Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Miejskie myszy pełne wirusów i bakterii, w tym antybiotykoopornych

Rekomendowane odpowiedzi

Wiele myszy z Nowego Jorku jest nosicielami nieznanych wcześniej wirusów oraz bakterii zdolnych do wywołania poważnych chorób u ludzi. Niektóre z tych bakterii są oporne na działanie antybiotyków. Trwające rok badania prowadził profesor epidemiologii W. Ian Lipkin z Columbia University i jego koledzy. Ich wyniki zostały opublikowany w piśmie mBio, wydawanym przez Amerykańskie Towarzystwo Mikrobiologii.

Na potrzeby jednego z artykułów analizowali zawartość bakterii w mysich odchodach. Korzystają z testów genetycznych naukowcy zidentyfikowali 235 rodzajów i 149 gatunków bakterii, w tym Clostridium difficile, Escherichia coli, Shigella czy Salmonella. U części z nich znaleziono geny powiązane z opornością na wiele popularnych antybiotyków.

Drugi z artykułów skupiał się na obecności wirusów w mysich odchodach. Tutaj naukowcy zidentyfikowali 36 gatunków wirusów, w tym 6 dotychczas nieznanych. Żaden z nich nie infekuje prawdopodobnie w tym momencie ludzi, jednak ich sekwencje genetyczne były podobne do wirusów infekujących psy, kury czy świnie. To zaś oznacza, że przynajmniej część ze wspomnianych wirusów może dokonywać infekcji pomiędzy gatunkami.

Mieszkańcy miast zwykle bardziej obawiają się szczurów. Myszami należy bardziej się martwić, ponieważ żyją one w budynkach i mogą zanieczyścić ich środowisko, przekonuje Lipkin.

Profesor Mark Viney, biolog z University of Bristol uważa, że podobne wyniki co w Nowym Jorku uzyskano by w miastach na całym świecie. Inaczej jednak sytuacja może wyglądać poza miastami. Tam bowiem zagęszczenie ludzi jest mniejsze, a myszy mają częstszy kontakt z dziką zwierzyną i zwierzętami hodowlanymi. Oczywiście nie możemy być tego pewni, dopóki nie przeprowadzimy odpowiednich badań. W ciągu ostatnich lat coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z faktu, że wszystkie zwierzęta są pełne wirusów i bakterii. To normalny stan i dotyczy również ludzi. Zdecydowana większość tych wirusów i bakterii jest nieszkodliwa, mówi Viney. Zdaniem naukowca, miejskie myszy mogą stykać się z antybiotykoopornymi bakteriami wędrując np. przez systemy kanalizacyjne. Czy mogą być one źródłem zarażeń wśród ludzi? Kto wie? Moim zdaniem największym źródłem infekcji wśród ludzi są inni ludzie, stwierdza.

Naukowcy zgadzają się co do tego, że warto przeprowadzić badania, których celem będzie sprawdzenie, czy jakieś współczesne epidemie bakterie wśród ludzi nie zostały zapoczątkowane przez kontakt z myszami.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlatego należy bezwzględnie i z całą stanowczoścą ( a  nie zaszkodzi z empatią) wspierać koty bezdomne: w miastach głównych, a w niektórych ekosystemach okołoludzkich, jedynych pogromców tych szkodników!

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, 3grosze napisał:

Dlatego należy bezwzględnie i z całą stanowczoścą ( a  nie zaszkodzi z empatią) wspierać koty bezdomne: w miastach głównych, a w niektórych ekosystemach okołoludzkich, jedynych pogromców tych szkodników!

A te koty bezdomne to myślisz, że co przenoszą? Podpowiem: wirusy i bakterie (również te odporne na antybiotyki).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A te koty.bezdomne to myślisz, że pokonują pionowe ściany, przeciskają  się przez 5mm szczeliny, żerując w przechowywanych produktch zanieczyszczają je moczem ( mysz szcza popuszczając mocz co kilkadziesiąt cm),, krwią, śliną, sierścią, odchodami,trupami lub częściami ciała trupów.

Jak nie widzisz różnicy, to podpowiem: habitaty kotów bezdomnych i myszy mają różne adresy ekologiczne, ale na nasze szczęście wspólne peryferia.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwalczanie raka rakiem nie jest dobrym pomysłem. A bezdomne koty zwalczać będziemy bezpańskimi psami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tendencyjnie złośliwa analogia, wręcz nielogiczna, ze względu na nieporównywalną szkodliwość myszy.

A bezdomnych kotów się nie zwalcza, tylko sterylizuje.Dziwne, że niektórzy nie są tego świadomi.:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 godzin temu, wilk napisał:

Zwalczanie raka rakiem nie jest dobrym pomysłem. A bezdomne koty zwalczać będziemy bezpańskimi psami?

Koniec końców można psy zwalczać bezdomnymi :) oraz chińskimi restauracjami :)
Jest taka zasada nagrodzona zresztą Noblem: zasada skumulowanej przyczynowości.

A jeszcze wcześniej Bastiat opisał dylemat (z) szyb (ami) :) (słowa mi brakuje, żeby to ładniej określić).

