Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Dzieci spożywają więcej cukru, niż zalecane maksimum dla dorosłych

Rekomendowane odpowiedzi

Amerykańskie dzieci w bardzo młodym wieku zaczynają spożywać cukier dodawany do żywności. Najnowsze badania ujawniły, że wiele dzieci w wieku 12-36 miesięcy spożywa więcej cukru niż maksymalna dzienna dawka zalecana dla dorosłych.

Wspomniane badania wykazały, że 99% z reprezentatywnej próbki dzieci w wieku 19-23 miesięcy spożywa każdego dnia średnio 7 dodatkowych łyżeczek cukrów dodanych. Co więcej, cukry dodane znajdują się w diecie aż 60% dzieci, które nie ukończyły jeszcze 1. roku życia. Tymczasem konsumpcja cukrów dodanych jest powiązana z otyłością, próchnicą, astmą i stanowi czynnik ryzyka dla rozwoju chorób serca, wysokiego poziomu cholesterolu i wysokiego ciśnienia krwi. Spożywanie cukrów dodanych przez dzieci może wpływać na ich zwyczaje żywieniowe, przez co w późniejszym życiu będą się gorzej odżywiały.

To pierwsze nasze badania nad spożyciem cukrów dodanych u dzieci poniżej 2. roku życia. Nasze wyniki pokazują, że konsumpcja takich cukrów rozpoczyna się we wczesnym dzieciństwie, a poziom spożycia przekracza zalecane dawki, mówi główna autorka badań Kirsten Herric, epidemiolog żywienia z Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC).

Nie ma chemicznej różnicy pomiędzy naturalnymi cukrami znajdującymi się w owocach, warzywach czy mleku, a cukrami dodawanymi w procesie przetwarzania i przygotowywania żywności. Organizm w identyczny sposób metabolizuje te cukry. Jednak cukry dodane są bardziej szkodliwe dla zdrowia niż cukry naturalne, gdyż zastępują one inne składniki odżywcze i w znaczniej mierze przyczyniają się do wzrostu liczby spożywanych kalorii. Pożywienie zawierające cukry dodane jest najczęściej ubogie w składniki odżywcze, które znajdujemy w pożywieniu zawierającym naturalne cukry.

Najłatwiejszy sposób na zmniejszenie ilości cukrów dodanych to spożywanie tych produktów, o których wiemy, że nie ma w nich cukrów dodanych, takich jak świeże warzywa czy owoce, radzi Herrick.

Uczona oparła swoje badania na danych dotyczących 800 dzieci w wieku 6-23 miesięcy, które brały udział w 2011-2014 National Health and Nutrition Examination Survey. W rodzinach, które brały udział w badaniach, rodzice przez 24 godziny odnotowywali każdy pokarm, które przyjęły ich dzieci. Na tej podstawie naukowcy wyliczali ilość spożytego cukru dodanego. Pod uwagę brano cukier dodawany w każdej formie, zarówno cukier trzcinowy, syrop glukozowo-fruktozowy, miód i inne. Nie liczono natomiast słodzików nie zawierających kalorii oraz naturalnych cukrów.

Badania wykazały, że danego dnia aż 85% dzieci przyjmowało cukry dodane, a ich konsumpcja rosła z wiekiem. W grupie dzieci w wieku 6-11 miesięcy cukry dodane spożywało 60% badanych, a średnie ich spożycie nie przekraczało 1 łyżeczki. W grupie 12-18 miesięcy cukry dodane spożywało jużj 98% dzieci, a średnie spożycie wynosiło 5,5 łyżeczki. W wieku 19-23 miesięcy cukry dodane – średnio 7 łyżeczek dziennie – spożywało 99% dzieci.

