Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

3 godziny temu, 3grosze napisał:

Samolot robi zdjęcia prostopadle nad gruntem, satelita tylko kilkunastokilometrowej szerokości pasek. Reszta pod kątem, a to zniekształcenie  ma znaczenie

No i widzisz, w końcu doszedłeś do tego, dlaczego w pewnych przypadkach zdjęcia z samolotu/drona są lepsze od satelitarnych ?

Szczególnie na Marsie, gdzie jedno błędnie zinterpretowane zdjęcie może doprowadzić do utknięcia jednostki naziemnej

W dniu 17.05.2018 o 17:43, 3grosze napisał:

Nie ważne jaki system wirników. Nie załadowali na pokład pilota, czyli dron.

Niech ci będzie - w kwestii terminologii.

Moja odpowiedź dotyczyła tego co napisał ex nihilo - wyraźnie chodziło mu o takiego drona: 

dron.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, tempik napisał:

Instytut geodezji i  kartografii to taka ostoja PRLu to i z technologią się zatrzymali. ta ich ortofotomapa jest bez kolorów

Czyli nie znasz istoty monochromatycznej ortofotomapy (kolorowe też mają) więc nie masz pojęcia o kartografii, a dyletancko oceniasz IGiK, bo zajmują się aerofotogrametrią. Pokory trochę.

41 minut temu, rahl napisał:

No i widzisz, w końcu doszedłeś do tego, dlaczego w pewnych przypadkach zdjęcia z samolotu/drona są lepsze od satelitarnych ?

Napewno nie dzięki Twoim sugestiom. To było dla tempika. Do Ciebie był skierowany argument o szybszym wykonaniu zdjęcia lotniczego wymaganej jakości, niż dedykowane zdjęcie satelitarne. 

Coś o kosztach zamawianych zdjęć satelitarnych.miało być.

53 minuty temu, rahl napisał:

może doprowadzić do utknięcia jednostki naziemnej

Naziemnej? Na Marsie?;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
Godzinę temu, 3grosze napisał:

Napewno nie dzięki Twoim sugestiom.

Poczytaj moje wypowiedzi od początku, może załapiesz. A jeśli nie to trudno, zrobiłem co mogłem.

P.S. Ceny zdjęć satelitarnych:

http://www.landinfo.com/satellite-imagery-pricing.html

Edytowane przez rahl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 hours ago, rahl said:

Moja odpowiedź dotyczyła tego co napisał ex nihilo - wyraźnie chodziło mu o takiego drona: 

No ładny, ale mi chodziło o byle jakiego grata, byle bezludziowego :)

Inna sprawa, że układ kilku wirników może być wygodniejszy z powodu mniejszej prędkości końcówek łopat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
8 godzin temu, rahl napisał:

Poczytaj moje wypowiedzi od początku, może załapiesz. A jeśli nie to trudno, zrobiłem co mogłem.

P.S. Ceny zdjęć satelitarnych

Bożżże!

Ty sam masz jakiś  problem koognitywny. O jakich zdjęciach satelitarnych jest mowa? Czy Ty rozumiesz ( są w moim poprzednim poście) zwrotów: " dedykowanych zdjęć", "zamawianych zdjęć", " szybsze wykonanie zdjęcia lotniczego'.???

A jak się nie rozumie, to dumnie przedstawia się cennik zdęć....historycznych.:D

Zanim ogłoszę EOT ( poziom zaczyna być irytujący) ostatkiem cierpliwości: wczoraj huragan powalił kaaawał lasu, rzeka zalała pooola, z tankowca cieknie ropa i robi plaaamę, sztorm wywiał góry lodowe na routy statków więc potrzebne jest zdjęcie aktualne. I o takie zdjęcie chodziło, skoro mówiłem o przewadze szybkości zdjęcia lotniczego ( wojsko to inna bajka). I cały czas będziesz się upierał, że skierowanie optyki takiego IKONOSA-2, który kosztował 500mln$, na potrzebny fragment Ziemi będzie tańsze od wysłania samolotu?