Ale co ja tam wiem, może odkryjecie koło na nowo :)

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, thikim napisał:

est taka zasada nagrodzona zresztą Noblem: zasada skumulowanej przyczynowości.

Rozszerz proszę wypowiedź. Jakoś nie mogę skojarzyć tego z piramidą żywieniową. Przeczytałem notkę na wiki i nie mogę pojąć, poza tym, że twórca tej fundamentalnej zasady jawi mi się teraz jako lewicowy utopista. Tym dziwniej mi, że się na niego powołujesz. I nie, wspólny Nobel z Haykiem nie wystarczy. Metyfory (tak wiem, metafory) Bastiata też pasują tu jakoś mało... BTW całe PKB jest tak liczone. Płacę fryzjerowi i PKB rośnie - stajemy się bogatsi - absurd.

@wilk: psy nie jedzą kotów :) , chętnie je ganiają bo one tak fajnie uciekają, ale na tym się kończy. Jako mieszkaniec blokowiska, uważam koty za moich sprzymierzeńców. Trzymają faunę piwniczną i gołębie pod kontrolą - choć tu przydałby się jaki sokół w okolicy - te latające szczury są naprawdę uciążliwe.  Wolne koty żyją dość krótko, podobno, jakieś 3 lata. Mają mocno pod górę w porównaniu z kotem domowym  i nie ma ryzyka eksplozji populacji.

robimy oftopa stulecia? "Bastiat i Myrdal a sprawa kota piwnicznego"

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
25 minut temu, Jajcenty napisał:

Jako mieszkaniec blokowiska, uważam koty za moich sprzymierzeńców. Trzymają faunę piwniczną i gołębie pod kontrolą - 

Mysie lobby w tym wątku, niechętne biologicznym metodą zwalczania plagi, ma alternatywę w postaci dodatkowych TON  toksyn wprowadzanych do środowiska w postaci trucizn deratyzacyjnych.

.

 

Ed. Napisał " metodą' zamiast " metodom" nieortografik jeden.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sterylizowany kot ma obniżone instynkty łowne.

PS. Pies nie musi zjadać, wystarczy, że zagryzie lub pogoni (przegoni z rewiru). Niemniej to i tak był abstrakcyjny argument.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, wilk napisał:

Sterylizowany kot ma obniżone instynkty łowne.

 

Zablefowałeś i pudło.

Zacytuję wypowiadającą się w necie doświadczoną "kocurzyce":

" jako właścicielka kotów od kilkudziesięciu lat :) wszystko zależy od indywidualnych potrzeb kota. Nieważne czy wykastrowany czy nie, albo lubi polować, albo woli jedzenie "domowe". Miałam koty rożnych ras, były wykastrowane i nie, i np. jeden kocur - pers, który nie był kastrowany, nigdy z życiu  nie upolował nic, w ogóle sie nie interesował ani myszką ani prac do. Natomiast jego synek - też pers, tylko, że wykastrowany polował od małego na wszystko co się rusza: myszki, ptaszki, jaszczurki...i żaden rodzic mu tego nie pokazał, bo mama też nie polowała. Teraz mam kotka, tzw. dachowego szaraczka, chowany od urodzenia w domu, wykastrowany w wieku 6-ciu miesięcy, w domu ma jedzenia pod dostatkiem, ale on i tak woli myszki, którymi, z wielkiej do nas miłości, również nas obdarza...czasami są serie po 2 - 3 w ciągu dnia, połozone pięknie na tarasie z odgryzioną głową - tzw. gotowe do spożycia :) Dlatego jeśli chodzi o fakt kastracji, to w oparciu o moje doświadczenie, nie ma żadnego znacznia. Jeśli kotek lubi polować, to będzie polować, a jeśli woli sobie poleżeć, to pewnie wybierze miseczkę z jedzeniem."

Od siebie dodam, że  pomyliłeś instynkt seksualny z łowieckim, który mieści się w mózgu, a nie w jądrach.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potwierdzam opinię @3grosze
Z obserwacji 3 kotek, które miały kontakt ze szczurem klatkowym na moich oczach:
1. kotka zarówno przed jak i po sterylizacji uznała, że ze szczurem można się pobawić. Szczur był innego zdania, klatka też.
2. kotka przed sterylizacją uważała, że klatka nie istnieje, nawet jak była matką karmiącą. Poluje tylko na owady latające.
3. kotka po sterylizacji rozbiła się na klatce podczas próby polowania.

Szczur niedługo później padł z przyczyn naturalnych, więc więcej eksperymentów nie będzie... a właścicielka szczura teraz ma kota.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, wilk napisał:

PS. Pies nie musi zjadać, wystarczy, że zagryzie lub pogoni (przegoni z rewiru).

Psy ganiają za kotami zasadniczo dla zabawy. A jak przychodzi co do czego, to z kota wyłazi prawdziwy sukinkot, staje okoniem, walczy bezpardonowo nawet jeśli przegra to taki pies bardzo nabiera szacunku. A co do rewiru, to pewnie nie widziałeś tego. BTW zachowanie tego psa jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe.

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, Jajcenty napisał:

 zachowanie tego psa jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe.

