Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Samice bonobo pomagają rodzącym. Włosko-francuski zespół porównuje to funkcji spełnianych przez położne. Dotąd fizyczną asystę w czasie porodu obserwowano wyłącznie u ludzi. Cechę tę wiązano z przebiegiem porodu u naszego gatunku.

Autorzy publikacji z Evolution and Human Behavior analizowali nagrania wideo z 3 porodów bonobo żyjących w niewoli (w parkach naczelnych w Holandii i Francji).

Gdy samica zaczynała rodzić, inne samice gromadziły się w jej pobliżu. W miarę postępów porodu zaczynały bronić samcom i ludziom dostępu do rodzącej. Odganiały też muchy od odsłoniętych genitaliów.

Elisa Demuru, Pier Francesco Ferrari i Elisabetta Palagi z Uniwersytetu w Pizie i Université Lyon I wspominają także, że samice wąchały wody płodowe i w II fazie porodu próbowały schwycić młode.

Naukowcy podkreślają, że niektóre z asystentek już wcześniej rodziły, dlatego miały pojęcie, jak pomóc. Przypominają też, że więzi między samicami bonobo są zawsze silne (to wokół nich ogniskuje się życie stada; wygląda na to, że zajmują one pozycję dominującą). O ile u szympansów ciężarna oddala się, by rodzić w samotności, u tyle u bonobo zostaje, prawdopodobnie wręcz licząc na pomoc.

Zespół przypomina, że u szympansów karłowatych poród nie jest utrudniany przez warunki anatomiczne i że matki są samowystarczalne w zakresie porodu.

Włosi i Francuzi dywagują, że położnictwo mogło wyewoluować u wspólnego przodka ludzi i szympansów, jednak u szympansów cecha ta uległa zanikowi wraz ze spadkiem uspołecznienia.