Obecnie w USA nie istnieją zalecenia dotyczące cukrów dodanych w diecie dzieci poniżej 2. roku życia. Jednak już wkrótce powstanie kolejna wersja zaleceń i w 2020-2025 Dietary Guidelines for Americans (DGA) zostaną uwzględnione zalecenia dotyczące cukrót dodanych u tak małych dzieci. Zgodnie z obecnymi zaleceniami maksymalne dzienne spożycie cukrów dodanych w przypadku osób w wieku 2-19 lat nie powinno przekraczać 6 łyżeczek, a w przypadku dorosłych nie powinno być to więcej niż 9 łyżeczek. Większość Amerykanów przekracza te zalecenia. Gdy tylko dzieci zaczynają jeść przy stole, rodzice podają im to, co sami jedzą. A z innych badań wiemy, że dorośli spożywają więcej cukrów dodanych niż zalecane maksimum, mówi Herrick.

Podczas najnowszych badań nie sprawdzano, które pokarmy w największym stopniu przyczyniają się do spożywania cukrów dodanych przez dzieci. Z innych badań wiemy, że są to płatki śniadaniowe, wypieki i inne desery, słodzone napoje, jogurty i słodycze.

Herrick zauważył też, że o ile w wieku 6-11 miesięcy nie występują różnice pomiędzy grupami etnicznymi, to już w wieku 12-23 miesięcy najwięcej cukrów dodanych spożywają dzieci z czarnych rodzin, które nie mają hiszpańskich korzeni, a najmniej, dzieci z białych rodzin o niehiszpańskich korzeniach.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To w ogóle ciekawa sprawa, jak to się dzieje, że dzieci są generalnie zdrowsze od dorosłych w starszym wieku, pomimo tego, że te pierwsze żrą całą masę szkodliwych dla zdrowia produktów, na które ci drudzy nie mogą sobie pozwolić ze względu na stan zdrowia;) Wiem po sobie. Wielu rzeczy, które z chęcią zjadłbym jako dziecko, teraz już "nie tykam" ;)

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego ciekawa sprawa?

Zauważyłeś może że rany dzieci goją się szybko a starszych osób wolno? :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, darekp napisał:

jak to się dzieje, że dzieci są generalnie zdrowsze od dorosłych w starszym wieku, pomimo tego, że te pierwsze żrą całą masę szkodliwych dla zdrowia produktów, na które ci drudzy nie mogą sobie pozwolić

Możliwości regeneracji duże, rozsądek mały.

 

4 godziny temu, darekp napisał:

Wielu rzeczy, które z chęcią zjadłbym jako dziecko, teraz już "nie tykam" ;)

Regeneracja mniejsza, rozsądek większy.:)

 

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
51 minut temu, thikim napisał:

Dlaczego ciekawa sprawa?

Ano właśnie dlatego, że - jak piszecie - mają większe zdolności regeneracji niż dorośli. Pomimo bardziej niezdrowego odżywiania ;) Pierwsza intuicja podpowiada raczej coś odwrotnego. 

Wychodzi, że z dorosłymi/starymi jest o wiele, wiele gorzej niż z dziećmi. Aż tak źle, że pomimo teoretycznie zdrowszego odżywiania mają gorsze "osiągi" niż dzieci. Aż korci, żeby zbadać (może ktoś już zbadał, nie wiem) na czym polega ta tak duża różnica w organizmach. :)

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś o tych różnicach niedawno było na KW.

A co do wyboru jedzenia... Już pomijając rozsądek... Nie pomyśleliście, że niezdrowe odżywianie może kumulować skutki z wiekiem. Jako dziecko jeszcze nic lub prawie nic nie skumulowaliśmy, więc nie odczuwamy problemów, a na starość mamy już tego w sobie całkiem sporo. I nie muszą to być jednoznacznie dołożone toksyny. Mogą być powoli kumulujące się degeneracje poszczególnych narządów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
15 minut temu, pogo napisał:

Nie pomyśleliście, że niezdrowe odżywianie może kumulować skutki z wiekiem. 