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
14 godzin temu, tempik napisał:

zamawiasz zdjęcie i za parę dni masz z satelity.

Tak mi przyszło do głowy, że na Marsie (na temat Ziemi i IGIK się nie wypowiadam) taki helikopter/dron może być w pewnych sytuacjach wygodniejszy m. in. z tego powodu, że nie trzeba czekać aż satelita doleci i sfotografuje (dużo tych sztucznych satelitów marsjańskich nie ma - wg Wiki raptem osiem: https://en.wikipedia.org/wiki/Mars#Exploration), poza tym może sfotografować szczegóły niewidoczne z orbity chociażby ze względu na kąt widzenia, albo dlatego, że zrobi zdjęcie z bliska, albo gdy trzeba sfotografować zjawiska szybko zmieniające się w czasie (w szczególności - wiem, że b. mało prawdopodobne - gdyby istniało uzasadnione podejrzenie, że po drugiej stronie wzgórza kica sobie jakiś mały zielony przedstawiciel miejscowej fauny, to należałoby się śpieszyć, bezdyskusyjnie :D, a łaziki marsjańskie demonami szybkości nie są :D). 

Poza tym, czemu na Ziemi wesela filmuje się z drona a nie satelity? Mi się wydaje, że temu marsjańskiemu helikoptorowi bliżej właśnie do takiego drona niż samolotu robiącego mapy fotograficzne. ;)

 

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
6 godzin temu, 3grosze napisał:

Ty sam masz jakiś  problem koognitywny

Serioo  ? ROTFL

 

6 godzin temu, 3grosze napisał:

Bożżże!

Ty sam masz jakiś  problem koognitywny. O jakich zdjęciach satelitarnych jest mowa? Czy Ty rozumiesz ( są w moim poprzednim poście) zwrotów: " dedykowanych zdjęć", "zamawianych zdjęć", " szybsze wykonanie zdjęcia lotniczego'.???

A jak się nie rozumie, to dumnie przedstawia się cennik zdęć....historycznych.:D

ROTFL x2

A spojrzałeś może na tabelkę drugą, czwartą, ósmą i dziewiątą ?

6 godzin temu, 3grosze napisał:

I cały czas będziesz się upierał, że skierowanie optyki takiego IKONOSA-2, który kosztował 500mln$, na potrzebny fragment Ziemi będzie tańsze od wysłania samolotu?

Nie wiem jak z Ikonosem, ale patrz cennik i tabelki o których piszę.

6 godzin temu, 3grosze napisał:

( poziom zaczyna być irytujący)

Hmm... ciekawe czyja to wina.

6 godzin temu, darekp napisał:

taki helikopter/dron może być w pewnych sytuacjach wygodniejszy m. in. z tego powodu, że nie trzeba czekać aż satelita doleci i sfotografuje

Nie do końca prawda - taki samolocik też nie będzie zbyt szybki i nie będzie miał zbyt dużego pokrycia terenu. Wszystko będzie zależało od sytuacji.

 

6 godzin temu, darekp napisał:

poza tym może sfotografować szczegóły niewidoczne z orbity chociażby ze względu na kąt widzenia, albo dlatego, że zrobi zdjęcie z bliska, albo gdy trzeba sfotografować zjawiska szybko zmieniające się w czasie (w szczególności - wiem, że b. mało prawdopodobne - gdyby istniało uzasadnione podejrzenie, że po drugiej stronie wzgórza kica sobie jakiś mały zielony przedstawiciel miejscowej fauny, to należałoby się śpieszyć, bezdyskusyjnie :D, a łaziki marsjańskie demonami szybkości nie są :D). 

Exactamente

I dokładnie na ten trop próbowałem naprowadzić 3grosze, ale jak widzę bez powodzenia.