Akademicy podkreślają, że potrzebne są dalsze badania u bonobo żyjących w niewoli i na wolności.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z badań przeprowadzonych przez naukowców ze szwedzkiego Karolinska Institutet wynika, iż sposób porodu może pozostawiać po sobie ślady w komórkach macierzystych dziecka. To z kolei może wyjaśniać, dlaczego osoby urodzone przez cesarskie cięcie częściej zapadają na choroby autoimmunologiczne. Wciąż jednak nie jest jasne, czy odkryty mechanizm epigenetyczny jest czasowy czy stały.
      Na całym świecie liczba cesarskich cięć gwałtownie rośnie. To najczęściej wykonywana procedura chirurgiczna u kobiet przed menopauzą. Zabiegi wykonuje się, pomimo tego, że zauważono korelację pomiędzy nimi a zwiększoną podatnością na astmę, cukrzycę typu I, otyłość czy celiaklię. Dotychczas jednak nie znano przyczyn tej korelacji.
      Mechanizmy biologiczne, które predysponują płód i noworodka do rozwinięcia się w przyszłości różnych chorób, są bardzo złożone i zależą od czynników genetycznych i środowiskowych. W naszych badaniach chcieliśmy poznać odpowiedź na pytanie, czy sposób porodu pozostawia na poziomie komórkowym ślady w postaci epigenetycznych zmian w DNA - mówi profesor Tomas Ekström.
      Do zmian epigenetycznych w DNA dochodzi, gdy czynniki środowiskowe wpływają na sposób ekspresji genów bez zmiany samego kodu genetycznego. Innymi słowy, geny mogą być włączane bądź wyłączane w zależności od okoliczności zewnętrznych. Wiadomo na przykład, że do zmian epigenetycznych może dochodzić pod wpływem diety czy toksyn, a zmiany takie mogą być przekazywane potomstwu.
      Wykonane przez Szwedów badania wykazały, że pomiędzy grupą dzieci urodzonych za pomocą cesarskiego cięcia a dziećmi urodzonymi siłami natury istnieją różnice epigenetyczne w niemal 350 regionach DNA. Do zmian dochodzi m.in. w genach kontrolujących metabolizm i odpowiedź immunologiczną. Podczas tradycyjnych narodzin dziecko jest narażone na dodatkowy stres, który przygotowuje je do życia poza macicą. Jeśli cesarskie cięcie jest wykonywane zanim poród się zacznie, to nie dochodzi do uruchomienia mechanizmu obronnego u dziecka, a to z kolei może prowadzić do zaobserwowanych przez nas zmian epigenetycznych - mówi profesor neonatologii Mikael Norman.
      Naukowcy nie wiedzą, czy zmiany epigenetyczne, które zauważyli utrzymują się w późniejszym życiu czy też z czasem zanikają.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Japońscy naukowcy pokazali, w jaki sposób matka może przekazać dziecku komórki nowotworowe podczas porodu. Na łamach The New England Journal of Medicine ukazał się artykuł naukowców z Narodowego Centrum Raka w Tokio na temat dwóch przypadków nowotworów płuc u dzieci (chłopców w wieku 23 miesięcy i 6 lat), do których doszło w wyniku transmisji guzów raka szyjki macicy matki. Wiele wskazuje na to, że u obu dzieci nowotwór rozwinął się, gdyż wchłonęły komórki nowotworowe matki podczas swojego pierwszego oddechu.
      Sądzimy, że do transmisji komórek nowotworowych doszło, gdy podczas porodu dzieci wchłonęły płyny z macicy, mówi doktor Ayumu Arakawa.
      We wspomnianym artykule opisano historię chłopców, u których najpierw pojawił się kaszel i ból w klatce piersiowej. U obu szybko zdiagnozowano nowotwór płuc. Co ważne, u matek obu chłopców tuż po porodzie zauważono raka szyjki macicy.
      Początkowo sądzono, że choroby matek nie mają nic wspólnego z zachorowaniami ich dzieci. Jednak bardzo szybko stwierdzono liczne podobieństwa pomiędzy nowotworami u matek i u dzieci. Przede wszystkim okazało się, że guzy matek i dzieci zawierały wirusa HPV16. To jeden z ponad 100 znanych podtypów wirusa brodawczaka ludzkiego. Jest on, obok HPV18, najbardziej agresywnym i onkogennym podtypem HPV. Podejrzewa się, że aż 2/3 przypadków nowotworów szyjki macicy i narządów płciowych to właśnie skutek zarażenia HPV16 lub HPV18.
      Sekwencjonowanie genetyczne guzów obu chłopców wykazało też, że znajdują się w nich te same mutacje genetyczne, które wcześniej stwierdzono w guzach ich matek. Co więcej, komórki guzów u chłopców nie posiadały chromosomu Y. To wskazuje, że guzy pochodzą od strony matki.
      Dotychczas było wiadomo, że w rzadkich przypadkach komórki nowotworowe mogą przeniknąć przez łożysko i dostać się rozwijającego się płodu. Znane były przypadki rozwoju białaczki, czerniaka i chłoniaka. Jednak japońscy specjaliści twierdzą, że w obu wspomnianych tutaj przypadkach mieliśmy do czynienia z zupełnie innym mechanizmem. U chłopców guzy występowały wyłącznie w płucach i drogach oddechowych. Zdaniem naukowców komórki nowotworowe były obecne w wodach płodowych, krwi lub innych wydzielinach pochwy i chłopcy wchłonęli je wraz z pierwszym oddechem.