Odwracając tę myśl, tzw " zdrowe jedzenie" i " zdrowy tryb życia"  również:( prowadzą do uwiądu starczego.:P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie da się uniknąć wszystkich szkodliwych czynników, ale można opóźnić ten "uwiąd starczy". 

Ale ja wciąż jestem młody i głupi, więc co ja się będę... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 12.06.2018 o 11:44, pogo napisał:

kumulujące się degeneracje poszczególnych narządów

Otóż to! Przeciętny lekarz (a takich z definicji jest najwięcej) nie jest nauczony kojarzyć wieloletnie ciągi przyczynowo-skutkowe. Jak coś zaczyna dolegać, to raczej zapyta cię, czy zmieniła się ostatnio (w ostatnich miesiącach) twoja praca lub tryb życia. Nie pomyśli nawet o skali 20-40 i więcej lat. No, może jedynie w kwestii papierosów - tutaj jakoś nie mają problemów z takim horyzontem czasowym.

Polecam książkę: Richard Jacoby i Raquel Baldelomar "Cukier. Cichy zabójca." Tam między innymi o biochemii cukru w naszych ciałach, o kumulującym się przez lata wpływie na nerwy obwodowe i o tym, jak to się stało, że kilkadziesiąt lat temu to tłuszcz a nie cukier stał się wrogiem numer 1 dla przemysłu spożywczego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, Jarkus napisał:

Przeciętny lekarz (a takich z definicji jest najwięcej) nie jest nauczony kojarzyć wieloletnie ciągi przyczynowo-skutkowe. 

Ech...przeciętny lekarz po  tysięcznym jałowym tłumaczeniu o konieczności prozdrowotnych zmian w życiu pacjenta, ogranicza się do tego, czego oczekuje przeciętny pacjent: wyleczenia ( co w  praktyce ogranicza się do dorażnego  zaleczenia) aktualnej;) choroby. 

1 godzinę temu, Jarkus napisał:

Nie pomyśli nawet o skali 20-40 i więcej lat.