Edytowane przez rahl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
38 minut temu, rahl napisał:

 

 

38 minut temu, rahl napisał:

Nie do końca prawda - taki samolocik też nie będzie zbyt szybki i nie będzie miał zbyt dużego pokrycia terenu

Może już nie sil się na znawcę lotnictwa, ponieważ jesteś w tym mało wiarygodny:

1.Wymyślasz: "samolot musi dostać ścieżkę? wtf?

2.Wydaje Ci się, że każdy lot " trzeba zgłosić"

3.Drony kojarzyłeś dotąd jedynie z kwadrokopterami.

4.Nie wiedziałeś, że to co uważałeś za dron to kwadrokopter i musiałeś posiłkować się wklejeniem obrazka.

5. Nie wiedziałeś że dron, to każdy bezzałogowy statek powietrzny.

38 minut temu, rahl napisał:

patrz cennik i tabelki o których piszę.

Tu się poddaję, nie znalazłem info o aktualności zdjęć i możliwości ich zrobienia na cito.:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
4 godziny temu, 3grosze napisał:

1.Wymyślasz: "samolot musi dostać ścieżkę? wtf?

2.Wydaje Ci się, że każdy lot " trzeba zgłosić"

Loty kartograficzne (a o takich chyba mowa, jeśli mają uzupełniać zdjęcia satelitarne) odbywają się przy użyciu większych niż ultralekkie samoloty. Więc zasadniczo podlegają wszystkim przepisom od klasy E wzwyż.

4 godziny temu, 3grosze napisał:

3.Drony kojarzyłeś dotąd jedynie z kwadrokopterami.

4.Nie wiedziałeś, że to co uważałeś za dron to kwadrokopter i musiałeś posiłkować się wklejeniem obrazka.

5. Nie wiedziałeś że dron, to każdy bezzałogowy statek powietrzny.

Nie. Pierwsze drony o jakich słyszałem to Predatory, jakieś dwie dekady przed jednostkami wielo-wirnikowymi. Zrobiłem założenie i napisałem jakiego najprawdopodobniej drona miał na myśli poprzednik(gdyż nie było to sprecyzowane w jego wypowiedzi) i że to co poleci na Marsa jest lepsze do tam panujących warunków.

P.S. To co skomentowałeś w pierwszej części dotyczyło pomysłu całkowitego zastąpienia obrazowania satelitarnego zdjęciami z  tych małych helikopterków na Marsie - ale jak zwykle nie zadałeś sobie trudu aby sprawdzić czego dotyczyła ta odpowiedź tylko od razu zacząłeś komentować kompletnie nie rozumiejąc kontekstu.

Nie silę się na znawcę lotnictwa, ale swoje wypociny staram się popierać faktami i informacjami rzeczywistymi, które w dobie internetu są dostępne na wyciągnięcie ręki dla każdego kto zada sobie odrobinę trudu.

Edytowane przez rahl
Korekta

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
Godzinę temu, rahl napisał:

Więc zasadniczo podlegają wszystkim przepisom od klasy E wzwyż.

Co prawda zajętość przestrzeni powietrznej  to " trochę" coś innego niż klasy przestrzeni powietrznej, ale... **olera wie jaka biurokracja;) na Marsie będzie, więc ...miłego łykendu życzę. :)

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Instytut g i k to taka bezuzyteczna k**wa jest co za nia panstwo placi.

Nie dosc, ze nic nie wnosza to jeszcze przeszkadzaja. Nawet niezdolni sa wymusic na jednostkach samorzadowych wykorzystania jednolitego oprogramowania geo/kart (standaryzacji) i firmy (nawet te nalrawde male) musza miec po kilka programow do tego samego bo jeden powiat ma microstation a drugi obok calkiem co innego.

Jedyne co ten twor produkuje to biurokracja i niepotrzebne koszty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
W dniu 17.05.2018 o 17:43, 3grosze napisał:

Gdybyś się do ułożenia zadania się przyłożył, to podabyś współczynnik siły nośnej obiektu: Cz. Bez niego nie rozwiąże Twojego dylematu

Ja Ci go mam podać? Tak, domyśliłem się że umiesz podstawić do paru składnikowego wzoru dane. Dziecko to potrafi. Chcesz mi dowieść że masz umiejętności dziecka? Po tej odpowiedzi zaczynam wątpić.

