Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Filmowy Malfoy to potomek prawdziwego czarownika?

Rekomendowane odpowiedzi

Aktor, który gra przeciwnika Harry’ego Pottera Draco Malfoya, jest ponoć spokrewniony z „czarownikami” z prawdziwego życia. Eksperci dotarli do zapisków świadczących o tym, że Tom Felton to potomek jednej z ofiar procesu z Salem.

David Nelson twierdzi, że znalazł na to niezbity dowód. [Felton] jest dalekim krewnym Johna Proctora, powieszonego 19 sierpnia 1692 roku. Poinformowałem o tym menedżera Toma.

Nelson od 4 lat zajmuje się badaniem historii polowania na czarownice. Odkrył, że młodego aktora łączą więzy krwi jeszcze z 7 innymi zaangażowanymi w proces osobami. Jedną z nich jest świadek obrony Nathaniel Felton.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prokuratorzy twierdzą, że znaleźli dowód na to, iż Assange i Manning bezpośrednio się komunikowali. Dzisiaj ma miejsce piąty dzień przesłuchań Manninga, po których zakończeniu zostanie podjęta decyzja czy szeregowy zostanie oskarżony o zdradę tajemnic.
      Świadek oskarżenia poinformował, że znalazł na komputerze Manninga logi rozmów z użytkownikiem, którego sam Manning uznawał za Juliana Assange’a. Jeśli prokuraturze uda się przekonać sąd, że jest to dowód wskazujący na istnienie bezpośredniej komunikacji pomiędzy oskarżonym żołnierzem a założycielem Wikileaks, to niewykluczone, iż stanie się to podstawą do oskarżenia samego Assange’a.
      Dotychczas założyciel Wikileaks nie został w USA o nic oskarżony. Sama publikacja tajnych informacji nie jest, według amerykańskiego prawa, przestępstwem. Jeśli jednak okaże się, że Assange namawiał Manninga do udostępnienia mu tajnych materiałów, to czyn taki może stać się podstawą oskarżenia.
      Śledczy twierdzą, że w maju 2010 roku Manning pochwalił się matematykowi nazwiskiem Eric Schmiedl, że to on był źródłem przecieku nagrania, na którym widać atak śmigłowca Apache w czasie którego zginęło dwóch dziennikarzy i raniono dwoje dzieci. Obrońcy Manninga mówią, że do używanego przezeń komputera miało dostęp wiele osób. Podczas krzyżowego przesłuchania Shaver przyznał, że niektóre z 10 000 tajnych dokumentów Departamentu Stanu znajdujących się na komputerze Mannninga nie pasują do dokumentów ujawnionych przez Wikileaks. Dodał też, że kolejnych 100 000 depesz nie udało się mu połączyć z profilem Manninga.
      Obrońcy szeregowego nie ujawnili jeszcze, czy sam oskarżony przyznaje się do winy.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Apple, który w kilku krajach stara się zablokować sprzedaż urządzeń z Androidem, poniosło sromotną klęskę na najważniejszym rynku - w USA. Producent iPada oraz iPhone'a twierdzi, że Android odnosi sukcesy na rynku, gdyż jego twórcy ukradli wiele technologii. Jednak obecny spór nie dotyczył rozwiązań technicznych, a projektowych.
      W Niemczech sąd zgodził się, że tablet Samsunga wygląda podobnie do tabletu Apple'a i zabronił Samsungowi sprzedaży swojego urządzenia.
      Apple liczył na podobne rozstrzygnięcie w USA.
      Tymczasem sędzia Lucy H. Koh z sądu federalnego dla Okręgu Północnej Kalifornii odmówiła wydania wstępnego zakazu sprzedaży. Gdyby zakaz taki został wydany, Apple mógłby się na jego podstawie starać, by Samsungowi zakazano sprzedawania w USA wszelkich smartfonów. Apple nie musiałoby przy tym przechodzić pełnej procedury sądowej dotyczącej każdego urządzenia.
      Jason Kim, rzecznik prasowy Samsunga, stwierdził z zadowoleniem: Wyrok ten potwierdza, że wysuwane od dawna oskarżenia Apple'a są bezpodstawne.
      Sędzia Koh nie odrzuciła wszystkich argumentów Apple'a. Nie wykluczyła, że Samsung narusza jeden z patentów koncernu. Zdecydowanie jednak przeciwstawiła się działaniom Apple'a, które określiła, jako próbę pozostania jedynym producentem tabletów i smartfonów. Rozmiar urządzenia jakie może być wygodnie trzymane w ręku, wyświetlacz, stanowiący większą część smartfona oraz głośnik umieszczony na górze to cechy funkcjonalne, a nie estetyczne - stwierdziła pani sędzia. W związku z tym nie mogą być chronione patentami.
      Apple twierdzi, że ma wyłączne prawo do produkowania tabletów o „minimalistycznym" wyglądzie. Na razie takiej argumentacji uległ sąd w Niemczech.