I co, cudownie, bez własnego wysiłku przeciętnego pacjenta zregeneruje to, co tenże przez swe narowy bezpowrotnie zmarnował?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      „Niezbędnik podróżnika” to pakiet, który dostaje każde dziecko przyjmowanie do Kliniki Hematologii, Onkologii i Transplantologii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Pacjent znajdzie w pakiecie wszystko, co jest niezbędne na pierwsze dni pobytu w szpitalu. A dostępne na oddziale okulary VR mają ten pobyt uprzyjemnić, stanowiąc odskocznię od codzienności i element psychoterapii.
      Pięć par okularów kupiło Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci z Chorobami Krwi w Lublinie, a zakup sfinansowała Fundacja DKMS. Aplikacje uruchamiane na okularach zostały wybrane po konsultacjach z lekarzami i specjalistami od VR.
      Przyjmowanie do USzD dzieci niejednokrotnie spędzają tam kilka lub kilkanaście miesięcy. Tęsknią za rówieśnikami, aktywnością fizyczną i życiem poza szpitalem. Okulary dają im namiastkę normalności. Pozwalają odbywać wakacyjne podróże. Wybrane aplikacje są spokojne i stateczne. Pozwalają dzieciom relaksować się na tropikalnej plaży, obserwować żyrafy, pływać kajakiem czy łowić ryby. Po zabawie dzieci często opowiadają gdzie były i co robiły. Rysują, tworzą plany na przyszłość po szpitalu.
      Zabawa z wirtualną rzeczywistością to część psychoterapii, która jest elementem podróży – stąd „Niezbędnik podróżnika” – jaką jest proces leczenie i dążenie do celu, zdrowia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rodzic bądź opiekun prawny który chce rozpocząć z maluchem jazdę na rowerze z pewnością zanim się tego podejmie z pieczołowitością zapozna się z przepisami wypływającymi z kodeksu drogowego. Większość społeczeństwa zgodzi się z rzymską paremią Ignorantia iuris nocet co w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle że 'nieznajomość prawa szkodzi', jednak należy wiedzieć że Kodeks Drogowy także pewnych kwestii nie reguluje.
      Jakich zapisów nie ma w Kodeksie Drogowym a co należy wiedzieć chcąc jeździć rowerem z dzieckiem?
      Przepisy nie odnoszą się do konieczności jazdy z dzieckiem w kaskach a jest to niezwykle istotne zagadnienie. Co prawda nie ma takiego przepisu, jednak każdy rozsądny rodzic czy szerzej osoba sprawująca pieczę wychowawczą nad młodym człowiekiem z pewnością nie wyobraża sobie sytuacji by ten poruszał się bez kasku.
      Warto pamiętać także o tym że istnieje granica 10 r.ż., poniżej niej cykliści traktowani są jako piesi. W związku z tym dzieci poruszające się na rowerach do czasu ukończenia przez nie 10 r.ż. mogą poruszać się jedynie po chodnikach, gdy takowych nie ma, mają obowiązek jechać lewą stroną jezdni, poboczem. Dziecko poniżej 10 r.ż. poruszające się rowerem musi mieć pełnoletniego opiekuna, co ważne nie musi być nim cyklista, rodzic bądź opiekun prawny dziecka po prostu ma być i sprawować pieczę nad dzieckiem, podyktowane jest to potrzebą zachowania ostrożności.
      Dziecko powyżej 10 r.ż. chcące poruszać się po drogach rowerowych ma mieć Kartę Rowerową, poza kilkoma wyjątkami zakazane jest przemieszczanie się dziecka po chodnikach. Karta Rowerowa nie jest restrykcyjnie wymagana przez stróżów prawa, jednak za nie posiadanie tego dokumentu jeśli trafi się przypadkowo na chcącego przestrzegać przepisów policjanta należy się sankcja w wysokości 200 złotych.
      Co należy wiedzieć ponadto o poruszaniu się rowerem z dzieckiem poniżej 10 r.ż.?
      Dziecko które nie ukończyło 7 r.ż. należy przewozić na rowerze w foteliku bądź też w specjalnej przyczepce. Przyczepka ma być przystosowana do przewożenia dziecka, nie może być to więc przyczepka towarowa. W tym miejscu niektórzy mogą zastanowić się jaka ma być ta przyczepka oraz gdzie znajduje się wypożyczalnia przyczepek rowerowych, dokąd należy się udać, gdy nie posiadamy swojej przyczepki.