Cały myk polega na tym i trudność że trzeba sobie policzyć składniki.
Po to Ci podałem wymiary żebyś sobie mógł sam policzyć. Nie umiesz? Ja też nie. Ale ja nie piszę głupot o tym jakie to łatwe.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
2 godziny temu, thikim napisał:

Cały myk polega na tym i trudność że trzeba sobie policzyć składniki.
Po to Ci podem wymiary żebyś sobie mógł sam policzyć.

Tyyyle dni dumałeś i nic:blink: ze wzoru na Pz nie zrozumiałeś !!!?:(

Współczynnik Cz wyznacza się empirycznie, niepodając tego ułożyłeś zadanie ułomne.Model Twojego " wynalazku"w tunelu aero trzeba przedmuchać, ponieważ w katalogu profili takiego cudactwa nie ma.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
10 godzin temu, thikim napisał:

Chcesz mi dowieść że masz umiejętności dziecka?

I każde dziecko zauważy, że tak " mądrze" ulożyłeś swoje zadanie, że współczynnik siły nośnej dla podanych warunków wyniesie krągłe i puste jak (autocenzura) 0.:D

Jak jesteś ciekaw dlaczego, to zagadaj do jakiegoś licealisty. Wystarczy z klasy bio- chem.;)

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      NASA i DARPA ujawniły szczegóły dotyczące budowy silnika rakietowego o napędzie atomowym. Jądrowy silnik termiczny (NTP) DRACO (Demonstration Rocket for Agile Cislunar Operations) powstaje we współpracy z Lockheed Martinem i BWX Technologies. Najpierw zostanie zbudowany prototyp, następnie silnik do pojazdów zdolnych dolecieć do Księżyca, w końcu zaś silnik dla misji międzyplanetarnych. Jeszcze przed kilkoma miesiącami informowaliśmy, że DRACO może powstać w 2027 roku. Teraz dowiadujemy się, że test prototypu w przestrzeni kosmicznej zaplanowano na koniec 2026 roku.
      To niezwykłe przyspieszenie prac – trzeba pamiętać, że zwykle projekty związane z przestrzenią kosmiczną i nowymi technologiami mają spore opóźnienie – było możliwe dzięki częściowemu połączeniu prac, które zwykle odbywają się osobno, w drugiej i trzeciej fazie rozwoju projektu. To zaś jest możliwe dzięki wykorzystaniu sprzętu i doświadczeń z dotychczasowych misji w głębszych partiach kosmosu. Budujemy stabilną i bezawaryjną platformę, w której wszystko, co nie jest silnikiem, to technologie o niskim ryzyku, mówi Tabitha Dodson, odpowiedzialna z ramienia DARPA za projekt DRACO.
      Wiemy, że niedawno zakończyła się pierwsza faza projektu, w ramach którego powstał projekt nowego reaktora. Nie ujawniono, ile faza ta kosztowała. Kolejne dwie fazy mają budżet 499 milionów USD. Jeśli prototyp zda egzamin, powstanie silnik dla misji na Księżyc. Przyniesie on spore korzyści. Napędzane nim rakiety będą przemieszczały się szybciej, zatem szybciej dostarczą ludzi, sprzęt i materiały na potrzeby budowy bazy na Księżycu. Jednak największe korzyści z nowego silnika ujawnią się podczas misji na Marsa.