      Stanowisko sędzi Koh oznacza, że Apple'owi trudno będzie dowieść, iż Samsung narusza firmowe patenty dotyczące wyglądu urządzenia. Jednocześnie, odnosząc się do drugiego z oskarżeń, dotyczącego naruszenia patentu opisującego sposób wykonania animowanego menu, sędzia stwierdziła, że nie daje on powodów do wyrządzenia Samsungowi olbrzymiej szkody, jaką byłby zakaz sprzedaży.
      Sędzia uznała jednak, że Samsung prawdopodobnie naruszył wspomniany patent i Apple ma szansę wygranie sporu dotyczącego tej kwestii. Amerykański koncern będzie mógł wnieść w tej sprawie pozew do sądu dopiero 30 lipca przyszłego roku.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak dowiadujemy się z raportu złożonego przez Google'a w amerykańskiej Komisji Giełd, koncern utworzył rezerwę w wysokości 500 milionów dolarów, przeznaczoną na pokrycie kosztów ewentualnych ugód w śledztwach toczonych przeciwko niemu przez władze federalne.
      Śledztwo przeciwko Google'owi prowadzone jest też w Unii Europejskiej. Wyszukiwarkowy gigant znalazł się zatem w podobnej sytuacji, w jakiej jeszcze niedawno był Microsoft. Dla koncernu z Redmond śledztwa zakończyły się wysokimi karami, nałożeniem obowiązku zmiany postępowania oraz poddaniem go szczególnemu nadzorowi ze strony władz.
      Na razie nie wiadomo, jakie konsekwencje poniesie Google w związku z toczonymi sprawami. Firma jest oskarżana o wykorzystywanie dominującej pozycji na rynku wyszukiwarek i reklamy internetowej, a coraz większe obawy budzi też jej rosnące znaczenie na rynku mobilnej telefonii.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Proces jaki Google'owi wytoczyła firma Skyhook Inc. może poważnie zagrozić wizerunkowi wyszukiwarkowego giganta i dać do ręki mocne argumenty urzędom antymonopolowym. Właśnie ujawniono wewnętrzne e-maile Google'a, które stawiają koncern w niekorzystnym świetle.
      W jednym z nich Dan Morrill, menedżer Android Open-Source & Compatibility Program pisze: Używamy kompatybilności jako pałki, za pomocą której zmuszamy ich [producentów sprzętu wykorzystującego Androida - red.] by robili to, co chcemy.
      Słowa te wydają się potwierdzać oskarżenia wysuwane przez Skyhooka. Ta firma, i podobne jej małe przedsiębiorstwa, uważają, że w rzeczywistości Android jest systemem zamkniętym, a Google  wykorzystuje warunek zachowania kompatybilności do walki z rywalami, jednocześnie przedstawiając Androida jako otwarty projekt.
      Skyhook mówi, że w kwietniu ubiegłego roku podpisał umowy z Samsungiem i Motorolą, które przewidywały, że firmy te wykorzystają usługi lokalizacyjne tej firmy w swoich produktach. Skyhook oferuje technologię, która korzysta z GPS-a, pozycji stacji nadawczych telefonii komórkowej oraz sieci Wi-Fi do precyzyjnego określenia pozycji urządzenia. Gdy poinformowaliśmy o umowie z Motorolą, Google się wściekł - mówi prezes Skyhooka, Ted Morgan. Jego zdaniem koncern Page'a i Brina miał zagrozić swoim partnerom, że rozpocznie śledztwo dotyczące kompatybilności wykorzystywanego przez nich Androida. To z kolei mogło uniemożliwić im korzystanie z tego systemu i sprzedaż urządzeń w niego wyposażonych. W lipcu Samsung i Motorola zerwały umowy ze Skyhookiem. Wówczas Skyhook wystąpił z pozwem przeciwko Google'owi, a obecnie na światło dzienne wychodzą informacje, które stawiają firmę Page'a i Brina w niezbyt korzystnym świetle.
      Wynika z nich, że Google argumentuje niedopuszczanie do swoich technologii konkurencji w podobny sposób, w jaki czyni to Apple. Twierdzi, że produkty te są gorszej jakości lub będą myliły użytkowników. Tak wynika z listu Steve'a Lee, który napisał do menedżerów Google'a, iż testy wykazały, że usługa lokalizacyjna Google'a jest lepszej jakości, a to oznacza, że dopuszczenie do rynku Skyhooka będzie zagrażało Google'owi. Zdaniem Lee, podpisanie przez Skyhooka umowy z Motorolą i Samsungiem może przekonać inne firmy, by porzuciły rozwiązania Google'a na rzecz technologii Skyhooka. To byłoby dla nas straszne, gdyż nie moglibyśmy zbierać danych potrzebnych do utrzymania i udoskonalania naszej własnej bazy danych geolokalizacyjnych - stwierdził Lee.