      Rodzice zastanawiają się także nad tym kiedy zakupić dla swojej pociechy pierwszy rower z pedałami. Zwykle powinno wybierać się taki rower pomiędzy 4 a 6 r.ż. dziecka, w zależności od stylu jazdy, nie bez znaczenia będą również wzrost dziecka, staż jazdy oraz obserwacja tego jak młody człowiek radził sobie poruszając się na biegówce. W przypadku kiedy widzisz że Twój trzylatek radzi sobie na biegówce, możesz zdecydować się na zakup lekkiego roweru na kołach 14 cali gdyż najprawdopodobniej Twój maluch na taką zmianę jest już gotowy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Częste wykorzystywanie smartfonów czy tabletów do uspokojenia dziecka może się zemścić. Wielu rodziców, by jak najszybciej uspokoić niegrzeczne czy marudzące dziecko, daje mu do ręki smartfon lub tablet. To zwykle natychmiast działa. Jednak może prowadzić do jeszcze gorszego zachowania i problemów emocjonalnych w przyszłości. Badania przeprowadzone przez naukowców z University of Michigan pokazują, że częste używanie gadżetów elektronicznych w celu uspokojenia dziecka w wieku 3–5 lat jest powiązane – szczególnie u chłopców – z coraz większym rozchwianiem emocjonalnym.
      Wykorzystywanie urządzeń mobilnych do uspokojenia dziecka wydaje się bezpiecznym tymczasowym sposobem na rozładowanie stresu, tymczasem może mieć długoterminowe konsekwencje, jeśli jest to standardowa strategia stosowana przez rodziców. Urządzenia elektroniczne, szczególnie na wczesnych etapach rozwoju, mogą zastąpić u dziecka rozwój niezależnych alternatywnych metod panowania nad sobą, ostrzega główna autorka badań, Jenny Radesky, która specjalizuje się problemach rozwojowych dzieci.
      W badaniach wzięło udział 422 dzieci w wieku 3–5 lat oraz 422 rodziców. Naukowcy analizowali, jak często rodzice wykorzystywali gadżety elektroniczne, by uspokoić źle zachowujące się dziecko i jak wpływało to na przyszłe jego zachowanie. Oznakami rozregulowania emocjonalnego są m.in. nagłe przejścia od smutku do pobudzenia, impulsywność czy nagłe zmiany nastrojów.
      Wyniki badań sugerują, że istnieje związek pomiędzy wykorzystywaniem urządzeń elektronicznych do uspokajania dzieci a ich zachowaniem, a związek ten był silniej zaznaczony u chłopców oraz u dzieci, które już wcześniej były nadaktywne, impulsywne i wykazywały mocne reakcje, jak gniew, frustracja czy smutek. Wykorzystywanie urządzeń w celu uspokojenia dziecka może być szczególnie problematyczne w przypadku dzieci, które już nie radzą sobie ze swoimi emocjami, dodaje Radesky.
      Opiekunowie doświadczają natychmiastowej ulgi, gdy dając dziecku do ręki urządzenie elektroniczne doprowadzą do zmiany jego negatywnego czy trudnego do zniesienia zachowania. To uczucie jest nagradzające zarówno dla dorosłego, jak i dziecka i może motywować obie strony do podtrzymania takich zachowań. Zwyczaj wykorzystywania urządzeń do zarządzania nieodpowiednimi zachowaniami jest wzmacniany z czasem, a u dziecka wzmacnia się mechanizm zapotrzebowania na urządzenie. Im częściej urządzenia są używane, tym rzadziej dziecko i jego rodzice ćwiczą inne sposoby radzenia sobie z takimi sytuacjami, stwierdza uczona.
      Radesky podaje kilka przykładów takich sposobów. Mogą to być na przykład techniki sensoryczne, takie jak przytulenie dziecka, ukołysanie, pozwolenie mu na poskakanie na trampolinie, ściskanie gumowej piłeczki, słuchanie muzyki czy czytanie książki, w zależności od tego, co uspokaja nasze dziecko. Rodzice mogą też zastanowić się, co dziecko czuje, nazwać emocje i porozmawiać o nich z dzieckiem, pokazując mu, że je rozumieją. Im bardziej są przy tym spokojni, tym bardziej pokazują dziecku, że da się nad tymi emocjami zapanować.
