Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Seks oralny zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwór części ustnej gardła. Wszystkiemu winien jest wirus brodawczaka ludzkiego (HPV), który u kobiet wywołuje raka szyjki macicy.

Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa zbadali 200 zdrowych osób oraz 100 mężczyzn i kobiet ze świeżo zdiagnozowanym nowotworem. Okazało się, że u 72% chorych występował pewien rozpowszechniony szczep wirusa brodawczaka, a mianowicie HPV16.

U pacjentów, u których po zbadaniu próbek krwi lub śliny stwierdzono uprzednią infekcję HPV, prawdopodobieństwo zachorowania na nowotwór gardła wzrastało aż 32-krotnie! Rak atakował ich gardło, tylną część języka oraz migdałki. Częstość zachorowań wzrastała też o 8,6 razy u osób, które miały więcej niż 6 partnerów, z którymi uprawiały seks oralny.

Zakażenia wirusem brodawczaka stały się tym samym najważniejszym czynnikiem ryzyka dla nowotworów części ustnej gardła, "detronizując" czynniki uznawane uprzednio za decydujące (wypalanie dziennie przez 20 lat paczki papierosów oraz spożywanie dużych ilości alkoholu przez 15 lat).

Większość zakażeń HPV nie daje żadnych objawów lub są one słabo nasilone. Nowotwór rozwija się tylko u niewielkiej części zainfekowanych onkogennymi szczepami wirusa osób. Trzeba mieć jednak świadomość faktu, że jest to możliwe.

Lekarze zastanawiają się, dlaczego niektórzy ludzie zwalczają wirusy, a inni zaczynają chorować. Na razie nie udało się jeszcze rozstrzygnąć tej kwestii.

Wirusy HPV występują w krwi, ślinie i nasieniu, ale wykazują największe powinowactwo do komórek śluzowych penisa i pochwy. Odkrycie zespołu G. D'Souzy oznacza, że przeciwko groźnym szczepom powinno się zacząć szczepić nie tylko dziewczynki, ale i chłopców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość cogito

chlopcy i tak zadko kiedy maja szanse zachrowac na raka gardla w ten sposob.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Zakażenia wirusem brodawczaka stały się tym samym najważniejszym czynnikiem ryzyka dla nowotworów części ustnej gardła, "detronizując" czynniki uznawane uprzednio za decydujące (wypalanie dziennie przez 20 lat paczki papierosów oraz spożywanie dużych ilości alkoholu przez 15 lat).

 

Papierosy znów zdrowe??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość cogito
;) na to wyglada. lepiej wypaliac paczke papierosów dziennie przez 20 lat niz uprawiac seks oralny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale WyłĄCZNIE z punktu widzenia gardła. Płucka i jama ustna chorują głównie z powodu dymu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

Albo zachłyśnięcia. 8)

