Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Próbując rozwiązać zagadkę zaginięcia lotu Malaysia Airlines 370, znaleźli dwa wraki statków z XIX w.

Rekomendowane odpowiedzi

Podczas poszukiwań szczątków lecącego z Kuala Lumpur do Pekinu Boeinga 777-200ER linii Malaysia Airlines (9M-MRO) znaleziono wraki 2 okrętów handlowych z XIX w.

Wraki odkryto podczas trałowania dna Oceanu Indyjskiego w 2015 r. ok. 2300 km od wybrzeży Australii Zachodniej. Próbując je zidentyfikować, australijscy specjaliści posługiwali się zdjęciami z sonaru oraz rejestrami morskimi. W ten sposób zbiór możliwych typów zawężono do paru brytyjskich okrętów transportujących węgiel.

Jednostka odkryta w grudniu 2015 r. okazała się żelaznym barkiem (żaglowcem). Dr Ross Anderson, kurator działu archeologii morskiej Muzeum Australii Zachodniej, uważa, że to jeden z 3 okrętów: West Ridge (zaginiony w 1883 r.), Kooringa (1894) albo Lake Ontario (1897). Wg niego, najlepszym typem jest West Ridge, który zaginął podczas podróży z Anglii do Indii.

Jak tłumaczy kurator, okręt waży 1000-1500 t. Jest w dość dobrym stanie. Znajduje się ok. 4 km od lustra wody.

Odkryty 3 lata temu w maju 2. statek znajduje się ok. 36 km dalej. Ma drewniany kadłub. Tym razem Anderson ma dwa typy. Jest to albo W. Gordon, który w 1877 r. płynął ze Szkocji do Australii, albo Magadala, który zaginął w 1882 r. podczas podróży z Walii do Indonezji.