      Okno startowe misji na Czerwoną Planetę otwiera się co 26 miesięcy i jest dość wąskie. Dzięki lepszym silnikom i szybszym rakietom okno to można poszerzyć, co ułatwi planowanie i przeprowadzanie marsjańskich misji. Nie mówiąc już o tym, że skrócenie samej podróży będzie korzystne dla zdrowia astronautów poddanych promieniowaniu kosmicznemu. Prędkość obecnie stosowanych silników jest ograniczona przez dostępność paliwa i utleniacza. Silnik z reaktorem atomowym działałby dzięki ogrzewaniu ciekłego wodoru z temperatury -253 stopni Celsjusza do ponad 2400 stopni Celsjusza i wyrzucaniu przez dysze szybko przemieszczającego się rozgrzanego gazu. To on nadawałby ciąg rakiecie.
      Pomysłodawcą stworzenia napędu atomowego jest polski fizyk Stanisław Ulam, który przedstawił go w 1946 roku. Dziesięć lat później rozpoczęto Project Orion. Efektem prac było powstanie prototypowego silnika, który został przetestowany na ziemi. Obecnie takie testy nie wchodzą w grę. Zgodnie z dzisiejszymi przepisami naukowcy musieliby przechwycić gazy wylotowe, usunąć z nich materiał radioaktywny i bezpiecznie go składować. Dlatego też prototyp zostanie przetestowany na orbicie 700 kilometrów nad Ziemią. Ponadto w latach 50. wykorzystano wzbogacony uran-235, taki jak w broni atomowej. Obecnie użyty zostanie znacznie mniej uran-235. Można z nim bezpieczne pracować i przebywać w jego pobliżu, mówi Anthony Calomino z NASA. Drugi z podobnych projektów, NERVA (Nuclear Engine for Rocket Vehicle Application), doprowadził do stworzenia dobrze działającego silnika. Ze względu na duże koszty projekt zarzucono.
      Reaktor będzie posiadał liczne zabezpieczenia, które nie dopuszczą do jego pełnego działania podczas pobytu na ziemi. Dopiero po opuszczeniu naszej planety będzie on w stanie w pełni działać.
      W czasie testów zostaną sprawdzone liczne parametry silnika, w tym jego ciąg oraz impuls właściwy. Impuls właściwy obecnie stosowanych silników chemicznych wynosi około 400 sekund. W przypadku silnika atomowego będzie to pomiędzy 700 a 900 sekund. NASA chce też sprawdzić, na jak długo wystarczy 2000 kilogramów ciekłego wodoru. Inżynierowie mają nadzieję, że taka ilość paliwa wystarczy na napędzanie rakiety przez wiele miesięcy. Obecnie górny człon rakiety nośnej ma paliwa na około 12 godzin. Silniki NTP powinny być od 2 do 5 razy bardziej efektywne, niż obecne silniki chemiczne. A to oznacza, że napędzane nimi rakiety mogą lecieć szybciej, dalej i zaoszczędzić paliwo.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wysłana przez Zjednoczone Emiraty Arabskie marsjańska misja Hope wykonała pierwsze zdjęcia księżyca Deimos w wysokiej rozdzielczości. Deimos to mniejszy i mniej zbadany z dwóch księżyców Marsa. Dzięki odpowiedniej orbicie Hope możliwe było wykonanie zdjęć Deimosa z każdej strony. Jak poinformował główny naukowiec misji, Hessa Al Matroushi z Mohammed Bin Rashid Space Centre, fotografie wykonano z odległości 100 kilometrów.
