Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Sensacyjne wyniki badań pochodzenia nastaw ołtarzowych

Rekomendowane odpowiedzi

Na ołtarzach wielu kościołów położonych wzdłuż norweskiego wybrzeża znajdują się średniowieczne nastawy ołtarzowe, pale. Są one często nazywane palami lubeckimi, gdyż uważa się, że były importowane z Lubeki przez Ligę Hanzeatycką. Jednak badania przeprowadzone właśnie przez Kristin Kausland dowodzą, że wiele pal zostało wykonanych w Norwegii.

Kausland na potrzeby swojej pracy doktorskiej zbadała ponad 60 pal, w większości z Niemiec i Norwegii, chociaż wzięła na warsztat również zabytki ze Szwecji i Danii. Wraz z zespołem wykorzystała zaawansowane techniki, by ujawnić pochodzenie badanych przedmiotów. Naukowcy używali kamer na podczerwień, kamer ultrafioletowych oraz mikroskopu elektronowego. Analizując najdrobniejsze nawet fragmenty farby poszukiwałam fizycznych śladów charakterystycznych dla rzemieślników oraz dla różnych środowisk, w których tworzone były pale. Można to nazwać odciskiem palca artysty, mówi Kausland.

Jako, że nie istnieją zapiski dotyczące pochodzenia pal, ich badania i wyszukiwanie charakterystycznych cech są jedynym sposobem, by dowiedzieć się, gdzie zostały wytworzone. W Niemczech rzemieślnicy byli zorganizowani w cechy. Posiadały one ścisłe zasady, mówiące co wolno, a czego nie wolno robić. Zasady te określały na przykład miejsca pali, w których użycie innych materiałów niż złoto było niedopuszczalne. W tych czasach wnętrza kościołów były bardzo ciemne. Ścisłe zasady miały spowodować, że światło odbijało się od złota w kierunku wiernych, stwarzając wrażenie czegoś świętego. Miało to oświetlać wnętrze, wyjaśnia uczona.

Podczas swoich badań Kausland trafiła na wiele pal, w których użyto imitacji złota. Dlatego też uczona sądzi, że zostały one wykonane w Norwegii. Ponadto w palach, które Kausland podejrzewa o norweskie pochodzenie, używano różnych gatunków dębu. W palach z północnych Niemiec dopuszczano do użycia tylko dąb znad Bałtyku.

Wydaje się, że w Norwegii używano tego materiału, który był łatwiej dostępny. Nie istniały też żadne zasady budowy pal. Było to bardziej praktyczne podejście, gdyż rzemieślnicy prawdopodobnie nie podlegali żadnym przepisom narzucanym przez cechy. Z tego też powodu możemy zobaczyć tutaj różne rodzaje dębu.

Istnieją też różnice w sposobie montowania pal. Na terenie dzisiejszej Holandii używano charakterystycznych zawiasów i sposobów projektowania. W Niemczech pale składano w inny sposób. Tam zasady montowania pali były określane przez cechy, a regulował je tradycyjny związek cechów ze sztuką budowy skrzyń.

Kausland sądzi, że około 10 z przebadanych przez nią pal powstało w Holandii. To sensacyjne odkrycie, gdyż tego typu zabytków jest niewiele. W Holandii podczas Reformacji celowo niszczono ozdoby kościołów. Przepadły również i pale. Fakt, że część z nich zachowała się w Norwegii ma olbrzymie znaczenie dla historii sztuki. Jedna z takich holenderskich pal znajduje się w kościele Trondenes w Troms. To najbardziej na północ wysunięty kamienny średniowieczny kościół w Norwegii. To jednocześnie położony najdalej na północ średniowieczny budynek na świecie. Jeszcze do niedawna sądzono, że bogate ozdoby kościoła zostały wykonane przez hanzeatyzkiego artystę Bernta Notke, jednak od pewnego czasu zaczęto kwestionować to autorstwo. Kolejna holenderska pala pochodzi z kościoła w Austevoll i znajduje się obecnie w muzeum w Bergen. Kausland sądzi, że w Norwegii może znajdować się więcej tego typu zabytków z Holandii.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Praca w opiece w Niemczech stała się jednym z najbardziej poszukiwanych zawodów dla opiekunek osób starszych z całego świata. Znajdując się w centrum Europy, Niemcy oferują wiele atrakcyjnych warunków pracy, które przyciągają coraz większą liczbę osób poszukujących stabilnego zatrudnienia i satysfakcjonującej kariery w opiece nad starszymi. Jeśli jesteś zainteresowany/a taką ścieżką zawodową, zapoznaj się z tym artykułem, który przedstawia korzyści i warunki pracy w opiece w Niemczech.