Specjalista uważa, że załoga okrętów składała się z 15-30 osób. Dowody wskazują, że okręt zatonął w wyniku katastrofy, np. wybuchu. Eksplozje były [zaś] częste podczas transportu ładunku węgla.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Morzu Południowochińskim odkryto wraki dwóch statków z czasów dynastii Ming. Jeden transportował porcelanę, drugi drewno. Jednostki znaleziono w październiku zeszłego roku na głębokości 1500 m u wybrzeży Hajnanu (w pobliżu północno-zachodniego zbocza kontynentalnego). Niedawno zaczęto badania stanowisk i samych wraków.
      Przy wraku nr 1 specjalistom udało się założyć stałą podwodną bazę mapowania. Przeprowadzono też wstępne badania i dokumentację fotograficzną/filmową. Za zgodą odpowiednich organów państwowych, instytuty naukowe i lokalne muzeum zrealizują roczne, 3-etapowe badania.
      Ładunek pierwszej jednostki jest rozrzucony na powierzchni ok. 10 tys. m2 i składa się z ponad 100 tys. przedmiotów z porcelany. Wg wstępnych analiz, datują się one na okres panowania cesarza Zhengde. Dominują wśród nich obiekty pochodzące dwóch ośrodków, w tym z Jingdezhen w prowincji Jiangxi.
      Okręt numer dwa transportował głównie drewno (oprócz tego znaleziono nieliczne artefakty z porcelany). Wszystkie bale są podobnej wielkości. Prawdopodobnie miały zostać wykorzystane w szkutnictwie. Wstępne badania pokazały, że to materiał z importu, kupowany za panowania cesarza Hongzhi.
      Naukowcy podkreślają, że po raz pierwszy na jednym obszarze odkryto statki z ładunkiem na eksport i z importu. Dzięki sąsiadującym ze sobą wrakom - dzieli je odległość ok. 20 km - zespół może więc zbadać, jak wyglądał handel dwustronny na Morzu Południowochińskim 500 lat temu. To pomoże nam w analizie bilateralnego przepływu [dóbr] w ramach tzw. Morskiego Szlaku Jedwabnego - wyjaśnia Tang Wei, dyrektor Chińskiego Narodowego Centrum Archeologii.
      Wg archeologów, statki przemieszczały się w przeciwnych kierunkach. Wraki są stosunkowo dobrze zachowane.
      W misję wyruszył wyposażony w batyskaf Shenhai Yongshi statek badawczy Tansuo 1. Jeden z członków ekipy, Chen Chuanxu, zapowiedział, że do ekspedycji przyłączy się statek Tansuo 2 z batyskafem Fendouzhe.
      Podczas akcji wykorzystano zaawansowane technologie. Naukowcy wspominają o robotach skonstruowanych z bardzo elastycznych materiałów (miękkiej robotyce) czy nowych metodach skanowania i fotografowania. Obecnie badacze testują zdalny monitoring. By chronić stanowiska, nie ujawniono dokładnych koordynat.
      Pierwszy etap zaplanowanych na rok prac obejmuje okres od 20 maja do początku czerwca. Batyskafy określą m.in. obszar, na którym znajdują się szczątki obu jednostek. Drugi i trzeci etap potrwają, odpowiednio, od sierpnia do września br. i od marca do kwietnia przyszłego roku. Wg Songa Jianzhonga z Chińskiego Narodowego Centrum Archeologii, do kwietnia 2024 r. batyskafy wykonają ok. 50 zanurzeń. Najpierw musimy określić stan wraków, a później sporządzić plan wykopalisk i konserwacji. Kolejne ekspedycje zajmą się badaniami geofizycznymi i geologicznymi, a także analizą życia morskiego.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niegdyś morszczyn pęcherzykowaty (Fucus vesiculosus) był pospolitym glonem, występującym na kamiennych rafach pod Gdynią, w Zatoce Puckiej czy w zacisznych rejonach wybrzeża środkowego. Jak podkreślono na profilu Instytutu Oceanologii PAN (IO PAN) na FB, w latach 70. ubiegłego wieku morszczyn był, niestety, rabunkowo eksploatowany razem z widlikiem i poddany ogromnej presji zanieczyszczeń zaczął szybko znikać z naszych wód [...]. Ostatni rosnący okaz udokumentowano w 1976 r. pod Gdynią na starej torpedowni.
      Od tego czasu na polskich plażach widywane są oderwane fragmenty morszczynu z duńskiego Bornholmu i niemieckiej Rugii. Choć próbowano sadzić F. vesiculosus sprowadzony ze Szwecji, gatunku nie udało się odtworzyć.
      Czas na naukę obywatelską (citizen science)