 

 

A zachowanie kota kuriozalne. Można domniemywać, że to niekastrowany kocur, bo agresja ma jednak związek z jądrami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś zaatakowała mnie wypatroszona kotka brata jak sobie dokuczaliśmy, więc nie widzę nic dziwnego w zachowaniu tego kota. Zwyczajnie bronił członka stada.

Podobnie zachowuje się jedna z moich kotek jak ktoś zaczyna się za bardzo rządzić u mnie w domu i pojawiają się podejrzenia, że ktoś chce zająć moje miejsce, choć na szczęście zawsze kończy na straszeniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
33 minuty temu, pogo napisał:

Kiedyś zaatakowała mnie wypatroszona kotka brata jak sobie dokuczaliśmy, więc nie widzę nic dziwnego w zachowaniu tego kota. Zwyczajnie bronił członka stada.

 

No właśnie kot domowy nie jest zwierzęciem stadnym. Czyżby wypadki takich zachowań świadczyły o postępującej socjalizacji tych zwierząt na wzór psa.? Bardzo możliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Koty domowe nie są aż takimi samotnikami za jakie uchodzą. Zwyczajnie ich stada są dość luźne. Nie przebywają ze sobą cały czas jak wilki, ale mają grupę osobników z którymi się "dogadują" i bardziej socjalizują... a grupa ta ma jakąś hierarchię.

Podobno jest to bardziej widoczne przy większym zagęszczeniu... a takie mamy w mieszkaniach, nawet jeśli to jest 1 kot i 1 człowiek to dzielą ze sobą mocno ograniczoną przestrzeń.

Edytowane przez pogo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, 3grosze napisał:

Zablefowałeś i pudło.

10 godzin temu, 3grosze napisał:

Od siebie dodam, że  pomyliłeś instynkt seksualny z łowieckim, który mieści się w mózgu, a nie w jądrach.

To nie był żaden blef. Jeden jest pośrednio powiązany z drugim. Tak jak i u każdego zwierzęcia. Kot wykastrowany ma obniżoną agresywność, a poprzez zmniejszoną seksualność nie występują u niego typowe dla kotów zachowania między innymi osobnikami typu kocie walki czy przede wszystkim brak poczucia terytorializmu. Ja rozumiem, że czasy nastały teraz takie, że np. do wojska można wysłać pacyfistę czy kogoś, kto na polu walki powoła się na klauzulę sumienia, ale tutaj mówimy o kotach, które mają dla zabawy przetrzebić populację gryzoni czy tam gołębi. Kot wysterylizowany jasne, że będzie polował za światełkiem lasera, ale w najbliższym otoczeniu. Nie odczuwa takich potrzeb bronienia terytorium i zwiedzania go, a tym samym polowania na większym dystansie. A przecież tu chodzi o kontrolę populacji gryzoni w całym mieście, a nie u kogoś w piwnicy.

7 godzin temu, Jajcenty napisał:

walczy bezpardonowo nawet jeśli przegra to taki pies bardzo nabiera szacunku

Ale ja nie miałem na myśli pudli i ratlerków. ;) Poza tym psy, w przeciwieństwie do kotów, potrafią współpracować w sforze. Przy takim podejściu z największego i najzajadlejszego kociego wojownika nic nie zostanie. Jasne kot może psa oślepić czy dotkliwie poranić, ale go nie zabije, pies nie ma z tym problemu. Poza tym psa wyszkolisz do polowań na koty, życzę powodzenia w szkoleniu kotów. :> Aczkolwiek to już podchodzi pod bezsensowne sprzeczki psy vs. koty. A chodziło tylko o kolejny szczebelek w hierarchii.

A co do filmiku, to nie ma co się zachwycać jednym. To mógł być znany kotu pies z sąsiedztwa, z którym już niejedną walkę odbył i pies przykro je wspomina lub z innymi kotami miał złe przygody i woli się wycofać (albo ten atak coś mu zrobił). Psa, który wpadł w szał możesz kopać po orzeszkach, a to jeszcze bardziej go napędza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, wilk napisał:

Kot wysterylizowany jasne, że będzie polował za światełkiem lasera, ale w najbliższym otoczeniu. Nie odczuwa takich potrzeb bronienia terytorium i zwiedzania go, a tym samym polowania na większym dystansie.

A jaki ma związek łowność z wielkością terytorium?

Odp.Zasobnością łowiska, a nie z żyłką turystyczną czy okupacją terenu. Instynkt łowiecki to imperatyw: " może nie chce mi się, ale muszę" i wiązanie go z ogólną aktywnością kota jest pochopne.

6 godzin temu, wilk napisał:

Kot wykastrowany ma obniżoną agresywność, a poprzez zmniejszoną seksualność nie występują u niego typowe dla kotów zachowania między innymi osobnikami typu kocie walki (...)

 

A przez to ile wolnego czasu i energii na oddawaniu się ulubionemu hobby.

PS.Poświęciłem trochę czasu aby znaleźć jakieś źródła potwierdzające ten mit " obniżonej łowności", ale poszukiwania zakończyły się fiaskiem.:(

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, wilk napisał:

Ale ja nie miałem na myśli pudli i ratlerków. ;) Poza tym psy, w przeciwieństwie do kotów, potrafią współpracować w sforze. Przy takim podejściu z największego i najzajadlejszego kociego wojownika nic nie zostanie.

