pochowano go w bazylice.
      Nasza praca potwierdza, że w późnej starożytności znajdował się tu kompleks biskupi oraz, że stanowił on nowe centrum po opuszczeniu rzymskiego miasta, mówią archeolodzy. Dotychczasowe badania wykazały, że mowa tutaj o obszarze co najmniej 2 hektarów.
      Oprócz bazyliki-katedry inną istotną częścią całego kompleksu, który był wielokrotnie modyfikowany do czasu jego opuszczenia na przełomie VII i VIII wieku są prawdopodobne pozostałości chrzcielnicy. Wciąż nie znaleziono natomiast innych struktur, jak np. pałacu biskupiego.
      W IX wieku biskupstwo w Empuries zostało połączone z biskupstwem Girony. Na pozostałościach bazyliki powstał zaś niewielki kościół, który rozbudowywano w etapach do XVI wieku. Niedaleko powstał też kościół św. Małgorzaty, który stał do XVIII wieku.
      Obie świątynie korzystały ze wspólnej nekropolii. Dzięki temu można prześledzić poszczególne etapy rozwoju tego miejsca przez setki lat. A starożytne ruiny pozwalają badać jego historię od greckiej kolonii z VI wieku p.n.e. poprzez przybycie Rzymian na przełomie III i II wieku przed Chrystusem, po czas, gdy miejscowe życie koncentrowało się wokół kościoła Sant Martí d'Empúries.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy opublikowali odkryty 10 lat temu notatnik Juliusza Słowackiego z jego podróży po Grecji i Bliskim Wschodzie. Na trzytomową publikację składają się m.in. faksymile tego dzieła i jego transliteracja. Do 2010 r. uważano, że rękopis ten spłonął w czasie II wojny światowej.
      Juliusz Słowacki (1809-1849) w latach 1836-1837 odbył podróż po krajach śródziemnomorskich i Bliskim Wschodzie – Grecji, Egipcie, Ziemi Świętej i Libanie. W czasie wyprawy miał ze sobą dwa notatniki. Naukowcy długo sądzili, że do naszych czasów zachował się tylko jeden z nich – drugi miał spłonąć w Warszawie w czasie II wojny światowej. Jednak w 2010 r. historyk z UJ prof. Henryk Głębocki odkrył go niespodziewanie w Rosyjskiej Bibliotece Państwowej w Moskwie.
      Po 5 latach prac na notatnikiem ukazała się trzytomowa publikacja. Znajduje się w niej wierne odwzorowanie zaginionego dokumentu, jego transliteracja i komentarze. Zespołem, który zajmował się opracowaniem tego dzieła, kierowała historyk literatury polskiej okresu romantyzmu prof. Maria Kalinowska z Wydziału Artes Liberales UW. Środki na ten cel pochodziły z NCN. Wśród naukowców zaangażowanych w projekt byli poloniści, znawcy twórczości Słowackiego, archeolodzy, egiptolog, historyk sztuki, arabistka i orientalistka.
      Wyprawa Słowackiego na Bliski Wschód jest gotowym scenariuszem na film sensacyjny – podobnie zresztą, jak losy zaginionego notatnika, o których dowiadujemy się coraz więcej. Są one również opisane w naszej publikacji – powiedziała w rozmowie z PAP prof. Maria Kalinowska. Wiele aspektów tej podróży poety owianych jest mgłą tajemnicy, mimo że badacze uzyskali nowe źródła na ten temat. Na przykład prof. Henryk Głębocki przybliża szerzej w jednym z tomów hipotezę o rzekomo politycznym charakterze podróży poety na Wschód – Słowacki lub towarzysze jego podróży mogli być tajnymi emisariuszami ks. Adama Jerzego Czartoryskiego.
      W ocenie prof. Kalinowskiej poezja Słowackiego jest nadal aktualna. Zarówno jego twórczość, jak i podróż na Bliski Wschód może stanowić inspirację dla młodych ludzi. Pracuję ze studentami i mając kontakt z młodzieżą absolutnie jestem pewna, że nie ubywa miłośników Słowackiego, tylko przybywa – dodała.