      Uczona radzi też zastosować kolory. Dla małych dzieci nazywanie emocji może być trudne. Dlatego zastosowanie różnych kolorów, np. niebieskiego gdy się nudzi, zielonego gdy jest spokojne, czerwonego gdy zaraz się rozpłacze itp. itd. może ułatwić mu opisanie swojego stanu i zastanowienie się, co należy zrobić, by z koloru czerwonego powrócić do zielonego. Kolejnym rozwiązaniem jest zaproponowanie bezpieczniejszego sposobu komunikowania negatywnych emocji. Gdy na przykład dziecko w złości ma zwyczaj bić innych, można mu wyjaśnić, że to boli i zaproponować, by zamiast pięści czy twardych przedmiotów, użyło wówczas poduszki, a gdy chce zwrócić na siebie uwagę, nie musi rzucać zabawkami, może np. podejść i dotknąć rodzica.
      Radesky zauważa, że o ile rzadkie i doraźne używanie gadżetów w celu uspokojenia dziecka nie jest niczym złym, to problem pojawia się, gdy urządzenia stają się podstawowym lub często używanym środkiem uspokajania. Dziecko i rodzice powinni wypracować metody radzenia sobie z emocjami. Dawanie dziecku urządzenia elektronicznego nie powoduje, że uczy się ono radzić sobie z negatywnymi emocjami. Urządzenie mobilne nie uczy dziecka nowych umiejętności, ono po prostu odciąga jego uwagę od tego, co czuje. Dzieci, które w odpowiednim wieku nie nabędą umiejętności radzenia sobie z emocjami, będą miały większe problemy emocjonalne w szkole i w późniejszym życiu, dodają naukowcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podzespoły elektroniczne tworzy się integrując olbrzymią liczbę urządzeń na płaskim podłożu. Przemysł używa i doskonali tę technikę od dziesięcioleci. Jednak pojawia się coraz większe zapotrzebowanie na podzespoły elektroniczne o zakrzywionych kształtach, które byłyby lepiej dostosowane do zastosowań biologicznych czy medycznych. Z pomocą może przyjść tutaj... rafinowany cukier.
      Gary Zabow z amerykańskich Narodowych Instytutów Standardów i Technologii (NIST) przygotowywał dla kolegów z laboratorium biomedycznego mikroskopijne magnetyczne kropki. Umieszczał je na podłożu, a następnie zabezpieczał cukrem. Naukowcy z laboratorium biomedycznego po prostu zmywali ochronną warstwę cukru wodą i mogli prowadzić swoje badania z użyciem magnetycznych kropek, na których nie pozostawały fragmenty plastiku czy związków chemicznych.
      Niedawno Zabow przez przypadek zostawił jeden z zestawów kropek w zlewce, którą podgrzał. Cukier rozpuścił się i utworzył gumowatą strukturę. Naukowiec postanowił posprzątać bałagan i zmyć cukier wodą. Tym razem okazało się, że magnetyczne kropki zniknęły. Jednak nie zmyła ich woda, ale zostały przeniesione na podłoże, któremu nadały tęczową poświatę. To ta tęcza mnie zaintrygowała, mówi Zabow. Wskazywała ona, że mikrokropki zachowały ułożenie, jakie im nadał.
      Naukowiec zaczął się zastanawiać, czy zwykły cukier stołowy może posłużyć do tworzenia układów elektronicznych na niekonwencjonalnych podłożach. Jego badania zaowocowały artykułem w Science.
      Bezpośrednie nadrukowywanie elementów elektronicznych na docelowe podłoże jest trudne, więc nadruki są przenoszone za pomocą elastycznych taśm czy plastikowego podłoża. Jednak podłoża takie nie są na tyle elastyczne, by można było swobodnie dostosowywać je do dowolnych kształtów. Ponadto przenoszenie za pomocą tworzyw sztucznych pozostawia resztki plastiku i związków chemicznych, które nie powinny znaleźć się w elektronice stosowanej w biomedycynie. Istnieją płynne techniki, gdy pożądany wzór znajduje się na powierzchni płynu, a podłoże, na którym ma się docelowo znaleźć, jest przez płyn przepychane. Jednak w takim wypadku trudno jest zachować dużą precyzję.