      Na pokładzie Hope znajdują się trzy instrumenty naukowe: spektrometr działający w ultrafiolecie, spektrometr podczerwieni oraz aparat o wysokiej rozdzielczości. Dzięki już przeprowadzonym przez Hope badaniom wiemy, że spektrum Deimosa w zakresie ultrafioletu odpowiada spektrum drugiego z księżyców, Fobosa. To oznacza, że oba prawdopodobnie pochodzą z Marsa, od którego się oddzieliły.
      Celem misji Hope jest badanie atmosfery Marsa. Została ona niedawno przedłużona na kolejny rok, z nadzieją, że uda się przeprowadzić badania wpływu zmian cykli słonecznych na Czerwoną Planetę. Misja ZEA ma również pomóc organizatorom kolejnych wypraw. Takich jak na przykład japońska Martian Moon Exploration, która ma ruszyć w przyszłym roku w kierunku Fobosa i Deimosa. Japończycy chcą lepiej zbadać oba księżyce i pobrać próbki z Fobosa. "Bardzo ważnym jest, by jedna misja przynosiła korzyści innym. Nikt nie jest w stanie przeprowadzić wszystkich badań", podkreśla Al Matroushi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Łazik Perseverance rozpoczął tworzenie na Marsie zapasowego magazynu próbek. W miejscu zwanym Three Forks złożona została tytanowa tuba z próbkami marsjańskich skał. W ciągu najbliższych 2 miesięcy łazik pozostawi tam w sumie 10 pojemników, tworząc pierwszy w historii skład próbek na innej planecie.
      Za 10 lat próbki mają trafić na Ziemię w ramach misji Mars Sample Return. Plan ich przywiezienia zakłada, że to Perseverance zawiezie je do lądownika Sample Retrieval Lander, na pokładzie którego znajdzie się rakieta Mars Ascent Vehicle oraz zbudowane przez Europejską Agencję Kosmiczną Sample Transfer Arm. Europejskie ramię przeładuje przywiezione próbki z Perseverance do Mars Ascent Vehicle. Na pokładzie Sample Retrieval Lander znajdą się też dwa śmigłowce bazujące na architekturze Ingenuity. Zostaną one wykorzystane, gdyby z jakichś powodów Perseverance nie mógł dostarczyć próbek. Wówczas śmigłowce zabiorą próbki ze składu zapasowego i dostarczą je do pojazdu. Następnie z powierzchni Marsa wystartuje Mars Ascent Vehicle, który zawiezie je do czekającego na orbicie pojazdu Earth Return Orbiter. Ten zaś przetransportuje próbki na Ziemię. W tej chwili plan przewiduje, że Earth Return Orbiter zostanie wystrzelony jesienią 2027 roku, a Sample Retrieval Lander wiosną 2028. Próbki mają trafić na Ziemię w roku 2033.
      Obecnie Perseverance ma na pokładzie 17 pojemników z próbkami, w tym 1 z próbką atmosfery. Pierwszy pojemnik złożony w Three Forks zawiera skały pobrane 31 stycznia 2022 roku na obszarze South Séítah w Kraterze Jezero.
      Cały proces składowania próbki trwał godzinę. Po tym, gdy pojemnik wypadł spod podwozia łazika, inżynierowie musieli sprawdzić, czy nie znajdzie się pod kołami Perseverance, gdy ten będzie odjeżdżał, ani czy nie ustawił się pionowo. Pojemniki na jednym końcu są płaskie, co ma ułatwić ich przyszłe zebranie. Jednak przez to istnieje ryzyko, że ustawią się pionowo. Podczas testów naziemnych działo się tak w 5% przypadków.