No to tu się zgadzamy. Pies musi być wyszkolony do walki i najlepiej żeby było ich dwa :) W warunkach miejskich rzadko spotykane. Z tego co widzę to  kotom  bardziej zagrażają samochody i choroby. Wolne koty nijak nie przypominają wypasionych błyszczących domowych. 

p.s. filmik zamieściłem bo nic w nim nie rozumiem. Kot z międzygatunkowym altruizmem? Pies atakujący dziecko bez powodu. Ale szacunek na dzielni kocisko wyraźnie ma :D

 

Edytowane przez Jajcenty

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie brakuje też filmików w necie jak kot czy pies pogoni niedźwiedzia. Zwyczajnie zwierzę, które nie chce konfrontacji będzie uciekać gdy coś je zaatakuje. Trochę jak człowiek uciekający przed osą, choć przecież bez większego problemu można ją zabić, bo użądlenie, to przecież nic szczególnie groźnego zwykle.

Podobnie pies na tamtym filmiku. Coś go zaatakowało, nie zauważył co, więc wolał się oddalić.

Edytowane przez pogo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 godzin temu, 3grosze napisał:

A jaki ma związek łowność z wielkością terytorium?

Taki, że chcemy wypuścić czy utrzymywać (właściwie to Ty…) wystarczającą i niewielką liczbę kotów, a potem okaże się, że i tak wszystkie siedzą razem w jednym miejscu. Oczywiście możemy wypuścić ich setki, by ogarniały całe miasto swoją liczebnością, a nie zasięgiem wędrówek, ale wtedy będzie w mieście problem z kotami.

8 godzin temu, Jajcenty napisał:

Pies musi być wyszkolony do walki

A i nawet nie musi. Większość psów nie ma z tym szczególnie problemu (to tak jak i koty z polowaniem). Nie wspominając o rasach typowo myśliwskich typu wyżły czy terriery np. jagdteriery, które na koty są skrajnie skuteczne (zresztą ze szczurami też porządek by zrobiły). Szkolenie służyć może „wyjaśnieniu” psu, że jedynie o koty nam chodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@wilk

Dziki kot zjada 10 myszy/dobę, czyli rocznie ponad 3000. Potrafisz  bez obrzydzenia zwizualizować taką ich ilość wokół siebie? Potem przelicz ile trucizny trzeba wprowadzić do środowiska, aby nią zastąpić jednego kota. Jak nie chcesz liczyć, to zaproponuj inną biologiczną metodę deratyzacji!

Z kotami żyjemy w symbiozie ( stąd był mój apel o ich wspieranie) ale jak widzę, to nie jest wiedza powszechna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest dla mnie jakaś magia, ale ok. Nie wiem w jaki sposób chcesz odłowić i wysterylizować te wszystkie bezdomne kotki. Te koty to także źródło wielu odzwierzęcych chorób. Nie wiem jak chcesz je regularnie odławiać i szczepić. Deratyzacja i tak jest przecież przeprowadzana. Na myszy masz też pułapki mechaniczne czy całkiem skuteczne pułapki wodne. Po co "biologiczne" rozwiązanie? (swoją drogą może być także broń biologiczna) Nie widzę potrzeby tworzenia nowego problemu, z którym potem trzeba będzie walczyć. Jaka symbioza? Przecież nie chodzi o domowe koty, tylko "dachowce". Mówimy o problemie w mieście, a nie na wsi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to inaczej:

Podstawa prawna

Art. 4–5, art. 11 ustawy z 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 856).

Fragment interpretacji:

'Również spółdzielnia lub wspólnota mieszkaniowa powinny przestrzegać ustawy o ochronie zwierząt – nie mogą zatem zabraniać dokarmiania i bytowania wolno żyjących kotów. Co więcej, powinny – zwłaszcza zimą – pomagać przetrwać im trudniejszy okres, udostępniając konkretne pomieszczenia, np. piwniczne, a przez cały rok włączać się w akcje sterylizacji i dbania o higienę miejsc, w których przebywają."

    A to komentarz prawny do interpretacji:

"Koty w mieście są integralnym składnikiem miejskiego ekosystemu i mają prawo do życia na wolności w wybranym przez siebie miejscu. Nie powinny być przeganiane ani płoszone. Wymagają tylko wsparcia człowieka, zwłaszcza w okresie zimowym."

