Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Konsumenci wygrają z koncernami o prawo do naprawy elektroniki?

Rekomendowane odpowiedzi

Rozszerza się popularność ruchu „Right to Repair”, który walczy o prawo do naprawy urządzeń. W kolejnych trzech amerykańskich stanach legislatorzy wprowadzili pod obrady przepisy ułatwiające klientom naprawy na własną rękę.

Producenci elektroniki starają się zmonopolizować rynek napraw swojego sprzętu. Robią to pod pretekstem dbałości o klientów. Argumentują na przykład, że klient, samodzielnie naprawiając np. pękniętą szybę w smartfonie czy telewizorze, może się skaleczyć.

Z koncernami próbują walczyć organizacje konsumenckie czy właściciele niewielkich warsztatów. Urządzenia i tak są naprawiane domowymi sposobami, ich posiadacze wymieniają się w sieci doświadczeniami, tworzą własne podręczniki napraw, istnieje wielki rynek części zastępczych sprowadzanych najczęściej z Chin. Od pewnego czasu walka o prawo do napraw rozgorzała na nowo i wygląda na to, że konsumenci zaczęli ją wygrywać.

Toczy się ona o to, by zobowiązać producentów sprzętu do sprzedaży części zamiennych każdemu chętnemu, a nie tylko autoryzowanym serwisom, oraz do upublicznienia narzędzi diagnostycznych i podręczników napraw. Jako, że koncerny takie jak Apple, IBM czy John Deere są w stanie wydać olbrzymie kwoty na lobbystów w Waszyngtonie, walka toczy się na poziomie legislatur stanowych. Rozpoczęła ją organizacja Repair.org, skupiająca małe prywatne warsztaty, która niedawno zyskała wsparcie wpływowej American Farm Bureau Federation, w której skupieni są farmerzy.

Inicjatorzy akcji chcą, by odpowiednie ustawy zostały wprowadzone w jak największej liczbie stanów. Wiedzą bowiem, że jeśli zajmą się nimi parlamenty 1 czy 2 stanów, to koncerny łatwo doprowadzą do ich odrzucenia. W ciągu ostatnich tygodni w stanach Iowa, Missouri i Karolina Północna pojawiły się odpowiednie inicjatywy ustawodawcze. Tym samym liczba stanów, których parlamenty pracują nad odpowiednimi przepisami wzrosła to 11. Bardzo znaczący jest też fakt, że we wspomnianych trzech stanach ustawy pojawiły się bez pomocy Repair.org. Organizacja jeszcze w ubiegłym tygodniu nie wiedziała, że ustawy takie są przygotowywane. Oznacza to, że ruch „Right to Repair” zyskuje nowych zwolenników.

Walka o prawa klientów nie jest jednak łatwa. W bieżącym roku lobbyści doprowadzili już do odrzucenia ustaw a Minnesocie i Nebrasce, a prawodawcy w Tennessee zdecydowali, że zajmą się nowym prawem dopiero w przyszłym roku.

Repair.org szykuje się na wieloletnią walkę, jednak po cichu liczy na to, że powtórzy się sytuacja z rynku samochodowego. Gdy w roku 2012 stan Massachusetts wprowadził przepisy „Right to Repair” dotyczące samochodów, koncerny motoryzacyjne wolały stosować je na terenie całego kraju niż walczyć w każdym ze stanów o odrzucenie ustaw.

