Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Microsoft wyłączył nastolatkę

Rekomendowane odpowiedzi

Niezależnie jak bardzo dynamiczny jest ten kod to i tak jest wyryty w materii, w białkach i przekaźnikach.

 

Uważam, że nie, że ten "kod" jest produktem fizycznych struktur (mózg i reszta organizmu) i poza nimi istnieć nie może, ale sam fizyczny nie jest (magicy i jasnowidze sio! :D). Nie istnieje też jako jednoznaczny zapis na jakimkolwiek nośniku. Nie można go w całości ani zapisać, ani odtworzyć. Nie jest też możliwe "zamrożenie" go w czasie.

Wejdę na teren gęsto naszpikowany tabliczkami "Ahtung minen!", ale niech będzie... Wyobrażam sobie to jako "pole świadomości", strukturę tworzoną przez abstrakcje, pojęcia, odczucia, wrażenia itp. Istnieje tylko przez "dzianie się". Przerwanie tego "dziania się" niszczy jego strukturę. Struktura może być utworzona na nowo na podstawie całości informacji zapisanych w organizmie (nie tylko w mózgu!), ale będzie inna od pierwotnej (pełny zapis struktury nie istnieje). Może być na tyle inna, że nie będzie możliwa identyfikacja "ja". Coś w rodzaju tego, jakby komuś wycięto 20 lat życiorysu (powrót do "ja" 20 lat młodszego) albo odwrotnie - by przeskoczył do "siebie" za 20 lat, bez zachowania ciągłości. Podobne przypadki bywają, zwykle to "ja" trzeba tworzyć od nowa, z różnym skutkiem.

 

To co napisałem, to tylko moje "bla bla", m.in. na podstawie kilkudziesięciu lat eksperymentów z własną puszką galarety :) Ale to tylko pojedyncza puszka, w dodatku mocno już rozbełtana. Nie wiadomo, co tam jeszcze jest "prawdziwe", a co jest już tworem sztucznym. Sam tego już nie wiem. :D

 

Gdybamy sobie, że nie mamy ograniczeń technicznych i potrafimy odtworzyć struktury do ostatniego kwarka.

 

Postulujesz, że te procesy są niedeterministyczne,

 

Nawet pomijając ograniczenia wynikające z kwantologii, pozostają sprawy takie jak granice redukcjonizmu, problem złożoności, nieliniowość, +++ No i oczywiście, jako podstawowy "determinizm <-> losowość".

Bawiliśmy się ostatnio liczbami pierwszymi... reguła skrajnie prosta, algorytm dla kilku pierwszych też, a później? Później gucio, pozostaje sito, jak neandertalczyk 70000 lat temu z ziarnami traw, coby pluskwiaków (niektóre paskudne w smaku :D) się nie najeść.

 

to nic nie zmienia moja kopia jest mną tylko trochę inaczej

 

Do jakiego "trochę inaczej" będzie "mną"? "Ja" musi być w miarę spójne, tych "ja" niespójnych pełno w domach bez klamek. Ile można zmienić, szczególnie nagle, żeby zachowana była spójność? Znane są takie przypadki, że np. dziewczyna miała krzywy nos, zrobiła operację, wyszło super, wszystkim się podobało i na początku jej też, a po jakimś czasie powrót do lekarza z płaczem... że chce dostać stary nos, bo z lustra patrzy na nią jakaś obca baba. W ogóle z tymi operacjami plastycznymi jest ciekawie. W większości przypadków wszystko jest ok., ale niektórzy (częściej niektóre) wpadają w "ciąg". Sądząc po efektach trudno uznać, że jest to dążenie do jakieś ideału. Raczej chodzi tu o problem z samoidentyfikacją. Jednoznaczne było to w przypadku Jacksona. A to tylko drobna zmiana nosa albo czegoś innego, często obiektywnie korzystna. Czyli... ile tego "trochę inaczej" Twoje "ja" wytrzyma, żeby tym w miarę spójnym "ja" zostało?

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ex nihilo

Tą ciągłością dotknąłeś problemu namacalnie, a nie tylko hipotetycznie. Wręcz chwyciłeś go za jaja tak, ze aż zabolało. Wybudź człowieka w połowie snu, a nie będzie wiedział kim jest i gdzie się znajduje. Jego mózg musi najpierw odblokować regiony odpowiedzialne za odbiór danych z otoczenia, odpalić receptory zmysłów i próbkować otoczenie co ułamek sekundy zeby być sobą. Każda przerwa, np urwany film po mocnej wódzie, zrywa to poczucie ciągłości i wyzwala przemożną potrzebę wypełnienia luki pamięciowej. Oczywiście proces próbkowania ma swoje ograniczenia fizyczne spowodowane czasem przetwarzania danych. Świetnie to ujął w swojej książce "Granice świadomości" Ernst Poppel.