      Spontaniczna regresja części zmian u pierwszego dziecka i powolny rozrost guza u drugiego wskazują na istnienie odpowiedzi alloimmunologicznej skierowanej przeciwko przekazanym przez matkę guzom. Terapia za pomocą inhibitora punktu kontrolnego, nivolumabu, doprowadziła do silnej regresji wszystkich pozostałych guzów u pierwszego z dzieci, czytamy na łamach NEJM.
      Jeden z chłopców był leczony właśnie nivolumabem (Opdivo), w przypadku drugiego zastosowano leczenie chirurgiczne. Matki obu chłopców zmarły z powodu nowotworów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dzięki danym z 35 lat badanie ponad 540 pawianów masajskich (Papio cynocephalus) z Parku Narodowego Amboseli wykazało, że samce, które mają bliskie związki z samicami, cechuje wyższy wskaźnik przeżywalności.
      Naukowcy często zakładali, że gdy samiec zachowuje się bardziej przyjaźnie w stosunku do pewnych samic, wiąże się to jakoś z korzyściami reprodukcyjnymi: lepszą opieką na jego potomstwem czy większymi szansami na spółkowanie. Nowe badanie, którego wyniki ukazały się w piśmie Philosophical Transactions of the Royal Society B, wskazuje jednak na dodatkową potencjalną korzyść: przyjaciółki mogą pomagać w wydłużeniu życia.
      Uczeni przypominają, że ludzie, którzy mają bliskich przyjaciół, z większym prawdopodobieństwem mogą się cieszyć długim życiem. Co więcej, badania z udziałem ludzi pokazują, że zaprzyjaźnianie się i podtrzymywanie przyjaźni może być dla długowieczności równie ważne, jak zrzucenie zbędnych kilogramów i ćwiczenia fizyczne.
      W ostatnim dziesięcioleciu podobne wzorce odkryto u różnych zwierząt: małp, koni, delfinów czy orek. Większość z tych badań koncentrowała się jednak na samicach. Samce pozostają dla naukowców pewną zagadką. Dzieje się tak, bo u większości społecznych zwierząt samice spędzają życie w tej samej grupie, podczas gdy samce pojawiają się i odchodzą (przez to naukowcy mogą liczyć zaledwie na "migawki" z ich życia).
      To zaś oznacza, że istnieje sporo luk w rozumieniu męskiego życia społecznego - podkreśla Susan Alberts z Duke University.
      Posługując się metodami statystycznymi, by oszacować ryzyko śmiertelności w każdym wieku, Alberts sprawdzała, czy związek między przeżyciem a przyjaźnią jest taki sam dla samic i samców pawianów.
      W ramach Amboseli Baboon Research Project od 1971 r. naukowcy niemal codziennie monitorowali poszczególne pawiany. Odnotowywali, kto się z kim kontaktował i jak małpy radziły sobie na przestrzeni życia.
      Iskanie to sposób pawianów na wytworzenie więzi i odstresowanie. Przy okazji czynność ta pomaga utrzymać higienę. Samce spędzają bardzo mało czasu na wzajemnym iskaniu, ale iskają się z samicami (nie tylko wtedy, gdy są one płodne).
      Analizując dane 277 samców i 265 samic, naukowcy oceniali, jak często małpy spędzały czas na iskaniu z najbliższymi przyjaciółmi.
      Po raz pierwszy u dzikich naczelnych wykazano, że obie płcie korzystają na posiadaniu silnych więzi społecznych. U samców utrzymujących silne więzi z samicami prawdopodobieństwo dożycia kolejnych urodzin było o 28% wyższe.
      Naukowcy odkryli, że izolacja społeczna może być większym zagrożeniem dla przeżycia samców niż stres i niebezpieczeństwa związane z walką o pozycję w grupie.
      Alberts dodaje, że konieczne są dalsze badania, które potwierdzą, że opisywana korelacja jest związkiem przyczynowo-skutkowym. Może przecież być tak, że osobniki zdrowsze, te, których kondycja jest lepsza, żyją dłużej i z większym prawdopodobieństwem podtrzymują silne więzi społeczne oraz osiągają wyższą pozycję społeczną.
      Biolodzy wspominają także, że w ramach przyszłych badań należałoby wyjaśnić, w jaki sposób przyjaźń wpływa na fizjologię, by wydłużyć życie pawianów. Wiele wskazuje jednak na to, że moc przyjaźni ma u naczelnych głębsze ewolucyjne korzenie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W listopadzie ubiegłego roku w Szpitalu Uniwersytetu Pensylwanii przyszedł na świat Benjamin Thomas Gobrecht. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jego matka, Jennifer, urodziła się bez macicy. Jakby jeszcze tego było mało, Benjamin jest dopiero drugim dzieckiem w USA, które urodziło się z macicy przeszczepionej od zmarłej dawczyni.
      To był jeden z najtrudniejszych dni w moim życiu. Miałam 17 lat i dowiedziałam się, że nigdy nie urodzę dziecka. Mój mąż i ja zawsze chcieliśmy mieć rodzinę, ale wiedzieliśmy, jak bardzo ograniczone mamy możliwości, powiedziała 33-letnia Jennifer. A teraz, wbrew wszystkiemu, mamy pięknego synka, dodaje.