      Zabow odkrył, że połączenie skarmelizowanego cukru i syropu klonowego pozwala na osiągnięcie tego, czego chcemy. Cukier rozpuszczony w niewielkiej ilości wody może zostać wylany na przygotowany nadruk. Gdy się utwardzi, całość można podnieść z przytwierdzonym doń wzorem, nałożyć na nowe podłoże i rozpuścić. Najlepsze wyniki daje połączenie cukru i syropu klonowego, gdyż zachowuje wysoką lepkość i pozwala na odtworzenie wzoru na zakrzywionych powierzchniach. Następnie cukier można zmyć, a pozostawiając na docelowym podłożu podzespoły elektroniczne ułożone według pożądanego wzorca.
      Podczas swoich eksperymentów Zabow udowodnił, że w ten sposób można np. nakładać nadruki na ostrze pineski czy nadrukować wyraz skrótowiec na ludzkim włosie. Wykazał też, że magnetyczny dysk o średnicy 1 mikrometra można przenieść na włókno trojeści. Odkrywca nazwał nową technikę REFLEX (REflow-drive FLExible Xfer). Pozostaje jeszcze sporo do zrobienia, ale RELEX daje nadzieję na wykorzystanie nowych materiałów i mikrostruktur w elektronice, optyce czy inżynierii biomedycznej.
      Przemysł półprzewodnikowy wydał miliardy dolarów na udoskonalenie elektroniki, której dzisiaj używamy. Czyż nie byłoby wspaniale, gdyby inwestycje te udało się wykorzystać w nowych zastosowaniach za pomocą czegoś tak prostego i niedrogiego jak kawałek rafinowanego cukru?, cieszy się Zabow.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W końcu pojawiła się szansa na rynkowy debiut akumulatorów litowo siarkowych – urządzeń lżejszych, tańszych, bardziej pojemnych i przyjaznych środowisku niż powszechnie stosowane akumulatory litowo-jonowe. Naukowcy z Monash University i CSIRO poinformowali, że wprowadzenie do katody (elektrody dodatniej) związku glukozy pozwoliło ustabilizować akumulator litowo-siarkowy. Akumulatory takie są od dawna postrzegane jako następcy technologii litowo-jonowej.
      W ciągu mniej niż dekady technologia ta może doprowadzić do pojawienia się samochodów elektrycznych – w tym autobusów i ciężarówek – które na pojedynczym ładowaniu pokonają trasą pomiędzy Melbourne a Sydney [ok. 900 km – red.]. Może też pozwolić na upowszechnienie się dronów rolniczych, w których niska waga odgrywa zasadniczą rolę, mówi główny autor badań profesor Mainak Majumder.
      Akumulatory litowo-siarkowe mogą przechowywać od 2 do 5 razy więcej energii na daną jednostkę wagi niż akumulatory litowo-jonowe. Problem jednak w tym, że elektrody akumulatorów litowo-siarkowych ulegają szybkiemu zużyciu. Dzieje się tak z dwóch powodów. Siarkowa katoda ulega podczas pracy dużym zmianom objętości, co ją osłabia i powoduje, że staje się niedostępna dla jonów litu. Z kolei litowa anoda ulega zanieczyszczeniu związkami siarki.
      W ubiegłym roku naukowcy z Monash wykazali że są w stanie uczynić katodę bardziej dostępną dla jonów litu. Teraz zaś dowiedli, że dodając cukier do katody są w stanie ustabilizować siarkę, przez co zapobiegają jej odkładaniu się na litowej anodzie.
      Testy wykazały, że taki akumulator z dodatkiem cukru wytrzymuje co najmniej 1000 cykli ładowania-rozładowywania i wciąż zachowuje pojemność większą od akumulatora litowo-jonowego. To daje nadzieję, że akumulatory litowo-siarkowe będą mogły zastąpić ciężkie i kosztowne akumulatory litowo-jonowe.
      Co ciekawe, badaczy do dodania cukru do katody zainspirował artykuł z dziedziny... geochemii z 1988 roku, którego autorzy opisywali, jak bazujące na cukrach substancje, łącząc się ze związkami siarki, zyskują odporność na degradację w osadach geologicznych.
      Rozwiązaliśmy wiele problemów znajdujących się po stronie katody. Wciąż jednak konieczne są innowacje, za pomocą których lepiej ochronimy anodę i umożliwimy szerokie rozpowszechnienie się akumulatorów litowo-siarkowych. To rewolucja, która czeka tuż za rogiem, mówi współautorka badań, doktor Mahdokht Shaibani.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...