 

Co do przeniesienia OSOBOWOŚCI na nośnik niebiologiczny (maszynę). Nie wiem czy to będzie możliwe i ja mam powazne zastrzezenia. Oto sztuczna skóra androida moze mieć receptory o takiej samej charakterystyce wyładowań w warunkach pokojowych. Jednak przy temperaturze -20*C lub +30*C zmienia swoje parametry i daje inne częstotliwości wyładowań do mózgu. Mózg głupieje, bo nie wie co jest grane.

Rozumiecie o co mi chodzi? Doskonałą kopią osobnika będzie kopia nie tylko jego mózgu, ale i ciała. A to najlepiej uzyskać kopiując wszystko dokładnie bez żadnych zastępczych materiałów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja myślę, że mózg się nauczy to interpretować jak trzeba. Trzeba mu tylko czasu.

Ciekawi mnie czy i kiedy damy radę zbudować elektronikę zdolną do odtwarzania wszystkiego co się dzieje w mózgu. Tak aby zastępować uszkodzone fragmenty mózgu odpowiednimi układami, a w przyszłości również rozszerzać ich możliwości. Nie wykluczone, że plastyczność mózgu doprowadzi do tego, że zacznie on korzystać z elektroniki zamiast własnych struktur, bo okaże się wydajniejsza (oczywiście nie współczesna elektronika, ale może za kilkadziesiąt lat...).

 

A wymianę ręki na obcą porównałbym do wymiany klawiatury multimedialnej na inny model ale z podobnymi możliwościami. Niby sterowniki niekompatybilne, ale wystarczy wgrać nowe i działa. Mózg musi dopiero sam napisać i skompilować sterowniki do nowej ręki, a w tym czasie ma tą klawiaturę, ale przyciski skrótów robią nie to co trzeba... A to, że niektórzy mają problem ze skasowaniem starych sterowników i wciąż mają konflikty w interpretacji to już zupełnie kolejna kwestia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Wybudź człowieka w połowie snu, a nie będzie wiedział kim jest i gdzie się znajduje.

 

Jeszcze fajniejsze jest wybudzanie z narkozy :D Ubaw miałem niezły, do teraz w szczegółach pamiętam, chociaż już ponad 30 lat minęło.

 

Wydaje mi się jednak, że ani sen (w tym sny), ani alkohol, ani narkoza, ciągłości nie przerywają. Nie potrafię teraz określić co się z tym dzieje, "zawieszenie" nie będzie odpowiednie, bo "to" działa nadal, tylko nie jest dostrzegalne bez odpowiedniego przygotowania. O tym, że to przetwarzanie nie zostaje przerwane, mogą świadczyć moje zabawy z różnymi stanami świadomości - głownie sen i alkohol, ale też niektóre narkotyki. Już od dawna, nie pamiętam nawet od kiedy, mogę sny z dużą skutecznością (> 50%) programować, oczywiście jak mi się chce, bo z reguły ciekawsze jest, kiedy "same się robią". Ale wtedy mogę w dowolnym momencie w sen się włączyć i sterować nim, coś jak taki interaktywny film. Od niepamiętnych czasów nie śnią mi się żadne koszmary i inne takie. Przeciwnie, często budzę się na raty, bo "a jeszcze jeden sen sobie strzelę" :D Z alkoholem i narkotykami (jedno i drugie lubię, ale nie za często) jest podobnie. Przez cały czas kontroluję swój stan, mam pełną świadomość tego, w jakim stopniu jestem narąbany i co w danej chwili robię. Pozwalam sobie wtedy na dużo, wygłupiam się, przewracam, kiedy na nogach nie mogę się utrzymać (zawsze mnie to bawi :D) i co tam jeszcze, ale są nieprzekraczalne granice - nigdy nie jestem agresywny (na trzeźwo potrafię być nawet bardzo agresywny, jak ktoś na to sobie zasłuży), na pewno nie pojadę samochodem, w seksie też jest limit - może dziać się wszystko, co nie grozi zrobieniem dzieciaka, włącza się wtedy bardzo skutecznie działający wyłącznik :D Zresztą i w innych sytuacjach ten "kontroler" działa (np. co jakieś 10 lat dla oczyszczenia wpuszczam się w 2-3 miesięczne deprechy, z których później wychodzę "na pstryk"). Zawsze znam swój aktualny stan, tak jakby jeden we mnie siedział schlany, a drugi jak świnia trzeźwy. Nie jest to żadne rozdwojenie jaźni, to ten sam osobnik, tyle że w dwóch rolach. Piszę o tym dlatego, że świadczy to o nieprzerwanym działaniu tego "pola świadomości" - też w sytuacjach, kiedy pozornie "to" nie działa. To nadal działa, ale w sposób, który nie jest widoczny z poziomu aktualnej świadomości czymś tam zaburzonej. Prawdopodobnie działa to też w czasie narkozy, a może i w niektórych przypadkach śpiączki, ale w takich przypadkach sprawdzenie może być bardzo trudne. To co opisałem każdy czy prawie każdy może sobie wyćwiczyć. Nie całkiem to łatwe, ale zrobić się da, nie ma w tym żadnej magii. :)

