Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy
Sign in to follow this  
KopalniaWiedzy.pl

Bardzo złe wieści dla waleni biskajskich

Recommended Posts

Ostatni sezon rozrodczy skrajnie zagrożonych waleni biskajskich przyniósł bardzo złe informacje. W ciągu czterech miesięcy nie zauważono żadnego nowo narodzonego młodego. Takiej sytuacji nie było od co najmniej 30 lat.

Naukowcy patrolowali z powietrza wody wzdłuż wybrzeży Georgii i Florydy, poszukując matek z młodymi. Walenie u południowo-wschodnich wybrzeży USA rodzą młode pomiędzy grudniem a końcem marca. Regularne patrole z powietrza są wykonywane od 1989 roku i od tamtej pory każdego roku notowano od 1 do 39 urodzin. To może być punkt zwrotny dla tego gatunku. Jeśli szybko nie dowiemy się, co się stało i czegoś nie zrobimy, to może być początek końca, mówi Barb Zoodsma, odpowiedzialny z program odrodzenia populacji walenia biskajskiego z ramienia National Marine Fisheries Service.

Walenie, nazywane są po angielsku „right whale”, gdzie słowo „right” oznacza ni mniej, ni więcej, co „właściwy do zabicia”. To na nie głównie ludzie polowali. Walenie biskajskie są bowiem powolne, przebywają blisko wybrzeży, a po śmierci unoszą się na powierzchni, były więc łatwą zdobyczą. Skala tępienia tych zwierząt była tak wielka, że – bazując na obecnej wielkości populacji i tempie jej wzrostu – specjaliści oceniają, że w roku 1935 na Ziemi pozostało mniej niż 100 osobników. W 1937 roku wprowadzono ogólnoświatowy zakaz polowań na te zwierzęta. Zakaz był przez kilkadziesiąt lat łamany, jednak generalnie rzecz biorąc spełnił pokładane w nim nadzieje.

Ludzie przestali celowo zabijać walenie, jednak wciąż giną one przez człowieka. Ocenia się, że w latach 1970-2006 ludzie byli odpowiedzialni za 48% z 73 udokumentowanych przypadków śmierci walenia biskajskiego. W 2001 roku przeprowadzono badania, z których wynikało, że jeśli nie zmniejszymy liczby zwierząt zabijanych przez człowieka, to gatunek w ciągu 200 lat wyginie. Stwierdzono również, że zapobieżenie śmierci 2 samic rocznie ustabilizowałyby populację. Walenie biskajskie giną głównie wskutek zderzeń ze statkami oraz zaplątania się w sieci rybackie.

Informacje o braku narodzin nie mogły przyjść w gorszym momencie. Ocenia się, że na świecie żyje jedynie 450 waleni biskajskich. W ubiegłym roku urodziło się 5 młodych, ale na wybrzeżach USA i Kanady znaleziono 17 martwych zwierząt przyniesionych przez wodę. W styczniu bieżącego roku u wybrzeży Virginii znaleziono kolejne martwe zwierzę. Brak narodzin w roku bieżącym oznacza, że musimy spodziewać się dalszego zmniejszenia się populacji.

W ciągu ostatnich 30 lat średnia roczna liczba narodzin wynosiła 17. Od roku 2012 tylko przez dwa lata liczba ta była równa lub większa od średniej, przez cztery lata młodych było mniej.

Pozostaje jeszcze nadzieja, że młode zostaną zauważone, gdy zwierzęta wrócą jesienią  na północne wybrzeża USA. Tak było w ubiegłym roku, gdy jesienią zauważono dwa młode, których nie zauważono w sezonie urodzeń. Charles Mayo z Center for Coastal Studies ma nadzieję, że jakieś młode mogły urodzić się u wybrzeży Virginii i obu Karolin, gdzie nie prowadzono w tym roku szerzej zakrojonych badań.