      Dlatego w piątek wieczorem naukowcy zaangażowani w projekt dotyczący opracowania notatnika uruchomią stronę internetową. Witryna ta ma być przestrzenią, w której naukowcy, nauczyciele, uczniowie i pasjonaci twórczości Słowackiego będą mogli korzystać z rzetelnie opracowanych materiałów, prezentować swoje dokonania, dzielić się wiedzą, czy też skorzystać z konsultacji ze środowiskiem naukowym. Przygotowała ją dr Milena Chilińska.
      Według prof. Kalinowskiej odkryty w Moskwie notatnik Słowackiego był przede wszystkim brudnopisem – w przeciwieństwie do drugiego zachowanego notesu, pisanego raczej „na czysto”.
      Zeszyt zawiera między innymi rękopis jednego z arcydzieł polskiego romantyzmu: poematu Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu oraz szereg innych tekstów, listów poetyckich, planów utworów, notatek, szkiców, akwarel i rysunków Słowackiego. To właśnie ilustracje zwróciły szczególną uwagę badaczy; jest ich kilkadziesiąt, część nigdy nie była reprodukowana. Poeta wykonywał je, aby udokumentować swoją podróż i odnotować interesujące go, często egzotyczne zjawiska.
      Najwięcej ilustracji dotyczy Egiptu - przedstawiają one starożytne posągi i inne zabytki, bo choć Grecja zachwyciła poetę - Egipt ją przyćmił.
      Formę odnalezionego notatnika najlepiej oddaje określenie „raptularz” – tak właśnie nazywano dawniej brudnopis czy notatnik, który służył do zapisywania „na gorąco” bieżących spraw. Forma notatek pozwala sądzić, że Słowacki miał swój zeszyt zawsze pod ręką - kiedy pracował twórczo lub gdy chciał coś szybko zanotować. Między strofami poezji wieszcz odnotował swoje emocje, ale także zapisywał rachunki – wynika z obserwacji naukowców.
      W raptularzu nie odkryto żadnego nowego wiersza, za to ustalono ich właściwe formy. Analizy literaturoznawców wykazały, że w wielu przypadkach pierwsi edytorzy tekstów wieszcza wprowadzali modyfikacje w jego utworach, a nawet... dodawali strofy. Mogło się tak dziać m.in. ze względu na trudności w odczytaniu rękopisów Słowackiego.
      Raptularz do dziś pozostaje w Moskwie. W 2012 r. polski resort kultury wystąpił drogą dyplomatyczną za pośrednictwem MSZ z wnioskiem restytucyjnym – czytamy w jednym z tomów opracowanego raptularza.
      Spotkanie online z autorami opracowania rozpocznie się w piątek o godz. 17.00. Szczegółowe informacje znajdują się na stronie internetowej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Tekst, o którym przez wiele lat sądzono, że jest najstarszym dokumentem powiązanym z chrześcijaństwem i Jezusem, najprawdopodobniej nie ma z nimi nic wspólnego. Dokument ten to kawałek marmuru z zapisanym w grece dekretem wydanym przez niewymienionego z imienia cesarza. Władca wprowadza w nim karę śmierci za bezczeszczenie grobów i ciał zmarłych.
      Jako, że na podstawie analizy lingwistycznej stwierdzono, że tekst pochodzi sprzed 1900–2100 lat pojawiły się hipotezy, że nowe przepisy wydano w związku z rozpowszechnianymi przez chrześcijan informacjami o zmartwychwstaniu Chrystusa.
      Jeśli jednak powyższa hipoteza miałaby być prawdziwa, to marmur, na kórym spisano dekret powinien pochodzić z Bliskiego Wschodu, z obszaru, na którym dekret wprowadzono.