      Praca dla opiekunek w Niemczech jest zazwyczaj długoterminowa i oferuje stabilność zatrudnienia. Wzrost liczby osób starszych, które wymagają wsparcia i opieki, prowadzi do ciągłego zapotrzebowania na wykwalifikowane opiekunki. Niemiecki system opieki zdrowotnej i społecznej zapewnia odpowiednie wsparcie dla osób starszych, a to sprawia, że praca w tym sektorze jest niezwykle potrzebna i poszukiwana.
      Jedną z największych korzyści pracy w opiece w Niemczech jest wysoka jakość życia i wynagrodzenia. Niemcy są znane z dobrobytu, stabilnej gospodarki i wysokich standardów życia. Pracując w opiece nad osobami starszymi, masz możliwość zarabiania atrakcyjnych wynagrodzeń, które pozwalają na zapewnienie sobie i swojej rodzinie godziwych warunków życia. Ponadto, niemieckie przepisy regulujące prawa pracownicze gwarantują ci bezpieczeństwo i uczciwe traktowanie.
      Praca w opiece w Niemczech daje również możliwość rozwoju zawodowego i zdobycia nowych umiejętności. Często oferowane są kursy i szkolenia, które pozwalają opiekunkom na rozwijanie swoich kompetencji zawodowych. Ponadto, praca w różnorodnym środowisku kulturowym daje szansę na nawiązanie kontaktów międzynarodowych i poszerzenie horyzontów.
      Niemcy są znane ze świetnie rozwiniętej infrastruktury opieki zdrowotnej, co oznacza, że jako opiekunka będziesz miała dostęp do wysokiej jakości usług medycznych. Ponadto, często zapewniane są dodatkowe benefity, takie jak prywatne ubezpieczenie zdrowotne, zakwaterowanie i wyżywienie. Wszystko to sprawia, że praca w opiece w Niemczech jest nie tylko satysfakcjonująca, ale także zapewnia poczucie bezpieczeństwa i wsparcia.
      Jednym z ważnych aspektów pracy w opiece w Niemczech jest elastyczność czasowa. Oferowane są różne formy zatrudnienia, które pozwalają dostosować harmonogram pracy do swoich indywidualnych potrzeb. Możesz wybrać pełny etat, część etatu lub prace tymczasowe, co daje możliwość zorganizowania pracy w sposób, który najlepiej pasuje do twojego stylu życia.
      Praca w opiece w Niemczech to nie tylko możliwość zdobycia stabilnego zatrudnienia, ale także szansa na rozwój osobisty i spełnienie zawodowe. Jeśli jesteś odpowiedzialny/a, empatyczny/a i gotowy/a podjąć wyzwanie opieki nad osobami starszymi, praca w Niemczech może być idealną drogą dla Ciebie.
      Nie zwlekaj! Poznaj warunki pracy w opiece w Niemczech i sięgnij po stabilną pracę, która daje satysfakcję i możliwość pomocy tym, którzy najbardziej tego potrzebują. Zostań opiekunką w Niemczech i rozpocznij nową, ekscytującą przygodę zawodową!
      Sprawdź najnowsze oferty pracy w opiece w Niemczech: https://www.veritas-opieka.pl/oferty-pracy/

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dobrze znany jest fakt, że w epoce wikingów oraz późniejszym średniowieczu na terenie dzisiejszej Norwegii posługiwano się runami. Obecnie nikt ich już nie używa. Najnowsze badania pokazują, że przejście z pisma runicznego na alfabet łaciński nie tylko trwało znacznie dłużej niż sądzono, ale że pojawienie się łaciny spowodowało... prawdziwy rozkwit pisma runicznego.
      Profesor Elise Kleivane z Wydziału Lingwistyki i Studiów Skandynawskich Uniwersytetu w Oslo specjalizuje się w języku staronordyjskim. Wraz z doktorantem Johanem Bollaertem badała inskrypcje, w których zostały jednocześnie użyte runy i łacińskie litery.