      Od 2021 r. na polskich plażach obserwuje się jednak większą liczbę kawałków morszczynu. Niewykluczone więc, że glon gdzieś się zadomowił. Naukowcy chcą prowadzić poszukiwania za pomocą podwodnych kamer. Najpierw muszą jednak wiedzieć gdzie. I tutaj pojawia się prośba do nas wszystkich: Apelujemy do wszystkich zainteresowanych naszym morzem - jeżeli zobaczycie gałązkę morszczynu na plaży - zróbcie jej zdjęcie, zanotujcie datę i miejsce i poślijcie do nas tę informację. Ułożymy z tych obserwacji mapę dzisiejszego występowania morszczynu na plażach, a to ułatwi nam zlokalizowanie źródła rosnących, żywych glonów. Jeżeli, nurkując, zobaczycie kolonię morszczynu na morskim dnie, informacja o jej lokalizacji będzie dla nas bezcenna.
      Informacje można przesyłać do dr Tomasza Kijewskiego i prof. Jana Marcina Węsławskiego z Pracowni Badania i Edukacji o Klimacie i Oceanach IO PAN.
      Morszczyn - ważny element ekosystemu bałtyckich płycizn
      Morszczyn tworzy wieloletnie trwałe zarośla i w ten sposób daje schronienie zarówno rybiej ikrze oraz młodym rybom, jak i wielu innym zwierzętom. Naukowcy przypominają też, że morszczyn i krasnorost widlik mają zastosowania użytkowe. Można je bowiem przerabiać na biodegradowalne opakowania czy elementy konstrukcyjne.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Płetwale błękitne to największe zwierzęta na Ziemi, ale jednocześnie jedne z najtrudniejszych do zauważenia. Są też niezwykle rzadkie. Szacuje się, że okres polowań na wieloryby przetrwało mniej niż 0,15% populacji płetwali błękitnych. Tym bardziej cieszy fakt, że prawdopodobnie na Oceanie Indyjskim żyje duża nieznana dotychczas grupa karłowatych płetwali błękitnych.
      Płetwale błękitne dzielą się na trzy podgatunki. Dwa z nich osiągają długość 28–30 metrów. Natomiast płetwal błękitny karłowaty dorasta do 24 metrów długości. Naukowcy z australijskiego Uniwersytetu Nowej Południowej Walii (UNSW) najprawdopodobniej zidentyfikowali nieznaną dotychczas populację. A dokonali tego dzięki... systemowi do wykrywania prób jądrowych.
      Organizacja CTBTO (Comprehensive Nuclear-Test-Ban Treaty Organization), która dba o przestrzeganie międzynarodowego zakazu prób z bronią jądrową, używa od 2002 roku sieci zaawandowanych hydrofonów, które mają wykrywać dźwięki potencjalnych prób jądrowych. Nagrania z hydrofonów, które wyłapują wiele innych dźwięków, są dostępne dla naukowców i wykorzystywane w badaniach środowiska morskiego.
      Naukowcy z UNSW, którzy analizowali takie nagrania, zauważyli silny nietypowy sygnał pochodzący od wieloryba. Gdy bliżej mu się przyjrzeli okazało się, że sygnał ten to odgłos grupy płetwali błękitnych karłowatych, ale nie należy on do żaden z grup, które wcześniej zaobserwowano na tym obszarze. Na samym środku Oceanu Indyjskiego znaleźliśmy nieznaną dotychczas populację płetwali błękitnych karłowatych. Nie wiemy, ile zwierząt jest w tej grupie, ale musi ich być bardzo dużo, biorąc pod uwagę liczbę zarejestrowanych odgłosów, mówi profesor Tracey Rogers.
      Płetwale błękitne na półkuli południowej jest bardzo trudno badań. Żyją one z daleka od wybrzeży i nie wyskakują na powierzchnię, nie robią takich spektakularnych pokazów jak humbaki. Bez tych nagrań nie mielibyśmy pojęcia o tej populacji, dodaje profesor Rogers.
      Bioakustyk, doktor Emmanuelle Leroy, która pierwsza zauważyła sygnał od płetwali, mówi, że najpierw spostrzegła horyzontalne linie na spektrogramie. Linie te na konkretnych częstotliwościach pokazują, że mamy do czynienia z silnym sygnałem, dużą emisją energii, stwierdza. Uczona, chcąc sprawdzić, czy to nie jakiś przypadkowy sygnał, przejrzała wraz z zespołem całość danych zebranych przez CTBTO w ciągu 18 lat. Okazało się, że sygnał się powtarza.
      Każdego roku rejestrowane były tysiące takich sygnałów. Tworzą one główny element krajobrazu dźwiękowego oceanu. Nie mogły pochodzić od pary waleni, musiały pochodzić od całej populacji, cieszy się uczona.
      Specjaliści oceniają, że odgłosy wydawane przez płetwale błękitne mogą rozchodzić się w wodzie na odległość 200–500 kilometrów. Mają one odmienną strukturę niż śpiew innych waleni. Humbaki są jak wykonawcy jazzu. Cały czas zmieniają swój śpiew. Płetwale błękitne to tradycjonaliści. Wydają proste ustrukturyzowane dźwięki, wyjaśnia profesor Rogers. Jednak mimo tej prostoty, dźwięki różnią się miedzy sobą. Różne populacje płetwali błękitnych karłowatych zamieszkujących Ocean Indyjski wydają różne odgłosy.