Nie można też wykluczyć, że w przyszłym roku walenie biskajskie czeka „baby boom”. Samice pomiędzy kolejnymi ciążami robią sobie 3 lata lub dłużej przerwy. Tak było przed kilkunastu laty, gdy w roku 2000 urodził się tylko 1 młody, ale w roku 2001 młodych było już 31. Wciąż mam nadzieję,  że w przyszłym roku lub za dwa lata zobaczymy dziesiątki młodych, stwierdził Clay George z Departamentu Zasobów Naturalnych stanu Georgia.

Nawet jeśli dojdzie do zwiększonej liczby urodzin, to i tak pozostaje konieczność opracowania sposobu na zmniejszenie liczby waleni zabijanych przez ludzi. Sekcje zwłok wspomnianych wcześniej 17 waleni znalezionych u wybrzeży USA i Kanady wykazały, że co najmniej 4 z nich zginęły wskutek zderzenia ze statkami, a co najmniej dwa zmarły po zaplątaniu się w sieci rybackie.

Naukowcy nie wykluczają, że trzeba będzie rozszerzyć strefy ograniczonej prędkości dla statków tak, by obejmowały one większe obszary na których często pojawiają się walenie biskajskie. Testowane są też sieci, które mają celowo wbudowane słabe punkty tak, by zaplątany w nie wieloryb mógł przerwać taką sieć. Jeszcze inny pomysł o pozbawione lin pułapki na kraby, które samodzielnie wypływają na powierzchnię dzięki samodzielnie napełniającym się balonom. To wszystko trzeba robić bardzo szybko. Nie możemy czekać kolejnych 10 czy 20 lat, stwierdził Philip Hamilton z New England Aquarium w Bostonie, który od 30 lat bada walenie biskajskie.

Do zrobienia jest jednak dużo więcej. Wiadomo, że generowany przez ludzi hałas o niskich częstotliwościach jest przyczyną, dla której cała populacja waleni biskajskich wykazuje objawy stresu. Naukowcy podejrzewają, że zaplątanie w sieci jest przyczyną mniejszej liczby urodzin. Nawet, jeśli samica z takiej sieci się uwolni, przeżywa stres, który powoduje, że trudniej jest jej zajść w ciążę. Badania wykazały też, że obecnie większość samic waleni biskajskich umiera przed 30. rokiem życia. To mniej niż połowa spodziewanej długości życia tego gatunku. Ponadto okazało się, że samice, które urodziły młode w ubiegłym roku rodziły po raz pierwszy od 7-8 lat. Miały więc przerwę dwukrotnie dłuższa niż typowa.

Gatunek znajduje się w krytycznym momencie. Myślę, że jeszcze możemy go uratować. Jednak powstaje pytanie, na ile chcemy go uratować. To właśnie ten czas, gdy powinniśmy przedsięwziąć wszystkie możliwe kroki, mówi Zoodsma.


« powrót do artykułu

Share this post


Link to post
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now
Sign in to follow this  