Warto zwrócić uwagę, że to, co dzieje się obecnie w USA będzie miało wpływ na cały światowy rynek. Jeśli bowiem koncerny zostaną zobowiązane do wolnej sprzedaży części zamiennych i udostępnienia odpowiednich narzędzi oraz podręczników ograniczy się zapotrzebowanie na nowy sprzęt, zmniejszy się liczba elektrośmieci, powstanie też wiele nowych miejsc pracy z małych warsztatach zajmujących się naprawą elektroniki.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To bardzo zła wiadomość, że taki ruch społeczny nabrał tak na sile. Majsterkowanie przy sprzęcie (tj. naprawy, modyfikacje) nie powinno wyjść poza małe warsztaty i małe grono osób wtajemniczonych, posiadających odpowiednią wiedzę (robisz to na własne ryzyko). Naprawy i serwis powinien zostać jedynie domeną producenta, gdyż to on ma jedyne prawa do dokumentacji produktu. Żaden inny podmiot nie poniesie konsekwencji prawnych za zniszczenie sprzętu lub co gorsza uszczerbku na zdrowiu (przy obecnych przepisach w UE ale w USA jest podobnie). Każdy serwisant błędzie powie, że robił zgodnie z instrukcją naprawy, co tak naprawdę będzie wymuszeniem.
W artykule piszą o wymianie szybki w smartfonie, ale przepis taki będzie obejmował dużo niebezpieczniejsze urządzenia. W Polsce naprawa to praktycznie szara strefa. Ludzie są nie świadomi, że istnieje takie coś jak Dozór Techniczny. Jak złota rączka naprawi w małej firmie jakąś maszynę z taką instrukcją to i tak właściciel popełni przestępstwo pozwalając pracownikowi na niej robić.

I najlepsze, że od producentów będzie się wymagać nowszych lepszych i co najważniejsze tańszych produktów. Ha. Hipokryzja i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

To bardzo zła wiadomość, że taki ruch społeczny nabrał tak na sile

 

a niby czemu? czy ktoś będzie Ciebie zmuszał do napraw? nie chcesz kupujesz nowe. proste. samochodów przede wszystkim twoim tokiem myślenia nie powinno się naprawiać.

ja tam lubię majsterkować i jak widzę dobry, całkiem świeży sprzęt elektroniczny w którym wylany jest 1 kondensator(wlutowanie nowego to 30sec.) przeznaczony na śmietnik to ogarnia mnie zaduma ile zasobów środowiska, i energii idzie w kosz.

 

wiadomo jest tanio i dużo więc nikomu się nie chce i to jest jedyny argument który przekreśla takie inicjatywy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

I najlepsze, że od producentów będzie się wymagać nowszych lepszych i co najważniejsze tańszych produktów. Ha. Hipokryzja i tyle.

Rozumiem, że jak ktoś wymaga droższych produktów to hipokrytą nie jest :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To bardzo zła wiadomość, że taki ruch społeczny nabrał tak na sile. Majsterkowanie przy sprzęcie (tj. naprawy, modyfikacje) nie powinno wyjść poza małe warsztaty i małe grono osób wtajemniczonych, posiadających odpowiednią wiedzę (robisz to na własne ryzyko). Naprawy i serwis powinien zostać jedynie domeną producenta, gdyż to on ma jedyne prawa do dokumentacji produktu. Żaden inny podmiot nie poniesie konsekwencji prawnych za zniszczenie sprzętu lub co gorsza uszczerbku na zdrowiu (przy obecnych przepisach w UE ale w USA jest podobnie). Każdy serwisant błędzie powie, że robił zgodnie z instrukcją naprawy, co tak naprawdę będzie wymuszeniem.

W artykule piszą o wymianie szybki w smartfonie, ale przepis taki będzie obejmował dużo niebezpieczniejsze urządzenia. W Polsce naprawa to praktycznie szara strefa. Ludzie są nie świadomi, że istnieje takie coś jak Dozór Techniczny. Jak złota rączka naprawi w małej firmie jakąś maszynę z taką instrukcją to i tak właściciel popełni przestępstwo pozwalając pracownikowi na niej robić.

I najlepsze, że od producentów będzie się wymagać nowszych lepszych i co najważniejsze tańszych produktów. Ha. Hipokryzja i tyle.

