Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Posłaniec śmierci w ciele kota

Rekomendowane odpowiedzi

Oscar jest ładnym kocurem w biało-bure łaty, chociaż wiele osób nazwałoby go posłańcem śmierci. Od dwóch lat mieszka na oddziale ostatnich etapów demencji Centrum Opieki i Rehabilitacji Steer House w Providence. Kiedy wkracza pomiędzy szpitalne łóżka, personel medyczny ośrodka mobilizuje się, oczekując na dalszy bieg wydarzeń. Już ponad 25 razy zwierzę przychodziło bowiem do pacjentów na krótko przed zgonem.

Doktor David Dosa opisał przypadek Oscara w New England Journal of Medicine. Kot nie zawsze jest pierwszy, ale pojawia się zawsze i wydaje się, że ma to miejsce w ciągu ostatnich dwóch godzin życia chorego – wyjaśnia dr Joan Teno, profesor zdrowia publicznego z Brown University.

Oscar zamieszkał w ośrodku jako kociak. Zawsze przebywał wśród mieszkańców, ale jeśli odwiedzał konkretną osobę, wiadomo było, że trzeba zadzwonić po jej rodzinę.

Dr Teno uważa, że kot nie jest obdarzony szczególnymi właściwościami psychicznymi, a wszystko da się wyjaśnić na poziomie biochemicznym.

O tym, że animaloterapia pomaga w życiu codziennym nie tylko starszym ludziom, wiadomo od dawna. Thomas Graves, specjalista ds. kotów, a zarazem szef instytutu medycyny małych zwierząt z College'u Medycyny Weterynaryjnej University of Illinois, twierdzi, że nie zebrano dotąd dowodów na to, iż koty potrafią wyczuwać śmierć, ale on nie ma co do tego żadnych wątpliwości. To sprawy trudne do badania. Myślę, że koty i psy wyczuwają rzeczy dla nas niedostępne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

od dzisiaj się bardziej boję kotów o imieniu Oscar... :-| Slyszałam o takich pojedyńczych przykładach,ale żeby 25?! Eee z dala ode mnie koteczku...!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