      Pismo pojawia się na terenie dzisiejszej Norwegii około 100 roku naszej ery. Dominował wówczas przekaz mówiony, ale pisano runami na drewnie, metalu czy kamieniu. Patrząc na to, co się zachowało, wydaje się, że pisma runicznego używano w ograniczonym zakresie. Na biżuterii czy cennych przedmiotach spotykamy krótkie inskrypcje, przeważnie imiona. Prawdopodobnie używano wówczas więcej materiałów, niż znaleźliśmy. Pisali na korze brzozowej, piasku czy drewnie, mówi Kleivane.
      W epoce wikingów tekst pisany był krótki. Najbardziej znanym przykładem są kamienie nagrobne, w których używano standardowych formułek dotyczących zmarłej osoby. Wszystko uległo zmianie około roku 1000, gdy w Norwegii zaczęło upowszechniać się chrześcijaństwo, a wraz z nim łacina. Ludzie zaczęli więcej pisać, również runami, stwierdza uczona.
      Mieszkańcy dzisiejszej Norwegii mieli coraz większe kontakty ze światem zewnętrznym. Poznawali kraje chrześcijańskie, widzieli, jak zorganizowane jest społeczeństwo. Gdy dotarło do nich chrześcijaństwo, jego kultura, w tym kultura pisana, wiele rzeczy uległo zmianie, także znaczenie pisma. Ludzie zobaczyli, co mogą napisać i co się dzieje, gdy piszą. Wydaje się, że to dopiero nadału pismu, w tym pismu runicznemu, prawdziwe znaczenie.
      Można by się spodziewać, że stosunkowo mało używane runy będą szybko zanikały w czasach, gdy rozpowszechniało się chrześcijaństwo z własnym pismem, instytucją Kościoła i gdy dochodziło do centralizacji władzy królewskiej. W średniowieczu, szczególnie w jego szczycie, runy spotykamy wszędzie. Codziennością staje się pisanie wiadomości na kijach. Pisano też na rzeczach, które miały mieć właściwości magiczne lub lecznicze. Znajdujemy modlitwy i zaklęcia. Wiele tekstów pisano runami i alfabetem łacińskim, inskrypcje spisywano zarówno w staronordyjskim jak i po łacinie.
      W tym okresie widoczne jest mieszanie się zarówno alfabetów jak i języków. Używano ich do tych samych rzeczy, jednak widoczne były pewne tendencje. Język staronordyjski był językiem ojczystym, łacina była językiem wyuczonym. W pewnych okolicznościach bardziej właściwym było używanie łaciny, stwierdza profesor Kleivane.
      Łaciny używano oczywiście w Kościele i księża oraz wysocy rangą urzędnicy znali łacinę. Jednak to uproszczony obraz. W pracach naukowych oraz w poszukiwaniu norweskiej tożsamości narodowej istnieje tendencja do postrzegania łaciny jako języka opresji. Jednak gdy przyjrzymy się przypadkom używania łaciny, widzimy, że to fałszywy obraz, dodaje.
      Każdy uczył się apostolskiego wyznania wiary [najwcześniejsze wyznanie wiary Kościoła katolickiego – red.], Ojcze nasz czy Zdrowaś Maryjo. Wszystkie te modlitwy znajdujemy spisane w języku staronordyjskim, co wskazuje, że tłumaczenie modlitw nie było zakazane. Jednak, jak przypuszcza Kleivane, wiele osób chciało znać je po łacinie. Prawdopodobnie uważali, że tak należy i że modlitwa jest bardziej właściwa, bardziej potężna po łacinie.
      Dla uczonej oczywistym jest, że ludzie używali run lub łacińskich liter w zależności od funkcji tekstu. Jednak czasem znajdowane są zaskakujące inskrypcje, w których oba alfabety są przemieszane.
      Jednym z takich przykładów jest kamień nagrobny znaleziony w gminie Trondelag. Inskrypcja na kamieniu zaczyna się alfabetem łacińskim w języku staronordyjskim. W pewnym momencie w słowie faþer (ojciec) mamy literę þ (thorn), która nie występuje w alfabecie łacińskim. I od tego momentu reszta inskrypcji jest spisana runami. Uczona nie potrafi wytłumaczyć takiej zmiany. Jej zdaniem, napis musiał zostać w taki właśnie sposób zaplanowany. Nie możesz wycinać w kamieniu napisu, nie wiedząc z góry, jak będziesz go kończył, mówi.