:-\

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zwykłe maseczki chirurgiczne chronią przed chorobami zakaźnymi takimi jakim grypa równie dobrze, jak maski z filtrem klasy N95, wynika z badań, których wyniki opublikowano na łamach Journal of the American Medical Association (JAMA).
      To ważne spostrzeżenie z punktu widzenia zdrowia publicznego, gdyż mówi nam, jakie rozwiązania powinniśmy rekomendować w obliczu epidemii, mówi główna autorka badań, doktor Trish Perl szefowa Wydziału Chorób Zakaźnych w UT Southwestern Medical Center.
      W 2009 roku podczas epidemii świńskiej grypy chorobą zaraziło się niemal 30% pracowników wydziałów ratunkowych w nowojorskich szpitalach. Wtedy to amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) zalecały stosowanie masek z filtrami N95. Lepiej przylegają one do twarzy i nosa niż standardowe maseczki chirurgiczne. Jednak niektóre szpitale miały problemy z uzupełnieniem zapasów, gdy takie maseczki się wyczerpały. Ponadto istnieją obawy, że wielu pracowników opieki zdrowotnej nie będzie stosowało masek z filtrem, gdyż są one mniej wygodne, trudniej się w nich oddycha i jest w nich cieplej.
      W ramach randomizowanych badań klinicznych doktor Perlman i jej zespół przyjrzeli się stosowaniu zwykłych masek chirurgicznych oraz masek z filtrem w siedmiu miastach w USA przez pracowników CDC, szpitali uniwersyteckich i szpitali Departamentu ds. Weteranów.  Przeanalizowali dane z sezonów grypowych z lat 2011–2015, badając przypadki grypy i innych chorób układu oddechowego wśród pracowników służby zdrowia. To największe tego typu badania, jakie przeprowadzono w USA.
      Badania pokazały, że w grupie używającej masek z filtrem doszło do 207 przypadków zarażenia grypą, podczas gdy w grupie używającej zwykłych maseczek chirurgicznych takich przypadków było 193. Ponadto w grupie używającej masek z filtrem N95 odnotowano 2734 przypadki zarażenia innymi chorobami układu oddechowego, a w grupie korzystającej ze zwykłych maseczek chirurgicznych przypadków takich było 3039.
      W ramach prowadzonych badań 1993 losowo wybranych uczestników nosiło maseczki N95, a 2058 osób nosiło zwykłe maseczki chirurgiczne. Zakładać je mieli, gdy znajdą się w pobliżu pacjenta z chorobą układu oddechowego. Z jednej strony badano liczbę przypadków zachorowań na grypę, w z drugiej zaś – liczbę przypadków zachorowań na inne choroby układu oddechowego. Autorzy badań stwierdzili, że wśród personelu służby zdrowia porównanie skuteczności maseczek N95 ze zwykłymi maseczkami chirurgicznymi nie wykazało znaczącej różnicy w ochronie przed zachorowaniami na grypę.
      Z badań tych wynika, że żaden z tych sposobów ochrony nie jest lepszy od drugiego, podsumowuje doktor Perl.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Metaanaliza 65 badań prowadzonych w 14 krajach o wysokich dochodach wykazała, że szczepionki przeciwko HPV (wirusowi brodawczaka ludzkiego) działają i przynoszą wymierne efekty w postaci spadku liczby infekcji powodujących nowotwory. Wspomnianymi badaniami objęto 60 milionów osób na przestrzeni 8 lat.
      Marc Brisson, współautor badań z Laval University w Quebecu mówi, że obecnie programy szczepień przeciwko HPV prowadzone są w 115 krajach. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by zbadać ich wpływ na poziom zachorowań na raka szyjki macicy, zatem sprawdzano wpływ na liczbę infekcji.
      Badania wykazały, że po 5-8 latach od rozpoczęcia projektu szczepień dochodzi do znacznego spadku występowania dwóch szczepów brodawczaka, przeciwko którym szczepionka chroni. Wśród nastolatek odsetek nosicielek wirusa zmniejszył się o 83%, wśród kobiet w wieku 20-24 lata doszło do 66-procentowego spadku, a wśród kobiet w wieku 25-29 lat spadek ten wyniósł 37%, mimo że większość z nich nie była zaszczepiona.
      Zmniejszyła się też częstotliwość występowania kłykcin kończystych. U dziewcząt w wieku 15-19 lat zaobserwowano spadek o 67%, a u kobiet w wieku 20-24 – o 54%. Co interesujące, szczepionka podawana dziewczętom i kobietom chroni też płeć brzydką. U nieszczepionych chłopców w wieku 15-19 lat liczba przypadków występowania kłykcin zmniejszyła się o 48%, a u panów w wieku 20-24 lat – o 32%.
      Naukowcy przyjrzeli się również przypadkom występowania raka śródnabłonkowego (CIN). To nowotwór, który jest ograniczony do tkanki nabłonkowej narządu, nie rozprzestrzenia się na inne tkanki i organy. Jest chorobą o wysokiej wyleczalności. Rozróżnia się trzy postaci tego nowotworu: CIN1, CIN2 i CIN3. Nieleczone CIN2 i CIN3 mogą prowadzić do rozwoju raka szyjki macicy. Stwierdzono, że liczba przypadków CIN2 i CIN3 zmniejszyła się wśród dziewcząt w wieku 15-19 lat o 51%. W tym samym czasie wśród niezaszczepionych kobiet liczba przypadków wzrosła.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania laboratoryjne przeprowadzone na University of Alabama sugerują, że przeciwnowotworowe leki worinostat, belinostat i panobinostat mogą zostać wykorzystane do walki z wirusem brodawczaka ludzkiego (HPV). Jak informuje WHO w 2012 roku HPV, wywołując raka szyjki macicy, zabił około 266 000 osób. Wirus ten powoduje też nowotwory sromu, pochwy i odbytu.
      Istnieją efektywne szczepionki przeciwko HPV, jednak muszą one zostać podane przed rozpoczęciem współżycia płciowego. Nie działają one bowiem w momencie, gdy człowiek jest już zarażony. Pilnie potrzebujemy bezpiecznej, efektywnej i niedrogiej terapii, mówi profesor N. Sanjib Banerjee, główny autor badań nad wpływem worinostatu na HPV.