UUUUPPPPSSSSS..... Ja mam kota ale na szczęście ma na imię Zuzia... Ale najgorsze w tym jest to że ten kot jest CZARNY: D:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kot to kot , zawsze niezależny i chodzi swoimi ścieżkami  a ze wzgledów zdrowotnych lepiej ich unikać , kiedyś jak budowano dom to najpierw wyganiano na działkę krowę jak się najadła i położyła to w tym miejscu stało łóżko. A mieszkańcy dożywali sedziwego wieku. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Koty to jedne z najpopularniejszych zwierząt domowych, towarzyszą ludziom od tysięcy lat, wydawałoby się więc, że powinniśmy wiedzieć o nich wszystko. Jednak dopiero teraz naukowcy dowiedzieli się, jak koty... mruczą. Dotychczas sposób wydawania tego dźwięku stanowił zagadkę, gdyż zwierzęta o krótkich strunach głosowych rzadko wydają niskie dźwięki. Tymczasem u kotów niskie mruczenie (w zakresie 20-30 Hz) jest czymś powszechnym. Okazało się, że posiadają one w krtani inne struktury, umożliwiające mruczenie.
      Rodzaj dźwięku, do wydawania którego zdolne jest zwierzę, zwykle zależy od rozmiarów strun głosowych. Zwykle im większe zwierzę, tym dłuższe struny głosowe, a co za tym idzie – możliwość wydawania niższych dźwięków. Kot domowy należy do niewielkich zwierząt, ma więc krótkie struny głosowe. Za ich pomocą wydaje wysokie dźwięki, miauczenie czy skrzeczenie. Jednak potrafi też nisko mruczeć.
      Obowiązująca obecnie hipoteza – zwana hipotezą AMC – mówiła, że zdolność kotów do mruczenia jest całkowicie uzależniona od „aktywnego kurczenia mięśni”. Christian T. Herbst z Uniwersytetu Wiedeńskiego i jego koledzy z Austrii, Szwajcarii i Czech postanowili przetestować tę hipotezę. Przeprowadzili więc sekcję tchawic ośmiu kotów domowych, które zostały uśpione z powodu różnych chorób. Odkryli, że z tchawicy można uzyskać niski dźwięk, gdy przechodzi przez nią powietrze, zatem skurcze mięśni nie są tutaj potrzebne. Naukowcy zauważyli, że powstanie niskich dźwięków (25-30 Hz) jest możliwe dzięki obecności tkanki łącznej w kocich strunach głosowych. Tkanka ta była znana już wcześniej, ale dotychczas nikt nie łączył jej z mruczeniem. Herbst nie wyklucza jednak, że skurcze mięśni są potrzebne do wzmocnienia pomruku.
      Teraz, skoro już dowiedzieliśmy się, jak koty mruczą, do rozwiązania zostaje zagadka, po co to robią.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawne badania wykazały, że koty udomowiono na terenie Żyznego Półksiężyca przed około 10 000 lat, a ich przodkiem jest Felis sylvestris lybica. Jak jednak rozprzestrzeniły się po świecie i trafiły do Europy Centralnej i Polski? Wstępne odpowiedzi na te pytania uzyskał zespół naukowy z Polski, Słowacji, Serbii, Węgier, Czech, Mołdowy i Belgii.
      W 2016 roku zespół Magdaleny Krajcarz z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu potwierdził, że w okresie rzymskim koty były zadomowione na terenie współczesnej Polski. Następnie uczeni wykazali, że koty z Bliskiego Wschodu pojawiły się w Europie Centralnej już we wczesnym neolicie. Cztery lata później stwierdzono, że istnieje silny związek pomiędzy pojawieniem się myszy domowej i kotów w Europie Wschodniej późnego neolitu. To sugeruje, że rozprzestrzeniania się myszy doprowadziło do wzrostu popularności kotów i ich rozprzestrzeniania przez ludzi po świecie. Historię podboju świata przez koty trudno jest jednak badać, gdyż ich szczątki stosunkowo rzadko znajduje się w materiale archeologicznym z okresów sprzed późnego średniowiecza. W Europie wyraźny wzrost popularności kotów widoczny w danych zooarcheologicznych nastąpił dopiero w drugiej połowie XIII wieku.
      Dlatego też międzynarodowy zespół specjalistów, w skład którego weszła m.in. Magdalena Krajcarz, Péter Csippán z Eötvös Loránd University w Budapeszcie czy Danijela Popović z Uniwersytetu Warszawskiego, rozpoczął projekt badań genetycznych, który ma wyjaśnić drogi rozprzestrzeniania się kotów w Europie Wschodniej.
      Podczas najnowszych badań pod uwagę wzięto materiał pozyskany od ponad 200 kotów ze 102 stanowisk archeologicznych datowanych od późnego plejstocenu po okres współczesny. Wstępne analizy mitochondrialnego DNA pokazały, że koty z haplogrupą A1 dzikich kotów bliskowschodnich były obecne w Europie Centralnej przed neolitem. Dotychczas najstarsze odkryte w Europie ślady tej haplogrupy pochodziły z Rumunii z ok. 7700 r. p.n.e. Nowe badania sugerują, że była one znacznie szerzej rozpowszechniona. Ich autorzy mają nadzieję, że kolejne przeprowadzone przez nich analizy pozwolą odpowiedzieć na pytanie, czy zasięg A1 to skutek naturalnego przepływu genów pomiędzy populacjami bliskowschodnią a europejską, czy też skutek powiększania zasięgu przez populację bliskowschodnią.