      Innym badanym przez nią przykładem jest psałterz ze wsi Kvikne Na okładce jest napis, w którym runy i łacińskie litery są wymieszane. Wszystkie „k” z wyjątkiem jednej, są spisane alfabetem łacińskim. Resztę napisu stanowią runy. Sam psałterz jest spisany po łacinie alfabetem łacińskim, a na okładce mamy jeszcze jeden napis w języku staronordyjskim, ale w całości spisany alfabetem łacińskim. Takie mieszane napisy mogą wskazywać, że ludzie bardzo dobrze zdawali sobie sprawę z efektu, jaki chcieli osiągnąć. Runy były często używane do krótkich bardziej spontanicznych przekazów, litery łacińskie spotykamy głównie w dłuższych tekstach, które miały dłużej przetrwać.
      Zdaniem Kleivane mieszanie systemów pisma wskazuje zarówno na istnienie dwujęzycznej kultury oraz na szerokie rozpowszechnienie znajomości łaciny przynajmniej w minimalnym stopniu. Łacina to nie jest czarna magia. Można się jej nauczyć. I wielu ludzi chociaż trochę ją znało. Myślę, że nie doceniamy tamtych ludzi pod tym względem. A również pod względem umiejętności czytania. Wyobraźmy sobie, że na ołtarzu mamy spisane Zdrowaś Mario. Gdy będziemy słuchać modlitwy, po jakimś czasie zaczniemy rozpoznawać to, co jest napisane. W końcu tak czytania uczą się dzieci, stwierdza Kleivane.
      Mimo to łacina nigdy nie stała się głównym językiem mieszkańców Norwegii. Mogło się tak stać, ale norweski i łacina to języki tak odległe strukturalnie, że trudno sobie wyobrazić, by połączyły się tworząc nowy język. Ponadto, gdy łacina tutaj przybyła, nie była już niczyim językiem ojczystym. Pojawiły się już inne europejskie języki, jak hiszpański, francuski czy włoski. Rozwinęły się one z łaciny. Ale te ludy, które zostały w czasach rzymskich zlatynizowane, mają zupełnie inną historię językową, wyjaśnia uczona.
      Runy stopniowo wychodziły z użycia. Ostatnie przykłady ich wykorzystywania pochodzą z końca XV wieku. To właśnie one były przedmiotem badań w kontekście nordyckim i przyciągały uwagę filologów. Inskrypcje, którymi zajmowała się Kleivane były wcześniej znane i badane, ale nie zajmowano się samym alfabetem, jakim zostały spisane. Łacinę i jej alfabet spotykamy w całej Europie, więc uznano, że nie ma tutaj sensu ich badać, gdyż nic nowego nam nie powiedzą. A jest wręcz przeciwnie! Gdy patrzymy na nie jako na źródło historii języka, możemy dowiedzieć się wielu rzeczy na temat rozwoju współczesnej kultury pisanej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W miejscu dawnej faktorii handlowej Michilimackinac w cieśninie Mackinac, która łączy jeziora Michigan i Huron, archeolodzy znaleźli wykonany z białej gliny fragment główki fajki. Zabytek odkryto podczas wykopalisk w piwnicy jednego z domów. To nie pierwsze znalezisko archeologiczne w XVIII-wiecznym forcie, ale jedno z najbardziej wyjątkowych. Na fajce widać bowiem odcisk pieczęci przedstawiającej skaczącego jelenia. Takimi znakami posługiwali się w latach 1660–1776 fajkarze z Goudy w Republice Zjednoczonych Prowincji (Holandii).
      To kolejny przykład międzynarodowych sieci handlowych, których częścią był Michilimackinac, mówią archeolodzy pracujący przy wykopaliskach.
      Badania w Michilimackinac rozpoczęto w 1959 roku. To jeden z najdłużej trwających projektów archeologicznych w Ameryce Północnej. Pierwszym właścicielem domu E, w którym znaleziono fajkę, był handlarz futrami Charles Henri Desjardins de Rupallay de Gonneville. Mieszkał tam do połowy XVIII wieku. Później w domu zamieszkał niezidentyfikowany angielski kupiec.
      W 2015 roku pod domem E znaleziono świetnie zachowany różaniec z kości słoniowej. W forcie znaleziono też m.in. kostkę do gry, mosiężny guzik z intaglio, ozdobę z broni, którą sprzedawano rdzennym mieszkańcom, ceramikę i wiele innych zabytków.