Nie mogę się z tobą zgodzić. Zdecydowanie przesadzasz. Wspominasz Dozór Techniczny. A sprawdziłeś jakie urządzenia podlegają pod Dozór Techniczny? Chyba nie, więc zapraszam do lektury: http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20120001468

Większość ludzi i tak nie będzie naprawiać swoich urządzeń, tylko zlecą to komuś, kto się na tym zna. Ja sam samochodu nie naprawiam, chociaż kiedyś to robiłem i zapewne dalej wiele rzeczy bym sam przy nim naprawił, ale zwyczajnie nie chce mi się. Wolę zarobić na tym na czym się lepiej znam, a samochód oddać fachowcom od samochodów. Nie zmienia to jednak faktu że naprawiając sam nauczyłem się mnóstwa rzeczy, które wykorzystuję w swojej pracy. Próba naprawiania samemu to najlepszy sposób, aby wykorzystać w praktyce wiedzę i teorię, którą wynosi się ze szkoły. Samodzielne naprawianie wyzwala kreatywność, pomysłowość, uczy, kształtuje zdolności manualne i wiele innych pozytywnych cech. Człowiek staje się zaradny życiowo zamiast biadolić "ja tego nie potrafię", gdy wystarczy dokręcić poluzowaną śrubkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

ja tam lubię majsterkować i jak widzę dobry, całkiem świeży sprzęt elektroniczny w którym wylany jest 1 kondensator(wlutowanie nowego to 30sec.) przeznaczony na śmietnik to ogarnia mnie zaduma ile zasobów środowiska, i energii idzie w kosz.

 

Wszystko ładnie i pięknie tylko, że teraz majsterkujesz na własne ryzyko. Z tymi proponowanymi przepisami jak coś się stanie tobie lub urządzeniu odpowiedzialność spada na producenta.

 

Tak dla informacji pracuję jako osoba certyfikująca maszyny i co nie co wiem o odpowiedzialności prawnej producenta maszyn i urządzeń. Żaden właściciel maszyn i urządzeń mnie nie przekona, że on powinien mieć nieograniczoną możliwość naprawy.

 

Przede wszystkim nie można mylić eksploatacji i dozoru maszyn i urządzeń z serwisem!!!Motoryzacja to można powiedzieć dość prosty przykład więc... Wymiana żarówki/led w samochodzie to eksploatacja (ewwntualnie dozór). Serwis to wymiana części nadwozia samochodu po wypadku. Jeśli myślicie, że wyklepanie sprężystej konstrukcji samochodu załatwia sprawę to życzę szczęścia by tani powypadkowy samochód omijał wszystkie agrożenia.

 

Ps.

Sam majsterkuję, ale to co robię to na własny użytek i ryzyko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byt kształtuje świadomość - chciałoby się napisać za klasykiem :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak technik na lotnisku coś zawali przy serwisie i samolot spadnie to przecież on idzie do paki a nie prezes boinga. Twierdzisz że z pralką czy telewizorem jest inaczej? I dalej, uważasz że kupując cokolwiek materialnego producent może zastrzec ingerencję w kupiony towar? Bez sensu, równie dobrze można dać prawo producentowi do karania klienta który nie dba o jego produkt. Co innego gwarancja, naruszasz ją to nie bierzemy odpowiedzialności za dalszy los maszyny,itd

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widocznie nie znacie procesu wypadkowego tak więc...

Masz np. wiertarkę, psuje się i zostajesz porażony prądem. (jakiś tam uszczerbek na zdrowiu - powiedzmy bezwład prawej dłoni). Idziesz po odszkodowanie, ale...

1. Nie ingerowano w urządzenie - całkowita wina producenta. Dostajesz odszkodowanie/rentę i tu niby wszystko ale u producent jest postępowanie karne za wadliwe urządzenie.

2. Naprawiłeś sam -np. wymieniłeś szczotki. Coś poszło nie tak, zwarcie itd. - winni? Majsterkowicz. Odszkodowanie? Może dostaniesz z ogólnego ubezpieczenia jeśli masz.

3. Naprawiany w serwisie (jakikolwiek autoryzowany lub nie)- przy obecnych przepisach - Winny serwis, odszkodowanie można wyciągnąć od serwisu. Sprawa karna dla serwisanta.