      Skoncentrowane na Polsce pomiary morfometryczne wskazują również, że pomiędzy neolitem a średniowieczem widoczny jest trend zmniejszania rozmiarów ciała kotów. Jeszcze w neolicie koty udomowione miały rozmiary podobne do europejskich dzikich kotów, których wielkość jest stabilna w czasie. Podobny trend widoczny jest wśród kotów z epok brązu i żelaza w Danii. Autorzy nowych badań wciąż zbierają dane z Bałkanów i Karpatów, regionów północnych zasięgów występowania bliskowschodnich dzikich kotów. Liczą się z tym, że zauważą tutaj bardziej złożone trendy.
      Na podstawie najstarszych kocich kości z Polski i Serbii oraz wcześniejszych badań, Krajcarz i jej zespół doszli do wniosku, że w Polsce występują trzy linie genetyczne kotów. Część z nich przybyła wraz z neolitycznymi rolnikami z Anatolii przez Bałkany. Najstarsze takie szczątki pochodzą z jaskini Jasna Strzegowska sprzed niemal 8000 lat, znacznie więcej materiału pochodzi natomiast z okresu od 5300 do 6300 lat temu. Druga z linii genetycznych zaczęła rozprzestrzeniać się w V wieku p.n.e z Italii, wędrując wraz z handlarzami bursztynem. Ostatnia zaś dotarła na przełomie er, przebywając długą drogę na statkach przez Morze Śródziemne po Kanał La Manche i przywędrowała do nas z zachodu i północy z Germanami.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy przed około 12 000 lat społeczności zamieszkujące Żyzny Półksiężyc zaczęły zmieniać swoją gospodarkę z łowiecko-zbierackiej na rolniczą, w pobliżu ich siedzib prawdopodobnie pojawiły się dzikie koty, które polowały na gryzonie, występujące w większej ilości wokół siedzib rolników. Ludzie odnosili z tego korzyści, gdyż koty zmniejszały populację szkodników. Udomowienie kotów miało więc związek z obopólnymi korzyściami.
      Koty są nie do końca udomowionymi zwierzętami. Mimo, że mieszkają z człowiekiem co najmniej 10 000 lat, zatem równie długo co niektóre z gatunków o cechach typowego udomowienia, same nie wykazują wielu z takich cech. Ludzie przez tysiąclecia wywierali mniejszy wpływ na ewolucję kotów, dając im większą swobodę i pozwalając im np. samodzielnie rozmnażać się czy zdobywać pożywienia. Dlatego też u kotów nie zaszły tak drastyczne zmiany jak u bardziej przydatnych człowiekowi zwierząt.
      Dopiero od około 200 lat człowiek wywiera silniejszą presję ewolucyjną na koty, wybierając pewne ich cechy ze względów estetycznych. Pierwsza wystawa kotów miała miejsce w 1871 roku i od tamtej pory u zwierząt tych zaobserwowano niewielkie zmiany strukturalne wywołane presją ze strony człowieka.
      Międzynarodowa grupa naukowa, pracująca pod kierunkiem uczonych z University of Missouri, postanowiła na podstawie badań genetycznych ponad 1000 kotów domowych przetestować hipotezę o kilku miejscach udomowienia kota (Bliski Wschód, Chiny, Azja Południowo-Wschodnia) względem hipotezy zerowej o jednym centrum udomowienia. Pod uwagę wzięto niemal 200 różnych markerów genetycznych.
      Jednym z głównych badanych markerów były sekwencje mikrosatelitarne, które ulegają bardzo szybkim mutacjom i mogą nam zdradzić informacje na temat rozwoju współczesnych populacji i ras kotów na przestrzeni ostatnich kilkuset lat. Innym z kluczowych markerów był polimorfizm pojedynczego nukleotydu, który dostarcza nam informacji na temat genetycznej historii sprzed tysięcy lat. Badając i porównując oba markery możemy układać ewolucyjną historię kota, mówi profesor genetyki Leslie A. Lyons.
      Uczona mówi, że o ile w genomie koni czy krów widać różne wydarzenia związane z udomowieniem, co jest spowodowane faktem, iż zwierzęta te były udomawiane w różnym czasie w różnych częściach świata, to z badań DNA kotów wynika, iż do ich udomowienia doszło tylko na terenie Żyznego Półksiężyca. Stamtąd, wraz z ludźmi, koty rozprzestrzeniły się po całym świecie.
      Lyons od ponad 30 lat bada genom kotów. To fragment jej szerszych zainteresowań naukowych, w ramach których chce wykorzystać koty jako biomedyczne modele do badania chorób genetycznych dotykających zarówno koty, jak i ludzi. Te choroby to m.in. wielotorbielowatość nerek czy karłowatość. Współpracuje z naukowcami i hodowcami kotów, tworząc genetyczną bazę danych, która jest wykorzystywana na całym świecie. Dzięki jej badaniom udało się zmniejszyć odsetek chorób genetycznych atakujących koty. W 2004 roku, gdy udostępniła pierwsze testy genetyczne aż 38% kotów perskich cierpiało na wielotorbielowatość nerek. Dzięki testom i bazie danych udało się wyeliminować z ciągu reprodukcyjnego wiele narażonych zwierząt, dzięki czemu obecnie odsetek persów dotkniętych tą chorobą jest znacznie niższy.
      Co więcej, Lyons w ubiegłym roku zauważyła, że struktura kociego genomu jest bardziej podobna do struktury genomu człowieka niż jakiegokolwiek innego ssaka nieczłowiekowatego. Dlatego też uczona ma nadzieję, że koty staną się modelem do badania chorób genetycznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Każdy chyba słyszał, że koty uwielbiają kocimiętkę. Wydaje się, przyciąga je ona nieodpartą siłą. Koty tarzają się w niej, ocierają, liżą i żują. Powszechnie akceptuje się wyjaśnienie, że kocimiętka zawiera związki wprawiające koty w stan euforii. Japońscy naukowcy dowodzą, że nie jest to jedyne możliwe wyjaśnienie.