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Endometrioza to poważna choroba, która dotyka do 10% kobiet w wieku rozrodczym. Jej najbardziej widocznym objawem jest ból, niejednokrotnie tak mocny i długotrwały, że uniemożliwia normalne funkcjonowanie. W wyniku choroby komórki wyściółki macicy, endometrium, przemieszczają się po organizmie osadzając się i rozrastając w różnych miejscach, niszcząc organizm i życie kobiety. Choroba ta jest jedną z najczęstszych przyczyn niepłodności kobiet. Mimo to, wciąż nie znamy jej przyczyn.
      W ostatnim czasie coraz więcej uwagi zwraca się na potencjalną rolę mikroorganizmów w rozwoju endometriozy. Rozwój endometriozy próbuje się powstrzymywać za pomocą terapii hormonalnych i zabiegów chirurgicznych. Najczęściej są to jednak półśrodki, a choroba nawraca przez kilkadziesiąt lat, aż do okresu menopauzy. Chcielibyśmy znaleźć nowe sposoby leczenia. Jednak najpierw musimy się dowiedzieć, dlaczego ludzie cierpią na endometriozę, mówi specjalizująca się w biologii nowotworów Yutaka Kondo z Uniwersytetu w Nagoi.
      Pani Kondo wraz ze swoim zespołem przebadała tkankę endometrium 155 Japonek. I okazało się, że u 64% kobiet z endometriozą występują mikroorganizmy z rodzaju Fusobacterium. U kobiet zdrowych bakterie te znaleziono jedynie u 7% badanych. Tymczasem wiemy, że Fusobakterium, często występujące w ustach, jelitach i pochwie może powodować różne choroby, jak np. choroby przyzębia.
      Naukowcy postanowili sprawdzić, czy Fusobacterium może mieć wpływ na rozwój endometriozy. Dlatego też przeszczepili tkankę endometrium od jednych do jamy brzusznej innych myszy. Zgodnie z oczekiwaniami, w ciągu kilku tygodni u myszy pojawiły się blizny typowe dla endometriozy. Okazało się, że jest ich więcej i są one większe u tych myszy, którym jednocześnie przeszczepiono Fusobacterium. Myszy zaczęto więc leczyć, podawanymi dopochwowo, antybiotykami – metronidazolem lub chloramfenikolem. Doprowadziło to do zmniejszenia liczby i rozmiarów ognisk endometriozy. Japończycy prowadzą obecnie badania kliniczne na kobietach z endometriozą, by sprawdzić, czy podawanie antybiotyków przyniesie im przynajmniej częściową ulgę.
      Badania są obiecujące, ale mają poważne ograniczenia. Myszy nie są bowiem dobrymi modelami do badań nad endometriozą, gdyż ani nie menstruują, ani nie tworzą się u nich spontanicznie blizny spowodowane endometriozą. Dlatego też konieczne jest prowadzenie większej liczby badań na ludziach. Ponadto Japończycy skupili się na badaniu blizn tworzących się na jajnikach, tymczasem u ludzi w wyniku endometriozy mogą powstawać one w całym organizmie i na wszystkich organach wewnętrznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Metale ziem rzadkich wykorzystujemy w smartfonach, telewizorach, silnikach elektrycznych czy turbinach wiatrowych. Są one szeroko rozpowszechnione w skorupie ziemskiej. Jednak występują w tak niewielkiej koncentracji, że ich pozyskanie nie jest proste. To proces bardzo energochłonny, składający się z setek kroków oraz wymagający użycia toksycznych chemikaliów. Okazuje się jednak, że można go uprościć, uczynić tańszym, czystszym i bezpieczniejszym dzięki bakteriom wyizolowanym właśnie z pączków dębu szypułkowego.
      Naukowcy z Pennsylvania State University odkryli mechanizm, za pomocą którego bakterie mogą selektywnie wybierać pomiędzy metalami ziem rzadkich. Zbadali, jak ten mechanizm działa i opracowali metodę szybkiego i efektywnego oddzielania podobnych pierwiastków w temperaturze pokojowej. Metoda ta może przyczynić się do powstania bardziej efektywnych, tańszych i przyjaznych dla środowiska technologii pozyskiwania i recyklingu pierwiastków ziem rzadkich.
      Procesy biologiczne potrafią odróżnić metale ziem rzadkich od wszystkich innych metali, a teraz wykazaliśmy, że potrafią też odróżniać od siebie poszczególne metale ziem rzadkich, decydując, który jest dla nich użyteczny, a który nie, mówi główny autor badań, profesor Joseph Cotruvo. Wykazaliśmy, jak wykorzystać te właściwości do pozyskiwania i oddzielania pierwiastków ziem rzadkich. Niezależnie od tego, czy wydobywasz metale ziem rzadkich ze skał, czy też z poddawanych recyklingowi urządzeń, musisz je od siebie oddzielić, by uzyskać czysty metal. Nasza metoda, przynajmniej teoretycznie, może znaleźć zastosowanie niezależnie od metody pozyskiwania pierwiastka, dodaje uczony.
      Do grupy pierwiastków ziem rzadkich zaliczamy 15 lantanowców oraz iterb i skand. Są one podobne pod względem chemicznym, mają podobne rozmiary i często występują razem. Znajdują jednak różne zastosowania technologiczne.