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dnia 20 lipca 1976 roku lądownik Viking 1 stał się pierwszym wysłanym przez człowieka pojazdem, który z powodzeniem wylądował i podjął pracę na Marsie. Na przysłanych przez niego zdjęciach naukowcy zobaczyli nie to, czego się spodziewali. Zamiast śladów wielkiej powodzi ujrzeli zagadkowy, pokryty głazami krajobraz. Teraz naukowcy z Planetary Science Institute dowodzą, że Viking 1 wylądował na krawędzi pola osadów powstałego w wyniku gigantycznego tsunami.
      Lądownik miał szukać śladów życia na Marsie, więc inżynierowie i naukowcy wykonali żmudną pracę wybrania miejsca lądowania na podstawie najwcześniejszych dostępnych zdjęć Marsa oraz danych pochodzących ziemskiego radaru badającego powierzchnię Czerwonej Planety, mówi główny autor badań, doktor José Alexis Palermo Rodriguez. Wybrali więc obszar, który wyglądał jak miejsce wielkie powodzi. Jednak okazało się, że jego wygląd nie odpowiada scenariuszowi „zwykłej” powodzi. Kolejne badania i zdjęcia Marsa sugerowały raczej, że doszło tam do tsunami. Teraz Rodriguez i jego zespół znaleźli pozostałość po prawdopodobnym sprawcy tsunami – krater uderzeniowy Pohl o szerokości 110 kilometrów.
      Krater znajduje się na północnych nizinach Marsa. Powstał na osadach, które prawdopodobnie uformowały się, gdy miejsce to zostało po raz pierwszy zalane podczas tworzenia się wielkiego oceanu. Na podstawie rozmiarów krateru i serii symulacji naukowcy doszli do wniosku, że przed 3,4 miliardami lat w Marsa uderzyła asteroida o średnicy około 9 lub 3 kilometrów – wszystko zależy od właściwości podłoża, na które spadła – i wywołała tsunami z falami o wysokości do 250 metrów, które powędrowały 1500 kilometrów od miejsca uderzenia.
      Gdy myślimy o tsunami wyobrażamy sobie ścianę wody zbliżającą się do wybrzeża i je zalewającą. Tutaj mogło przebiegać to inaczej. Mieliśmy ścianę czerwonawej wzburzonej wody poruszającej się w górę i w dół wraz z niesionym skałami i gruntem, mówi Rodriguez. Jako że Mars ma słabszą grawitację niż Ziemia, woda i skały opadały wolniej niż na naszej planecie.
      Uczeni z Planetary Science Institute mówią, że w miejscu lądowania Vikinga 1 zapewne znajdują się bardzo stare osady oceaniczne wyrzucone przez tsunami. Głazy widoczne na pierwszych zdjęciach przysłanych z powierzchni Marsa to prawdopodobnie skały przemieszczone przez megatsunami.
      Zdaniem uczonych uderzenie, które wywołało megatsunami na Marsie było bardzo podobne do upadku asteroidy, która zabiła dinozaury. W obu przypadkach asteroida spadła do płytkich wód (ok. 200 metrów głębokości), oba kratery uderzeniowe mają około 100 km średnicy i obaw wywołały fale o podobnej wysokości, które na podobną odległość zalały ląd.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od niemal 1,5 roku na powierzchni Marsa pracuje MOXIE (Mars Oxygen In-Situ Resource Utilization Experiment), które wytwarza tlen z marsjańskiej atmosfery. Urządzenie, znajdujące się na pokładzie łazika Perseverance, trafiło na Czerwoną Planetę w lutym 2021, a pierwszy tlen wytworzyło 20 kwietnia.
      Naukowcy z MIT i NASA informują, że do końca 2021 roku MOXIE uruchamiano siedmiokrotnie, podczas różnych pór roku, w różnych warunkach atmosferycznych, zarówno w ciągu dnia jak i nocy. Za każdym razem eksperymentalny instrument osiągał swój cel i produkował 6 gramów tlenu na godzinę. To mniej więcej tyle co średniej wielkości drzewo na Ziemi.
      Badacze przewidują, że zanim na Marsie wyląduje pierwszy człowiek, zostanie tam wysłana większa wersja MOXIE, zdolna do produkcji kilkunastu lub kilkudziesięciu kilogramów tlenu na godzinę. Takie urządzenie zapewniałoby nie tylko tlen do oddychania, ale również tlen potrzebny do wyprodukowania paliwa, dzięki któremu astronauci mogliby wrócić na Ziemię. MOXIE to pierwszy krok w kierunku realizacji tych zamierzeń.