      Tymczasem nowe analizy chemiczne wykazały, że marmur pochodzi z kamieniołomu na greckiej wyspie Kos, położonej w południowo-zachodnich wybrzeży dzisiejszej Turcji. To zaś wskazuje, że dekret ma najprawdopodobniej związek ze zbeszczeszczeniem grobu i zwłok tyrana Kos Nikiasa.
      Nikias objął władzę na Kos po 50 roku przed naszą erą. Został obalony w latach 30. I wieku p.n.e. Wiemy, że jego ciało zostało wyciągnięte z grobu i rozczłonkowane. Zbeszczeszczenie zwłok władcy odbiło się szerokim echem. Niedługo później grecki poeta Krinagoras z Mityleny użył przykładu Nikiasa jako symbolu odwrócenia się fortuny. Autorzy najnowszych badań uważają, że dekret cesarski został wydany w reakcji na postępek mieszkańców Kos i miał on uspokoić sytuację w regionie. Jeśli mają rację to dekret został wydany przez Augusta.
      Jest praktycznie niemożliwe, by marmur na którym spisano edykt obowiązujący w Judei pochodził z Kos. Nasza hipoteza odnośnie Nikiasza również nie jest 100-procentowo pewna, ale to najlepsze wyjaśnienie, mówi profesor Kyle Harper z University of Oklahoma, który stał na czele grupy badawczej.
      Christopher Jones z Uniwersytetu Harvarda, autorytet w dziedzinie rzymskich i greckich inskrypcji, który nie brał udziało w badaniach grupy Harpera, przyznaje, że chemiczne związki wspomnianego marmuru z Kos to zupełnie nowe odkrycie. Jednak, jak zauważa Jones, nowa hipoteza wymaga odpowiedzi na kilka pytań.
      Otóż Nikiasz był stronnikiem Marka Antoniusza, który wraz z królową Egiptu Kleopatrą walczył w wojnie domowej przeciwko Oktawianowi – przyszłemu cesarzowi Augustowi. Wojna zakończyła się w 31 roku p.n.e. Jak zauważa Jones, nie jest jasne, dlaczego cesarz August miałby w ogóle reagować na zbeszczeszczenie zwłok kogoś, kto wspierał jego wrogów.
      Zagadkę tę próbuje wyjaśnić John Bodel, historyk z University of Providence. Jego zdaniem dekret Augusta mógł być reakcją na szerszy problem. Z inskrypcji i tekstów prawniczych z epoki wiemy, że dość często dochodziło wówczas do ataków na groby lokalnych skorumpowanych władców. Atak na grób Nikiasza mógł mieć szczególnie spektakularny przebieg, ale nie był niczym niezwykłym. Bodel przypomina, że Kos leży u wybrzeży Azji Mniejszej, a to właśnie stamtąd rozprzestrzeniła się praktyka bezczeszczenia grobów nielubianych władców. To m.in. dlatego wielu historyków od dawna wątpiło, czy tekst inskrypcji ma cokolwiek wspólnego z Jezusem.
      Autorzy najnowszych badań zidentyfikowali miejsce pochodzenia marmuru określając zawartość węgla-13 i tlenu-18. Wśród wszystkich zbadanych kamieniołomów epoki najbardziej przypominał on ten znajdujący się na Kos. Jednak, jak zauważa Robert Tykot z University of South Florida, potrzebne są dalsze badania, w tym zawartości strontu i manganu. Ponadto przestrzega, że ktoś z XIX wieku mógł mieć dostęp do marmuru z Kos oraz wiedzę, w jaki sposób tworzyć inskrypcje. Zdaniem Tykota, dopóki nie datujemy dokładnie zabytku, nie będziemy pewni, czy to nie falsyfikat.
      O zabytku wiemy tylko, że w 1878 roku kolekcjoner Wilhelm Froehner nabył go w Paryżu. Twierdził, że został on przysłany z Nazaretu, jednak twierdzenia tego nie jesteśmy w stanie potwierdzić.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Atenach, na dnie studni sprzed 2500 lat znaleziono 30 ołowianych tabliczek z klątwami. Tabliczki, odkryte w Kerameikos, głównym cmentarzu starożytnych Aten, przywoływały bóstwa świata podziemnego, by wyrządziły krzywdę innym ludziom. Tego typu klątwy zwykle spisywano na niewielkich ołowianych obiektach.