      Wciąż nie wiemy, czy rodzą się z takimi różnicami czy się ich uczą, mówi Rogers. To fascynujące, że na Oceanie Indyjskim mamy populacje, które cały czas wchodzą w kontakt pomiędzy sobą, a wciąż zachowują różnice w wydawanych odgłosach. Ich śpiew jest jak odcisk palca, który pozwala nam śledzić te populacje, gdy przemierzają tysiące kilometrów, dodaje uczona.
      Nowa populacja zyskała nazwę „Chagos” od archipelagu, w pobliżu którego po raz pierwszy zarejestrowano jej odgłosy. Analiza danych wykazała, że przemieszcza się ona od wybrzeży Sri Lanki po północne wybrzeża Australii Zachodniej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Archeolodzy morscy z Vrak - Museum of Wrecks zidentyfikowali wraki, odkryte jesienią 2019 r. w Vaxholm. Okazuje się, że to Apollo i Maria, statki zbudowane w 1648 r. Były one wykorzystywane przez króla Karola X Gustawa do transportu wojsk podczas potopu szwedzkiego. Zatopiono je w Vaxholm w 1677 r.
      Szwedzcy naukowcy pobrali próbki drewna, zmierzyli deski pokładu i szkieletu oraz przeprowadzili badania w archiwach. Dzięki temu stwierdzili, że mają do czynienia ze statkami Apollo i Maria, które brały udział w bitwie pod Møn (1657) i w bitwie w Sundzie (1658).
      Zidentyfikowanie okrętów było prawdziwym wyzwaniem - podkreśla archeolog morski Jim Hansson. To spore jednostki o imponujących wymiarach. Pobraliśmy próbki drewna do datowania. Okazało się, że dęby do budowy okrętów ścięto zimą 1646/47. To zaś oznacza, że statki zbudowano rok-dwa lata później.
      Nurkując, mieliśmy przeczucie. Belki były ogromne, dlatego pojawiło się podejrzenie, że mamy do czynienia z okrętami siostrzanymi Vasy [...]. Daty ich budowy nie pokrywały się jednak z wynikami datowania. Zaczęliśmy się [więc] zastanawiać, czy próbki, które pobraliśmy, nie pochodzą [na przykład] z części okrętów reperowanych w latach 40. XVII w.
      Archeolodzy ponownie zeszli pod wodę i pobrali kolejne próbki, które jasno pokazały, że oba okręty zbudowano z dębów ściętych zimą 1646/47. Dębina na jeden z nich pochodziła z północnych Niemiec, a na drugi - ze wschodniej Szwecji.
      W ramach prac rekonstrukcyjnych wykonywano szkice i digitalizowano je. Pomiary belek pokładu i szkieletu oraz zestawienie tych danych z informacjami dot. kadłuba dały archeologom wgląd w rozmiary i pokrój okrętów.
      Odkryliśmy, że jeden z okrętów miał w najszerszym miejscu 8,7 m. Dysponując zarówno szerokością, jak i pokrojem statku, mogliśmy oszacować długość na ok. 35 m. To pasowało do typowego dla XVII-w. okrętów stosunku długości do szerokości.
      Podczas badań archiwalnych archeolodzy zidentyfikowali dwa okręty zbudowane w 1648 r. Apollo powstał w stoczni w Wismarze, a Maria na wyspie Skeppsholmen w Sztokholmie. Ich wymiary odpowiadały oszacowanym rozmiarom wraków. Źródła historyczne wskazywały, że w 1677 r. oba statki zostały zatopione w Vaxholm.
      Teraz dysponowaliśmy już wszystkim elementami układanki, koniecznymi do ustalenia, o jakie okręty chodzi. Wymiary i pokrój okrętów pasowały do pomiarów ze źródeł. Pochodzenie próbek drewna - północ Niemiec w przypadku mniejszego Apolla i wschodnia Szwecja dla większej Marii - także było odpowiednie.
      Duże okręty w rodzaju Vasy były pomysłem króla Gustawa II Adolfa. Po jego śmierci [...] zaczęto budować okręty wojenne średnich rozmiarów, które można było wykorzystywać do różnych celów i które lepiej nadawały się do żeglugi niż niezwrotne większe jednostki - wyjaśnia Patrik Höglund. Okręty średnich rozmiarów konstruowano w taki sposób, by wytrzymały wagę artylerii - dodaje.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy Forrest Fenn, właściciel galerii sztuki w Santa Fe i były pilot myśliwców dowiedział się, że ma potencjalnie śmiertelnego raka nerki postanowił przed śmiercią zrobić coś dla ludzi. Wpadł na niezwykły pomysł. Jego celem było skłonienie Amerykanów, by wstali z foteli i więcej się ruszali. Ukrył więc skrzynię ze skarbem wartym 2 miliony dolarów, poinformował o tym publicznie, a autobiografii The Thrill of the Chase, opublikował wiersz zawierający wskazówki, mające ułatwić dotarcie do skarbu.
      As I have gone alone in there
      And with my treasures bold,
      I can keep my secret where,
      And hint of riches new and old.