      Obecnie podczas separacji poszczególnych pierwiastków ziem rzadkich wykorzystuje się olbrzymie ilości toksycznych chemikaliów, takich jak nafta czy fosfoniany. Proces separacji składa się nawet z setek poszczególnych kroków, koniecznych do uzyskania czystego metalu. Jeden problem to oddzielenie tych pierwiastków od skał. Gdy już to się uda, mamy drugi problem jakim jest oddzielenie poszczególnych metali od siebie. To największe i najbardziej interesujące wyzwanie, gdyż pierwiastki te są do siebie podobne. My wzięliśmy naturalnie występującą proteinę, którą nazywamy lanmoduliną (LanM) i przygotowaliśmy ją tak, by rozróżniała te pierwiastki, wyjaśnia Cotruvo.
      Cotruvo i jego koledzy wiedzieli, że natura od milionów lat potrafi wykorzystywać pierwiastki ziem rzadkich. Dlatego właśnie w naturze poszukiwali rozwiązania problemu. Przed sześciu laty wyizolowali lanmodulinę z jednej z bakterii i wykazali, że 100 milionów razy lepiej łączy się ona z lantanowcami niż z innymi metalami. Później udowodnili, że można ją wykorzystać do uzyskania pierwiastków ziem rzadkich z mieszaniny, w której znajduje się wiele innych metali. Jednak ta pierwsza lanmodulina radziła sobie znacznie gorzej z zadaniem odróżniania poszczególnych pierwiastków ziem rzadkich od siebie.
      Podczas najnowszych badań Cotruvo i jego zespół znaleźli setki naturalnych protein mniej więcej podobnych do pierwszej zidentyfikowanej przez sobie lanmoduliny. Jednak skupili się na jednej, która była wystarczająco różna – różnice dochodziły do 70% – spodziewając się, że będzie ona miała nieco różne właściwości. Wybrana przez nich lanmodulina występuje u bakterii Hansschlegelia quercus wyizolowanej z pączków dębu szypułkowego.
      Okazało się, że gdy lanmodulina z tej bakterii łączy się z lżejszymi lantanowcami, jak neodym, tworzy silne dimery z identycznymi fragmentami lanmoduliny. Gdy zaś łączy się z cięższymi lantanowcami, jak dysproz, woli się nie łączyć, pozostając monomerem. To było zaskoczenie, gdyż pierwiastki te są bardzo podobnych rozmiarów. Tymczasem ta lanmodulina jest zdolna do rozróżnienia wielkości w skalach dla nas niewyobrażalnych, wynoszących bilionowe części metra. Wyczuwa różnice mniejsze niż 1/10 średnicy atomu, zachwyca się Cotruvo.
      Gdy naukowcy szczegółowo przeanalizowali wpływ łączenia się z lantanowcami na tworzenie dimerów przez lanmodulinę, okazało się, że wszystko zależy od pojedynczego aminokwasu, który zajmuje inną pozycję przy łączeniu się z lekkim lantanowcem niż podczas łączenia się z cięższym lantanowcem. Pozycja tej proteiny decyduje o interakcji z innym monomerem, więc i o preferencji co do tworzenia dimerów lub pozostaniu monomerem. Gdy naukowcy usunęli ten aminokwas z lanmoduliny, proteina znacznie gorzej radziła sobie z odróżnianiem poszczególnych lantanowców.
      Uzbrojeni w tę wiedzę naukowcy Penn State podjęli współpracę z uczonymi z Lawrence Livermore National Laboratory i wykazali, że lanmodulinę można wykorzystać do oddzielenia od siebie neodymu i dysprozu, najważniejszych składników magnesów stałych. A można to uczynić w jednym kroku, w temperaturze pokojowej, bez wykorzystywania żadnych organicznych rozpuszczalników.
      Nie jesteśmy pierwszymi, którzy zauważyli, że dimeryzacja może być metodą na oddzielanie metali, szczególnie za pomocą syntetycznych molekuł. Jednak jako pierwsi zaobserwowaliśmy takie zjawisko występujące w naturze w odniesieniu do lantanowców. To badania podstawowe, które potencjalnie można wykorzystać w przemyśle. Odkrywamy sekrety natury i uczymy się od niej, jak być lepszymi chemikami, dodaje Cotruvo. Zdaniem uczonego, najnowsza praca to dopiero początek. Cotruvo uważa, że z czasem nauczymy się rozwiązywać najtrudniejszy z problemów – efektywnie oddzielać od siebie pierwiastki ziem rzadkich, które bezpośrednio ze sobą sąsiadują w układzie okresowym.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Długi COVID dotyka mniej więcej co piątej osoby, która miała COVID, mówi profesor Bren Palmer z University of Colorado. Jest  opisywany, jako objawy, które trwają dłużej niż 4 tygodnie po zarażeniu. Objawy te to m.in. ból w klatce piersiowej, kaszel, krótki oddech, mgła mózgowa i zmęczenie, dodaje. Palmer, ekspert od HIV, uważa, że przyczyną długiego COVID są ukryte w organizmie rezerwuary wirusa, które powodują, że starający się je zwalczyć układ odpornościowy staje się nadaktywny.