      Kobieta urodziła się z zespołem Mayera-Rokitansky'ego-Kustera-Hausera (MRKH). Miała dobrze działające jajniki, ale nie miała macicy. To przypadłość, która dotyka 1 na 4500 kobiet, które z tego powodu nie mogą mieć dzieci. MRKH to jedno ze schorzeń zaliczanych do grupy macicznych czynników niepłodności (UFI), które dotykają 5% kobiet na świecie.
      Jeszcze do niedawna kobiety z UFI miały do wyboru albo adopcję, albo korzystanie z usług surogatki. W 2006 roku informowaliśmy, że w ciągu najbliższych 5 lat kobiety z usuniętą bądź niewykształconą macicą powinny mieć szansę na skorzystanie z przeszczepionej macicy. W roku 2014 szwedzcy specjaliści poinformowali o dokonaniu 9 przeszczepów macicy od żyjących krewnych, a w roku 2018 odbył się pierwszy w historii poród z macicy przeszczepionej od zmarłej dawczyni. Kobiety zyskały więc kolejną możliwość posiadania własnego dziecka.
      W dziedzinie transplantologii macicy jest wciąż wiele niewiadomych. Jednak, jak dowodzi tego historia Jen i jej dziecka Benjamina, jest to potencjalnie obiecująca opcja dla niektórych kobiet. Dzięki współpracy ze specjalistami z instytucji partnerskich oraz Jen i innymi odważnymi pacjentkami, które są pionierkami testów klinicznych, dowiadujemy się coraz więcej o tym, jak bezpiecznie przeszczepiać macice, jak robić to bardziej efektywnie i uczynić tę procedurę dostępną dla większej liczby kobiet, mówi profesor Kathlleen O'Neil.
      Większość specjalistów w tej dziedzinie skupia się na przeszczepach od żywych dawczyń. Dotychczas na świecie dokonano około 70 takich transplantacji. Penn Medicine to jeden z niewielu ośrodków, gdzie prowadzi się prace nad transplantacjami zarówno od żywych jak i od zmarłych. Dzięki temu zwiększa się pula potencjalnie dostępnych organów.
      Pani Gobrechts urodziła przez cesarskie cięcie, a biorąc pod uwagę wysokie ryzyko związane z tym nietypowym przypadkiem, czuwało przy niej ponad 20 lekarzy, specjalistów położnictwa, transplantologii, płodności, chirurgii ginekologicznej, neontologii, pediatrii, urologii, pielęgniarstwa i anestezjologii.
      Procedura, w ramach której kobieta mogła zajść w ciążę, rozpoczęła się ponad 2 lata temu. W testach klinicznych brali udział specjaliści od badań klinicznych, bioetycy, pracownicy opieki społecznej, psychologowie, lekarze patolodzy, położnicy, ginekolodzy, specjaliści od transplantologii, chorób zakaźnych i wielu innych. Zespół ten zaakceptował Jennifer do testów klinicznych. Samo zapłodnienie odbyło się metodą in vitro.
      Pani Gobrecht będzie teraz przez 5 do 10 lat pod opieką niema 40-osobowego zespołu specjalistów, którzy na jej przypadku będą udoskonalali metody in vitro, transplantacji, procedury narodzin, opieki nad dzieckiem, chirurgicznego usunięcia macicy po urodzeniu.
      Do programu prowadzonego przez Penn Medicine zgłosiło już ponad 70 potencjalnych dawczyń macicy.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badając dziką populację diabłów tasmańskich z Półwyspu Forestier, naukowcy odkryli zachowania rozrodcze samic, które mogą utrudniać specjalistom z Tasmanian devil captive insurance programme zarządzanie różnorodnością genetyczną populacji. Okazuje się bowiem, że samice bywają poliandryczne i zdarza im się spółkować nawet z roczniakami. Wyniki badań ukazały się w Biological Journal of the Linnean Society.
      Istnieją różne korzyści wynikające z ojcostwa wielu samców, w tym zwiększona różnorodność genetyczna, nabywanie "dobrych genów" czy zmniejszone ryzyko męskiego dzieciobójstwa. Ojcostwo wielu samców obserwowano u licznych gatunków torbaczy, ale nie u diabłów tasmańskich.
      Ekipa dr Tracey Russell z Uniwersytetu w Sydney badała populację Sarcophilus harrisii z Półwyspu Forestier. Okazało się, że w 4 z 9 miotów występowało zjawisko ojcostwa wielu samców. Co ciekawe, niektóre z tych samców były roczniakami, a uznaje się, że diabły są dojrzałe seksualnie w wieku 2 lat. Dotąd w regionach spustoszonych zakaźnym rakiem pyska obserwowano samice rozmnażające się jako roczniaki, u samców takie zachowanie zaobserwowano po raz pierwszy.
      Ponieważ to nowo odkryty fenomen, brakuje danych nt. przeżywalności młodych z miotów z ojcostwem pojedynczych vs. wielu samców.
      Diabły tasmańskie zapadają na dwa różne zakaźne raki pyska. Raka DFT1 zaobserwowano po raz pierwszy w 1996 r. w północno-wschodniej Tasmanii. W 2014 r. rutynowy skryning diagnostyczny ujawnił 2. rodzaj zakaźnego raka pyska. Wywołuje on guzy, których gołym okiem nie da się odróżnić od zmian wywoływanych przez DFT1. Analizy wykazały, że raki różnią się jednak na poziomie biologicznym i o ile DFT1 pochodzi z komórek samicy, o tyle DFT2 pojawił się u samca.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...