 

Jeśli chodzi o świadomość blaszaków - przypuszczam, że będą miały świadomość, ale własną, a nie klonowaną z ludziów. Będzie można ją w jakimś stopniu programować, podobnie jak programuje się świadomość ludzi, ale ani w jedną stronę, ani w drugą, nie da się tego przenieść 1:1. Nie chodzi mi przy tym o naśladowanie zachowania konkretnej osoby, jej reakcji itp. To potrafi robić każdy dobry aktor, ale później i tak "wróci do siebie" - może trochę zmieniony, z nowymi doświadczeniami, jednak nawet gdyby 20 lat grał Einsteina, to nowego TW nie wykombinuje, no chyba, że i bez tej gry mógłby to zrobić ;)

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"A ja myślę, że mózg się nauczy to interpretować jak trzeba. Trzeba mu tylko dać czasu."

@pogo

I tak i nie. To zależy od konkretnego przypadku (np. parametrów sztucznej części ciała) i zdolności adaptacyjnych (neuroplastyczności) danego mózgu. Natomiast peqwne rzeczy do pewnych mózgów da się dopasować już teraz- np. implanty ślimakowe dla głuchych.

 

@ex nihilo

To co opisałeś to nic innego jak introspekcja. Jako metoda badawcza została zarzucona już dawno temu. Stosują ją psycholodzy, ale psychologia (w przeciwieństwie do neuropsychologii) nie jest nauką sensu stricto. Filozofia też ją odrzuciła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Wybudź człowieka w połowie snu, a nie będzie wiedział kim jest i gdzie się znajduje"

Czasem tak, czasem nie. Są zatem dodatkowe warunki a nie tylko wybudzenie.

Sen snowi nie równy.

Zasadniczo nigdy nie kojarzę abym od dłuższego czasu śnił bez świadomości że to sen. Może jako dziecko miałem inaczej ale ciężko mi się do tego cofnąć.

Na ile kojarzę przy przeciętnym śnie mam świadomość nie tylko tego co się dzieje we śnie ale też i tego co się dzieje wokół mnie (naturalnie bodźce słuchowe i dotykowe, bo śpię z zamkniętymi oczami jednak).

Zauważyłem jedną rzecz w czasie snu. Kiedy ktoś mi zadaje pytanie dużo ciężej jest oprzeć się na własnej woli aby nie odpowiedzieć albo skłamać. W czasie snu wola jest słabsza. Ale nie zerowa.

Poza przeciętnym spaniem czasem jestem tak wykończony (rzadko) że jednak większa ilość sensorów - łącznie ze słuchowymi mi się wyłącza, ale jak napisałem - to się dzieje rzadko i w przypadkach znacznego wyczerpania.

Czyli wszystko zgodnie z rozsądkiem. Bardziej wyczerpany potrzebuję większego "wyłączenia" w czasie snu. Mniej wyczerpany zachowuję więcej świadomości.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Sen snowi nierówny"

@thikim

Masz rację. Ja użyłem tego skrótowo.

Powinienem napisać o jakie fazy snu mi chodzi. Natomiast nie zgadzam się z tym całkowitym kontrolowaniem snu. Takie rzeczy są do pewnego stopnia dostępne tylko w I fazie NONREM (zasypianie) lub w REM. Zdarzają się stany dysocjacyjne sen/czuwanie ale ile w tym halucynacji, a ile kontroli snu i kreowania go, to tylko czysta spekulacja ludzi mających te doznania.