      MOXIE to jednocześnie pierwsze urządzenie na Marsie, które wykorzystuje lokalne surowce – w tym przypadku dwutlenek węgla – do produkcji potrzebnych nam zasobów. To pierwsza w historii praktyczna demonstracja wykorzystania zasobów z innej planety i przekształcenia ich w coś, co można wykorzystać podczas misji załogowej, mówi profesor Jeffrey Hoffman z Wydziału Aeronautyki i Astronautyki MIT. Nauczyliśmy się bardzo wielu rzeczy, dzięki którym będziemy mogli przygotować większy system tego typu, dodaje Michael Hecht z Haystack Observatory na MIT, główny badacz misji MOXIE.
      Obecna wersja MOXIE jest niewielka. Urządzenie ma się zmieścić na pokładzie łazika. Ponadto zaprojektowano je z myślą o działaniu przez krótki czas. Prowadzenie eksperymentów z użyciem MOXIE zależy od innych badań prowadzonych przez łazik. Docelowa pełnowymiarowa wersja urządzenia miałaby pracować bez przerwy.
      MOXIE najpierw pobiera gaz z atmosfery Marsa. Przechodzi on przez filtr usuwający zanieczyszczenia. Gaz jest następnie kompresowany i przesyłany do instrumentu SOXE (Solid OXide Electrolyzer), który elektrochemicznie rozbija CO2 na jony tlenu i tlenek węgla. Jony są następnie izolowane i łączone, by uzyskać tlen molekularny O2. Jest ona następnie badany pod kątem ilości i czystości, a później uwalniany wraz z innymi gazami do atmosfery Marsa.
      Po uruchomieniu MOXIE najpierw przez kilka godzin się rozgrzewa, później przez godzinę produkuje tlen, a następnie kończy pracę. Każdy z siedmiu eksperymentów zaplanowano tak, by odbywał się w różnych warunkach. Naukowcy chcieli sprawdzić, czy urządzenie poradzi sobie z takim wyzwaniem. Atmosfera Marsa jest znacznie bardziej zmienna niż atmosfera Ziemi. Jej gęstość w ciągu roku może zmieniać się o 100%, a zmiany temperatury dochodzą do 100 stopni Celsjusza. Jednym z celów naszych eksperymentów było sprawdzenie, czy MOXIE będzie działało o każdej porze roku, wyjaśnia Hoffman. Dotychczas urządzenie produkowało tlen niemal o każdej porze dnia i nocy. Nie sprawdzaliśmy jeszcze, czy może pracować o świcie lub zmierzchu, gdy dochodzi do znacznych zmian temperatury. Ale mamy asa w rękawie. Testowaliśmy MOXIE w laboratorium i sądzę, że będziemy w stanie udowodnić, iż rzeczywiście radzi sobie o każdej porze doby, zapowiada Michael Hecht.
      Na tym jednak ambitne plany się nie kończą. Inżynierowie planują przeprowadzenie testów marsjańską wiosną, gdy gęstość atmosfery i poziom CO2 są najwyższe. Uruchomimy MOXIE przy największej gęstości atmosfery i spróbujemy pozyskać najwięcej tlenu jak to tylko będzie możliwe. Ustawimy najwyższą moc na jaką się odważymy i pozwolimy urządzeniu pracować tak długo, jak będziemy mogli, dodaje menedżer.
      MOXIE jest jednym z wielu eksperymentów na pokładzie Perseverance, nie może więc pracować bez przerwy, energia potrzebna jest też do zasilania innych urządzeń. Dlatego tez instrument jest uruchamiany i zatrzymywany, to zaś prowadzi do dużych zmian temperatury, które z czasem mogą niekorzystnie wpływać na urządzenie. Dlatego też inżynierowie analizują prace MOXIE pod kątem zużycia. To bardzo potrzebne badania. Jeśli bowiem mała wersja MOXIE wytrzyma wielokrotne uruchamianie, ogrzewanie, pracę i schładzanie się, to duża wersja, działająca bez przerwy, powinna być w stanie pracować przez tysiące godzin.
      Na potrzeby misji załogowej będziemy musieli przywieźć na Marsa wiele różnych rzeczy, jak komputery, skafandry czy pomieszczenia mieszkalne. Po co więc brać jeszcze ze sobą tlen, skoro można go wytworzyć na miejscu, mówi Hoffman.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...