      Pierwszym Europejczykiem, o którym wiemy, że zawitał w okolice późniejszego Michilimackinac był Jean Nicolet, który w 1634 roku przebył cieśninę Mackinac w poszukiwaniu Przejścia Północnego. W roku 1671 jezuita ojciec Jacques Marquette przybył nad cieśninę wraz z Huronami i w pobliżu istniejącej tam wioski Odawów założył Misję św. Ignacego. W kolejnych latach wokół misji zaczął kwitnąć handel futrami. Misja przetrwała do 1705 roku wówczas, dwa lata po tym, jak większość Huronów i Odawów odeszła na południe, jezuici opuścili i spalili misję. Jednak ojciec Joseph Marest wracał tam co roku, by nauczać Odawów. W 1712 roku przybyli tam Francuzi, którzy założyli obóz wojskowy, przygotowując się do walki z plemieniem Foxów, a trzy lata później Francuzi zbudowali Fort Michilimackinac. Przez kilka dziesięcioleci odgrywał on znaczącą rolę w lokalnej polityce oraz działaniach wojennych na większa i mniejszą skalę. W roku 1781 został przeniesiony na wyspę Mackinac, a porzucone budynki fortu spalono. Budynki cywilne z czasem przykrył piach. Prace archeologiczne rozpoczęły się tam 170 lat później.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawna decyzja prezydenta Nigerii wywołała burzę w niemieckim parlamencie oraz krytykę ze strony opozycji, która nazwała naiwnym bezwarunkowy zwrot zrabowanych zabytków. To, co dzieje się w Niemczech i Nigerii jest uważnie obserwowane przez muzea na całym świecie i może zaważyć na losie wielu słynnych zabytków, które trafiły do Europy w epoce kolonialnej.
      W ostatnich latach doszło do wyraźnego zintensyfikowania debaty nad zwrotem dzieł sztuki byłym europejskim koloniom. Najsłynniejszym przykładem takich dzieł są słynne brązy z Beninu. To zbiór tysięcy wspaniałych rzeźb i plakietek o wysokiej wartości artystycznej, które powstawały przez setki lat i zdobiły pałac władcy Królestwa Beninu. To wyjątkowe zabytki, a ich historia jest na tyle dobrze znana, że nie ma wątpliwości, w jaki sposób trafiły poza Benin. Zostały zrabowane z pałacu królewskiego w czasie brytyjskiej ekspedycji karnej w 1897 roku. Obecnie dwa największe zbiory brązów z Beninu znajdują się w Berlinie i Londynie.
      Nigeria, na której terenie leży dawne Królestwo Beninu, od kilkudziesięciu lat stara się o zwrot brązów. Niedawno rząd Niemiec oficjalnie uznał, że ponad 1100 zabytków z pięciu muzeów, należy do Nigerii. Tym samym Niemcy stały się pierwszym krajem, który jasno zobowiązał się do zwrotu brązów z Beninu. W ubiegłym roku 22 brązy trafiły bez żadnych warunków wstępnych do Nigerii. A przed kilkoma tygodniami prezydent tego kraju wydał dekret, zgodnie z którym zabytki te są własnością oby (króla) Beninu, Ewuare II. Co więcej, w dekrecie odchodzącego prezydenta czytamy, że także i zwrócone w przyszłości brązy staną się własnością króla. Ewuare II będzie decydował, gdzie zabytki się znajdują. To zaś wzbudziło obawy, że brązy trafią do prywatnej kolekcji i będą niedostępne dla osób postronnych. Tym bardziej, że decyzja prezydenta wyraźnie pomija Narodową Komisję Muzeów i Zabytków, która prowadzi negocjacje w sprawie zwrotu zabytków. Komisja nie zajęła oficjalnego stanowiska w tej sprawie, podobno jednak chce wprowadzenia poprawek do prezydenckiego rozporządzenia.
      Działania prezydenta mogą też wskazywać, że wszelkie zwracane Nigerii zabytki mogą stać się prywatną własnością spadkobierców tradycyjnych władców czy plemion.
      Niemieccy urzędnicy przyznają nieoficjalnie, że są zaskoczeni. Negocjowaliśmy z rządem Nigerii przekazanie brązów Narodowej Komisji Muzeów i Zabytków, podpisaliśmy umowy z Komisją. Komu tak naprawdę je oddajemy?, pytają.
      Niejasności wokół dalszych losów brązów z Beninu już mają swoje konsekwencje. Muzeum Archeologii i Antropologii Cambridge University odwołało zaplanowane na jutro przekazanie 116 brązów nigeryjskiej delegacji. A opozycyjni posłowie w Bundestagu krytykują rząd za podjęcie „naiwnej” decyzji. Strona rządowa, broniąc się przed oskarżeniami, mówi, że stawianie warunków dotyczących zwracanych zabytków byłoby ze strony Niemiec przejawem neokolonializmu.