      Wspomniany wirus umiejscawia się w tkance nabłonkowej narządów płciowych, gardła i ust. Nie rozprzestrzenia się jednak w standardowych hodowlach komórek, dlatego też w laboratorium trudno jest badać jego patogenezę.
      Laboratorium znajdujące się na University of Arizona od dziesięcioleci bada interakcje pomiędzy HPV a gospodarzem. Pracujący w nim naukowcy odkryli, że namnażanie się HPV zalezy od różnicowania się komórek nabłonka w wielowarstwową tkankę nabłonkowej pełnej grubości. Ponadto zauważyli, że HPV reaktywuje proces replikowania DNA w zróżnicowanych komórkach, co wspomaga infekcję.
      Laboratorium opracowało metodę uzyskania w pełni zróżnicowanej wielowarstwowej tkanki nabłonkowej, a w 2009 roku udało się stworzyć idealny model do laboratoryjnych badań infekcji HPV.
      Profesor Banerjee i jego koledzy wysunęli hipotezę, że inhibitory deacetylazy histonowej zablokuje amplifikację DNA wirusa, gdyż środki te są znane z zakłócania replikacji DNA chromosomalnego.
      Badania przeprowadzone na opracowanym wcześniej modelu wykazały, że worinostat efektywnie blokuje amplifikację DNA HPV i namnażanie się wirusa. Co ważne, lek prowadził też do apoptozy (śmierci) zainfekowanych komórek. Podobne wyniki uzyskano badając dwa inne inhibitory deacetylazy histonowej, belinostata i panobinostat. Gdy wspomnianymi środkami potraktowano komórki niezainfekowane HPV, znaczna większość z nich nie została zabita przez leki.
      Na podstawie naszych szczegółowych badań stwierdzamy, że inhibitory deacetylazy histonowej są obiecującymi środkami pozwalającymi na zwalczanie łagodnych infekcji HPV, mówi Banerjee.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W modelu mysim immunosupresja związana z zakażeniem pierwotniakami Toxoplasma gondii zmniejsza liczbę blaszek amyloidowych, a także poprawia wyniki osiągane w testach behawioralnych, np. labiryncie wodnym.
      Eun-Hee Shin ze College'u Medycznego Narodowego Uniwersytetu Seulskiego, główna autorka artykułu opublikowanego w PLoS ONE, postanowiła sprawdzić, w jaki sposób hamowanie procesu wytwarzania przeciwciał i komórek odpornościowych przez T. gondii wpłynie na patogenezę i postępy choroby Alzheimera. Do badań wybrano szczep myszy Tg2576. Gryzonie zainfekowano tworzącym cysty szczepem ME49.
      Badano poziom mediatorów zapalnych (tlenku azotu(II) i interferonu gamma) oraz cytokin przeciwzapalnych (interleukiny 10 oraz transformującego czynnika wzrostu beta). Oceniano też uszkodzenia neuronów i odkładanie złogów beta-amyloidu w tkankach mózgu.
      Poza tym Koreańczycy przeprowadzili testy behawioralne, w których brały udział zarówno myszy Tg2576 zakażone T. gondii, jak i wolne od zakażenia (grupa kontrolna). Zwierzęta musiały pokonywać labirynt wodny Morrisa (gdzie w dużym okrągłym basenie pod powierzchnią wody ukryta jest platforma) oraz lądowy w kształcie litery Y.
      Okazało się, że po zakażeniu pierwotniakiem poziom interferonu gamma nie ulegał zmianie, za to stężenia cytokin przeciwzapalnych były o wiele wyższe u myszy z grupy eksperymentalnej. W korze i hipokampie gryzoni zainfekowanych T. gondii znacznie zmniejszało się odkładanie beta-amyloidu.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Amerykańscy psychiatrzy Andrew Miller i Charles Raison uważają, że warianty genów, które sprzyjają rozwojowi depresji, pojawiły się w toku ewolucji, ponieważ pomagały naszym przodkom zwalczać infekcje (Molecular Psychiatry).
      Od kilku lat naukowcy zauważali, że depresja łączy się ze wzmożoną aktywacją układu odpornościowego. Pacjenci z depresją mają bardziej nasilone procesy zapalne nawet wtedy, gdy nie są chorzy.
      Okazało się, że większość wariantów genetycznych związanych z depresją wpływa na działanie układu immunologicznego. Dlatego postanowiliśmy przemyśleć kwestię, czemu depresja wydaje się wpisana w nasz genom - wyjaśnia Miller.
      Podstawowe założenie jest takie, że geny, które jej sprzyjają, były bardzo przystosowawcze, pomagając ludziom, a zwłaszcza małym dzieciom, przeżyć zakażenie w prehistorycznym środowisku, nawet jeśli te same zachowania nie są pomocne w relacjach z innymi ludźmi - dodaje Raison.
      W przeszłości zakażenie było główną przyczyną zgonów, dlatego tylko ten, kto był w stanie je przetrwać, przekazywał swoje geny. W ten sposób ewolucja i genetyka związały ze sobą objawy depresji i reakcje fizjologiczne. Gorączka, zmęczenie/nieaktywność, unikanie towarzystwa i jadłowstręt w okresie walki z chorobą mogą być postrzegane jako przystosowawcze.
      Teoria Raisona i Millera pozwala też wyjaśnić, czemu stres stanowi czynnik ryzyka depresji. Stres aktywuje układ odpornościowy w przewidywaniu zranienia, a że aktywacja immunologiczna wiąże się z depresją, koło się zamyka. Psychiatrzy zauważają, że problemy ze snem występują zarówno w przebiegu zaburzeń nastroju, jak i podczas aktywacji układu odpornościowego, a człowiek pierwotny musiał pozostawać czujny, by po urazie odstraszać drapieżniki.
      Akademicy z Emory University i University of Arizona proponują, by w przyszłości za pomocą poziomu markerów zapalnych oceniać skuteczność terapii depresji.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...