      Znamy dziesiątki podobnych tabliczek pochodzących z okresu klasycznego. Jednak dotychczas znajdowano je w grobach osób, które przedwcześnie zmarły. Tylko jedna znaleziona wcześniej tabliczka została wrzucona do studni. Istniała jednak ważna przyczyna, dla której zwyczaj uległ zmianie i tabliczki zamiast do grobów trafiły do studni.
      Studnia znajduje się na terenie publicznych łaźni, które były używane od V do I wieku przed Chrystusem. O jej istnieniu wspomina zarówno Arystofanes, jak i mówca Izajos z Chalkis. Dotychczas obszar ten nie był dobrze zbadany. Jedyne wykopaliska prowadzili tam niemieccy archeolodzy przed II wojną światową.
      Dopiero teraz zajęli się nim specjaliści i odkryli studnię, wewnątrz której znaleźli skyfosy (naczynia do picia), kratery (naczynia do mieszania wina z wodą), lampy, naczynia do pobierania wody, część mechanizmu studni i liczne brązowe monety. Jednak najciekawszym znaleziskiem są właśnie ołowiane tabliczki z przekleństwami.
      Jak wiemy od Cycerona Demetriusz z Faleronu, który rządził Atenami w latach 317–307 p.n.e. wprowadził nowe przepisy dotyczące organizacji pogrzebów. Zakazano wówczas czarnej magii i nie wolno było już umieszczać w grobach tabliczek z klątwami.
      Jak więc wyjaśnia doktor Jutta Stroszeck, która kieruje wykopaliskami w Kerameikos, mieszkańcy Aten musieli znaleźć inny sposób kontaktu ze światem podziemnym. Wygląda więc na to, że wrzucali tabliczki do studni. Wierzyli że woda w rzekach i studniach ma bezpośredni kontakt z podziemiami. A naczynia znalezione w studni to dary dla nimf opiekujących się źródłami wody.
      Wydaje się, że istniały cztery główne przyczyny, dla których Ateńczycy kogoś przeklinali. Chcieli w ten sposób wygrać proces sądowy (wówczas klątwa dotyczyła języka i dłoni przeciwnika), z powodów biznesowych (przeklinano kowali, bankierów czy prostytutki), by wygrać zawody sportowe oraz z przyczyn związanych z miłością i nienawiścią.
      Do sporządzania klątwy wynajmowano specjalizujących się w tym profesjonalistów, którzy znali odpowiednie formułki i posiadali nadprzyrodzone zdolności. Po spisaniu przekleństwa tabliczka była zwijana, przebijana żelaznym gwoździem i czasem przybijana do trumny osoby, która miała ją zanieść do świata podziemnego.
      Z klątw nie czyniono tajemnicy. Wiemy, że słynny strateg Alcybiades, który miał wielu wrogów, był często przeklinany. Został nawet oficjalnie przeklęty w Atenach. Podobnie przeklęto Kassandrosa, jednego z generałów Aleksandra Wielkiego.
      Klątwy stały się szczególnie popularne w V wieku, kiedy to doszło do znaczącego wydarzenia. Trwał wówczas gorący spór polityczny, w którym stroną był Perykles. Podczas zgromadzenia publicznego przeciwko Peryklesowi wypowiadał się Tukidydes, który wygłaszał wspaniałą pełną pasji mowę. Nagle stracił zdolność mówienia i musiał zejść z podium. Prawdopodobnie doznał udaru, jednak wówczas ludzie uznali, że Tukidydes został skutecznie przeklęty. To może wyjaśniać dlaczego w V wieku p.n.e. ołowiane tabliczki z przekleństwami stały się w Kerameikos wyjątkowo rozpowszechnione.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...