4. Naprawiany w serwisie - przy proponowanych przepisach - dla poszkodowanego prawie jak w p.3. tylko że serwis przerzuci winę na producenta, że źle instrukcję naprawy napisał. I na 100% większość spraw w sądzie będzie na niekorzyść producenta.

5. Naprawia majsterkowicz - przy proponowanych przepisach - nikt sobie nie ujmie umiejętności więc skarży producenta że żle wykonał instrukcję naprawy.

 

Pragnę przypomnieć, że każdy wypadek z ciężkim uszczerbekiem na zdrowiu w zakładzie pracy (np. wymieniony przykład bezwładu dłoni) to wizyta PROKURATORA. W przypadku śmiertelnym to może stać się gdziekolwiek. 

 

Jak ktoś chce powiedzieć, że będzie inaczej to przypominam przypadki wygranych spraw (USA) ludzi o to że przytyłem bo jadłem fast-food lub dostałem raka krtani bo paliłem papierosy.

W Polsce i tak to będzie martwy przepis bo przy dzisiejszych przepisach połowa zakładów pracy powinna zostać zamknięta przez Inspekcję Pracy.

 

prezes boinga

 

Prezes dużej firmy zawsze nie pójdzie siedzieć (no chyba że to firma jednoosobowa). Są za to ludzie odpowiedzialni za produkty w danej firmie którzy, co najmniej stracą pracę (kontroler, kierownik techniczny, konstruktor).

Odnośnie Dozoru Technicznego i wszystkich urządzeń i maszyn wymagających homologacji,  to ten przepis powinien odgórnie je pomijać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

Naprawy i serwis powinien zostać jedynie domeną producenta, gdyż to on ma jedyne prawa do dokumentacji produktu.

 

Z punktu widzenia certyfikowanego technika autoryzowanego serwisu - obecna dokumentacja techniczna i serwisowa dostarczana przez producenta sprzętu jest bardziej uboga niż ta dostarczana 20 lat temu końcowym użytkownikom.

 

Urządzenia są kiepsko zaprojektowane, w ramach "oszczędności" konstrukcja nośna wykonana jest ze zbyt cienkiej blachy - często nie są w stanie nawet przetrwać transportu z fabryki w Chinach do Europy.

 

Większość urządzeń jest "przekombinowana" - wprowadzone zabezpieczenia na wypadek uszkodzenia któregoś z komponentów, utrudniają lub wręcz uniemożliwiają naprawę - chodzi o niemożność posłużenia się częściami z innej maszyny w celach diagnostycznych. Musisz do diagnostyki _kupić_ nową płytę, której nie będziesz mógł użyć już do niczego innego gdy się okaże, że to nie ta płyta. W żadnym razie nie możesz wymienić dwóch płyt na raz, bo urządzenie już się nie uruchomi.

 

Centrala (jedna z trzech na świecie) znajduje się w Niemczech, ma dostęp do _wszystkiego_ - części, schematów, know-how, specjalistycznego sprzętu... i co ciekawe, mało co naprawiają. Trafiają do nas maszyny z "trzeciej ręki" zezłomowane w centrali, czasem jeszcze jest dołączony ich raport serwisowy zawierający opis absurdalnych prób naprawy, większość z tych "złomów" da się zdiagnozować i naprawić w ciągu kilku godzin.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ok. Aż tak nie analizowałem prawa. Dla mnie logicznym było by że jeśli była jakaś interwencja która stała się przyczyną wypadku to odpowiada za to ten który modyfikacje robił. Bardziej chodziło mi o to że nie podoba mi się że kupuję elektronikę droższą o żywicę której jedyną funkcją jest bezpowrotne zalanie jej. Zaklejane śruby w obudowach. Elementy zespalane z dużą liczbą innych części, umiejscowienie elementów silnika w tak dziwacznych miejscach żeby trzeba było wyciągać go w całości żeby cokolwiek zrobić.