  • Similar Content

    • By KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Niemieckiego Centrum Badań nad Bioróżnorodnością i Uniwersytetu Fridricha Schillera w Jenie informują, że ocieplanie klimatu może w szczególnie trudnej sytuacji postawić duże zwierzęta. Przyczyną jest ograniczona prędkość, z jaką mogą się poruszać. Niezależnie bowiem od tego, czy zwierzę chodzi, lata czy pływa, jego tempo poruszania się jest ograniczone efektywnością pozbywania się nadmiaru ciepła generowanego przez mięśnie.
      Zdolność zwierząt do zmiany miejscu pobytu jest kluczowa dla przetrwania gatunku. To ona określa jak szybko i daleko zwierzę może przemieścić się w poszukiwaniu pożywienia, partnera, jaka jest jego zdolność do zajęcia nowych terenów. Staje się ona szczególnie ważna w obliczu coraz bardziej pofragmentowanych przez człowieka habitatów czy kurczących się zasobów pożywienia i wody.
      Alexander Dyer i jego zespół przyjrzeli się 532 gatunkom zwierząt i na podstawie swoich badań stworzyli model opisujący związek pomiędzy wielkością gatunku, a jego tempem przemieszczania się.
      Wydawałoby się, że większe zwierzęta, dzięki większym nogom, skrzydłom czy płetwom, powinny przemieszczać się szybciej. Jednak model pokazał, że w rzeczywistości najszybciej przemieszczają się zwierzęta średniej wielkości. Naukowcy uważają, że większe zwierzęta poruszają się stosunkowo wolniej, gdyż potrzebują więcej czasu na pozbycie się ciepła generowanego przez mięśnie. Muszą więc bardziej uważać, by nie przegrzać organizmu.
      Badania te pozwalają nam lepiej zrozumieć zdolność poszczególnych gatunków do przemieszczania się i określić ich prędkość w zależności od rozmiarów ciała. Możemy na tej podstawie określić, czy dany gatunek będzie w stanie przemieścić się pomiędzy dwoma, oddzielonymi przez człowieka, habitatami nawet nie znając szczegółów biologii tego gatunku. Na tej podstawie przypuszczamy, że większe gatunki są bardziej narażone na niebezpieczeństwa związane z fragmentacją habitatu i globalnym ociepleniem. Są zatem bardziej narażone na wyginięcie. Jednak kwestia ta wymaga dalszych badań, dodaje Dyer.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Wilk workowaty to jedno z najbardziej znanych wymarłych zwierząt. Ten żyjący na Tasmanii drapieżnik został uznany przez Europejczyków za szkodnika i był intensywnie tępiony. Do tego stopnia, że ostatni potwierdzony zabity na wolności wilk zginął w 1930 roku, a ostatni znany przedstawiciel tego gatunku zmarł w zoo na Tasmanii w 1936 roku. Od tamtego czasu nie schwytano, nie zabito, ani nie potwierdzono spotkania żadnego wilka workowatego.
      Międzynarodowa grupa naukowa z Australii, Czech i USA przeprowadziła modelowanie komputerowe, z którego wynika, że w rzeczywistości wilk workowaty mógł żyć jeszcze w latach 80. XX wieku, a być może przetrwał nawet do końca wieku.
      Naukowcy oparli się w swojej pracy na 1237 doniesieniach o spotkaniu wilka workowatego lub jego śladów. Doniesienia te pochodziły z okresu od 1910 roku do czasów obecnych. Pod uwagę wzięto informacje z rządowych archiwów, opublikowanych raportów, doniesień prasowych, zbiorów muzealnych, korespondencji czy zeznań świadków. Każdą z obserwacji datowano, oznaczono miejsce jej dokonania, oceniono jej jakość oraz przypisano do odpowiedniej kategorii, np. „zauważony przez eksperta”, „zauważono ślady”. Na wspominane 1237 wpisów składało się m.in. 99 dowodów fizycznych oraz 429 doniesień ekspertów (tropicieli, rdzennych mieszkańców, naukowców, urzędników).