      Palmer, który od lat bada wirusa HIV, już w 2020 roku zainteresował się przyczynami długiego COVID (zwanego też PASC – post-acute sequelae SARS-CoV-2) . W 2020 roku zaczął badać grupę 40 osób, które zachorowały na COVID, a z których 20 całkowicie wyzdrowiało, a u 20 pojawiły się objawy długiego COVID. Wraz z pulmonolog Sarah Jolley, która kieruje UCHealth Post-COVID Clinic for PASC analizował próbki kału i krwi badanych, poszukując specyficznych limfocytów T aktywnych po wyleczeniu z początkowej infekcji. Naukowcy skupiali się szczególnie na poszukiwaniu limfocytów CD4 i CD8. U osób z PASC znaleźliśmy niezwykle wysoki poziom cytotoksycznych komórek CD8 T. Było ich nawet 100-krotnie więcej niż u osób, u których długi COVID się nie rozwinął, mówi uczony. Palmer był zaskoczony faktem, że sześć miesięcy po wyleczeniu z początkowej infekcji aż połowa limfocytów T wykazywała aktywność przeciwko COVID-19. To zdumiewająco dużo, znacznie więcej niż w przypadku infekcji HIV, gdzie wirus bez przerwy się replikuje, mówi naukowiec.
      Naukowcy stwierdzili też, że istnieje odwrotna zależność pomiędzy ilością specyficznych dla COVID-19 limfocytów T we krwi, a wydajnością płuc. Im we krwi więcej limfocytów T specyficznych dla COVID, tym gorsze wyniki testów wydajności płuc, mówi Palmer. To zaś bardzo silnie wskazuje, że obecność limfocytów T napędza długi COVID. Wyniki te skłoniły Palmera do wysunięcia hipotezy, że ukryte w organizmie rezerwuary wirusa SARS-CoV-2 są przyczyną ciągłego stanu zapalnego, nadmiernej aktywności układu odpornościowego i występowania objawów długiego COVID. To nadmierna reakcja układu odpornościowego powoduje te objawy. Uważamy, że gdzieś w organizmie jest rezerwuar wirusa, którego nie można wykryć za pomocą wymazów z nosa czy gardła. U osób, które zmarły z powodu COVID wirus był wszędzie. Podczas autopsji znajdowano go w mózgu, nerkach, płucach i jelitach, przypomina uczony.
      Z artykułu opublikowanego właśnie z piśmie Gut dowiadujemy się, że Palmer we współpracy z profesor Catherine Lozupone przeanalizowali próbki kału od pacjentów z PASC i wykazali, że skład flory bakteryjnej jelit u tych osób jest powiązany z markerami stanu zapalnego znalezionymi we krwi. To zaś wskazuje na związek pomiędzy mikrobiomem jelit a stanem zapalnym w przebiegu długiego COVID.
      Zdaniem Palmera, oba przeprowadzone przez niego badania sugerują, że leki przeciwwirusowe takie jak Paxlovid mogą być skuteczne w leczeniu PASC. Niektóre z badań wskazywały, że zaszczepienie pacjentów z długim COVID powodowało u nich zmniejszenie objawów. Szczepionka dodatkowo pobudza układ odpornościowy, być może dzięki temu jego odpowiedź jest wówczas bardziej skuteczna, udaje się zlikwidować rezerwuary wirusów i stąd zmniejszenie objawów. Z kolei inne badania wykazały, że po podaniu Paxlovidu zostaje zatrzymana replikacja wirusa, a to prowadzi do zmniejszenia aktywności układu odpornościowego. To zaś sugeruje, że podawanie Paxlovidu może być skutecznym lekiem na długi COVID. Jednocześnie wyniki takie wydają się potwierdzać hipotezę, że gdzieś w organizmie mamy ukryty rezerwuar wirusa, do którego nie mamy dostępu, stwierdza naukowiec.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Biuro Prokuratora Okręgowego dla Manhattanu zwróciło państwu włoskiemu 14 ukradzionych dzieł sztuki. To już czwarty w ciągu 7 miesięcy zwrot zabytków przeprowadzony przez biuro prowadzone przez Alvina L. Bragga Jr. W ten sposób od lipca ubiegłego roku do prawowitych właścicieli trafiło 214 artefaktów o łącznej wartości 35 milionów dolarów.
      Wśród zwróconych właśnie zabytków znajdowała się warta 500 000 USD srebrna moneta z miasta Naxos na Sycylii z IV wieku p.n.e. z portretami Dionizjosa i Sylena, marmurowa głowa cesarza Hadriana z 200 roku n.e. wyceniana na 250 000 USD czy też czarnofigurowa hydria – naczynie na wodę – z 510 roku p.n.e. autorstwa Malarza Priama, jednego z największych mistrzów greckiego malarstwa wazowego z końca VI wieku przed Chrystusem. Szacunkowa rynkowa wartość hydrii to 900 000 dolarów.
      Te i wcześniej zwrócone zabytki trafiły do USA w wyniku działania wysoko wyspecjalizowanych sieci fałszerzy i handlarzy dziełami sztuki. Wynajmowali oni gangi tak zwanych tombaroli, złodziei grobów. To wyspecjalizowani złodzieje stanowisk archeologicznych, którzy kradną konkretne, szczególnie interesujące zabytki. Po kradzieży zabytki były profesjonalnie czyszczone, poddawano je renowacji i wyposażano w fałszywe dokumenty. Tak przygotowane artefakty były sprzedawane albo przed domy aukcyjne, albo oferowane bezpośrednio muzeom i galeriom.