Więc jak będą takie inicjatywy to producenci jeszcze bardziej będą robić jednorazowe i bylejakie produkty żeby naprawa nie miała sensu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

Więc jak będą takie inicjatywy to producenci jeszcze bardziej będą robić jednorazowe i bylejakie produkty żeby naprawa nie miała sensu

I to całe sedno tej rozmowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

tempik, dnia 11 Kwie 2017 - 20:52, napisał: Więc jak będą takie inicjatywy to producenci jeszcze bardziej będą robić jednorazowe i bylejakie produkty żeby naprawa nie miała sensu I to całe sedno tej rozmowy.

Niekoniecznie. We Francji pracują nad obowiązkowym wydłużeniem gwarancji na elektronikę. W połączeniu z powyższym nie pozwoli tak łatwo zrobić byle g. bo rozpadnie się przed upływem gwarancji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zresetują trochę wątek.

To jest ograniczenie wolności konsumenta/użytkownika.

W tą stronę poszli już producenci samochodów i czasami nie można nic zrobić bez wizyty w serwisie (wymiana oleju konieczna z podpięciem super komputera, etc).

Dodam przy okazji że w serwisie pracują też nasi rodacy i niestety zdarzają się cebulaki, które zwykle orżną nas na częściach (koniecznością ich wymiany lub niby-wymianą).

Ile to już historii, że serwis wymieniał wszystko dookoła ale nie przyczynę problemu - koniec końców odchudzeni o wiele tysięcy lądujemy u pana Zbysia fachowca który faktycznie zna się na rzeczy i naprawia to za 30% ceny.

Co do bezpieczeństwa użytkownika - bezpieczeństwa uczymy się w szkole, w domu, na szkoleniach. Producent ma załączyć instrukcję i zamontować mile widziane zabezpieczenia.

Nie powinniśmy produkować generacji idiotów, którzy suszą koty w mikrofalówkach, bo nie napisano że nie można.

Co do serwisowania sprzętu, producent powinien udostępniać schematy urządzenia, a jeśli zechce to i książki serwisowe.

Fachowcy wykształceni/wyuczeni w odpowiednim kierunku będą potrafili naprawić większość awarii i usterek.

Powstaną książki "sam naprawiam X" czy bardziej fachowe dokumentacje, wyrosną firmy szkoleniowe, etc.

A nam pozostanie nadal wybór: pójść do ASO lub nie.

Ten monopol na serwis to zwykły skok na kasę, a troska o nas to zamydlanie oczu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przesadzasz trochę z tym ograniczaniem wolności. Klienci zgadzają się na takie warunki kupując od producentów, którzy tak postępują. Poza tym temat nie jest o faktycznym zakazie napraw, tylko o braku pomocy w naprawach. Nie widzę powodu dlaczego ktoś miałby być zobowiązany do udostępniania swojego know-how, organizowania dystrybucji części zamiennych itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Astro

Bardzo sympatyczna i rzeczowa dyskusja, wiele więc nie wniosę.

Jako przyczynek do dyskusji małe tylko spostrzeżenie. W dawnym minionych (i zupełnie niesłusznych) czasach, gdy tak trudno dostępne dobrodziejstwo cywilizacji jak pralka uległo awarii, oczom człowieka, który odkręcił był dwa wkręty i uniósł "parapet" ukazywał się przyklejony od spodu schemat elektryczny owego dobrodziejstwa. Dzisiaj, gdy coś nie działa, sięgamy po manual, który trochę inaczej wprowadza w meandry elektroniki:

"Urządzenie nie działa.

1. Sprawdź, czy urządzenie podłączone jest do sieci…"

Nie chcę powiedzieć, że jest źle, bo humanizm jednak przenika nasze serca. Przykładowo:

https://www.open-electronics.org/

Edytowane przez Astro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kwestia odpowiedzialności za wypadek jest kwestią niezależną (teoretycznie) od prawa własności danej rzeczy.