      Okazuje się, że gdy kot niszczy liście kocimiętki czy to je gryząc czy się w nich tarzając, uwalniają się duże ilości silnych repelentów odstraszających owady. To zaś sugeruje, że intensywny kontakt z kocimiętką chroni koty przed pasożytami.
      Główny autor najnowszych badań, Masao Miyazaki z Iwate University, specjalizuje się w badaniu wpływu związków chemicznych – takich jak feromony – na instynktowne zachowania zwierząt domowych. Kocimiętka zawiera nepetalakton oraz nepetalaktol. To irydoidy, chroniące roślinę przed owadami. Miyazaki postanowił sprawdzić, jak zachowanie kotów wpływa na uwalnianie tych związków z roślin.
      Japońscy naukowcy przyjrzeli się azjatyckiemu odpowiednikowi kocimiętki, aktinidii ussuryjskiej (Actinidia polygama).
      Odkryliśmy, że fizyczne niszczenie aktinidii przez koty wiązało się z natychmiastowym 10-krotnym wzrostem emisji irydoidów w porównaniu z emisją z nieuszkodzonych liści, mówi Miyazaki. Jednak zmiana dotyczyła nie tylko ilości uwalnianych iridoidów, ale też ich stosunku względem siebie. Irydoidy emitowane z nienaruszonych liści to w ponad 90% nepetalactol, jednak gdy liście zostaną uszkodzone przez kota nepetalactol stanowi tylko 45% emitowanych irydoidów, gdyż mocno rośnie emisja innych środków tego rodzaju. Mieszanina irydoidów, której skład został zmieniony w wyniku uszkodzenia liści, działała na koty znacznie dłużej, mówi Miyazaki.
      Uczony i jego zespół już wcześniej wykazali, że badane irydoidy skutecznie odstraszają komary z gatunku Aedes albopictus. Teraz dowiedli, że po zniszczeniu liści przez koty i zmianie składu mieszaniny, właściwości odstraszające są jeszcze silniejsze.
      Gdy naukowcy podali kotom czysty nepetalakton i nepetalaktol na szalkach laboratoryjnych, zwierzęta lizały szalki i tarzały się w nich. Gdy zaś szalki zostały przykryte perforowaną folią, zwierzęta lizały folię i żuły ją, mimo że nie miały kontaktu z substancjami. To dowodzi, że lizanie i żucie to w tym przypadku instynktowne zachowanie uruchamiane przez sygnały zapachowe, podsumowuje Miyazaki.
      Na kolejnym etapie badań japońscy naukowcy chcą poszukać genów odpowiedzialnych za reakcję kotów na kocimiętkę i aktinidię ussuryjską. Mają nadzieję dowiedzieć się dzięki temu, dlaczego rośliny te działają tylko na kotowate i dlaczego niektóre kotowate na nie nie reagują.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zaprojektowany przez Wojciecha Samołyka kolekcjonerski gramofon Oscar wzbogaci zbiory powstającej łódzkiej Mediateki. Gramofon zaprezentowano na konferencji prasowej w Bibliotece Wolność. Mediateka będzie jedyną instytucją publiczną z takim sprzętem; może się nim pochwalić kilku prywatnych kolekcjonerów na świecie.
      Oscar jest wart kilkadziesiąt tysięcy złotych. Same materiały, z których go wykonano, kosztują ok. 30 tys. zł. Wojciech Samołyk - z wykształcenia architekt - jest zafascynowany brazylijskim architektem Oscarem Niemeyerem. Dizajn gramofonu to swego rodzaju hołd dla tego twórcy i jego superprojektu budynku parlamentu z modernistycznego miasta Brasília.
      W pewnym momencie, widząc ten obiekt na zdjęciach z lotu ptaka, zrozumiałem, że układ form stworzony przez Niemeyera to jest także gramofon! Postanowiłem oddać hołd mojemu mistrzowi, realizując jego słynne dzieło jako "Tribute to Oscar Niemeyer" - w postaci gramofonu Tentogra Oscar - powiedział twórca marki Tentogra w wywiadzie udzielonym Wojciechowi Pacule z magazynu High Fidelity. Wg Samołyka, hipernowoczesna konstrukcja Mediateki także łączy się z projektem Brazylijczyka.
      We wpisie na witrynie firmowej Samołyk przyznał, że skonstruowanie gramofonu Oscar było jego idée fixe; prace nad nim trwały ponad rok.
      Samołyk, absolwent Politechniki Łódzkiej, już wcześniej, bo na przełomie wieków, próbował potraktować budowę gramofonu podobnie jak projekt architektoniczny. Niestety, wtedy nie było jeszcze możliwości technicznych, trudno było zdobyć odpowiednie komponenty. Napęd Oscara zasilany jest wyłącznie baterią, po to by uzyskać jak najbardziej stabilne obroty - daje to znaczącą różnicę w jakości dźwięku.
      Waga gramofonu ze stolikiem wynosi ~100 kg. Fundatorem sprzętu, który za kilka miesięcy trafi do Mediateki, jest Henryk Ulacha, prezes łódzkiej firmy Varitex.
      Mediateka, która powstaje przy ul. Moniuszki 5, ma być jedną z filii Biblioteki Miejskiej w Łodzi. Dagmara Śmigielska zapowiedziała, że w zbiorach płyt Mediateki znajdą się pozycje z polską i zagraniczną muzyką rockową, jazzową czy klasyczną - od lat 50. po czasy współczesne. Przed przekazaniem do Mediateki Oscar postoi w honorowym miejscu w bibliotece przy placu Wolności.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...