      Na przykład wspominana hydria została ukradziona na zlecenie Giovanniego Franco Becchiny. Urodzony na Sycylii Becchina już w latach 70. założył w Szwajcarii firmę Palladion Antike Kunst. Po kilku dekadach okazało się, że jest on powiązany z włoską mafią, zatrudniał gangi tombaroli i przez dziesięciolecia dostarczał na rynek ukradzione dzieła sztuki, które uwiarygadniał zarówno za pomocą fałszywych dokumentów, jak i poprzez wystawianie ich w renomowanych muzeach oraz prywatnych kolekcjach. Hydria, ukradziona na zlecenie Becchiny, trafiła do współpracującego z nim amerykańskiego handlarza dziełami sztuki Roberta Hechta, który swoją pozycję na rynku dzieł sztuki w Paryżu zaczął budować już w latach 50. ubiegłego wieku. Hecht „wyprał” zabytek i w 1989 roku sprzedał go Shelby White, amerykańskiej inwestorce, filantropce i kolekcjonerce dzieł sztuki. Około dekadę później pani White wypożyczyła zabytek nowojorskiemu Metropolitan Museum of Art, w którego radzie nadzorczej zasiada.
      Po wyjściu na jaw prawdziwego pochodzenia hydrii Met Museum usunęło ze swojej online'owej kolekcji informacje na temat zabytku, co spotkało się z krytyką ze strony ekspertów. Zauważają oni, że w ten sposób historia pochodzenia zabytku zostaje dodatkowo zaciemniona.
      Równie dramatyczna historia wiąże się ze wspomnianą marmurową głową Hadriana. W 1995 roku włoskie władze prowadzące śledztwo przeciwko dealerowi dzieł sztuki, Giacomo Mediciemu, znalazły w jednym z jego magazynów wykonane Polaroidem zdjęcie rzeźby pokrytej mułem i organizmami morskimi. Poszukiwania zabytku trwały dwie dekady. Teraz wiemy, że Medici i jego wspólnicy przemycili zabytek poza Włochy, a został on „wyprany” przez brytyjskiego dealera Robina Symesa. W 1990 roku zabytek, już po oczyszczeniu, konserwacji i ze sfałszowanymi dokumentami, został sprzedany Royal-Athena Galleries w Nowym Jorku. Dwa lata później galeria, za pośrednictwem domu Sotheby's, sprzedała zabytek filantropowi z San Antonio, Gilbertowi Denmanowi, który podarował rzeźbę San Antonio Museum of Art.
      Zabytki zostały odzyskane dzięki pracy Antiquities Trafficking Unit. Ta wyspecjalizowana jednostka powołana przy Biurze Prokuratora Okręgowego dla Manhattanu powstała w grudniu 2017 roku. W ciągu zaledwie 5 lat doprowadziła odzyskała niemal 4500 zabytków o wartości ponad 300 milionów USD, które ukradziono z 28 krajów. Dotychczas właścicielom zwrócono 2400 przedmiotów o wartości 180 milionów USD.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Eric Finkelstein, 34-letni nowojorczyk, pobił rekord Guinnessa, jedząc w największej liczbie restauracji z gwiazdką Michelina w ciągu jednego dnia. Udało mu się skosztować potraw z 18 takich restauracji. Najpierw jednak poświęcił aż 14 miesięcy na zaplanowanie przedsięwzięcia i jak sam podkreśla, nie chodziło wyłącznie o rezerwacje.
      Mieszkając przez wiele lat w Nowym Jorku, Eric prawie nigdy nie stołował się w restauracjach. Gdy podczas pandemii czasowo wyprowadził się z Wielkiego Jabłka, zaczął doceniać to, co w ten sposób tracił. Gdy w 2021 r. wrócił, sporządził listę miejsc, w których chciałby zjeść. Dołączył także do online'owej grupy, gdzie po raz pierwszy przeczytał o wyzwaniu. Choć dotąd Finkelstein miał na koncie rekordy w zupełnie innej dziedzinie - oba wiązały się z tenisem stołowym - postanowił spróbować swoich sił...
      Ambitny nowojorczyk skontaktował się z ponad 80 restauracjami. Odpowiedzi dostał tylko z 10, przy czym, jak się okazało, w najnowszym przewodniku Michelina 4 z nich straciły swoją gwiazdkę (co gorsza, Eric dowiedział się o tym 20 dni przed próbą pobicia rekordu). Ostatecznie udało się zdobyć kolejne rezerwacje w restauracjach, którym podobał się pomysł Finkelsteina.
      Dwudziestego szóstego października ubiegłego roku Eric zaczął swój rajd po najlepszych nowojorskich restauracjach od sałatki z grillowanego awokado, a skończył na chawanmushi. Na dania wydał 494 dolary (bez podatku i napiwków). Szacuje, że w tym dniu spożył ok. 5 tys. kalorii.
      Zgodnie z zasadami, pomiędzy restauracjami Eric mógł się przemieszczać wyłącznie pieszo lub środkami komunikacji miejskiej. Trzydziestoczterolatek wziął to pod uwagę, planując trasę i godziny rezerwacji. Udało się i w ciągu 11 godzin odwiedził 18 restauracji z gwiazdką ze swojej listy. Jego rekord został oficjalnie uznany pod koniec grudnia.
      W wywiadzie udzielonym CNN-owi Eric powiedział, że po odwiedzeniu 2/3 restauracji zaczął się obawiać, czy da radę zjeść więcej. Następnego dnia właściwie pościłem - podsumował.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...