Argument:

 

Naprawy i serwis powinien zostać jedynie domeną producenta, gdyż to on ma jedyne prawa do dokumentacji produktu.

jest bezsensowny. Produkt jest od chwili zakupu własnością kupującego. Jest trochę wyłączeń prawnych w zakresie rozporządzania produktem ale nie dotyczą one zasadniczo prawa do naprawy czy serwisu.

Natomiast w obecnym stanie prawnym zasadniczo majsterkując można się pozbawić prawa do odszkodowania. Ale niekoniecznie.

O tym nie decyduje gwarancja czy też zapisy umów u producenta. O tym decyduje ustawodawstwo danego kraju i sposób prowadzenia sprawy.

Tak się nieszczęśliwie złożyło w naszym kraju, że najważniejsza w takich przypadkach jest opinia biegłego, który przeważnie nie ma pojęcia o danym produkcie i wysyła zapytanie do producenta... :D

Jednakowoż nie wszyscy biegli pytają producenta o zdanie i pytać nie muszą. A w praktyce to biegły decyduje jak się sprawa potoczy. Samo majsterkowanie jeśli biegły stwierdzi że nie miało wpływu to wpływu nie miało :D (przynajmniej w wymiarze prawnym).

I producent zapłaci odszkodowanie choćby nie wiem iloma instrukcjami się zasłonił.

A samo majsterkowanie jak rozum podpowiada: może mieć wpływ na wypadek, ale nie musi. To że sobie producent dla wygody zakłada: każde majsterkowanie zwalnia go od odpowiedzialności - jest tylko pobożnym życzeniem producenta. To sąd zdecyduje czy producent jest odpowiedzialny czy nie.

Szukanie odpowiedzialności w porozumieniu z producentem na podstawie jego instrukcji i gwarancji jest tylko pierwszym etapem wydobywania pieniędzy od producenta :D Dopiero jak się nie uda albo nie jesteśmy zadowoleni to możemy przejść do etapu drugiego.

Drugi etap to sprawa sądowa. I tu zależy od sądu i biegłego.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Astro

Słuszne uwagi, jednak mam wątpliwości.

 

Produkt jest od chwili zakupu własnością kupującego. Jest trochę wyłączeń prawnych w zakresie rozporządzania produktem ale nie dotyczą one zasadniczo prawa do naprawy czy serwisu.

 

Kiedyś (zdarzyło się) kupiłem system operacyjny Windows… ;)

Zdarzyło mi się też kupić trochę płyt z muzyką i filmami. Jestem zdecydowanie przekonany, że moje pomysły na naprawę stanu rzeczy były zasadne. ;)

 

Ed. Naprawa niejedno ma imię.

Edytowane przez Astro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Nie powinniśmy produkować generacji idiotów, którzy suszą koty w mikrofalówkach, bo nie napisano że nie można.

Ogólnie to nie. Ale jakże to rozwija branże usług :)

 

Kiedyś (zdarzyło się), kupiłem system operacyjny Windows…

I mimo różnego rodzaju zgrzytów MS i licencji mogłeś z tym systemem zrobić dwie rzeczy których producent zastrzegał że nie możesz zrobić:

- odsprzedać

- zrobić kopię dla własnych celów.

Bo większe znaczenie miało prawo własności w Polsce.

Była oczywiście też wersja OEM z obniżoną ceną ponieważ to był trochę inny produkt. W zamian za obniżenie ceny decydowałeś się związać oprogramowanie ze sprzętem. Ale kopie dalej mogłeś zrobić. Odsprzedać też ale ze sprzętem :)

PS. W zasadzie powiązanie wersji OEM ze sprzętem robiła firma produkująca dany sprzęt.