      Stworzone przez naukowców modele statystyczne wskazały, że mediana wyginięcia wilka workowatego przypada na lata 1999–2008, z najbardziej prawdopodobnym czasem zakończenia istnienia gatunku do końca lat 90. ubiegłego wieku. Badania wskazują, że jest bardzo mało prawdopodobne, by wilk workowaty wciąż występował na Ziemi – jak chcieliby tego entuzjaści gatunku, wciąż mający nadzieję, że przetrwał. Jednocześnie jednak sugerują, że żył on o kilkadziesiąt lat dłużej, niż dotychczas sądzono. Jak zauważyli autorzy badań, średnia roczna liczba obserwacji wilka pozostawała stała aż do końca lat 90. Zaczęła się zmniejszać po roku 2000.
      Los ostatnich wolno żyjących przedstawicieli danego gatunku rzadko jest znany ludziom. Szczególnie jest to prawdziwe dla wilka workowatego, który w przeszłości był szeroko rozpowszechniony na Tasmanii, ale żył w niewielkim zagęszczeniu. Ostatni członkowie tego gatunku prawdopodobnie wiedzieli, że spotkanie z człowiekiem może skończyć się dla nich tragicznie, dlatego tym bardziej unikali interakcji, czytamy w artykule Resolving when (and where) the Thylacine went extinct.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Amerykańska firma biotechnologiczna Colossal twierdzi, że w 2027 roku doprowadzi do ponownego pojawienia się na Ziemi jednego z najbardziej znanych, nieistniejących już gatunków – mamuta włochatego. Jeśli się uda, mamut zostanie reintrodukowany w środowisku arktycznym, w którym niegdyś żył. Przedsiębiorstwo, w które zainwestowała m.in. rządowa firma venture capital In-Q-Tel, finansująca prace nad najnowszymi technologiami na potrzeby CIA, chce w ten sposób walczyć ze zmianami klimatu czy pomóc w przetrwaniu słoniom.
      Gdyby w Arktyce znowu wędrowały stada mamutów doprowadziłoby to – zdaniem przedstawicieli Colossal – do przekształcenia arktycznego krajobrazu z obecnego lesistego porośniętego licznymi krzewami w stepowy. Taki ekosystem miałby lepiej radzić sobie ze zmianami klimatu i pomóc je powstrzymać. Celem Colossal jest też udoskonalenie technik genetycznych, wykorzystanie ich do walk ze zmianami klimatu czy też uodpornienie natury na negatywny wpływ człowieka na kluczowe ekosystemy.
      Genom mamuta jest w 99,6 zgodny z genomem słonia azjatyckiego. I właśnie w tym Colossal pokłada nadzieje. Dla wielu ludzi gatunek ten bezpowrotnie wyginął. Ale nie dla nas i naszych naukowców. Pracujemy nad przywróceniem mamuta włochatego. Zebraliśmy odpowiedniej jakości próbki DNA i metodą edycji genów doprowadzimy do ponownego pojawienia się tego przedstawiciela arktycznej megafauny, czytamy na firmowej witrynie.
      Najpierw ma powstać embrion mamuta, który zostanie umieszczony w macicy słonia afrykańskiego. Gatunek ten wybrano zarówno ze względu na fakt, iż jest mniej zagrożony niż słoń azjatycki, jak i ze względu na jego rozmiary. Celem jest osiedlenie mamutów w niektórych częściach Arktyki. Początkowo myślano o Syberii, jednak ze względu na sytuację polityczną plany te mogą ulec zmianie. Przedstawiciele Colossal twierdzą, że jeśli uda się przywrócić mamuta, to udoskonalone dzięki temu techniki genetyczne pozwolą myśleć o przywróceniu innych gatunków, jak również o uratowaniu jeszcze istniejących.
      Pojawienie się mamutów ma mieć też olbrzymi wpływ na klimat. Olbrzymie rozmiary ciała, potężny chód i rozległe szlaki migracji przynosiły olbrzymie korzyści całej Arktyce. Step Mamutów był w przeszłości największych ekosystemem na Ziemi. Rozciągał się od Francji po Kanadę i od arktycznych wysp po Chiny. Był domem dla milionów wielkich roślinożerców. Zwierzęta te były kluczowym elementem ochrony tego ekosystemu, który był tak wielki, że wpływał, a nawet niemal kontrolował, klimat planety, stwierdzają przedstawiciele firmy. Step ten pochłaniał olbrzymie ilości węgla z atmosfery. Po zniknięciu mamutów ekosystem uległ zmianie, pojawiły się lasy i mokradła, które nie są tak efektywne. Jeśli Step Mamutów by powrócił, mógłby pomóc w walce z globalnym ociepleniem i chroniłby wieczną zmarzlinę, jeden z największych na świecie rezerwuarów węgla.