      Begin it where warm waters halt
      And take it in the canyon down,
      Not far, but too far to walk.
      Put in below the home of Brown.

      From there it’s no place for the meek,
      The end is drawing ever nigh;
      There’ll be no paddle up your creek,
      Just heavy loads and water high.

      If you’ve been wise and found the blaze,
      Look quickly down, your quest to cease,
      But tarry scant with marvel gaze,
      Just take the chest and go in peace.

      So why is it that I must go
      And leave my trove for all to seek?
      The answer I already know
      I’ve done it tired, and now I’m weak.

      So hear me all and listen good,
      Your effort will be worth the cold.
      If you are brave and in the wood
      I give you title to the gold.
      W wierszu znajduje się 9 wskazówek, a pierwsza z nich jest w wersie rozpoczynającym się od słowa „begin”.
      Fenn opublikował autobiografię w 2010 roku i osiągnął swój cel. Skarb właśnie został znaleziony, a w ciągu tych 10 lat szukało go około 350 000 osób. Niektórzy rzucili pracę i sprzedali dom, by go odnaleźć. Wiemy też, że 5 osób zginęło poszukując skarbu. W czerwcu 2017 roku, po śmierci drugiej osoby, władze zaapelowały do Fenna, by odwołał poszukiwania. Ten jednak próbował przekonać ludzi, by nie ryzykowali życiem. Skarb nie jest ukryty w miejscu niebezpiecznym, trudno dostępnym. Gdy go chowałem miałem niemal 80 lat, poinformował.
      Z czasem mężczyzna zdradzał kolejne wskazówki, których nie było w wierszu. Poinformował, że skarb znajduje się w Górach Skalistych pomiędzy Santa Fe a granicą z Kanadą, że umieścił go na wysokości około 1500 metrów nad poziomem morza. Zapewnił też, że skarb nie znajduje się wewnątrz kopalni, grobu, ani w żadnym tunelu. Nie jest też na szczycie żadnej z gór, chociaż może być blisko szczytu.
      Nie wiemy, czy Fenn spodziewał się dożyć chwili, gdy ktoś odnajdzie skrzynię ze skarbem. Ale dożył. Pomimo sędziwego wieku i nowotworu nerki mężczyzna mógł potwierdzić, że skarb został znaleziony. Znalazca przysłał mu bowiem właśnie zdjęcie zawartości skrzyni.
      Szczęśliwiec stał się właścicielem nie tylko ważącej 9 kilogramów zdobionej skrzyni z brązu, ale również skarbu o wadze 10 kilogramów. Składa się on m.in. z 265 złotych monet, setek samorodków złota, bransolety z setek rubinów, szafirów, diamentów i szmaragdów, złotego pyłu, prehiszpańskich figurek przedstawiających zwierzęta czy starożytnych chińskich rzeźb z jadeitu.
      Forrest Fenn, informując o odnalezieniu skarbu, pogratulował tysiącom osób, które wzięły udział w poszukiwaniach i stwierdził, że ma nadzieję, iż świat nie będzie ustawał w wysiłkach dokonywania nowych odkryć. Pytany przez media, jak się czuje odpowiedział, że częściowo jest zadowolony, a częściowo smutny, gdyż jego wyzwanie dobiegło końca.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...