PS2. No i w branży danych cyfrowych prawo własności ograniczono dużo mocniej ze względu na łatwość kopiowania przedmiotu sprzedaży.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Astro

No właśnie. Kupiłem, a nie byłem właścicielem. Ba! Kupiłem dziurawe buty (by do szewskiej terminologii się odwołać), to powinienem być zadowolony z faktu, że mogę chodzić w butach (choć nie moje i dziurawe)…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłeś właścicielem płyty :) ale nie utworu. Kupiłeś nośnik i jego właścicielem się stałeś z prawem do odtwarzania utworu w określonych sytuacjach (np. do własnego użytku i rodziny, ale już nie publicznie).
Mogłeś sobie nośnik nawet podpisać: własność Astro :) i naprawiać :) i zniszczyć i sprzedać przekazując jednocześnie prawo do odtwarzania (co też boli producentów czy też twórców).

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Astro

 

 

Mogłeś sobie nośnik nawet podpisać: własność Astro :) i naprawiać :)

 

No właśnie nie. Pomijam już fakt, że niejednokrotnie naprawiłbym parę walniętych rifów (nie mam do tego prawa). Nawet jeśli mi się płyta porysuje, to jeśli spróbuję to zwalić cyfrowo i "naprawiać", to mogę liczyć jutro przed piątą na brygadę, która rzuci mną o ziemię. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

prawa do własności intelektualnej i oprogramowania to już skomplikowana sprawa. I można mieć problemy jeśli się np. Własną, kupioną wersję odszyfruje/zrobi revers do kodu źródłowego, czy jeszcze inaczej zamieszanie w kodzie. Moim zdaniem to za duże uprawnienia dla producentów. Jak bym udostępniał czy sprzedawał taką modyfikacje to ok

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co za problem jeśli ktoś chce naprawić sobie np. wiertarkę, świat się nie zawali a wiertarka najwyżej zrobi krzywdę osobie która ją naprawiała lub zleciła naprawę. 

Przecież w chwili obecnej każdy może i dużo osób grzebie w samochodzie, a to moim zdaniem najniebezpieczniejsze narządzie jakie przeciętny człowiek ma na codzień dostępne. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

Schematy jako obowiązek - zastosowałbym tylko do prostych napraw. Wiertarka, pralka - całość, a laptop bądź smartfon - instrukcja wymiany ekranu, baterii itp.

Producentowi należy się prawo do utajnienia schematów płytek drukowanych. Oczywiście zostaje stara, dobra inżynieria wsteczna.  :D

Nie kazałbym dawać pełnej dokumentacji, tylko niezbędne minimum - ścieżki, nazwy i wartości elementów. Więcej informacji to byłaby dobra wola producenta.

 

Zwrócę uwagę na Apple. Gdy wymienisz niedziałający element na nieautoryzowany, to urządzenie potrafi włączyć blokadę i zaniechać reakcji. Tę z kolei może ściągnąć technik w autoryzowanym salonie. Oczywiście nie za darmo.

 

Prawo powinno zawierać zapis, że za skutki naprawy odpowiada czyniący, bez względu na dostępność instrukcji. Na prostą logikę pewnie już nawet takie coś jest.
Odszkodowanie to głębsza sprawa. Wymienione w prawie elementy legalne do samodzielnej naprawy?  :unsure: Wyżej wspomniane szczotki chociażby. Ocenianie, czy element, który zawinił został naruszony przez użytkownika strasznie skomplikuje procesy sądowe. Zwłaszcza gdy ludzie uznają "mam prawo wymienić bez konsekwencji".
 

 

obecna dokumentacja techniczna i serwisowa dostarczana przez producenta sprzętu jest bardziej uboga niż ta dostarczana 20 lat temu końcowym użytkownikom

 

Na potwierdzenie Commodore64, pdf ma 514 stron. Znajduje się tam schemat całości. Tam jest nawet cała instrukcja podstaw programowania!

Moja płyta główna? Wstęp, czyli nic ważnego; do którego slotu włożyć procesor, RAM, jak podpiąć audio i przedni panel; trochę funkcji w BIOSie...

Na szczęście mikrokontrolery i inne scalaki mają pokaźne noty.  :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...