      Jeśli uda się z mamutem, Colossal może spróbować ożywić dodo czy wilka workowatego.
      Ostatnie mamuty wyginęły około 4000 lat temu. Zwierzęta te żyły zatem w czasach, gdy ludzkość używała pisma, wybudowała Wielką Piramidę w Gizie i warzyła piwo.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Zepchnęliśmy setki gatunków ssaków na obszary, na których grozi im wyginięcie, informują naukowcy z University of Manchester. Zespół prowadzony przez doktora Jake'a A. Britnella i profesor Susanne Shultz przeprowadził badania, z których dowiadujemy się, że wiele z 627 gatunków ssaków o udokumentowanych zasięgach historycznych, żyje obecnie na marginesach swoich dawnych terytoriów, a 66 do 75 procent z nich zepchnęliśmy na tereny, gdzie ekstrema temperaturowe lub opadowe powodują, że gatunki te mogą nie przetrwać.
      Presja ze strony człowieka spowodowała, że gatunki straciły swoje dawne tereny. Przez to ich nisze ekologiczne drastycznie się skurczyły i zmusiliśmy zwierzęta do życia w mniej zróżnicowanych habitatach. Ludzie zajęli dla siebie najlepsze tereny, zabierając je zwierzętom. Mówimy tutaj o ekologicznej marginalizacji gatunków, a wzięcie tego zjawiska pod uwagę pozwala wyjaśnić, dlaczego niektóre obszary chronione lepiej się sprawdzają niż inne. Tam, gdzie gatunek miał szczęście i ludzie pozostawili mu bardziej zróżnicowane środowisko, ma on większa szansę na przetrwanie. Jeśli zaś pozostawimy zwierzętom słabej jakości tereny, gdzie nie mogą one znaleźć odpowiednich warunków do życia oraz wystarczającej ilości odpowiedniego pożywienia, to fakt, iż obejmiemy te tereny ochroną – czyli uznamy, że ich nie zabierzemy – nie wystarczy, by gatunek przetrwał.
      Dlatego też autorzy badań podkreślają, że konieczne jest zidentyfikowanie – między innymi na podstawie informacji historycznych – odpowiednich terenów dla danych gatunków i objęcie ich ochroną. Wówczas możemy liczyć na to, że rzeczywiście gatunek będzie miał szansę się rozwijać. Jeśli próbujemy chronić gatunek, który zepchnęliśmy na teren dla niego niekorzystny, to nasze wysiłki nie dadzą optymalnych wyników, ryzykujemy też poniesieniem całkowitej klęski, mówi profesor Shultz.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Najstarszy hipopotam nilowy w Polsce - Pelagia z Miejskiego Ogrodu Zoologicznego w Warszawie - skończył właśnie 37 lat. Z tej okazji zorganizowano specjalne wydarzenie. Nie zabrakło roślinnego tortu, ciekawostek o hipopotamach, a także konkursów z nagrodami.
      Święto było podwójne, gdyż 19 września wypadał także Dzień Dzikiej Fauny, Flory i Naturalnych Siedlisk.
      Na początku Pelagia była Isaurą. Urodziła się w 1985 r. we Wrocławiu, a wówczas polscy telewidzowie szaleli za brazylijską telenowelą „Niewolnica Isaura” (Escrava Isaura). W 1986 r. hipopotamica trafiła do zoo w Paryżu. Francuzi nie byli zafascynowani telenowelą i nadali zwierzęciu imię Pelagie. Po wieloletnim pobycie w stolicy Francji, w 2010 r. Pelagie trafiła do Hanoweru. Od 2011 r. mieszka w Warszawskim ZOO i tu stała się po prostu Pelagią.
      W stołecznym ogrodzie czekał już na nią prawie 3 razy młodszy kawaler. Niestety, mimo kilku prób konsumpcji związku, potomstwa póki co nie widać, ale trzymamy jeszcze kciuki za naszą parę - ujawniono w komunikacie ogrodu.

      « powrót do artykułu
  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...