Edytowane przez glaude

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czy ja pisałem o całkowitym kontrolowaniu? :)

Filozoficznie pragnę zauważyć że całkowitej kontroli to człowiek nie ma nawet i bez snu.

I takie rzeczy jak całkowita kontrola nie zdarzają się nigdy.

Wystarczy dostać czkawki aby to zrozumieć z pełną jasnością :D albo próbować kontrolować wydalanie moczu przez więcej niż dobę.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
To co opisałeś to nic innego jak introspekcja. Jako metoda badawcza została zarzucona już dawno temu. Stosują ją psycholodzy, ale psychologia (w przeciwieństwie do neuropsychologii) nie jest nauką sensu stricto.

 

Tak, zgoda - jako obiektywna metoda badawcza introspekcja jest praktycznie bezwartościowa (dlatego dokładałem tyle zastrzeżeń :)). Natomiast indywidualnie, szczególnie w połączeniu z porządnie zrobionymi profesjonalnymi testami (nie takimi z pisemek, chociaż i tam niekiedy niezłe się trafiają) + jako takim zapoznaniem się ze sprawami teoretycznymi, może dać dobre efekty. Sam się o tym na sobie przekonałem.

 

Jestem pieprznięty, czego przed otoczeniem nie ukrywam, zawsze byłem porąbany, od dziecka - teraz nazywa się to zespół Aspergera, dawniej było hurtem pakowane do socjopatii i okolic. ZA też nie jest jednoznaczny, bo z różnych elementów się składa i w różnych proporcjach w mieszaninie siedzą. Kiedy - >40 la temu - pojawiłem się u jednej pani psycholog, którą poprosiłem o przetestowanie, sprawa tak wyglądała, że po kilku godzinach skończyło się na  wciągniętym z dna najniższej szuflady teście dla zatwardziałych recydywistów i baaardzo ciekawą miną owej pani :D Nie pamiętam nazwiska tej pani, ale przyznać muszę, że w swoim fachu była doskonała - to, co wtedy mi powiedziała, do teraz sprawdza się w jakichś 80-90 procentach. A mówiła chyba z godzinę. W dużej części było to potwierdzenie tego, co już wcześniej wiedziałem właśnie z introspekcji i różnych psychozabaw z sobą samym, ale powiedziała też bardzo dużo ważnych rzeczy na przyszłość. Uchroniło mnie to przed wpakowaniem się w różne sytuacje, które są całkiem nie dla mnie. Żyję dziwacznie (do "normalnego" się nie nadaję), zawsze byłem, jestem i będę odmieńcem, dziwolągiem itd. Z otoczeniem mam ogólnie bardzo dobre układy, na ogół dosyć luźne (zawsze poza grupą, z wyjątkiem grup czysto zadaniowych), ale przyjazne (no chyba, że...). Odpowiednio wykorzystywane cechy aspergerowca pozwalają mi żyć bardzo ciekawie, a w sytuacjach kiedy to przydatne ("tego zrobić się nie da") lub konieczne ("napierdalanka") dają sporą przewagę nad "normalsami". Tak przy okazji - dużym błędem większości aspergerowców i im podobnych jest staranie się za wszelką cenę dopasowania się do otoczenia. To niewykonalne. Z kanarka nie zrobi się cytryny i odwrotnie. Nie ma sensu próbować. Lepiej nauczyć się używania tych narzędzi, które się ma. :)

 

Wracając do introspekcji - w praktyce nie jest istotne, czy wyobrażony mechanizm działania jest zgodny z faktycznym, ważne jest, czy umożliwia skuteczne działanie. Sytuacja jest podobna jak w kwantologii - być może kwantologiczne robale nie opisują żadnej istniejącej rzeczywistości, ta rzeczywistość może wyglądać inaczej, ale umożliwiają dobre przewidywanie wyników eksperymentów, konstruowanie takich czy innych ustrojstw itd. Podobnie jest z "wglądem wewnętrznym". Jako indywidualne narzędzie może być bardzo skuteczny. Jest w tym też trochę ryzyka - można odjechać w niewłaściwą stronę. Trzeba uważać i mieć to wszystko, szczególnie różne "zabawy", stale pod kontrolą.

 

Wystarczy dostać czkawki aby to zrozumieć z pełną jasnością :D albo próbować kontrolować wydalanie moczu przez więcej niż dobę.