      Pracownicy Google'a obawiali się też, że ich korespondencja zostanie ujawniona przed sądem. Dlatego też Patrick Brady, jeden z menedżerów, na propozycję kolegi, iż ten przyśle mu informacje nt. Skyhooka, odpowiedział, by ten tego nie robił i zaproponował osobiste spotkanie.
      Jak zauważyli redaktorzy serwisu DailyTech, nawet Apple potraktował Skyhooka lepiej. Udzielił tej firmie licencji na iPhone'a oraz iPada. Umowa z Apple'em jest najważniejszym źródłem dochodów Skyhooka po zerwaniu umów przez Motorolę i Samsunga.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ponad rok temu przedstawiciel Google'a zapewniał Komisję Europejską, która przyglądała się rzekomym monopolistycznym działaniom koncernu, że firma nie stosuje żadnych "białych list", które wpływałyby na sposób działania algorytmu wyszukiwarki wobec konkretnych witryn. Tymczasem Serwis Search Engine Land donosi, że Matt Cutts, odpowiedzialny w Google'u za walkę ze spamem, powiedział podczas konferencji odbywającej się w Dolinie Krzemowej, że jego firma wykorzystuje "białe listy" stron, na których pewne algorytmy mają nie obowiązywać. Tymczasem w lutym 2010 roku Julia Holtz, europejski prawnik Google'a, zapewniała dziennikarzy w Brukseli, że firma nie stosuje białych i czarnych list wobec nikogo. Jeszcze w grudniu 2010 Adam Kovacevich, rzecznik prasowy Google'a, mówił serwisowi The Register, że białe listy nie są stosowane.
      Tymczasem kwestia używania białych list jest zasadniczym problemem poruszanym przez firmę Foundem w pozwie antymonopolowym przeciwko Google'owi.
      Przed pięcioma laty Foundem zniknęło z indeksu Google'a po tym, jak koncern wprowadził nowy algorytm, który spowodował, że niektóre wyspecjalizowane wyszukiwarki zostały zeń usunięte. Problem jednak w tym, że nie zniknęły wszystkie, co w Foundem wzbudziło podejrzenia, iż Google za pomocą białej listy uchroniło je przed działaniem algorytmu. Przedstawiciele Google'a twierdzili, że firma nie używa białych list, nawet wówczas, gdy Foundem przedstawiło e-maile pochodzące od osób pracujących w google'owskim zespole AdWords, które wskazywały, że białe listy są używane w algorytmach reklam.
      Foundem przez trzy lata walczyło o ponowne pojawienie się w wynikach wyszukiwania Google'a. Pod koniec 2009 firma znowu zaczęła się w nich ukazywać po, jak twierdzi, ręcznym dopisaniu jej do białej listy.
      Można również przypuszczać, że Google, wbrew zapewnieniom, korzysta z czarnych list lub mechanizmu podobnego. Wspomniany na początku Matt Cutss mówił w ubiegłym miesiącu, że jego firma, w walce ze spamem, ręcznie usuwa witryny z indeksu.
      Problemem nie jest fakt, że Google ręcznie wprowadza poprawki do algorytmu. Nawet Foundem przyznaje, że są one konieczne, gdyż algorytmy nie są doskonałe i nie działają dobrze w każdym przypadku. "Gdy ręczna interwencja jest konieczna, by zaradzić rozwiązaniu, które algorytm źle zastosował lub przeoczył, to wówczas taką interwencję należy podjąć. Jest ona niezbędną częścią całego procesu" - stwierdził prezes Foundem Shivaun Raff.
      Problem w tym, że Google przez rok zaprzeczał, iż stosuje tego typu rozwiązania, a od samego początku przekonuje nas, że algorytm jest całkowicie obiektywny i nikt ręcznie nie wpływa na sposób jego działania.
      Skarga Foundem do Komisji Europejskiej dotyczy umieszczania przez Google'a odnośników do swoich własnych usług - takich jak Google Maps czy Google Product Search - w ogólnych wynikach wyszukiwania. To, zdaniem Foundem, ze względu na pozycję Google'a szkodzi konkurencji. Podobnie jak Foundem, Google Product Search, jest wyszukiwarką wyspecjalizowaną w porównywaniu cen. Firma oskarża też Google'a o to, że proces ręcznych interwencji w działanie algorytmu wyszukiwania jest nieprzejrzysty.
      Raff opisuje skargę swojej firmy w następujący sposób: Gdy masz wyszukiwarkę, która bardzo zdominowała rynek i dodasz do niej dyskryminujące mechanizmy karania - dyskryminujące czyli takie, które powodują, że niektóre serwisy są chronione przed karami poprzez wpisanie ich na białe listy - oraz rozszerzysz właściwości wyszukiwarki o preferowanie własnych usług poprzez umieszczanie ich na szczycie lub blisko szczytu wyników wyszukiwania, to wszystko to sumuje się i otrzymujemy tak olbrzymią przewagę nad konkurencją, że pozycji twoich nie można naruszyć.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...