      Postępowanie rządu Nigerii oraz oby Beninu będzie z pewnością szczegółowo śledzone przez rządy oraz instytucje kultury z Europy i niewątpliwie wpłynie na dalsze kwestie związane ze zwrotem zabytków byłym koloniom.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Brązy z Beninu są jednymi z najwspanialszych przykładów sztuki afrykańskiej. To tysiące metalowych plakietek i rzeźb, które w przeszłości zdobiły pałac królewski w Królestwie Beninu (obecnie stan Edo w Nigerii). Są tak doskonałe, że gdy dotarły do Europy spotkały się z niedowierzaniem. Sądzono, że jest niemożliwe, by ludy Afryki wytwarzały sztukę o tak wysokiej jakości. Teraz okazuje się, że głównym źródłem materiału, z którego powstawały zabytki pomiędzy XV a XVIII wiekiem były... dzisiejsze Niemcy.
      Obecnie dysponujemy ponad 700 analizami chemicznymi brązów z Beninu i wiemy, że ich skład znacznie różni się od składu zaawansowanych wyrobów metalurgicznych wytwarzanych w regionie Igbo-Ukwu w IX wieku. Ze źródeł historycznych wiemy, że gdy pod koniec XV wieku Portugalczycy rozpoczęli szeroko zakrojony handel z Afryką Zachodnią, jako środek płatniczy wykorzystywali manile. Były to płacidła w kształcie otwartej bransolety czy też podkowy wykonane z miedzi lub mosiądzu. Z Europy do Afryki trafiły miliony manili.
      Naukowcy od dawna podejrzewali, że głównym źródłem metalu, z którego w Królestwie Beninu wytwarzano brązy, były właśnie manile. Jednak badane dotychczas manile były i słabo datowane, i na tyle zanieczyszczone, że nie nadawały się do wytwarzania z nich przedmiotów wysokiej jakości. Dodatkową zagadkę stanowił fakt, że stosunek izotopów ołowiu w brązach z Beninu wykazywał się wysoką homogenicznością. To wskazywało, że materiał pochodził z jednego źródło, a twórcy brązów przez wieki z niego korzystali, zatem przywiązywali bardzo dużą wagę do jakości materiału. Znajduje to zresztą potwierdzenie w badaniach dotyczących historii handlu niewolnikami i spisów towarów, jakie Europejczycy wymieniali na niewolników.
      Grupa naukowców zbadała manile z XVI-XIX wieku wydobyte z wraków u wybrzeży Afryki, Europy i Ameryki. Gdy porównali je z brązami z Beninu okazało się, że skład jest niezwykle podobny. Co więcej, skład manili odpowiada składowi rud z niemieckiej Nadrenii. Badania te znajdują potwierdzenie w historycznych dokumentach. W 1548 roku między rodzina Fuggerów podpisała z królem Portugalii umowę na dostawę w ciągu trzech lat 432 ton (niemal 1 miliona 400 tysięcy) manili. Mowa jest tutaj o dwóch typach manili. Jedne zwane są „de la Mina”, a drugie „Guine”. Te pierwsze to manile, które produkowano na potrzeby handlu z obszarem obejmującym mniej więcej współczesne wybrzeże Ghany. Typ „Guine” był zaś używany na większym obszarze subsaharyjskiej Afryki Zachodniej. Kontrakt bardzo szczegółowo opisuje oba typy manili, mówi o tym, że mają odpowiadać one dostarczonym wzorcom, określa ich jakość oraz wagę. Ma to być 312 gramów dla „de la Mina” oraz 250 gramów dla „Guine”.
      W Afryce Zachodniej krążyła olbrzymia liczba manili. Były jednym z pierwszych europejskich towarów, jakie dotarły na rynki Afryki Zachodniej. Już od samego początku głównym źródłem materiału dla artystów z Królestwa Beninu były manile z nadreńskich rud.
      Z czasem na lukratywny rynek wytwarzania manili weszły też inne kraje. W XVIII wieku zaczęły pojawiać się manile z Anglii i prawdopodobnie Skandynawii. Jednak rzemieślnicy ludu Edo pozostali wierni wysokiej jakości metalowi z Niemiec, których domagali się od portugalskich kupców.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...