 

Pierwsze to najmniejszy problem - trochę trudno opisać jak to się robi, ale spróbuję: na moment wstrzymujesz oddech, później bardzo delikatnie wciągasz nosem powietrze (tylko przeponą) i jak przepona trochę się obniży, całkiem ją rozluźniasz, i wszystkie flaki w okolicy też. Trzeba to załapać. Później to już robi się całkiem automatycznie i  bezpośrednio, bez całej tej procedury. Po prostu rozluźnia się co trzeba i koniec, jedno czknięcie to max., ale na ogól działa to już w momencie, kiedy czkawka ma się zacząć, tak że i to jedno jest całkiem "byle jakie" albo i ledwie wyczuwalne :)

 

Drugie jest możliwe, jeśli nie ma jakiejś choroby... ale nie polecam próbować, chyba że sytuacja do tego w bezwzględny sposób zmusi. Przede wszystkim trzeba całkowicie wyłączyć myślenie o sikaniu i przetrwać "kryzys". No i oczywiście nie można w tym czasie pić. Spałeś kiedyś 24+h np. z małymi przerwami? Nie trzeba wtedy sikać. Za to warto nauczyć się przerywać sikanie w dowolnym momencie. Łatwe i przydatne :D

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Pierwsze to najmniejszy problem - trochę trudno opisać jak to się robi, ale spróbuję

Podałem czkawkę jako przykład. Potrafię ją zasadniczo opanować podobną metodą poprzez odpowiednie oddychanie. Ale nie zawsze się udaje.

Nie spałem >24 h.

To też był przykład mający coś zilustrować. Jak trzeba to zmień 24 na 48 albo 3423432 h :D

 

 

Za to warto nauczyć się przerywać sikanie w dowolnym momencie. Łatwe i przydatne

A próbowałeś wysikać się tak we śnie żeby nic nie zmoczyć? :) Też bywa przydatne.

Niemniej wszystko to nic wobec Indian którzy podobno potrafili czuwać na drzewie we śnie z otwartymi oczami obserwując okolice.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Nie spałem >24 h. To też był przykład mający coś zilustrować. Jak trzeba to zmień 24 na 48 albo 3423432 h

 

:D Nie o samo spanie chodzi, a o sikanie :) Jak się śpi 7-8 godzin, po przebudzeniu zwykle chce się sikać... to normalne. Ale zauważyłem, że po 3-4 h snu, a często tak śpię, sikać się chce dużo bardziej. Po 12 (też mi się zdarza) prawie wcale... Kilka razy przesypiałem i 24 z krótkimi przerwami, sikać się nie chciało. Chodzi o ten mechanizm. Kiedyś to wykorzystałem bez snu. Łączony lot, trzy samoloty, do tego przerwy, w sumie gdzieś ok. 30 godzin. Zachciało mi się w czasie drugiej odprawy, ale nie było możliwości - odprawa na płycie lotniska, kolejka 200 sztuk w tym baby, kraj muzułmański (gdybym miał na sobie dżalabiję mógłbym kucnąć gdzieś z boku, oni tak robią, ale byłem w zwykłych ciuchach), odprawa prawie trzy godziny (parę dni wcześniej był zamach, robili dokładny kipisz)... musiałem przetrwać i o sprawie zapomnieć. A później mi się już po prostu nie chciało, aż do chałupy w WAW prawie dobę później. Czyli jest to do zrobienia :)

 

A próbowałeś wysikać się tak we śnie żeby nic nie zmoczyć? :) Też bywa przydatne.

 

:D :D Mam czasem takie sny, to właśnie ta 3.-4. godzina. Zwykle celem jest opona ciężarówki. Nie wiem dlaczego, bo nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek psim sposobem oponę obsikał. Dawniej budziło mnie to natychmiast, ale kiedy przekonałem się, że nic się nie dzieje, nie robi to już wrażenia. :)

 

 

 

Ale nie zawsze się udaje.

 

Zwróć uwagę na przeponę, kiedy raz załapiesz co z nią trzeba zrobić, będziesz miał problem z głowy. Teraz robisz to samo, ale przypadkowo, w czasie oddychania.

Jest też inna metoda - "zduszenie". Nabrać trochę powietrza, lekko się zgiąć, wytworzyć ciśnienie między przeponą a paszczą i przetrwać tak ze dwa czknięcia, Trzeciego zwykle już nie ma, ale ta metoda jest widoczna i mniej skuteczna. Bezpośrednie rozluźnienie przepony jest dużo lepsze. Łatwo, skutecznie i z uśmiechem na paszczy :D

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...